Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

niziołka

[FATE] Sesja Law of Talos

Polecane posty

Diavol

-Jak zwykle muszę radzić sobie sam.- Pomyślałem patrząc na jęczącego szermierza.

Widzę, że tą całą zabawę należy już skończyć, nie uważasz?- Wyszczerzyłem się do mojego przeciwnika... a raczej przeciwników. Szkoda, że moja iluzja nie podziałała, straciłem tylko energię. No nic. Złapałem karabin i złożyłem się do strzału. Mam zamiar strzelać we wszystkie kruche konstrukcje. Szansa że jakaś się zawali jest nawet duża, w końcu to miejsce nie wygląda na "najświeższe". Jedna seria w tą potworność, jedna według planu. Miałem w tym doświadczenie, więc oddam szybką serię w to g*wno, po czym postaram się unikać jego ataków*. Mam nadzieję że szermierz jeszcze mi pomoże, bo inaczej będzie krucho.

---------------------

*Kocia Zwinność

WB: 4-4=0 :(

PP= 5

Przepraszam też za obsuwę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Białowłosa kobieta delikatnie dotknęła rękami olbrzymiej pary żelaznych drzwi, a te bez żadnego dźwięku rozpostarły się szeroko. Pomieszczenie, do którego prowadziły nie miało ścian. Wokół była tylko nieprzenikniona ciemność i niedługi most prowadzący od drzwi do zawieszonego w powietrzu okrągłego podestu, gdzie stał skalny monument, w którym pobłyskiwał błękitem ogromny kryształ.

Powoli i nieśpiesząc się zanadto białowłosa przeszła most i usiadła na kamieniu, który wyrósł z ziemi, jak tylko się zbliżyła. Zwróciła swoje białe źrenice w stronę kryształu, jakby w oczekiwaniu na coś.

- Co zamierzasz?- odezwał się twardy głos, którego źródła nie dało się określić. Jedynie kryształ zajaśniał mocniej.

- Ja? Włóczyć się bez celu po ciemnych korytarzach tego?- odpowiedziała z uśmiechem.

- Przestań! Wiesz przecież, że nie można mnie oszukać, a ja wiem, że nie mogę cię lekceważyć. Zatem kim są te ,,istoty?, które nawiedziły miasto?- jego głos był niewzruszony, bez emocji.

- Pewnie podróżnicy, którzy?

- ?bez opamiętania przelewają swoją krew na ulicach mojego miasta? Cokolwiek planujesz to wiedz, że jest to skazane na porażkę. To jest twoje brzemię, które niesiesz. Nie bawi mnie przy tym to, że to ja muszę ciebie nadzorować. Najprościej mówiąc zabiłbym cię?

Z ziemi za plecami dziewczyny wystrzelił wielki kolec, który przebił ją na wylot i wzniósł kilka metrów ponad posadzkę.

-? jednak nie jestem na tyle potężny- kolec rozpłynął się w powietrzu, a białowłosa upadła na ziemię- Uprzedzam cię. Nie popełniaj tego błędu ponownie.

Dziewczyna podniosła się z posadzki, nic nie robiąc sobie z tego, co się przed chwilą stało. Odwróciła się tyłem do kryształu i ruszyła z powrotem przez most.

- Już niedługo nie będziesz się musiał niczym martwić. Zapewniam cię- powiedziała, a potem zaśmiała się szaleńczo, kiedy zamknęły się za nią żelazne wrota.

---

Jimmie "Wesoły Clown"

- Co zamierzam począć? Powiedz mi, zatem czym jest ziarenko piasku w obliczu pustyni? Odpowiem ci? jest niczym. Także i ja jestem wspomnieniem minionych lat i nie mam wpływu na nic? Mogę tylko istnieć i być częścią tego, co oglądasz swoimi oczyma- powiedziała patrząc na zjawy ludzi krzątających się naokoło.

- Kim jestem? Sierotą, nadzieją, szczęściem, przekleństwem, przeznaczeniem. Zwiastunem śmierci tych wszystkich, których kocham. Jestem wszystkim i zarazem niczym, bo nie ma dla mnie miejsca, ani tu, ani nigdzie indziej- odparła już poważniejszym tonem- Mroczna Pani jest tym, czego nie da się opisać słowami. Twoim zmartwieniem, jak i miliardów innych bytów. Spojrzysz jej w oczy, a zrozumiesz.

Odwróciła się do ciebie i popatrzyła ci w oczy obdarzając cię tym samym czułym spojrzeniem, co wcześniej.

- Jeśli chcesz możesz już odejść. Miło mi, że zechciałeś ze mną porozmawiać. Podobasz mi się? ona myśli zapewne tak samo- mrugnęła do ciebie i wstała z progu fontanny. Z uśmiechem na twarzy poczęła gonić się ze zjawami małych dzieci, które biegały naokoło.

Uliczka, w którą pobiegła zjawa chłopaka o wyglądzie kominiarza ewidentnie prowadziła na zewnątrz. Mogłeś się tam udać lub zadać ostatnie pytanie białowłosej dziewczynce, która tak bardzo przypominała Mroczną Panią.

---

Tricerio

Coś mignęło ci przed oczami. Nie miałeś pojęcia, co to było. Jednak czułeś, że jesteś obserwowany.

Nie przez jedną parę oczu, lecz przez kilkaset naraz. To uczucie nie odstępowało cię, aż do wielkiego pomnika, na którym była przedstawiona, jakaś postać z wielkim mieczem. Ukradkiem rzuciłeś okiem na wygrawerowaną tabliczkę, gdzie było napisane:

,,Bohaterski Tricerio, Nieustraszony Obrońca wszystkich ludzi. Jemu cześć i chwała na wieki. ?

Spojrzałeś jeszcze raz w górę i zobaczyłeś siebie ze swoim Odłamkiem w uniesionej do góry ręce. Wszystko zgadzało się, co do najdrobniejszego detalu.

Naokoło pomnika znikąd pojawili się ludzie i patrzyli w twoją stronę. Bili brawo, uśmiechali się, wiwatowali na twój widok. Wszyscy się cieszyli i żaden z nich, nawet nie spojrzał krzywo w twoją stronę. To wyglądało, jak sen, jednak było, aż nazbyt realne. Dzieci nawet podbiegały do ciebie, by pokazać ci swoje zabawki i z otwartymi szeroko oczami wpatrywać się w ciebie z ekscytacją.

---

Diavol

Następna seria, którą wpakowałeś w potwora, jak zwykle podziałała, bo ten znowu zajęczał, a budynki naokoło się zatrzęsły.

Zgodnie z planem począłeś strzelać w kruche konstrukcje z pozytywnym skutkiem. Jednak nie przewidziałeś tego, iż są one starsze, niż wyglądają. Budynek po naruszeniu struktury zwalił się na potwora tylko, że tym samym rozpadł się na wiele małych kawałków, które raczej nie zaszkodziły twojemu przeciwnikowi. Podniosły tym samym w powietrze wielką ścianę kurzu, która ogarnęła ciebie, jak i miniony. Nie widziałeś przeciwnika, przez co sytuacja była dla ciebie, aż nad wyraz nie korzystna. Zanim zdążyłeś się z niej wydostać, wielka macka uderzyła cię w bok i rzuciła w stronę innej kruchej budowli. Siła była tak wielka, że trudu przeleciałeś przebijając się przez obie zewnętrzne ściany i zatrzymałeś się dopiero na następnym mieszkaniu, w które o mało, co też nie wleciałeś. Stwór wyłonił się z kurzu i wyglądał teraz, jak jakaś wielka ośmiornica i raczej nie zamierzał się poddać.

Zauważyłeś, że im więcej odebrał obrażeń, tym zjadliwiej atakował. Mogło to znaczyć, że jego koniec jest już naprawdę bliski lub też, iż jest to naprawdę wytrzymałe bydle.

*3445=1+4= 5 do 3 - druga kratka zajęta i obrażenia przechodzą na trzecią.

**1146=-1+4=5 do 2 - udało się zwalić budynek

***Jego wytrzymałość poparta kostkami wystarczyła, żeby budynek nie wyrządził mu krzywdy.

****1236=-1+1+4=4 do 5 - dostajesz obrażenia w pierwszą kratkę.

---

Rumulus von Manstchoffen

- Może rzeczywiście nie jesteś tym, za kogo cię uważałem. Chimbley ukradł mi diament i to nie byle, jaki. Był wielkości mojej pięści, co jest naprawdę rzadkie. Mówił, że jemu jest bardziej potrzebny, niż mi, skubany- powiedział i spróbował się zaśmiać, jednak spowodowało to większy ból, więc szybko przestał.

- Jeśli naprawdę mam tu zginąć? To zabiorę cię ze sobą- krzyknął, a ty nie miałeś czasu na reakcję, gdy jego ciało wybuchło.

Zakryłeś się rękami i podmuch wyrzucił cię kawałek dalej. Na szczęście nic ci się nie stało, nie licząc trochę poszarpanego ubrania. Wybuch nie był na tyle silny, żeby coś ci zrobić, jednak wystarczyło to, żeby Mark sam się zabił.

