Skocz do zawartości

Polecane posty

Myślałem, że Surfalano jest tytułem, skąd tu "lord"? Piszemy przecież po polsku...

Lord Surfalano to tytuł najwyższego rangą Surfalano po prostu. W języku Shata'lin byłoby Malsalla Surfalano, ale staram się z reguły unikać spamowania językiem Shata'lin gdzie popadnie.

Z tego samego powodu mamy Aniołka, a nie Ailemi, Skrzydełko, a nie Naldaya, Matka Strachu, a nie Almidia Timolai.

Dla uproszczenia też używam terminu Cesarzowa, albo Święta Matka, zamiast któregoś z przynajmniej ośmiu tytułów, jakimi ją określają w swoim języku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lord Surfalano to tytuł najwyższego rangą Surfalano po prostu. W języku Shata'lin byłoby Malsalla Surfalano, ale staram się z reguły unikać spamowania językiem Shata'lin gdzie popadnie.

Czyli prawie zaprzeczenie stylu Speedera. ;)

Mój problem z tym zwrotem jest taki, że "Lord Surfalano" jako uniknięcie stosowania shata'lińskiej terminologii sprawdzałby się gdybyś pisał po angielsku. Ale że piszesz po polsku, to zastępujesz jeden obcy zwrot drugim obcym zwrotem (bo w polskim, o ile mi wiadomo, jedyne znaczenie słowa "lord" to członek brytyjskiej arystokracji; jeśli używasz go w innym kontekście to w zasadzie tak jakbyś używał angielskiego słowa z jego wieloma znaczeniami).

Szczerze, zostaw tam tego Malsalla, zamiast tłumaczyć tytuł z jakiegoś powodu tylko do połowy (i to na angielski).

Edytowano przez StyxD
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mój problem z tym zwrotem jest taki, że "Lord Surfalano" jako uniknięcie stosowania shata'lińskiej terminologii sprawdzałby się gdybyś pisał po angielsku. Ale że piszesz po polsku, to zastępujesz jeden obcy zwrot drugim obcym zwrotem (bo w polskim, o ile mi wiadomo, jedyne znaczenie słowa "lord" to członek brytyjskiej arystokracji; jeśli używasz go w innym kontekście to w zasadzie tak jakbyś używał angielskiego słowa z jego wieloma znaczeniami).

Szczerze, zostaw tam tego Malsalla, zamiast tłumaczyć tytuł z jakiegoś powodu tylko do połowy (i to na angielski).

Lord zostaje, bo to nie tylko tytuł brytyjski - w fantastyce generalnie utarty jest jak długouchość elfów, krasnoludzkie brody i parę innych rzeczy.

Problem z Malsalla jest taki, że język Shata'lin nie podlega odmianie (i jeśli by podlegał, byłby diabelnie niezgrabny) - a to tworzyłoby mi sporo problemów w pisaniu - odmiana według polskich przypadków wypadałaby niezręcznie, natomiast brak odmiany koślawo.

Lorda wybrałem też ze względu na wygodę - jest krótko, zgrabnie i generalnie wiadomo o co chodzi - brak mi też po prostu polskiego odpowiednika, chyba, że skleciłbym jakieś złożenie dwóch lub trzech wyrazów - Lord Surfalano to de-facto zarówno mistrz wszystkich Surfalane, odpowiednik marszałka polowego oraz prawa ręka Cesarzowej w sprawach natury wojskowej, a przy tym jej najlepszy żołnierz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przede wszystkim: nie walczyła z Sorevianinem.

No i co z tego? Sama jest Sorevianką, więc myśli i postrzega rzeczywistość jak Sorevianka.

A dokładniej, mam na myśli dwie rzeczy: Shata'lin jednak noszą zwykle ubrania, więc taki "ekshibicjonizm" jest pewnie przez nich odbierany inaczej

A tak się składa, że wcale nie. Normalnym u nich widokiem są osoby chodzące po ulicach Nowej Łzy (znaczy się, ich stołecznego i jedynego miasta na pokładzie statku-matki) bez żadnych ubrań. Są też takie, które wprawdzie ubrania noszą, ale dość skąpe i bardziej odsłaniające, niż zasłaniające (vide to, jak Sinva była ubrana, walcząc z Ikorenem). To zresztą wynika częściowo z ich (znaczy, osób "noszących" się w ten sposób) przeświadczenia, że ich ciała, jako dar od Cesarzowej, są piękne i nie warto ich ukrywać.

a po drugie w przypadku walki z przeciwnikiem który mimo wszystko jest co najmniej lekko opancerzony ma to też wydźwięk "nie potrzebuję chować się za strojem ochronnym, w przeciwieństwie do ciebie"

Nie wiem, jakim cudem udało ci się najzwyklejszy mundur zakwalifikować jako rodzaj pancerza... nawet jeśli miałby to być lekki pancerz...

Może źle się rozumiemy, bo przez prowokację nie mam na myśli tutaj zachowania nieprzystojnego, tylko takie wyzywające przeciwnika.

