Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Black Shadow

Kompania Cieni

Polecane posty

Fearion:

Pierwsza noc w Kompanii okazała się dosyć długa. Czarodziejka się nie zjawiła, co w sumie wiele mnie nie zdziwiło - będzie jeszcze mnóstwo okazji na przeprowadzenie dłuższej rozmowy, więc nie martwiłem się nazbyt. Niezależnie od wszelkich wydarzeń minionego dnia myślałem o przyszłości, jaka się przede mną malowała. A myśli były to tak intensywne, iż mroki nocy bardzo szybko ogarnąwszy miasto, rozpłynęły się w bladym, nieśmiałym spojrzeniu świtającego słońca szybciej, niżbym śmiał przypuszczać.

Nieprzespany czas nie odbił się na szczęście na moim samopoczuciu... przynajmniej na razie. Kiedy ujrzałem kruka wlatującego stukającego do okna mego pokoju intuicyjnie wstałem, by umożliwić ptaszęciu wlot do środka. Gdy jednak tak uczyniłem, ów tylko popatrzył na mnie, by następnie unieść w moją stronę prawą stopę zbrojoną w agresywnie wyglądające szpony. Szybko spostrzegłem przywiązany do skoku(*) rulonik, od którego czym prędzej zwierze uwolniłem. Kiedy tylko kruk ujrzał przesyłkę w moich dłoniach trzepnął skrzydłami, by z gracją odlecieć w kierunku jakiejś zapewne ptaszarni. Zamknąłem okienko, przeczytałem szybko wiadomość od naszego mistrza (do przewidzenia - przecież od kogo innego mogła by być...?) by kolejno zabrać się za "wymarsz". Zebrawszy wszystkie swoje klamoty wybrałem się do kartografa po rzeczoną mapę - mniemam, iż uprzejmość wystarczą, by mi ją wydał... w razie czego mam jeszcze list. Następnie - z mapą czy bez - ruszam na mały przemarsz po mieście. Celem moim znalezienie jakiegoś prowiantu na podróż, który może się przydać. Kiedy stwierdzam, iż jestem już całkiem gotów na podróż, ruszam w kierunku wspomnianej w liściku bramy. Tam czekam na resztę towarzyszy... o ile oni nie czekają już na mnie. Ostatecznie skoro mamy działać zespołowo to zdecydowanie lepiej byłoby wyruszyć w jednej grupie...

_____

FP: 5

Małe wyjaśnienie - skoki to u ptaków po prostu nogi. Tak jakby (szczegóły sobie darujmy).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszystkie te zaklęcia i rytuały, chociaż skuteczne, na tę chwilę były jednak bezowocne. Jak sprawa się będzie miała na dłuższą metę? To dopiero przyjdzie mi zobaczyć, ale mimo wszystko wieść, że z tą tajemnicą najprawdopodobniej nie przyjdzie mi się zmierzyć w najbliższym czasie przyniosła mi pewną ulgę... choć rzecz jasna nie oznaczało to, że mogę spocząć na laurach. Cała ta praca pochłonęła mroki nocy szybciej niż bym mógł podejrzewać i kiedy wreszcie uznałem, że jestem zadowolony z rezultatów, nadszedł ranek... a wraz z nim czarne ptaszysko niosące do mnie wiadomość.

Sam fakt, że Kompania Cieni nie żałowała swoich rekrutów posyłając ich od razu na zadania nie zaskoczył mnie zbytnio. W końcu świeża krew powinna się jak najszybciej otrzaskać... bądź zginąć, jeśli okazałoby się, że jednak nie nadaje się na członka tak elitarnej organizacji. Z treści wiadomości wnikałem, że przyjdzie mi współpracować z tymi samymi ludźmi z którymi wczoraj przechodziłem inicjację. Biorąc pod uwagę, ile czasu zdołałem przetrwać samemu, konieczność pracy z innymi osobami nie malowała mi się w jasnych barwach, ale jak podejrzewałem - w tej kwestii wielkiego wyboru nie mam. Chociaż zakładałem, iż któreś z pozostałej dwójki (jeśli nie oboje) na pewno wezmą ze sobą mapę, to uznałem, że nie warto żałować czasu na odwiedziny u kartografa. W końcu nie wiadomo z czym się spotkamy, a w ostateczności mógłbym się po prostu spotkać z odmową oddania mi mapy. Po tym popytam się ludzi odnośnie pobliskiego cmentarza. Zaczynał dokuczać mi głód, którego niestety nie mógł już zaspokoić nikt poza zmarłymi. Dopiero wtedy będzie można się skierować tam, gdzie zalecał autor listu - przy wschodniej bramie twierdzy.

___

FP: 5

Małe info, bo pewnie już wszyscy zdążyli zapomnieć - moja postać nie może się posilać zwykłym prowiantem z powodów podanych w aspekcie: "Półtrup". Jedyną alternatywą pozostaje wysysanie energii zmarłym, nieważne czy z ciał czy też z dusz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nasilający się ból głowy uniemożliwił mi odwiedzenie elfa. Przygotowałam prosty lek i położyłam się spać.

Rano obudziło mnie stukanie w szybę. Czułam się znacznie lepiej, ból głowy ustąpił i nie powinien mi przez dłuższy czas przeszkadzać. Zapowiadał się bardzo ładny dzień. Mój pierwszy dzień jako Cienia.

Stukanie powtórzyło się. Podeszłam do okna i otworzyłam je. Do środka wleciał czarny kruk, i przekazał mi wiadomość. Wypuściłam ptaka, i przeczytałam wiadomość od Rakkasa. Szybko ubrałam się, i wyruszyłam na miasto.

Pierwszym miejscem, które odwiedziłam był kartograf. W końcu nie wiadomo, czy reszta grupy pamiętała o odebraniu mapy. Później szybko przeszłam się po twierdzy robiąc podstawowe zakupy i uzupełniając zapas strzał.

Na końcu kieruję się do wschodniej bramy, gdzie tłumaczę się Fearionowi z mojej nieobecności, oraz, jeśli wszyscy są już gotowi, proponuję wyruszenie w drogę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po niedługich przygotowaniach, naszykowaniu koni, prowiantu oraz mapy trójka świeżo upieczonych członków Cieni ruszyła w podróż. Zaprawione wierzchowce Kompanii, może też wzmocnione niewielką ilością magii, radziły sobie wyśmienicie w każdym terenie i jeszcze przed zmrokiem grupa pokonała połowę drogi. Na traktach panował zwyczajowy ruch pomijając przemarsz legionu żołnierzy w zielono-złotych barwach, zapewne ostatni narybek Republiki Samedi prowadzony na zachód ku granicy z ich śmiertelnym wrogiem. Oficer jadący na przedzie pozwolił sobie nawet na wojskowy salut zapewne rozpoznając kto go mija (*1).

