Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Black Shadow

Mass Effect Alternative - dyskusje

Polecane posty

Ale IMO większego wpływu na akcję to nie ma. Zgadza się to, że poszedł do pozostałych i tego trzeba się trzymać. Zresztą Dox napisał, że mogą być pewne rozbieżności między jego, a naszymi wpisami. Zresztą nie wiemy co będą chcieli zrobić pozostali. Wracać do nas, czy uciekać, czy zrobić jeszcze coś innego. Jest wiele możliwości, ale by zobaczyć co się stanie trzeba jeszcze poczekać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przyjaciele (Dromaderze i Punishmencie)! Co się z wami dzieje? Nie skazujcie tej sesji na wieczne potępienie w otchłani archiwum i napiszcie wasze wpisy do sesji. Liczymy na was.

P.S. Jeśli się pospieszycie, nasz Mistrz może nawet nie zauważy waszego spóźnienia...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chwali ci się to. Tak więc do pracy, towarzyszu!

P.S. Jak szybko się wyrobisz, to skasujemy te posty i Doxtradus o niczym się nie dowie. wink_prosty2.gif

A ty, Punishmencie? Bierz przykład i się do pracy!

@down - Ok. Publiczne wystąpienie zawsze lepiej działa (presja społeczeństwa itd.). Z tym kasowaniem to żartowałem, ale jak chcecie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z niewiadomych mi przyczyn część wpisu + dwa screeny zostały wcięte. Niby to nic wielkiego, ale post wydaje się być przez to strasznie krótki. No i taki jest zresztą w istocie. Następny obowiązkowo będzie dłuższy, będzie działo się naprawdę sporo i namieszam trochę w fabule. Teraz przed wami tylko walka, od was zależy czy naukowcy przeżyją, Ashley powinna dać sobie radę. Ogólnie grupa ratunkowa dotarła dość szybko, ale nie chciałem dzielić akcji na dwa wpisy. Po prostu w ten sposób akcja posunie się nieco szybciej naprzód. Z odpisami spieszyć się nie musicie, obiecuję się jednak następny wpis dodać w miarę możliwości jak najszybciej. Dziś mój wujek przyszedł mi z pomocą, dobrałem się do jego kompa. To jednak nie jest możliwe na co dzień nad czym boleję ogromnie.

Wpis powstał w jakieś 30 minut, wybaczcie jego wszystkie wady, po prostu muszę już wracać do domu. Ot, los chłopaka bez laptopa.

Dziękuję za cierpliwość!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

'Bry.

Urdnot Vaar, krogański szturmowiec

UEe8Pes.png

OPIS (CHARAKTER, POGLĄDY):

Jak niemalże wszyscy przedstawiciele jego rasy także Vaar urodził się na Tuchance jakieś sześćdziesiąt pięć ziemskich lat temu. Z wyglądu zewnętrznego nie wyróżnia się specjalnie od reszty swojego gatunku prezentując po prostu najlepsze cechy krogan jako zaciekłych wojowników na pierwszej linii frontu. Jeżeli jednak chodzi o charakter można tutaj zauważyć ciekawe, nietypowe podejście. Niedługo po użyciu genofagium oraz zakończeniu rebelii większość krogan wybrała pomiędzy: a) zgorzkniałym wypominaniem turianom i salarianom tego co zrobili oraz twierdzeniem, że ich rasa jest skazana na zagładę albo b) porzucenie rozmyślań albo zmartwień o swojej rodzinnej planecie trwającej w ruinie od tysiąca lat i przyjęciem zawodu najemnika, który pracuje dla tego kto najwięcej płaci. Vaar należy do tej drugiej grupy. Nie obchodzi go los pobratymców ani odnalezienie lekarstwa na genofagium. Co więcej uważa, że broń biologiczna salarian mogła być przydatną karą dla krogan, którzy jednak niczego się z niej nie nauczyli i bredząc o fatalizmie ich rasy dalej szukają guza w galaktyce albo wyrzynając się wzajemnie w wojnach pomiędzy poszczególnymi watażkami na Tuchance. Jako najemnik najczęściej przejmuje się tylko sobą i prowadzi bardzo pragmatyczny a jednocześnie chwilowy tryb życia. Liczy się tu i teraz. Do przedstawicieli wszystkich ras i organizacji ma wyjątkowo obojętny stosunek, który może zmienić się na dwa sposoby - albo zyskają u niego szacunek (nie zaufanie ;]) za działania na polu walki albo będą uznani za zwykłe ścierwo. Walczysz jak żywa, inteligentna istota albo giniesz jak karaluch - to jedno z jego prawd życiowych. Całkowicie ufa tylko sobie a na zdradę szykuje się w każdym momencie i od każdej istoty. Nie jest to wynikiem paranoi, zresztą nie zamierza przeklinać zdrajców za sam fakt próby wbicia noża w jego plecy. Chciwość albo sprzeczność interesów to rzecz naturalna, ale jeśli idzie w parze z głupotą nie zapomni wypomnieć tego delikwentowi nim rozsmaruje jego głowę na ścianie celnym pociskiem ze strzelby...