Twoja nienawiść do Chimbleya jeszcze bardziej się nasiliła i byłeś pewny, że wkrótce go spotkasz.

Otrzepałeś się z kurzu i zebrałeś swoje rzeczy. Ruszyłeś w stronę zamku, jednak nagle podłoga obsunęła się z pod twoich nóg i runąłeś prosto w dół w ciemność. Zapadnia nad twoją głową zamknęła się z głuchym trzaskiem uniemożliwiając ucieczkę i pogrążając cię w całkowitych ciemnościach. Nie mogłeś zobaczyć ścian, tylko po prostu się od nich odbijałeś, aż w końcu boleśnie spadłeś na twardą posadzkę. Podniosłeś do góry głowę i zobaczyłeś, że najprawdopodobniej jesteś w kanałach pod miastem. Do tego wylądowałeś na rozstaju czterech tuneli, a jedyną wskazówką była strzałka z runicznym napisem wskazującą w stronę jednego z nich. Było to trudne, jednak udało ci się, chociaż po części odczytać to, co było na niej napisane: ,, Komnata? Luster? Niebezpieczeństwo?Strażnicy??.

*3651=1+2=3 do 3 - za mało, żeby cię zabić xD

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jimmie "Wesoły Clown"

Siedziałem jeszcze przez chwilę w miejscu próbując w jakikolwiek sposób zrozumieć inaczej słowa tej Aeris czy tam Airis niż na początku mi się zdawało. Nie cierpię takiej sytuacji...jestem demonem a znajduję się w jakimś śnie wariata, wspomnieniem czy cholera wie czym. Czemu po prostu nie dadzą mi iść i zabijać tylko muszę dalej wpadać w pułapki iluzji? Najpierw Mroczna Pani, teraz ona. Nie, coś było nie tak. Twierdzi, że jest wspomnieniem? Nie wydaje mi się, uśmiechnąłem się groźnie. Kimkolwiek albo czymkolwiek jest może tylko pomarzyć aby mnie zaskoczyć. Że też nadal jest tylko duchem choć znacznie realnym niż reszta, ale nią...się nie najem, syknąłem wściekle spoglądając na nią gdy się oddalała. Nie wiem czy jesteś osobnym bytem, czy częścią Mrocznej Pani, jej alternatywą, drugą połową czy nawet zaginioną siostrą, ale nie radzę ze mną zadzierać...Nikt nie jest w stanie ze mną walczyć kiedy poczuję wściekłość*. Potrząsnąłem głową wyrywając się z tych bezsensownych i bezproduktywnych rozmyślań. Ruszyłem w kierunku uliczki "kominiarza", ale po paru krokach coś mnie tknęło. Dziwne przeczucie, intuicja, tak dziwne i obce dla demona.

- Czyje to są wspomnienia? - zadałem pytanie do dziewczyny nie odwracając głowy.

---

FP: 4

WB: 22

*I don't think you cant fight me when I'm angry ;]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Diament? Wielki diament? Nie przyda mi się na nic, szczególnie, że niedługo zejdę z tego padołu łez. Cóż, pomyślałem leciutko podnosząc się w powietrze, teraz przynajmniej nie muszę obawiać się słońca. Zwracam się w kierunku oznakowanego tunelu. "Niebezpieczeństwo"... Brzmi zachęcająco. Wyjmuję z walizki "Tancerza" i ruszam w głąb tunelu. Cokolwiek się stanie w tym mieście, zginę. Nie zależy mi i nie liczę na nic z wyjątkiem pięknej śmierci w walce z godnym przeciwnikiem. Mam nadzieję, że takiego spotkam.

______

FP:5

WB:22

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stałem jak wryty, patrząc na mój pomnik, na napis, na ludzi oddających mi cześć. Wreszcie zmieszanie ustąpiło miejsca gniewowi. To wszystko kłamstwo. Napis i pomnik i ludzie. Miałem ochotę zrównać to wszystko z ziemią, rozerwać na strzępy, odsłonić kłamstwa ukryte wewnątrz i rzucić je wiatrowi, by rozwiał je na cztery strony świata. Ich jeszcze przed chwilą tu nie było. Kukły, omamy, oszustwa, kolejne pociągnięcia za sznurki... Wygląda jak prawda, ale to nieprawda, niby prawda, czegoś brakuje. We mnie.

A jednak tego nie zrobiłem. Może to wszystko kłamstwa, ale miło będzie przez chwilę przekonać się, jak to jest być człowiekiem. Udam, że to prawda choć przez krótką chwilę.

-----------------------------------------------------

PP: 5

WB: 22

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Diavol

Próbowałem wstać, nadal trzymając się za bolący bok. Spojrzałem na rozjuszonego potwora i... uśmiechnąłem się. Prawdopodobnie to już koniec, czy pokonam potwora czy zginę, w obu wypadkach będę zwycięzcą. Podejrzewałem, że stwór już ledwo zipie, a jeżeli nie, to niedługo zacznie. Żałowałem tylko, że mój mistrzowski plan nie przewidział wiekowości tego miejsca, ani wytrzymałości tego stwora. Gdyby nie to byłby już martwy i pogrzebany pod szczątkami okolicznych budynków. Złapałem za mój ukochany karabinek i wycelowałem w stwora. To była moja jedyna szansa. Nie mogłem pudłować. Plan był prosty. Nie miałem siły na nic innego, więc będę unikał jego ataków i chował się za okolicznymi osłonami, a gdy znajdę ku temu okazję - będę strzelał.

___________

PP: 5

WB: 3

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jimmie "Wesoły Clown"

Zatrzymała się na chwilę i powoli odwróciła głowę w twoją stronę. Spodziewałeś się czegoś, co mogłoby cię zaskoczyć, jednak na jej twarzy widniał ten sam uśmiech, co przed chwilą.

- A jak myślisz? Kim był chłopiec, który odszedł od fontanny przed tobą? Jego wspomnienia, jednak zagarnięte i urzeczywistnione. On wie? tylko on? Teraz ruszaj i nie daj na siebie czekać- odwróciła głowę, a jej białe włosy zafalowały na wietrze.

Nie pozostało ci nic innego, jak udać się w tą samą uliczkę, co przedtem tamten chłopak. Po chwili znalazłeś się już w odpowiednim miejscu i czasie, bo budynki rozpadały się tu pod wpływem starości. Twoje ,,ciało? też wróciło do normalności, jak i zmysły, lecz odwróciłeś się chcąc spojrzeć jeszcze raz za siebie, niby od niechcenia, a może z ciekawości, której u demona być nie powinno. ,,Wspomnienie? zniknęło, jednak sam rynek pozostał ten sam tyle, że o wiele starszy. Jedynie fontanna zachowała swoją dawną świetność i nadal wypływała z niej woda, jednak z mniejszym zapałem. Nie było tam nic ciekawego, więc odwróciłeś się w stronę zamku. Zrobiłeś jeden krok, jednak od razu się zatrzymałeś, bo zobaczyłeś, że coś leży na drodze przed tobą. Była to jakaś pluszowa zabawka, jednak w dość makabrycznej wersji. Jej ciało składało się z nierówno pozszywanych ze sobą kawałków materiałów i innych śmieci, które tworzyły też jej dziwnie wyglądającą twarz. Pluszak był przybity metalowym drągiem do ziemi? Zaczął się ruszać, próbując się uwolnić jednak, gdy spojrzał w twoją stronę to momentalnie znieruchomiał. Wyczułeś też, że to coś ma duszę?

---

Tricerio

- Czy prawdą nie jest wszystko, co możemy zobaczyć i dotknąć?- usłyszałeś głos stojącej tuż obok ciebie postaci, która spoglądała w stronę pomnika.

Odwróciłeś się w jej stronę i zobaczyłeś nie kogo innego, niż swojego mistrza.

- Co definiuje prawdę? Jeśli nie nasze zmysły, którymi postrzegamy ten świat to, co?- powiedział nadal nie racząc odwrócić głowy w twoją stronę.

Przypatrzyłeś mu się uważnie i wyglądał dosłownie tak samo, jak go zapamiętałeś, zanim się na ciebie obraził.

- Jak nie znasz pojęcia prawdy to jak dowiedziesz swojego istnienia?- odwrócił się w twoją stronę- Ty jednak doszedłeś, aż tutaj, chcąc stać się kompletnym. Co zatem zrobisz, jeśli nie znajdziesz odpowiedzi, których szukasz?

Zobaczyłeś, że połowa jego ciała wyglądała normalnie, a drugą część tworzą poruszające się w niewiadomy sposób gołe kości. Mistrz był dosłownie w połowie kościotrupem.

Nie zauważyłeś też tego z początku, jednak inne postacie też się zmieniły. Nie wyglądały już jak normalni ludzie, lecz jak umarli, którzy wstali z grobów. Poza tym nic się w ich zachowaniu nie zmieniło.

