Skocz do zawartości

Polecane posty

Czekasz na 5 ode mnie, ale ogólne, a nie tylko z tekstu?

Taka rada dla Ciebie - nie przesadź z frazeologizmami - co za dużo, to nie zdrowo. Zwłaszcza, jeśli nie jesteś w stosowaniu ich doświadczony, bo to może zepsuć normalnie dobry tekst. Jednak w odpowiedniej ilości ładnie go urozmaicą i ulepszą :)

No, mam nadziej, że będę Mu mógł 9 wystawić :)

PS. Połowa pierwszej strony już "wykorektowana" ;)

O, Black Shadow jest, to do Niego uwaga:

Co do listy - ja niestety nie jestem w stanie takowej stworzyć.

Ale czy nie przesadziłeś troszkę z tymi 10 000 znaków? To nie troszkę za mało?

Poza tym, zapowiada się ciekawie :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie przesadzę, o to się nie martw. Zacząłem po prostu... hmm, może to niezbyt odpowiednie słowo, ale zacząłem pisać trochę "dojrzalej". używam "trudniejszych słów", a przynajmniej się staram. Mój ogólny cel, to 5 od ciebie za wszystko xD. Wątpię, że mi się uda, ale jak przeczytam słownik... :P.

Edytowano przez gamemen97510
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale czy nie przesadziłeś troszkę z tymi 10 000 znaków? To nie troszkę za mało?
Pozostaje mi tylko palnąć się w czoło ^^ Oczywiście chodziło mi o ilość wyrazów. Już teraz mam dobrze ponad 20tyś znaków... Hyh, po prostu użyłem złego słowa. Tak czy inaczej, szybko go nie ujrzycie, bo zamierzam wpakować naprawdę solidny kawał & udowodnić HHF'owi, że mogę napisać coś większego ;D
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A żeby to jeden... :D Pozwolisz jednak, że szczegóły poznacie w trakcie czytania. Prawdopodobnie, zerkając jakie mam dzienne tempo pisania, opowiadanie wpadnie tutaj dopiero po 4-5 sierpnia (raz, że zjazd a dwa pragnę aby było naprawdę spore ;P). Zresztą, nic na siłę, bo pisanie na sprintera kończy się wydaniem chłamu, IMO :happy:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No dobrze, nie wnikam :D. Narobiłeś mi smaczku, muszę przyznać.

EDIT:

Postanowiłem zamieści sam początek 3 części "PŻ". I tu mam pytanie do Bylona (on jako jeden z nielicznych wybrańców przeczytał poprzednie 2 części :P) i być może nie tylko. Sądzisz/cie, że lepiej utrzymać większość tej części na przemyśleniach bohatera, czy lepiej, przejść do akcji?

Fragment(początek części 3).

"Pozostań Żywym"

- Zapłata? Zapłata? Zapłata? Panie Frankli-n? Zapł-ata? Czas, czas , czas? nadejdzie?

Frank obudził się jakby oblany kubłem zimnej woda. Koszula lepiła się do jego i tak już oblepionego krwią ciała. Znowu? ten sam sen. ?Popadam w obłęd?? ? myślał, ?Może jestem po prostu zbyt wyczerpany??. Kraty, krew, maszyny. Wydarzenia z ostatnich 2 dni mocno zaburzyły jego odporność psychiczną. Każdy, kto z nim przebywał umierał. Śmierć? Czym ona jest, Białym światłem? Niekończącą się pustką? Polem Elizejskim? Czy może wiecznym cierpieniem? Nikt żywy nie znał odpowiedzi na te pytania. Frank umrze za jakieś 5-6 godzin. Wszystko się skończy. Nie zobaczy już Philla ani tego co jest za zewnątrz, poza niekończącymi się murami fabryki. Mógł krzyczeć, płakać, próbować się uwolnić, ale to i tak, nie zmieniłoby jego nieustannie zbliżającego się marnego końca.

I co sądzisz/cie?

Edytowano przez gamemen97510
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niestety, 0.50 dzisiaj chyba jednak nie będzie :( Dobbra wiadomość jest natomiast taka, że (ponad) połowa korekty już zrobiona.