HISTORIA:

Tutaj, na Tuchance, zdawała się w mojej opinii panować jedna, podstawowa zasada jakiej uczył się każdy, świeżo narodzony krogianin - bądź żołnierzem i giń albo bądź robakiem i giń. Niezwykle perspektywiczny wybór trzeba przyznać.

W moim przypadku znalazłem się w tej dosyć niewielkiej acz nie elitarnej grupie, która przetrwała twarde, surowe warunki Tuchanki będące pozostałością po wojnach nuklearnych, która była w stanie wyjść cało z wojen lokalnych watażków i zdobyć nawet pierwsze doświadczenie w zabijaniu przeciwników a nawet przejść przez rytuał, który kiedyś ustaliła sobie jakaś banda watażków aby udowodnić, że tak... jesteś prawdziwym kroganinem! Życie na tej planecie było szare, brudne, nużące i dobijające gdy po raz kolejny słuchało się opowieści jak to kroganie mogli rządzić galaktyką, jak uratowali tych niewdzięczników przed rachni a ci w geście wdzięczności niemalże nas wysterylizowali. W takim chwilach powstrzymywałem gorzki śmiech i wymownie spoglądałem na ruiny jakie otaczały mnie dookoła. Pamiątka po naszej głupocie pozostawiona wieki temu. Pewnie ci, którzy tak głośno krytykowali działania salarian zapomnieli, że to dzięki nim w ogóle mieliśmy szansę wydostać się z tego piekła, które sami sobie zrobiliśmy. Zwalanie winy na kogoś innego było skrajną głupotą. Poza tym jeżeli już kroganie dali się załatwić zwykłej broni biologicznej musiało to znaczyć, że jednak nie dla nich jest rola przywódcy we wszechświecie a jedynie żołnierzy frontowych wysyłanych jak mięso armatnie na rzeź...

Myśl opuszczenia tego śmietnika pomimo bycia członkiem jednego z największych klanów na planecie dojrzewała we mnie od dłuższego czasu. Same chęci jednak nie wystarczyły, musiała się nadarzyć odpowiednia okazja a do tego czasu musiałem liczyć na swoje zdolności i szczęście aby nie zginąć od zbłąkanej kuli albo nie zostać pożartym przez innych, jeszcze mniej przyjaznych predatorów Tuchanki. Na jakiekolwiek religie jakie wyznawały wszystkie rasy galaktyki, ta planeta naprawdę jasno dawała ci do zrozumienia, że nie jesteś tutaj mile widziany. Na szczęście nie powstrzymywało to na wpół szalonych jednostek podążających za pieniądzem na zapuszczenie się w te rejony.

* * *

Niemalże pobici kroganie z Blood Pack naprzeciw lepiej uzbrojonym i naszykowanym ludziom z Eclipse w jednej z najbardziej opuszczonych rejonów Tuchanki. Naprawdę los nie mógł mi ich bardziej wystawić na potrzebę pomocy.

Błyskawicznie nauczyłem się, że szczególnie z tymi najemnikami działa się wedle dwóch zasad. Po pierwsze, żadnych niepotrzebnych pytań. Po drugie, minimum subtelności, maksimum agresji i przemocy. Tą konkretną pakę musiałem na chwilę oduczyć drugiej zasady, bo próba pójścia na frontową walkę z ponad czterokrotnie liczniejszymi oddziałami Eclipse skończyła by się źle i dla mnie i dla nich a przecież potrzebowałem kogoś kto byłby w stanie zabrać mnie z tego miejsca. W każdym razie z jakiegoś powodu obie grupy znalazły się na planecie. Nie pytałem. Jakimś sposobem kroganie zostali zaskoczeni i bronili się ostatkiem sił w podziemnych ruinach jakiegoś miasta licząc sobie może dwudziestu chłopa. Z kolei "złoci" liczyli niemalże sto osób a dodatkowo mieli ciężki sprzęt w postaci mechów klasy LOKI i kwestią minut była eksterminacja tych pierwszych. Od czego jednak ma się pojedynczego kroganina, którego nikt się nie spodziewa, prawda?

