Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Ghost

Pan Lodowego Ogrodu (cykl), Jarosław Grzędowicz

Polecane posty

Jestem na ostatnim rozdziale pierwszego tomu. Szczerze mówiąc nie sądziłem, że po Kłamcy znowu coś przeczytam tak szybko. Cztery części Kłamcy ukończyłem w tydzień, a pierwszy tom PLO w cztery dni, właściwie noce. Jestem mile zaskoczony. Nie spodziewałem się tak dobrze opowiedzianej historii. Brakuje mi tylko trochę więcej humoru. Zaraz biorę się za dwójkę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po przeczytaniu trzech pierwszych tomów PLO Grzędowicz był dla mnie guru polskiej fantastyki, obok Sapkowskiego i Dukaja. Wspaniały, ogrygnalny świat przedstawiony, bardzo wyraziści główni bohaterowie (może Filar ciut mniej, ale i tak świetnie się czytało jego opowieść; nigdy nie sądziłem np., że z takim opowiadaniem będę czytał historię wojen fretek(?)!).

Niestety, tom czwarty mniej mi przypadł do gustu. Ostrożnie szacując, pominąłem jakieś 40% jego objętości. Na samym początku wszystko wydawało się całkiem wciągające, ale potem cały czas myślałem tylko "dobra, wędrują, walczą, ale ja już chcę tej wojny Pieśniarzy!". I jeszcze decyzja autora, by po raz drugi opisywać nam Lodowy Ogród, tym razem z punktu widzenia przybywającego tam Filara... A w trzecim tomie Grzędowicz zrobił na mnie ogromne wrażenie tym, jak gładko ominął tę niepotrzebną dłużyznę. Jak się okazuje, po prostu zachował to na później...

Ostateczne starcie było raczej mało satysfakcjonujące, oczekiwałem większej rozróby z udziałem pieśni bogów. O wiele większe wrażenie zrobiły na mnie potwory z samego początku sagi i osaczony Dwór Szalonego Krzyku (btw., najlepsza nazwa dworu EVER). Irytowało mnie to, jak potężny zrobił się Vuko na dworze Kruków (ta zabawa z czasem), ale nie przeszkadzołoby mi, gdyby pod koniec książki poszalał w jakiś ciekawy sposób.

Jestem rozczarowany.

Spoilery!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A mi się bardzo podobał. Wczoraj skończyłem czytać czwarty tom i był niezły, choć pierwszy mi chyba najbardziej przypadł do gustu. Głównie przez to, że wszystko w nim było nowe. Wędrowiec przemierzający nieznane, napotykający cały czas różne przeciwności losu no i jeszcze bez mocy, ale za to z fajnym doładowaniem w postaci Cyfral (aka Pimpi) biggrin_prosty.gif

Wracając do czwartego tomu. Czasem się trochę dłużył przez wcześniej wspomniane retrospekcje Filara (jakoś przez większość książki za nim nie przepadałem). "Walka po bitwie" chyba spodobała mi się bardziej niż sama bitwa choć była dużo krótsza. Epilogi za to były bardzo dobre. Martwi mnie tylko to, że chyba autor pominął później to, co się stało z Ndele, tzn. wiadomo co, ale nie wiadomo z jakim rezultatem i jak.

Drobny spoiler, ukryłem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wg mnie w Panie Lodowego Ogrodu postacie były mało wyraziste, włącznie z Vuko, Filarem czy Grunaldim. Nie zmienia to jednak faktu, iż całą sagę uważam za niezwykle ciekawą, bardzo dobrze mi się ją czytało. W pierwszym tomie nie mogłem przyzwyczaić się do ciągłych zmian narracji, jednakże z czasem to minęło.

Co do trzeciego tomu nie spodobała mi się jego końcówka, chyba z wiadomych przyczyn. Również ominięcie podróży Filara i odstawienie tego na tom czwarty. Nie lubię tego typu zabiegów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj zakonczyłem ostatni tom i widząc dyskusje jaka sie toczyła wyżej mam pare pytań co do zakończenia. Mam w planach oczywiście przeczytać jeszcze raz zakończenie dokładniej je analizując ale tak na szybko :

- Woda, córka Tkaczki - Była to najważniejsza osoba jednego z dwóch głownych bohaterów a w zakończeniu nie ma o niej wzmianki. Mam racje czy coś ominąłem ?

