Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

EGM

EGM w sosie własnym

Polecane posty

Generale jakim sportem się pan interesuje ? :banana: :bunny:

Lubię niekiedy pooglądać sobie fragmenty meczów australijskiego futbolu. A sam swego czasu uprawiałem łucznictwo.

A mógłbyś Generale odpowiedzieć na moje pytanie parę postów wyżej?

Mógłbym. Cała seria Myst jest bardzo dobra. Można brać w ciemno.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pan to mnie wciąż zaskakuje :tongue: . Łucznictwo? Futbol australijski?

Teraz pytania.

Czy Pan uważa siebie za staruszka?

Jaki jest Pana stosunek do młodzieży?

Jest Pan zadowolony ze swojego życia? Czy czasami mówi Pan do siebie ''Mogłem inaczej postąpić.''?

Nie mów do EGM-a na "Pan" bo wtedy czuje się on Zmurszałkiem ;) [Tur]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pan to mnie wciąż zaskakuje :tongue: . Łucznictwo? Futbol australijski?

Teraz pytania.

Czy Pan uważa siebie za staruszka?

Jaki jest Pana stosunek do młodzieży?

Jest Pan zadowolony ze swojego życia? Czy czasami mówi Pan do siebie ''Mogłem inaczej postąpić.''?

Absolutnie nie uważam się za starego (choć, psiakrew, moje kości i serce nieustannie mi przypominają, że jestem "mężczyzną w pewnym wieku").

Stosunek do młodzieży jaki mam, młody Jedi mnie pytasz? Zazdroszczę wam tego, że macie możliwości poznawania świata, o jakich nie mogłem pomarzyć - choć niekiedy wyjątkowo głupio je wykorzystujecie. Ale zazdroszczę wam... i generalnie uważam, że mógłbym trafić na znacznie większych dupków, niż trafiam. (w ten zgryźliwy sposób Generał powiadamia Cię, że was lubi).

A czy jestem zadowolony ze swojego życia? Czy mówię sobie czasami "mogłem wtedy inaczej postąpić?". Pokaż mi człowieka, który na pierwsze pytanie odpowie "tak", a na drugie "nie", a ja ci pokażę dubeltowego łgarza.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Absolutnie nie uważam się za starego (choć, psiakrew, moje kości i serce nieustannie mi przypominają, że jestem "mężczyzną w pewnym wieku").
Jak stare przysłowie mówi: ?jeśli w pewnym wieku budzisz się i nic cię nie boli, to niechybny znak, że umarłeś?.

A czy jestem zadowolony ze swojego życia? Czy mówię sobie czasami "mogłem wtedy inaczej postąpić?". Pokaż mi człowieka, który na pierwsze pytanie odpowie "tak", a na drugie "nie", a ja ci pokażę dubeltowego łgarza.
E tam, zaraz łgarza. Popatrz na fanatyków, szczególnie religijnych, oni właśnie tak odpowiedzą. Ewentualnie osoby, które podpadają pod art. 31 par. 1 kodeksu karnego. A prawdę mówiąc na łgarza demaskuje dopiero odpowiedź na drugie pytanie. Ja tam na pierwsze szczerze mogę odpowiedzieć ?tak?.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja tam na pierwsze szczerze mogę odpowiedzieć ?tak?.

Wiesz, Pezecie, jest taka stara legenda o pewnym wschodnim satrapie, który ciężko zachorował i jakiś wróż przepowiedział mu, że wyzdrowieje, jeżeli wdzieje na grzbiet koszulę człowieka prawdziwie szczęśliwego. Władca natychmiast rozesłał gońców, którzy mieli mu takowego znaleźć. Długo by opowiadać... nie znaleźli nikogo, ale koniec końców, gdy już wracali z kwitkiem, usłyszeli radosny śpiew biednego kmiotka, który orał swoje poletko. Zapytali, czy jest szczęśliwy. Odpowiedział, że tak - ma kochającą żonę, synka i kawałek pola, które żywi całą trójkę.

- Sprzedaj nam swoją koszulę - zaproponowali wysłannicy. - Dobrze ci za nią zapłacimy.

