Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

P_aul

The Men of Justice

Polecane posty

Dziwne sny. Utracone dziedzictwo. Potęga sprzed wieków. Grzech, popełniony przez ludzi zbyt pewnych siebie. Zgubiła ich pycha. Zniszczyła wściekłość oceanu. I gniew bogów.

Z drzemki budzi cię wycie syren. Kilka ostatnich dni w redakcji było bardzo ciężkich. Pół dnia wolnego, przyznane przez szefa, to naprawdę miła odmiana. Odruchowo sięgasz po pilota. Telewizor jest zawsze ustawiony na kanał informacyjny.

- Pierwsze strzały dało się słyszeć dwadzieścia minut po dziesiątej. Terroryści szybko opanowali szkołę i zabarykadowali się w jej wnętrzu. Nie przedstawili jeszcze żądań, ale grożą życiem uczniów. W tej chwili nie wiemy czy są jakieś ofiary. Nasz reporter w ciągu kilku minut powinien znaleźć się...

Nie słuchasz dalej. Ann jest w pracy, więc choć z tym masz spokój. Nazywasz się Dean Shaw, ale teraz obywatele Silverwind City nie potrzebują dziennikarza. Potrzebują Golden Justice.

***

Nowy York ma swoje wady. Kiepska pogoda, brudne, tłumne ulice, nieprzyjemni taksówkarze. Ma też zalety, jak niezłe hotdogi, Central Park, czy dobra szkoła architektoniczna. Zaletą jest też sama architektura miasta, ciasno upakowana pełna gzymsów, występów, alejek tak wąskich, że można nad nimi skoczyć z jednego dachu na drugi. Jeśli to pierwsze jest akurat niemożliwe, zawsze jest jeszcze drugi sposób przemieszczania się. Można zniknąć w jednym miejscu i pojawić się w innym. Powietrze, choć zimne i śmierdzące, na wysokości dachów było dziwnie orzeźwiające. Niestety dźwięk tłuczonej szyby i czyjś okrzyk zmusiły Zoey, aka Spectre, jak zaczęły nazywać ją media, do zniżenia się do poziomu ulic.

- Co wy wyprawiacie?! Dzwonię po policję! - krzyczał zwykły obywatel do dwóch gór mięśni gramolących się przez wybitą szybę do sklepu jubilerskiego. Jednego z nich okrzyki musiały zirytować, bo wyciągnął pistolet i wycelował w ogólnym kierunku mężczyzny. Ta noc zaczynała się naprawdę kiepsko...

***

Cold Cave City, albo Triple C, jak czasami mówili mieszkańcy samego miasta. Wieczorem duży park miejski bywał groźny. Bezdomni dość pijani by wyciągać na przechodnia nóż. Handlarze najróżniejszymi substancjami. Członkowie gangów, szukający ustronnego miejsca, by załatwić swoje interesy. Ci wszyscy schodzili mu z oczu, wiedzeni czy to instynktem, czy doświadczeniem. Nie bali się munduru, ale wiedzieli, że z tym rudzielcem nie należy zadzierać. Zawsze, niemal każdej nocy, trafiała się jednak grupa kretynów, zwykle gówniarzy, którzy popili "na łonie natury". Ci nie mieli instynktu przetrwania starych wyg, inteligencji ich kolegów z gangów ani doświadczenia. To ostatnie właśnie mieli otrzymać...

- Co jest psie? Nie widzisz, że spokojnie sobie pijemy? - stwierdził odważnie najbardziej łysy i najbardziej wytatuowany jednocześnie.

"Gdyby to były zwykłe studenciaki... ale nie, oni nie piją w tej części" - myślał Threangor, nie uznając za stosowne odpowiadać.

- No co, zapomniałeś języka w gębie? Spie***** k****!

W zasadzie nie miał obowiązku patrolować tego terenu. Nie wieczorami. Ale też nikt inny się tu wieczorami nie zapuszczał, a Threagnor McCarthy, Greenwolf, po prostu to lubił. Zarówno spokojny spacer, niepewne spojrzenia tych którzy go znali, jak i zaczepki kretynów, którzy nie wiedzieli co ich czeka...