A w jaki sposób Zera miałaby ich wyzywać zachowaniem, które w jej własnym mniemaniu nie odznacza się niczym dziwacznym? Złośliwe odzywki owszem, ale nienoszenie ubrania (co zresztą także wśród Sorevian się zdarza - vide "Niebo i piekło", gdzie Sekira i ferajna, gdy stwierdzali, że jest danego dnia za ciepło, po prostu chodzili nago i tyle. Imprezowali nawet bez ciuchów, jeśli nie zauważyłeś(*)) - nijak to według soreviańskich standardów nie podpada pod wyzywające zachowanie.

Dorzucam się do opinii, że to nie jest proste, ale fajnie byłoby to mieć. Sam bym chciał taką umiejętność posiąść w moich próbach pisania...

Radzę najpierw posiąść chociażby podstawowe umiejętności, by podjąć w końcu jakiekolwiek próby pisania... mwehehehehe...

Ok... to ciekawe stwierdzenie i muszę popytać o szczegóły. Czym strzela artyleria pokładowa, a czym planetarna? Po prostu ciężko mi sobie wyobrazić coś, co ma większy zasięg z planety (gdzie musi przebić grawitację) niż z orbity.

Nigdzie nie padło stwierdzenie, że artyleria planetarna ma większy zasięg.

Ok... dlaczego? Po prostu dlaczego? Czemu służy ta lista flot i ich dowódców? Na pewno nie uczestnikom tej narady, z których co najmniej połowa nie kojarzy nikogo z tej zgrai. Dla fabuły liczyła się jedynie liczba flot i okrętów które przyprowadzą jako posiłki.

Wydało mi się to po prostu bardziej realistyczne i bardziej sensowne. Kiedy oficerowie przytaczają ordre de bataille danych sił, posługują się nazwami zgrupowań taktycznych, a nie danymi liczbowymi, wyjąwszy oczywiście jakieś szczególne przypadki (np. gdy dowódca chce wiedzieć, ile konkretnie maszyn w jego jednostce jest sprawnych). Podczas takiej narady na pewno więc nie padłoby określenie typu "mamy tyle a tyle flot i tyle a tyle okrętów". A i tak podałem przecież te informacje w dużym uproszczeniu.

Te rozdział i tak jest statyczny, nawet bez tego kuriozalnego listowania. Za każdym razem gdy przywołujesz imię postaci, oczekujesz od czytelnika że je zapamięta. Jeśli nie ma więc żadnego w tym sensu ani celu, to jest to po prostu irytujące.

Sens jest chociażby taki, że gdy jeden z takich dowódców w scenie bitwy zgłosi się poprzez komunikator, to jego nazwisko nie wydaje się w takiej sytuacji niczym wyciągnięte z rękawa na potrzeby danej sceny. Jeżeli mogę zawczasu podać nazwiska ważniejszych dowódców w zbliżającej się bitwie, które mogą zostać wykorzystane, to z pewnością je podam.

nie wiem który z was sieje tymi "?", ale proszę, wyłączcie tę podmianę apostrofów i cudzysłowów, w Wordzie czy Google Docsach, w czym to piszecie.

Ani mi się śni. Nie piszę tych tekstów specjalnie na potrzeby internetowego forum, tylko jako swoją własna twórczość. Nie muszę zatem - i nie chcę - ich przeformatowywać na bardziej toporną postać z bardziej topornymi znakami po to tylko, żeby tych durnych "?" na jakimś forum nie trzeba było później usuwać.

(*)a teraz pomyśl jeszcze o tym, że w pewnym momencie Richter po pijaku wziął i taką Sekirę objął oraz przytulił... NA TYM sobie możesz oprzeć ewentualnego shipfica. :chytry:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A tak się składa, że wcale nie. Normalnym u nich widokiem są osoby chodzące po ulicach Nowej Łzy (znaczy się, ich stołecznego i jedynego miasta na pokładzie statku-matki) bez żadnych ubrań.
Ok, poddaję się. Jestem winny rażącej nadinterpretacji zachowania Zery. :>
Radzę najpierw posiąść chociażby podstawowe umiejętności, by podjąć w końcu jakiekolwiek próby pisania... mwehehehehe...
Nie jestem pewien, jak to rozumieć. Wygląda, jakbyś zarzucał mi że nie potrafię pisać, ale ponieważ nigdy (wedle mojej wiedzy) nie widziałeś niczego co napisałem, taki osąd z twojej strony jest bezsensowny...
Nigdzie nie padło stwierdzenie, że artyleria planetarna ma większy zasięg.
Nieściśle się wyraziłem. Artyleria planetarna powinna mieć mniejszy zasięg niż okręty, z powodu grawitacji. Choć to zależy, jakiego rodzaju jest to broń; w końcu mi nie odpowiedziałeś.
Wydało mi się to po prostu bardziej realistyczne i bardziej sensowne.
Cóż, pewnie masz rację, bo ja na tych sprawach nie znam się zupełnie. Patrząc czysto z punktu widzenia narracji opowiadania, wydało mi się to kiepskim zabiegiem. Ale może faktycznie jest to bardziej realistyczne.
a teraz pomyśl jeszcze o tym, że w pewnym momencie Richter po pijaku wziął i taką Sekirę objął oraz przytulił... NA TYM sobie możesz oprzeć ewentualnego shipfica.
Jestem wręcz pewien, że po tej scenie w ogóle taki pomysł w mojej głowie zawitał... ale nie wypada szargać pamięci tragicznie zmarłej. :>
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie jestem pewien, jak to rozumieć. Wygląda, jakbyś zarzucał mi że nie potrafię pisać, ale ponieważ nigdy (wedle mojej wiedzy) nie widziałeś niczego co napisałem, taki osąd z twojej strony jest bezsensowny...