- Ależ ja nie mam koszuli - odpowiedział szczęśliwy człowiek...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kurczę. Tak naprawdę, to jak byśmy swego życia nie prowadzili, to zawsze możemy powiedzieć: "Można było to lepiej zrobić" Po fakcie nie ma sensu się nad tym zastanawiać. Po prostu trzeba robić wszystko tak, żeby potem nie żałować. Problem tylko w tym, że ciężko to przewidzieć. :unsure:
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak, dlatego lepiej się nie zastanaiwać nad czymś co już było. Było - minęło, i żyje się dalej.

W zasadzie o wszystkim można powiedzieć, że "można to było zrobić lepiej", a błędy zauważamy dopiero po fakcie, więc... Zresztą jest taka stara zasda, że jeśli przewidzisz trzy wady i zabepieczysz się na każdą z nich, to zaraz po tym pojawi się kolejna, na którą nie byłeś kompletnie przygotowany :wink:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Generale, skoro według ogólnej opinii szczęściem można nazwać "nicnierobienie" - myślenie: "och, jak mi dobrze, nic nie muszę dziś robić", "wreszcie błogie lenistwo" - dlaczego mimo wszystko ludzi zadowolonych spotyka się tak rzadko? Na Twoje dictum powinny od razu pojawić się głosy wystarczająco usatysfakcjonowanych życiem użytkowników - zwłaszcza tych wystarczająco leniwych, by nie móc przejrzeć kilku stron wstecz, a co dopiero wątku od początku. Swoją drogą, lektura wszystkich 114 to bardzo ciekawe doświadczenie, ale liczenie powtarzających się pytań znudziło mi się w okolicy drugiej dziesiątki. Jak Ty to wytrzymujesz? Nie odczuwasz czasami objawów, jakże popularnej, "białej gorączki"? Nie mówię tu o zwykłej irytacji, bo tę widać wyraźnie. Czy nie nachodzi Cię chwilami obawa, że "wszystko już było"? Ponoć takie stwierdzenie w kinematografii było początkiem ekranizowania książek.

Szwenio, Dogmeat, niezastanawianie się nad takimi sprawami niestety jest trudne dla urodzonych perfekcjonistów. Dla przykładu - niepowodzenia niejednokrotnie zbywam wzruszeniem ramion, ale tylko na pokaz. Później mogę godzinami nie spać i roztrząsać każdą ewentualną szansę naprawy czy poprawy sytuacji. Co, wbrew pozorom, wcale nie przeszkadza mi też określać siebie jako zadowolonej z życia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Swoją drogą, lektura wszystkich 114 to bardzo ciekawe doświadczenie, ale liczenie powtarzających się pytań znudziło mi się w okolicy drugiej dziesiątki. Jak Ty to wytrzymujesz? Nie odczuwasz czasami objawów, jakże popularnej, "białej gorączki"? Nie mówię tu o zwykłej irytacji, bo tę widać wyraźnie. Czy nie nachodzi Cię chwilami obawa, że "wszystko już było"?

Wiesz, o Ty, która pomściłaś Baala, potyczki na Forum mnie raczej bawią, niż irytują. A jak zaczną mnie nużyć... cóż, to będzie znak, że czas mi umierać :biggrin:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Generale, skoro według ogólnej opinii szczęściem można nazwać "nicnierobienie" - myślenie: "och, jak mi dobrze, nic nie muszę dziś robić", "wreszcie błogie lenistwo" - dlaczego mimo wszystko ludzi zadowolonych spotyka się tak rzadko?

