Skocz do zawartości
Turambar

Co teraz czytacie?

Polecane posty

Dzisiaj próbuję zacząć książkę pod tytułem "Gwiazda" autorstwa Artura C. Clarke'a.

Na razie mam za sobą tylko pierwsze kilka stron i zapowiada się co najwyżej 'średnio'. Jeśli do 50 strony nic się nie zmieni, to chyba porzucę czytanie (pomimo tego, że książka jest dość krótka).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wojny Rady - Johna Ringo, pierwszy tom pochłonąłem w 3 dni. Teraz jestem w połowie drugiego tomu, i wydaje mi się, że poziom trochę spadł, ale nadal czyta się świetnie.

Jeśli ktoś ma ochotę, na przyjemne i lekkie fantasy to polecam ten tytuł ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Minęło trochę czasu, odkąd po raz ostatni się tutaj odezwałem, więc może na początek zejdę odrobinę z tematu i powiem o książkach, które w tak zwanym międzyczasie przeczytałem. Poza tymi wymienionymi w poprzednim poście.

- Uciekinier Stephena Kinga. Jak autor napisał tę powieść (ponoć) w trzy dni, tak ja również przeczytałem ją jednym tchem. Czytając ją, nie mogłem jednak odeprzeć myśli o filmowej "adaptacji" ze Schwarzeneggerem w roli głównej. Czy znienawidziłem ten film, przekonawszy się na własne oczy, jak totalnie olewa sobie książkowy pierwowzór? Powiedziałbym, że... nie, bo po prostu już od jakiegoś czasu traktuję ów film jako całkiem odrębną historię.

- Powrót z gwiazd Stanisława Lema. Szczerze mówiąc, czytanie tej książki przyprawiało mnie tyleż o fascynację, co o kompleks niższości. Nachodzą mnie myśli, że ja to się chyba jednak nie nadaję do pisania fantastyki, bo po prostu brak mi kreatywności, jaką posiadają inni twórcy... a Lem jest chyba najbardziej jaskrawym przykładem tej kreatywności. Aż trudno uwierzyć, że pisał tę książkę na początku lat sześćdziesiątych - znaczna część przedstawionych tam pomysłów do dzisiaj jest aktualna, a niektóre wręcz się... urzeczywistniły (optony - hmmm, skąd ja to znam?).

- Wielkość urojona Stanisława Lema. Po prostu... wow. Przeważnie czytam normalne powieści fabularne, poddające się znanym konwencjom i kryteriom oceny, toteż lektura czegoś takiego, jak ta książka, była bez wątpienia ciekawym doświadczeniem. Inna sprawa, że sam nie wiem, co powinienem o tym myśleć. Poza eksperymentem z formą, można się tu natknąć na kolejny przykład zdolności profetycznych Lema - tym razem wywróżył powstanie Wikipedii i innych elektronicznych encyklopedii.

- Na glinianych nogach Terry'ego Pratchetta. Zabrałem się za niego wkrótce po rozprawieniu się ze Zbrojnymi i... sam nie wiem. Mam wrażenie, że poszczególne powieści ze Świata Dysku są do siebie cokolwiek podobne. Formuła, którą znałem z dwóch poprzednich tomów, zaczynała mi się już trochę przejadać. Poza tym, brytyjski humor znałem wcześniej głównie z komedii takich jak serial Czarna Żmija, produkcje spod szyldu Monty Pythona czy też Hotel Zacisze. Natomiast to, co pisze Pratchett... no, wyczuwam podobieństwo stylu i konwencji, ale nie bawi mnie to w takim stopniu, w jakim spodziewałem się, że będzie. Aczkolwiek wciąż jest w stanie, od czasu do czasu, skłonić mnie do paru skurczów przepony.

 

Powracając natomiast do meritum - czyli tego, jakie książki czytam aktualnie...

- Kapitan Jamróz Marcina Ciszewskiego. Po niezbyt udanym (IMO) www.afgan.com.pl, pan Ciszewski powraca niejako do korzeni, czyli historii drugiej wojny światowej. I dobrze, bo mam wrażenie, że w tej konwencji lepiej się czuje, a i mnie dużo przyjemniej czyta się powieść osadzoną właśnie w takich realiach. Trudno mi jednak umieścić kolejny tom pośród poprzednich części cyklu - chronologicznie, Kapitan Jamróz rozgrywa się wkrótce po zakończeniu www.1944.waw.pl, tyle że - co już wiemy z www.ru2012.pl - [oldspoiler]ta linia czasowa przestała już istnieć wskutek poczynań Grobickiego[/oldspoiler]. Dlatego zresztą w poprzednio wydanej powieści mieliśmy już ciąg dalszy całej historii, a nie powrót do ubiegłej wojny światowej. Są też inne komplikacje, ale nie mogę ich tutaj wyłuszczyć bez spoilerowania.