***

Kolejny długi, ciężki dzień w kopalni. No, dla kogo ciężki. Ty czujesz się doskonale, ale starannie ukrywasz to przed kolegami. Szybki krok niesie cię do domu. Okolica jest bardzo biedna, ale jakoś zadbana. Ludzie, którzy tu żyją mają tylko kilkanaście metrów kwadratowych domu z przeciekającym dachem nad głową, ale są z tego dumni i utrzymują swoją dzielnicę w porządku. Pomaga też, że młodociane gangi, dealerzy, i wszelkie inne męty społeczne, które zapuściły się w tą okolicę bardzo szybko uciekały by nigdy nie wrócić, nikomu nie mówiąc czemu. Wreszcie, twoje własne trzy na trzy. Na kilka minut wyciągasz się w fotelu rozważając czy najpierw masz ochotę na zimne piwo czy na wieczorną przebieżkę, gdy nagle czujesz, a potem słyszysz wybuch. Nie był blisko, ale był dość silny by szklanki lekko zadzwoniły. Wybiegasz na zewnątrz i widzisz w oddali słup dymu. Przez chwilę stoisz w miejscu nie mogąc się zdecydować co robić. Wtedy przez otwarte okno u sąsiada dobiega do ciebie głos spikera.

- Przerywamy program by nadać ważną wiadomość. Kilka minut temu doszło do gigantycznej eksplozji w centrum handlowym...

Nie słuchasz dalej, wracasz do domu po swój kostium. Nazywasz się Nathan Cage, ale ludzie wkrótce będą cię znali pod innym imieniem...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nauczyłam się lubić swoje "patrole". Człowiek nie zdaje sprawy, jak duże i wielopoziomowe jest to miasto, dopóki nie zacznie regularnie się po nim przemieszczać, do tego w taki sposób, jak ja. Ale nie robię tego, żeby podziwiać widoki. Dźwięk bitej szyby i krzyki jakiegoś człowieka nie pozwalają mi o tym zapomnieć.

- Co wy wyprawiacie?! Dzwonię po policję!

Powinien odsunąć się i od razu to zrobić, teraz ma tylko kłopoty. Wszystko widziałam przycupnięta na dachu pobliskiego i niezbyt wysokiego budynku. Nie zwlekając skupiłam się i zmrużyłam nieco oczy, gotowa na to dziwne, momentalne uczucie towarzyszące teleportacji. Przeniosę się na gzyms znajdujący się nad wejściem do sklepu, po czym zeskoczę z niego prosto na zbira z pistoletem, od razu uderzając go z całej siły w głowę. Powinien paść nieprzytomny, a wtedy chwycę swój kij i błyskawicznie odwrócę się, atakując drugiego. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, załatwię wszystko w dwóch ciosach.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kolejny, zwyczajny, nudny... Nie, dla osoby takiej jak ja żaden dzień nie był zwyczajny, zdążyło mi przemknąć przez głowę, kiedy po okolicy rozniósł się huk eksplozji. No nie...

- Przerywamy program by nadać ważną wiadomość. Kilka minut temu doszło do gigantycznej eksplozji w centrum handlowym... - dobiegło do mnie przez otwarte okno sąsiada. No nie, pozostało mi to skwitować. Los, bóg czy jakiekolwiek inne cholerstwo zirytowało się, że tych biednych ludzi nie meczą męty społeczne to postanowił wywalić z grubej rury i zamienić centrum handlowe w płonące zgliszcza?! Nie, kiedy ja jestem w pobliżu! Z tą myślą jak burza wpadłem z powrotem do swojego mieszkania, wyciągnąłem niewielkich rozmiarów skrzynkę spod łóżka a z niej ognioodporny kostium będący uosobieniem mojego alter-ego. Nieustraszony, płonący wiking. Pora aby mieszkańcy tej miłej mieściny dowiedzieli się, że mają anioła stróża, któremu nie straszne są nawet takie katastrofy. Byłem gotowy w niecałe pół minuty.

Zamknąłem drzwi od środka - choć i tak potencjalny złodziej nie miałby czego ukraść jeśli jakiś by się znalazł - po czym uchyliłem okno i wcześniej upewniając się, że nikt na mnie nie patrzy - bezpieczne założenie zważywszy na to, że w tej chwili w centrum handlowym robi się barbecue - wyskoczyłem na zewnątrz gładko lądując piętro niżej*. Wystrzeliłem jak z procy na ulicę i rzuciłem się iście sprinterskim biegiem czując jak ciepło zaczyna się rozlewać po całym ciele. Wspaniałe uczucie. Dzięki niemu wiedziałem, że żyję. I dzięki temu płomieniowi, dzisiejszego wieczora, nie może, ale na pewno zdołał uratować czyjeś życia. Mimo woli przypomniałem sobie tamtą noc, kiedy spłonął sierociniec. Nie tym razem. Przyspieszyłem tempa. Chciałem być jak najlepiej naładowany, kiedy pojawię się na miejscu.