Jednak za zaułkiem czyha druga z dwóch wiadomości złych - prawdopodobnie od jutra, przez ok. 2 tygodnie mnie nie będzie. Lapek się weźmie, notatnik też, to samo z zawsze pomocną komórą i Patriotem (8GB :P). Jednak łączność z netem będzie utrudniona (al w ogóle jakaś będzie), przez co publikować będę me prace (a raczej ich kolejne wersje) rzadziej... z drugiej strony, będą one pewnie bardziej dopracowane... no, zobaczy się ;) Jakoś to będzie, może uda mi się dokończyć (cudem) dzisiaj to 0.50, i wstawić jutro (jak cud będzie wielki, to też dzisiaj ;)).

Pozdrawiam wszystkich,

i do zobaczenia jeszcze dzisiaj lub jutro/po jutrze/w sobotę/później (ale chyba najpóźniej jednak po jutrze :D).

Porschak! DAWAJ RECKĘ!!!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spoko, mówię, że net będę miał, ale tylko raz (za to na długo) na ok. 2 dni. Dzisiaj, jak widzicie, się jeszcze dorwałem, i chyba (a raczej może) będzie jeszcze do 21:30 0.50 :)

Chyba jednak nie będzie dzisiaj :( Za dużo tekstu do poprawy... za to kolejna wersja będzie ZNACZNIE lepsza :)

Edytowano przez Bylon
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A jednak. Dosłownie cudem, ale ukończone. Wersja 0.50 już jest!

Co w niej nowego? Prawie nic - raptem jeden fragment większy (pojedynek), i parę dodatkowych zdań (praktycznie wszędzie ;)). A co w niej poprawionego? Prawie wszystko. Może wybitnie nie jest, ale czyta się na pewno znacznie, znacznie, znacznie lepiej. Powtórzeń już chyba nie uświadczycie. Większość literówek też poprawiona. Słowem - mam nadzieję, że jest lepiej! Oczywiście błędy nadal być mogą, więc proszę o ich zgłaszanie.

Proszę także o recenzje - szczególnie tych dość nowych w prozie - np. Tk2121 :) Będę wdzięczny także za opinie stałych bywalców - Hidesa, Porschaka, no i rzecz jasna Gamemena. No i oczywiście, o opinię proszę też Ciebie, BlackShadow - bo jeszcze chyba z moją twórczością do czynienia nie miałeś :)

EDITKA: O, Marcus się znów pojawił :) Ciebie też zachęcam do czytania, jak i opiniowania :)

Zapraszam więc do czytania. Oto nowa, poprawiona, ulepszona WERSJA 0.50!

"W karczmie ?Pod Ryjem Tłustego Wieprzka? wszystko było w normie. Jak zwykle w jej wnętrzu panował chłód, bo właściciel skąpił pieniędzy na drewno. Jak zwykle ryj wieprza patrzył ponuro na nowo przybyłych klientów z ? jak zwykle ? starej, drewnianej ściany karczmy. Jak zwykle w kącie grało w kości dwóch hazardzistów. Jak zwykle potrawa jedzona przez któregoś z przybyszów szukających w lokalu schronienia była wieprzowiną, jak zwykle, mistrzowsko przyrządzoną (jedyna rzecz, na którą karczmarz nie skąpił swej skromnej fortunki).

W karczmie ?Pod Ryjem Tłustego Wieprzka? wszystko było w normie. No dobra - prawie wszystko.

***

Drzwi skromnego, tak dawno już nie odnawianego, a mimo to znanego chyba wszystkim w Kerkhtain budynku karczmy potocznie nazywanej przez wszystkich ?Wieprzulem? otworzyły się. Stanęło w nich pięciu osiłków i wysoki człowiek, już mniej słusznej postury ? prawdopodobnie szlachcic.

-Piwo mi tu w tej chwili! Sześć piw! Kolejka na cały wieczór!

Karczmarzowi nie trzeba było więcej powtarzać. Po minucie czy dwóch grupka nowoprzybyłych opijała się w najlepsze. A ? jak to zwykli robić ludzie opijający się w najlepsze ? robiła przy tym masę hałasu. Nie wyglądali na jegomościów najlepszych obyczajów. Mijały minuty, a wielu z bywalców lokalu zgorszonych zmianą zazwyczaj tak spokojnego klimatu postanawiało go opuścić.

Po jakiejś godzinie, może dwóch, klienci karczmy odetchnęli z ulgą (no bo kto lubi towarzystwo osiłków nienajlepszych manier, do tego jeszcze pijanych?) widząc jak mocno już podchmielona sześcioosobowa grupa powoli wstaje od stołu, i zmierza do drzwi.

-Panie, a czy mogę usłużnie prosić o zapłatę za trunki?? ? przypomniał nieśmiele oberżysta.

