Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Black Shadow

Kompania Cieni

Polecane posty

Akkarin

Stałem odwrócony do toczącej się walki, odcięty od niej tarczą kinetyczną oraz blokadą dźwiękową. Nie chciałem się dekoncentrować w czasie badania. Kiedy zrozumiałem, z czym mam do czynienia, chwyciłem maskę i zwróciłem się w stronę barbarzyńcy. Stał pewnie pomiędzy leżącymi na posadzce resztkami wrogów, a przez jego pierś z lewej strony biegła ukośna rana, na szczęście płytka. Jedno oko barbarzyńcy było podbite i powoli niknęło pod opuchlizną, lecz na tym kończyły się jego rany. Dobrze, czeka nas długa przeprawa.

- Szybko poszło. Do biblioteki!

Mam nadzieję, że sytuacja nie będzie krytyczna, bo wtedy będę mógł pokombinować... Potrzebuję nieco ponad godzinę na rozłożenie zaklęcia z maski. Skoro potrzebuję czasu, to oczywistym jest, jakiej magii potrzebuję.

Mam nadzieję, że jakieś książki na temat magii czasu przetrwały. Nie słyszałem, by istniała teraz, ale możliwe, że Kompania ma jakąś w swoich zbiorach i jej nie rozszyfrowała dotąd.

Dobrze, że znam zaklęcia biblioteczne.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kresvon

Najbliższa okolica zamieniła się w jedno wielkie pole bitwy, na którym panował chaos. Sam pojedynek, który stoczyłem, nie był zbyt trudny,ale dał mi nieco w kość, a raczej w ucho. Szybko zaatakowałem tego z dużym mieczem. Natychmiast zaatakowałem, celując na klatkę piersiową, jednak cień zrobił bardzo szybki i wyprowadził kontrę, wskutek której ostrze jego miecza mknęło ku mojej głowie. Uchyliłem głowę, jednak zbyt wolno i poczułem ból przy lewym uchu... obmacałem miejsce ręką, by spostrzec, że tamten dziadyga mi go odciął.

- Ucho? Tylko na tyle cię stać - zawołałem pełen wściekłości i ponownie rozpocząłem natarcie.

Jednak ponownie sparował wszystkie atak, którymi próbowałem go obalić. Kolejny mój cios w ogóle zostawił bez jakiejkolwiek reakcji tylko spróbował pchnąć ostrzem celując w mój brzuch. Sparowałem cięcie ukośnie, zrobiłem półobrót i ciąłem pod pachę... lub coś, co w przypadku istoty człowieczej byłoby nią. Tamten zatoczył się, jednak nadal trzymał miecz i atakował. Ranny jednak był dużo wolniejszy, toteż gdy zaatakował, włożyłem w blok całą siłę, by odrzucić rękę dzierżącą miecz i się odsłonił. I udało się! Przy zderzeniu się naszych broni impet spowodał, że był bezbronny. Ciąłem skośnie i tym razem był to cios śmiertelny. Po wrogu było widać tylko ubrania.

Reszta może potrzebować pomocy. Cholera, przeklęte ucho... Muszę wsztrzymać krwawienie, a potem ruszę zwalczyć niedobitki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rodryg

Z zaciekawieniem przyglądam się walce dwóch magów. Zaklęcia przecinające powietrze robią niesamowite wrażenie. Niezrozumiałe zjawiska zawsze fascynowały ludzkość. Czuję się tak, jakbym oglądał ujarzmione błyskawice. Przepiękny widok...

Podziwianie spektaklu psuje mi jednak grupa wrogów. Czwórka przeciwników odłącza się od reszty i kieruje się w moją stronę. Nakładam strzałę, naciągam cięciwę i przymierzam się do oddania serii szybkich, morderczych strzałów. Za pierwszym razem pudłuję, ale po przeanalizowaniu ich szybkości i sił wiatru trafiam jednego z napastników prosto w maskę. Ofiara pada na ziemię, a po chwili się dematerializuje. Ciekawe, czy ich uzbrojenie także znika. Później wypadałby wypróbować ich własną amunicję. Drugim strzałem przebijam następnemu zabójcy miejsce, gdzie u nas znajduje się splot słoneczny. Odrzuca go to o długość dłoni, ale nie zniechęca do dalszej walki. Kolejne trafienie masakruje mu nogi i przewraca go na ziemię. Zostało jeszcze dwóch. Trzeci wojownik pada na ziemię od strzału w gardło i znika. Ostatni z nich znajduje się już na tyle blisko, że decyduję się porzucić łuk i walczyć mieczem.