---

*Pozwoliłem sobie na założenie, że mieszkam na piętrze. Stwierdziłem, że to pierdoła o jaką nie warto męczyć Mistrza Gry ;]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- I tyle by było wolnego. Cóż, sam się na to zdecydowałeś, panie Justice - westchnąłem, marudząc sam do siebie. Przynajmniej Ann jest w pracy, czasami naprawdę ciężko jest wytłumaczyć te moje dziwne eskapady. W większości przypadków działa standardowe 'spotkanie z informatorem', ale w końcu zacznie coś podejrzewać. Nie tracąc więcej czasu wyszedłem szybko z mieszkania, pamiętając, by je zamknąć. Pobiegłem w kierunku windy, na szczęście przyjechała natychmiast i była pusta. Wcisnąłem przycisk odpowiadający szczytowi budynku, ostatnie piętro i zamknięte niegdyś drzwi pokonałem w biegu. Nie zwalniając ani na moment wypadłem na dach, dobiegłem do krawędzi wieżowca i po prostu skoczyłem w dół. Jak zwykle czułem radość z tej niedawno odkrytej możliwości, jaką był swobodny lot. Nie wiem, czy ludzie na dole dostrzegli rozbłysk towarzyszący przemianie. Po chwili mknąłem już w kierunku szkoły, złota smuga wśród chmur. Kiedy przybędę na miejsce postaram się wylądować na dachu szkoły, a następnie za pomocą ulepszonych zmysłów zlokalizuję terrorystów. Z moim wyglądem skradanie się i cicha eliminacja odpada, kiedy już będę znał położenie napastników po prostu przebiję się przez sufit, robiąc zamieszanie. Muszę pamiętać o najważniejszej zasadzie - nikomu niewinnemu nie może stać się krzywda.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nocny patrol po mieście nie należał do rzeczy najprzyjemniejszych, ale w końcu to przecież czynienie dobra i stanie na straży prawa. A po zmroku Cold Cave City pokazywało swoją drugą twarz - przesiąkniętą zarówno narkotykami, jak i krwią. Gdy doszedłem do parku miejskiego, terenu, do którego nie zapuszcza się nikt, ujrzałem bandę obwiesiów, którzy na pierwszy rzut oka spokojnie sobie pili. Dziwiła mnie tylko miejscówka, w której to czynili... Oczywiście procenty uderzyły do głowy pijakom, więc jeden z nich, łysy nie wytrzymał i rzucił obelgami. Wtedy poczułem, że za dużo sobie ci "panowie" pozwolili.

- Dość tego- krzyknąłem. - Gadajcie natychmiast, co tu robicie. Amatorzy trunków wysokoprocentowych raczej tu nie urządzają libacji. A jeśli nie zechcecie powiedzieć... to sobie inaczej pokonwersujemy- zakończyłem, rzucając na nich swój groźny wzrok.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Co do... - zdążył powiedzieć drugi ze zbirów po tym gdy pierwszy padł nieprzytomny. Cios kijem nie dał mu dokończyć. To czego Spectre nie wzięła pod uwagę to trzeci osiłek, który wcześniej wszedł do sklepu i właśnie sięga po swój pistolet.

***

Bieg przez miasto. Naprędce ustawiona barykada policyjna, ominięta odbiciem w alejkę... skok w powietrze i lądowanie na dachu niskiego budynku. Dalej, w kierunku słupa dymu. A potem obraz zniszczenia. Głównego budynku nie ma. Zamiast tego jest krater w ziemi. Sąsiednie częściowo zniszczone i płoną. Na szczęście szeroki plac parkingów otaczających sklepy powoduje, że płomienie nie rozprzestrzeniają się dalej... Policja, karetki pogotowia, straż pożarna, wszyscy pracują dopiero od niedawna. Niesamowitych rozmiarów zamieszanie. Nagle uderza cię coś jeszcze. Liczba osób, które były w centrum handlowym o tej godzinie.

***

Lot nie trwał długo. Widzisz rozstawione wokół szkoły kordony policji, drużynę SWATu metodycznie przygotowującą się do ewentualnej akcji, szukasz przez moment wzrokiem snajperów, ale nie od razu jesteś w stanie ich dostrzec. W oknach szkoły nie widać żadnego ruchu.

- Chcemy tylko porozmawiać! - krzyczał psycholog policyjny przez szczekaczkę.

Lądujesz na dachu usprawniając swój słuch.

- Jack do k*** nędzy. On się wykrwawi!

- Wiem!

- Może powinniśmy...

- NIE!

- Słuchaj zrobimy tak... Powiemy że w geście dobrej woli wypuścimy rannych...

- Dlaczego w ogóle strzelałeś?!

