Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Black Shadow

Apocalypse World

Polecane posty

Ryan Chester Winters a.k.a. "Widmo"

Teraz to się porobiło, to nie była jednak zwykła banda debili a dobrze zorganizowany gang. W dodatku utraciliśmy kontakt z drugim wozem. Gdy tylko usłyszałem w głośniku nawoływanie z Karawany ucieszyłem się, wpadłem do środka, już nie wiem który raz tego dnia i krzyknąłem

-Wynosimy się stąd, natychmiast, Wimes, staraj się wywołać drugi wóz, spróbuj jakoś ich odszukać, Leo gaz do dechy i się nie oglądaj, reszta gradem kul ich!

Ten ich wóz opancerzony... skąd go wytrzasneli? Wyskoczyłem na kładkę. Teraz to nie jest ważne.

West już ostrzeliwał ten pojazd, chyba czas się przyłączyć. Gdyby udało mi się odstrzelić kierowcę, mielibyśmy dużo lżej. Warto spróbować.

Oparłem się o dach naszego pancernika i po krótkiej chwili skupienia oddałem strzał (*1) z zamiarem zabicia kierowcy, po czym strzeliłem jeszcze kilka razy już bez precyzyjnego celowania, tak dla pewności.

-1 FP za Strzał Mierzony

Fate Points - O O O O X

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Praktycznie wszyscy wliczając w to kierowcę zignorowali Max'a i jego plan przejęcia wrogiej maszyny skupiając się na wymianie ognia oraz przetrwaniu do spotkania z resztą Karawany. A było się od czego bronić, bo już chwilę potem nowi przeciwnicy pokazali, że dysponują odpowiednim sprzętem do zamienia w popiół kogokolwiek kto stanie im na drodze - wystrzelona rakieta albo inny granat z jakieś wyrzutni pomknął na Cougara i tylko świetny manewr Leo uratował wszystkich przed śmiercią (*1). Albo tylko jednym z jej rodzajów. Nie należało zapominać o setkach jak nie tysiącach pocisków pakowanych w pancerz Cougara, który nadal wytrzymywał, ale pytaniem pozostawało na jak długo. Każdy kto przy obecnej kanonadzie wychylał swój łeb aby odpowiedzieć ogniem był cholernie odważny albo zdrowo rąbnięty. Zarówno West, John, Ian jak i Ryan nie wspominając o Max'ie czasami zbyt blisko czuli przelatujące kule mimo woli zastanawiając się, która z nich trafi się akurat im (*2). W międzyczasie Wimes kombinował z elektroniką karabinu, ale nie zyskał nic - działko było nadal sprawne (*3).

Przyszła pora na kontratak. W pierwszej kolejności Caent wypalił kilkukrotnie w stronę pierwszego buggy próbując ukatrupić kierowcę, ale do szczęścia zabrakło kilku centymetrów (*4), w tym samym czasie John z sukcesem przerzedzał szeregi motocyklistów jacy okrążali Cougara niczym rozjuszone stado szerszeni (*5) a West do spółki z Ryanem i Ianem skupili się na terenówce z karabinem na pace... i zdjęli go w kilka sekund (*6). Mózg kierowcy rozbryznął się na przedniej szybie a po chwili jeep roztrzaskał się z pozostałą załogą po kilkukrotnym dachowaniu. Mając jeszcze kilka pocisków w komorze oraz chwilę na przy celowanie Ryan oraz Ian skupili się na dwójce buggy będące obecnie największym zagrożeniem. Jeden z ich pasażerów trzymał w łapie coś co przypominało wyrzutnię granatów.

* * *

- Halo?! Halo?! Czy ktoś mnie słyszy?!

Pośród całej kanonady tylko Wimes zwrócił uwagę, że ich radio nadaje a i tak ledwo słyszał napływające komunikaty przez zakłócenia w tle.

- Tu druga grupa! Pojazd unieszkodliwiony, ranni i zabici! Zasadzka! Potrzebne wsparcie! - w tle dało się słyszeć kilka następujących po sobie eksplozji, czyjeś krzyki a chwilę potem komunikat został przerwany.

---

1 - przebicie na +5 jazdy samochodem co służyło za obronę wink_prosty.gif

2 - zbiorowy stunt waszych oponentów, mając przewagę liczebną ich atak w kolejce trafia w najniższą kratkę zmniejszając wam strefę bezpieczeństwa wink_prosty.gif... czyli wymienieni dostają w pierwszą kratkę

3 - +1 na elektronikę to trochę za mało, BTW. nie mnie decydować, ale czy twoje działanie wydaje się dobrym pomysłem...? ;p

4 - pierwszy nietrafiony, drugi przebił się na +2 (i rzuca się na strzelectwo, nie szybkostrzelność, to drugie to stunt)

5 - +5 na atak... a było blisko, żeby całą grupę mooków rozwalić ;p

6 - kolejne +5 na atak, które wpadło postaci Westa, pozostała dwójka wykorzystuje strzał mierzony na buggy, ale rzut dopiero w następnej kolejce =]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Max Caent

Jak ja kocham być ignorowanym! To jest tak wspaniałe uczucie, że normalnie mógłbym teraz przejąć Cougara i dołączyć do bandytów. - przeleciało mi przez myśl. - Idioto nawet tak nie myśl! - Rozpracowałem tych bandytów(*). Atakują coraz większymi falami! I są coraz lepiej uzbrojeni... Ciekawe skąd mają taki arsenał i tylu ludzi? Orientuje się, że mam tylko jeden magazynek. Wimes słucha czegoś, chyba komunikatu z Karawany. - Wimes! Wimes co jest? Karawana na pomoże? Co z drugim wozem? - krzyczę do niego i czekam na odpowiedź. Przypominam sobie o karabinie z kładki! Podchodzę do wyjścia na kładkę po niego. Ale co to? Czyżby koleś miał jakąś broń? Szlak! To chyba wyrzutnia rakiet! Wtedy wpadam na kładkę i nie patrząc na nic, celuję tylko w tego kolesia. Mam 7 magazynków, nie będę mu żałował(**).