-Kmiocie! Ty się ciesz, że jeszcze ci mordy nie obiliśmy! To będzie twoja zapłata, hehe ? trzeba się było bardzo wysilić, żeby zrozumieć pijanego wysokiego.

-T-tak, sir ? karczmarz wyraźnie nie miał odwagi ciągnąć tematu.

I wtedy zaczęło robić się ciekawie. Od swojego stolika wstała postać w długim, ciemnym płaszczu z kapturem, zakrywającym twarz (co uniemożliwiało identyfikację rasy). Podszedł on do wysokiego, i zagadał:

-Wiesz co, ziomku? Zróbmy tak ? zapłać karczmarzowi, jeśli to TY nie chcesz mieć obitej mordy.

-CO?! Jak śmiesz?! Więc dobrze, zobaczmy co potrafisz! Gunn! Bierz tą kanalię!

Mięśniak nazwany Gunnem nie zdążył nawet dotknąć persony w kapturze. Persona natomiast, zdążyła dotknąć Gunna. Boleśnie. Nawet bardzo.

Olbrzym runął na deski karczmy. W międzyczasie ktoś wybiegł z budynku z krzykiem.

Wysokiemu rozszerzyły się oczy. Po części ze strachu, po części z wściekłości. Wyciągnął miecz z pochwy. Jego kompani zrobili to samo.

-Brać go ? głos miał taki sam jak minę ? przestraszony.

-Ejże, panowie! Ładnie to tak z bronią na be? - nikt z bandy ani myślał słuchać przybysza. Jeden z osiłków zamierzył się, lecz zakapturzony bez najmniejszego wysiłku uniknął ciosu.

-Jak coś, to nie musiało do tego dojść ? wycedził wojownik w płaszczu.

I wtedy wszyscy napierający na przybysza nagle wylądowali na ścianie. Bardzo szybko. Bardzo.

-Tak swoją drogą, karczmarzu, to powinieneś przeszukać sakiewki waćpanów, i wziąć sobie to, co ci się należy. I ani grosza więcej, jeśli łaska.

Karczmarz był zbyt zajęty wgapianiem się w wojownika (jak każdy, kto jeszcze wytrwał w oberży), by doszło to do jego wiadomości.

***

Pościg był ? wyjątkowo. Nie uczestniczyła w nim jednak straż miejska, tylko jakieś najemne bandziory. Wojownik, a raczej jego wierzchowiec - piękny, zadbany, czystej krwi koń warty pewnie fortunę - pędził jak wiatr. Ścigający go nie mieli najmniejszych szans dogonić jeźdźca. Mimo to odległość była na tyle niewielka, że słychać było krzykliwe głosy bandy zbirów, co dodatkowo motywowało konnego do szybkiej ucieczki. Po trzech, może czterech minutach dotarł on do małej chatynki opatrzonej szyldem ?Piwnica Pod Szyldem? (właściciel wyraźnie miał natchnienie?). Zatrzymał gwałtownie rumaka. Zbiegł w szaleńczym tempie po schodach, chrzęszcząc przy tym schowaną pod płaszczem kolczugą, po czym przystanął obok wysokiego młodzieńca o ciemnych włosach.

-Spieprzamy.

Tyle wystarczyło. Razem wbiegli na górę, ten starszy poganiany dodatkowo myślą, jak blisko mogą być ścigający go. Kiedy tylko wypadli na powietrze, plac przed budynkiem zaroił się od koni. Prześladowcy zakapturzonego zjawili się.

-A kogóż my tu mamy? Czyż to nie nasze? jelonki?

W tej chwili jeden ze zbirów rzucił nożem. Zwykły ruch ręki zakapturzonego wystarczył, aby wbił się on boleśnie w dłoń właściciela. Tamten zawył dziko, a dezorientacja najemników związana z tym faktem dała towarzyszom chwilę czasu, którą spożytkowali na dobiegnięcie sprintem do koni.

Jednak ścigający nie odpuszczali ? parę sekund, i już byli przy ?zwierzynie?. Kolejny pocisk rzucony w jej stronę, tym razem ? przezornie ? oszczep. Ale i on chybił, mijając cel o wiele, wiele metrów. Zbiry postanowiły więc sięgnąć po środki ostateczne ? puściły się szalonym galopem, z trudem manewrując między budynkami. Krok odniósł oczekiwany skutek ? ścigający zaczęli zbliżać się do ściganych.

