Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Black Shadow

[FATE] Szara Wojna

Polecane posty

Serpent

Hrm, pamiętam jeszcze jak każdy w jednostce próbował mnie rozluźnić przyjacielską rozmową, byłem zamknięty w sobie nawet krótko po jej opuszczeniu, a tutaj proszę jak się role obróciły i z Saladyna się ciasny krawat zrobił. Nie mogę go jednak winić, w końcu kosmici i ten teges... ehh, cóż, nie za bardzo jest co na tej kosmicznej łajbie robić, przejdę się trochę, zaznajomię lepiej z korytarzami, może na kogoś natrafię i zajmę rozmową... wydawało mi się, czy słyszałem jakieś krzyki?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Pytania? Tak chyba jakieś by się znalazły Pułkowniku von Rundstedt. Skoro daje mi pan takie zadanie, to pewnie również czytał moje akta. Jasno powinno być tam napisane, że moje możliwości są nieco ograniczone. W teorii jestem w stanie kontrolować wszystko co ma w sobie elektronikę. Nieważne czym to jest, wzmacniaczem serca, pańskim okiem, czy reaktorem tego okrętu. Ale to nie zadziała jeśli obiekt znajduje się zbyt daleko. Jak to coś będzie przenoszone?

Podchodzę do rozłożonego cylindra. Sporo elementów. Kabelki, układy scalone, olbrzymia wręcz ilość chipów. Ale to nadal tylko elektronika. Oczywiście opanowanie jej jest całkiem czym innym niż zwykłe przeciążenie reaktora. Jednak przy odrobinie czasu nie powinno to stanowić dla mnie problemu.

Odwracam się do pułkownika.

- A teraz drugie pytanie. Co to tak naprawdę jest. Oczywiście mógłbym sam się w to wgryźć, ale po co. Skoro ma to wykorzystywać mnóstwo skomplikowanych praw fizyki, to chyba dobrze było by mi powiedzieć z czym mam do czynienia. Prawda Pułkowniku von Rundstedt?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Transport tego urządzenia nie będzie pańskim zmartwieniem, Gilliam- odpowiedział oficer- Bardziej będziesz musiał się martwić dotarciem do niego... Ale po coś są te antygrawy, czyż nie?

Rundsted pozwolił sobie na uśmiech, po czym w jednym zdaniu wyjaśnił, czym jest ten sprzęt.

***

- Ironiczne, czyż nie?

- Co ma pan na myśli, komandorze?

- Gdybyśmy nie dorwali technologii Obcych, nie moglibyśmy przeprowadzić tego kontrataku przez cały wszechświat. Potwierdzić osiągnięcie pozycji do skoku.

- Potwierdzam.

- Potwierdzić obliczenia.

- Potwierdzam.

- Zapisać czas, 24 lipca 2086, godzina 23:29 czasu ziemskiego. Wyruszamy.

***

Razor siedział w kantynie, w zamyśleniu spożywając prosty obiad. Od jego spotkania z doktorem Zacharym minął tydzień, lecz nadal był pod wrażeniem wydarzeń w laboratorium i tego, co się wydarzyło. Co mogły oznaczać słowa Szarego? A także, jak jajogłowi skonstruowali ten kask do komunikacji między rasami? Cóż, pewnie w końcu sami im powiedzą. Jego rozmyślania przerwał niski, otyły mężczyzna w mundurze pułkownika i łysiejącej głowie, noszący ponadto na piersi australijską flagę. Trzymał w dłoniach tackę z jedzeniem.

- Kapitanie, czy można się dosiąść?

Usiadł, nie czekając na pozwolenie, i zaczął jeść. W przerwach między kolejnymi porcjami podzielił się wspomnieniami z tego pamiętnego dnia sprzed ośmiu lat.

- Tamtego dnia normalnie, jak na co dzień, udałem się do pracy w Sztabie Generalnym i tam dotarły do mnie raporty o napaści. W sumie sam wiesz najlepiej, co się wtedy działo. Moja rodzina tego dnia odwiedziła córkę odpoczywającą po porodzie w szpitalu... To był jeden z pierwszych zniszczonych budynków- w głosie pułkownika niemal nie było słychać żalu, tak jakby wojna wypaliła jego uczucia.- Zrobiliśmy, co się dało, odparliśmy kilka ataków, dwa razy omal nie zginąłem, po czym zaokrętowałem się z częścią personelu na prom ewakuacyjny...

Atmosfera w kantynie zmieniła się w jednej chwili, mimo, że mało kto słyszał tę rozmowę. Większość osób, kierowana podświadomym impulsem, spojrzała wyczekująco na kapitana.