(*) rzut na umiejętność Badanie

(**) rzut na strzelectwo

FP:5

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

WEST

No w końcu pokazałem reszcie swoje zdolności snajperskie. - Chłopaki dajemy czadu - krzyknąłem do pozostałych. Chociaż zacząłem się zastanawiać, jak długo będziemy wykańczać te szczury. Chłopaki nieźle sobie radzą, więc niedługo wytępimy to dziadostwo. Chociaż grad kul jaki ląduje na naszym Cougarze, każe mi liczyć się, z naszymi wrogami. Może są twardsi niż myślałem?

- Nie - odpowiedziałem sobie po cichu, na moje pytanie

- Nie, oni są po prostu szaleńcami. - dodałem szeptem po chwili rozmyślania.

A żeby uspokoić szaleńca jest jeden sposób. No ja więcej nie znam. A mianowicie, uspokoić delikwenta przez pozbawienie go życia. Przeładowuję swój karabin i wznawiam ostrzał. Czekając na koniec magazynka, przygotowuje się do skoku do wnętrza pojazdu. Na kładce nie jest bezpiecznie, więc kiedy naboje się skończą, to spadam do środka by tam przeładować broń. Oczywiście mam zamiar kontynuować strzelanie do zbirów, ale już z lepiej osłoniętego miejsca.

FP:4

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ian Ramirez

Matko, wpakowaliśmy się w niezłe bagno. Skąd Szczurki mają taki sprzęt? Zakładam, że zwykli rabusie w łachmanach to, to nie są. Cóż, jeśli chcą poczuć smak ołowiu to się nie zawiodą. Oczywiście mój cel sam się nasuwał, człowiek z wyrzutnią granatów, tak? Dobrze, ale tym razem muszę być nieco bardziej ostrożny. Ba, my wszyscy musimy. Krzyknąłem do kierowcy, aby próbował jechać slalomem, będziemy stanowili trudniejszy cel, i tak mają dużą przewagę liczebną, nie wymordujemy wszystkich. Przynajmniej nie od razu.

Zacząłem wsłuchiwać się w odgłos pocisków wbijanych w pancerz naszego pojazdu. Naszła mnie myśl, pewna wizja w zasadzie. Oczyma duszy widziałem pocisk przebijający moją czaszkę, druzgocący kości. Czy mój mózg rozbryzgałby się tak samo jak tego gościa przed chwilą? Cóż, może i tak. Tak sobie myślę, że moja śmierć powinna być ekscytująca, jak umierać to z fajerwerkami. Wyobraziłem sobie krew i flaki wyrywające się z mego ciała wprost na moich partnerów z Karawany, myśl dziwna, ale sprawiała mi jakąś swego rodzaju satysfakcję.

Ostry wiraż pojazdu sprawił, że trzasnąłem łbem o kadłub maszyny. Syknąłem z bólu, ale myślami wróciłem na ziemię. Namierzyć, wycelować, zabić, tak, to jest teraz najważniejsze. Jedziemy jednak dość szybko, snajperka zbyt wiele mi chyba nie da. Przynajmniej jeśli kierowca będzie próbował unikać salw z granatnika. Jeśli zdecyduje się na wymianę ognia, to pragnę zginąć zabijając tego sk*rwiela na przeciwnym pojeździe. Tzn. Oddam w jego kierunku strzał. Jeden. Miejmy nadzieję, że celny.*

*Używam umiejki na celność, już w poprzedniej turze ją "aktywowałem", prawda?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ryan Chester Winters a.k.a. "Widmo"

-Nieźle West- krzyknąłem po tym jak mój kompan zdjął opancerzony wóz, ale nie czas na radość, na ogonie wciąż mieliśmy grupę motocykli i te dwa buggy, które miałem nadzieję wyłączyć z gry jeszcze w tej samej sekundzie...

Po kilku oddanych strzałach wpadam do wozu, tak, znowu, żeby przeładować. Ian krzyknął do Leo aby ten zamiast zwiewać jak najdalej zaczął się bawić w slalom. Pod maską mamy moc, której szkoda było by marnować na uniki. Na szczęście w tym samym czasie w radiu rozległ się głos kogoś z drugiej grupy pościgowej. Mieli kłopoty.

-Nie ma czasu na jakieś slalomy, Ianie. Wimes, przygotuj działko, Leo. Gaz. Do. Dechy. I spróbujcie zlokalizować drugi wóz.

Broń przeładowana, chciałem wyskoczyć na kładkę ale zwalił się na mnie jak kłoda Ian i przeleciał dalej. Dobrze, że nie wypadł z wozu. Ponownie wyskakuję na zewnątrz i kontynuuję ostrzał. Drugi pancernik ma swoje problemy, nie potrzebują naszych a pozbycie się ogona ułatwi nam akcję ratunkową.

Fate Points O O O O X

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Berry

W radiu coś szemrze. Zaraz, zaraz. Zasadzka, zabici, wsparcie ?! Coś mi tu nie gra. Wym bardziej, że tych skurczybyków ostrzeliwujących nasz pojazd jest naprawdę coraz więcej. Jazda w miejsce, z którego pochodzą owe dźwięki chyba nie jest zbyt dobrym rozwiązaniem, ale trzeba jakoś pomóc tym chłopakom. Nie możemy teraz tak sobie odjechać. Tylko żeby tam dojechać musimy przeżyć, a żeby tak się stało trzeba zająć się tymi błaznami ostrzeliwującymi nasz pojazd. - Berry sięga po karabin i kolejny raz pruje w kierunku przeciwnika. Wychyla się i strzela z nadzieją, że sam nie zostanie trafiony*.