Znajomość terenu, na którym przychodzi ci walczyć? Podstawa. Znajomość najgorszego ścierwa czyhającego w podziemiach Tuchanki, które może rozerwać całe armie w przeciągu kilkunastu sekund? Tym bardziej podstawa. Wiedza jak wkurzyć Thresher Maw'a i sprowadzić go prosto na głowy ludzi z Eclipse? Jesteśmy w domu. Nigdy potem ani nigdy przedtem nie byłem tak blisko śmierci i to kilku różnych jej rodzajów na raz unikając ostrzału dwóch stron - dopóki kroganie nie zorientowali się, że to ich pobratymiec biegnie na ratunek -, zmiażdżenia albo znalezienie się w żołądku Thresher Maw'a bądź też kawałków ruin jakie sypały się mi na głowę jak ścierwo wyjątkowo się zirytowało i postanowiło zrobić jeszcze większy chaos. Paru członków Blood Pack zginęło mimo mojego wsparcia, ale byłem wyjątkowo zdeterminowanym żołnierzem a nie magikiem.

Odgłosy walki, ryczącej, pustynnej bestii, umierających przeciwników, zapach krwi unoszący się w powietrzu na długo zapadły mi w pamięć. Dzięki temu wyciąłem sobie drogę ucieczki z przeklętej Tuchanki.

* * *

Omega. Kilka lat później. Regularne, przyjemne, obfitujące w atrakcje życie najemnika z częstotliwością odsyłania sk******nów w liczbie średnio paru sztuk na tydzień. Może kilkunastu jeżeli było wyjątkowo dużo brudnej roboty.

- Vaar. - jeden z oficerów Blood Pack, ten sam, którego uratowałem lata wcześniej na Tuchance podszedł do stolika.

- Gran. - odparłem w podobnym tonie dalej sącząc wyjątkowo mocny trunek.

Wspomniany zrobił tylko lekki ruch głową kierując mój wzrok na dwójkę niecodziennych gości klubu Afterlife. Nie byli z żadnej z głównych grup najemników, nie sprawiali także wrażenia jakoby mieli należeć do jakiś sił specjalnych albo wywiadu a ostatnie co mógłbym o nich bym pomyślał to przynależność do Widm. Ostatecznie żadna z tych opcji do nich nie pasowała. Byli... ekspertami na własny rachunek i w całkiem szerokim zakresie. Ludzka kobieta oraz turianin. Oboje w czarnych jak heban pancerzach z mordą czerwonego wilka gotowego rozszarpać najbliższą ofiarę. Nie wpatrywali się we mnie otwarcie, ale co jakiś czas ich wzrok wędrował w moją stronę.

- Wiesz kim są? - zagadałem bez nuty przejęcia.

- Ciężko powiedzieć. Nikt z Omegi, na ludzi od Cytadeli też nie wyglądają. Jesteś dobry Varr, nawet lepiej niż dobry, ale uważaj na te koty... mogą cię zaskoczyć.

- Chyba wilki, nie koty. - parsknąłem śmiechem. - Będę pamiętał. Może nawet będzie prościej jeśli z nimi porozmawiam...

Nie wiedziałem wtedy czego konkretnie chcieli ode mnie, ale nie obawiałem się o swoje życie. Mało kto miał jaja aby upuścić krwi komukolwiek w lokalu zarządzanym przez Arię, przy okazji władczynię Omegi.

- Pijecie coś konkretnego?

- Zapewne, ale dzisiaj wyjątkowo jesteśmy tutaj w sprawach biznesowych. - odezwała się kobieta. Miała może trzydzieści lat, srebrne włosy, niebieskie, zimne oczy i aparycję kogoś kto gwarantuje ci straszliwe tortury jeśli spróbujesz go zdradzić.

- Co to może być za biznes? - mówiąc to aktywowałem swoje omni-narzędzie spodziewając się elektronicznej wiadomości chwilę potem.

- Propozycja współpracy. - rzucił zadowolony i pewny siebie turianin, który również wyglądał na kogoś kto widział nie jedno pole walki. Nie miałem wątpliwości, że mam do czynienia z weteranami.