---

Diavol

Jak postanowiłeś, tak zrobiłeś. Jednak potwór był już najwidoczniej bardzo osłabiony, bo wystarczyła jeszcze jedna seria z twojego karabinu i coś się zaczęło dziać*. Potwór krzyknął przeraźliwie, a potem nadął się, jak balon i wybuchł pokrywając okolicę swoimi ohydnymi oraz śmierdzącymi cząstkami.

Nie udało ci się uniknąć ochlapania, co było o tyle niewygodne, że w pobliżu nie zauważyłeś żadnego źródła wody. No chyba, że lubisz przechadzać się śmierdzący w pełnym słońcu.

W ogniu walki nie zauważyłeś też, jak szermierz wstał z ziemi i teraz stał oparty o jedną ze ścian budynku, która pozostała po zawaleniu się znacznej jego części. Do tego miał na sobie bandaż, który opasał jego klatkę piersiową i lewą rękę.

- Potworność?- powiedział szermierz- Wyobraź też sobie, że to jeszcze nie koniec. To ciało dziewczynki jest jego leżem, a przez tego drania ją teraz straciliśmy? Jednak moim zdaniem nie przybyłeś tu raczej w poszukiwaniu tych okropieństw, jak mniemam. Jesteś tu z powodu turnieju, czyż nie?- popatrzył w twoją stronę, jakby bez emocji i zapewne wiedział, że trafił w samą dziesiątkę.

*1334=0+4=4 do 1, koniec.

---

Rumulus von Manstchoffen

Napis wyraźnie wskazywał na te dwa słowa ,,Komnata? Luster?. Było też coś o niebezpieczeństwie, jednak w obecnej chwili, jakoś nie chciało się ujawnić.

Kiedy zaś podążałeś wybranym przez siebie tunelem trafiłeś do ogromnego pomieszczenia, które oświetlały, tylko zawieszone na ścianach pochodnie palące się nienaturalnym niebieskim płomieniem. Do tego wszędzie wokół były? nie zgadnąłbyś? lustra. Układały się w coś w rodzaju labiryntu i sięgały, aż do sufitu, przez co nie było możliwości, żebyś nad nimi przeleciał. Tak samo te wszystkie twoje odbicia zdawały się być zwodnicze, bo każde z nich przedstawiało cię w innym świetle. To, co w nich widziałeś zdawało się odzwierciedlać wszystkie twoje możliwe wcielenia, jeśli byś na swojej drodze zdecydował się wybrać inaczej. W odbiciach zmieniał się nie tylko twój ubiór, lecz też wygląd zewnętrzny. Tak samo zachowywały się też podłoga i sufit, gdzie widziałeś też siebie.

Ktoś nierozważny mógłby tutaj utknąć na bardzo długo, bo wpatrywanie się w siebie w tak wielu wcieleniach było, aż nazbyt zajmujące. Tak samo ty nie wiedząc, jak wpadłeś w ich sidła i gdyby nie to, że zderzyłeś się z kimś w tym lustrzanym labiryncie to mógłbyś zostać tu na bardzo długo.

Okazało się, iż uderzyłeś się o samego siebie i to ewidentnie nie było twoje odbicie. Stała przed tobą twoja wierna kopia i była równie zaskoczona twoim widokiem, co ty sam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jimmie "Wesoły Clown"

Aaaaaach! Świerze mięso!, krzyknąłem w myślach uradowany wpatrując się w przybitą lalkę, która teraz udawała, że mnie nie widzi. Ależ ona widzi wszystko, ja też...nic nie może mnie zaskoczyć, ah, ostrza w mej jamie zgrzytnęły głośno na samą myśl o nowym posiłku. Cóż, szkoda by było marnować jedzenie, szczególnie na słońcu zgnilizna postępuje szybciej, ale chce się trochę pobawić... bawić, bawić... Klown dochodził do głosu a skoro To, czyli jam, zaspokoił chwilowy głód przekąską z mnicha to co szkodzi wtopić się w otoczenie? Nim skończyłem tą myśl zacząłem podśpiewywać jakąś durnowatą piosenkę na tyle głośno, żeby puchate coś mnie usłyszało robiąc przy okazji obroty dookoła własnej osi.

- Lekarz serc, waszych strapień oraz pigułka rozbawiająca w jednym! - skakałem od jednej krawędzi ulicy do drugiej. - Oto ja drogie dzieci! Jimmie, Wesoły Klown! - stanąwszy w miarę blisko pluszaka spojrzałem na niego z wyrazem szerokiego uśmiechu. - Witaj! Co cię sprowadza tutaj milutki? Potrzebujesz pomocnej ręki Jimmiego? Może chcesz usłyszeć jeden z żartów Jimmiego na tysiąc i jedną okazję? Z Jimmiem dzień nie może być nudny. Wal śmiało! Jimmie wyleczył już nie jednego!

...i nie jednego zjadł, dokończyłem niemal dławiąc się śmiechem w myślach.

---

FP: 4

WB: 22

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odskoczyłem i wyciągnąłem Tancerza przed siebie, celując w... siebie samego, który stał w tej samej pozie, dzierżąc w dłoni dokładnie tą samą broń, z ostrzem skierowanym we mnie.

- Że jak?

- Że jak?

Nie do wiary. Czyżby godnym przeciwnikiem, o którego w myślach prosiłem, miałem być...

- Ja sam?- kolejne zdanie wypowiedziane przez nas obu w tym samym czasie. Uniosłem lewą rękę w geście, którego sam używałem, chcąc zabrać głos na naradach. Mój... bliźniak z bardzo zdziwioną miną skinął głową. To ja potrafię robić takie miny?

- Po pierwsze, muszę to przyznać, wyśmienicie wyglądasz.- to chyba mój pierwszy komplement w życiu, powiedziany bezinteresownie- Po drugie: kim ty jesteś?

- Jestem Rumulus von Manstchoffen, hrabia wampir. Moja broń to Tancerz, w walizce mam jeszcze Hydrę. Jeśli powiesz to samo, to mamy problem. Chyba, że jesteś po prostu jakąś złudą wytworzoną przez te lustra, co jest prawdopodobne.

- Mamy problem, ja jestem pewien, że istnieję i istniałem nim wszedłem tutaj. Na dodatek, jestem sobą, albo tobą, zależy jak na to patrzeć...

- Spodziewałem się tego. Kurka, co robić...?- spojrzał na mnie z uśmiechem, lekko kiwając szpadą w powietrzu.

Nie, nie mam na razie ochoty na walkę z tobą. Raz, że na pewno wygra Rumulus, co nie jest nawet zadowalającą prognozą, to przyda mi się wsparcie kogoś, kto zna mnie na wylot. Na razie.

- Możemy się pozabijać, możemy razem zgłębić tajemnice tego miasta i znaleźć odpowiedź na to, kto jest prawdziwy. Zatem co wybierasz?

_______

FP:5

WB:22

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stałem przez chwilę jak ogłuszony, nieprzygotowany na ujrzenie mojego Mistrza w takim miejscu. Wreszcie odpowiedziałem na jego pytania.

- Prawdę definiuje... człowiek. Umysł i serce. Tylko to potrafi rozróżnić prawdę od kłamstwa. Ale ja nie jestem człowiekiem. Coś jest... nie tak. Coś musi się naprawić... Nie, nie naprawić. Zmienić. Czy ja potrafię się zmienić? Jeśli Tricerio nie znajdzie odpowiedzi tutaj, nie wiem, co zrobię. Gdzie indziej mogę ją znaleźć? I kim ty jesteś? Podobny, ale niepodobny do Mistrza.

----------------------------

PP: 5

WB: 22

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Diavol

-Ech, cholera jestem cały uwalony w tym świństwie- Powiedziałem, bardziej do siebie niż do szermierza.- Co mówiłeś? Ach, tak jestem tutaj bo przybyłem na turniej... A może nie? A może jestem rycerzem w lśniącej zbroi i chce uratować tą krainę -Wypiąłem dumnie pierś. -Oczywiście, że to właśnie turniej mnie interesuje. Nie wybrałbym się na to za**pie żeby podziwiać widoki. Nawet budynki same się tu rozpadają... A Ty? Sam sobie zrobiłeś ten opatrunek, pielęgniareczko?- Spytałem szermierza.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W innej części miasta, gdzie kurz po ostatnich potyczkach opadł na ziemię, a krew zdążyła już wyschnąć zostawiając na posadzkach fantastyczne kształty, było trzypiętrowe mieszkanie. Schody się pozapadały stąd nikt nie powinien móc się dostać do tego zabitego dechami budynku, jednak oni tu byli. Mężczyzna wyglądający, jak kominiarz palący w głębokim zamyśleniu papierosa oraz mała nieprzytomna czarnowłosa dziewczynka w porwanym ubraniu leżąca na stercie starych gazet.

Po chwili zerwała się z posłania i widocznie przestraszona rozglądnęła się naokoło. Zauważyła nieznajomego i momentalnie się cofnęła w stronę ściany trzęsąc się.