Co prawda nie dotarli do samej posiadłości, ale jeszcze przed północą znaleźli się w rejonie będącym już pod formalnym i nieformalnym wpływem barona Corle'a. W najbliższej karczmie nie brakowało miejsc a zwłaszcza - jak zapewniał właściciel lokalu - dla takich gości jak Cienie. Traf chciał, że w tym samym czasie na miejscu przebywali, sądząc po tematach ich rozmów, dwaj pracownicy barona wynajęci w formie ochroniarzy, nazwisko barona padło przynajmniej kilka razy. Większość to pierdoły, trochę pijackiego bełkotu, ale o jednej rzeczy starali się mówić ciszej... z dosyć mizernym skutkiem, podobnie jak z zauważeniem nowych gości.

- Eh, nie podoba mi się to... wcale mi się nie podoba... - westchnął jeden z nich, starszy o kilka lat z czarną brodą. - Tamten syf a jeszcze teraz to ku*****wo... Corle może się na tym przejechać.

- Byłby mniejszy problem gdyby sam się tym zajął. - syknął drugi. - Mało ma ludzi? A nie... teraz zachciało mu się wynajmować Cienie. Cienie do wszystkich diabłów. Nie ma pojęcia z kim igra. Mówię ci, cała sprawa śmierdzi... myślisz, że oni tego nie wyczują? Eh, jeszcze to wszystko zwali się nam na głowę, zobaczysz...

- Może. Może tak, może nie. - starszy powoli dopił kubeł piwa. Po chwili wstał i podciągnął swojego towarzysza. - Idziemy. I tak siedzieliśmy tu za długo a tobie świeże powietrze dobrze zrobi...

Wychodząc z karczmy mimowolnie rozejrzał się po gościach, ale bez specjalnego skupienia i jego wyraz twarzy się nie zmienił (*2). Nie widział nic groźnego ani godnego uwagi.

* * *

Kresvon spoglądał tylko jak jego towarzysz wbija się z impetem w grupkę wieśniaków wymachując mieczem na lewo i prawo niemalże natychmiast powalając połowę z nich (*3). Gdyby nie ścierka owinięta na mieczu skończyło by się masakrą a tak tylko paru wieśniaków obudzi się nazajutrz z bardzo obolałymi miejscami na ciele. Morale dosyć szybko upadło i prawie wszyscy, nieważne jak bardzo się zataczając, zaczęli uciekać z powrotem do wsi. Jeden z bardziej odważnych, w akcie desperacji, próbował wbić sztylet w serce Valgrinda z dosyć wiadomym skutkiem - ostrze połamało się na kawałki (*4), jego właściciel chwilę potem wylądował ogłuszony na ziemi (*5) i w tym momencie nikt więcej nie miał ochoty na ciągnięcie tego dalej.

Na tym atrakcje wieczoru niewątpliwie by się skończyły gdyby nie obecność pewnej osoby - a może istoty? - którą zauważyli dopiero po walce. Sylwetka w ciemno-czerwonej szacie opierała się o pobliskie drzewo, w jakiś sposób rozluźniona i zadowolona. Po chwili Cienie dostrzegły także, że w miejscu twarzy jest tylko czarna pustka, ale im dłużej berserker się jej przyglądał wyczuwał, że to tylko dobre zaklęcie iluzji (*6). Na tyle, że nie miał teraz możliwości aby odsłonić prawdziwą tożsamość nieznajomego.

- Jeżeli Kompania bierze w swoje szeregi takich osobników to nie trzeba obawiać się o jej przyszłość. - rzucił nieznajomy młodym i wesołym głosem. - Nie obawiajcie się bracia, przybywam tutaj tylko w celach pokojowych. Tak jakby. Właściwie to z pewną propozycją, która - jeśli byście ją przyjęli - bardzo uradowała by moje serce. Brzmi ona krótko: nie zabijacie Karala. - imię nic nie mówiło Cieniom. - Zakładam, że go nie znacie, ale czuję, że wasze zadanie sprawi iż prędzej czy później wasze losy się z nim splotą. Może nawet szybciej niż myślicie. A teraz jeśli pozwolicie pozwolę się oddalić...

---

1 - taka miła rzecz, że ma się respekt na dzielnicy... a przy okazji założyłem, że macie coś albo kolorystyka waszego ubioru określa was jako członków Kompanii ;)

2 - powiem tyle, że zawalił rzut na percepcję... no i naturalnie nie słyszeli jak karczmarz wspominał coś o Cieniach ;p

3 - +4 na walkę bronią, założyłem, że zadajesz obrażenia non-lethal ;]

4 - +5 na wytrzymałość... spokojnie, to tylko mooki, potem będzie zabawnie ^_^

5 - naprawdę nie trzeba podawać wyniku

6 - +5 na percepcji pozwala ci w ogóle stwierdzić, że to iluzja

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Valgrind

Wieśniacy padali jeden po drugim, by chwilę potem wstać i zacząć uciekać niemalże zwijając sie z bólu. Znalazł się także osobnik na tyle głupi, by spróbować mnie pokonać jeden na jednego. Skutki nie były dla niego pozytywne- złamany sztylet, kilka wybitych zębów i popłoch reszty wieśniaków. Tak jak przypuszczałem, zabijanie ich byłoby niepotrzebnym brudzeniem sobie rąk. Odwijając miecz z lnianego materiału zauważyłem dziwną osobę opierającą się o pobliskie drzewo. Po krótkiej chwili przyglądania się, mogłem stwierdzić, że jest to iluzja. Zaproponowała nam ona byśmy niezabilijali niejakiego Karala.

-Wypadałoby się przynajmniej przedstawić, jeżeli w ogóle oczekujesz, że spełnimy twą prośbę.[1]- nie sądzę aby był chętny ujawić nam cokolwiek więcej na temat owego Karala, ale na podstawie jego imienia możnaby spróbować przynajmniej dowiedzieć się z kim mamy do czynienia.

Po usłyszeniu odpowiedzi, lub byciu kompletnie zignorowanym zebrałem cały pozostały sprzęt i przemyślałem sytuację.

-Kresvon, idę się popytać w wiosce i okolicach o tę dwójkę, spotkamy się wieczorem w karczmie. -rzekłszy to udałem się do wioski po informacje.