- Inwit Michała Cholewy. Cykl pana Cholewy czytam na bieżąco, odkąd tylko w księgarniach pojawił się Gambit, toteż kiedy ujrzałem na półce empiku kolejny tom, kupiłem bez wahania. Na razie przeczytałem dopiero pierwsze stronice, więc nie mogę wyrokować. Powiem tylko, że pan Cholewa jest drugim obok Lema twórcą, którego dzieła zarówno sprawiają mi przyjemność, jak i przyprawiają o kompleks niższości. Sam usiłuję tworzyć militarne sci-fi i zazdroszczę, naprawdę zazdroszczę Cholewie zdolności uchwycenia tematu, pomysłowości, konceptów na funkcjonowanie sił zbrojnych przyszłości oraz planowania operacji wojskowych, planów wewnątrz planów w planach (tak, tak, to z Diuny), et cetera. Do tego z tomu na tom jego książki są coraz lepsze (Forta oberwała już nagrodę Zajdla), więc jestem dobrej myśli. Swoją drogą, czyżby Michał Cholewa był fanem serii C&C? Nazwisko Greg Burdette brzmi nader znajomo, a i profesja wskazuje, że to nie przypadek...

- Sługa Boży Jacka Piekary. Pierwszy tom oryginalnej tetralogii o perypetiach inkwizytora Mordimera Madderdina i ostatni, jaki czytam. Zdobyłem ów tom z pewnym trudem - jest to bowiem wcześniejsze wydanie, którego na półkach księgarni już znaleźć nie można - i nie planuję zdobywać dalszych. Cykl Piekary podoba mi się, ale nie na tyle, żebym czuł się na siłach brać za pozostałe tomy. Na razie poprzestanę więc na oryginalnej tetralogii, szczególnie że kolejne tomy to już wizualnie całkowicie różne wydania (a ja już tak mam, że nie lubię mieć cyklu, w którym jedne książki są w takim a takim wydaniu, a inne w całkiem odmiennym; i tak już jestem niezadowolony, że w tytule wyżej wspomnianego Inwitu bez żadnego powodu zabarwiono nagle czcionkę na niebiesko, kiedy tytuły trzech poprzednich tomów były białe). Jeśli miałbym się wyrazić o samym Słudze Bożym, to jest to w zasadzie to samo, co poprzednie (a raczej następne) trzy tomy, tylko jeszcze więcej - zbiór sympatycznych opowiadań o charakterystyce kryminalnej, które gładko się czyta, ale które niestety nieszczególnie zapadają mi w pamięć. Nie w każdym wypadku, oczywiście - ale pamiętam na przykład, że w parę miesięcy po przeczytaniu opowiadania Ogrody pamięci (ze zbioru Młot na czarownice) nie pamiętałem już dokładnie, o co w nim chodziło.

- Valis Philipa K. Dicka. Choć moja styczność z twórczością tego autora jest wciąż nieznaczna (Valis to dopiero piąta jego książka, jaką czytam), już teraz podzieliłbym powieści Dicka na dwie kategorie - takie, które są w gruncie rzeczy konwencjonalnymi powieściami z rozważaniami filozoficznymi autora wplecionymi w fabułę oraz takie, które wymykają się normalnym kryteriom i konwencjom. I Valis zalicza się zdecydowanie do tej drugiej grupy. Określana jest powszechnie mianem swego rodzaju autobiografii Dicka (nawet nazwisko głównego bohatera - Koniolub Grubas - jest w istocie zaszyfrowanym imieniem i nazwiskiem samego autora) i... cóż, jej lektura uprzytamnia mi, że był on człowiekiem myślącym zdecydowanie inaczej, niż lwia część społeczeństwa. Valis to w sumie bardziej rozprawa filozoficzna, niż normalna powieść.

- Park Jurajski Michaela Crichtona. Tak, TEN Park Jurajski. Powiedziałbym, że już początkowe rozdziały uprzytomniły mi, że kinowa adaptacja tej książki jest w gruncie rzeczy nieomal filmem familijnym w porównaniu z oryginałem. Tam wszystko było złagodzone, uproszczone, dinozaury pokazywano nawet w sposób humorystyczny (dodam jeszcze, że ten film tak naprawdę nigdy mnie nie straszył, bo ja po prostu uwielbiam dinozaury i inne jaszczury - dlaczego mam się ich bać?). Tymczasem książka Crichtona jest thrillerem pełną gębą, w którym można się natknąć na sceny autentycznie przyprawiające o ciarki. Nie liczcie, że skoro oglądaliście superprodukcję Spielberga, to wiecie, czego możecie się spodziewać po książkowym pierwowzorze - to całkiem inna bajka.