- Nie bój się. Nie mam zamiaru cię skrzywdzić- powiedział wciąż patrząc się przez szparę w zabitym dechami oknie- Gdybym cię stamtąd nie zabrał zapewne byś już nie żyła. Przy okazji twoi ,,koledzy" uleczyli cię, gdy spałaś. Zostanie ci jednak blizna, bo jeden z ataków, który cię dosięgnął, był...

Dziewczynka przestała się trząść, jednak nadal nie odpowiadała skrywając swoją twarz za długimi włosami.

- Pewnie nie chcesz wiedzieć. Zatem kim jestem? Przyjaciele mówili mi Chimbley, dopóki ich wszystkich nie straciłem. Jesteś teraz moim jednym przyjacielem. Mam też swój cel... Uratować pewną osobę i nie będzie to łatwe zadanie, ale dość już o mnie. A ty? Opowiedz mi coś o sobie- powiedział zaciągając się dymem z papierosa.

- Lily...po prostu Lily- wyjąkała po chwili- Kiedyś byłam człowiekiem, jednak teraz sama nie wiem, czym jestem. Dlatego chcę się stać człowiekiem. Wszystko, jednak zaczęło się dużo wcześniej. Od morderstwa moich rodziców...- zaczęła mówić coraz pewniej, a Chimbley cały czas słuchał i zastanawiał się czy dobrze postąpił.

---

Jimmie "Wesoły Clown"

Pluszowa zabawka jeszcze przez chwilę patrzyła w ciebie nieruchomo, jednak w końcu się przełamała*. Zapewne stąd, iż gadająca statua nie jest czymś, co można spotkać, na co dzień.

- Wiemy, kim jesteś. Pani nam wszystko powiedziała- powiedział pluszak lekko piskliwym głosem- Nie zbliżaj się i nie patrz na nas, jak na swój posiłek.

Widocznie niezadowolona z prób wydostania się pluszowa zabawka, zaczęła się wyrywać, by w końcowym efekcie rozerwać sobie brzuch. Następnie bez słowa zaczęła go nieudolnie zszywać wyjętą z ręki igłą.

- Jesteśmy sługami- zaczęła mówić ni z tego ni owego- wielmożnej Pani i obserwujemy wasze poczynania. Ty zaś spisujesz się znakomicie?pomóż?mi- nagle ton jej głosu zmienił się całkowicie.

Pluszak nagle zaczął wrzeszczeć próbując dosłownie zedrzeć z siebie skórę.

- Nie, nie chcę!!!- krzyknęła zabawka łapiąc się za głowę- Zabij mnie! Nie wytrzymam dłużej tego cierpienia? Nie zniosę tego!!!- powiedziała dziecięcym błagalnym głosem, łapiąc się twojej nogi i uderzając o nią swoją głową.

Dopiero teraz, gdy dowiedziałeś się o obserwacji wyczułeś spojrzenia tych setek par oczu. Nie było żadnego śladu ich obecności, a jednak były tam. Do tego jedna z tych istot po nagłej przemianie zaczęła cię błagać o śmierć. Z jakiego powodu?

*3551=1+3=4 do 3, rzut na charyzme

---

Tricerio

Jego chłodne spojrzenie się nie zmieniło, a tłum wokół was nadal cieszył się z twojej obecności.

- Zdecyduj czy jestem Mistrzem, czy nie?- powiedział podnosząc swoją kościaną dłoń- Jeśli wszystko tutaj jest kłamstwem to, co jest prawdą? Czy zabijając siebie odnajdziemy prawdę?- w jego ręce nagle pojawił się twój Odłamek, którego jeszcze przed chwilą trzymałeśw rękach*.

Zrobił nim młynek w powietrzu i wbił mocno w ziemię, aż do połowy.

- Takie proste, a może jednak zbyt trudne. Może to jest odpowiedź na wszystkie pytania. Nieosiągalna za życia- powiedział wyjmując z ziemi i przystawiając ci z niesamowitą szybkością twój miecz do szyi oraz kładąc twoją rękę na rękojeści.

- Masz ochotę poznać prawdę? Czy może jednak nie jesteś na to gotowy? Zabijesz się czy nie?

Miecz dotykał twojej szyi i wystarczyłoby, tylko mocniej pociągnąć, żeby oderwał ci głowę.

*3355=2+2=4 do 5, rzut na percepcje

---

Diavol

Słysząc twoje pytanie zaczął się mocno śmiać i chwilę trwało zanim się uspokoił.

- Przepraszam- powiedział wycierając łzy- Już tak mam, że niektóre rzeczy nad wyraz mnie rozweselają. Jeśli zaś chodzi o opatrunek to nauczyłem się od jakiejś lekarki? jednak raczej nie chcesz o niej słuchać- spojrzał na ciebie wymownie.

- Wypadałoby ci też wyjaśnić, kim tak naprawdę jestem.

Chwycił opaskę na oku i ją ostrożnie zdjął, a ciebie niewiadomo skąd przeszedł dreszcz i to nie na widok jego czarnego oka o czerwonych, jak piekło tęczówkach.

- Zwykle zdejmuję ją, tylko w czasie walki z wymagającym przeciwnikiem- powiedział ostentacyjnie zmieniając szerokość ,,czerwonego pierścienia?- Pokazuje mi, czym dokładnie jest dane stworzenie? przy okazji zauważyłem już od początku, że ty też nie jesteś człowiekiem, choć kryjesz swoje ciało pod potężną iluzją. Kim dokładnie jesteś?- zapytał się nie robiąc żadnych gwałtownych ruchów.

Nawet nie patrzył w twoją stronę i czekał na odpowiedź żując zerwany z ziemi strąk jakiegoś zboża. Wyczułeś też, że szermierz zmienił się po zdjęciu opaski i to nie tylko dlatego, że miał inny wygląd, lecz z powodu, iż jego obecność zaczęła cię przytłaczać, przez co musiałeś uklęknąć na jedno kolano*. Zdawało ci się też, jakby to oko wpływało na otoczenie wokół siebie i czyniło jego posiadacza silniejszym.

*4225=-1+2=1 do 5, rzut na odporność psychiczna... mocno ci dowalił

---

Rumulus

-Raczej ja i ty nie mamy zbyt wielkiego wyboru. Przy okazji pamiętasz w ogóle, jak dostałeś się do tej Sali? Wiem, że szedłem jakimś tunelem i potem pustka, znalazłem się tutaj- powiedział twój klon.

Zamyśliłeś się i rzeczywiście nie pamiętałeś, jak się tu dostałeś i to samo mu oznajmiłeś.

- To mamy mały problem. Te lustra muszą jakoś na nas wpływać, bo ja też mam się za prawdziwego siebie- powiedział robiąc niewinną minę- Próbowałeś już zbić jedno z nich?

Podszedł do jednego z nich i wyciągnął Tancerza, a potem lekko dotknął końcówką ostrza jego powierzchnię. Rapier nie napotkał oporu i twój klon popchnął go mocniej, a jego ostrze wynurzyło się ze wszystkich luster wokół. Cofnął rękę, a wszystkie ostrza zniknęły, aby ponownie się pojawić i polecieć w waszą stronę ciągle się przedłużając.

Ledwo zablokowałeś swoim rapierem jedno z nich, które popchnęło cię do tyłu w kierunku innego*. Jednak potknąłeś się i upadłeś na ziemię uderzając głową o ziemię, a ostrze przeleciało nad tobą**. Tyle samo szczęścia miał twój klon. Leżeliście na ziemi, a nad wami widniała krzyżówka setek ostrzy gotowych was posiekać. Do tego po bliskim spotkaniu z ziemią twoja głowa niemiłosiernie bolała i nie pozwalała ci się skupić.

- Masz jakiś pomysł?- krzyknął do ciebie, chociaż i tak za chwilę pewnie wpadłby na to samo, co mu zaraz powiesz.

*5524=1+4=5 do 5, rzut na blok rapierem

**2425=-1+3=2 do 4, uniki

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jimmie

- Co ty tam do mnie mówisz pluszaczku? - uśmiechnąłem się wrednie czując jak twarz układa mi się w jeden, bardzo nieprzyjemny wyraz.

Jeżeli ktoś próbował wprowadzić mnie w pułapkę to gorzko tego pożałuje, po chwili zdałem sobie sprawę, że ryknąłem śmiechem aż echo rozniosło się po ulicy. Dobrze, niech próbują, niech kładą fundament pod swoje unicestwienie a kiedy przyjdzie pora będą błagać o litość, zachichotałem wrednie. Już nie było sensu udawać swojej prawdziwej tożsamości choć z racji tego, że trwał już dzień musiałem uważać aby się nie usmażyć.