_________________

1- rzut na charyzmę by go przekonać do odpowiedzi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kresvon

Choć w każdej chwili byłem gotów dobyć miecz i zaatakować, stałem, z lekkim uśmieszkiem patrząc, jak towarzysz Valgrind w pojedynkę rozgromił bandę pijanych wieśniaków. Gdy odgłosy walk ustały, nagle moją uwage przykuł cień człowieka. Po krótkiej chwili ciszy zaczął mówić. Prosił o to, byśmy nie zabijali niejakiego Karala. Tylko kto to mógł być? Nigdy nie obiło mi się o uszy owe imię. Valgrind zaczął pytać przybysza o ową osobę, ja natomiast stałem i wpatrywałem się w ciemną dal. Musiałem się zamyśleć, gdyż nie zauważyłem, jak tajemnicza postać zniknęła. Gdy Valgrind poinformował mnie o swoich planach, kiwnąłem głową, po czym usiadłem przy wciąż tlącym się ogniu i wyciągnąłem butelkę alkoholu, który zakupiłem w karczmie. Pociągnąłem kilka łyków, a następnie rzekłem sam do siebie: - Nie będę tak cały dzień siedział, może pójdę coś upolować, a później udam się do karczmy. Mam nadzieję, że coś się dowiem w sprawie tego Karala. Wziąłem miecz i udałem się do pobliskiego lasku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fearion:

Cała przebyta droga minęła mi w sumie dosyć spokojnie i bez problemowo. Co prawda "lekka" doza... apatii między naszą trójką nie należała do naturalnych, lecz nie omieszkałem w myślach skonstatować, iż to musi ulec zmianie. Prędzej czy później.

Dzień mija dosyć powoli, lecz mimo to dosyć niespodziewanie kończymy podróż, stając na popas w okazałej karczmie. Był środek nocy, a mimo to na sali spostrzec można było dosyć sporo rzeszę ludzi gawędzącą o sprawach różnistych. Jak to w każdej części świata także i tutaj sprawne ucho do kompanii z umiejętnym językiem mogły wywiedzieć się tylu informacji o tylu sprawach, iż niejednego rozbolała by od wszystkich tych rewelacji głowa. Kilka chwil później, wywiedzeni już o pokoje, siadamy razem przy stole. Nie zważając na upodobania reszty sam jeszcze przy szynkwasie zamawiam sobie solidny kufel ciemnego*. Kiedy siadam w ucho wpada mi dosyć nietypowa rozmowa, która odcina się na tle pozostałych mimo panującego harmidru. W spokoju osuszam zacne naczynie, analizując kolejne słowa rozmawiającej dwójki. Gdy tylko zbierają się do wyjścia jednym, porządnym haustem pokazuję dnu kufla obliczę karczemnego sufitu. Wzdycham raz jeszcze nad znakomitością chmielowego napitku i otrzepuję dłonie, kiedy tamci wychodzą przez drzwi.

- Zatem Panowie i Panie - pozwalam sobie na cokolwiek humorystyczny, teatralny ton. - Z pewnością słyszeliście jak i ja ową rozmowę wyszłych właśnie przez drzwi dwóch jegomościów. Osobiście nie zamierzam czekać na rozwój sytuacji na tyle długo, by stąd odjechali, a że widziałem okulbaczone konie przy koniowiązie... cóż - nasze konie pewnikiem już rozkulbaczone, a te gotowe do drogi to mogą być ich. Wolałbym nie stracić okazji na pozyskanie nieco informacji o naszym "zleceniodawcy", toteż czasu mamy nie za wiele. Pytanie jest proste - idziecie ze mną czy też nie? Pomoc by się niewątpliwie przydała, choć sądzę, że dam radę sam - ruszam ku drzwiom. - Jak się namyślicie, to będę gdzieś na zewnątrz...

Wychodzę, kończąc tymi słowy, za dwójką dyskutantów. Dalej zaś... cóż - nie przebierając w środkach staram się ich zatrzymać przy sobie. Nie omieszkam użyć pewnej dozy przemocy, choć zabijać nie mam absolutnie żadnego powodu. Rozmawiać i pytać zacznę dopiero, kiedy odechce im się wszelkich prób oporu czy ucieczki.

_____

* - to na wszelki wypadek, gdyby ktoś jednak miał wątpliwości: chodzi oczywiście o ciemne piwo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Krisa:

Przez całą drogę panowała troszkę niezręczna cisza, ale nie przeszkadzała mi ona zbytnio. Pogrążyłam się w rozmyślaniach, i długi dzień minął jak z bicza strzelił. Większość południowego postoju spędziłam ćwicząc łucznictwo. Po nieznacznym posiłku ruszyliśmy w dalszą drogę. Nim się spostrzegłam zapadł zmrok, a nasza wesoła ekipa dotarła do karczmy.

Towarzyszyłam reszcie, gdy zdobywaliśmy pokoje i siedliśmy przy stole. Pamiętając wczorajszy ból głowy zamówiłam tylko szklankę wody. Z napojem w ręku rozejrzałam się po otoczeniu.

Karczma była przytulna i gwarna. W takim miejscu mogłabym się dłużej zrelaksować. Siedziałam z przymkniętymi oczami, powoli popijając wodę, gdy moją uwagę zwróciła pobliska rozmowa. Najwyraźniej udało nam się trafić na pracowników barona. Przysłuchiwałam się dopóki dwójka pracowników barona nie wyszła, a następnie wysłuchałam propozycji efla.

- Oczywiście, sama też jestem ciekawa, o co właściwie chodzi ? biorę łuk i ruszam za eflem. W drzwiach odwracam się do medyka. - No, idziesz czy nie?

Podczas rozmowy z ochroniarzami trzymam się troszkę z tyłu. Nigdy nie wiadomo, jak się skończy, a magowie nie są zbyt dobrzy w zwarciu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzień spędzony w siodle mijał wolno i leniwie, najbardziej dająca się zauważyć martwa cisza panująca między nami. Wszyscy byli pogrążeni we własnych myślach nie zwracając wielkiej uwagi na pozostałych. W moim przypadku, chociaż nie mogę powiedzieć, żeby milczenie było mi nie na rękę, miało to w większości związek z faktem, że moja ostatnia jazda konno miała miejsce dawno temu. I naprawdę, zdążyłem już całkowicie zapomnieć jak to boli - zwłaszcza kiedy spędzić cały dzień w siodle!

Chociaż senność mi nie dokuczała, perspektywa spędzenia nocy w karczmie była bardziej niż obiecująca, choć myśl, że przyjdzie nam jeszcze przebyć drugie tyle drogi zanim dotrzemy na miejsce definitywnie nie poprawiała mi humoru. Dlatego też przy stole siadłem w ponurym nastroju nie zwracając nawet uwagi na nieprzychylne spojrzenia barmana u którego nie raczyłem nawet zamówić drinku. Kiedy moich uszu doszła rozmowa przeprowadzana przez dwójkę pijaków, nie byłem ani trochę zachwycony rozciągającą się perspektywą śledztwa. Mimo to, popędzony przez naszą "uroczą" czarodziejkę, wstałem niechętnie i ruszyłem za nimi. Żywiłem nadzieję, że tamci idioci będą próbowali stawiać opór - miałem wielką chęć wyżyć się na kimś za wszystkie wrażenia tego przeklętego dnia, a oni dawali mi świetną sposobność.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Zwą mnie Naytver. - odparła postać pogodnym tonem z nutką tajemniczości nim rozpłynęła się w otaczający mrok (*1).