*(rzut na refleks)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wdech, wydech. Próba ustabilizowania celownika. Wystrzał. Czerwona chmurka dookoła głowy kierowcy (*1). Ian mimo woli się uśmiechnął mogąc dopisać kolejną pustynną hienę do swojej listy i to w samą porę, bo bandyci zbierali się do wystrzelenia kolejnego granatu w Cougara. Celujący obok niego Ryan wypalił pojedynczo w drugiego buggy trafiając prosto w klatkę piersiową pasażera, który chwilę potem - przy pełnej prędkości - wypadł na zewnątrz (*2). Jego kierowca jednak nie odpuszczał. Do chwili...

Pozostali pasażerowie zabrali się za uszczuplenie szeregów pozostałych motocyklistów jacy nie mieli najmniejszego zamiaru odpuścić. Najwyraźniej jednak zapalczywość nie przekładała się na zdolności przetrwania, bo wystarczyło kilka puszczonych serii z karabinów Max'a oraz Westa, żeby uszczuplić liczebność oddziału motocyklistów... kolejne truchła zasiliły spaloną od Słońca ziemię, które znikną najbliższej nocy dzięki wydatnej pracy zmutowanych drapieżników (*3). Już mieli kontratakować zalewając transporter opancerzony ciągłym ostrzałem, kiedy kilkaset metrów dalej wyłoniły się dwa Hummve z odpowiednio ciężkim karabinem maszynowym oraz wyrzutnią granatów. Wystarczyło kilka eksplozji, paru kolejnych bandytów rozerwanych na strzępy, żeby niedobitki odpuściły uciekając ile fabryka dała.

* * *

- Nie zatrzymujemy się! - oficer z jednego z Hummve jaki dowodził przybyłym wsparciem krzyknął w stronę załogi Cougara. - Wracamy jak najszybciej do reszty Karawany! Mamy się przegrupować!

- Zrozumiałem! - Leo nie miał najmniej ochoty siedzieć dłużej na tym pustkowiu, kiedy z okolicy mogą wypaść kolejne szakale. - Pojedziemy przodem.

- Jeszcze jedno... - rzucił Wimes do oficera. - Wydawało mi się, że odebrałem wezwanie o pomoc od drugiego oddziału.

- Tak, wiemy, że wpadli w zasadzkę! Im szybciej wrócimy do Karawany i się przegrupujemy tym szybciej poznamy plan ich uratowania! A teraz grzej ile fabryka dała! - niedługo potem po Cougarze i Hummve został tylko unoszący się pył.

* * *

Karawana zwana także Mobilną Armią. Niesamowita mieszanka - podobno - kilkuset pojazdów cywilnych i wojskowych począwszy od starych motocrossów poprzez ostro zmodyfikowane SUVy, szkolne autobusy, ciężarówki a kończąc na najcięższych działach czyli transporterach opancerzonych, czołgów, haubic artyleryjskich albo samochodach terenowych z karabinami maszynowymi, wyrzutnią granatów albo rakiet kierowanych. Kiedy ta stalowa pięść ruszała do boju albo ktoś zalazł jej za skórę nie było litości. Zresztą co bardziej inteligentni choć nie za mili mieszkańcy zniszczonego świata mieli tyle oleju w głowie, żeby nie próbować niczego głupiego i tylko z daleka obserwować ten niesamowity pochód siły, który jednak był rzadkim widokiem. Ostatnimi czasy Karawana często rozdzielała swoje środki aby pokryć większą ilość terenu.

Tak było i tym razem. Właśnie wracający Cougar z jego załogą (*4) był częścią wysuniętej grupy zwiadowczej złożonej z kilkunastu samochodów terenowych jak Hummve oraz sześciu transporterów opancerzonych z czego właśnie jeden był zaginiony. Do tego mieli dwie ciężarówki z zaopatrzeniem - jedzenie, dodatkowa amunicja, medykamenty, zapasowa broń i inne artykuły pierwszego użytku - oraz jedna "cysterna". Tak naprawdę była to pięciotonowa ciężarówka amerykańskiej produkcji, która wiozła na pace niecałą setkę decymetrów sześciennych paliwa podzielonych na pięciolitrowe butle. Mieli wystarczającą ilość sił i środków aby samodzielnie funkcjonować przez co najmniej parę dni na pustkowiach, dokładnie tak jak obliczyli to główni przywódcy Karawany.

* * *

Zatrzymali się niemalże obok właśnie rozpoczętej odprawy majora - choć on sam uznawał rangę za tytuł honorowy - Nelson Morlocka, który zwołał do siebie wszystkich podległych mu żołnierzy a widząc przybycie uratowanej grupy zaczął mówić żołnierskim głosem:

- Panowie, jak wiecie naszym zadaniem było zbadanie terenów na północ od przebiegu głównego przemarszu reszty Karawany w poszukiwaniu zagrożeń oraz ewentualnych, dodatkowych zapasów czegokolwiek. - w rękach trzymał odręcznie narysowaną mapę (*5). - Jesteśmy tutaj, jakieś osiem kilometrów na północny-zachód z naciskiem na zachód od miasteczka Greyhound, które obecnie gości awangardę, pierwszą falę głównych sił Karawany. Mieszkańcy informowali nas o kręcących się w pobliżu bandytach i nasz zwiad to potwierdził. Zdołałem już skontaktować się z dowództwem, słyszałem także wezwanie o pomoc od załogi drugiego Cougara. Mam dla was jasne rozkazy panowie: pójdziemy tam, uratujemy naszych, spuścimy wp***ol pustynnym szczurom a może przy odrobinie szczęścia znajdziemy ich obóz a w nim... coś co przyda się w naszej dalszej podróży. Im szybciej ruszymy tym większa szansa, że nasi wciąż będą żyć, więc jeśli ktoś z was - spojrzał także na pasażerów Cougara. - ma jakieś pytania to niech wali teraz. Potem może nie być okazji. Tylko streszczać się, bez wodolejstwa.