- Przeklęte słońce. - rzuciłem na głos. Może usłyszy to ta cała Pani i zmieni pogodę co niewątpliwie pomogło by w moim polowaniu. Skoro pluszaczek tak bardzo chciał swojej śmierci to ją dostanie, ale sługus Pani czy nie - nie zamierzałem zadać mu jej powoli. O nie. Demon wie jak nasycić się bólem. Potarłem dłoni i oblizałem usta. - Zatem, drogi przyjacielu, wyglądasz jak w agonii a dodatkowo chcesz, żebym ukrócił twoje cierpienia? - ryknąłem śmiechem aż okiennice zadrżały. - Czy naprawdę Pani powiedziała tobie kim jestem? Głupcze. Demony żyją z cierpienia. Żywią się ciałem i krwią, ale ich dusze sycą się nic innym jak bólem i cierpieniem. Poprosiłeś złego nieznajomego o pomoc... - wyszczerzyłem zęby.

Byłem głodny, ale miałem też instynkt przetrwania. Co prawda nie wiem co musieli by napchać do tej zabawki, żeby chociaż odrobinę mi zaszkodzić, ale nawet demon może wykazać raz się ostrożnością, czyż nie? Poza tym samo zachowanie tego czegoś było interesujące. Tak jakby ktoś wdzierał mu się do głowy co musiało być bardzo nieprzyjemnie. Musi mnie nauczyć! Hahaha!

- Najpierw cię przebadam... - chwyciłem pluszaka w łapy ściskając go najmocniej jak się da. - A potem cię pokroję... - śmiałem się przez całą drogę do jednego z tych opuszczonych domów gdzie mogłem zrzucić z siebie powłokę statuy i mieć pełną paletę narzędzi do wyboru.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zabić się?

Co w ten sposób osiągnę? Jak znajdę odpowiedź? Gdzie pójdę? Czy w zaświatach jest miejsce dla takich jak ja?

To nie jest Mistrz. Mistrz nie stworzył mnie, bym się zabił. Tricerio nie jest jak Dyorio. Nie powstał tylko po to, by zginąć. Nie zawiedzie. Nie umrze.

- Nie jesteś Mistrzem! Kłamiesz! - krzyknąłem, unosząc Odłamek nad siebie, by po chwili opuścić go na głowę NieMistrza.

Nie zostanę tutaj. Dotrę do zamku choćbym miał zrównać całe miasto z ziemią. I nic, żywe czy martwe, mnie nie powstrzyma.

--------------------------------------------

PP: 5

WB: 22

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Pomysł! Masz jakiś pomysł?!

Pokręciłem chwilkę głową i wreszcie dotarł do mnie sens słów mojego klona. Uśmiechnęliśmy się równocześnie.

- Myślisz o tym samym co ja?

- A czy sam sobie z tym poradzisz?

- Wystarczy, że ja zaryzykuję. Na świecie musi zostać choć trochę wspaniałości Manstchoffenów... Jakby mi się nie udało, postaraj mi się pomóc, ok?

Zacząłem się czołgać w kierunku najbliższego lustra. Miałem od groma i trochę teorii o tym, co tu się działo. Po odrzuceniu teorii o halucynogenach(tymczasowo, ją też sprawdzę) i kliku innych pomysłów postanowiłem spróbować dwóch rzeczy. Trochę zaboli, będzie ryzykowne, ale może przynieść jakiś rezultat.

- Powodzenia!- zawołałem, leżąc kilka dalej. Znaczy się zawołał "klon".

Przyłożyłem Tancerza do dłoni. Jak to dobrze, że nie jest srebrny, nie będzie blizny. Po chwili spoglądałem na kilkucentymetrową ranę, z której sączyła się krew. Leciutko dotknąłem jej językiem. Powoli przyłożyłem dłoń do lustra i nacisnąłem taflę.

Jestem ciekawy efektu. Po pierwsze, sprawdzę, czy Rumulus Drugi nie powstał po dotknięciu lustra. Po drugie, spróbuję sprawdzić, czy to nie jest pułapka telepatyczna: krew powinna pomóc. Przez te pięćdziesiąt lat nie odbijałem się nawet w wodzie! Coś tu na pewno dzieje się z moim umysłem. Po trzecie zaś, zobaczę, czy uda mi się wyjść tuż nad ostrzami i natychmiast zacząć lewitować. Raz wampirowi śmierć. Jeśli się nie uda, zajmę się filozofią...

________

FP: 4

WB: 22

Wykorzystam aspekt "Wampir". Mimo wszystko, anormalna, w pewnym sensie magiczna krew osobnika łaknącego hemoglobiny powinna mieć jakiś efekt. Niech Shaker zadecyduje, co się stanie i czy do takiej akcji wymagany jest FP.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Diavol

-Fajna...- Na chwilę płuca mi się zacisnęły i nie mogłem nawet wydać dźwięku- Fajna sztuczka. Chcesz wiedzieć czym jestem? Skoro wyczułeś moją iluzję to nie ma sensu jej dłużej trzymać -Zdejmuję z siebie iluzję i pokazuję swoją prawdziwą formę.

-Teraz widzisz czym jestem. Skorupą człowieka. Wyrzutkiem... Ale wiesz co? Przestało mi to przeszkadzać. Więc jeżeli chcesz zrobić coś, prócz stania tutaj i gapienia się w dal, to zrób to teraz. Jestem gotowy na każdą ewentualność.

-------------------

WB: 22

PP: 5

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Słońce wolno przesuwało się po nieboskłonie, jakby w ogóle się nie spiesząc. Chcąc triumfować nad księżycem i jak najdłużej utrzymać się na widoku, by każdy mógł czerpać radość i energię z jego obecności, jak najdłużej. Nie licząc oczywiście istot najpodlejszych, które na tym świecie żyją i karmią się wszelką siłą żywą. Siejąc nienawiść i smutek w naszych sercach, namawiając do zdrady i innych czynów przeklętych. Ich królestwem jest ciemna noc, w którą nawet najodważniejszego nocnego wędrowca przeszywa dreszcz. Nienawidzą słonecznych i gorących dni, przez które nie mogą zrzucić swego przebrania i polować swobodnie na swe nic niespodziewające się ofiary. Tak też słońce świeciło dzisiaj nad miastem zwącym się Astrią, gdzie teraz trwał niepisany turniej, którego to losy nie są do końca przesądzone.

Nagle jedna z najstarszych dzielnic miasta obróciła się w pył po potężnym wybuchu, który tam nastąpił i wstrząsnął całą okolicą tak, że w nawet najdalszym zakątku Astrii można było odczuć minimalne jego skutki. W powietrze zaś uniosła się wielka chmura dymu i pyłu, który pozostał po zrujnowanych budowlach. Zatem pewnym było to, że walki wciąż trwały i były bardzo zacięte. Nikt tu nie przybył na marne, lecz by zdobyć nagrodę swych marzeń. Ta zaś należy się tylko temu jedynemu, który przeżyje zostawiając za sobą trupy swoich przeciwników.

---

Jimmie "Wesoły Clown"

- Czy ty jesteś taki tępy, czy tylko takiego udajesz, bo ja już nie wiem?- wrzasnęła na niego wyraźnie zmęczonym głosem- Rozszarp mnie! Zniszcz moje ciało lub zrób cokolwiek, tylko uwolnij mnie od niej! Przeklinam cię na twoje dawne człowieczeństwo!- krzyknęła zabawka.

Ty zaś poczułeś na sobie narastającą ilość spojrzeń. Coś było nie tak, jednak na twój demoni umysł było to nie tyle niepojęte, co niezrozumiałe. Pluszak odwołał się do twojego społeczeństwa, jednak w tobie nic z niego nie pozostało. Jesteś bestią i nie masz uczuć, tylko wiecznie niezaspokojone pragnienie i zduszone gdzieś w środku wspomnienie, któremu nigdy nie daje się prawa głosu.

- Już dłużej? nie mogę. Powiem wszystko, zrobię cokolwiek, tylko unicestwij mnie!!!

W tym momencie kilka budynków dalej nastąpiła wielka eksplozja, która rozniosła w pył całą dzielnicę, a ciebie i pluszaka odrzuciła z niemałą siłą do tyłu. Z wami poleciały też roztrzaskane na kawałki domy i wszystko, co jeszcze leżało na drodze fali uderzeniowej powstałej na skutek wybuchu.

Wybuch był na tyle silny, że lekko uszkodził twoje ??ciało?, jednak nie było to godne twojej uwagi. Rozejrzałeś się wokół i zobaczyłeś pustą przestrzeń, którą przesłaniała wielka chmura kurzu i dymu. Obok ciebie przy zrujnowanej ścianie leżała na wpół rozdarta zabawka, którą jeszcze chwilę temu trzymałeś w rękach. Zdawałoby się, że nie zostało już w niej żadne życie, jednak ta nagle odwróciła głowę w twoją stronę.

- Zabij?

W tym czasie chmura pyłu zdążyła już trochę opaść i dało się już dostrzec, iż zniszczenia wywołane przez nagłą eksplozję są imponującej wielkości. Zobaczyłeś też kontury czegoś lub kogoś, co znajdowało się w samym epicentrum wybuchu. Na myśl o świeżej krwi poczułeś podniecenie, jednak została jeszcze niezałatwiona sprawa z pluszakiem, a zwłoka mogłaby znowu cię oddalić od następnej ofiary z krwi i kości.