Wieśniacy pobici, tajemniczy towarzysz odprawiony i na pozostałą część nocy Cienie musiały same wykombinować swoje zajęcie. Miało minąć przynajmniej jeszcze kilka godzin nim przybędzie pozostała część drużyny.

- Kresvon, idę się popytać w wiosce i okolicach o tę dwójkę, spotkamy się wieczorem w karczmie.

Wspomnianemu zostało odprowadzić wielkoluda wzrokiem oraz zajęcie się swoimi sprawami bądź po prostu zagospodarowaniem czasu, przykładowo polowaniem. Okoliczne lasy nie narzekały na niedobór zwierząt, na które można zapolować i w ciągu godziny bądź dwóch - Kresvon nie liczył dokładnie - zdobył pożywienie dla całej pięcioosobowej drużyny na trzy najbliższe dni. Tknięty niewielkim przeczuciem ruszył w ślady Valgrinda. Nie planował jednak uganiać się za towarzyszem preferując ciepłe wnętrze karczmy.

Na pierwszy rzut oka było widać, że wioska, do której obaj się udali znajdowała się w strefie wpływów bogatego barona Corle'a. Kamienne budynki zamiast drewnianych chatek, brukowana droga miast glinianej ścieżki, wszędzie dawało się widzieć znaki prosperity wynikającej przy okazji z bliskości szlaków handlowych. Poza zwykłymi strażnikami zapewne rekrutowanymi z tej mieściny bądź okolic dawało się zauważyć kręcących się żołnierzy samego barona. Dało się to wywnioskować przez bogatszy, purpurowy ubiór oraz urywki zdań z rozmów.

Zbieranie informacji nie szło zbyt dobrze. Zwykli mieszkańcy nic nie wiedzieli a strażnicy nie mówiąc o pracownikach barona twierdzili, że nic nie widzą - może tak było, może nabierali wody w usta. Dopiero gdy Vilgrind spotkał Kresvona w okolicach karczmy byli świadkami ciekawego zajścia.

- Panowie! Panowie!!! - z wioskowej karczmy krzycząc przerażony niski człowieczek o dosyć puszystej postawie i niewielką bródką, sam był raczej w sile wieku. - Wasze miłości...! Rozbój, morderstwo w biały... uh. - chwila konsternacji. - Morderstwo! Ratujcie!

Tuż za nim wyskoczyło pięciu uzbrojonych mężczyzn w lekkich zbrojach, którzy zatrzymali się widząc gdzie schronił się ich cel... a właściwie u kogo boku.

- Nie radziłbym się wam wtrącać wy... - zaczął jeden z nich, ale przymknął się najwyraźniej rozpoznając z kim ma do czynienia. - Nadal nie radzę się wam wtrącać, szanowni panowie. - rzucił z nutką ironii. - Zwłaszcza jeżeli jesteście wynajęci przez barona. Zróbcie nam tą przyjemność i po prostu zapomnijcie o całym zajściu a baron nie zapomni was za to wynagrodzić. - może na nich nie wyglądali, ale Cienie miały przed sobą pracowników barona. Pytaniem pozostawało czemu chcieli dorwać tego człowieka.

- Panowie! Błagam! To się nie godzi zostawiać człowieka na pastwę śmierci! Za co? Za marne monety?!

Ulica opustoszała. W zasięgu wzroku żadnych strażników ani przechodniów. Sama karczma zdała się jakby cichsza.

* * *

- Psia jego mać...

- Szlag.

Przeklęli pod nosem obaj gdy tylko obróciwszy się w stronę podążających ich osób odkryli, że mają nikogo innego przed sobą Cienie.

- Wiedzą... - zaczął panikować drugi, przynajmniej o kilka lat młodszy od swojego kolegi.

- Zamknij się.

- Słyszeli...

- Powiedziałem, morda w kubeł. - syknął ten z bródką. Chyba nie zdawali sobie sprawy z tego, że nawet mówiąc szeptem słychać ich doskonale. Starszy przymrużył oczy przypatrując się trójce Cieni. - To was wynajął baron?

Kątem oka zerknął na swojego towarzysza, na oddalone o kilka kroków konie, potem na Cienie, znów na konie a potem na drogę. Nikt z niej nie nadchodził, na pewno nie jego kumple, którzy mogli by go z tego wyciągnąć.

- Dobrze... - westchnął ciężko. - Żyję wystarczająco długo na tym świecie, żeby wiedzieć jak to działa. Poza tym nie lubię zbytnio tego całego Corle'a. Kłopoty się go trzymają. Wiem niewiele, po prostu nie chcę kłopotów, nie z wami i każdy odejdzie w swoją stronę. - rzucił zmęczonym tonem. - Aby była jasność, nie wiem dokładnie nic o tym co robi baron, my robimy za ochronę ot co. Roztacza wokół siebie aurę niepewności, to mogę wam powiedzieć. O, i zadaje się z podejrzanymi ludźmi. Przybywają w nocy, kręcą się poza wzrokiem wszystkich, baron każe ich nie ruszać... czort jeden wie kim oni są, ale z dnia na dzień czujemy się coraz bardziej niepewnie. No i wyszła sprawa z wampirem...którego pewnie wy będziecie musieli upolować. Tak myślę, nic nie słyszałem...

---

1 - nie widziałem sensu aby na takie coś rzucać ;p

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fearion:

- Naprawdę chciałbym wierzyć, że to wszystko co wiesz - zacząłem mówić, nie czekając na reakcję kompanów. - Praktyka zawodowa poniekąd każe mi się upewnić, czy aby na pewno coś ci nie umknęło. W karczmie rozmawialiście znacznie bardziej konkretnie, niż tu i teraz... no i nie mówiłeś tylko ty - wskazałem na sprytnego "gadułę". - Może twoi towarzysze zechcą powiedzieć coś więcej...

Dobywam powoli oręża, pozwalając obu ostrzom zagrać na okuciach pochew.

- No to jak będzie, panowie? - prezentuję prostaczkom obrzydliwie szczery uśmiech - Dogadamy się po dobroci, czy się gniewamy?

_____

FP: 5

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wystarczył sam nasz widok, by nieznajomi zaczęli [beeep] po gaciach, żałosne. Jednak nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że cały ten potok słów miał zakryć coś ważniejszego, o czym nie chcieli wspominać. To, albo przesadna reakcja naszego elfiego "przyjaciela" rozbudziła moje podejrzenia.

Nic to, stanę z boku i poobserwuję jak przesłuchiwani tłumaczą się elfowi, zwrócę też baczną uwagę na ich wypowiedzi, by poszukać jakichkolwiek nieskładności w porównaniu do tego o czym gadali nad kuflem z piwem. Dobrze wiedzieć, czy jest się okłamywanym, czy też nie.