No, masz... Skoro ty sam - który wiesz chyba najlepiej, jaki poziom twoja twórczość prezentuje - boisz się nawet ową twórczość pokazywać, to jakie ja mam mieć domniemanie na temat jej poziomu tudzież twoich umiejętności... Samo niepokazywanie własnych dzieł nie świadczy co prawda o zupełnym braku umiejętności (szczególnie że natykałem się już wielokrotnie na przypadki kolesi, którzy swoje dzieła bezwstydnie publikowali, mimo że wystarczy lektura kilku pierwszych zdań, aby się przekonać, że kompletnie nie umieją pisać), niemniej, daje podstawy do przypuszczenia, iż dzieła te pozostawiają sporo do życzenia.

Nieściśle się wyraziłem. Artyleria planetarna powinna mieć mniejszy zasięg niż okręty, z powodu grawitacji. Choć to zależy, jakiego rodzaju jest to broń; w końcu mi nie odpowiedziałeś.

Do walki na krótszym dystansie są to przede wszystkim duże działa Gaussa, na dalszy dystans bardziej klasyczne baterie silosów rakietowych. Wszystkie one mają multifazowe ładunki termonuklearne, słabsze niż w przypadku tych soreviańskich torped Daenture, ale wciąż dość silne, by wyeliminować lekki lub średni okręt jedną salwą. Rzadziej, jeśli dana cywilizacja ma dostępną technologię, można się natknąć na dużej mocy broń energetyczną pomagającą w niszczeniu okrętów, np. działa jonowe.

Kwestię dystansu, na którym może być prowadzona walka, komplikują zaś różne czynniki. Okręty w moim uni co prawda teoretycznie mogą namierzyć i ostrzelać cel na naprawdę dużym dystansie, ale jest to o tyle bez sensu, że pociski czy wiązki broni promienistych potrzebują w takiej sytuacji trochę czasu, aby w ogóle dolecieć do celu. Jeśli np. strzelić z działa laserowego w cel znajdujący się w odległości jednej minuty świetlnej, to wiązka doleci do niego dopiero po minucie od wystrzelenia. W tym czasie owego celu dawno już w tym miejscu nie będzie. Do tego skuteczność niektórych broni maleje wraz z odległością - wiązka lasera traci spójność wraz z odległością, pociski plazmowe stają się coraz mniej spoiste. Dlatego w moim uni walki toczą się na dystansie dużo mniejszym, niż byłoby to teoretycznie możliwe.

Jestem wręcz pewien, że po tej scenie w ogóle taki pomysł w mojej głowie zawitał...

A mnie się wydawało, że szło tu raczej o całokształt ich relacji. Swoją drogą, nie wspomniałem jeszcze, że w scenie pożegnania Richtera z farmerami (zanim wyprowadzono ich na zewnątrz i tam zamordowano jaszczury), kiedy wszyscy podają mu ręce, rozważałem (i w sumie nadal rozważam), aby zamiast podania ręki, wpadali sobie w objęcia (zatem Sekira też).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nieściśle się wyraziłem. Artyleria planetarna powinna mieć mniejszy zasięg niż okręty, z powodu grawitacji. Choć to zależy, jakiego rodzaju jest to broń; w końcu mi nie odpowiedziałeś.

W wypadku mojego uni za to artyleria planetarna praktycznie nie jest stosowana właśnie ze względu na problemy jakie sprawia - wyjątkiem są tylko lżejsze działa mogace pruć w cele na niskiej orbicie góra - głównie do obrony przed desantem i tym podobnymi.

Cięższą artylerię jeśli w ogóle, montuje się na stanowiskach na wysokiej orbicie albo po prostu zostawia się kilka ciężkich okrętów do obrony - ciężka broń przeciwokrętowa nie ma wielkiego sensu na powierzchni jeszcze z jednego względu - liczebność flot i dostępność do broni przeciwplanetarnej - mówimy tu o okrętach mających często dziesiątki kilometrów długości i nawet stosunkowo "lekkie" działa z ich zestawów artyleryjskich można wykorzystać do mniej lub bardziej skutecznego bombardowania. Problemem jest tu sama armosfera - broń balistyczna po prostu się od niej odbije lub ulegnie spaleniu ze względu na kąt podejścia, broń energetyczna zaś mocno wytraca swój potencjał. Z drugiej strony też nikt nie chce mieć floty tłukącej się zbyt blisko planety - nie trzeba chyba mówić, co stukilometrowy Senat robi z planetą, jeśli w wyniku odniesionych uszkodzeń straci kontrolę i po prostu w nią wyrżnie.