- Bo gówniarz chciał być bohaterem, k***!

Cóż, chyba zlokalizowałeś "terrorystów".

***

Chłopak zaczął się śmiać. Potem jego twarz stężała, a jego pięść wystrzeliła w kierunku twojej twarzy. Jego kumple też powoli wstają. Raczej nie mają ochoty na rozmowy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- O bogowie... - szepnąłem bezgłośnie wpatrując się w obraz zniszczenia.

Nigdy nie byłem specjalnie religijnym człowiekiem, ale nieszczęśnicy jacy zamienili się w popiół w głównym budynku mogą teraz liczyć tylko na łaskę św. Piotra. Albo Buddy. Albo Allaha. Ameryka była w końcu krajem imigrantów, przemknęło mi przez głowę nim nie namyślając się nad planem działania skoczyłem w stronę epicentrum eksplozji chcąc się tylko naocznie przekonać czy rzeczywiście nikogo nie da się uratować. Może jakimś łutem szczęścia, jakimś fartem albo faktycznie cudem danym przez niebiosa...? A nawet jeśli nie znajdę nikogo żywego to może odkryję coś co wywołało całą eksplozję? Nie jestem specem od materiałów wybuchowych, ale dajcie spokój... nawet wadliwa instalacja gazowa albo zamach terrorystyczny zostawia po sobie jakieś zgliszcza. Tutaj został krater. Co to może oznaczać?

- Coś czuję, że przekonam się w swoim czasie. - mruknąłem pod nosem zostawiając śledczą robotę dla lokalnej policji i rzuciłem się sprintem do najbardziej uszkodzonego budynku. Takiego, którego ogarniającego płomienie mówiły, że zaraz się zawali i pogrzebie wszystkich biedaków w środku.

Dysponowałem odpowiednią siłą i wytrzymałością, żeby nawet móc przyjąć na siebie siłę eksplozji jaka zmiotła główną część centrum handlowego, ale nie mogłem być w kilku miejscach na raz. Musiałem ustalić jakiś priorytet biorąc na siebie najgorszą sytuację i licząc na to, że resztą zdołają zająć się strażacy. Wpadając do środka rozglądam się za ciężko rannymi, uwięzionymi w potrzasku mieszkańcami, próbuję wykombinować coś aby ugasić główne skupiska ognia i - jeśli zajdzie potrzeba - zajmę się wybijaniem nowych ścieżek ewakuacyjnych, w betonowej ścianie. Ogółem robię wszystko aby zminimalizować już i tak ogromne straty. Ci wszyscy ludzie, starałem sobie nie wyobrażać atmosfery jaka będzie panować w mieście, kiedy już pozostanie tylko popiół.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ktoś został ranny? Muszę działać, zanim przypadkiem postrzelą kogoś jeszcze. Nie czekając staram się dokładniej określić pozycję bandytów. Następnie z całą siłą przebijam się do środka, starając się wylądować pomiędzy nimi i unieszkodliwić, zanim komuś jeszcze stanie się krzywda.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widzę w zwolnionym tempie, jak kolejny z rabusiów sięga po broń i natychmiast podejmuję decyzję. Trzymając złożony kij w jednej ręce przygotowuję drugą do ciosu, teleportuję się tuż przed zbira i dokańczam uderzenie, zanim zdąży przycelować, czy nawet pomyśleć o strzale. Cios w żołądek powinien wystarczyć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najwyraźniej ci obwiesie szukają guza - pomyślałem.

Jedne z nich, najwyraźniej szef całej grupki, wystrzelił w moją stronę pięść. Próbuję uniknąć ciosu, odchylając głowę w prawo, a jeśli się uda, to zrobię półobrót i spróbuję trafić nogą w pachwinę. Gdy tego dokonam, zabiorę się za resztę oprychów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szalejące wokół płomienie nie są dla ciebie problemem. W gryzącym dymie oddychasz jak w krystalicznie czystym powietrzu. Kierujesz się słuchem, instynktem... Widzisz kobietę przyciskającą może trzyletnie dziecko. Widząc cię krzyczy z przerażenia. W takiej sytuacji pomysł na strój nie wydaje się już taki dobry. Większym problemem jest jednak fakt, że nie wiesz czy podłoga wytrzyma twój ciężar...

***

Jeden cios wystarcza, żeby przebić się przez sufit i zręcznie wylądować. Wzbity kurz utrudnia widoczność, co jest jednak dla ciebie przewagą. "Terroryści" wyglądają na zwykłych robotników. Z bronią maszynową. W tym pomieszczeniu nie ma zakładników, jedynie dwóch bandytów, ale wcześniejsze nasłuchiwanie wskazuje, że gdzieś w pobliżu powinni być kolejni dwaj. Pytanie, jak zareagują na huk który wywołałeś...

