Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Arturzyn

Traumy, wpadki i wypadki.

Polecane posty

maczeta z kolekcji taty wbiła mi się w nogę bo stojak się przewrócił

Tata zrobił mi gokarta (bez hamulców) i przy pierwszym teście nabiłem się nogą w betonowy słup

skasowałem fiata 126p dziadka poprzez dachowanie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Policja... ech, kiedyś spędziłem noc w areszcie. Pisałem chyba o tym w fosie parę lat temu. tongue_prosty.gif

Postuj tutaj, kłality fred jest.

Brzdącem będąc przebiłem sobie kolano gałęzią.

Będąc nie takim znowu brzdącem, podejmowałem nieśmiałe próby uprawiania sportów ekstremalnych. I tak sobie jadąc z górki na rowerze (fachowa nazwa: downhill) przypadkiem wypadłem z trasy i nadziałem się na płot. Gwóźdź na całą długość (kilka centymetrów) wbił się w kolano, ale w domu tylko to czymś zasypałem i zakleiłem plastrem biggrin_prosty.gif. W ogóle dawniej podchodziło się do wszelkich urazów ze sporym lekceważeniem...

A, jak miałem circa 3 lata to udało mi się efektownie zakończyć zabawę w elektryka - majstrowanie przy gniazdku zaowocowało wizytą na oiomie i niedorozwojem mocarnie poparzonej ręki XD.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Porażenia prądem? Raz mi się zdarzyło. Miałem felerny zasilacz do Pegasusa. Rozlatywał się i trzeba było ogólnie uważać bo kopał. Raz jak go połączałem wypieścił mnie aż miło. Nic bardzo poważnego, ale wystarczyło bym chodził rozdygotany przez godzinę, a włosy stały mi dęba. :]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Postuj tutaj, kłality fred jest.

Racja.

W godzinach nocnych złapała mnie i moich znajomych policja. Co złego robiliśmy? Ano ścigaliśmy się po mieście w wózkach sklepowych. Skuli nas kajdankami, i zawieźli na komendę. Następnie wywieźli nas do oddalonej o 25km pierwszej stolicy Polski, gdzie garowaliśmy przez resztę nocy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O, temat idealny dla mnie.

Trzynaście lat temu miałem wypadek samochodowy. Czołowe zderzenie z wyprzedzającym na trzeciego debilem z Kołobrzegu czy Trójmiasta, nie pamiętam. Oba samochody zmniejszyły swoją objętość do 1/3, choć nikt jakimś cudem nie zginął.

Na kilka minut przed zderzeniem odpiąłem pasy, bo strasznie chciało mi się spać, i położyłem się na tylnym siedzeniu. W tym miejscu kończą się moje wspomnienia i opieram się tylko na tym, co usłyszałem od innych. W momencie uderzenia fotel ojca wbił się w siedzenie za nim, na którym jeszcze chwilę temu siedziałem, właściwie łącząc się z nim w jedno. Ja sam zostałem siłą odrzutu wyrzucony z samochodu - rozbiłem głową tylną szybę i przeleciałem, a potem przeturlałem się jeszcze spory kawałek, kończąc w rowie oddalonym od miejsca wypadku o jakieś 40 metrów. Gdybym siedział tam, gdzie siedziałem, nie miałbym obu nóg. Do dziś, gdy słyszę, że zapięte pasy ratują życie, chce mi się śmiać.

Przytomność odzyskałem na chwilę w karetce, po czym ocknąłem się na OIOMie trzy dni później. Trzy dni w śpiączce, wcześniej śmierć kliniczna, z której mnie wyciągnęli. Dodatkowo strzaskany prawy obojczyk, miednica po lewej stronie również, do tego kilka żeber. Nie pamiętam, ile przeleżałem w gipsie nie mogąc się ruszyć. Młody wtedy byłem i na szczęście wszystko zrosło się dobrze i nie mam obecnie żadnych problemów zdrowotnych. Jedyne co, to po wszystkim musiałem na nowo uczyć się chodzić. Łącznie mam pół roku wycięte z życiorysu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

MrYoshi wygrał temat, bez dwóch zdań...