- Równoumagicznienie Terry'ego Pratchetta. Kolejna powieść ze Świata Dysku, w której dla odmiany porzucamy towarzystwo Marchewy i innych ludzi (oraz nieludzi) ze Straży Miejskiej, by zająć się kimś całkiem innym (z czego jestem raczej zadowolony, bo - patrz wyżej - ta formuła zaczynała mi się już przejadać). Tym razem główną protagonistką jest młoda dziewczyna o nazwisku Eskarina Kowal (w skrócie Esk), która wskutek niefortunnego (albo i fortunnego) zbiegu okoliczności staje się pierwszą kobietą-magiem. Tworzy to poważny precedens, albowiem do tej pory magami zostawali wyłącznie chłopcy, podczas dziewczynki są zawsze czarownicami - i nie może być na odwrót. Eskarina stanowi zatem w ichnim świecie większy ewenement, niż Boudicca, Annie Oakley i Jacqueline Cochran razem wzięte. Jak widać po niniejszym opisie, również i w tej powieści Pratchett absolutnie niczego nie traktuje poważnie, a cała książka stanowi tak naprawdę satyrę na kolejne zagadnienie z rzeczywistego świata (tytuł w zasadzie jednoznacznie wskazuje, o co chodzi tym razem).

 

 

Dnia 19.01.2016o08:58, ZygfrydQ napisał:

A jak "Zbrojni"? Jest to równie dobre co "Straż! Straż!"? Bo pierwsza część bardzo mi się spodobała.

Trochę już późno na odpowiedź i przez ten czas zapewne sam zdążyłeś z autopsji poznać odpowiedź na swoje pytanie, ale... mogę rzec tyle - jeśli "Straż! Straż!" ci się podobało, to podejrzewam, że "Zbrojni" również powinno. Z mojego punktu widzenia, to jest w zasadzie to samo (aczkolwiek tematyka satyry odmienna), tyle że jeszcze więcej.

Jeśli natomiast idzie o prozę Dukaja, to niepotrzebnie się przejmowałem, bo Xavras Wyżryn był napisany znacznie lżejszym stylem, niż Czarne Oceany. W każdym razie on sam, bo już te "inne fikcje narodowe" były mniej przyjazne użytkownikowi (czyli w tym wypadku mnie).

Edytowano przez Bazil
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedyś, kiedyś - wydaje się teraz, że było to wieki temu - Tzar postanowił wyrazić protest (do którego ja sam szybko się przyłączyłem) pod adresem nader lakonicznych wypowiedzi w tym temacie, ograniczających się w zasadzie do suchego zapodania tytułu (lub tytułów) książki oraz nic nie wnoszącego komentarza w stylu "fajne" albo "polecam". Zero przemyśleń, wrażeń z lektury, zero pola do jakiejkolwiek debaty. Gdyby Tzar zdecydował się przemówić teraz, byłoby to, zdaje się, równie aktualne. Ale skoro go tu nie ma, to ja go wyręczę - minęły już trzy miesiące, odkąd zamieściłem swoją ostatnią kobyłę w temacie, a tymczasem nie dość, że aktywność nadal jest niewielka, to znów przeważają wypowiedzi, nie składające się nawet z dwóch linijek tekstu. Ba, pewien delikwent nie zdołał napisać nawet jednej.

Podejmując ponowną próbę ożywienia "fredu", zacznę od wzmianki na temat tego, co jeszcze zdołałem w tak zwanym międzyczasie przeczytać, poza tytułami z wyżej zapodanej listy. Pierwsza z lektur dodatkowych to Księga Dżungli Rudyarda Kiplinga. Sięgnąłem po nią, bo to przecież klasyk, niedawno jeszcze jeden film na jego kanwie nakręcili, a poza tym liczyłem na jakieś lekkie dzieło przygodowe. Niestety, w tym ostatnim wypadku się mocno rozczarowałem, bo Księga Dżungli to po prostu literatura typowo dziecięca. Przeczytałem ją szybko i bez zająknięcia, ale nie powiem, żebym odczuwał przy tym jakąś autentyczną frajdę. Czasami to ja naprawdę czuję się staro... Druga lektura dodatkowa to Wiatr przez dziurkę od klucza Stephena Kinga. Jeszcze jeden tom, dopisany do cyklu Mroczna Wieża, który początkowo chciałem zignorować, ewentualnie przeczytać już później. Niemniej, ponieważ wszędzie już się o tej serii mówi, że jest ośmio-, a nie siedmiotomowa, a ja dodatkowo uznałem, że nie ma sensu zostawiać takiej książki na później, kiedy można od razu przeczytać cykl jako całość, jednak po toto sięgnąłem. Po przeczytaniu zastanawiam się jednak, czy dopisywanie tego ósmego (czy raczej - "cztery i pół") tomu do cyklu było naprawdę konieczne i czy naprawdę wniosło coś do opowieści. To mimo wszystko całkowicie odrębna historia, niewiele (a właściwie to nic) mająca wspólnego z wędrówką protagonistów do tytułowej Mrocznej Wieży. Czytało mi się to lekko, jak na Kinga (ogólnie ciężej mi się "wczytać" w prozę Kinga, niż na przykład Sapkowskiego, Novik czy Grzędowicza), ale... no... what's the point, anyway?