***

Pięść powinna wbić się w brzuch złodzieja. Niestety jest duży i twardy, do tego czasem ciężko zgrać cios i teleportację. Na szczęście broń znalazła się gdzieś nad tobą. Na nieszczęście dryblas ma niezłe instynkty i zamiast bezmyślnie strzelać w przestrzeń uderzył cię boleśnie uchwytem w ramię, a za chwilę będzie miał okazję do strzału z bezpośredniej odległości!

***

Chłopaki są trochę pijani więc cios był powolny, choć potężny. Uniknięcie nie sprawiło problemu, kontra posłała awanturnika na ziemię. Dwóch innych natychmiast rzuca się na ciebie z dwóch stron, reszta póki co obserwuje...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ugh, jest twardszy niż myślałam, do tego nie spanikował. Czyli sytuacja jest zła, ale nie tragiczna. Muszę działać szybko i zdecydowanie, więc natychmiast po jego ciosie obniżam nieco pozycję i błyskawicznie wyprowadzam skierowany do góry cios prosto w szczękę, po czym kontynuuję serią kilku słabszych, ale bardzo szybkich w podbrzusze. Nie powinien mieć nawet czasu, żeby dobrze we mnie przycelować, ale w ostateczności mogę wytrącić mu broń z ręki telekinezą. Wystarczy mocno szarpnąć, to nie jest skomplikowana akcja.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Meh, czemu nie...? Nieważne! Płaczące dziecko czy nie, nie podejrzewałem, że moją pierwszą robotą będzie ratowanie kogoś z katastrofy i musiałem jakoś z tym sobie poradzić. Zorientowałem się także, że nadwyrężona eksplozją i pożarem konstrukcja może nie wytrzymać czegoś w rodzaju wielkiej chodzącej, kwadratowej cegły. Nie byłem inżynierem budownictwa, więc zamiast debatować co mam zrobić przez następną godzinę po prostu działałem.

- Proszą się nie martwić! - krzyczę do kobiety, bo jeszcze tego mi brakowało, żeby zaczęła panikować. - Zaraz panią stąd wyciągnę! - mogłem albo położyć się płasko na brzuchu aby rozłożyć nacisk na podłogę albo po prostu wbiec na pałę, chwycić poszkodowanych i wybiec z rejony zagrożenia nim stracę grunt pod nogami. Druga opcja nie brzmiała lepiej, ale zignorowałem to i po prostu skoczyłem do przodu planując zrobić przechwyt. Przy okazji uważam aby nie uszkodzić dodatkowo ofiar katastrofy.

W razie gdyby coś totalnie się schrzaniło byłem na tyle wielki aby zasłonić matkę i jej dzieciaka. Chyba.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Unik się udał, a moja kontra powaliła go na ziemię. Teraz rzuciło się dwóch jego towarzyszy. Doskakuję do jednego z nich i szybko poczyniam próbę kopnięcia w żołądek, by jednym ciosem go wyeliminować z walki. Jednocześnie pozostaję cały czas w ruchu, by nie dać się zajść od tyłu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To mają być terroryści? Zdumiony zatrzymałem się na ułamek sekundy, jednak to nie czas na wahanie. Zrywam z pleców młot, który w trakcie zamachu przekształca się w gorejący złotym blaskiem bicz. Postaram się szybko unieszkodliwić tą dwójkę, wybić broń z rąk i pozbawić przytomności. Po tym przyspieszę i zanim pozostali zdążą zareagować zajmę się również nimi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zgodnie z przewidywaniami naruszona konstrukcja nie wytrzymała. Czujesz jak deski uginają się gdy tylko łapiesz dwie przerażone istoty. Spadasz, osłaniając swoim ciałem matkę i dziecko. Wokół siebie widzisz tylko ogień i przez moment wydaje ci się, że będziesz tak spadał w nieskończonośc aż do piekła. A jednak nie. Twardo lądujesz. Kobieta jest nieprzytomna, chyba nie oddycha, malec kwili cicho. Wydaje ci się że w tym miejscu powinno być zbyt gorąco dla kogolwiek... ale nie dla ciebie. Ty czujesz się tylko silniejszy. Co innego ta dwójka. Ułamek sekundy zajmuje ci podjęcie decyzji. Ruszasz biegiem, starając się jak najbardziej osłonić ofiary. Zdajesz się wręcz wchłaniać ciepło, by im było nieco chłodniej. Gorzej z tlenem, nawet ty masz problemy z oddychaniem. Wreszcie jednak, po kolejnym szalonym skoku przez ścianę wypadasz nagle na świeże powietrze. Nawet się nie zastanawiasz, wciskasz oboje w ręce najbliższego strażaka i bez słowa ruszasz znowu w płomienie. Tym razem nie jesteś sam, widzisz kilku strażaków próbujących dostać się do uwięzionych przez płomienie ludzi. Niestety schody na wyższe piętro w zasadzie nie istnieją...