Starszy z uciekających szepnął cos do młodszego, i wtedy z grupy bandytów wysunął się jeden z nich. Wyciągnął szablę, z wyjątkowo cienkim ostrzem, i zmuszając swego rumaka do gigantycznego wysiłku zrównał się z kompanem zakapturzonego. Ciął, wściekle, wkładając w ten cios całą swą siłę. Na nieszczęście młodzieńca, ciął też celnie. Dało się słyszeć szczęk metalu, a później? później wszystko zniknęło w niebieskim świetle, i było już słychać tylko świst przecinanego klingą powietrza?

***

Wylądowali blisko siebie. Wystarczyło parę minut poszukiwań, aby jeden zobaczył drugiego.

-Żyjesz, jak widzę. Mały rozrzut, gratuluję. Nareszcie, znaczy się. Kolczuga przecięta?

-Niestety. Cholernie ostra ta szabla była?

-Nie tylko ? starszy z jeźdźców wyraźnie nie chciał tych słów wymawiać zbyt głośno.

-Coś mówiłeś?

-Nic, nic.

-Więc, kontynuując, przecięta. Skóra też, ale żyję, jak sprytnie zauważyłeś.

-Przeżyjesz więc jeszcze godzinę, jak mniemam? Chętnie dowiedziałbym się, gdzie nas wywaliło.

-Prawdę mówiąc, boli ta rana okropnie. Ale przeżyję.

-Wspaniale. Jedźmy więc, a ty ? mimo wszystko ? postaraj się jakoś nie spaść z konia ? w głosie zakapturzonego czuć było ironię, ale także ulgę, spowodowaną prawdopodobnie wiedzą, że nie ma co liczyć na taki bieg wydarzeń.

Więc pojechali. Bez szaleństw, ale i tak szybko.

Starszy z jeźdźców zdjął kaptur. Twarz - młoda wyglądem, ale ? można by rzec ? stara doświadczeniem - była okolona zarostem ? krótką brodą.

Włosy wojownika były ciemne, ale nie całkiem czarne. Nie należały też do najkrótszych.

Ostatnie, co można by wyszczególnić, to nietypowe rysy twarzy. Najbliżej było im do człowieczych, ale podobne były też do elfickich? i paru innych. Uczony być może dopatrzyłby się w nich Varlakanina, a Varlakaninów w Nardilii było już tylko kilku? To wskazywałoby natomiast na?

***

-Co proszę?! Lord Bylon tu był?! I co?! Powalił SIEDMIU największych zbójów regionu bez mrugnięcia oka?! Powiedz to jeszcze raz! ? w siedzibie burmistrza Kerkhtain atmosfera była dość? krzykliwa.

-Tak, panie. Dokładnie tak było. Ale co w tym takiego złego, jeśli można zapytać?

-Jak to co?! Jak to?! Nie wierzę! NIE WIERZĘ! Co by tu miał robić Lord Bylon?!

-Sir, w każdej chwili mogę wezwać świadków?

-Ty lepiej opuść to pomieszczenie. Natychmiast. I radzę ci: nie przypominaj mi o tej sprawie ? prawdę mówiąc, władca Kerkhtain był bardzo niezrównoważony. Kiedy wypowiadał te słowa, nie pamiętał już o całym zajściu. Mówił to, by zakończyć dyskusję, choć sam już nie wiedział, o czym była.

Jednak służącego to nie interesowało: ?Ważne, że ten stary zrzęda płaci dużo. Zaraz pójdę do Wieprzula, i zrelaksuję się, tak, jak zawsze - przy przednim piweczku?.

Relaks ten był ostatnią rzeczą w jego życiu. Burmistrz Kerkhtain nie zauważył tego faktu, a właściwi ludzie dopilnowali, by nie zrobił tego także nikt inny.

***

Błąkali się bardzo długo. Większość drogi była bardzo monotonna, jechali głównie przez las. Czasem ktoś z towarzyszy przerywał ciszę pytaniem czy uwagą. Przeważnie był to Bylon ? młodzieniec większość podróży miał bardzo zmęczony, i tak samo skupiony wyraz twarzy, ale po jakimś czasie wyraźnie odpuścił, i pozostało już tylko to pierwsze.

Jedynym efektem tej wędrówki bez celu była chwila euforii.

-Nareszcie! Tu są znaki.

-Drogowskazy.

-Niech ci będzie, załóżmy, że drogowskazy?

-Po pierwsze, forma nowocześniejsza, po drugie, "znaki" mógłbym pomylić ze Znakami. No, wiesz o co chodzi.