___

Rzut na inteligencję (bądź percepcję, jeśli uważasz, że to wyżej nie przejdzie) by stwierdzić czy kłamią, czy też mówią prawdę.

FP: 5

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Valgrind:

Moje rozmyślanie przerwał karłowaty osobnik, który wybiegł z karczmy i po krótkim rozeznaniu sytuacji skierował się w naszym kierunku krzycząc o pomoc. Dopiero po chwilii zauważyłem goniący go oddział zbrojnych ostrożnie grożący nam o skutkach wtrącania się w nie swoje sprawy. Szczęsliwie dla karła potrzebujemy informacji i warto dla nich zaryzykować. Nie wiadomo czego możemy się od niego dowiedzieć. Wyglądał na starego, ale z pewnością wiedział więcej niż tutejsza ludność. Jedynym problemem mogłaby stać się wieść o sługach barona pobitych przez członków Kompanii, albo wieść od strażników, iż ów członkowie przeszkadzają im w obowiązkach.

- Przykro mi panowie, ale to jest nasz przyjaciel. Może się jakoś dogadamy? O jaką sumę chodzi?

Jeżeli nie będzie mnie stać, sięgnę po broń i szybko zaatakuję przeciwnika. Zwłoki schowamy, świadków zastraszymy. Jeśli baron by się jakoś dowiedział o tym incydencie, to wciąż będzie musiał się z tym pogodzić, o ile mu zależy na usługach Cieni.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stałem wraz z Valgrindem przed karczmą, gdy nagle z gospody wybiegł osobnik. Podbiegł do nas i zaczął nas prosić o pomoc. Spojrzałem na towarzysza i kiwnąłem głową, by pogadał z napastnikamii, którzy wybiegli za staruszkiem z tawerny. Cały czas byłem jednak gotowy i w każdej chwili byłem gotów stanąć do walki z oprawcami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Krisa

Wysłuchałam wszystkich, po czym odwróciłam się do elfa.

- Fearionie, nie ma żadnej potrzeby straszyć tych przemiłych panów. Oni po prostu wykonują swoją pracę. Nie zdają sobie oni niestety sprawy z tego, że w interesie ich pracodawcy leży, abyśmy posiadali wszystkie możliwe informacje. Mam jednak nadzieję, że teraz, gdy już są tego świadomi, powiedzą nam wszystko, co chcemy wiedzieć. Groźby nie są najlepszym rozwiązaniem w cywilizowanym towarzystwie, jakie na pewno stanowi tych dwóch panów. To o czym chcecie nam powiedzieć? - zwracam się do ochroniarzy.

---

Rzut na dyplomację. Dobry glina, zły glina... te sprawy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Już tu są?

- Obawiam się, że tak.

- Niezbyt fortunny rozwój wypadków, ale nadal możliwy do przewidzenia. Powiadom innych, że mają pospieszyć się z wykonaniem planu. Cienie nadchodzą.

- Tak jest, panie.

* * *

- O sumę jaka daleko wykracza poza wasze możliwości. - przywódca napastników odparł z ironią. Valgrind już napiął się do ataku, kiedy potencjalny napastnik zrobił kilka kroków do tyłu. Sprawiał wrażenie jakby z kimś się komunikował, ale nic nie... telepatia? Po chwili z nadal ironicznym uśmieszkiem rzucił do Cieni: - Nie martwcie się. Dług tego knypka zostanie spłacony prędzej bądź później nie ważne czy będzie miał waszą pomoc czy też nie. Zrobiliście jednak błąd i wkrótce się o tym przekonacie.

To rzekłszy odwrócił się na pięcie i po chwili zniknął w ciemnościach wraz ze swoimi poplecznikami. Handlarz, którego najemnicy uratowali wydawał się jednocześnie niesamowicie szczęśliwy, że przeżył jak i przerażony ostrzeżeniem.

- Na bogów wszystkich, dawnych i obecnych... - westchnął ciężko ścierając pot z czoła. - Nie sądziłem, że praca handlarza dla Wolnych Miast wprowadzi mnie kiedyś w takie kłopoty. - spojrzał na dwóch, rosłych Cieni, jego zbawców. - Naprawdę nie wiem jak wam dziękować, szlachetni panowie, naprawdę nie wiem. Gdyby nie by ci rzeźnicy już dawno przerobili by mnie na karmę dla psów. I dlaczego? Zabijać dla kwadratowych monet? Naprawdę nie rozumiem...

* * *

- Powiedziałem wam to co wiem. - odparł starszy. - Corle zadaje się z podejrzanymi ludźmi i dookoła jego posiadłości, jego rodziny dzieją się naprawdę dziwne rzeczy a ci, którzy zadają pytania znikają.

- Mamy szczęście jeśli znajdujemy kawałek ciała... - wtrącił młodszy.

- W każdym razie, jeżeli chcecie już wiedzieć, baron wziął was, to znaczy tak sądzimy, żeby załatwić sprawę zabójcy jego żony. Podobno to wampir, ale ludzie plotkują, że za jej śmiercią odpowiadał ktoś ze znajomych Corle'a... zresztą nie byłby to pierwszy raz, kiedy ci nieznajomi są o to oskarżani i mówię wam, że nikt nie wie kto to jest. Podejrzewam, że nawet sam baron do końca nie wie z kim ma do czynienia. - westchnął ciężko (*1). - Wiem tylko tyle, że są groźni i czułbym się znacznie lepiej...

Nie zdążył dokończyć. Kątem oka Cienie jak i strażnicy zauważyli jakiś ruch na skraju lasu a po chwili dookoła nich rozgorzało prawdziwe piekło. Fala ognia pojawiła się znikąd i potrzebowała tylko kilku chwil. żeby obrócić pracowników barona w popiół a chwilę potem z ogromną siłą uderzyć w karczmę, która zwyczajnie nie zapłonęła, ale roztrzaskała się na kawałki niczym domek z kart grzebiąc kogokolwiek kto został w środku. Cienie wyszły z ataku bez szwanku głównie przez swoje doświadczenie oraz znajomość ze sztukami magii (*2), ale nadal sytuacja nie przedstawiała się ciekawie - ktoś uciszył świadków a może chciał uciszyć i ich. Choć minęło tylko kilka sekund nim najemnicy zebrali się do pościgu po sprawcach nie pozostał ślad.

---

0 - pierwszy fragment posta to czyste OoC dla waszych postaci, mam nadzieję, że wiecie iż nie można go wykorzystać ;]

1 - autosukces na dyplomację

2 - i jeszcze raz darowałem sobie rzut... powiedzmy, że na razie nie byliście bezpośrednim celem ataku biggrin_prosty.gif

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kresvon

Cała sytuacja dała mi sporo do myślenia. Schowałem miecz do pochwy i zacząłem myśleć, przywołując wypowiedziane przez herszta napastników słowa. Mówił coś o naszym błędzie - czyżbyśmy źle poczynili, interweniując w sprawie tego handlarza? I wreszcie w jaki sposób mieliśmy się o tym przekonać? Wziąłem do reki amulety zawieszone na mej szyi - zawsze towarzyszyły mi w chwilach zwątpienia i słabości.