Callo - Niezrównoważona czyniąca która nagle w zakończeniu posłusznie wykonuje rozkazy Vuko " - Co masz powiedzieć - pytam Passionarii. - To wszyscy, Tylko ja ocalałam - odpowiada mechanicznie " Mam nadzieje że coś mi umknęło gdy szybko łykałem kolejne strony aby poznac zakończenie bo niektóre nieścisłości nie dają mi spokoju a czasu na spokojną analize narazie nie bedę miał.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wymyślony świat jest spójny, nie ma w nim elementu który by w nim nie pasował (no może oprócz tych wytworzonych przez Czyniących, ale wiadomo że magia miesza w każdym uniwersum).

Jak doczytasz do końca, to okaże się że to najważniejszy element ksiązki. Najważniejszy i niezbywalny.

Nie rozumiem tylko, co przeszkadza w tasowaniu narracją. Dla mnie to było bardzo ok, od razu wiedziałeś której postaci przygody czytasz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odnośnie wcześniejszej dyskusji

Czy Vuko był konstruktem informacyjnym? Jeżeli tak, to chyba sam o tym nie wiedział, skoro rozmawiając z Lodowcem wyznaczył ramy czasowe przelotem satelitów obserwacyjnych [1]. Czemu jednak Cyklop go nie widział? Tu już można spekulować. Możliwe, że wiedząc z doświadczenia (rok intensywnego szkolenia), zdawał sobie sprawę z obecności ubezpieczenia w postaci latającego gdzieś drona, który unieszkodliwił za pomocą posiadanych nanowektorów. Które to nanowektory zwyczajnie mu się rozmnożyły, mają bowiem możliwości współdziałania celem tworzenia nowych jednostek.

A tak przy okazji. Kruczy Cień wcale nie twierdził, że nanowektory nie będą istnieć poza atmosferą Mitgardu. Po prostu tego nie wiedział [2]. Równie dobrze możemy zakładać, że odtworzony Vuko był takim Mitgardem w miniaturze, który umożliwił nanowektorom istnienie samą swoją obecnością.

Teraz zaś to, co mnie najbardziej interesuje, czyli co dalej z Mitgardem Jest kilka możliwości:

  1. Autor nigdy już do niego nie wróci, bo w przeszłości nie wracał do zakończonych powieści.
  2. Możemy liczyć na pojedynczy utwór, na przykład w Fantastyce, który będzie nawiązywał do Mitgardu, a w nim:
    • o schwytaniu niebezpiecznego przestępcy lub porwaniu kosmolotu [3];
      albo
    • o Wędrujących Nocą [4].

[*]Autor jeszcze coś skrobnie, może piąty tom, bo przecież to i owo zostało do wytłumaczenia [5].

[*]Autor rozwinie Mitgard w potężną space opera, tworząc dzieło, które będzie wspominane przez pokolenia z zazdrością lub dumą [6].

________________

  1. Tom IV s. 855 (podaję na podstawie wydania w miękkich okładkach)
  2. Tom IV s. 837
  3. W wypadku, gdy opowiadanie będzie dotyczyć Europy
  4. Można sobie wyobrazić, że Wędrujący Nocą stają się czymś w rodzaju klanu, podzielonego na dwa domy: Dom Stali w okolicach Dragoriny i Dom Wiedzy w Lodowym Ogrodzie. Dom Stali, który kultywuje przede wszystkim działanie, powstał z potomków Sylfany i Ulfa (jeżeli udało mu się wrócić) lub Spalle?a (bo był stale w pobliżu i ją kochał, więc gdyby Ulf nie wrócił...). Dom Wiedzy wywiedziony z potomków Filara i Wody, kultywuje przede wszystkim wiedzę. Raz na rok spotykają się na zjeździe, na zmianę w jednym i drugim Domu i wówczas młodzi każdego z nich mogą wybrać, z którym zamierzają się związać na stałe. Tę koncepcję zaczerpnąłem z sagi o Valdemarze M.Lackey.
  5. Pewne nieścisłości. Np.
    Jadran staje się zwyczajnym koniem. Dlaczego właściwie? Przecież ziarno nie było produktem Mitgardu, tylko Nishima Biotronics. Albo, jak to właściwie było z Vuko po powrocie na Ziemię? Zdezaktywowali mu Cyfrala? Jakiego Cyfrala? Nie było żadnego Cyfrala, bo Cyfral była już wróżką na motylich skrzydełkach, niewidzialną dla kogokolwiek z Ziemian, poza Vuko. Albo, tomie IV, s.141, Cyfral mówi o 16 promilach sztucznej kory mózgowej. Ale tam już nie ma żadnej sztucznej kory, bo wszystko jest made in Kruczy Cień & Co.
  6. I to wcale nie jest żart. Sam, nie chwaląc się, skrobnąłem konspekt, który zakłada, że wszystkie dzieła ludzkie, wcześniejsze i późniejsze, staną się tylko przypisami do takiej space opery. Tak mi jakoś samo przyszło :-)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@lordeon