 

Obecnie czytam natomiast... hm, tak naprawdę, to "czytam" jest tutaj powiedziane trochę na wyrost - bo czas na czytanie niezobowiązujących lektur, którego nigdy nie miałem tyle, ile bym chciał, ostatnio pomału zbliża się do zera. Niemniej, ostatnio znów sięgnąłem po parę książek jednocześnie, z zamiarem naprzemiennego ich czytania, bądź też ustawienia w kolejce na najbliższą przyszłość.

- www.1939.com.pl Marcina Ciszewskiego. Kiedy tylko sklep internetowy, w którym normalnie robię zakupy, wrzucił na swoje wirtualne półki cykl powieści pana Ciszewskiego z gatunku historii alternatywnej, nabyłem z miejsca wszystkie sześć jego tomów. W związku z tym, zdecydowałem się przeczytać cały cykl od nowa (podobnie zrobiłem wcześniej z cyklem Temeraire od Naomi Novik). Do książki otwierającej cykl nadal żywię niemały sentyment, natomiast... cóż, odnoszę wrażenie, że im dłużej ją znam, tym więcej znajduję w niej rzeczy, na które mógłbym jęczeć. Część tego miauczenia wyraziłem w temacie poświęconym samej książce, dzisiaj dopisałbym do niego to, że no... ja naprawdę przepraszam, panie Ciszewski, ale dlaczego zwyczajnie pan olał kwestię "szoku cywilizacyjnego", kazał protagonistom zataić fakt, iż przybyli z przyszłości i jeszcze na dokładkę przez większość czasu izolował ich od ludzi z dawnej epoki, ograniczając kontakty pomiędzy dwiema grupami? Toż to istna kopalnia ciekawych wątków - wiem to z lektury innych książek z tej konwencji, ze szczególnym wskazaniem na cykl Oś Czasu Birminghama (cykl średni, ale kwestia różnic cywilizacyjnych, społecznych i kulturowych między przybyszami z przyszłości a "współczesnymi" została weń przedstawiona ciekawie i kompleksowo), a pan to po prostu zlekceważył i skupił się na nikomu niepotrzebnym wątku kryminalnym. Przy lekturze kolejnych części cyklu odnoszę wrażenie, iż sam pan dostrzegł zmarnowany potencjał, ale cóż... czasu już się nie cofnie (nawet jeśli książki sugerują co innego...).

- Wybrana Naomi Novik. Ta książka, po prawdzie, zalegała u mnie już od jakiegoś czasu (jeśli mam być szczery, wolałbym najpierw dostać ostatni tom cyklu Temeraire, zamiast całkiem odrębnej historii... To jak z Peterem Jacksonem - chciałoby się, żeby się wreszcie wziął za z dawna zapowiadaną adaptację Smoka jego królewskiej mości i kontynuacji, a on nie dość, że bierze się najpierw za Hobbita, to jeszcze rozciąga pojedynczą powieść na trzy filmy), ale wreszcie się za nią wziąłem, bo na Ligę Smoków od tej samej autorki to sobie jeszcze poczekam. Pierwsze, co zwróciło moją uwagę przy lekturze Wybranej (poza wyraźnie słowiańskimi klimatami), to fakt, że... jak na razie nie mam na kim zawiesić oka. Czytać się czyta gładko, tak jak poprzednie książki Novik, ale wrażenia psuje nieco fakt, że póki co, nie natknąłem się na postać, z którą naprawdę bym sympatyzował. Agnieszka to, jak Smok ją raczył niepochlebnie określić, po prostu niedojda, której nic nie wychodzi i która ciągle pakuje się w kłopoty; Smok ze swojej strony to po prostu gbur i buc, który jak na razie nie okazał żadnych uczuć, które można by określić jako pozytywne. Niemniej, dopiero zacząłem tę książkę czytać, z czasem się pewnie to jakoś rozwinie.