Kurde, nie mam ŻADNYCH bolesnych wspomnień. Serio. O ile zdrowotnie jest różnie (dalej mam lekki niedowład po zapaleniu nerwów twarzowych) o tyle w kwestii wypadków szczęście mam niesamowite.

Wydurniałem się jako dziecko. Klasyka.

Spadłem z dachu, bo brat idiota rzucił mi piłką prosto w brzuch.

Rąbnąłem potylicą w piorunochron gdy uczyłem się jeździć rowerem.

Bawiąc się wystającymi z gniazdka kablami wywaliłem korki na całym piętrze szkoły.

Prawie się utopiłem jako dziecko - ot, na kąpielisku szturchnął mnie jakiś typ, wytrącił mnie z równowagi i zepchnął w jakiś podwodny dół. Wyciągnął mnie kuzyn, ale do dziś boję się wody.

I co? I nic, żadnych trwałych uszkodzeń ani szycia. Jedyne co miałem to skręcenie kostki, i to w kompletnie losowy sposób - wyskoczyłem w górę, wykonałem mały piruet i źle wylądowałem. Ot co.

Mam za to sporo dziwnych historyjek.

Kiedyś w trakcie sylwestra chodziłem ze znajomymi po wsi. Przystawił się do nas jakiś napruty koleś i zaczął się spoufalać - w końcu długie włosy, a kolega jeszcze koszulkę zespołu miał. No i gadamy sobie o muzyce, bo sami byliśmy w dobrych humorach, aż w końcu wypiliśmy bruderschafta i rozeszliśmy się w dobrych humorach. Parę dni później do domu zapukała mi nieznajoma i zaczęła się wypytywać o tego kolesia. Okazało się, że byłem ostatnią osobą z jaką rozmawiał w życiu - godzinę później rozwalił się po pijanemu samochodem. Dziwna świadomość.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U mnie totalna nuda.

Przez głupie zabawy rozwaliłem łuk brwiowy na betonie, niezbyt przyjemne, ale do przeżycia.

Nieco psychiczna znajoma wbiła mi w podstawówce cyrkiel w żyłę co skończyło się całą ławką i ubraniami zalanymi krwią. Niby powinno zostawić u mnie jakąś małą traumę (nie wiem jak u innych), ale skończyło się tak, że regularnie oddaje krew.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fantastyczną zabawę na rolkach 20 lat temu przypłaciłem walnięciem na oba kolana na beton z hukiem, jaki poniósł się wraz z moim krzykiem po całym osiedlu. A że przy okazji trzymałem się poręczy, to mój kręgosłup potrafi się teraz wyginać równie mocno w przód i w tył. Stąd pewnie angaż w cyrku i okresowe zastępstwa w ZOO, gdy boa zachoruje. Efekty wydłużone w czasie w postaci bólu kolan na zmiany pogody, ale także konieczności ściągania z jednego wody (it's gonna be fun!).

EDIT: Wow, teraz przeczytałem post Yoshiego. Wow.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A znaleźliście kiedyś trupa?

Mnie ta nieprzyjemność spotkała dwa razy.

1. Podczas sprzątania świata w gimnazjum, natknęliśmy się z kumplami na dwutygodniowego wisielca w pobliskim lesie. Na początku myśleliśmy, że to jakiś pijak oparty o drzewo, który próbuje się wysikać...

2. Dwa lata temu, zimą, zwiedzałem z kumplem i koleżanką pewien opuszczony budynek. Chodzimy sobie spokojnie, gdy w pewnym momencie zauważyłem, że wśród śmieci leży jakiś człowiek. Zaczęliśmy uciekać, taka odruchowa reakcja - wiecie, była noc i w ogóle. Niemniej, po chwili się cofnęliśmy, bo człowiek coś się za bardzo nie ruszał. Po krótkich oględzinach, okazało się, że to jakiś bezdomny, który po prostu zamarzł. Tzn. chyba zamarzł, w każdym razie - nie żył.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...