Cyfral był grzybem który został zaaplikowany Vuko podczas szkolenia. Po wskrzeszeniu prawdopodobnie to właśnie wola Vuko (bądź zachcianka Kruczego cienia - ale skąd ten drugi miał o nim wiedzieć) stworzyła cyfral. Był to byt typowo "magiczny" (nanotechniczny? Jak zwał tak zwał) więc poza atmosferą Midgardu albo sam się rozpadł albo wolał pozostać w ukryciu.

Źle się wyraziłem. Chodzi mi o dialog' date=' który toczą ze sobą Lodowiec i Vuko w Epilog 2 (tom 4 s.855):

- Przecież to pan mnie wyszkolił. Miałem pozwolić, żebyście pokroili mnie na plasterki, a resztki rzucili studentom? Już na statku wysmażyliście mi mózg.

- Zdezaktywowaliśmy cyfrala zgodnie z zasadami. A pan powinien przejść kwarantannę.

- Wie pan, że to samo mówiłem Callo? A dwa miesiące na statku to wystarczająca kwarantanna. Czas mija, komandorze.

- Dobrze. Chodzi o tę drugą część misji. Nie przekazał mi pan raportu.

- Przekazałem. A z odczytu...

- Jakiego odczytu?

- Cyfral to urządzenie rejestrujące. Dobrze pan o tym wie, komandorze, niech pan ze mną nie pogrywa. Macie zapis.

- Tak, ale on jest momentami zupełnie niezrozumiały. No i działał tylko wtedy, kiedy pan go aktywował. Poza tym są dziury. Nie wiemy, czym to jest, Drakkainen. Jak to działa? Czy pan nie rozumie, jakie to ma znaczenie?

Zgadzamy się co do tego, że po odtworzeniu Ulfa w jego mózgu nie było już pozostałości Nishima Biotronics. Co więc mu zdezaktywowano na statku i z czego zdjęto zapis?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Pan Lodowego Ogrodu", olaboga... Zabawne, że przez długie lata całkiem ignorowałem ten cykl, a do jego przeczytania skłonił mnie dopiero... artykuł w CDA (dotyczący gry "Aliens, Trolls & Dragons"), gdzie pojawiła się wzmianka na temat książek Grzędowicza. Samego autora, prawdę powiedziawszy, znałem podówczas też dość słabo (chyba tylko z opowiadania "Wilcza zamieć" ze zbioru "Deszcze niespokojne" - nawiasem mówiąc, jednego z moich ulubionych).