-Czy w swej nieskończonej łaskawości mógłbyś mi nie przerywać choć przez kilka sekund? Nie, nie odpowiadaj. Wiem, że uczynisz mi tę ogromną przysługę ? kompani tak zajęli się rozmową, a raczej ? przekomarzaniem, że nie zauważyli jednego małego szczegółu. ? Więc, jak zauważyłem, są tu znaki... Aha. Cholera. Znak. Cudownie. I wskazuje on? no a jakże! Oczywiście musi wskazywać do Kerkhtain! Dostarcza nam to tak niezmierzonej ilości informacji! Po prostu jestem zachwycony naszym szczęściem! Ehhh? gdybym zamiast teleportować się tu, konno pojechał, i geografii tych okolic bym się przyjrzał?

-Mimo wszystko może zakończysz już swój arcyciekawy i chwalący nasz brak pecha monolog?

-Zgadza się. A ty nie przemęczaj się, bo jeszcze z konia spadniesz, mój drogi.

Oczywiście było to dość mało prawdopodobne, ale faktycznie młodzieniec wybitnie nie wyglądał.

Obydwaj byli już nie tyle zmęczeni, co znużeni jazdą, i jej efektami ? a raczej ich brakiem. Chwilę jeszcze ?pozwiedzali? region, po czym Bylon zarządził postój.

Przez długi czas wydawał się zajęty swoimi myślami, nagle jednak coś go z zamyślenia wyrwało.

-Zapomniał bym! No, pokazuj tą ranę.

Towarzysz rycerza nawet nie próbował się sprzeciwiać. Zresztą, był już na tyle wyczerpany, że nawet to przychodziłoby mu z trudnością.

-Widzę, że próbowałeś tamować. Źle. Gwarantuję - na razie na zdrowie ci to nie wyjdzie. Ale wspaniale, że jesteś ambitny. Co do samej rany, to jakaś specjalnie groźna nie jest, ale wykrwawić się wykrwawiłeś? przeżyjesz. Nie będę nawet zasklepiać, masz tu bandaże, może i tak lepiej będzie.

-Dziękuję.

Chwilę trwało, zanim kompan Bylona doprowadził ranę do porządku. Kiedy jednak to zrobił, poczuł się wyraźnie lepiej. Nie była to bynajmniej zasługa bandaży, ale młodzieniec śmiał się domyślać, czego. A raczej kogo. W znacznie lepszym stanie podjął więc rozmowę:

-A co tym razem, jeśli można wiedzieć?

-A, jakieś chamy, odmóżdżone osiłki pod przywództwem też odmóżdżonego, ale już nie osiłka opiły się. A później tak, jak zwykle. Nie chciały płacić?

-Tak, wiem: ty grzecznie poprosiłeś o zmianę nastawienia, a jeden z nich postanowił obić ci pysk. Tylko że mu nie wyszło. Zgadłem?

-A jakże!

-Czyli standard, faktycznie.

Milczenie nie jest zbyt lubiane w środku nocy - nawet, jeśli sami milczący są wyjątkowi.

-No, prawie standard ? przerwał je więc ten w kapturze ? prawie.

-Cóż za niemiła odskocznia od miłej rzeczywistości! No chyba, że miła?

-Miła, niemiła? kto wie? Widowiskowa za to. Czwarty.

-Wzmacniany?

-Impulsywnie.

-Ciekawe przeżycia musiały mieć te osiłki? - rozmowa sprawiła, że młodzieniec wyglądał już prawie całkiem dobrze.

-Sugerowałbym zjedzenie czegoś.

-Przez grzeczność nie będę protestował.

W ciszy skonsumowali posiłek ? bochenek chleba, i odrobinę kiełbasy, która pierwszą świeżość miała już dawno za sobą. Może nie była to uczta godna króla, ale ? co by nie powiedzieć ? obaj się najedli.

-Coś cię gnębi ? to nie było pytanie, tylko stwierdzenie.

-Nie wiem, czy ?gnębi?, to właściwe słowo, ale chwilowo przyjmijmy, że tak ? podjął Bylon. ? Gnębi mnie na przykład ta szabla. Tak, ta, którą dostałeś. Gnębi mnie znajomy wygląd paru osób, które znajome mi być nie powinny. Gnębi mnie też wiele innych spraw, ale już takich pomniejszych. No i ostatecznie gnębi mnie ten cholerny idiota, który myśli, że go nie? widzę.