---

1 - rzut wyszedł źle, ale jednak stunt to uratował, bo tak, sokole oko dopiero w tej kolejce się aktywowało, kolejne +2 i rozwalenie jednego buggy ;]

2 - jeszcze raz +2 co zakreśla mu drugą kratkę i mało brakowało na natychmiastowe wyjęcie tongue_prosty.gif

3 - odpowiednio oddział bandytów obrywa w drugą i trzecią kratkę, ale w tym momencie nadciąga wsparcie ^_^

4 - czyli graczami, żeby była jasność

5 - nie liczcie na to, że narysuje wam jakąkolwiek mapę ;p

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

West

Pytania żadnego nie zadam, bo i po co? Zadanie jest proste wchodźmy, rozwalamy parę łbów, ratujemy swoich i tyle. Chociaż jak natrafimy na obóz, to warto by wiedzieć za co mamy przelewać krew. Krew naszych ludzi, którzy zapewne oberwą w trakcie akcji, bo tych bandytów mógłbym rozwalać dziesiątki bez mrugnięcia okiem. Wstałem i otwarcie się zapytałem

- Majorze może najpierw pan powie co to jest w tym obozie? Bo fakt że to "coś co przyda się w naszej dalszej podróży" mnie nie przekonuję.

Chwilę potem oparłem się o nas pojazd i zwróciłem się do reszty załogi Cougara.

- Chłopaki nie wiem jak wy, ale ja chcę wiedzieć co jest?

A teraz panie Majorze szybka odpowiedź i jedziemy skopać bandziorów. No i oczywiście ocalić skóry naszych kolegów z karawany. Chociaż z tym obozem mogą być trudności. Jak tak atakowali, to bronić się będą na pewno lepiej, nie mówiąc już o ich większej liczebności. Chyba będzie porządna walka, a takiej sobie nigdy nie odmówię.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ian Ramirez

Odebrał informacje o zwiadu o obecności bandytów? Co za kretyn. - Pomyślałem. Przez kilka minut myślałem tylko o tym, że jakieś pustynne szczury przedziurawią mnie kilkadziesiąt razy ołowianymi kulkami, w zasadzie byliśmy zdani tylko na siebie, a ten mi pieprzy o "udanym zwiadzie". Jak dla mnie, to cała ta akcja była szczytem kretynizmu. No ale okej, trzeba uratować naszych, rozumiem. Pytań oczywiście nie mam, nie obchodzą mnie szczegóły, jest robota do zrobienia - rozkaz wykonuję bez szemrania. Choć nie ukrywam, że jak na wielką i jakże potężną Karawanę nie powinniśmy byli dać się zaskoczyć jakimś obdartusom z bronią. Czyżby zwiad ich wcześniej nie wykrył? A, zaraz, mam w sumie pytanie.

- Czy muszę brać udział w szturmowej walce? Dajcie mi zająć dobrą pozycję pod moją strzelbę - kilka łbów z pewnością ustrzelę. Obiecuję.

Nie czekając na odpowiedź "majora" poszedłem się odlać...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ryan Chester Winters a.k.a. "Widmo"

Wracając z powrotem do Karawany zakrzyknąłem do drużyny

-Dobra robota panowie!

Tak, dobra, ale nie do końca, a poza tym to jeszcze nie koniec.

Gdy ujrzałem Majora pochylonego nad mapą uznałem że w tym wszystkim musi być coś więcej. To normalne że w Karawanie nigdy nie zostawiamy nikogo na pastwę losu, ale to? To wyglądało na więcej niż zorganizowaną akcję ratunkową, tym bardziej że wśród okolicznych bandytów panuje moda na rozrywkowe strzelanie do więźniów. W sumie, to wszędzie panuje taka moda.

Wysłuchałem co do powiedzenia miał Major, sprawdziłem swój sprzęt, następnie wysłuchałem Westa i Ramireza. Muszę przyznać, tak jak w walce mi zaimponowali tak teraz trochę mnie zawiedli. West mógłby zachować odrobinę szacunku, Ian więcej jak odrobinę, no i jeszcze ten tekst o szturmie i strzelbie. Jaka jest bardziej dogodna pozycja strzelecka dla strzelby jeśli nie w pierwszym szeregu?

-Tak West, też chciałbym wiedzieć o co tutaj chodzi, ale w tej chwili ważniejsze jest to że siedzimy tutaj kiedy nasi ludzie są w łapach tych dzikusów. Porozmawiasz sobie z Panem Majorem kiedy już będziemy jechać.

Zaglądam do wozu, trącam Maxa i mówię do niego

-Albo się uspokoisz albo możesz szukać miejsca w którymś z pozostałych wozów, nie potrzebuję tutaj szaleńców którzy nasłuchali się historii starych wędrowców. Albo będziesz siedział i strzelał, albo wypad.

Następnie swoją uwagę przenoszę na Wimesa

-Wiem że w ogniu walki trudno zachować spokój, ale potrzebujemy Cie, spróbuj ochłonąć, może sprawdź całą elektronikę wraz z działkiem, tym razem będzie nam potrzebne. Upewnij się że zadziała, od niego może zależeć ilu z nas wróci dziś na kolacje.

-Barry, John, Deo, tylko tak dalej - rzucam do reszty wyskakując z pojazdu.

-Panie Majorze, darz bór?

Fate Points O O O O X

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

John Brick

Na wpół słuchając, na wpół nie, siedzę na pancerzu Cougara szarpiąc struny gitary. Pojechać, odbić ludzi, zaje*ać parę szczurów, wrócić tutaj. Obędzie się bez pier***enia, nie ma co chwalić ludzi po jednej udanej akcji. Trzeba zakasać rękawy i zabrać się do roboty. Ale nie zdziwiłbym się, jeżeli znów byśmy się w coś wpieprzyli. Ten "major" nie chce nam nawet powiedzieć, co ma niby nam pomóc w dalszej podróży, więc na zwykłą misję się, niestety, nie zapowiada.