Na pozostałe kruszyny sprawdza się za to lżejsza artyleria.

Na Aradiel Nhilarowie nie stworzyli mocnej infrastruktury obrony orbitalnej ze względu na obecność Krakena - normalnie taki kolos wystarcza by odstraszyć nawet dużych rozmiarów siły inwazyjne - to w końcu jakby nie patrzeć, po prostu obiekt o znaczeniu strategicznym.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No, masz... Skoro ty sam - który wiesz chyba najlepiej, jaki poziom twoja twórczość prezentuje - boisz się nawet ową twórczość pokazywać, to jakie ja mam mieć domniemanie na temat jej poziomu tudzież twoich umiejętności... Samo niepokazywanie własnych dzieł nie świadczy co prawda o zupełnym braku umiejętności (szczególnie że natykałem się już wielokrotnie na przypadki kolesi, którzy swoje dzieła bezwstydnie publikowali, mimo że wystarczy lektura kilku pierwszych zdań, aby się przekonać, że kompletnie nie umieją pisać), niemniej, daje podstawy do przypuszczenia, iż dzieła te pozostawiają sporo do życzenia.

Um... raz, że moich "dzieł" nie pokazałem tutaj, nie znaczy że nie pokazałem nigdzie. Dwa, że nawet proponowałem kiedyś tobie, byś zobaczył, ale odmówiłeś ze znanych nam obu powodów, więc...

Do walki na krótszym dystansie są to przede wszystkim duże działa Gaussa, na dalszy dystans bardziej klasyczne baterie silosów rakietowych. Wszystkie one mają multifazowe ładunki termonuklearne, słabsze niż w przypadku tych soreviańskich torped Daenture, ale wciąż dość silne, by wyeliminować lekki lub średni okręt jedną salwą. Rzadziej, jeśli dana cywilizacja ma dostępną technologię, można się natknąć na dużej mocy broń energetyczną pomagającą w niszczeniu okrętów, np. działa jonowe.

Kwestię dystansu, na którym może być prowadzona walka, komplikują zaś różne czynniki. Okręty w moim uni co prawda teoretycznie mogą namierzyć i ostrzelać cel na naprawdę dużym dystansie, ale jest to o tyle bez sensu, że pociski czy wiązki broni promienistych potrzebują w takiej sytuacji trochę czasu, aby w ogóle dolecieć do celu. Jeśli np. strzelić z działa laserowego w cel znajdujący się w odległości jednej minuty świetlnej, to wiązka doleci do niego dopiero po minucie od wystrzelenia. W tym czasie owego celu dawno już w tym miejscu nie będzie. Do tego skuteczność niektórych broni maleje wraz z odległością - wiązka lasera traci spójność wraz z odległością, pociski plazmowe stają się coraz mniej spoiste. Dlatego w moim uni walki toczą się na dystansie dużo mniejszym, niż byłoby to teoretycznie możliwe.

Hmm, faktycznie nie wziąłem pod uwagę wpływu czasu na walkę na długie dystanse. Czy to jest powód dla którego okręty na orbicie nie mają faktycznie większego zasięgu mimo wpływu grawitacji na wystrzelane pociski (bo mam wrażenie, że przy pewnej prędkości grawitacja przestaje mieć znaczenie...)?

A mnie się wydawało, że szło tu raczej o całokształt ich relacji. Swoją drogą, nie wspomniałem jeszcze, że w scenie pożegnania Richtera z farmerami (zanim wyprowadzono ich na zewnątrz i tam zamordowano jaszczury), kiedy wszyscy podają mu ręce, rozważałem (i w sumie nadal rozważam), aby zamiast podania ręki, wpadali sobie w objęcia (zatem Sekira też).

Cóż... nie jestem jedną z tych osób które widzą romans w każdej relacji dwóch postaci. Zaczynam dopiero wtedy o tym żartować, gdy jakaś scena mnie rozśmieszy (w przypadku Zhacka i Deckarda był to na przykład Nóż :P).

Swoją drogą, skoro tak chcesz mnie przekonać do napisania tego shipfika, może sam byś spróbował? :D Widzę że nawet rozważasz dorzucenie do kanonu więcej materiału. :>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nawet nie wiecie, jak się ciesze, że widzę w "Prozie" znajome twarze (nicki?). Pisało się kiedyś, oj, pisało. Jechało po gniotach, mieszało z błotem. Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby na Forum Actionum zajrzeć "tak bardziej". Ale jeśli już podkusiło...

Widzę, że się dużo dzieje. Ta "powieść w odcinkach" wygląda ciekawie. W wolnym czasie (kiedy to będzie...) wypadałoby się z nią zapoznać. Tak zupełnie swoją drogą, to w odcinku na poprzedniej stronie znakomicie przyrządzony stek jest w naprawdę parszywym położeniu, to dość ciekawe. Czyżby martwiło go, że zostanie niebawem zjedzony? (Kocham tego typu błędy składniowe!). :)

Ale się, kurczę, wszystko pozmieniało. Jak tak sobie czytam te posty sprzed kilku lat, to ciężko mi ścierpieć walące po oczach emotki. I chwilami znacząco za bardzo jarmarczny styl, jeśli można to tak określić. Chwilami tragedia.