***

Pojedynek z ostatnim złodziejem ostatecznie nie okazał się aż tak trudny. Kilka ciosów później leży poobijany i nieprzytomny. Z oddali słychać zbliżające się syreny policyjne, więc chyba to koniec pracy tutaj. Szybko dostajesz się znów nad miasto, na dachy i czekasz jeszcze chwilę, by upewnić się, że nie uciekną. Zdajesz sobie sprawę, że to była jednak tylko rozgrzewka. Czeka cię dziś dużo ważniejsza walka. Od tygodnia miasto prześladuje nieuchwytny gwałciciel. Ofiary nie potrafią nawet go opisać. Dlatego trzeba dopaśćgo na gorącym uczynku. Pytanie tylko gdzie szukać.

***

Walka z kilkoma kretynami nie powinna być trudna i w zasadzie nie była. Niestety kiedy akurat zaczynało się robić ciekawie spokój wieczoru przerwał potężny, świdrujący powietrze, kobiecy okrzyk przerażenia. Gdzieś niedaleko. Szybkie spojrzenia, zawieszenie broni bez jednego słowa. Coś dobrego jednak zostało w tych permanentnie uszkodzonych przez alkochol i zbyt wiele ciosów w głowę mózgach. Ruszasz bez zastanowienia w kierunku, z którego dobiegły cię krzyki, tylko po to by zobaczyć mrożącą krew w żyłach scenę. Młoda kobieta, w stroju sportowym, z całkowicie rozszarpanym brzuchem. Przez jej ciało przebiegają przedśmiertne drgawki. Widzisz też coś, jakiś duży cień znikający wśród drzew.

***

- Co...?! - pierwszy "terrorysta" nic więcej nie powiedział gdy wyrywałeś mu biczem broń, pociągnąłeś w swoim kierunku i jednym ciosem pozbawiłeś przytomności, zębów i niewykluczone że urody do końca życia. Musisz się bardziej pilnować ze swoją siłą... Drugi zdążył unieść broń, ale w panice zapomniał ją odblokować i nim go powaliłeś tylko siłował się ze spustem. Bez chwili zwłoki wpadasz do kolejnego pomieszczenia i zatrzymujesz się w miejscu. Trzeci z napastników trzyma broń automatyczną wycelowaną w głowę blondwłosej dziewczynki.

- Ani kroku dalej bo k*** rozwale jej p**** łeb! Rozumiesz?! Rozumiesz?!

Jest spanikowany, ale przez to tym groźniejszy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Z drogi! - wydarłem się na cały głos w stronę strażaków. - Odsunąć się! Zróbcie mi miejsce!

Jasne, mogłem znów kombinować jak koń pod górę i poszukać czegoś co mogłoby zrobić za prowizoryczne schody albo nawet drabinę, ale nie miałem czasu... i skąd, do licha, mogłem wiedzieć czy cokolwiek do prowizorki bym znalazł? Choć zdecydowałem się na najprostsze rozwiązanie pamiętałem jednak, że każde mocniejsze stąpnięcie może ostatecznie zawalić budynek dlatego mimo tego, że biegłem i planowałem zaraz się wybić starałem się nie zostawiać za sobą dziur w podłodze. Ostatnie czego mi było trzeba to strażacy wpadający we własnoręcznie zrobioną wyrwę.

W odpowiednim momencie wybijam się w powietrze próbując jak najłagodniej wylądować na piętrze wyżej i od razu zajmuję się ratowaniem kolejnych uwięzionych ludzi z głęboką nadzieją, że nie będą panikować przez wygląd mojego stroju. W pierwszej kolejności rejestruję ilu ich jest, w jakim stanie, wieku oraz płci, potem zabieram się za ekspresowe znoszenie ich na dół. Zgodnie z odwieczną zasadą, najpierw ratuję kobiety i dzieci, potem całą resztę. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze - coś mi mówiło, że nie pójdzie - powinienem uwinąć się w kilka minut.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przyczajam się gdzieś na gzymsie, obserwując miasto w zamyśleniu. Gdybym to ja była opętanym chucią potworem żerującym na bezbronnych ofiarach, to gdzie bym ich szukała? Jakieś w miarę odosobnione miejsce, gdzie ciągle jednak można spotkać kogoś pechowego. Może park? Hmm... warto sprawdzić na początek. Zmierzając w jego stronę staram się sobie przypomnieć to, co słyszałam o dotychczasowych napaściach i być może znaleźć jakąś prawidłowość. Możliwe, że coś mnie olśni.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przyglądam się z niepokojem mężczyźnie z bronią. Nie jestem na tyle pewien swojej szybkości, żeby ryzykować. Jeśli palec na spuście byłby choć odrobinę szybszy niż ja, to dziecko zapłaciłoby za mój błąd życiem.