Może dlatego, żeznaczna część ludzi jednak ma jakieś ambicje i chciała by je spełniać? Spełniać samego siebie, być usatysfakcjonwaynym z tego co się robi. Nie każdy czuje się spełniony lenistwem (przeca nie każdy może być mną), ale cieszy się gdy choć na chwilkę może wysiąść i odpcząć od codzienności... Ja mogę z ręką na sercu powiedzieć, że jestem szczęśliwy ze swego życia. Jestem urodzonym (szczęśliwym i zawsze w dobrym humorze) pesymistą (choć nie na zasadzie - to mi się na pewno nie uda, więc nie robię), dzięki temu w życiu spotyka mnie naprawdę mało rozczarowań, a za to ile miłych zaskoczeń i niespodziewanek! Wyznaję zasadę, zawsze mogłoby być gorzej, a nigdy nie mówię, gorzej już być nie może :wink:

Szwenio, Dogmeat, niezastanawianie się nad takimi sprawami niestety jest trudne dla urodzonych perfekcjonistów. Dla przykładu - niepowodzenia niejednokrotnie zbywam wzruszeniem ramion, ale tylko na pokaz. Później mogę godzinami nie spać i roztrząsać każdą ewentualną szansę naprawy czy poprawy sytuacji. Co, wbrew pozorom, wcale nie przeszkadza mi też określać siebie jako zadowolonej z życia.

Nie wiem. Perfekcjonistą to ja nie jestem. Raczej rzekłbym, że straszny niedbaluch ze mnie... Choć w sumie jak się za coś zabieram (gdy nabierze mocy urzędowej...), to robię to najlepiej jak potrafię :smile:

Nie zwracam uwagi na takie szczególiki, pedantyczny nie jestem, a do bycia niespóźnialskim dużo mi brakuje, więc wiele spraw postrzegam inaczej (na szczęście jestem słowny) :smile:

Wiesz, o Ty, która pomściłaś Baala, potyczki na Forum mnie raczej bawią, niż irytują. A jak zaczną mnie nużyć... cóż, to będzie znak, że czas mi umierać :biggrin:

Porozmawiamy na ten temat, Generale, za następne 60 lat :wink:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja podchodzę do swoich niepowodzeń na luzie: nie udało się? Trudno! Może następnym razem się uda. Zadręczanie się tym co mogłem zrobić lepiej mogłoby wprowadzić mój młody i kruchy umysł w depresję;) A to już kiedyś przerabiałem i nie chcę do tego wracać. Generalnie życie jest jakie jest: raz jest ok innym razem nie. I nie ma co się zadręczać. Bo to skutkować może sytuacjami niemiłymi. Ja tam staram się chwytać to co miłe i tylko to pamiętać. Tak jest lepiej i łatwiej. Bo "life sucks" więc skoro tak - korzystajmy z tych miłych rzeczy, które są naszym udziałem. A reszta... niech zostanie milczeniem....

Dlatego pieniądze się mnie nie trzymają: wydaję wszystko na przyjemności;) Książki zalegające mój regał tak go przeciążają, że grozi zawaleniem się mi na głowę...;] Praca, którą wykonuje po zajęciach, też jest beznadziejna( sanitariusz na oddziale ratunkowym), ale czasem daje satysfakcję... Więc życie nie jest takie beznadziejne..

Teraz czuję się w miarę szczęśliwym człowiekiem (wiadomo, mogło być lepiej). Kończę studia, mam przyjaciół, utrzymuję się sam... Więc jest się z czego cieszyć;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sądziłam, że nie muszę dodatkowo zaznaczać ironii w moim poście? Cóż, można by godzinami prowadzić dysputę "O wyższości rozmowy w rzeczywistości nad internetową", ale jaki to ma sens? Choć w zasadzie? Temat dobry jak każdy inny.

Ad rem, jednak. Generale, szanowni rozmówcy: uważacie, ze trzymanie się określonych przez siebie zasad, choćby i przejętych od autorytetów (filozofów, dowódców, proroków, piosenkarzy - podług woli), może być gwarantem szczęścia?

Przy okazji, Generale, chylę czoła przed Twoją znajomością mitologii kaananejskiej i ugaryckiej. Ile to razy zdążysz mnie jeszcze zafascynować swoją erudycją? I którą z mitologii lubisz najbardziej? Stawiałabym na bliskowschodnie, z niewiadomego mi jeszcze powodu - może z racji ich małej popularności w naszym kraju?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Generale, szanowni rozmówcy: uważacie, ze trzymanie się określonych przez siebie zasad, choćby i przejętych od autorytetów (filozofów, dowódców, proroków, piosenkarzy - podług woli), może być gwarantem szczęścia?