Tym razem nie będę zanudzał deklaracjami, jak to się wszystko pisze i kończy, i poprawia (wiadomo, przede wszystkim poprawia!). Uzależnienie od osiągania nieosiągalnej perfekcji boli; jeśli chcę coś wreszcie napisać w całkowitej całości, będę się musiał z niego wreszcie wyleczyć. Jak coś ukończę, w stu procentach, pewnie się o tym dowiecie.

Miałbym natomiast do Ciebie, Hidesie, prośbę. Czy mógłbyś podlinkować jakoś (np. na privie) całość Twojego "Oczyszczającego Światła"? Pamiętam jego początek, ale niestety nie pamiętam końca. Chętnie bym poznał całość. Wiem, że opowiadanie jest na DeviantArtcie, ale słabo mi idzie znajdywanie go tam.

Edytowano przez Bylon
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tym razem piszę tutaj w celu - powiedzmy - reklamowym. Chciałbym bowiem oznajmić, że "Wilcze stado" - moje opowiadanie z gatunku military SF, które przez ostatni rok z okładem trwało w stanie zawieszenia, jest przeze mnie kontynuowane, a na moim blogu pojawił się nareszcie kolejny (dziewiąty) jego rozdział. Mogę też zapewnić, że kolejne rozdziały znajdą się tam stosunkowo niebawem - opowiadanie stało głównie dlatego, że po prostu nie mogłem sobie z tą "dziewiątką" poradzić. Dalej już jakoś pójdzie.

A skoro tu jestem... Bylon, a jakiś czas temu (jeżdżąc po czyimś kiepskim opowiadaniu niczym kosiarka po trawniku) zastanawiałem się głośno, gdzie ty i Mish się podzialiście. Ale jak tak tu wspominasz, iż w tym temacie się "dzieje", orientuję się, że w temacie tak naprawdę zrobiło się całkiem pusto i grono bywalców ograniczyło się do trójkąta Bazil - Knight_Martius - StyxD. HHF niby się odzywa, ale niezbyt często. A pozostali to kolesie, co to wpadają tylko na chwilę, publikują swoje teksty (częstokroć marnej jakości), po czym wychodzą. I nikomu się już nie chce nawet komentować cudzych opowiadań. Jednym słowem - jest źle.

Pomyślałem sobie też, że może istnieje wreszcie szansa na twój komentarz mojej powieści - znaczy, "Nieba i piekła". Tyle że biorąc pod uwagę zmiany, jakie w nim zaszły, proponowałbym raczej wysłanie pliku e-mailem, aniżeli czytanie tego, co w temacie zalega.

Tak zupełnie swoją drogą, to w odcinku na poprzedniej stronie znakomicie przyrządzony stek jest w naprawdę parszywym położeniu, to dość ciekawe. Czyżby martwiło go, że zostanie niebawem zjedzony? (Kocham tego typu błędy składniowe!).

Tylko że w tej konkretnej sytuacji zdanie poprzedzające dotyczyło także Bertranda, z kontekstu wynika jednoznacznie, iż chodzi o niego, a ja ze swojej strony nie chciałem bombardować czytelnika dwa razy w dwóch zdaniach "Bertrandem", ani też zaimkami.

Miałbym natomiast do Ciebie, Hidesie, prośbę. Czy mógłbyś podlinkować jakoś (np. na privie) całość Twojego "Oczyszczającego Światła"?

Nie wiem, czy HHF się w końcu odezwał, ale w każdym razie - to, co z "Oczyszczającego Światła" widać na Devie, to niestety wszystko. Ciągu dalszego nie ma, nie ma też żadnych perspektyw na jego powstanie.

Hmm, faktycznie nie wziąłem pod uwagę wpływu czasu na walkę na długie dystanse. Czy to jest powód dla którego okręty na orbicie nie mają faktycznie większego zasięgu mimo wpływu grawitacji na wystrzelane pociski (bo mam wrażenie, że przy pewnej prędkości grawitacja przestaje mieć znaczenie...)?

Powiedzmy, że w moim uni generalnie się takimi sprawami nie przejmują. Podobnie naturalne przeszkody terenowe nie stanowią żadnej bariery dla laserów czy pocisków hipersonicznych.

Zaczynam dopiero wtedy o tym żartować, gdy jakaś scena mnie rozśmieszy (w przypadku Zhacka i Deckarda był to na przykład Nóż).

Awrrr... nie przypominaj mi o tym. Ja to próbowałem dać do wydawnictwa...

Swoją drogą, skoro tak chcesz mnie przekonać do napisania tego shipfika, może sam byś spróbował?

Powiedzmy, że w kwestii zbereźnych związków zboczonych Terran i zboczonych Sorevian chodzi mi po głowie koncept na całkiem odrębną historię, niż losy Sekiry i Richtera.