- Uspokój się - odzywam się swoim najbardziej przekonującym, ale jednocześnie pełnym pewności siebie głosem - Naprawdę chcesz skrzywdzić niewinne dziecko? Co takiego zrobiła ci ta dziewczynka?

Staram się przekonać mężczyznę, aby się poddał. Jeśli to się nie powiedzie postaram się rozproszyć jego uwagę - standardowe "Za tobą!" powinno zadziałać - i zmienię broń w włócznię, rzutem przyszpilając napastnika do najbliższej ściany tak, żeby go mimo wszystko nie zabić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cała walka przebiegała po mojej myśli, ale po kolejnym uniku i ciosie w szczękę usłyszałem rozdzierający wrzask. Zatrzymałem się i spojrzałem na nich - gesty wskazywały, że nie maja ochoty się już bić. Natychmiast więc pobiegłem w stronę, z której dobiegały wrzaski. Widok był wstrząsający - kobieta z poszarpanym brzuchem, wszędzie pełno brwi. Kątem oka złowiłem cień w pobliskich krzakach - najpewniej był to sprawca tego masakrycznego wydarzenia. Przez chwilę zastanawiałem się, czy gonić okrutnika, ale ostatecznie odpuściłem. Kiedyś, prędzej czy później, spotkamy się... I wtedy zapłacisz za krzywdy, które wyrządziłeś...

Tak, krzywdy! Zdrowie tej kobiety jest teraz dla mnie celem priorytetowym. Miała już drgawki przedśmiertelne, co nie było dobrym objawem. Miałem jednak już do czynienia z takimi przypadkami, a wiedza wyniesiona od druidów pozwalała na wyjście cało nawet z takich przedagonalnych stanów. Czym prędzej sięgnąłem do kieszeni i wyjąłem specjalną, zielonawą maść. W wolnych chwilach tworzyłem leki według receptur druidów, czasami nawet udoskanalając je. Wziąłem trochę leku na rękę i posmarowałem ostrożnie ranę ciągnącą się przez cały brzuch.

- Słyszy mnie pani? Wyjdzie pani z tego, posmarowałem rozcięte brzucho maścią, zaraz powinna się pani poczuć lepiej. Proszę się nie ruszać i spokojnie oddychać.

Kiedy ofiara dojdzie do siebie, wypytam o szczególy tego incydentu i postaram się ustalić sprawcę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Kim ty do diabła jesteś?

- Wynoś się stąd cudaku!

Kilka okrzyków zaskoczonych strażaków przebiło się przez huk płomieni. Potem skoczyłeś. Tym razem, o dziwo, podłoga nie zapada się pod tobą. Co więcej ten wyczyn chyba zamknął usta obserwujących. Ok, czwórka ludzi, młodzi, przestraszeni ale nie spanikowani. Dobrze. Z twoją siłą, możesz dosłownie podawać ich strażakom poniżej, powoli opuszczając za ręce. Gorzej, ze budynek zaczyna się dziwnie trząść. Ale to już ostatnia osoba... i w tym momencie wszystko wokół ciebie zaczyna się walić...

***

Zastanawiałaś się nad tym od kilku dni. Wiele godzin spędziłaś gapiąc się w plan miasta z zaznaczonymi miejscami ataku. Cóż, przydałaby się pomoc geniuszy z jakiegoś serialu kryminalno-śledczego, oni by narysowali ładne kółko, określili profil, ograniczyli możliwości i ostatecznie pokazali jeden blok w którym na pewno ukrywa się przestępca. Niestety albo działa to tylko w serialu albo tobie brakuje odpowiedniej wiedzy. Więc jedyne co ci zostaje to krążyć po całej dzielnicy licząc na łut szczęścia. Za każdym razem gdy zauważasz samotną kobietę odprowadzasz ją niemal do drzwi pozostając niezauważona. Niestety, a może na szczęście, nic się nie dzieje. Niedługo zacznie się kolejny dzień a trzeba jeszcze nie zombić na wykładach. Chyba na dziś trzeba zrezygnować.