*4622=-1+4=3 do 4, masz lekkie uszkodzenia, dokładnie to pierwsza kratka

---

Tricerio

Zamachnąłeś się swoim odłamkiem chcąc zmiażdżyć NieMistrza, jednak on nawet się nie poruszył, tylko się uśmiechnął. W kimś słabszym wzbudziłoby to strach i spowodowało chwilę zwątpienia, jednak ty się nie wahałeś*. Dobrze dla ciebie, bo nagle NieMistrz mając centymetr od siebie twój Odłamek z niewiarygodną szybkością uchwycił go i zablokował bez żadnych trudności swoją kościstą ręką. Chciałeś zabrać swoją broń, jednak on nie chciał jej puścić.

- Hahahahah?- jego śmiech niósł się echem po opustoszałej nagle okolicy- Nie jesteś taki słaby, jak sądziłem- powiedział NieMistrz już innym głosem, który był nienaturalnie niski , a jego oczy zajaśniały czerwienią.

Dokoła was pojawili się ci sami ludzie, co wcześniej, jednak teraz trochę zdeformowani o nienaturalnych kształtach stworzeni z czarnego, jak smoła dymu ze świecącymi się na czerwono oczyma wpatrzonymi w ciebie. Tak samo postać, która trzymała twój Odłamek z pewnością nie była już nawet NieMistrzem. Wyglądała, jak upiór ze świecącymi się setkami czerwonych par oczu i z przerażającym uśmiechem*, który w rzeczywistości mógł być czymkolwiek. Do tego ta wręcz surrealistyczna cisza, która stawała się nie do wytrzymania.

Jednak on bez wahania odrzucił twój Odłamek na bok i spojrzał się prosto w twoją stronę.

- Nie zawiedź mnie, a otrzymasz swoją nagrodę- powiedział upiór tym wręcz nienaturalnym głosem.

Nagle poczułeś, że twoje ciało staje się ciężkie i upadłeś na kolana, a chwilę potem już leżałeś płasko na ziemi patrząc się w stronę tej mrocznej postaci. Zacząłeś pogrążać się w ciemności i widziałeś już tylko jej upiorny nierealny wręcz uśmiech.

- Nie okazuj litości. Nie ufaj, bo zostaniesz zdradzony. Zabij każdego?. KAŻDEGO!!!- usłyszałeś jego ostatnie słowa, które kończyły się szaleńczym śmiechem.

????????????????

Otwierasz oczy i zdajesz sobie sprawę, że leżysz na ziemi, a obok ciebie twój Odłamek. Nad tobą zaś pochyla się rudowłosa dziewczyna. Jest też całkiem naga, jednak zachowuje się, jakby jej to w ogóle nie przeszkadzało. Ciało ma zgrabne i bez jakichkolwiek oznak starzenia się, co razem z piwnymi bystrymi oczyma tworzy ją czymś na wzór bogini.

- Nic ci nie jest?- jej delikatny głos przenika cię do głębi i słuchanie tego, co mówi sprawia ci wręcz przyjemność.

W tej chwili liczy się, tylko ona i nie ma nic innego**. Jej urok nie pozwala ci oderwać od niej oczu, lecz co powiedzieć? Co zrobić?

*5643=2+4=6 do 3, czyli zastraszanie mi nie wyszło

**1236=-1+2=1 do 4, nic nie widzisz :]

---

Diavol

Wypluł strąk zboża, jednak nie spojrzał się w twoją stronę. Założył opaskę z powrotem na oko, a ty poczułeś wielką ulgę.

- Nie twierdzę, że nie jesteś gotowy na każdą ewentualność- powiedział spokojnym tonem- Muszę też powiedzieć, że wyglądasz okropnie, no ale to pewnie wiesz- zaśmiał się z lekka.

- Jednak do rzeczy. Nie mam zamiaru z tobą walczyć. Mimo, iż z początku miałem wątpliwości to teraz jestem w stanie ci zaufać. W sumie to oboje nie jesteśmy do końca ludźmi- popatrzył w twoją stronę i uśmiechnął się przyjacielsko.

- Powiedźmy też, że przyszliśmy tu w podobnym celu. Na turniej, jednak kierowani innymi pragnieniami. Zatem, jeśli chcesz to możesz pójść razem ze mną w kierunku tego ,,zameczka?. Ja poszukam istot z piekła rodem, a ty może dowiesz się czegoś więcej o tym turnieju. Jak już ustaliliśmy, co i jak, a więc w drogę!- powiedział i ruszył powolnym krokiem jedną z bocznych uliczek.

Szedł na tyle wolno, że mogłeś za nim spokojnie podążać lub nawet iść na równi z nim. Johnson nie powiedział zbyt dużo i pewnie mógł mieć jeszcze kilka ciekawych informacji w zanadrzu. Od ciebie zależało zaś to, czy podążysz za nim, czy odejdziesz w przeciwnym kierunku.

---

Rumulus

Z początku nie było żadnego efektu i po chwili zacząłeś tracić wiarę, że cokolwiek się stanie. Jednak chwilę potem powierzchnia lustra zajaśniała krwistą czerwienią. Na początku jedno lustro, a potem wszystkie wokół. Nagle krew dosłownie wylała się z nich z szybkością górskiej rzeki. Chwilę potem pływaliście już w krwi, a sala dosłownie zaczęła się zapełniać unosząc was w stronę ostrych, jak brzytwa ostrzy, przed którymi nie było ucieczki. Jednak nagłe trzęsienie ziemi powstałe na skutek wybuchu na powierzchni spowodowało, iż kawałek sufitu oderwał się i spadł na jedno z luster, które przez to rozbiło się w drobny mak. Wszystkie lustra zaczęły pękać, a same ostrza zamieniły się w pył. Poziom krwi też zaczął opadać pozostawiając na ramach dawnych luster krwawe ślady.

Podniosłeś się z ziemi i zauważyłeś, że to samo uczynił twój klon.

- Czy to są jakieś żarty?- powiedział zanim zdążyłeś zobaczyć to, co on dostrzegł za twoimi plecami.

Odwróciłeś się i przez ramy dawnych luster dostrzegłeś w oddali wielkie zwierciadło. Sala stała się też nagle, jakby większa, a sufit był ewidentnie wyżej, niż ostatnio.

Bez słowa ruszyliście w kierunku zwierciadła. Gdy się tam zbliżyliście wasze odbicia deformowały się i wyczułeś też, że jego powierzchnia pulsuje i stara się do was przemawiać.

Nagle twój klon wybiegł przed ciebie i zablokował ci drogę.

- Nie rób tego! Nie dotykaj go! Błagam! Czuję? czuję, że coś jest z tym nie tak- powiedział drżącym głosem- Nie czujesz tych rąk zaciskających ci się na szyi? Jak to dotkniesz to pewnie nie będzie już odwrotu- zapytał się i stwierdził pewien istotny fakt, który sam już wcześniej sobie uświadomiłeś.

Twój klon zyskał własną świadomość. Niewiadomym sposobem zmienił swoje zachowanie lub też wcześniej udawał, iż jest tobą stosując, jakieś dziwne sztuczki. Jednak nie zdążyłeś się nad tym namyśleć, bo ze zwierciadła nagle wystrzeliła koścista ręka i porwała twojego klona. Zostałeś sam?

??Czego chcesz??- usłyszałeś w swojej głowie dziwny głos- ??Czego chcesz??- powtórzyło się pytanie w twojej głowie.

Zauważyłeś, że na zwierciadle zostały wyryte jakieś runy, jednak były dla ciebie niezrozumiałe* poza jednym słowem: ,,Śmierć"

*2335=0+1=1 do 2, za mało...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jimmie

Uśmiechnąłem się szeroko prezentując komplet ostrych jak brzytwa zębów. Wybór posiłku był wiadomy - pluszaczek posłuży za przekąskę a to coś co było w centrum za danie główne, muhahaha! Śmiejąc się szaleńczo doskoczyłem do sługusa Pani i zacząłem rozrywać górną część ciała na strzępy aby potem lepiej je przemielić. Macki ciemności także ruszyły do zachłannego posiłku kiedy pluszaczek, wśród krzyków agonii, znikał po kawałku. Był jednak niewielkim posiłkiem, ale bardzo zaostrzył apetyt na coś większego. Potężniejszego... nie bardziej niż ja. Jakąś część mojego szalonego umysłu została jednak do pilnowania czy aby coś co może zostało umieszczone w pluszaku nie zacznie mi szkodzić, paranoja czasami popłacała. Teraz jednak mój wzrok był skupiony tylko na jednym. Na kolejnej ofierze.