Edytowano przez Bazil
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hej Wszystkim. Jakiś czas temu podjąłem decyzję o rozpoczęciu pracy nad powieścią bazującą na motywach pierwszej części gry Fallout. Będzie to odzwierciedlenie tego, w co wielu fanów cyklu miało sposobność grać przez wiele lat.

Poszczególne rozdziały publikowane są na moim blogu. Każdy rozdział to jeden plik PDF standaryzowanego tekstu: wszystko czytelnie i przejrzyście. Aktualnie dostępne są dwa pierwsze rozdziały: Świat zewnętrzny i Cieniste Piaski.

Chciałbym wrzucić fragment mojej twórczości i jednocześnie, jeżeli ktoś poczuje, że miałby ochotę przeczytać resztę, zaprosić do lektury pdf'ów. Link znajduje się w mojej sygnaturce. Jednocześnie w miarę możliwości, będę wrzucał informacje o kolejnych aktualizacjach załączając zawsze fragmenty tekstu.

Życzę Wszystkim miłej lektury i z góry dziękuję za poświęcony czas. Mam nadzieję, że miło go spędzicie smile_prosty.gif

AS-R

Fragment rozdziału pierwszego:

Odgłos poszczególnych elementów uruchamiających gródź Krypty 13 rozbrzmiewał echem pośród niebezpiecznie niskich stropów jaskini. Dźwięk ten wydawał się równie absurdalny i niemożliwy, co wciąż dzwoniąca syrena alarmowa; oba zdające się mieć swoje źródło głęboko w umyśle Blaine?a. Nic nie było bowiem w stanie przedostać się przez pancerny, chroniący przed promieniowaniem i niebezpieczeństwami świata zewnętrznego właz schronu. Właz, który w swoim życiu widziało niewielu: kilka osób z personelu technicznego, służby ochrony, niewątpliwie Overseer i przypadkowe, niesforne dzieciaki urządzające dalekie wyprawy do zakazanych stref Krypty. Wszystkich ich łączyły niewątpliwie wyobrażenia odnośnie tego, co kryje się poza nią. Te jednak szybko ustępowały obawom i paranoicznemu wręcz przerażeniu. Świat zewnętrzny był równie realny, co conocne sny, lecz w przeciwieństwie do nich nikt nie miał ochoty świadomie stawać twarzą w twarz z czyhającymi tam niebezpieczeństwami.

Teraz zaś gródź Krypty 13 była zapieczętowana na cztery spusty. Blaine Kelly stał natomiast po jej niewłaściwej stronie.

Jako dziecko Blaine Kelly snuł niekończące się fantazje o tym, co by było, gdyby. Wraz ze znajomymi przesiadywali w sali projekcyjnej, chłonąc godziny filmów przedstawiających świat sprzed wielkiego konfliktu. Lasy, jeziora, góry i oceany. Pojazdy, maszyny, samoloty i niekończące się miasta o sięgających nieba budowlach. Ludzie skupieni w społeczeństwa, narody pod bezkresem niebieskiego firmamentu, który u Blaine?a i innych mieszkańców Krypty wywoływał osobliwe uczucia niepokoju. Z bogato wyposażonej biblioteki dowiedział się, że istniała niegdyś choroba określana mianem ?uranofobii? i polegała na niewytłumaczalnym lęku przed niekończącym się przestworzem. Dla Blaine?a sam fakt istnienia czegoś takiego jak pusta, błękitna od tlenu przestrzeń był równie absurdalny jak świadomość, iż w przyszłości jako pierwsza osoba miałby się przekonać, czy lęk ten jest rzeczywiście autentyczny. Tak jak wszyscy marzył od czasu do czasu o opuszczeniu schronu. Jednak bardzo szybko weryfikował własny pogląd. Życie w Krypcie było wszystkim, co znał i wbrew szerzącym się ostatnimi czasy ruchom agitującym na rzecz eksploracji świata zewnętrznego, lubił je. Na tyle, by w razie konieczności bronić siebie i innych przed tym, co wedle Overseera i domniemanych propagandowych nagrań przedwojennych specjalistów od genetyki popromiennej czaiło się za wielką, metalowo-betonową grodzią z wytłoczonym na niej numerem ?13?.