Szybko przejrzałem przesłany plik. Odpowiednio wysoka płaca, mnóstwo ciekawych miejsc do zwiedzania, dostęp do zaawansowanego sprzętu, współpraca z najlepszymi, szeroki wachlarz wykonywanych zadań, było tutaj wszystko co mogło wywołał na mojej twarzy drapieżny uśmiech. Po kilkunastu chwilach spojrzałem ponownie na swoich rozmówców.

- Kiedy zaczynamy?

* * *

Jeżeli miałem kiedykolwiek wątpliwości, że emocji podczas służby u Blood Pack nie można przebić to wystarczyły dwa tygodnie z oddziałem elitarnych Krwawych Wilków aby znaleźć odpowiedź na to pytanie. Nie dziwiłem się, że byli nieznaną na Omedze organizacją - liczyli sobie tylko dwanaście osób do akcji polowych, jeżeli mieli jakichkolwiek przełożonych nie dość, że nie widziałem to także nie słyszałem żadnego z nich, mieli dostęp do najbardziej zaawansowanego sprzętu a zlecane zadania wykonywali z ogromną dozą profesjonalizmu. W tych dwunastu personach, mnie nie wliczając, znajdował się cały przekrój rasowy oraz specjalizacji co razem dawało niemalże niewykrywalny oddział zwiadowczy, niepowstrzymany szwadron śmierci itp w zależności od tego czego wymagał pracodawca. Razem z nimi poznałem spory kawałek galaktyki.

Jednym z ciekawszych zadań było polowanie na jeszcze nierozwinięte rasy, które nie osiągnęły możliwości podróży w kosmos. Mieliśmy łapać po jednym albo dwóch okazach a następnie zostawiać je w wyznaczonym miejscu. Mogłem się tylko domyślać do czego byli używani, ale niezbyt mnie to interesowało. Tak długo jak cena była właściwa porywanie nie sprawiało problemu nawet jeżeli w grę wchodził yagh, wyjątkowo groźny gatunek jaki z delegacji Cytadeli urządził sobie bufet. Wcześniej nawet zdarzyło się być w jednej czy dwóch operacjach dziejących się w tle Wojny Pierwszego Kontaktu. Innym razem mieliśmy zbadać pozostałości czegoś co mnie przypominało dawne legowisko królowej rachni... choć w większości odcinałem się od reszty krogan z Tuchanki nadal uznawałem rachni za tego jedynego, przeznaczonego wroga i na myśl o ponownym starciu gotowała się we mnie krew. Jeszcze kiedy indziej dokonywaliśmy zwiadu nieznanych systemów, które jeszcze zachowały się od obecności sługusów Cytadeli czy to Omegi. Najrzadszym typem zadań były, o dziwo, morderstwa na zlecenie. Jeżeli już musieliśmy brudzić sobie ręce w przypadku regularnej walki gdy atakowaliśmy, przykładowo, statek handlowy albo bazę lokalnego watażki w systemach Terminusa. Oczywiście nie wykonywałem i nie brałem udziału we wszystkich zadaniach. Będąc z Krwawymi Wilkami nie liczyło się kto stanie w moim celowniku.

* * *

Na przełomie 2177 i 2178 CE kilka wydarzeń związany z Wilkami i ich operacjami dał początek mojej obecnej sytuacji. Plan i wykonanie operacji wydawało się w porządku, ale nie przewidziałem kilku czynników zewnętrznych... Gdy Sojusz był zajęty wyjaśnianiem incydentu na Akuze spowodowanym przez nieznane siły - niestety zadania odkrycia tożsamości sprawców nie udało się wykonać - z jednej a walką z batariańskimi przestępcami z drugiej strony mieliśmy wykorzystać zamieszanie do poszukiwania... czegoś. Reszta Wilków znała więcej szczegółów a mnie niespecjalnie bawiła archeologia, grzebanie w archiwach i inne takie. Zajmowałem się zabijaniem, nie wysiłkiem umysłowym. Zresztą nawet gdyby było inaczej wątpię, że zrozumiałbym cokolwiek z tego co zobaczyłem w podziemiach nienazwanej i opustoszałej planety w mgławicy Viper, na tyle blisko aby rozglądać się za patrolami batarian a na tyle daleko, że żadnego z nich nie było widać.