FP: 5

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Berry

Dopiero co wróciliśmy po tej zadymie, a tu szykuje się kolejna. Człowiek nie ma chwili wytchnienia, wciąż tylko jeździ na te cholerne wyprawy. Jak widać reszta załogi też nie jest zbytnio zachwycona faktem, że znów musimy ruszać do akcji. Ale nie ma co się użalać, bo i tak nic nie poradzę. Trzeba zacisnąć pasa i ruszać dalej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nelson odpowiadając Westowi na pytanie nawet nie oderwał wzroku od mapy:

- Jedzenie, amunicja, broń, paliwo... mam wymieniać dalej żołnierzu czy ponosi cię już wyobraźnia? - rzucił pół żartobliwym, pół ironicznym tonem. - A co się tyczy twojego pytania... - tylko przelotnie zerknął na postać Iana - to nie obchodzi mnie gdzie będziesz siedział ani jak byle zabijanie tych sku*****nów oraz ratowanie naszych będzie wykonane. - major otrzepał ręce, zebrał rozłożone materiały i wrzucił je do swojego Hummve po czym rzucił jeszcze do wszystkich zgromadzonych:

- Nie ma więcej pytań? To rozumiem! Pora pokazać co stanie się z tymi, którzy zadzierają z Karawaną! Formacja! Ruszamy!!!

Kilkanaście pojazdów wzbiło tumany kurzu i ruszyło w kierunku północnym. Co prawda ekipa w Cougarze (*1) jaka wcześniej niemalże wpadła w zasadzkę bandytów nie wiedziała dokładnie gdzie mogą znajdować się ich towarzysze, ale reszta na pewno. Luźno utrzymywaną kolumnę prowadził kolejny Cougar z zawieszoną z tyłu amerykańską, podziurawioną flagą.

* * *

To nie było najlepsze podejście w karierze Barclaysa, ale też przeciwnik nie był zbyt wymagający (*2). Zaskoczeni bandyci nie mieli wielkich szans i przez moment ich ciała podrygiwały od serii z karabinów maszynowych aby potem zgnić pod palącym słońcem. Co więcej jednak było ich niewiele, ledwie kilka osób kręciło się jeszcze w okolicach zniszczonego Cougara i wyglądało na to, że główne siły wycofały się już kilka minut temu. Miejsce na zasadzkę było idealne - niewielki wąwóz, możliwość ostrzelania pojazdu z góry, łatwe odcięcie drogi ucieczki...

Korzystając z lin John oraz jego oddział zsunęli się na dół. Niemalże od razu znaleźli się ciała trzech członków Karawany i nie trzeba było specjalisty od medycyny aby stwierdzić, że zginęli od eksplozji i naszpikowania ołowiem. Brakowało jeszcze kolejnej trójki, ale... bandyci nie byli specjalnie przejęci maskowaniem swoich śladów. Może nie mieli czasu albo nie wiedzieli, że tak trzeba zrobić. Jeszcze świeże ślady prowadziły dalej na północ przez wąwóz. Informacja została przekazana dalej. Przy odrobinie szczęścia pojmani ujrzą następny dzień.

* * *

Kilka minut później...

- Formacja - major Nelson odezwał się na krótkofalówce. - Jeden z oddziałów Karawany zabezpieczył już miejsce zasadzki. Cougar zniszczony, trzech zabitych na miejscu. Jeszcze świeży trop prowadzi dalej na północ przez wąwóz możliwe, że wprost do kryjówki pustynnego ścierwa. Część z nas zostanie na płaskim i "z góry" spróbuje dojrzeć gdzie mogli zabrać naszych. Pozostali wjadą do wąwozu i bezpośrednio po śladach dojdą do legowiska szczurów. To kto jest chętny na drugą ścieżkę?

---

1 - tak, tutaj piszę o was jako graczach, bo moglibyście mieć problemy ze zrozumieniem tongue_prosty.gif

2 - taktyka +2

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Majorze, a kto inny niż ja? Urodzony służeniu Karawanie? Dajcie tylko karabin i będę gotów bo z Coltem 45 niezbyt mi się widzi wejście tam. Trzeba pomścić chłopaków. Jak raz z nami zaczęli to się nie poddam! - odpowiadam w krótkofalówce. Patrzę na innych czy któryś myśli inaczej niż ja. Strasznie się boję. To drugie takie spotkanie. Teraz będę bardziej uważał na siebie i na chłopaków. Nie mogę im pokazać, że się boję, bo inaczej zostawią mnie na górze i nie będę mógł się wykazać i pokazać majorowi, że jestem przydatny. Nerwowo zabieram całkiem sporą ilość amunicji do mojego pistoletu. - Ale co jeśli są lepsi niż nam się wydaj? Nie! Karawana zniszczy wszystkich i wszystko! - dobrze nie mogę nawet tak myśleć!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A więc do legowiska, k*rwa, to nie tak miało wyglądać. No ale trudno, w zasadzie to liczy się tylko pozarzynanie tych szczurków, obojętnie w jaki sposób. Wąwóz to idealne miejsce na zasadzkę, mogą nam zrzucić na łeb parę cięższych kamyczków, lub po prostu dobrać się nam do tyłków ołowiem. Skoro jednak jeden z oddziałów już zabezpieczył to miejsce...trzeba ruszać.

Strach? Nie, nie ma strachu. Ze strzelbą przy pasie i tymi zakapiorami przy boku nie ma po co gadać o strachu. Jestem wśród ludzi, którzy potrafią zabijać z zimną krwią, ja nie jestem inny. W ogóle ta cała Karawana zebrała interesujące towarzystwo. Z tą bandą można bez strachu przeprowadzić każdy szturm, ale jednak wolałbym się do nich nie odwracać plecami...No i jak ma ten cały szturm wyglądać? Jak już teraz idę z resztą, to chyba ciężko będzie mi potem się oddzielić. Człowiek całe życie pracuje sam, a na stare lata zachciało mu się bawić grupowe zabijanie szczurków. Cóż, może za kilka miesięcy będzie fajniej.

Splunąłem na ziemię i popatrzyłem się na moich towarzyszy. K*rwa, Ian, ostatni raz dajesz się wciągnąć w takie misje. Zabijanie jakichś smarkaczy nie jest zajęciem dla Ciebie. Choć płacą dobrze i mam się jak wyżyć. Kopnąłem kamień leżący na drodze, nie chciałem dłużej czekać, Ci gówniarze dobrali się do naszych kumpli, zaje***my tych sk**wysynów.