Oczywiście wygodny, bezpieczny i zorganizowany świat dwudziestoośmio letniego Blaine?a Kelly miał niebawem ulec zmianie (a na dobrą sprawę uległ właśnie w tym momencie; nieodwracalnie). Kilka nocy temu wybudził się gwałtownie z koszmaru. Rzadko je miewał. W ogóle mało kto w Krypcie miewał jakiekolwiek sny. Blaine wysnuł niegdyś teorię o dodawanych ukradkiem do racji wody środkach wyciszających wszelkie marzenia senne. Główny psycholog uznawał, iż wszelkie niekontrolowane fantazje ? a zwłaszcza te dotyczące zbiorowego exodusu z Krypty, co było głównym przedmiotem rozgrywającego się tej nocy w głowie Blaine?a horroru - mogą w przyszłości doprowadzić do niesubordynacji pośród ludności i jakiś pierwotnych, nostalgicznych instynktów domagających się ponownego zasiedlenia powierzchni. W następstwie mogły, mogły jak zostało wielokrotnie zaznaczone w raporcie pojawić się zagrożenia w postaci urojeń, agresji, zbiorowych psychoz i destabilizacji sytuacji w schronie. Jak gdyby na potwierdzenie własnej tezy (tej dotyczącej podawanych w racjach wody narkotyków), Blaine poczuł tamtej nocy wzmożone pragnienie. Udał się na najwyższy poziom, gdzie mieściły się sale projekcyjne, rekreacyjne, biblioteka, magazyn broni, stanowisko Overseera (przypominające kosmiczny fotel komandora statku międzygwiezdnego), główne komputery sterujące wszystkimi witalnymi procesami Krypty oraz spichlerz, w którym składowano żywność oraz manierki z wodą. Każdy obywatel schronu otrzymywał swoją dzienną porcję wody w godzinach wczesno porannych. Musiała mu ona starczyć, aż do następnego przydziału. Jednak pełniący funkcje głównego kwatermistrza Murzyn był dobrym przyjacielem Blaine?a. Okazjonalnie udostępniał mu duplikat własnej karty otwierającej drzwi do magazynu.

Szczęśliwie tej nocy Blaine był w jej posiadaniu.

Zszedł więc dyskretnie do miejsca potocznie określanego mianem ?wodopoju? i zachachmęcił jedną blaszaną manierkę, oprawioną w farbowaną błękitną skórę Bóg jeden raczy wiedzieć jakiego zwierzęcia i wszechobecną liczbę ?13? wytłoczoną w miękkiej oprawie i naznaczoną żółtą farbą. Ugasił pragnienie, po czym posnuł się (w formie spaceru) przez pewien czas bezcelowo wzdłuż korytarzy Krypty. Przy głównym komputerze kontrolującym procesy oczyszczania wody, wydawało mu się, iż dostrzegł gmerającą naprędce i nerwowo postać. Przetarł oczy i po chwili namysłu obarczył przewidzeniem zmęczony umysł.

27-02-2015 - dzisiaj wrzuciłem na bloga pierwszą część kolejnego rozdziału: Złomowo. Serdecznie zapraszam!

Edytowano przez falloutnovel
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam. Nie wiem czy to dobry wątek. Jak zły to przenieście tam gdzie powinien być.

Prowadzę Świat według Bragiela i mam tam ponad 400 tekstów.

Rzucę przykładowym http://bragiel.blox....ch-chipuje.html System wszystkich chipuje!

Jak się spodoba moge wrzucać linki do nowych tekstów.

Pozdrawiam.

Edytowano przez kubabragiel
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam, razem ze znajomym założyliśmy bloga na FA, w którym będziemy zamieszczać nasze opowiadania smile_prosty.gif. Pierwsze dwa fragmenty większego tekstu już są.

Zapraszamy na http://bit.ly/1Ji9RnW smile_prosty.gif. Życzymy miłej lektury i prosimy o komentarze :).

Edytowano przez MajinYoda
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio udało mi się nadziergać na szybkości coś takiego, jako wstęp do większego opowiadania :)

Niebo już nigdy nie będzie błękitne. Już nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio spoza zasłony smogu wyłoniła się choćby namiastka niebieskiego koloru. O gwiazdach słyszałem tylko z opowieści. Tuż przed wybuchem wojny dziadek opowiadał, że granatowa czerń ozdobiona milionami świecących punktów to najpiękniejsze, co człowiek może zobaczyć w swoim życiu. Wojna zniszczyła to wszystko. Bezdusznie przemieniła nasz świat w piekło, a ludzi wyzuła ze wszelkich uczuć i marzeń. Szarość w oczach obywateli naszego państwa to nie odbicie smogu. To odbicie ich duszy, która już dawno obumarła, stała się nijaka jak nasza codzienność. Codzienność doprawiona namiastką pokoju w niesprawiedliwym porządku Nowego Świata.

Nie, to nie tak jak myślisz. W naszej nowej rzeczywistości nie ma wielkich pałaców, w których garstka najwyższych ma więcej niż inni. Takie rzeczy możliwe były tylko w zbombardowanej fabryce snów, Hollywood. Podczas wojny populacja na Ziemi z 7 miliardów spadła do 1 miliona. Nie ocaleli Ci z wielkich pałaców, ogromnych stolic i marmurowych świątyń. Przeżyli Ci w ich mniemaniu najmniejsi. Mieszkańcy prowincji, wsi i wiosek, terenów powszechnie uznawanych za te, gdzie diabeł mówi dobranoc. Ich małość okazała się ich wielkością. Mało atrakcyjne ziemie stały się azylem. Warszawa to teraz tylko pobojowisko po, którym ganiają się szczury, ale czerwonym nigdy do głowy nie przyszło, żeby zbombardować małe wioski na prowincji. Po raz kolejny okazało się, że to co wydaje się być atrakcyjnym w czasie pokoju staje się przekleństwem w czasie wojny. Ale dlaczego nasz Nowy Świat jest niesprawiedliwy? Bo wszyscy mają po równo. Każdy klepie biedę, ale też każdy chce być kimś większym niż reszta. Jednak, gdy nie ma niczego, co jest wartościowe to nie ma też na czym się wzbogacić. Przymusowo stajesz się szarą jednostką w tłumie nijakich osobowości. Każdy z nas nadmiar sprawiedliwości życiowej uznaje za jej brak. To jeden z tysięcy paradoksów, które rządzą teraz naszą egzystencją.