Nic się nie stało, rzekomy ?cholerny idiota? się nie poruszył. Towarzysz wojownika już chciał zacząć coś mówić, ale rycerz uciszył go gwałtownym przyłożeniem palca do ust.

I wtedy Bylon skoczył ? wybił się z ogromną siłą, co dało mu nie tylko wielką odległość i wysokość, ale też impet. W locie ruch jego palca nakazał sztyletowi wysunąć się z pochwy na piersi, i trafić do otwartej dłoni. Wojownik wylądował na ziemi jakieś trzy metry dalej i przekoziołkował aby zminimalizować siłę uderzenia o ziemię. Miał pecha:

-Cholera ? źle unieruchomił rękę, a sztylet wbił się w przedramię, tworząc pokaźną ranę. Nie była jednak ona aż tak pokaźna, aby zaszkodzić postaci ? co by nie mówić ? w pewien sposób nadludzkiej. Rycerz przerzucił więc sztylet do drugiej ? prawej ręki ? i pobiegł dalej, w las.

Tu kryjówek było aż nadto ? co więcej, Bylon czuł też delikatne pulsowanie magii. Z dwóch stron?

Teraz Varlakanin był już tego pewien ? w okolicy jest jakaś istota. Istota o niezbyt przyjaznych zamiarach. Nagle zrobiło się jasno. Niewielka kula ognia leciała prosto w niego, z lewej strony. Rycerz rozproszył ją najbanalniejszym z Gestów, po czym ? po chwili zastanowienia, i stworzeniu prostego pola ochronnego - wybrał kierunek dokładnie przeciwny.

Kilka sekund biegu między śmiesznie wręcz słabymi pociskami magicznymi (wojownik nawet nie musiał ich rozpraszać, zanikały na stworzonym dopiero co polu ochronnym), i zobaczył go: człowiek w czarnym jak smoła płaszczu i o białej jak kreda twarzy stał przed nim, i tworzył ciągle nowe pociski, powoli zaczynające się przebijać przez ochronę.

Choć ? trzeba przyznać ? z lekka zaskoczony rycerz stracił sekundę, czy dwie na bezmyślnym staniu, po chwili nadrobił zaległości. Używając jako przekaźnika sztyletu, postanowił stworzyć kulę ognia, za to VI poziomu. Kiedy formował w ustach zaklęcie, pole strzeliło, jednak Bylon nie przejął się tym, i w tej samej chwili cała okolica rozświetliła się w świetle ogromnej, ognistej kuli lecącej przez las. Przeciwnik dosłownie cudem, w ostatniej chwili zdołał zablokować falę niszczycielskiego ognia, mimo to, ta poparzyła mu palce dłoni.

Jednak wojownik nie dawał mu choćby chwili wytchnienia ? raz jedną, raz drugą ? tą ze sztyletem ? ręką tworzył kolejne pociski, błyskawice i fale energii.

Persona o trupiej twarzy jednak nie odpuszczała. Blokowanie szło jej całkiem sprawnie, a raz przeszła nawet do kontrataku ? stworzeniem wściekle zielonego pocisku (typowego dla Nekromantów), prawdopodobnie III poziomu, zmusiła Bylona do zablokowania czaru sztyletem. Krasnoludzkie runy wykute na klindze z zadaniem poradziły sobie całkiem nieźle, a jedynym efektem ubocznym było lekkie, lecz bardzo nieprzyjemne oziębienie rękojeści.

W końcu, po bardzo długim, i męczącym magicznym pojedynku, postać w czerni nie zdążyła zablokować któregoś z kolei pioruna stworzonego przez Bylona. Na sekundę sparaliżowało ją to, ale rycerzowi ta sekunda wystarczyła: Gestem V poziomu przywołał magiczny pocisk o imponującej mocy, a trafiony nim przeciwnik padł bez życia na ziemię. Co ciekawe, bardzo lekko, jakby w zwolnionym tempie.

Tradycyjnie w przypadku Nekromantów, nie był to koniec. Trupioblada postać zaczęła nagle lewitować, i odrażająco charcząc wyrzekła swe imię:

-Ar?khi?nethin?ay?us ? po tych słowach upadła, tym razem nieżywa na wieki.

-Zaczynacie mnie nudzić.

?Ciekawe, czy to dosłyszą. W teorii ? niemożliwe, ale w praktyce?? ? pomyślał Bylon uśmiechając się ponuro.