- Nie wiem, co te słowa miały znaczyć - rzekłem do mojego towarzysza - ale nie możemy zrobić nic innego jak być czujnym na każdym kroku i spróbować dowiedzieć się czegoś na temat napastników.

Nagle przypomniałem sobie postać handlarza, który przed chwilą dziękował nam za uratowanie jego życia

- Hej, czemu ci dziwni ludzie próbowali dybali na twoją rzyć. Powiedz wszystko, co wiesz. I lepiej będzie dla nas obu, jeśli nie będziesz nic ukrywał.

Wątpiłem co prawda, by ten biedny człowiek raczył coś więcej wiedzieć, ale nic innego nie mogłem w tej chwili zrobić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- To nie ma sensu - mruknąłem do siebie pod nosem. Ktoś zadał sobie trud by zabić ludzi których wypytywaliśmy, jak i wysadzić w powietrze karczmę w której jeszcze przed chwilą przebywaliśmy, przy tym najwidoczniej w ogóle nie przejmując się tym, że przeżyliśmy. O ile to nie było specjalnie spreparowane tak, byśmy zdołali ujść z życiem. Ktokolwiek tego nie zrobił, chyba jednak nie do końca przemyślał swoich działań. Wbrew powszechnemu przekonaniu, śmierć wcale nie gwarantowała milczenia. Ze swojego doświadczenia mógłbym zapewnić, że bywa wręcz na odwrót. Pod wieloma względami zmarłych jest o wiele łatwiej zmusić do gadania niż żywych.

Jednak to tworzyło problemy, z którymi nie miałem ochoty mierzyć się jeszcze teraz. Choć prawem zakonu sztuki nekromancji są dozwolone, to jednak nie miałem żadnej gwarancji, że moi "towarzysze" uszanują coś takiego. Zakląłem cicho pod nosem - z tego dokładnie powodu preferowałem pracę w samotności. Jeśli jednak pozwolę, by osoby trzecie wpływały na efektywność mojej pracy, to równie dobrze mogłem w ogóle nie dołączać do Kompanii Cieni. W końcu zdecydowałem się zwrócić do pozostałej dwójki:

- Te poszukiwania nie mają sensu, nic tu nie znajdziemy. Ktokolwiek to zrobił, świetnie zamaskował przy tym swoje ślady. Ponadto wciąż jesteśmy w połowie drogi do miejsca przeznaczenia - przerwałem na chwilę zastanawiając się nad tym co powiedziałem. - Jakby co, to ruszajcie przodem, ja tu jeszcze mam jedną rzecz do załatwienia, a wy byście mi tylko przeszkadzali.

Jeśliby się udało i zostałbym sam, to bez dalszych ceregieli wezmę się do roboty. Do przeprowadzenia skutecznego rytuału rozmowy z umarłymi nie trzeba było nawet ciała - wystarczało samo miejsce śmierci, a im mniej czasu od niej minęło tym prościej było to zrobić. Nie widziałem realnych szans by mi się to mogło nie udać, o ile ktoś nie babrał przy tym z jakąś obcą magią. Jako, iż prawdopodobieństwo tego było dość wysokie, jednak postaram się zachować sporą ostrożność. Jeśli zdecydują się zostać, to nie ma pośpiechu. Mogłem poczekać tyle, ile było trzeba.

___

Rzut na nekromancję (ew. razem z Manipulowaniem magią, żeby nie zostać wykrytym), zakładając rzecz jasna, że uda mi się zdobyć minutkę w samotności. :P

FP: 5

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Valgrind

Przedstawienie, którego byłem przed chwilą świadkiem było conajmniej dziwne. Zawahanie się przywódcy napastników i jego chwilowa- jakby się mogło zdawać- nieobecność zmuszała do namysłu. Spojrzałem na towarzysza, obecnie trzymającego amulety w ręce z dziwnym wyrazem na twarzy.

- Nie wiem, co te słowa miały znaczyć - rzekł Kresvon - ale nie możemy zrobić nic innego jak być czujnym na każdym kroku i spróbować dowiedzieć się czegoś na temat napastników.

Skinąłem głową w jego stronę, aktualnie naszym jedynym tropem był osobnik, któremu uratowaliśmy życie. Spojrzałem się na niego zamyślając się na niego. Nie sądzę by groźby były użyteczne, zwłaszcza, że dopiero uratowaliśmy mu życie. Postanowiłem dać wolną rękę mojemu towarzyszowi, który mam nadzieję, potrafi przekonywać innych bez użycia przemocy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Krisa

Nie mam zielonego pojęcia, co się właśnie stało. To oczywiste, że to nie my byliśmy celem. Ktoś chciał zamknąć usta naszym nowym przyjaciołom. A ponieważ rozmawialiśmy z nimi o naszym pracodawcy, a ten się nas spodziewa, na niego padają wszystkie podejrzenia.

Wypowiedź medyka rozczarowała mnie. Chciałam spędzić chwilkę sam na sam z naszymi informatorami, ale w obecnej sytuacji będzie to niemożliwe. No cóż, nie planuję wydać się z moimi hobby.

- Dobrze, ruszymy do przodu. Wydaje mi się, że to nasz gospodarz zaplanował ten bałagan. Nie wiem jak wy, ale ja bym z chęcią z nim o tym porozmawiała. Ruszajmy! A tak właściwie, Rognan... Co ty masz tu do roboty? Nie byliśmy tu wystarczająco długo abyś zdążył sobie coś znaleźć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fearion

Momentalnie spięte w wyuczonym odruchu mięśnie zagrały jak najlepiej nastrojony z instrumentów. Nim moi kompani zdążyli choćby mruknąć stałem w przyklęku, z dobytym orężem, gotowy do walki choćby ze smokiem. Takiego jednakże nigdzie tutaj nie ma - o takich małych egzemplarzach, które schowane w lesie nie dałyby się zauważyć nie słyszał chyba nikt. Nie zmieniało to faktu, że mieliśmy zabitych. W dużej liczbie - nie sądziłem, by w karczmie ktoś przeżył, a nawet jeśli, to nie miało to znaczenia. Ważni byli ci trzej, z którymi rozmawialiśmy. Zniszczenie karczmy mogło mieć na celu albo zastraszenie nas, albo zmylenie... może jedno i drugie? Tak czy inaczej było to niepotrzebne - nie podejrzewałem, by moi kompani dali się na to nabrać.