Muszę na wstępie stwierdzić, że książki z cyklu "Pan Lodowego Ogrodu" należą do takich, w przypadku których, hmmm... Łatwiej mi powiedzieć, co się mi w nich NIE podobało. Po pierwsze, nie podobał mi się sam koncept "pieśni ludzi", w wyniku której na Midgaardzie przestaje działać wszelka zaawansowana technologia - ba, czasem nawet i prostsze wynalazki, pokroju prochu strzelniczego. Po prostu, kiedy dowiedziałem się, iż cykl ów w założeniu dokonuje mariażu świata fantasy ze światem science-fiction, liczyłem, że tego drugiego będzie więcej, niż ostatecznie otrzymałem. Ja rozumiem, że służy to temu, aby nasz bohater, przedstawiciel zaawansowanej technologicznie cywilizacji, nie miał zbyt łatwo na tym obcym świecie. Ale czy wprowadzanie takiego magicznego limitu na dostępną technologię było naprawdę konieczne? Nie wydaje mi się, szczególnie że nawet jakby Vuko otrzymał jako wyposażenie, dajmy na to, karabin elektromagnetyczny, sytuacja i tak wymuszałaby na nim używanie takiego karabinu tylko w ostateczności - po pierwsze ze względu na niemożność uzupełnienia amunicji (której nie mógłby też przenosić zbyt wiele), po drugie ze względu na wytyczne jego misji, które tak czy inaczej wymagały od niego, żeby nie ingerował w lokalną kulturę czy cywilizację, pokazując wszystkim zaawansowane technologie czy też wyjaśniając dokładnie swoje pochodzenie oraz naturę misji. Na domiar złego, już w drugim tomie główny bohater traci jeszcze Cyfral - dostając w zamian latającą al fresco wróżkę - przez co element science-fiction zostaje jeszcze bardziej ograniczony. Mnie to osobiście nie pasuje - choć może to wynikać częściowo z faktu, że ja ogólnie chylę się ku fantastyce naukowej, a nie fantasy.

Po drugie, nie podobały mi się - przynajmniej dopóki los nie zetknął go wreszcie z Vuko - rozdziały Filara, syna Oszczepnika. Brutalnie upraszczając - o ile w rozdziałach Drakkainena miałem wartko prowadzoną fabułę, zwroty akcji, sceny walki i tak dalej, o tyle wątek Filara zdawał się sprowadzać do tego, że ów młodzian... po prostu... idzie przed siebie. Idzie, snuje się, wlecze naprzód, a ja tymczasem powoli zasypiam. I wcale nie pomaga fakt, że Filar jest w moich oczach postacią zdecydowanie mniej ciekawą i mniej charyzmatyczną, niż Vuko. Nie pomaga również fakt, że przez długi czas nie czułem żadnego powiązania między jednym, a drugim wątkiem - zwiadowca z Ziemi sobie, książątko na wygnaniu sobie. Nie rozumiem, dlaczego Grzędowicz uznał za konieczne, żeby w ogóle wprowadzić tę drugą postać. No dobra, w sumie to częściowo rozumiem - trzeba było przecież jeszcze jakoś pokazać, co w międzyczasie porabiała Freihoff. No, ale... ale... dlaczego właśnie Filar? Dlaczego właśnie taki wątek, żeby protagonista nie robił w zasadzie nic poza marszem przed siebie?

Gdybym miał natomiast rzec, co mi się w "Panu Lodowego Ogrodu" podobało... Ciężka sprawa. To dla mnie zarazem łatwe do powiedzenia i trudne do powiedzenia - niby wiem, co w tych książkach jest świetne, ale kiedy przychodzi do opisania tego, na myśl cisną mi się same banały. Na pewno wciągnął mnie świat przedstawiony - jest niesamowicie przemyślany, wiarygodny, zdecydowanie ułatwia uwierzenie, że "łyżka nie istnieje", a poza tym, choć narzekałem powyżej na założenie smyczy elementom science-fiction, autor jest naprawdę pomysłowy, jeśli idzie o "obchodzenie" tych zabezpieczeń. W rezultacie pojawiają się niekiedy naprawdę oryginalne efekty mariażu dwóch konwencji - oryginalne i zarazem przemyślane. Duże wrażenie robi także postać głównego bohatera - Vuko Drakkainen nie dość, że ma słowiańskie korzenie (co samo w sobie ułatwia utożsamianie się z nim... przynajmniej dla rodaków autora powieści), to jeszcze jest po prostu charyzmatyczny jako postać. Można co prawda mieć wrażenie, że tego typu bohatera gdzieś się już wcześniej widziało, że ten cynizm i ciągoty do rzucania sarkastycznych komentarzy (na głos lub w myślach) to rzecz cokolwiek popularna wśród rodzimych autorów fantastyki... Ale tak czy inaczej, podróżując po Midgaardzie z Vuko rozumiałem, skąd ta popularność się bierze. No i najważniejsze - te książki po prostu świetnie się czyta. Nie powiedziałbym, że połknąłem je tak całkiem bez przestojów (rozdziały Filara... jak ja ich nie lubię...), ale generalnie rzecz biorąc, lektura szła mi gładko. Pierwszą część cyklu przeczytałem jednak chyba najszybciej.