Kiedy stoję, szykując się do odparcia szarży, moją uwagę przykuwają dziwne odgłosy dochodzące gdzieś z tyłu. Gdy się odwracam, dostrzegam maskę i błysk ostrza. Jestem otoczony, trzeba ustawić ich z jednej strony. Desperacko nacieram moim mieczem na klingę przeciwnika, starając się go wywrócić. Okazuje się wyjątkowo silny, zatem pomagam sobie, kopiąc go po nogach i brzuchu. Kiedy jeden z nich leży na ziemi, szybko blokuję cios drugiego. Następnie tnę na wysokości nóg i jednocześnie łapię go za maskę. Chcę ją jak najszybciej wyrwać lub zniszczyć, aby zostawić sobie tylko jednego wroga. Z nim już powinienem sobie poradzić.Jeśli mój plan nie wypali, zawsze pozostaje jeszcze taktyczny odwrót...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy natura berserkera dała w pełni o sobie znać Akkarin mógł nawet z lekkim podziwem patrzeć jak jego towarzysz przebił się przez zamaskowanych oponentów nie odnosząc poważniejszych ran i będąc, może nawet pragnąć, dalszej walki. Ludzki mag nie musiał mu dwa razy powtarzać, po chwili oboje ruszyli czym prędzej wgłąb biblioteki szukając oznak intruzów. Szli pewnie przez siebie z każdym krokiem zdając sobie sprawę gdzie tak naprawdę muszą się udać. Było jedno miejsce w bibliotece, do którego Akkarin - pomimo, a może właśnie dlatego, że pamiętał czasy ludzkiego Imperium - nie miał dostępu i Mistrzowie regularnie mu odmawiali... Głęboko pod ziemią znajdowała się pewna zamknięta od dziesiątek lat komnata a plotki głosiły, że wiedza, która się w niej znajduje jest antyczna i potężna.

Widząc z oddali wyważone drzwi potwierdziły się ich najgorsze przypuszczenia. Zwiększyli tempo licząc na to, że jeszcze uda im się złapać napastników. Wpadli do środka akurat w momencie, w których kilka ostatnich istot niosąc zaplombowane magiczne skrzynie przechodziło przez coś... co Akkarinowi przypomniało wyrwę w rzeczywistości. Jakby obraz po drugiej stronie był ciemny, może nawet przypominający wnętrze jaskini, w którym już znajdowała się większa część...konstruktów? Mag nie czuł jeszcze do końca jak je nazwać. Nie wszystko jednak stracone - pośród wszystkich sylwetek jedna zdawała się inna, choć jej oblicze było schowane w mroku kaptura to na pewno nie nosiła maski a tym samym...

Valgrind dodał dwa do dwóch i z niemalże ogłuszającym rykiem bojowym rzucił się w stronę nieznanej persony. W tym samym momencie Akkarin poczuł zapach śmierci w komnacie, a ich oponent uniósł dwa palce w stronę szarżującego berserkera gotów do uwolnienia niszczycielskiej mocy. Zimny powiew intuicji złapał ludzkiego maga za duszę szepcząc mu nadciągający rozwój wypadków... jeżeli nie zrobi niczego jego towarzysz stanie się tylko wspomnieniem.

Akkarin, możesz albo skupić się na uratowaniu Valgrinda albo jego poświęceniu i zamiast tego pochwyceniu nieznajomego. Czy cokolwiek uda się wam z niego wyciągnąć to kwestia na przyszłość, ale na razie musisz podjąć decyzję czy zdecydujesz się na poświęcenie ;]

* * *

Wydawać by się mogło, że główna batalia trwająca przy zniszczonym głównym wejściu nie mogła wydawać się jeszcze bardziej zażarta a jednak... Zarówno magowie i łucznicy szyjący szyjący swoim arsenałem z murów jak i wojownicy na ziemi porzucili strach a zamiast tego czuli furię. Gniew, że ktoś śmiał zaatakować, bez żadnego ostrzeżenia i powodu, ich dom. Gniew, że ktoś zabija ich towarzyszy, przyjaciół, kompanów. W sercu każdego członka kompanii była tylko jedna myśl - zwycięstwo albo śmierć. Wojownicy, choć ranni i zmęczeni, po trzykroć zwiększyli swe tempo atakowania. Ciskane zaklęcia rozświetlały niebo czyniąc dzień z nocy i parę z nich musiało zaboleć smoki. Ich ryki odbiły się echem w okolicy. Powoli, metodycznie inwazja była odpychana poza mury twierdzy.