Chwilę popatrzył na ścierwo Ar?khi?nethin?ay?usa, i odszedł w kierunku obozu.

***

W czasie kiedy Lord Bylon zmierzał powolnym, leniwym krokiem w stronę swego ucznia, setki Nekromantów w całej Nardilii usłyszało w umyśle głos ? głos umarłego, głos tak dobrze przez każdego z nich znany. ?Ar?khi?nethin?ay?us? ? głosił. I nikogo to nie zdziwiło - taki ponury element ich ponurej rzeczywistości. Ale żaden członek sekty nie spodziewał się usłyszeć czegoś drugiego. Banalnego, a jednak dziwnego. Żaden nie spodziewał się usłyszeć jednego, prostego słowa ? ?nudzić?.

***

-Cholerni Nekromanci.

-Potwierdzam.

-I ich cholernie nudne pomysły.

Po tych słowach nastąpiła chwila ciszy. Bylon, wraz z towarzyszem siedzieli przy chwilę wcześniej rozpalonym ogniu.

-Nie potwierdzam. Mógłbyś mi wytłumaczyć tą kulę ognia z drugiej strony?

-I te twoje cholerne pytania ? wojownik był zmęczony, ale mimo wszystko zdecydował się na odpowiedź. ? Co najmniej szósty raz się z tym spotykam. A oni ciągle myślą, że to skuteczne. Kryształ. I drugi, przy Nekromancie. On czaruje. Kryształ pochłania część energii, ale reszta, w formie czaru, ?przelatuje? do tego drugiego. I to ma mylić. Oczywiście.

-W teorii to ciekawy pomysł?

-Być może. Tylko nie do końca.

-Ale na pewno niektórych może zmylić?

-Z pewnością. Najgorsze w tym jest to, że nie zawsze się wie, czy zostało zastosowane, czy nie. I to tyle. Ale jak widać zostało. Kolejny raz. Bardziej mnie martwi, że zaczęli lepiej szkolić tych swoich? członków, powiedzmy. Adeptów, o! Szóstego użyłem, a on to zablokował. No i nawet nieźle znał Gesty. Czy tam Znaki, jak wolisz. W każdym razie, ciekawie było nawet. Ale z tą ręką, to przebiłem samego siebie. Jak można nie usztywnić ręki?!

-Starzejesz się?

-Nie."

Jeszcze raz proszę o wszelkiego rodzaju opinie ;)

Zmęczyłem się tym pisaniem xD

Poczytam z godzinkę Narrenturm, i idę spać. Pa wszystkim, liczę na opinie (komóra czuwa ;)).

Edytowano przez Bylon
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No...yyy. Zacznijmy od tego, że czytam to 5 raz :D. Więc tak. Jest na pewno mniej błędów. BARDZO podoba mi się przedłużenie walki z nekromantą. Ogólnie, dla kogoś kto czytał to 5 razy zmiany są bardzo widoczne, parę zdań tu, parę zdań tam... Ogólnie co by nie mówić podoba mi się. Oceny nie będę wystawiał, bo... nie :P. Podsumowując, jest lepiej!

PS. A ja teraz będę musiał 2 strony swojego

"PŻ" poprawiać... ech, życie :P.

PS2. Czekam na następną część!

Edytowano przez gamemen97510
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To bardzo się cieszę za pochlebne opinie (Gamemen - komóra czuwa xD), dzisiaj jestem do 12, potem wyjechać czas :P

Prawdopodobnie już później (dzisiaj) mnie na forum nie zobaczycie, jest na to (że mnie zobaczycie) ok. 30% szans...

Więc w oczekiwaniu na kolejną wersję (więcej tekstu...) zapraszam do krótkiego przewodnika po nazwach, który wyjaśni, dlaczego tak, a nie inaczej to piszę:

-Nekromanci: nazwa grupy (a raczej sekty). Wspólnota ludzi, łącząca się w jakimś celu. Dlatego duża litera (tak jak np. Wiedźmini).

-Znaki, Gesty, Znaki magiczne, Gesty magiczne (tak naprawdę te pierwsze, to skróty): nazwa rodzaju magii, a więc - w pewnym sensie - nazwa własna. Poza tym musicie to przecież jakoś odróżniać od znaków ;)

-Krasnolud, Elf, itp (nie pamiętam, czy to się już teraz pojawiło, ale się pojawi na pewno), Varlakanin (ew. Varlakan): Nazwy ras, a więc - jak dla mnie - w pewien sposób narodowości. Jeszcze co do tego pewien nie jestem, ale chyba będę pisał dużą literą.