Czy zaś będę do tego cyklu powracał... Tego powiedzieć nie umiem - po pierwsze, mnie się generalnie nieczęsto zdarza, abym raz przeczytane książki czytał ponownie od deski do deski (często natomiast wracam do tych fragmentów, które szczególnie mi się spodobały), a po drugie, ostatnio mam całe mnóstwo innych książek, czekających w kolejce - i naprawdę mało czasu, żeby je wszystkie przeczytać (co gorsza, wciąż dokupuję nowe).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W wielu aspektach poprę wypowiedź Bazila.

Aczkolwiek samemu nie udało mi się dotrwać do końca serii.

Odpuściłem sobie jakoś w połowie czwartego tomu, gdy

Po krótkim 'złączeniu', bohaterowie znowu się rozdzielili. Było to po wrzuceniu kogośtam do tej specjalnej trumny. Dotarłem chyba do momentu, gdy 'goniący' zostali zatrzymani na moście.

Ogólnikowo, rozrzut fabularny dotyczył zbyt wielu bohaterów i gdy tylko zaczynałem sie 'wkręcać' w historię danej postaci, autor przerywał jej wątek i przechodził do innej. Strasznie mnie to denerwowało, a gdy nastąpiło to, o czym napisałem w spoilerze, stwierdziłem, że całkowicie straciłem zainteresowanie dalszym czytaniem. Chociaż przyznam, że ciekawi mnie jak się cała historia skończyła.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobrnąłem jednak do końca! W ostatnich rozdziałach akcja się rozkręciła i ja też. No, to spoilery.

Przez całą sagę trochę irytowała mnie narracja Filara, mniej lubiłem go jako postać a i wydarzenia były mniej ciekawe [ciągle pamiętam rozdział chyba z 2 tomu na sto kilkadziesiąt stron jak Filar bawi się bystretkami XDXD fajnie fajnie, ale dajcie już Vuka. A całe oblężenie Lodowego Ogrodu jest z jego perspektywy. A miałem nadzieję na rozdział oczami Vuka.

Co do tego, czy Vuko stał się Kruczym Cieniem v2, to wątpię. Mi po zakończeniu nasunęła się myśl, że nanowektory jednak żyją poza atmosferą Midgaardu, a skoro Vuko ma je w sobie [jest z nich po części zbudowany], to pewnie cały czas trochę ich produkuje i dzięki temu może czynić też na Ziemi.

Trochę nie podoba mi się, że autor w końcu nie napisał nic na temat powrotu Vuka na Midgaard, wszystko zostało zakończone oprócz tego. Nie wiadomo, czy wrócił, czy nie. A przez to tak mi żal Sylfany, ogólnie wszystko się skończyło dosyć dobrze, i ofiary wśród Nocnych były nieduże, ale historia miłosna Vuka i Sylfany niestety skończyła się dosyć kiepsko.

I cały czas nie mogę zrozumieć dlaczego Vuko walczył po tym jak dowiedział się o śniegu. W końcu Dyken i Freihoff skoczyli by na siebie, a wtedy poleciałoby tyle pieśni bogów, że i tak skończyłoby się śniegiem i resetem. Całe działanie Vuka było dosyć bezsensowne, cierpienia na tym świecie w obu przypadkach jest niemało...

E:PS. Mógł walczyć dlatego że chciał ocalić np. Ludzi Ognia, ale to bardziej prywatne pobudki, a w rozmowie z Cieniem mówi że chciałby po prostu pozbyć się Pieśniarzy. Skoro tak to mógłby wygrzewać tyłek w Jarmakandzie czy innym Kebirze, a wynik byłby taki sam.

Może pare klanów na Północy mniej :P.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trochę nie podoba mi się, że autor w końcu nie napisał nic na temat powrotu Vuka na Midgaard, wszystko zostało zakończone oprócz tego. Nie wiadomo, czy wrócił, czy nie. A przez to tak mi żal Sylfany, ogólnie wszystko się skończyło dosyć dobrze, i ofiary wśród Nocnych były nieduże, ale historia miłosna Vuka i Sylfany niestety skończyła się dosyć kiepsko.