- Perfekcyjna niedoskonałość Jacka Dukaja. W zasadzie nie mam jeszcze wiele do powiedzenia, bo dopiero przerzuciłem pierwsze stronice powieści, ale widzę tu podobnie ciężki styl do tego, z którym miałem do czynienia podczas lektury innej książki tego autora, znaczy Czarnych oceanów. Zresztą... nie, po namyśle powiedziałbym, że problemem nie jest tutaj styl pisarski sam w sobie, a raczej cokolwiek nietypowa forma opowieści i narracji. Z jednej strony, podziwiam Dukaja za łatwość, z jaką tworzy teksty odstające całkowicie od znanych mi wzorców (żebym ja był taki kreatywny...), a z drugiej... no, gdybym już wcześniej nie wiedział (ze swoich internetowych wojaży), o co mniej więcej chodzi w tej Perfekcyjnej niedoskonałości, pewnie pogubiłbym się już po tych pierwszych kilku stronach. I niech nikt mi tu nie pisze niczego w stylu "ty taki, nietaki, nie nadajesz się po prostu do czytania trudnych książek". Jak już ongiś wspomniałem, książki Philipa K. Dicka też są trudne, a mimo to czyta mi się je zdecydowanie łatwiej, niż prozę Dukaja. Że już nie wspomnę o Stanisławie Lemie. Nie sądzę zatem, aby jedynym czynnikiem było moje prostactwo.

- Metro 2033 Dmitrija Glukhovskiego. Kolejny tytuł, który kupiłem ładnych parę miesięcy temu, odłożyłem na półkę... i dopiero niedawno wreszcie wziąłem się za niego na poważnie (no co, no co? Jest lista społeczna! Tylko w kiblu by... a nie, to nie ta bajka). Pierwsze, co zwraca moją uwagę przy jego lekturze, to ogromna ilość ekspozycji. Dosłownie co chwila autor przerywa "właściwą" narrację, żeby opowiedzieć jakąś mrożącą krew w żyłach historię z mniej lub bardziej zamierzchłych czasów, jakiś skromny referat o funkcjonowaniu stacji moskiewskiego metra 2033 roku n.e. czy też inną anegdotę. Nie powiem jednak, żeby mi to przeszkadzało - wręcz przeciwnie. Lubię poznawać całą tę mitologię fikcyjnych, stworzonych przez innych światów, lubię wiedzieć, co się w nich dzieje i jak funkcjonują tudzież czuć, że perspektywa nie ogranicza się wcale do czubka nosa głównego protagonisty (jak tak sobie teraz o tym pomyślę - jest to w sumie coś, czego mi brakuje u Ciszewskiego czy też Cholewy). Jedyny mankament to ta nieszczęsna mapa... to znaczy, niech nikt nie zrozumie mnie źle - mapka z rozkładem moskiewskiego metra (z zaznaczeniem różnych detali pokroju "przynależności politycznej" poszczególnych stacji) to naprawdę fajna sprawa. Natomiast nie jest fajną sprawą konieczność ciągłego przerywania lektury po to, żeby zerknąć na tę mapę i odnaleźć miejsce wydarzeń, o których mowa. A, niech tam... książkę tak czy inaczej czyta mi się dobrze, choć odnoszę wrażenie, że te ekspozycje są pisane niejako kosztem właściwej historii. Przeczytałem już kilka rozdziałów, a fabuła... no, nie to, że się nie posuwa do przodu, bo się wyraźnie posuwa, ale z drugiej strony główny bohater jak dotąd nie zdążył też posunąć się nazbyt wiele.

- Mroczna Wieża: Pieśń Susannah Stephena Kinga. Tom szósty (i przedostatni) nietypowego cyklu z gatunku dark fantasy. Przez jakiś czas miałem przerwę w czytaniu książek z tej serii, ale (co można wywnioskować z mojej gadaniny o Wietrze...) ostatnio do niego powróciłem. Niewiele mogę rzec o swoich przemyśleniach dotyczących fabuły, bo musiałbym nieźle zaspoilerować, ale... no, spodziewam się niemałego bałaganu po tym, jak w finale poprzedniego tomu (tzn. Mroczna Wieża: Wilki z Calla) Stephen King zburzył czwartą ścianę. Tylko że... do licha, czemu mam wrażenie, iż niektóre wątki robią się tutaj naprawdę wymuszone? Czemu służy na przykład... albo... ech, spróbuj tu człowieku cokolwiek powiedzieć, kiedy nie możesz tak po prostu zdradzić fabuły.

- Trzy wiedźmy Terry'ego Pratchetta. Cykl powieści ze Świata Dysku też poszedł ostatnio w odstawkę, ale - podobnie jak w przypadku Mrocznej Wieży - w końcu do niego powróciłem. Jeśli idzie o kolejny tom, jaki mam do przeczytania... cóż, osoby, które czytały Szekspira (ze szczególnym wskazaniem na Makbeta) już po tytule mogą się zorientować, z czego tym razem Pratchett robi sobie jaja.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ze dwa tygodnie temu, w oko zaczęła mnie kuć Desperacja Stephena Kinga którą nabyłem jakoś w 2014 roku a może wcześniej.