Szybko zorientowałem się, że opustoszała nie musi oznaczać całkowicie pusta i przedtem ściśle tajne, ledwo co odkryte wejście do antycznych ruin nie musi być wcale takie tajne. Na miejscu spotkaliśmy się z, jak się później okazało, niemalże dwoma plutonami Cerberusa z ciężkim wsparciem. Dość opowiadać o próbie infiltracji przez jedną część Wilków a zażartą walką przez resztę, bo przecież gdybym zginął to nie miałby kto przekazać historii dalej, prawda? Miks własnych zdolności, przechwycenia mechów Cerberusa, zakłócenia komunikacji i po pół godzinie ostatni z nich gryzł ziemię. Wyglądało na to, że jednak naprawdę zależy im na tym miejscu i kto wie, w najbliższym czasie mogliśmy się spodziewać posiłków. Grupa szturmowa dołączyła do już znajdujących się w środku Wilków.

Jak już wspomniałem, ruiny to ruiny, nie widziałem w nich nic specjalnego jednakże jedyna asari w grupie wydawała się czymś niezwykle podniecona co zdarzało się jej rzadko. Nawet nie pamiętam kiedy ostatecznie trafiliśmy do tego pomieszczenia z czymś co potem niebiesko-skóra nazwała przekaźnikiem, ale wiem, że po wszystkim ocknąłem się z wyjątkową migreną oraz paskudnymi, zniekształconymi obrazami... kogoś... chyba czegoś. Nie wiedziałem dokładnie... co mogłem widzieć. Jedyne do czego byłem pewien to fakt, że ta dziwna wizja, może halucynacja zostawiła w mojej głowie regularnie zapalającą się lampkę alarmową, która zdawała się mówić za każdym razem - coś nadchodzi, prędzej czy później nadejdzie. Reszta Wilków, nawet zagadywana, zostawiała informacje dla siebie czy mieli jakiekolwiek wizje a jeśli tak to czego dotyczyły.

Nie wiedziałem jeszcze, że wtedy kilka grup zainteresowanych w aktywnościach Wilków postanowiło przejść do ostatniej fazy. Niedługo miałem się przekonać jak wyglądały prawdziwe kolory niektórych jej członków.

* * *

Niecałe pół roku przed wojną Eden Prime, głęboko w przestrzeni kosmicznej kontrolowanej przez gethów, kilkadziesiąt jednostek astronomicznych za planetą Rannoch znajdowaliśmy się w sercu kompleksu badawczego maszyn a konkretniej w stacji kosmicznej obudowanej dookoła nieaktywnego przekaźnika skierowanego w czarną otchłań kosmosu. Dalej zaczynał się teren, o którym nikt nie miał pojęcia i gdzie nie dotarły jeszcze jakiekolwiek ekipy badawcze. Czułem się tym dziwniej, że to uparte przeczucie zagrożenia działało mocniej gdy właśnie spoglądałem w ciemność...

Teoretycznie nasze zadania brzmiało całkiem prosto - zinfiltrować stację, odkryć co gethy planują zrobić z nieaktywnym przekaźnikiem i przechwycić wszelkie dane dotyczące ich badań. Początkowo szło nawet nieźle i udało się nie zaalarmować gethów, ale wraz ze zbliżaniem się do celu i dokładaniem kolejnych fragmentów układanki sprawa zaczęła się komplikować. Asari, chyba nazywała się Navarra, nawet nie proszona próbowała wytłumaczyć mi to prostym językiem nim skończyła kilkukrotnie postrzelona przez jednego z Wilków gdy przyszła pora na odsłonięcie swoich kart. Z jej wywodów zapamiętałem tyle: przekaźnik, przy którym majstrowały gethy miał albo mógł łączyć się z innym oddalonym o setki tysięcy lat świetlnych daleko poza znaną nam cywilizacją. Dlaczego chcieli go aktywować? Sądziła, że dla kogoś po drugiej stronie. Tym kimś miało być... cokolwiek co widziałem w swoich wizjach. Coś wyjątkowo paskudnego i niebezpiecznego, coś co będzie ostatnim widokiem przed ostateczną anihilacją. Okazało się, że Nirvana - kobieta jaka mnie zrekrutowała choć nigdy nie wierzyłem, że tak naprawdę się nazywa - miała jeszcze jedno zadanie: upewnić się, że przekaźnik zostanie uśpiony na zawsze. W tym momencie zaczęły się problemy i uwidocznił konflikt interesów.