Szczerze mówiąc, z mojego punktu widzenia historia miłosna Vuka i Sylfany była nakreślona w powieści tak słabo, że w ogóle nie zauważyłem, iż ci dwoje mają się ku sobie. Z tego względu, szaleńcza pogoń Sylfany za promem ewakuacyjnym z Vuko na pokładzie nie zrobiła na mnie wrażenia. A i powrót bohatera na Midgaard nie było w moim mniemaniu czymś naprawdę wartym opisania.

I cały czas nie mogę zrozumieć dlaczego Vuko walczył po tym jak dowiedział się o śniegu. W końcu Dyken i Freihoff skoczyli by na siebie, a wtedy poleciałoby tyle pieśni bogów, że i tak skończyłoby się śniegiem i resetem. Całe działanie Vuka było dosyć bezsensowne, cierpienia na tym świecie w obu przypadkach jest niemało...

Natomiast dla mnie zupełnie niezrozumiałe są twoje wątpliwości co do tej kwestii. Po pierwsze, jest oczywiste, że czynna walka w obronie ludów zagrożonych przez Dykena i Freihoff tak czy inaczej mogła doprowadzić tylko do zmniejszenia liczby ofiar. To prosta kalkulacja - mogli przykładowo zginąć tylko obrońcy Lodowego Ogrodu, albo można było machnąć ręką na napaść i pozwolić, żeby najeźdźcy wyrżnęli całą lokalną populację. Nad czym się tu zastanawiać? Po drugie, na jakiej podstawie uważasz, że Dyken i Freihoff skoczyliby na siebie? Przecież oni się doskonale dogadywali, byli jednakowo obłąkani, a nawet jeśli mieliby doprowadzić do kolejnego konfliktu - tym razem pomiędzy sobą - to chyba tylko w ramach kolejnego "eksperymentu społecznego", które tak ochoczo prowadzili na Midgaardzie. Cierpienia może i było z tego niemało, ale w ostatecznym rozrachunku znacznie mniej, niżby było, gdyby Vuko pozostał całkowicie bierny.

Zaczynam się czuć jak jakiś tajniak...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cóż, jako że nikt tego wcześniej nie zauważył chyba tylko ja się tak Sylfaną przejmuje :X.

Czemu sądzę że napadli by na siebie? Bo bohaterowie wspominają o tym w książce milion razy ._. konflikt między Pieśniarzami byłby nieunikniony, bo, jak zauważył Fjolsfinn nie to że się znakomicie dogadywali, tylko dobrze im się współpracowało. Nie przepadali jednak za sobą specjalnie, i mieli zupełnie inną wizję świata stworzonego przy pomocy nanowektorów.

Jeśliby na siebie ruszyli i spadłby śnieg Vuko osiągnąłby bez żadnego wysiłku swój cel - przywrócenie świata do normalności.

E: aaa nie zakryłem spoilera..

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Quote

 Vuko osiągnąłby bez żadnego wysiłku swój cel - przywrócenie świata do normalności.

 

Obydwaj trochę przeceniacie Vuko. Facet nie był myślicielem - był najemnikiem. Wyszkolonym komandosem. Narzędziem stworzonym do działania. Siąść i czekać? Nie do tego go wytrenowano. Raz. Dwa, szybko przywiązał się do ludzi ognia. W lodowym ogrodzie powiedział wprost że jeśli Aaken ruszy do ataku, to on będzie bronił się razem z nadrzecznym ludem. Zaangażował się emocjonalnie w politykę tamtego świata i nie mógł po prostu nagle się ze wszystkiego wycofać. Nie ukończyłem jeszcze książki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spoiler

To co napisałeś wydaje mi się jak najbardziej słuszne :D, ale, z tego co pamiętam to Vuko na sam koniec powiedział Kruczemu, że jego głównym celem jest po prostu przywrócenie świata do normalności i zabranie Pieśniarzy na Ziemię, i jest to jedyna słuszna, najprawdziwsza prawda. A z jego przygód wynika, że on po prostu przywiązał się do ludzi żyjących na Midgaardzie i nie chciał, aby "bogowie" zesłali martwy śnieg. Kłamca xd.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...