***

Kierował się w stronę kantyny, ze szczerym zamiarem porządnego nasilenia się i odpoczynku przed kolejną turą treningów z maszynerią. Nethan od progu zauważył już Willsona, siedzącego naprzeciw jakiegoś mężczyzny. Twarz komandosa miała dziwny wyraz, a on sam nie zauważył chyba, że znalazł się w centrum uwagi.

***

Jeśli na "Australii" oszczędzano na czymś miejsce, to na pewno nie na salach treningowych. Właśnie w jednej z nich Serpent, w ramach międzysojuszniczego treningu, bezlitośnie lał kolejnych członków pokładowej kompanii Specnazu. Jeden po drugim najtwardsi mężczyźni z każdego zakątka Matki Rosji padali na matę albo złapani w żelaznym chwycie bionicznej dłoni wręcz odklepywali swoją kapitulację. W końcu nie wytrzymał ich dowódca, złotowłosy major o niewinnym wyglądzie.

- Przynosicie wstyd Ojczyźnie, towarzysze- mruknął.

***

Iwanienko wracała ze strzelnicy, gdy minęła dwóch podekscytowanych marynarzy, rozprawiających z przejęciem o facecie z protezą ręki, który bez problemu tłukł Specnaz w pobliskim dojo. Zaciekawiona skręciła w kierunku sali i weszła do pomieszczenia akurat by zobaczyć lot dowódcy wprost w grupkę komandosów, którzy w porę zrobili unik. Oficer wylądował tuż przed nią, spojrzał jej w oczy, mrugając, po czym zażenowany wstał, masując obolałe plecy. Furia niemal w tym samym momencie poczuła pytające spojrzenia kilkudziesięciu rodaków.

---

Pozwoliłem sobie na drobne manipulacje, żeby posunąć akcję do przodu, ale jestem pewien, że są w zgodzie z Waszymi postaciami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W pierwszej chwili nie chciałem nawet zarejestrować słów tej niskiej, grubej i marnej podróbki żołnierza, ale z jakiegoś powodu nie byłem w stanie zamknąć się w swoim wewnętrznym świecie. Słysząc ostatnie słowa kubek, który akurat trzymałem w ręce rozpadł się na kawałki.

- Eh... - wzdycham po chwili przywdziewając wymuszony, krzywy uśmieszek. Próbując udawać, że nic się nie stało rzucam: - Nie sądziłem, że to taki szajs... tylko lekki ścisnąłem i już się rozpadło. - Ciało ludzkie, a właściwie to ręce, bywały czasami jak dzikie zwierzęta, gdzie niby wydaje ci się, że je wytresowałeś. Masz pełną kontrolę aż w pewnym momencie ręka się wyrywa i np. przestawia szczękę pewnego ścierwa o parę cali, tak sama z siebie, bez twojej pomocy. Niemniej mój umysł wie czego chce. Wie doskonale. Powstrzymaj się... jeszcze przez moment...

Robię głęboki wdech i pierwszy raz spoglądam niskiemu grubasowi prosto w oczy. Wwiercam się w niego nienawistnym, pozbawionym jakiegokolwiek współczucia wzrokiem:

- Wyrazy współczucia. - rzucam pozbawionym emocji, z gniewem ledwie trzymanym na smyczy. - Każdy z nas stracił tamtego dnia swoich przyjaciół i bliskich. Pamięć o ich wszystkich trzymam w swym sercu i duszy. - robię kolejny głęboki wdech szykując się mentalnie na to co ma nastąpić za chwilę: - Niemniej dość wspominek zwłaszcza tych z najgorszego okresu naszego życia... Technicznie rzecz biorąc po inwazji działałem poza australijskim wojskiem i ciekawi mnie... Czy kara za atak na wyższego rangą nadal jest tak słusznie wysoka jak pamiętam...? Hmmm... ile to było...

- Co najmniej miesiąc karceru albo ciężkich robót, ewentualny wniosek o degradację. czemu pyta... - udaję machnięcie ręką próbując dać znak, że to nic takiego:

- Jak rzekłem, po inwazji moje drogi z wojskiem się rozeszły, bo nie było w jakim wojsku służyć, nie na terenie Australii. Gdybym tylko mógł już teraz dorwać tych Szarych... - zaciskam pięści aż zbielały mi knykcie. Teraz czułem i do nich i do niego niemalże taką samą nienawiść. - Nie wie pan może pułkowniku za ile ma rozpocząć się ta cała misja? Ze służby została mi tylko ranga kapitana a ona nie gwarantuje dostępu do wszystkich informacji. - wzdycham kolejny raz. - Niestety.