No i jakoś w ubiegłym tygodniu, skończyłem ją czytać.

Książkę jak prawie każdą Stephena, czytało mi się fajnie, przejechałem się tylko na Przebudzeniu ale póki co, zakładki zaznaczającej gdzie skończyłem nie wyjąłem. Kto wie, może ją jeszcze ukończę.

Co do samej książki, to podobała mi się dlatego że występują w niej istoty nie naturalne a sformułowanie "Nie uformowani" i "Kan Tak w Kan Tah" zapadło mi w pamięć.

Poza tym, to bardzo dobra książka choć z przykrym finałem dla niektórych osób tam występujących. Nie będę się rozpisywał, by nie spoilerowac przypadkiem ale jak by ktoś mnie zapytał, na ile procentowo polecam Desperację to ze spokojnym sumieniem mogę polecić na solidną 8. Tak!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od jakiegoś miesiąca czytam Sword Art Online, jestem właśnie w trakcie piątego tomu. Całkiem przyjemne czytadełko, godne polecenia fanom anime.

Jak na razie:

Tom 1 - przedstawia główny wątek fabularny SAO, od walki Kirito i Kleina z dzikiem, po ostatnie starcie na w 'grze'. Wszystko tutaj dostajemy z perspektywy pierwszej osoby, którą jest sam Kirito. Ubogaca to nam historię o dodatkowe wspomnienia czy przemyślenia antagonisty. Jest ciekawie, chociaż niemalże 1:1 z serialem.

Tom 2 - tutaj dostajemy wszystkie te mini-historyjki, czy też wątki poboczne z anime. Silica i jej zwierzak, pani kowal i polowanie na Smoka, historia Yui oraz polowanie na świątecznego bossa (dającego unikatowy, niespotkany jeszcze przedmiot). Perspektywa jest inna, zależnie od opowiadania.

Tom 3 - w tej części dostajemy trochę wydarzeń 'na powierzchni', poznajemy siostrę Kirito, zostajemy wprowadzeni w świat ALO. Znowu prawie wszystko 1:1 do anime, z uzupełnieniem o myśli czy wspomnienia bohaterów.

Tom 4 - pojawiają się pierwsze różnice między anime, a novelką, ale nadal jest tego niewiele. Historia w ALO jest kontynuowana i w tymże tomie też zakończona.

Tom 5 - ta część rozpoczyna rozdział GGO, a tym samym sezon drugi anime. Można by rzec, że WRESZCIE jakiś zestaw dodatkowych informacji poza anime. Tutaj już jest tego o wiele więcej niż wcześniej. I dialogi są bogatsze w informacje, i przemyślenia bohaterów dodają ciekawe rzeczy, no i oczywiście historia różnych osób (Shino) jest wyjaśniona o wiele rozleglej, niż miało to miejsce w serialu.

Edytowano przez ZygfrydQ
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja dla odmiany czytam "Kropki" Włodka Markowicza. Daje niezłego kopa, jak ktoś jest właśnie w dołku. Najpierw masz wrażenie, że dostałeś w twarz, bo wszystko dotyczy Ciebie i pokazuje brutalna prawdę, że wszystko co Ci się przydarza, dzieje się przeważnie na twoje życzenie. A potem doznajesz olśnienia i masz taką motywację, żeby zmienić swoje życie, że nawet zaczynasz coś w tym kierunku robić. ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakiś czas temu zmieniłem "dziadka na dziadka" - Sony ericsson W200i na LG E460, dzięki czemu mogę się zabrać za ebooki i pdfy: jakoś tak przed komputerem nie chce mi się czytać tego wszystkiego :/
Dzięki temu niedawno skończyłem "Chiny w roku olimpiady.Państwo Środka od środka" (Radosław Pyffel). Pomimo tego, że nieco się spóźniłem z jej przeczytaniem, bo igrzyska w Pekinie już dawno za nami, to i tak pomimo tego książka była źródłem wielu interesujących i nowych informacji. Różnice światów wsi i miast, Igrzyska i  związane z nimi nadzieje: nie tylko sportowe ale i wizerunkowe, Konfucjusz i jego renesans, prawdziwy obraz tego całego komunizmu chińskiego, który ja dawniej znałem tylko z telewizji, a w niej widziałem tylko ujęcia z sali pełnej "partyjniaków" i gromkie słowa KOMUNIZM... Bardzo przyjemnie się to czytało. Na przykład autor opisuje sytuację, gdzie niektórzy Polacy załapali się w Chinach jako nauczyciele angielskiego tylko dlatego, że wyglądali jak "człowiek z zachodu"- kij z umiejętnościami, dyplomami czy innymi certyfikatami- dostali cynk od znajomych i pojechali... I uczą z sukcesem. 
 