Lubię wierzyć w to, że nie jestem taki jak inni, że szary dym nie ogarnął jeszcze całej mojej duszy, a gdzieś wewnątrz mnie tli się iskra nadziei. Może jest to pycha, może coś innego, ale myślę, że dlatego, że mam marzenia jestem trochę wyżej w powojennej hierarchii istnień.

Pewnie zastanawiasz się skąd wsiowy marzyciel to wszystko wie. Jestem jednym z ocalałych. Po bombardowaniu przez miesiąc kluczyłem po gruzach Warszawy, aż odnalazłem drogę do tego miejsca. Widziałem wszystko to co może zabić w człowieku chęć do dalszego życia. Mimo to nie poddaje się i chcę coś zmienić. Teraz jestem jednym z Cieni.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piszę ten post, łudząc się, że ktokolwiek tu jeszcze zagląda...

Ostatnio zacząłem publikować przygodową powieść fantasy, która jest najnowszym utworem z cyklu smoczego rycerza, a nosi toto tytuł "Zjednoczenie". Tekst możecie obczaić tutaj i (jeśli nie chcecie wychodzić poza obręb forum) tutaj. Do tej pory zamieściłem tylko prolog i rozdział pierwszy.

Miłej lektury i nie zapomnijcie zostawić komentarza. :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trochę to smutne, ostatni post z roku 2015... 

To ja też się pochwalę \o/ A co! 

Zapraszam do małego kącika prozy, na którym umieszczam (dość rzadko bo piszę wolno niesamowicie ostatnio, bo skupiam się na większym projekcie, ale trochę się tam zebrało, a i niedługo się mam nadzieję pojawi najnowszy twór ^^ ) taką niedużą (jeszcze) serię opowiadań dużych i małych~ www.slavioararagi.blogspot.com
Jak ktoś to odkopie i znajdzie, i się tam wybierze, to jakiś konstruktywny komentarz mile widziany :P

Cheers! o/ 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzień dobry

Od kilkunastu lat trenuję pisanie science fiction, a od kilku wydaję już powieści w sposób tradycyjny (wydawnictwo Eperons Ostrogi). Dziesięć lat temu wydałam self puba "Alfa Jeden", a teraz zdecydowałam się zrobić jego remake, jako e-book. Nie chciałam wysyłać tekstu do żadnego klasycznego wydawnictwa, dlatego zdecydowałam się na internetowe, gdzie mam wpływ na wszystko. Jaki poziom reprezentuje tekst można sprawdzić po darmowym fragmencie na stronie wydawnictwa E-bookowo albo na blogu autorskim. 

Link do książki: https://www.e-bookowo.pl/self-publishing/alfa-jeden.html

Link do bloga: http://zuniversum.blogspot.com/p/alfa-jeden.html

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na Warszawskich Targach Książki ukażą się moje dwie powieści, od krakowskiego wydawnictwa Eperons-Ostrogi (stoisko 36/D6). Pierwsza jest papierową wersją „Czwartej szansy”, e-booka wydanego kilka lat temu. To połączenie space opery, hard sf i romansu, natomiast druga powieść przygodowa utrzymywana jest w klimacie fantasy i zawiera elementy science fiction. Premiera obu książek będzie miała miejsce 17 maja.


http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4849328/czwarta-szansa
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4849327/wilcza-ksiezniczka
 

Mój blog i inne książki: http://zuniversum.blogspot.com

Fanpage: https://www.facebook.com/zodiacuniversum/

Edytowano przez Mutaba
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To może i ja spróbuję swych sił w temacie...

------------------------------------------------------------------------------------------------------

Przez dwadzieścia lat służby nauczyłem się jednego - jedynym demonem na tej planecie jest człowiek.
Nigdy nie wierzyłem w anioły, diabły, piekło, niebo, wszystkie te religijne bzdury.
Aż do teraz.
Nazywam się Eryk Osowski. Jestem komisarzem w Wydziale Zabójstw.

--------------------------------------------------------------------------------------------

Zapraszam do lektury (formaty: EPUB, MOBI, PDF); będę wdzięczny za każdy odzew, wliczając również słowa krytyki - w końcu uczymy się na swoich błędach.

Życzę mocnych wrażeń :)

 

Komp. Stacjonarny/Laptop - https://darekpawlowski.wixsite.com/czarnasamicakruka

Smartfon                           - https://darekpawlowski.wixsite.com/czarnasamicakruka/do-pobrania

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Gość
Odpowiedz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...