***

Twoje słowa musiały trafić do niedoszłego terrorysty, bo zaczął kręcić głową, a potem po prostu padł na kolana i zaczął płakać, upuszczając przy tym broń. Wszystkiego się mogłeś spodziewać, ale nie, że pójdzie tak łatwo. Zaczynasz poważnie zastanawiać się co tu jest grane...

***

Magiczna substancja zaczęła swoje działanie, ale dziewczyna straciła dużo krwi. Jest nieprzytomna i bardzo blada. Niemniej słyszysz słaby, płytki oddech. Czujesz, że zaledwie kilka sekund później i byłoby za późno. W tej sytuacji, nawet pod wpływem papki nie obudzi się prędko, co więcej jej życie wciąż jest zagrożone. Od jej własnej woli przetrwania, od siły ciała i ducha, zależy teraz czy w ogóle przetrwa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ech, to by było na tyle. Niestety, przekonuję się, że nawet ze swoją mobilnością jestem tylko jedną osoba na cale miasto. Do tego ja też mam swoje życie i muszę jutro wstać. Co bym dała za dostęp do policyjnych baz danych, laboratoriów kryminalistycznych, jakiejś sieci informacyjnej... Cóż, póki co wymogę wypożyczyć lub kupić jakieś książki o kryminalistyce i psychologii i przejrzeć je w wolnej chwili. Jeśli zamierzam uczynić swoją misją ściganie przestępców, muszę się za to zabrać porządnie, poznać ich umysły i metody śledcze na tyle, na ile może to zrobić teoretyczny cywil. A póki co wracam. Na myśl o miękkim łóżku oczy same mi się zamykają. Na mój cel jeszcze przyjdzie pora.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nawet nie zdążyłem wyartykułować kilkunastu przekleństw jakie przemknęły mi w błyskawicznym tempie przez głowę. Po prostu, w tym samym ułamku chwili, kiedy cała konstrukcja zaczęła się zapadać, wystrzeliłem z miejsca szukając najpewniejszej drogi ucieczki. Jeszcze kątem oka spojrzałem w stronę gdzie ostatni raz widziałem strażaków, jeżeli nadal ktoś tam będzie chwycę go w biegu przy okazji unikając walącego się stropu na łeb. Gdyby jednak się okazało, że jestem ostatnim, który powinien się ewakuować i będę miał wystarczająco dużo naładowanej mocy wystrzelę się w górę. Jeden czy dwa kawałki betonu nie powinni zaszkodzić mojej czaszce a jeśli wylecę z pułapki pod odpowiednik kątem to może wyląduję daleko od służb ratunkowych... Uratowałem ludzi, pewnie, ale raczej wątpię, że policjanci tak po prostu puszczą cudaka w masce, kiedy ten przebije się przez ścianę i wyląduje tuż przed ich nosami. Naprawdę nie potrzebowałem w tym momencie większej ilości problemów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zdezorientowany podszedłem i odkopałem broń trochę dalej. I co ja mam teraz zrobić z płaczącym "terrorystą"? Nie takiej sytuacji się tutaj spodziewałem... Chyba czas go wyrwać z tego płaczliwego stanu. Chwytam go za ubranie i unoszę tak, żeby widzieć jego oczy.

- A teraz wyjaśnisz mi kim jesteście i dlaczego zrobiliście to co zrobiliście. Radziłbym ci się pośpieszyć, podejrzewam, że policja niedługo zainteresuje się tym, co się tu dzieje - mówię spokojnie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziewczyna wciąż żyje, jednak jej rozpaczliwa walka o życie wciąż trwała. Magiczna maść zawsze działała, jednak to, czy zadziała, zależne było od siły woli ofiary. Dziewczyna była nieprzytomna, nie mogłem więc pomóc podnieść jej na duchu oraz uświadamianiu jej, że tylko od niej zależy, czy wciąż będzie stąpać po ziemskim padole. Czułem jednak, że więcej nie jestem w stanie jej pomóc. Potrafiłem walczyć ze złoczyńcami, w razie potrzeby umiałem też wyleczyć niektóre rany, jednak jest stan był zbyt beznadziejny, bym mógł cokolwiek uczynić. Nie będę ryzykował czyjegoś życia, by za wszelką cenę dokonać cudu. Zły i zrezygnowany, sięgnąłem po telefon i zadzwoniłem po pogotowie. Liczyłem, że do czasu przyjazdu erki dziewczyna nadal nie odejdzie w zaświaty.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...