Turian o imieniu Zaltur, którego również poznałem wtedy w barze Afterlife, okazał się pracować dla kogoś z Sojuszu, może nawet Widma i koniecznie potrzebował danych ze stacji gethów. W międzyczasie zdołał nawet przekabacić na swoją stronę kolejnego z grupy. Dwójka Wilków, z którymi najmniej gadałem i nie mogłem spamiętać ich imion była na usługach kogoś kto identyfikował się jako Handlarz Cieni. Do kompletu można było dorzucić ludzkiego informatora Cerberusa. Zostało osiem istot, które pracowały tylko na siebie i w zamieszaniu miały różną dawkę szczęścia. Asari zginęła niemalże natychmiast a zaraz za nią dwójka odrobinę za wolno reagujących Wilków. Co mogło stać się z Nirvaną? W walce nie ustępowała pola nikomu, ale do tej pory nie wiem czy zdołała uciec nim stacja gethów została pochłonięta przez eksplozję termojądrową przez przegrzany reaktor. Osobiście rozprawiłem się z jednym z ludzi Handlarza Cieni, co do losu pozostałych zdrajców nie miałem żadnych poszlak. Może zginęli. Jeśli nie przy najbliższej okazji będę bardziej niż szczęśliwy do naprawienia błędu losu.

Wśród czwórki, mnie nie licząc, jaka przeżyła z tamtej przeklętej misji do obecnych czasów mogę podejrzewać, że żyje tylko jedna osoba.

* * *

- Alister, Shay'ryk i ten cholerny salarian jaki zawsze mnie irytował prawdopodobnie nie żyją. Straciłem z nimi kontakt kilka dni temu.

Zack był specem od komunikacji w Wilkach i bez problemu zdołał się ze mną skontaktować samemu pozostając w głębokim ukryciu. Nie wiedziałem dla kogo teraz pracował ani gdzie się znajdował. Pytaniem było czy ktokolwiek polował na Wilki miał taki sam stan wiedzy. Po przeklętej operacji oraz ucieczce w ostatniej chwili rozeszliśmy się na wszystkie strony galaktyki nie mając najmniejszej ochoty dalej współpracować, ja nie szukałem kontaktu z nimi i vice versa aż do teraz. Powyższym zdaniem zastał mnie w centrum Cytadeli, na mniej kontrolowanym przez C-Sec poziomie, akurat jeden z przemytników potrzebował mięśni do ochrony wyjątkowo cennego transportu.

- Mógłbym zapytać cię m.in po co się kontaktujesz skoro mieliśmy iść swoimi drogami, ale nieważne. - rzuciłem. - Masz może pojęcie kto za to odpowiada?

- Nie ma nic. Salarianin był w tej ich jednostce komandosów na jakieś tajnej misji i jego śmierć nie jest odnotowana w żadnych oficjalnych rejestrach. Nawet w dwóch bazach danych do jakich się dostałem nie mówią czy był to wypadek czy nie... Alister przepadł bez śladu na Omedze a nawet nie był u nikogo zadłużony i miał całkiem ciepłą posadkę u jednego ze współpracowników Arii. Z Shay'rykiem podobnie, wszystko było w porządku a w jednej chwili wpada na zasadzkę gethów będąc lata świetlne od Perseus Veil. Ktoś na nas poluje, jestem tego pewien. Jest wyjątkowo zdeterminowany i niebezpieczny. Może być jedną osobę, może to organizacja. Szczerze mówiąc, kiedy pogrzebałem na temat przeszłości naszych zdrajców w pełni uświadomiłem sobie ilu wrogów mogliśmy sobie narobić... Handlarz Cieni, Cerberus, jeszcze jakieś Widmo... cud, że dopiero teraz zaczęli się o nas upominać.

- To tyle? - odparłem znużonym tonem. Dość powiedzieć, że ze sceptycyzmem podchodziłem do jego przypuszczeń i nie zamierzałem wierzyć w żadne bajki dopóki się nie ziszczą. Naturalnie przypatrywanie się swemu otoczeniu trochę uważniej nie zaszkodzi, ale po co nadmiernie się przejmować? Jeżeli mają pojawić się jacyś zabójcy prędzej czy później to zrobią. Tymczasem miałem zamiar znaleźć sobie jakieś nowe, stałe źródło utrzymania.

- Powinieneś zacząć uważniej rozglądać się za swoimi plecami. Zostaliśmy tylko my dwaj.

- Pi******nie. Dopóki nie zobaczę ciała nie uznają kogokolwiek za zmarłego. To po pierwsze. Po drugie, nie zapominaj, że pochodzę z Tuchanki. Zmysł przetrwania mam we krwi.