Wyglądało na to, że sprawca małego zamieszania wokół nas umknął lub maskował się na tyle dobrze, byśmy nie mogli go dostrzec. Zakładałem to pierwsze, choć pewności mieć nie miałem. Będąc z kolei pewnym co do wagi czasu, jaki przeciekał nam przez palce nie czekam ani chwili dłużej. Chowam broń. Nie mówiąc nic klękam przy tym najważniejszym trupie, który raczył z nami rozmawiać. Zdejmuję rękawicę z prawej dłoni, podwijam rękaw ukazując tym samym w pełni okazałości tętniące ogniem jakby żyły i tętnice. Nie zwracając uwagi na mych kompanów wyciągam ponownie nóż i bez żadnych oporów wbijam w klatkę piersiową trupa, przy którym jestem. Staram się uderzyć mocno, lecz umieścić ostrze niezbyt głęboko, by nie mieć problemu z dalszym operowaniem. Otwieram klatkę najszybciej, jak mogę. Muszę zobaczyć serce. Gdy wreszcie udaje mi się to, wyciągam zakrwawiony nóż z ciała. Oblizując niemal do czysta ostrze nie bez niepokojącej satysfakcji przygotowuję się na coś, czego dawno nie czułem... zaciskam prawą dłoń na głowni krótkiego oręża. Szybko przeciągnięta stal pozostawia po sobie rozkwitającą bólem i czerwienią ranę. Tlące się przez skórę naczynia krwionośne rozbłyskają mocniejszym światłem, gdy krwawiącą dłoń wsuwam w rozciętą klatkę piersiową najemnika, zaciskając rękę na nie ostygłym jeszcze sercu.

Nie sądzę, żeby wyszło mi to na dobre. To nie miało w tej chwili jednak żadnego znaczenia. Jeśli uda mi się dzięki temu dowiedzieć czegoś, co nie było nam dane - to było warto.

_____

FP: 4

Co tu dużo mówić - aspekt "Pachołek Piekieł" zaczyna pokazywać pazura... ciekaw jestem, co dalej z tym fantem zrobi MG. ;]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Krisa zdążyła tylko wspomnieć o ruszeniu w dalszą podróż nim oboje z Rognanem spoglądali z coraz szerszymi oczami na to co właśnie robił ich trzeci towarzysz z powoli stygnącym sercem ich niedawnego rozmówcy (*1)...

Tymczasem Fearion zaczął odpływać do innego świata. Odgłosy zewnętrznego świata ucichły, noc stała się jeszcze czarniejsza a dookoła niego zaczęły wędrować jakby zjawy, trupio blade, przezroczyste istoty różnych ras. Ciało zostało na miejscu, ale jego własny umysł ruszył wraz z nimi. Wraz z sylwetką starszego pracownika barona. Już. Byli na miejscu. Jedna sekunda i wspaniała posiadłość barona Corle'a ukazała się przed nim. Głosy. Żądze. Szepty. Zło. Nienawiść z dawnych wieków. Cokolwiek działo się w kuluarach domu barona, pod osłoną nocy, było przesiąknięte najbardziej czarnymi myślami, bólem dziesiątek ofiar, było przesiąknięte dawno nie spotykaną magią, groźniejszą od jakiejkolwiek mitycznej bestii. Kolejny przeskok. Piwnice, ciemne, zapuszczone z tylko jedną, słabo święcącą lampą. Stół, dziesiątki zwojów, kilka ksiąg magicznych i jedna zakapturzona istota nad nimi siedząca. Zagrożenie! Obecność! Nagle obróciła się z widocznym wściekłym wyrazem twarzy oraz czerwonymi ogniami buchającymi z jej oczodołów. Miała tatuaż na twarzy. Tatuaż jednego imperium. Czerwonego Półksiężyca (*2). Uderzenie, jego umysł ciśnięty do tyłu, już wracający do swojego ciała, kiedy nagle... znieruchomiał. Ból. Strach. Jego strach. Jego, bo dopadło go...

- WIDZĘ CIĘ - dudniący, mrożący krew w żyłach głos odbija się w umyśle elfa jeszcze kilka chwil potem nim dysząc i leżąc na ziemi zapamiętywał wszystko czego zdołał się dowiedzieć. Nawet ten demoniczny głos, który nie pochodził z posiadłości. On był zawsze. Czuł, że będzie zawsze ile razy będzie korzystał z podobnych sztuczek (*3). Krisa i Rognan stali w miejscu i przypatrywali mu się niepewnie. Nadal panowała głęboka noc. Jego "podróż" musiała trwać tylko kilka minut.

* * *

- Och, dobrzy panowie! Dobrzy panowie! - zaczął niski handlarz przybierając ton biedaka na, którego zwaliło się tysiąc nieszczęść. - Och, gdybym wiedział jakie kłopoty mnie czekają w życiu nie przyjąłbym tego zlecenia... Dobrze, zacznę od początku. Jak już rzekłem albo i nie, jestem handlarzem w Wolnych Miastach... cóż, głównie w nich choć czasami chęć zarobku popycha mnie w bardzo... egzotyczne rejony świata. Tak było w tym wypadku choć rejon nie egzotyczny. - rzucił wymuszonym dowcipem. - Akurat zdarzyło się, że fortuna postanowiła się na jaki czas ode mnie odwrócić i wpadłem w pewne... długi. Nic poważnego, najwyżej skończyłem w jakiś kamieniołomach albo innej kopalni jednakże praca fizyczna mnie odstrasza. W tymże czasie zgłosił się do mnie tajemniczy jegomość skrywający swe oblicze, otulony był w niezwykle bogatą, czerwono-złotą szatę i złożył mi prostą propozycję... miałem przywieść tutaj skrzynię. Skrzynię kwadratowych monet jeśli o to chodzi. Suma jaką zapłacił była naprawdę warta świeczki a jeszcze powiedział, że drugą połowę dostanę od barona, bo te monety to były dla niego. Nie znacie jaka wtedy radość mnie rozparła. Ale... oferta była zbyt piękna... Ludzie barona, a może i niego... oni wszyscy mają różne strone... w każdym razie odebrali skrzynię, wzięli te monety, naradzili się i... nagle musiałem walczyć o swoje życie ratując się ucieczką. Gdyby nie wy... byłoby po mnie. - dodał bardziej konspiracyjnym tonem: - Chcieli mnie uciszyć. Te monety, nie chcieli, żebym komuś o nich mówił. Niedobrze, bardzo niedobrze. Nigdzie nie jestem bezpieczny.

---

1 - sorry ludzie, ale drobny George Lucas, ciało jednak było na tyle zachowane, że dało się odwalić taką akcję tongue_prosty.gif

2 - percepcja +6 (ładny rzut walnąłeś ;p)

3 - siła woli +3, starczyło

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kresvon

Wysłuchałem w skupieniu słów kupca. Miałem wrażenie, że nie chodziło tu tylko o tę skrzynię, bo jak wytłumaczyć to, że tak łatwo odstąpili od wymierzenia kary kupcowi? Nie wyglądali na takich, co łatwo dają się przestraszyć. Nie wiedziałem zbytnio co robić, zapytałem więc towarzysza:

-Nie wiem, co o tym myśleć. Masz może jakiś pomysł?- zapytałem, po czym zerknąłem na jeszcze przestraszonego kupca - No i co z nim zrobić?