- Synowie i córy Kompanii! - nagle, za plecami walczących, odezwały się trzy idealnie zsynchronizowane głosy a powietrze przybrało chorobliwy, zielonkawy kolor dookoła nich. Spośród sylwetek dało się rozpoznać Yoricka, Wielkiego Grabarza, któregoś z Mistrzów oraz... Rognana. - Wasze poświęcenie nie zostanie zapomnienie! Waszym oprawcom nie zostanie to zapomniane! Rękawica wyzwania została nam rzucona! Tak długo jak dycha ostatnia istota przywdziewająca czarny mundur nasi wrogowie nie zaznają spokoju! Prosimy was o ostatnią przysługę, bracia i siostry, nim udacie się na spoczynek wieczny... Powstańcie raz jeszcze! POWSTAŃCIE I ZMIEĆCIE TĄ ZARAZĘ Z WASZEGO DOMU! - jak na komendę powietrze dookoła nasyciło się mocą a chwilę potem blade sylwetki, świeże dusze powstały ze swych materialnych ciał i kierowane słowami Kustosza rzuciły się na intruzów niczym niepowstrzymana fala masakrując wszystko na ich drodze. Nieumarli nie pozwolili aby ktokolwiek, konstrukt czy nie, kto przyniósł zniszczenie ich domowi wyszedł z tego cało.

Minęło kilka chwil. Ta bitwa dobiegła końca. Duchy poległych pokłoniły się ostatni raz swym żyjącym towarzyszom i rozpłynęły się w powietrzu udając się na wieczny odpoczynek. Smoki odleciały... Zostały straty i zniszczenie. I pytania.

Wszyscy (tak Travok, ty też), możecie opisać co robiliście do końca bitwy oraz co zamierzacie poczynić teraz gdy główna batalia się skończyła...

---

Pozostaje chyba przeprosić za czas oczekiwania...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akkarin

Czas w jednej chwili się zatrzymał, a wspomnienia przeniosły mnie wieki wcześniej, do mojej nauki w akademii. W mojej głowie rozległy się głosy wielu mentorów, pod których opieką rozwinąłem skrzydła.

"Prawdziwy arcymag musi być bezwzględny"

"Czasami trzeba coś poświęcić"

"Miej na względzie większy obraz całości"

Pojawiam się między barbarzyńcą a zakapturzoną postacią, trzymając w dłoni różdżkę skierowaną w posadzkę, z moją najsilniejszą tarczą unoszącą się tuż przed palcami przeciwnika oraz wokół mnie i Valgrinda. Spoglądam w ciemną przestrzeń pod kapturem i mówię:

- Spróbuj.

Jednocześnie szykuję kilka innych zaklęć na wypadek pogorszenia sytuacji.

--

oczywiście wybieram przeżycie Valgrinda

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Travok

Co się dzieje? Żeby żaby pogryzły tych wysokich, jak mam walczyć kiedy wszyscy stoją mi na drodze. Moje próby przebicia się przez motłoch spełzają na niczym. Próby rozejrzenia się też na wiele się nie zdają, w tym ścisku widać tylko szczyt murów, i bezładną masę próbującą ubić nieco bardziej zdyscyplinowanych wrogów. Cóż, widać na wiele się nie przydam. Nurkując pod nogi reszty żołnierzy i ryzykując stratowanie staram się dotrzeć w jakieś miarę bezpieczne miejsce.

A teraz czas na najlepszą część walki. Siedząc za zrujnowanym murem jakiegoś budynku, którego części nadal stoją w ogniu, wyciągam żelazną rację specyfiku własnej produkcji i zaczynam porzucać strach starym sposobem. Wyglądam zza wyłomu, i kontynuując kurację, obserwuję zmagania obu stron. Pomimo tego że znajdowałem się we względnie bezpiecznym położeniu, trójca krzykaczy zaskakuje także mnie. Z rosnącym niepokojem obserwuje nieumarłych. Być może są po naszej stronie ale wolałbym gdybyśmy nie potrzebowali ich pomocy. Co nie żyje powinno pozostać w ziemi, psia kość. Wracam do mojej kryjówki, znaczy się strategicznej pozycji której muszę bronić i kontynuuję kurację.

Kiedy otwieram oczy zauważam że drewniane elementy mojej linii obrony obecnie tylko się tlą a wrzawa bitewna już ucichła. Sprawdziłem zawartość manierki i ze zgrozą odkryłem że jej zawartość została stracona podczas walki. Jednakże, patrząc na to z jaśniejszej strony, jej bohaterskie poświęcenie umożliwiło mi przetrwanie. Kiedy wyszedłem na otwarty teren mój wzrok potwierdził informacje dostarczone przez słuch i oficjalnie uznałem że bitwa już minęła a wszyscy łażą po pobojowisku i zbierają ciała martwych kompanów lub własne kończyny. - Ale im dokopaliśmy, nie? - Rzucam do bliżej nieokreślonego celu i zaczynam rozglądać się za współtowarzyszami broni zawartości mojej flaszki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Eärendil