IMO nawet jeśli nie zawsze gwarantem szczęścia to na pewno wewnętrznej satysfakcji. Wiadomo, że wszystko zależy od wybranych zasad ale pomijając jakieś ekstremalne przypadki uważam, że warto stosować się do hasła "żyj wg takich zasad co do, których chciałbyś/abyś żeby stały się powszechne" i "traktuj bliźniego jak siebie samego". Nie jest to łatwe ale o sądzę, że w ostatnich chwilach życia fajnie jest mieć świadomość "dobrze spełnionego obowiązku" ;) bez względu na to czy wierzymy w drugie życie po śmierci. Może i dostosowywanie zasad zawsze do konkretnej sytuacji jest bardziej opłacalne materialnie ale ja nigdy nie chciałbym iść do celu po trupach, bez jakiegokolwiek hamulca - taki ktoś może się zarzekać, że jego nic nie rusza ale z pewnością w końcu sumienie daje o sobie znać. Tak więc gwarantem szczęścia ducha i sumienia - tak, szczęścia fizycznego - niekoniecznie.

Oczywiście potępiam ślepe przyklejenie się do pewnych reguł i trwanie przy nich jak krowa, która podobno nigdy poglądów nie zmienia (patrz: wielu polskich polityków) czy też jakieś absurdalne pomysły wielu filozofów co do tego jak powinno się żyć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Anat: będzie ode mnie krótko, by nie dewastować tematu.

Życie jest dynamiczne, w ciągu roku następuje kilka rewolucji kulturalno-moralnych, "the times they are a-changin" itd, zatem kurczowe trzymanie się jednej dewizy, motto jest dość romantyczne, ale w takim samym stopniu nierealne. Zasady trzeba mieć, i ich się pilnować, ale żeby to też nie był zbiorek łatwo modyfikowalnych bzdurek tj "nie kradnę. Ale te 100 długopisów co mamy w magazynku z rzeczami biurowymi należy do wszystkich i do nikogo... i nikt też nie zauważy jego braku" lub "nie oszukuję. Ale na profil na gronie dam zdjęcie obcej dziewczyny i napiszę że moja - raczej nikt się nie zorientuje". Nic nie gwarantuje szczęścia, nic go nie zabezpiecza i nic go trwale nie odbiera - za wyjątkiem niewoli...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W gruncie rzeczy powodem braku szczęścia jest jego brak. I chęć posiadania, tak charakterystyczna dla ludzkości.

W ciągu życia chcielibyśmy osiągnąć jak najwięcej. Im więcej uda nam się osiągnąć, tym więcej pragniemy osiągać.

Podsumowując: im więcej posiadamy, tym większa jest nasz świadomość braku szczęścia.

Najszczęśliwszy człowiek to taki, biedny jak mysz kościelna i nic nie mający, bo jak by coś miał, wiedziałby, że może mieć więcej. A tak nie wie i zachowuje spokój duszy. A szczęście przychodzi samo :teehee:

Wiem, że zagmatwałem :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiesz, Pezecie, jest taka stara legenda o pewnym wschodnim satrapie, który ciężko zachorował i jakiś wróż przepowiedział mu, że wyzdrowieje, jeżeli wdzieje na grzbiet koszulę człowieka prawdziwie szczęśliwego. Władca natychmiast rozesłał gońców, którzy mieli mu takowego znaleźć. Długo by opowiadać... nie znaleźli nikogo, ale koniec końców, gdy już wracali z kwitkiem, usłyszeli radosny śpiew biednego kmiotka, który orał swoje poletko. Zapytali, czy jest szczęśliwy. Odpowiedział, że tak - ma kochającą żonę, synka i kawałek pola, które żywi całą trójkę.

- Sprzedaj nam swoją koszulę - zaproponowali wysłannicy. - Dobrze ci za nią zapłacimy.

- Ależ ja nie mam koszuli - odpowiedział szczęśliwy człowiek...