- Oczywiście. Jestem w dobrej komitywie z Abdulkaderem, wie się takie rzeczy. Mamy jakieś trzy miesiące. - rzucił tonem chełpliwego karierowicza. Ledwie powstrzymałem chęć aby spuścić mi łomot tu i teraz.

- Doskonale, mam zatem sporo czasu. - mówiąc to tonem, który zdawał się obniżyć temperaturę pomieszczenia o co najmniej kilka stopni wstaję z miejsca i przybieram najgorszy, najbardziej wściekły wyraz twarzy na jaki było mnie stać... Mija ciągnąca się dla mnie jak wieczność chwila gdy czuję... jak mój umysł zaczyna pracować, jak zaczyna tworzyć, jak przywołuje wspomnienia. Wyciągam z mrocznych trzewi umysłu najgorsze momenty inwazji, od nowa rozgrywają się sceny śmierci, chaosu i pożogi...

...pożogi... od której ty, teraz mój głos rozbrzmiewa bezpośrednio w głowie tego grubasa, TY! Ten, który miał jako ostatni opuścić okręt albo z nim zatonąć uciekł jako jeden z pierwszych! Kontynuując wizje tego tragicznego roku mówię już teraz na głos kompletnie nie przejmując się widownią:

- Gdy wszystko inne upadło, gdy krew moich towarzyszy nasyciła ziemię, gdy skończył się czas rozpaczania nad straconymi duszami byłam tam! Na ziemi straconej! Na ziemi ojczystej! Tam! Walcząc z najeźdźcą za liniami wroga! Przez dwa lata, może nawet dłużej, byłem tam, w piekle na ziemi, i robiłem wszystko, żeby Szarzy, gdy usłyszą moje imię, gdy mnie wyczują, drżeli ze strachu! BYŁAM TAM GDY TY PI******NY ŚCIERWOJADZIE TULIŁEŚ SIĘ GDZIEŚ W BEZPIECZNYM KĄCIE ŚWIATA! - w tym momencie sięgam po flagę na jego mundurze pragnąć ją zerwać: - Twój mundur nie zasługuje na tą flagę. - syczę ostatnich kilka słów.

---

Rzut na psionikę wyszedł, poza tym sam dialog ustalony z brylantem ;] Jestem wyjątkowo dumny, słusznie czy nie, z tego jaki rant walnąłem pułkownikowi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Widzę, że nie masz żadnych oporów w skutecznym eliminowaniu swoich sojuszników? - zwracam się do Serpenta, spoglądając na jego ostatniego przeciwnika, który na swoją porażkę nie zareagował najlepiej. Może wpływ na jego zachowanie miało to, że wylądował wprost pod moimi nogami. Okazywania słabości przy kobiecie nie jest mile widziane, i to nie tylko w Specnazie, ale w każdej armii świata. Odwracając już wzrok w kierunku agenta, który z pewnością jest tym którego widziałam w Moskwie, dostrzegam spoglądające na mnie oczy moich braci. Wygląda na to, że chcą zobaczyć co potrafi jedna z najlepszych kobiet w naszej armii. Nie mam zamiaru ich rozczarować.

- Serpent, nie odmówisz mi chyba przyjemności wspólnego pojedynku? Myślę, że byłaby to spora atrakcja.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Serpent

Hrm! Co oni wszyscy tacy miękcy? Wszystko robione książkowo, bez ducha czy wyobraźni, czy ich komenda kazała im naciskać za dużo ołówków? Przydało by im się prawdziwe doświadczenie bojowe, w sytuacjach życia lub śmierci......... hmmm, czy to czasem nie Iwanienko?

- Widzę, że nie masz żadnych oporów w skutecznym eliminowaniu swoich sojuszników?- powiedziała

Uśmiechnąłem się lekko i odpowiedziałem:

- Wszelkie opory dają tylko przeciwnikowi czas na umieszczenie kuli w łeb. Trzeba być gotowym do skutecznego działania zawsze, wszędzie i przeciwko każdemu.- Powiedziała to niemal z wyrzutem, chyba wiem do czego to zmierza....

- Serpent, nie odmówisz mi chyba przyjemności wspólnego pojedynku? Myślę, że byłaby to spora atrakcja.- powiedziała Iwanienko po chwili.

- Oczywiście.- odpowiedziałem i przyjąłem pozycję bojową. - Na przyszłość jednak mów mi Saxton. W końcu należy się lepiej poznać- To powinno być ciekawe. Zobaczmy na co stać PRAWDZIWĄ elitę Mateczki Rosji...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kręcę głową.