Mam nadzieję, że mój kompan wie, jak przełamać ten impas.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fearion:

Chociaż starałem się przygotować na to, co miało się stać, to nie było to możliwe. Wizja była tak realna, tak ostra w swych obrazach i jak zwykle nie do końca jasna, choć pełna instynktownie odczuwanych emocji, które przecież były wystarczające. Koniec zaś... koniec był niechciany, a jednak nieunikniony...

Wybudzony nagle przez wstrząs, jakiego doznał mój umysł, zrywam się na równe nogi. Potknąwszy się przy tym upadam niemal, udaje mi się jednak zachować równowagę. Chowam nóż, biorę kilka głębokich wdechów, próbując uspokoić rozszalałe tętno. Bezskutecznie.

- Zbierajcie się - rzucam do kompanów. - Nie dostrzegłem wielu konkretów, ale jedno jest pewne: tam, gdzie zmierzamy, nie czeka nas nic przyjemnego, czas zaś zdecydowanie nie jest po naszej stronie. Tak jak i najwyraźniej sam baron... w pewnym sensie. Musimy ruszać.

To mówiąc, czynię takież kroki ku jak najszybszemu opuszczeniu zgliszcz. Bez zbędnych sentymentów - nie dbam o ocalałych, jeśli takowi są. Zakładając, że dobrze pojąłem obrazy pokazane mi poprzez krew moją i zabitego, to baron Corle rzucił na wielce chybotliwą szalę zdecydowanie więcej żyć, niż jakakolwiek karczma mogłaby gościć.

___

FP: 4

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A new legend is born...

czyli Kompania Cieni, podejście drugie

OqNPw.jpg

* * *

Istnieje jedno miejsce pośród arveńskich, rolniczych nizin, które wybija się swoim rozmiarem, renomą oraz ilością historii jakie krążą wokół niej. To miejsce zwie się Górą Cieni i wbrew nazwie jest jednym z najbezpieczniejszych miejsc na całym kontynencie.

Wedle legend, w tym miejscu, dawniej znajdowała się tutaj potężna góra sięgająca nieba, która jednak przez wieki wojen, destrukcyjnej, szalejącej magii została zredukowana do samotnie wystającego punktu, czegoś w rodzaju naturalnej wieży obserwacyjnej. Z tego względu stała się ona miejscem dla głównej bazy Kompanii Cieni, organizacji powołanej jeszcze za czasów świetności ludzkiego Imperium jaka zbierała najlepszych z najlepszym ze wszystkich stron świata. Mieli strzec porządku i interweniować tam gdzie żadne konwencjonalne środki nie byłby w stanie sobie poradzić. Nawet jednak taki twór nie był w stanie powstrzymać Exodusu ludzkości i upadku Imperium ludzkości, gdzie zachowały się tylko pojedyncze jednostki albo wioski na obrzeżach cywilizacji. Mijały jednak lata a organizacja trwała dalej, z resztkami ludzi w jej szeregach, przyjmująca coraz więcej nowych ras aby nadal być gwarantem bezpieczeństwa w tym niespokojnym oraz najeżonym niebezpieczeństwami świecie. Na razie panuje spokój, nowi pretendenci do lokalnej i globalnej hegemonii dopiero badają teren, tworzą się zalążki nowych królestw, konflikty jeszcze są rzadkością, ale koła przeznaczenia toczą się nieubłaganie.

Wielopoziomowa forteca Kompanii została zbudowana jakby w ścianie samotnej góry i wraz z upływem czasu stawała się coraz bardziej jednym z ważniejszych centrów nie tylko militarnych, ale także handlowych i komunikacyjnych. O rzut kamieniem od nich znajduje się potężnych rozmiarów rzeka (*1), przecinają się także główne ścieżki lądowe, parę ras myśli nawet o stworzeniu albo już posiada w rozrastającym się mieście u podnóża Góry Cieni o stworzeniu ambasad... słowem metropolia o właściwościach twierdzy, na której zdobycie należało by wylać krew dziesiątek tysięcy wojowników. Do tej pory nie znalazł się nikt kto pragnąłby sprawdzić potencjał bojowy Kompanii...

...do czasu...

* * *

Po kolejnym dniu przepełnionym spokojną pracą, treningiem itp. nastaje wieczór. Ludzie stłaczają się w karczmach, miasto opuszczają ostatni goście pewni swego szczęścia w nocy, wystawiane są warty (*2). Nikt nie spodziewa się tego co nastąpi w przeciągu kilku godzin.

- ALARM!

Krzyk słyszy najpierw tylko część Kompanii w samej fortecy. Chwilę potem ze szczytu Góry Cieni zadął nieużywany od dziesięcioleci róg wojenny, jego echo rozniosło się po całej okolicy i wszyscy wiedzieli, że zbliża się zagrożenie. Zabrzmiał jeszcze kilka razy, za każdym z nich rozbrzmiewały dzwony, gongi, cokolwiek co mogło przekazać wszystkim mieszkańcom aby szukali schronienia a żołnierzom aby szykowali się do zażartego boju. Nikt jeszcze nie wiedział przeciwko komu albo czemu...

- SMOK! NADLATUJE SMOK OD PÓŁNOCNY! JESZCZE JEDEN! - wieść, rażąca i tak samo głośna jak błyskawica, rozeszła się wśród szeregów Kompanii oraz zwykłej straży miejskiej. - SZYKOWAĆ SIĘ DO OBRONY!

Zaczęto szykować łuki, rozstawiać machiny bojowe, magowie wertowali swe księgi w poszukiwaniu najskuteczniejszych zaklęć. Na razie nikt nie zadawał pytań skąd wzięły się tutaj smoki i czemu akurat lecą prosto na Górę Cieni. Jeszcze przed Exodusem ci potężni mieszkańcy przestworzy byli rzadkością spotykaną jedynie w najbardziej dzikich i niedostępnych obszarach poza granicami Imperium. Na pytania przyjdzie czas później, teraz Cienie szykowała się do batalii i pokazania, że są w stanie obronić mieszkańców Arvenii. Już z daleka było widać, że nie ma mowy o pomyłce - strumienie ognia co raz wystrzeliwały z paszcz bestii nie dwóch a nawet trzech. Ciężko było powiedzieć jak wyglądają i jaki mają rozmiar, ale nadlatywali...

---

1 - na marginesie dodam, że Kompania zbudowała tam potężny, kamienny, wytrzymały most do przepraw

2 - gracze w momencie ataku mają dowolność co robią i gdzie się znajdują byle byli w okolicy wink_prosty.gif

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...