- No to kiedy ruszamy? Od razu uprzedzam, jak ktoś wie, że nie jest w stanie wyrżnąć w pień tych kutafonów, to niech lepiej zostanie tutaj. Nie zamierzam potem wdychać smrodu oszczanych ze strachu gaci...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ryan Chester Winters a.k.a. "Widmo"

Troje zginęło, pewnie gdy wóz został zniszczony. Co z resztą załogi, czy zostali więźniami? Może udało im się gdzieś uciec.

Zabrałem krótkofalówkę Maxowi, patrząc na niego... z lekkim zdziwieniem, po czym odezwałem się przez urządzenie

-Jak pan słyszał, Majorze, moja załoga z wielką chęcią zwiedziłaby ten kanion, marzy nam się małe polowanie na lokalny gatunek Szczura Pustynnego - odejmując palec z przycisku mówię -Leo, depnij w gaz, ruszamy przed resztę wozów.

Spojrzałem na Maxa, jego słowa wyrażały chęć do walki, ale oczy nie były już tak pewne tego pomysłu.

Tylko nie zaczynaj mi tu takich poematów, poeci mają tendencję do umierania na samym początku. Trzymaj się mnie a na pewno z tego wyjdziemy, staraj się też w miarę możliwości pozostawać w TYM wozie - mówiąc to uśmiecham się trochę sarkastycznie, trochę z życzliwością, coby podnieść go na duchu i pokazać że incydent z przed chwili nie jest teraz ważny - potrzebna nam każda osoba zdolna do walki, postaraj się dla dobra Karawany nie zginąć i ustrzelić tyle ścierwa ile tylko się da. I udowodnij mi że nadajesz się na żołnierza.

Dla całej załogi mam natomiast rozkaz, który brzmi:

-No, panowie, wygląda na to że czeka nas dogrywka. Pokażcie tym bandytom że z Karawany nie należy kpić!

Fate Points O O O O X

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

WEST

Z każdą chwilą denerwowały mnie rozkazy naszego dowódcy. Nie lubię rozkazów, a Ryan nie szczędzi sobie gadek zespołowych. Max to, Wimes tamto, West i Ramirez siamto. Przy pierwszej lepszej okazji zmywam się z tego zespoły, jak również z tej całej pi*przonej karawany. Chociaż część ludzi z zespołu jest spoko. Coś mi się wydaję, że Max i Ian są na swój sposób niezastąpieni. Podczas akcji będę musiał z nimi pogadać, a nóż urwiemy się z karawany razem. Może w tym całym zamieszaniu będzie okazja stąd s*ierdolić. Potrzebny byłby mi tylko jakiś pojazd z zapasami żywności i amunicji. Może szczury mają taki na składzie, cóż podczas akcji trzeba będzie rozglądać się nie tylko za więźniami.

Po wysłuchaniu, tego co Rayn mówi przez krótkofalówkę rzuciłem do pozostałych

- Tak marzy mi się polowanie na szczury, ale liczy się to po co tam idziemy - Mówiąc w kontekście zaginionych ludzi, myślami byłem przy odszukaniu pojazdu z zapasami.

- Kurczę, amunicji mam mało - Po chwili sam sprzątnąłem spory zapas amunicji, aby nie wzbudzać w razie czego podejrzeń - To na zapas, gdyby tych skurczybyków był zdecydowanie więcej, niż przypuszczamy. Nie chcę, aby mi się naboje skończyły w środku walki.

Zaraz po zabraniu solidnej ilości amunicji, skierowałem swoje słowa do Ramireza i Max

- Chłopaki podczas akcji chciałbym, abyście mi zawsze towarzyszyli. Stworzylibyśmy we trójkę niezłe wsparcie ogniowe dla pozostałych.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Berry

Zabawa się kończy. Znaleźliśmy wrak pojazdu, ale trzech naszych ludzi wciąż może jeszcze oczekiwać naszej pomocy. Musimy działać. Legowisko tych sk**wysynów jest nie daleko, a ślady pozostawione przez bandytów tylko umacniają mnie w przekonaniu, że idziemy we właściwym kierunku. Mam nadzieję że tak, że nie jest to kolejna pułapka zastawiona przez tych dzikusów specjalnie z myślą o nas. Po takiej akcji chłopaki będą musieli postawić jakieś piwo, bo zapowiada się na bardzo męczący dzień.

- I was born ready motherfu*kers ! - wykrzyczał Berry przeładowując broń.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

John Barclays

Kucnąłem i nabrałem w palce trochę ziemi z okolic wraku i powoli wysypałem je. Widok śmierci, szczególnie towarzyszy, nigdy nie był przyjemny. Takie uczucia nie martwiły mnie, gdyż oznaczały jedynie, że zachowałem jeszcze człowieczeństwo w tym szalonym świecie. Wstałem i rozejrzałem się po otaczającej mnie czwórce ludzi. Dobrzy, twardzi żołnierze, z którymi miałem już przyjemność współpracować. Dziś, gdy tylko dostałem rozkazy, bez wahania wezwałem do pomocy cały oddział, sześciu szeregowych, kaprala oraz sierżanta i zapakowaliśmy się do dwóch Humvee uzbrojonych w kaemy(jeden z nich był moją maszynką). Nie minęło kilka godzin, a już byliśmy po pierwszej potyczce.

- Jakieś opinie?- zapytałem.

Odezwał się sierżant:

- Dranie.

- Dranie, tak- potwierdziłem, zakładając okulary przeciwsłoneczne.- Sprytne dranie. Sierżancie, słuchajcie uważnie. Niech druga sekcja- miałem tu na myśli część oddziału, która pozostała na górze, przy samochodach- zjedzie tu z Humvee jak najszybciej. Przeszukajcie zwłoki naszych, może znajdziecie jakieś identyfikatory. Ciała pochować, nie obchodzi mnie, czy zakopiecie je, czy usypiecie mogiłkę z kamieni. Macie to zrobić szybko i sprawnie. Nie zostawimy naszych na żer bestii. Skontaktuj się z tym majorem, jak mu tam... Morlock'iem. Powiedz co znaleźliśmy.