Na zakończenie dodałem jeszcze:

- A jeśli będzie ktoś wystarczająco głupi aby mnie przetestować będę bardziej niż szczęśliwy aby odpowiedzieć na wyzwanie. Kroganie nie uciekają od walki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Historia naprawdę fajna i ciekawa. To co rzuca się w oczy to fakt, że grałeś w wersję angielską gry. Rachni, C-Sec, Blood Pack, Eclipse, Afterlife, itd. Wiem, co oznaczają, ponieważ wybrałem angielski dubbing, ale dziwnie się czuję, gdy czytam te nazwy w tekście po polsku. Jest to jednak znikomy problem. Czy zamierzasz dołączyć do sesji już po odpisie Doxa czy trochę później?

P.S. "Alliance" przetłumaczyłeś w karcie na "Sojusz". Tłumacze wybrali "Przymierze". Nie ma tu też jednakże wielkiej różnicy.

EDIT: @down - "Krwawa Horda" według tych z EA Polska.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wrzuciłbym swojej karty bez powodu i bez zgody prowadzącego zabawę, więc możecie spodziewać się mojego wejścia wkrótce acz w jakiej roli zostanę wprowadzony to wie tylko Dox :D Zatem oczekujcie w spokoju towarzysze na przybycie kroganina na pole walki ^_^

PS. Wolę pisać Blood Pack niż Krwawa Paczka (albo Paka), taki mam zmysł estetyczny ^_^

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak swoją drogą wrzuciłeś obrazek Grunta tongue_prosty.gif

Wiem... i? ;] Tak trochę ciężko w internecie znaleźć obrazek kroganina, który nie jest znaną postacią z uniwersum Mass Effecta - Szedou

Nic tak mówię ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak zapewne wiecie DoxtraduS zrezygnował z prowadzenia sesji zostawiając slot Mistrza Gry do potencjalnego obsadzenia i jeżeli widzicie tutaj mojego posta wiecie czego się spodziewać ^_^ A zatem kwestia jest tylko jedna - kolejna odlicz w tym temacie kto chce grać dalej* :)

*ofc a) sesja może być kontynuowana IMO tylko z minimum czterema graczami z pierwotnej ekipy, b) jeżeli znajdzie się ktoś inny chętny do prowadzenia z radością oddam stanowisko i c) brak chęci do dalszego grania pod moją egidą zrozumiem ^_^

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szeregowiec Johnson melduje się!

Ja oczywiście się zgłaszam. Sesja przechodzi kryzys (Dox nas opuścił, Itzi pewnie też to zrobi), ale wierzę, że ją zakończymy (nie musicie mi mówić, że jestem naiwny ;)). Zamierzam grać dalej, tą samą postacią i najlepiej w jak największej części z tą samą ekipą.

  1. Może spróbujesz zdobyć od DoxtraduSa (np. przez Crunchipsa, on ma chyba z nim kontakt) jakieś info, o tym, jak zamierzał tę sesję dalej prowadzić albo co miało się wydarzyć w następnym wpisie. Nie każę ci od razu się tym kierować, ale zawsze fajnie mieć jakieś pomoce :)
  2. Wprowadzisz swojego Kroganina do gry? Jako np. NPC-a?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Może spróbujesz zdobyć od DoxtraduSa (np. przez Crunchipsa, on ma chyba z nim kontakt) jakieś info, o tym, jak zamierzał tę sesję dalej prowadzić albo co miało się wydarzyć w następnym wpisie. Nie każę ci od razu się tym kierować, ale zawsze fajnie mieć jakieś pomoce smile_prosty.gif

Zawsze jestem do dyspozycji Blacka - dorwać może mnie na GG, na PW też powinienem odpisać (choć z dużym lagiem w tym przypadku). Sugeruję zostawienie MG wolnej ręki. Może nieco zmodyfikuje opowieść? Ja zresztą sam zamierzałem zmienić lore - motyw z Opiekunami był lekkim niewypałem (uzasadnionym fabułą ME). Jakby co, zawsze mogę podpowiedzieć, co ja bym zrobił na miejscu nowego MG. Jednak uważam, że takie rady są niepotrzebne. To w końcu uniwersum Mass Effecta, każdy, kto tylko się z nim zapoznał, powinien dać sobie radę z poprowadzeniem tej sesji.