- Kimkolwiek jesteś wybrałeś złe miejsce na fajerwerki. - syczałem groźnie pod nosem biegnąc w stronę epicentrum wybuchu, na szybko przybierając formię kamiennego klowna. Teraz nie zamierzałem bawić się w gierki. Chciałem, To pragnęło tylko znaleźć się tam, zabić co będzie do zabicia, nasycić swój głód a potem szukać kolejnej ofiary.

---

FP: 4

WB: 22

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zdezorientowanie spowodowane tym, czego właśnie doświadczyłem zniknęło jak zdmuchnięte wiatrem, zastąpione głosem. Głosem, który niósł ze sobą uczucia, o których nie wiedziałem, że w ogóle potrafię ich doświadczyć. Nawet podnosząc się z ziemi na moje kolana nie mogłem spuścić oczu ze źródła tego dźwięku. Dziewczyna, człowiek, czysta i kompletna, bardziej niż ktokolwiek, kogo dotąd widziałem. Nawet Mistrz mógł tylko marzyć o stworzeniu czegoś takiego. Wnet poczułem ogarniającą mnie zawiść, pragnienie, by rozerwać ją na strzępy z zazdrości o coś, co nigdy nie było mi dane. Mógłbym to zrobić bez żadnego wysiłku, bez problemu mogę wskazać każdą kość, każdy mięsień, każdy sposób, w jaki ona mogłaby umrzeć. Ale nieważne jak bardzo się wściekam, nie mogę zmusić się do podniesienia ręki na coś tak pięknego. Złość szybko przeminęła, zastąpiona ciekawością.

- Kim jesteś?

------------------------------------------

PP: 5

WB: 22

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ta sytuacja zaczyna mnie już powoli irytować. Wpierw mój klon, który już zniknął, teraz to jedno, wielkie niebezpieczne lustro, prze którym stałem zaczynało mnie irytować. Koścista ręka i napis "Śmierć" zdają się podpowiadać przeznaczenie tej dziwnej tafli szkła. W różnych kultur Śmierć jest przedstawiana z pewnymi różnicami, ale zawsze ma jakiś związek z ludzkim szkieletem. Te lustra są przerażające. Odbijam się w nich, choć nie powinienem, a na dodatek odtwarzają wszystko, co je dotknie. Mój klon zaś mógł być jakiś psychicznym atakiem, doplerem umysłowym lub fizycznym... Za dużo niewiadomych. Powoli zaczynam zbliżać się do lustra.

- Chcę tylko umrzeć z honorem, w uczciwej, pasjonującej walce zakończyć mój przeklęty przez los żywot. Czy mi w tym pomożesz? Poza tym ta komnata nie była celem mojej podróży, Strażniku. Nie chcę ci w niczym zagrozić, ale jeśli chcesz walczyć, niech tak będzie.

___

FP: 4

WB: 22

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Diavol

No w sumie, to co mi szkodzi... Mogę iść za tym cudakiem. Mam nadzieję tylko, że mi się to opłaci...

Założyłem ręce za głowę i ruszyłem powolnym krokiem za Johnsonem. Po chwili zamyślenia postanowiłem się czegoś dowiedzieć:

-Chłopie, powiedz mi coś.- Powiedziałem do mojego nowego "towarzysza".- Co Ty tu właściwie robisz? Jesteś jakimś łowcą demonów czy coś w tym stylu? Wiesz, spotkałem w swoim "życiu" kilku egzorcystów i muszę powiedzieć, że nie byli zbyt weseli. Myślisz, że to przez te demony i rytuały, czy jednak te kadzidła? Też nie byłbym zbyt wesoły jakbym musiał wąchać to obrzydlistwo. No ale cóż, to ich wybór. Ale wracając do tematu, jesteś jednym z tych ponuraków? Bo nie wyglądasz, wiesz?

Oczekując odpowiedzi rozglądałem się po okolicy w poszukiwaniu czegoś interesującego.

____________________

FP: 5

WB: 22

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ronald, który jeszcze niedawno był sługą wielmożnego Leonarda dopóki ten nie padł martwy na ziemię. Jedyne, co mógł teraz zrobić to zapewnić mu dobry pochówek i usypać mu mały kurhanik. Kto wiem może gdyby wyruszył od razu, by powiadomić ojca panicza o śmierci syna to nie spotkałby na swojej drodze nieznajomego podróżnika. Nie patrzyłby teraz pustym wzrokiem w niebo i nie wisiałby wysoko nad ziemią z klatką piersiową przeszytą przez wielki kolec wystający z ziemi. Jednak nie miało to znaczenia, bo i tak niedane mu było dostarczyć tą wiadomość. Także dla każdego, kto przekroczył bramy miasta nie było możliwości ucieczki, aż do czasu zakończenia turnieju. Umowa, której złamanie karane jest czymś gorszym niż śmiercią?

---

Jimmie "Wesoły Clown"

Szybko rozprawiłeś się z pluszakiem, który chciał widocznie zostać rozszarpany. W tym też momencie opuściło cię to uczucie, które towarzyszyło ci od czasu spotkania z tą małą zabawką. Wszystkie te tajemnicze spojrzenia, które były zwrócone w twoją stronę, znikły tak szybko, jak się pojawiły.

Nie miałeś zbytnio pojęcia, co to mogło oznaczać, jednak w tej chwili ciebie interesowało coś innego. Nowa ofiara, która mogła zaspokoić, chociaż po części twoje rządze.

Zatem bez wahania ruszyłeś w kierunku epicentrum wybuchu. W miarę zbliżania się widziałeś coraz dokładniej sylwetkę tej osoby, jednak to, co zobaczyłeś zbytnio cię nie zachwyciło. Z uwagi, iż zanim dotarłeś wystarczająco blisko domniemana ofiara padła na ziemię i jak się okazało był to już częściowo spopielony trup, którego przynależności do jakiejkolwiek rasy nie można było już odgadnąć.

- Heh. Nie sądziłem, że będzie tutaj ktoś na tyle głupi, by otwarcie udać się w same epicentrum wybuchu. No, ale oszczędziłeś mi zachodu- powiedział ktoś szorstkim głosem zza twoich pleców.

Odwróciłeś się natychmiastowo i ujrzałeś człowieka, a dokładniej mężczyznę. Na oko miał około 30 lat i nosił czarne długie spodnie oraz śnieżnobiałą pogniecioną koszulę, a do tego miał kilkudniowy nieregularny zarost. Tlący się papieros w ustach oraz jego postawa sprawiały wrażenie, jakby był znudzony i chciał to wszystko, jak najszybciej skończyć oraz wrócić do domu. Najbardziej w oczy rzucał się zaś fakt, iż chodził całkiem boso.

- Oszczędźmy sobie monologów. Oboje wiemy, po co tu jesteśmy. Wypadałoby, tylko wypowiedzieć swoje imiona. Tak dla szacunku, wobec przeciwnika by wiedział z czyjej ręki zginie. Ja zacznę? Thomas Marshall.

Prawdopodobnie nie przyjrzał ci się dobrze, bo widocznie cię nie doceniał i myślał, że jesteś kolejnym marnym przeciwnikiem. Niedługo pewnie zrzednie mu mina, jak zobaczy, kim naprawdę jesteś?

---

Tricerio

Na twoje pytanie odpowiedziała powalającym uśmiechem.

- Lilith. Jestem Lilith- powiedziała z radością.

Jej obecność przynosiła ukojenie, a słowa, które wypowiadała były tak delikatne, że byłeś pewien, iż odpowiedziałbyś na każde pytanie i zrobiłbyś cokolwiek, gdyby tego chciała.

Oboje patrzyliście na siebie i ona, choć tak doskonała nie widziała w tobie nic złego, nie miała żadnych uprzedzeń. Pierwszy raz od czasu, gdy zostawiłeś mistrza ktoś patrzył na ciebie nie przez płaszczyznę tego, jak wyglądasz. To było niezwykłe?

Rozmyślenia przerwał ci zaś odgłos wystrzału. Wszystko działo się, jakby w spowolnionym tempie. Widzisz, jak tą piękną dziewczynę trafia nagle, jakiś pocisk, a jej oczy wyrażają zaskoczenie i zanim zdąży cokolwiek powiedzieć ładunek w nim ukryty eksploduje odrzucając dziewczynę w kierunku budynku nieopodal. Podnosi się z ziemi, opierając się jedną ręką o ścianę, a w jej oczach jest coś na kształt przerażenia. Wystrzelone skądś więzy łapią ją i widzisz, jak wstrząsają nią drgawki. Upada na ziemię nieprzytomna.

- Odbiór, tu ALPHA. Unieruchomiliśmy cel. Przygotowujemy się do transportu. Brak jakichkolwiek nieprawidłowości?- usłyszałeś przytłumiony głos niedaleko ciebie.

Nagle wszystko do ciebie dotarło. Trzy postaci wyposażone w dziwne białe kombinezony okrywające całe ciało biegły w stronę nieprzytomnej dziewczyny i raczej nie chciały jej pomóc. Do tego jedna z nich zatrzymała się nad tobą i wycelowała w ciebie karabin. Bez wahania nacisnęła spust, jednak kule odbiły się od metalowych elementów w twoim ciele i nic ci nie zrobiły*.