Och! Znam tę przypowieść bardzo dobrze i uważam, że świetnie pokazuje, od czego zależy szczęście. Natomiast, i tu muszę wrócić do mojej "antykomunistycznej obsesji", muszę stwierdzić, że tę opowiastkę traktuje się jako pochwałę skromnego stylu życia. Błąd, wprawdzie, jak mawiają, pieniądze szczęścia nie dają, ale, IMO, wybitnie zwiększają jego poziom. W tej anegdocie tak naprawdę nie chodzi o to, że sułtan był bogaty, a kmieć biedny. Po prostu ten pierwszy nie miał celu w życiu.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z tego wszystkiego wynika, że szczęście nie jest takie samo dla każdego i każdy patrzy się na to inaczej. Moim zdaniem

"tczeba" się ciszyć z tego co już mamy i doceniać każdą szczęśliwą i ... nieszczęśliwą chwilę i pomyśleć, że będzie w końcu kiedyś tam lepiej. :happy: Kiedy ja osiągnę jakiś cel w życiu, który sobie obrałem to ciszę się z niego, a następnie obieram sobie nowy by odnieść sukces :biggrin:, lub porażkę :confused:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Właśnie ukończyłem Broken Sworda 4 i muszę powiedzieć, że mi się podobało. Szczególnie głoś Szyca który mnie czasami rozbawiał do łez. Pytanie: czy również ci się podobała ta część (nie mam recenzji :<) i czy grałeś w wersję PL? :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Właśnie ukończyłem Broken Sworda 4 i muszę powiedzieć, że mi się podobało. Szczególnie głoś Szyca który mnie czasami rozbawiał do łez. Pytanie: czy również ci się podobała ta część (nie mam recenzji :<) i czy grałeś w wersję PL? :)

Na jaja Odyna! Pięć stron wcześniej na tymże wątku zamieściłem żywcem przepisaną z CDA swoją recenzję z polonizacji tej gry! Moderatorzy, walnijcie jakiegoś bana jak stąd do Czikago i z powrotem "temu człeku" za nękanie z lenistwa bliźnich swoich!

Któregoś dnia nie wytrzymam, wskoczę w monitor, przedrę się przez firewalle i spuszczę manto z dużej wysokości takiemu pytajnikowi, choćbym miał potem wyzionąć ducha!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Któregoś dnia nie wytrzymam, wskoczę w monitor, przedrę się przez firewalle i spuszczę manto z dużej wysokości takiemu pytajnikowi, choćbym miał potem wyzionąć ducha!

Generale zapraszam do mnie (ale nie na manto)... Obędzie się bez przedzierania przez firewall'e :wink:

A tak, tak, pytanie... Jakie przygodówki Benoit'a Sokal'a uważa Generał za godne polecenia (poza Syberiami rzecz jasna)? :smile:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A tak, tak, pytanie... Jakie przygodówki Benoit'a Sokal'a uważa Generał za godne polecenia (poza Syberiami rzecz jasna)? :smile:

Paradise. Była jeszcze taka całkiem dobra gra Amerzone, ale miała tę wadę, że nie dawało się w niej wyświetlać napisów. Jestem wzrokowcem i mocno mi to przeszkadza.

Generale, odnośnie tej legendy to nie wiesz, gdzie mogę jej szukać; w jakich zbiorach legend albo coś?? Bo mnie bardzo zaciekawiła

Nie umiem odpowiedzieć. Nie jestem pewien, czy nie zamieścił jej Makuszyński w swoim zbiorku opowiadań "Awantury arabskie", ale legenda jest starsza, znacznie starsza. Pezet sądzi, że rozpowszechniali ją komuniści. Zabawne, bo usłyszałem ją jako siedemnastolatek w kościele...

Owszem, jako młody człowiek chodziłem do kościoła. Był taki - parafia pod wezwaniem św. Anny na Szczawienku w Wałbrzychu. Wiesz, że tam jest pochowany brat Marysieńki Walewskiej, generał Paweł Łączyński? Leczył się w podwałbrzyskim sanatorium Szczawno Zdrój (wtedy nazywało się Salzbrunn), ale podobno nie miecz zadał dolegające mu mu rany, tylko pochwa... :thumbsup::biggrin: :biggrin:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...