Rany, rany, rany. Najpierw spędzam pół dnia w jakimś pomieszczeniu wypchanym dziwna maszynerią, którą muszą poznać i nauczyć się obsługiwać beż żadnych opóźnień i problemów. A teraz gdy chce odpocząć i coś zjeść trafiam na jakaś awanturę. Jednego gościa poznaję. Walczył podczas ataku. Drugiego pierwszy raz widzę. Sądząc po mundurze to pułkownik.

Wszyscy w kantynie gapią się na tę dwójkę, ale oni sami niespecjalnie się tym przejmują. Spoko. Zaraz może dojść do rękoczynów. Spoko. Nikt kompletnie nie zamierza zainterweniować... Spoko.

Ja tym bardziej nie mam najmniejszego zamiaru się w to pakować, tym bardziej, że nie wiem o co chodzi. Biorę obiad, herbatę i kieruję się do stolika przy ścianie nawet nie zbliżając się do centrum zamieszania.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odgłos rwanego materiału, choć stosunkowo cichy, zabrzmiał dla bywalców oficerskiej kantyny jak wystrzał. Pułkownik, z wyrazem skrajnego przerażenia i złości na twarzy rzucił kilka przekleństw i gróźb i spróbował wybiec z pomieszczenia. W drzwiach zderzył się jednak z nikim innym jak dowódcą okrętu.

Abdulkader, zirytowany, odsunął go i ze zdziwieniem przyjrzał się jego twarzy i mundurowi, po czym zauważył materiał z flagą w dłoni Razora. Następnie jego wzrok powędrował w kierunku osoby z najlepszą percepcją w pomieszczeniu.

- Co się tu stało? Sierżancie Gilliam?- zawołał komandor, stukając palcem prawej dłoni w trzymane przez siebie małe, podłużne pudełeczko.

**

Nie tracili ani chwili, łapiąc rzucone przez Specnaz drewniane kije. Dwójka agentów rozpoczęła wymianę ciosów.

Doświadczona w walkach z pojedynczym przeciwnikiem Natalia zgrabnie unikała uderzeń Serpenta, wykazując się niesamowitym refleksem. Jej przeciwnik za to był kilka razy niebezpiecznie blisko spotkania z kijem.*

Odskoczyli w końcu od siebie, lekko dysząc i świdrując się nawzajem spojrzeniami. Otaczał ich tłum rosyjskich komandosów, podekscytowanych emocjonującą walką i chcących zobaczyć zwycięzcę. Sami walczący czuli, że udziela im się nastrój widowni, a w żyłach buzuje adrenalina...

A może i coś jeszcze?

*3 kontra 4, bez obrażeń dla Natalii

*3 kontra 2, pierwsza kratka Serpenta.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jest dobry... Ale ja jestem lepsza. Udowodnię mu to i to już wkrótce. Oboje jesteśmy już strasznie zmęczeni. W naszych ruchach będą więc pojawiać się błędy i luki, które każde z nas będzie chciało wykorzystać na swoją korzyść. Muszę zrobić wszystko, bym to ja zrobiła swoje jako pierwsza.

- Świetnie się bawię, ale wiem, że stać nas na o wiele więcej. - oznajmiam przeciwnikowi licząc na moment jakiejś dekoncentracji, zawahania.

Nie zamierzam dawać mu więcej czasu na odpoczynek. Ruszam do ataku, ciągle uważając na kontry i szukając tej jednej małej luki w jego obronie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szlag... Tego mi jeszcze było trzeba. A mógł być taki spokojny obiad.

Stawiam tackę z jedzeniem na stoliku, prostuję się i salutuję.

Co teraz? Powiedzieć prawdę i prawdopodobnie wkopać gościa co to oderwał tą flagę czy spróbować jakoś się wykręcić z tej całej sytuacji? Ehh...

- Panie komandorze, obawiam się, że nie do końca wiem co zaszło. Proszę mi wybaczyć ale po godzinach spędzonych na moich obowiązkach, po przyjściu tutaj skupiłem się raczej na innych rzeczach niż tym co robią inni.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeżuwając jeszcze przez moment słowa jakie padły przed chwilą, reakcję tego zadufanego w siebie bufona i wciąż trzymając flagę Australii zerwaną z jego munduru stwierdziłem, że pora skończyć tą farsę... Niespecjalnie przejmując się spojrzeniami jakimi byłem raczony od niemalże każdego w kantynie ruszyłem powoli, rozluźnionym krokiem, jak gdyby nigdy nic, w stronę komandora. Po drodze wpadłem na dwie albo trzy wersje tego co chciałem powiedzieć i w sumie bez konkretnego powodu stanęło na właśnie tej:

- Wyraziłem tylko swoje... niezadowolenie. Sir. - mówię nie starając się ukryć sarkazmu w głosie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...