Ogromna siła stoi po naszej stronie. Potęga nieumarłych jest olbrzymia, aczkolwiek wszelka nekromancja budzi to wśród magów skrajne odczucia. Jednak w sytuacjach takich jak ta, czyli gdy nie pozostały już inne możliwości, trzeba przyznać, że jest niezwykle skuteczne. Widząc potęgę tych istot przestałem odczuwać ból po odniesionych obrażeniach w zakończonym niedawno pojedynku. Niczym natchniony zebrałem resztki sił i swoimi czarami starałem się wesprzeć naszych w walce. Na szczęście szybko dochodzi do końca tej batalii i upragnionego zwycięstwa Kompanii. Gdy sytuacja odrobinę uspokoi natychmiast udam się do dowództwa. Będę chciał wszystkich przekonać, że warto będzie wysłać kogoś kto postara się dowiedzieć jak najwięcej o naszym wrogu, kim jest, skąd pochodzi i wiele innych. Mówiąc "kogoś" mam oczywiście na myśli siebie i paru innych chłopaków. W jakkolwiek niebezpiecznej sytuacji się teraz znajdujemy, tak mniejsza grupa poszukiwawcza zawsze ma łatwiej niż cała armia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akkarin mógł przysiąc, że jego tajemniczy adwersarz uśmiechnął się pod nosem nim, widząc potężną barierę stawianą przed Valgrindem, opuścił rękę nie próbując nawet odpalać swego zaklęcia śmierci. Jego błyszczące na niebiesko od mocy oczy przeszywały członka Kompanii.

- To zaszczyt spotkać się twarzą w twarz, mistrzu Akkarinie. - głos jaki rozbrzmiał w pomieszczeniu był cichy, spokojny a jednocześnie... przepełniony arystokratyczna arogancją. - Żałuję, że okoliczności są takie a nie inne, ale cóż... taki los. Jestem pewien, iż w przyszłości jeszcze się spotkamy, możliwie, że szybciej niż ktokolwiek z nas mógłby przypuszczać. - z tymi słowami, nim cokolwiek innego mogło się stać, przeszedł przez portal a tenże zamknął się ułamek chwili później.

Wnioskując po braku jakichkolwiek odgłosów batalii dochodzących z zewnątrz można było przypuszczać, że inwazja na siedzibę Kompanii Cieni została zakończona. Mają to po co tu przybyli.

* * *

- Macie wszystko?

- Zabraliśmy tyle ile się dało. Jeden z Cieni zorientował się odrobinę za szybko. Musieliśmy... przyspieszyć swoje działania.

- Zrozumiałe. Akkarin może i jest cieniem samego siebie po tych wszystkich dziesięcioleciach, ale nadal to groźny przeciwnik. Tak czy inaczej teraz powinniśmy się skupić na wykorzystaniu tego co zdobyliśmy... i lepiej, żeby dawne Imperium wiedziało coś o tych demonach.

- Otworzyły się kolejne przejścia?

- Niestety. "Skażenia" pojawiły się w trzech nowych miejscach. Daje to nam łącznie dwadzieścia sześć przypadków w okresie siedmiu lat. Większym problemem jest to, że te trzy... pojawiły się jednego dnia.

- Nie zmienia to niczego. Mamy stare materiały Imperium, może one dadzą permanentne rozwiązanie. Na razie jednak postępujmy tak jak dotychczas. Wyślijcie grupy. Mają zabezpieczyć teren i powstrzymać "zarazę".

- Tak jest.

* * *

Następujące po ataku na siedzibę Kompanii dni, choć pozbawione walki, nie dawały zbyt wielu szans na odpoczynek. Trzeba było grzebać zmarłych, odprawiać pogrzeby, odbudować mury i główną bramę, rozesłać wieści do pobliskich miast, państw, cesarstw... upewnić cywilizację dookoła, że choć Imperium Ludzkości upadło tak organizacją, którą stworzyli nadal się trzyma i jest gotowa bronić świata przed jakimikolwiek zagrożeniami. Odbudowa zaufania wiązała się z czasem i wysiłkiem, który jednak większość Cieni była gotów podjąć. Atak nieznanej armii ze smokami był tylko sygnałem. Czego konkretnie? Nie wiadomo. Wielkiej wojny? Odrodzenia się pradawnego zła? Przebudzenia starych bogów? Czas pokaże... a gdy to się stanie Kompania Cieni będzie gotowa.

The End

---

Więcej informacji w dyskusyjnym. Tutaj tylko dodam, że do tej sesji straciłem kompletnie zapał, wizję a także, wydaje mi się, graczy. Nie ma sensu dalej męczyć formalnego trupa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...