Potem zabrałem się za "Antypolonizm" (Michalkiewicz, Sommer). Jest to swego rodzaju wywiad rzeka między Panem Michalkiewiczem (klasa!) i Sommerem, gdzie Sommer głównie zadawał pytania, a Michalkiewicz odpowiadał. Tematem przewodnim tytułowy antypolonizm, identyfikacja pojęcia "polakożerca", rozróżnienie różnych grup polakożerców-  jest tam bardzo trafnie i szeroko opisana cała ta nagonka na Polaków, gdzie prowadzą swoje interesy różne grupy- oczywiście na szkodę Polakom. 
 
A obecnie czytam "Darwin kontra Marks. Dlaczego lewica skazana jest na wymarcie?" (Lee, Watson). Bardzo interesująca, oj bardzo. I bardzo przystępnie napisana (choć trafiają się literówki :P).
Tak jak w tytule- z jednej strony mamy  darwinizm, a z drugiej marksizm kulturowy. To pierwsze dotyczy nas od zarania dziejów, to drugie stosunkowo niedługo, a pomimo tego ta lewacka ideologia prowadzi większość opanowanych krajów do katastrofy demograficznej. Jest tutaj sporo powiedziałbym naukowego spojrzenia na człowieka, jako maszynę biologiczno-chemiczno-informatyczną, jej program, jakim są Prawa Natury, ewolucja człowieka, jego cech, mechanizmów dostosowywania się do otoczenia, oraz bezpardonowa krytyka tego całego feminizmu, czy innej homopropagandy.
Szczerze polecam, w sklepie najwyższego czasu jeden pdf kosztuje 20 złotych, także IMO warto na taką dającą do myślenia, prawicową porcję mądrych słów.

Edytowano przez KMyL
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

„Łowcy głów” – Jo Nesbo

Nie jest to pierwsza książka Nesbo, która wpadła mi w ręce. Wcześniej miałem okazję przeczytać m.in.: ,,Karaluchy”, ,,Krew na śniegu” i ,,Więcej Krwi”. Pierwsze pytanie, jakie nasunęło mi się po przeczytaniu tej książki to: skąd autor miał taki pomysł na fabułę ? Głównym bohaterem książki jest Robert Brown – znany i szanowany przez środowisko łowca głów. Czyli co (?) , główny protagonista jest mordercą na zlecenie ? – Jak pokazuje dalsza fabuła książki niekoniecznie. Robert ma za drogi dom, zbyt piękną żonę i zbyt luksusowe życie, na które go nie stać ale mimo wszystko nie dopuszcza do siebie myśli, że mógłby je porzucić. To wszystko doprowadza go działań, które już niedługo odcisną swoje piętno na jego życiu prywatnym. Sam pomysł na  bohatera i jego losy autor zaczerpnął moim skromnym zdaniem z własnego doświadczenia zawodowego. Dlaczego tak uważam ? Nesbo  z wykształcenia jest ekonomistą i pracował jako makler więc światek ‘’korpo” jest mu znany jak nikomu innemu. Chcesz być najlepszym managerem ? Do czego jesteś w stanie się posunąć żeby utrzymać luksusowe życie ? Co jesteś skłonny zrobić w celu uratowania się przed śmiercią ? Takie pytania i wiele innych będą nam towarzyszyły przy czytaniu tej lektury. Książkę polecam każdemu kto lubi kryminały i ma chwilę wolnego czasu (książka nie jest jakaś tragicznie obszerna - lekko ponad 200 stron). Na jej podstawie powstał film (podobno równie dobry co książka) o tym samym tytule, który mam zamiar w najbliższej przyszłości również obejrzeć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po ukończeniu Draculi B.S. miałem spora przerwę w czytaniu. Sam nie wiem, ale jakoś nie miałem weny.

W czwartek będąc w sklepie w moim mieście spostrzegłem sporych rozmiarów karton wypełniony książkami. Byłem już po pracy, więc na spokojnie przekopałem cały karton, od prawa do lewa i do samego dna.

Większość książek, to gnioty naszych celebrytów, których kijem nie dotknę. Ale jak to mówią, szukajcie a znajdziecie, to i ja po długim kopaniu, znalazłem swojego rodzaju perełki, pośród książkowego obornika.

Są nimi: Zaułek Potworów książka z 18 opowiadaniami grozy, oraz Historia Chińskich Tortur. Za obie książki zapłaciłem 20zł i można rzec, że wyrwałem je z bagna.

Zaułek Potworów który czytam póki co mi się podoba. Czyta się to książkę łatwo, ale czy straszy na razie nie.