Życzę Wam dobrej zabawy. :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Mysquff

Na zadane pytania odpowiadam następująco:

1) w razie kłopotów albo niemocy twórczej będę zgłaszał się do Dox'a po jakieś wsparcie, ogółem jednak postaram się poprowadzić sesję dalej zgodnie z duchem gry i założeniem iż Shephard nie istnieje ;] Naturalnie pewnie poprowadzę przygodę inaczej niż zrobiłby to mój szanowny poprzednik, ale tego akurat uniknąć się nie da. Może to nawet lepiej, bo w sumie planuję - i sądzę, że sesji dobrze robi - zaskakiwanie gracy m.in przez nie podążanie ślepo ścieżką wyznaczoną przez grę ^_^ Zobaczymy jak mi to wszystko wyjdzie, liczę, że się spodoba.

2) bez owijania w bawełnę - tak. Zbyt dużo czasu straciłem na jego stworzenie, żeby nie wykorzystać go nawet w roli NPCta :D

Ok, to wydaje mi się, że czekamy tylko na deklarację jednego gracza i będę mógł powoli myśleć nad odpisem ^_^

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Black solidnie i szybko odpisuje, gdy jeszcze ma mieć mniej graczy, tym szybciej sesja będzie prowadzona. Na takie tempo mogę nie mieć niestety czasu, a żeby nie spowalniać na chwilę obecną się wstrzymam. Jak ktoś się zgłosi to będzie 4 gracz, gdy będzie wciąż brakować wtedy ewentualnie wejdę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Sergeyevich

Mimo wszystko zachęcam do zostania, bo z tobą będę miał piątkę graczy co uważam tutaj za liczbę optymalną i nie zalecałbym martwić się tempem - prowadzone sesje na forum wyrobiły we mnie ogromne pokłady cierpliwości oraz chęci do przypominania graczom o odpisach na PW ^_^ Oczywiście problemu też nie ma jeśli ktoś nie odpisuje, bo nie może z przyczyn w prawdziwym świecie, zresztą ja też ostatnimi czasy nie odpisuję tak szybko jak kiedyś, takie życie. Zresztą przez najbliższy miesiąc albo dwa sesja i tak będzie miała wolniejsze tempo z racji zbliżających się egzaminów (na sesji studenckiej, nie maturalnych ;]) a przy okazji też wiem, że ktoś z ekipy może mieć także matury. Zatem gorąco zachęcam do zostania na sesji i nie uszczuplania oddziału wybawienia kosmosu przed Żniwiarzami :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak więc widzisz Black, jestem, nie ma mnie, jestem, nie ma mnie. A teraz wolne się kończy to mnie nie nie będzie więcej. Mam nadzieję, że już bez problemu udało ci się zebrać chętnych do pociągnięcia dalej tej gry. A w razie czego, gdyby kiedyś ci Marcus był potrzebny jako NPC, to możesz pisać na pw. Skrobnę ci coś w stylu Marcusa, aby nie zatracić niepotrzebnie mojej wizji tejże postaci. ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Grrrr... mogę być tylko zły na siebie :|

Sorry ludzie, ale chyba wreszcie muszę uświadomić sobie, że ten mariaż sesji Dox'a, który ewidentnie miał na nią pomysł oraz - jeszcze wtedy - czas aby ją prowadzić z mą osobą, która jednak pomysłu nie czuje a i z czasem może mieć problemy, gdzie tak naprawdę to ja głównie nawalałem z terminowością i po prostu straciłem kompletnie serce do prowadzenia tej sesji w obecnej formie. Pewnie za to się źle zabieram, ale jednak gdy przed odpisem muszę skakać do jakieś wiki, patrzeć jak to wyglądało w grze (bo sam w jedynkę grałem kawałek czasu temu i mało co pamiętam) to zwyczajnie mi się odechciewa - za dużo roboty przed samym odpisem... a gdy dodać do tego, że poznałem idealny system dla leniwych MG... Jest ApoWorldowy hack do Mass Effecta gdzie akcja, w założeniu, dzieje się dwa lata po wojnie ze Żniwiarzami i: a) zrzuca ze mnie robotę, b) daje pole do popisu graczom do formowania wizji ich świata po wojnie. W tym systemie mogę rozważyć dalsze prowadzenie sesji, jeżeli jednak gracze nie będą zainteresowani to cóż, mogę tylko przeprosić za zawiedzenie nadziei i podziękować za dotychczasową rozgrywkę smile_prosty.gif

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...