-"Blabla... blabla" lub "Blabla... Blabla". Skąd te dwie formy, zapytacie pewnie? Wiem, że 90% osób to wie, ale tym 10% wyjaśniam, bo to takie całkiem oczywiste nie jest: Pierwsza forma oznacza przerwanie zdania, i jego kontynuowanie. Jest stosowana np., kiedy kontekst jest kontynuowany, ale wcześniej coś go przerwało. Druga natomiast przerywa nagle zdanie, i zaczyna nowe. Zazwyczaj inne, różniące się tematyką...

Tak samo działa "Blabla - zablablał Blablak. - Blabla". I "Blabla - zablablał Blablak - blabla. W pierwszym przypadku mamy dwa oddzielone zdania, w drugim - postać przerywa (żeby - dajmy na to - zaczerpnąć oddechu), po czym kontynuuje DOKŁADNIE TO SAMO ZDANIE! Tak dokładnie staram się te dwa przypadki tłumaczyć (dla niekumatych ;)), bo ich nierozumienie będzie skutkowało nierozumieniem mojego stylu, i wielu ironii, sarkazmów (niekoniecznie to samo...) i "smaczków" z nim związanych.

Pozdrawiam wszystkich, w międzyczasie wykryłem jeszcze jeden błąd xD Zapraszam do czytania ;) Takie cuś... w poczekaniu na kolejne, myślę, że ciekawe części :)

EDIT: Ver. 0.50 doczekała się jeszcze dwóch poprawek, tym razem w nowej części pojedynku (Nekromanta rzucający Zielone coś III poziomu). Dotyczy ona braku jednego słowa, i zlikwidowania innego - chyba jest lepiej.

Edytowano przez Bylon
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale, z ciebie perfekcjonista xD. Najchętniej byś poprawiał i poprawiał i jeszcze poprawiał :P. Miałbym jeszcze prośbę do tk2121, mógłbyś wydać opinie o moim opowiadaniu (w wolnym czasie, czytaj kiedy poprawię 3 część mojego opowiadania, przeczytam i wydam opinie o twoim)? Do niczego nie zmuszam. Ale, ciekawi mnie opinia kogoś innego niż Bylona (Pozdrawiam :P). Żebyś nie musiał szukać (jeśli zgodzisz się "zrecenzować"), dodaję załącznik z 2 pierwszymi częściami. Druga część została poprawiona przez... Bylona :D. Za co mu, jak już mówiłem, dziękuje.

EDIT: Liczę także na opinie innych.

BumCyk_Opowiadanie__Pozosta_____ywym..doc

Edytowano przez gamemen97510
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zapomniałem pendrive-a wziąć, więc pisać nie będę aktualnie (choć w ogóle go mam, ale nie akurat tu).

Tak, zgadza się - jestem perfekcjonistą :P Oczywiście, że najchętniej bym poprawiał, ale tylko do momentu, kiedy tekst osiągnie doskonałość, później już nie będę :P

Ja tylko za korektę taką, a nie inną muszę przeprosić, bo zdaję sobie sprawę, że parę błędów tam jest. Niestety teraz czasu nie mam :(

W międzyczasie:

PORSCHAK!!! CO Z TOBĄ?!

Więc ja także pozdrawiam, i dopóki sobie nic nowego nie przypomnę, koniec posta ;)

(Prośba nadal ważna, Gamemen wie o co chodzi).

Edytowano przez Bylon
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeglądałem sobie poprzednie strony tego tematu i stwierdzam, że kiedyś było tu O wiele więcej osób. Pewnie teraz wszyscy na wakacje wyjechali. A ja ciągle poprawiam 3 część. Nie pasuje mi ciągle coś :P. Zmieniłem już zakończenie, zmienię chyba jeszcze jedną "wizję" i trochę początek. Czyli prawie wszystko xD. W dalszym ciągu czekam na inne opinie o moim opowiadaniu :P...

EDIT: Tak wiem :P.

Edytowano przez gamemen97510
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak, z tego co pamiętam, to pisał, że coś "skrobie". A mnie ciągle zastanawia gdzie ten Porschack...

EDITKA: No nie mogę z tą 3 częścią! Myślałem, że może jeszcze dzisiaj opublikuje a tu lipa! Może by ją zacząć od początku pisać? (pytanie retoryczne :D)

Edytowano przez gamemen97510
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Gość
Odpowiedz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...