Gdy skończę Zaułek Potworów, to wezmę się za Historię Chińskich Tortur,.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja czytam prawie codziennie "Sztuka Samoobrony" pióra Martin J.Dougherty

Autor opisuje w niej różne techniki samoobrony,obrony dla kobiet też oraz pokazane i opisane są też ćwiczenia różne.Są też wskazówki typu "Rodzaje broni używane do samoobrony"

Ja zamierzam ją całą przeczytać i umieć bronić nie tylko siebie ale i bliski i nie tylko przed jednym napastnikiem (przez te sytuacje z uchodźcami bo z nimi nic nie wiadomo) i polecam tą książkę każdemu/każdej.

PS.Nie jestem rasistą tylko o nich jest głośno w mediach na całym świecie.

Książka jest na podstawie technik walki wręcz stosowanych przez żołnierzy elitarnych jednostek specjalnych.

Edytowano przez Dr4g0nCh1ld96
zapomniałem dopisać
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaułek Potworów juz przeczytałem i powiem że może ze dwie trzy opowieści są fajne reszta słaba. 

Moja ocena to 5/10

Obecnie trochę czytam Historię Chińskich tortur - Gregory Blue, Jérôme Bourgon.

Na razie nie mam zdania. Ale obrazki fajne. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Oczy Smoka" S. King - Jestem gdzieś w połowie "Knigi". Jakie mam z niej wrażenia ? Wróciłem do tej książki po latach i ponownie zrozumiałem jak duże ma znaczenie, w którym okresie życia czyta się książkę. Nie jestem nią zachwycony ale nie jest też marna.  "Król" ponownie pokazuje swoją wszechstronność nie tylko w świecie papierowej grozy, ale również na pograniczu Fantasy i bajki/Baśni. Mogę polecić, ale szczególnie osobom w wieku do 15-16 lat. Ja wróciłem do niej z sentymentu po latach i dokończę jedynie, żeby przypomnieć sobie zakończenie fabuły. Wiem, że pewnie wielu nie zgodzi się z moją opinią ale to tylko subiektywne zdanie:wink:. Jak można przeczytać na dedykacji S. King poświęcił tą książkę (dziecku) swojej córce więc nie należy spodziewać się zagmatwania fabularnego pokroju "Gry o Tron".

 

Aha no i ponownie utwierdziłem się w przekonaniu, iż S. King jest strasznie nierówny w poziomie swoich książek

A może to ja jestem przemęczony  czytaniem ?

też możliwe...

 

Dla nadgorliwych i nadwrażliwych matematyków:tongue: dałbym tej książce 6/10, Ok, ok  6+ , a ten plus to z sentymentu do wspomnień gdy w wieku podstawówki czytałem ją pierwszy raz.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do książki Historia Chińskich Tortur, to powiem że jest to ciekawa książka.

Aktualnie czytam (a jak by inaczej) Stephena Kinga Bazar złych snów.

Początek super, książka składa się z kilku opowieści oraz z krótkich wstępów do tych że opowieści, co jest bardzo na plus.

Tak trochę pod koniec książki, jakoś jest słabo ale może opowieść Nekrologi wszystko poprawi.

Wcześniej nim zacząłem czytać BzS-S.Kinga, czytałem Wendigo i inne upiory Algernona Blackwooda (jestem w połowie) owa książka, to podobnie do książki S.Kinga, zbiór opowieści grozy, tylko jak dla mnie, trochę za dużo jest opisu, a treści mało. Najgorsze jest to, że nie bardzo straszą te opowieści. Kupna nie żałuje, póki co oceniam ją na 7/10.

Przede mną jeszcze dokończyć Wendigo i inne upiory A.Blackwooda, Zielona Mila S.Kinga, Historia Lisey S.Kinga, Inne Światy A.Machen, Śląski horror. O diabłach, skarbnikach i utopcach D.Simonides, W górach przeklętych. Wampiry Alp, Rudaw, Sudetów, Karpat i Bałkanów B.G.Sala i nie wiadomo co jeszcze trafię na wyprzedażach.

Czyli tak do końca roku, mam co czytać :D

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja aktualnie czytam Miecz Przeznaczenia autorstwa Sapkowskiego, gdyż jako cel na te wakacje obrałem sobie przeczytanie całej sagi :D

Jak skończę, to myślę nad wzięciem się za coś z serii Metro, ale póki co nie będę patrzył tak bardzo w horyzont.

  • Upvote 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skończyłem "Mitologię Nordycką", a teraz czytam aktualnie czytam "Robota" Wiśniewskiego-Snerga oraz w końcu znalazłem czas na "Diunę", kupiłem tą książkę tak dawno temu i ciągle ją przekładałem bo nie miałem czasu/czytałem coś innego. Recenzje ma niezwykle przychylne dlatego liczę, że będę się nieźle bawił. Później może wezmę na tapetę "Hyperiona" jak już nadrabiam klasyki ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Gość
Odpowiedz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...