Przerwałem i szybko przeanalizowałem różne warianty działania. Piesze podejście przez wąwóz byłoby na pewno ciche, ale w zasadzce zmieciono by nas w kilka chwil. Z kolei ruch samochodami może ostrzec bandytów.

- Przekaż jeszcze moją sugestię. Niech podeśle nam jeszcze jakiś mocniejszy pojazd i ruszymy wąwozem, a oni będą nas z góry osłaniać. Aha, chcę mieć cały czas oba kaemy skierowane na wąwóz. I przynieście moje gogle. Wykonać.

Obserwowałem wykonanie rozkazów i w myślach układałem porządek marszu. Pojedziemy powoli po śladach bandytów, w miarę trzymając się kolein po oponach. Z przodu będzie jechał Humvee z kaemem cały czas omiatającym wąwóz, a kilka metrów przed nim będzie szedł trzyosobowy zwiad, sierżant i dwóch ludzi z prętami do szukania min*. Pośrodku pojedzie Cougar ze mną na pokładzie, pochód zaś zamknie mój pojazd z resztą oddziału, osłaniający tyły. Kilkanaście par oczu na pewno się przyda przy takim przeciwniku. Powinno się udać. Martwiło mnie jedynie, że nie mogłem nie znać ludzi, których podeśle mi major i nie będę mógł właściwie ocenić ich możliwości. Ech, przesadzam. Do Karawany nie biorą byle kogo.

____

FP:5

Taktyka, rozpoznanie wsparte stuntem Gogle, celowanie wsparte "Celownikiem kolimatorowym".

* Wbija się pręt w ziemię i czuć, kiedy ten natyka się na przeszkodę, najpewniej minę. Sposób stosowany przez brytyjskich saperów pod El Alamein, tyle że zamiast prętów używali noży. Jakby jakaś część odpisu była niejasna, niech MG śle PW. Post konsultowany z MG.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z pewną dozą ostrożności acz nadal pewni siebie ludzie Karawany zagłębili się w korytarz wyrytych w skale przejść licząc na to, że w tym wąwozie znajdą kryjówkę bandytów.

Droga na dole okazała się w miarę bezpieczna i bez żadnych niespodzianek. O dziwo ścierwo pustyni nie pomyślało o tym aby zostawiać pola minowe albo czujki bądź stanowiska karabinów maszynowych i bez incydentów konwój poruszał się naprzód. Byli osłaniani także z góry przez resztę formacji, która także nie widziała niczego podejrzanego. Minęło może kilkanaście minut nim ślady w końcu doprowadziły do czegoś co mogło być wejściem do bazy bandytów. W pewnym momencie po lewej, jakby wyryte w litej skale, znajdowały się szerokie, pancerne, odsuwane drzwi jakie pomimo widocznej rdzy wciąż trzymały się mocno. Ekipa na górze odkryła dwa włazy mogące prowadzić do środka, ale były zaspawane. Z kolei główne wejście zdawało się być możliwe do przesunięcia.

Co jednak najdziwniejsze gdzieś zniknęli bandyci. Nie było czujek ani strażników, żadnej pułapki... nic. Ślady, za którymi podążali kończyły się na bramie natomiast kilka innych ruszało w szereg pozostałych wąwozów głównie w kierunku północnym i północno-zachodnim.

- Nie podoba mi się. - rzucił major przez krótkofalówkę potwierdzając coś o czym myślała większa część żołnierzy. - Zachować ostrożność. Coś wyjątkowo tutaj śmierdzi.

Nagle padły strzały, to znaczy ludziom ustawionym najbliżej pancernych wrót, że słyszeli parę wystrzałów w towarzystwie urwanego, ludzkiego krzyku. I... ryku... czegoś?

- K***a... Ludzie na górze, rozstawić pozycje obronne i podgrzać każdego sk******na, który będzie się do nas zbliżał! Cała reszta ma wbić się do środka! Nasi ciągle mogą żyć!

Od razu kilku bardziej umięśnionych członków Karawany dopadło do wrót i wspólnym wysiłkiem zaczęli je otwierać.

---

1 - od razu mówię, że żadnych rzutów tutaj nie ma, bo wybitnie mi się nie chce... no i jakoś potrzebne nie są tongue_prosty.gif

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ian Ramirez

Prychnąłem z rozbawienia. A więc to tak? Szczurki znalazły sobie nową zabaweczkę, z której można sobie postrzelać? Nie wiem jeszcze co jest za tym wejściem, ale już mam ochotę tam wbiec i roz**rwić kilku szczeniaków. Coś jest ze mną ostatnio nie tak, zupełnie jakbym czuł, sam nie wiem...zew krwi? Przecież to tylko banda rozwydrzonych bachorów a ja niemalże leję w gacie z radości na samą myśl o zabiciu ich. Ech, czasy się zmieniają, dalej potrafię zabijać z zimną krwią, ale chyba teraz zaczęło mi to sprawiać zbyt dużo przyjemności. Z czasem to może okazać się zgubne, Ian k*rwa, to wszystko przez ten kontakt z Karawaną. Już niemalże polubiłem niektórych. West nawet chce, żebym trzymał się koło niego i razem z nim przelał trochę krwi szczurków, czemu nie. O ile będziemy się trzymali nieco z tyłu, nie lubię tłoków, w dodatku moja strzelba lubi zachować nieco dystansu.

Te maluchy nieco mnie zaskoczyły, skoro były w stanie dobrać się do tyłków ludzi z Karawany, to muszą być lepsi niż sądziliśmy. Nie zmienia to faktu, że i tak z chęcią ich zarżnę, nie zasługują na honorową śmierć. Jestem też ciekaw technologii, którą dysponują, może uda nam się potem coś podwędzić.

Czas jednak wziąć d*pę w troki i przygotować się do walki. Muszę przykucnąć gdzieś za jakąś skałą i dobrze przycelować. Może uda mi się rozbryzgać mózg jakiegoś szczurka na tych wrotach?* Ot tak, na dobry początek zabawy.

*Używam stunta na celność.

FP:5

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

John Barclays

Opancerzone drzwi, za którymi kryje się cel naszej podróży oraz towarzysze do uratowania. Chociaż równie dobrze może to być umocniony workami z piaskiem posterunek uzbrojony w kaemy. Jednak główne powody do niepokoju były dwa: fakt, że cwany przeciwnik nagle przestał być taki cwany (naprawdę rozważałem ewentualne zatrudnienie bandyty, który tak kombinował. Wielu ludzi błądzi, nim trafi na swoje przeznaczenie) oraz dziwny ryk. Spojrzałem na zebranych wokół mnie żołnierzy, potem na oddział z Cougara. Nie jestem pewien, ale ci drudzy nie do końca przypadli mi do gustu. Cóż, zobaczymy jak się spiszą.

- Kapralu, weź trzech ludzi i zacznijcie otwierać drzwi. Sierżancie, nie wyłączajcie silników Humvee, czekajcie tutaj i osłaniajcie nasze tyły. Kaemy we wszystkich, zaznaczam wszystkich, kierunkach. Powiadomcie majora, żeby przysłał paru ludzi na skarpę do osłony. Pełna ostrożność. Powodzenia.

Sprawdziłem celownik G36, poprawiłem gogle na głowie i ruszyłem do wrót. Zaczepiłem kogoś z załogi Cougara*:

- Mam nadzieję, że sobie poradzicie. Nie znamy porwanych ludzi z waszego oddziału, wy musicie zająć się identyfikacją. Informujcie nas, bądźcie czujni i walcie celnie. Pokażcie na co was stać.

Spojrzałem na wrota. Jeszcze chwila i będę otwarte. Podbiegam do moich żołnierzy siłujących się z nimi. Ja sam jestem już trochę za stary na takie zmagania.

- Wbijamy rozważnie, nie wiemy, jakie mają zabezpieczenia. Patrzcie pod nogi. Uważajcie w kogo celujecie, nie trafcie naszych. W razie wątpliwości walić w nogę lub rękę. Nie zapominajcie o granatach. Pamiętajcie też, że tam w środku jakieś cholerstwo wydało ten ryk. W razie czego zatwierdzam coup de grace*. Powodzenia.

Trochę niepotrzebne te rady, takie uczenie dziecka jak chodzić. Musiałem jednak dla pewności im przypomnieć. Pierwszy wychylę się za krawędzi i sprawdzę najbliższe podejście. W razie silnego oporu wprowadzę do ataku Humvee, którego kaem na pewno ostudzi zapał obrońców. Nie wątpię jednak, że wyszkolenie i dobre dowodzenie weźmie górę nad bandyckimi metodami. Obym tylko zdążył uratować tych trzech ludzi.

______

FP:4

Korzystam z aspektu "Pułkownik od zadań specjalnych", jakimi są na pewno odbicia zakładników, do wsparcia rzutu na Taktykę. Ponadto do strzelectwa stunt "Celownik kolimatorowy".

*Ktoś z pozostałych graczy.

* Cios łaski, na przykład na wypadek ciężkiej rany lub ryzyka bycia zawleczonym żywcem do jakiegoś legowiska. Coś jak w Starship Troopers.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

West

No niema jak zwiać, no niema. Może później będzie taka szansa, chociaż w ferworze walki to nie wypada. Wyszedłbym na tchórza a nim przecież nie jestem, tylko po prostu denerwuję mnie parę osób i nie lubię rozkazów, zwłaszcza tych bezsensownych. Jednak coś mi tu nie pasuję, gdzie warta. Przecież oni nie mogą być aż tak głupi, aby zostawić wejście nie pilnowane. No chyba, że jest ono zaminowane i pierdyknie przy otwarciu. Cóż dobrze, że nie ja muszę otwierać tych wrót, chociaż szkoda ludzi. Chociaż mam wyrzuty sumienia, ja chcę wiać a tam są nasi potrzebujący pomocy.

- Musimy się pilnować nie wiadomo w jakie g*wno wdepnęliśmy. - Rzuciłem do pozostałych celując za skałki w stronę drzwi.

Oczekiwanie mnie męczyło, to ciągłe napięcie denerwowało. Nie miałem zielonego pojęcia co jest tu tak naprawdę grane, a trochę się obawiałem, że to jakaś pułapka i wyrżną nas tu jak kaczki. Co chwila tylko rozglądałem się po okolicy w obawie przed zasadzką.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

West wydaje się zniecierpliwiony. Cóż nie każdy, aż tak myśli żeby wyjść z tego cało. - myśląc próbuję dostać się do pułkownika. Zaraz po jego przemówieniu rozpoczynam rozmowę:

- Pułkowniku! Jestem Max Caent. Mój ojciec jest kronikarzem Karawany. Pisał o panu i pańskich czynach. Jest pan moim idolem. Chciałbym zostać pana przybocznym. Ukończyłem Akademię Strategiczną. Mam pomysł jak możemy ich zaatakować. Musielibyśmy przeczekać do nocy. Nie wiem czy nasi dali by radę dotrwać tam do nocy, ale lepiej żebyśmy nie skończyli jak oni. - łapię oddech - Pod osłoną nocy mielibyśmy większą szanse powodzenia. W nocy nie będą tak czujni jak teraz. Pomyślą, że po prostu odpuściliśmy i jutro znowu przyjdziemy. Spróbują odpocząć, a wtedy my... wpadniemy i wyrżniemy wszystkich. - lekko zmieszany ostatnim zdaniem rozglądam się. Trzy wozy może dały by radę. - A może do zmierzchu zdołalibyśmy wezwać wsparcie. I umocnić się tu, żeby w razie czego móc się wycofać. W razie czego...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...