Zdałeś sobie od razu sprawę, że będą chcieli cię zabić i zabrać tą ,,doskonałą? istotę, która była ci tak bliska, a jednocześnie tak daleka. Nie wiedziałeś, co to było, jednak chciałeś ją ocalić**. Jej urok, nawet teraz, gdy leżała tak związana i bezbronna na ziemi budził uczucia, których nie mogłeś do końca zrozumieć.

Obojętnie, co zrobisz. Oni raczej nie będą chcieli darować ci życia.

- Nie wiem, jakim cudem odbiłeś moje pociski, ale tego już nie przeżyjesz- powiedziała postać w białym kombinezonie i wycelowała w ciebie jakąś wielką tubę.

*1216=-2+5=3 do 2, brak efektów

**1634=0+4=4 do 5, z tym nie wygrasz tak łatwo...

---

Diavol

-Czy jestem egzorcystą? Nie. Oni próbują wypędzić demony, a gdy się nie powiedzie to wzywają mnie podobnych. Różnica polega na tym, że my je unicestwiamy. Zabijamy też przy tym nosiciela, no ale taka już nasza praca. Poświęcenie jednych osób, ratuje życie innym- powiedział spokojnym głosem.

Nastąpiła chwila ciszy, którą przerywały, tylko odgłosy możliwych potyczek gdzieś w innych częściach miasta.

- Przechadzając się w pobliżu natrafiłem na pewien ciekawy jeszcze w pełni sprawny warsztat i możemy tam po drodze zaglądnąć. Jestem pewien, że byłbym w stanie poprawić sprawność twoich ,,zabawek?- powiedział i chwilę później znaleźliście się przed budynkiem nieróżniącym się za wiele od innych w okolicy.

Stary, częściowo rozpadający się dom, jednak szermierz niezrażony uchylił drzwi i wszedł do środka. Okazało się, iż w podłodze ukryte było wejście, które prowadziło kilkanaście metrów schodami z kamienia emanującego dziwną poświatą. Na samym dole ujrzałeś przestronną komnatę oświetloną bladym światłem wytworzonym przez podobne kamienie, którymi wyłożona została ściana. Pomieszczenie wyglądało, jak połączenie warsztatu i kuźni, a poza tym było tu pełno różnych części, których przeznaczenia mógłbyś się, tylko domyślać. Panował tu, jednak godny pozazdroszczenia porządek. Twoją uwagę przyciągnęła półka, na której były rozłożone klejnoty emanujące różnymi kolorami. Począwszy od czystej bieli, a skończywszy nawet na najciemniejszej czerni.

- Lepiej nie dotykaj. Mogę się założyć, że ten ostatni nie służy do niczego dobrego. Nie muszę, nawet zdejmować opaski, by o tym wiedzieć- powiedział i odłożył swój ekwipunek na bok- Jeśli chcesz to zajmę się twoją bronią i może kto wie uda mi się ją wzmocnić. Choć oczywiście cudów nie obiecuję.

Zaś emanujący czarną postacią kamień spoglądał na ciebie z półki i kusił, jak jakiś niedostępny i drogocenny skarb. Johnson zaś zajął się swoją kataną czekając na twoją odpowiedź i nie zwracał większej uwagi na to, co robisz.

---

Rumulus von Manstchoffen

Walczyć?

Twój umysł dotknęło nagle coś nieznanego, przez co na chwilę zakręciło ci się w głowie.*

Rozumiem? turniej? przelana krew? ahhh? ci głupcy jej nie docenili. Ty zaś przybyłeś tutaj szukać śmierci? Dziwni jesteście, wy istoty żywe. Jednak, jeśli chcesz mogę cię wyprowadzić z podziemi i dodać ci sił, lecz pod jednym warunkiem.

,,pod warunkiem? ta część tego, co powiedział ci w myślach od razu ci się nie spodobała, jednak w obecnej chwili nie miałeś większego wyboru.

W zamku jest pewien klejnot i uwierz mi, gdy go zobaczysz to nie pomylisz go z niczym innym. Od razu będziesz wiedział, że to on. Jedyne, czego od ciebie oczekuję to to, żebyś go rozbił o ziemię. Tylko o tyle proszę.

Obok wielkiego zwierciadła otworzyło się ciemne przejście, w którym było widać schody prowadzące w górę.

Po drodze najpewniej spotkasz strażnika. Radzę się mieć na baczności, bo on nie zna litości. Zaprawdę powiadam ci, że jest on synem nienawiści?

Przyjąć ofertę nieznajomej istoty, czy odejść odrzucając stawiane przez niego warunki?

*- powiem tak... nie było sensu rzucać

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To

- Po co tu jestem?! - zawołałem piskliwym głosikiem niemal natychmiast próbując nałożyć na siebie maskę klowna, nieszkodliwego choć trochę szalonego, ale nadal nikogo kto wedle oceny tego zadufanego w sobie worka mięsa, które zaraz rozpruję byłby jakimkolwiek przeciwnikiem*. - Ależ ja sam nie wiem! Wróć... czasami wiem, czasami nie, to jedna wielka karuzela! - zaśmiałem się donośnie robiąc piruety dookoła siebie, które - a przynajmniej starałem się - minimalnie, kroczek po kroczku przybliżały mnie do celu i ciągle go obchodzić. Szczególnie kiedy mój cień mógł znaleźć się w jego zasięgu. Musiałem aż powstrzymywać się od ślinienia na myśl o nowym posiłku.

Już niedługo, bardzo niedługo ten marny, nic nie warty śmiertelnik przekona się, że w swej bucie wstąpił prosto w przedsionek najczarniejszego kręgu piekła, pomyślałem jeszcze trzymając swoją demoniczną część na uwięzi aby nie zdradziła zbyt wcześnie zamiarów ofierze. Mam nadzieję ujrzeć na twej twarzy strach, najgorsze przerażenie kiedy ujrzysz koszmar wszystkich światów, niszczyciela, roznosiciela apokalipsy a potem cudowny widok kiedy życie będzie z niego uchodzić... albo uciekać, wyrwane razem z sercem i wnętrznościami. W głowie ziejącej ciemnością rozbrzmiało echo nieludzkiego dźwięku.

- Jestem tylko klownem, który zabawia dzieci i nie tylko wędrując po tym szerokim i smutnym świecie. A wiesz czego potrzebuje smutny świat? - klasnąłem rękami śmiejąc się jakbym miał zaraz stracić oddech. - Właśnie brachu! Śmiechu! Rozbawiam ludzi! To miasto zdecydowanie potrzebuje dobrego humoru, samych smutasów tutaj spotykam...

Cienie robiły się coraz dłuższe. Nieomylny sygnał, że zbliża się noc, moje królestwo. Ciemność zawsze nadchodzi.

- Mizs deny uai qoesefr sa xy neddyk...** - uśmiechnąłem się drapieżnie odsłaniając w jednej sekundzie wszystkie walory demonicznego ciała, które powinno wzbudzać skrajny lęk w sercach moich wrogów.

Jednocześnie, wcześniej skupiwszy się, cień mej postaci będący w pobliżu wroga wystrzelił w górę formując się w coś w rodzaju ostrej jak brzytwa kopii, która miała go przebić na wylot i wyrzucić w powietrze. Nie chciałem jednak aż nad to zmasakrować swojego posiłku przed samym pożarciem***.

---

FP: 4

WB: 22

*charyzma na wypracowanie darmowego aspektu (nie wiem czy dajesz go przy +4 czy wyżej ;], obojętnie czy w formie +2 czy przerzut ;p)

**w wolnym tłumaczeniu: Takich jak ty, którzy czekają na śmierć...

***naturalnie umiejętność Darkness, ale jeszcze bez specjalnych mocy ;]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak śmią? Jak śmią?! Nawet Tricerio, w całej swej zazdrości i fałszywej ludzkości nie mogłem podnieść na nią ręki! Czy to w ogóle ludzie? A może to tylko białe kształty okrywające me myśli, mą złość? Może ja ciągle śnię? Czy ją potrafię śnić? Ludzkie sny składają się z myśli i uczuć i wspomnień i odbić duszy. Moje są z iskier, brudnej krwi, potłuczonego szkła i pogiętego metalu, ścierające się kształty i białe plamy niszczące perfekcję, której szukam. Nie pozwolę. Nie pozwolę! Nie pozwolę! NieRnieOnieZnieEnieRnieWnieAnieĆnienieNnieAnienieSnieTnieRnieZnieĘniePnieYnie

Wstaję z ziemi i chwytam Odłamek w obie ręce. Zwracam się w stronę postaci biegnących ku Lilith, ignorując celującą we mnie postać. Mój miecz jakby na chwilę przebudził się do życia, wyczuwając moją wolę, będąc chętny, by ją spełnić.* Wykonuję potężny zamach, w odpowiednim momencie puszczając broń, posyłając ją ku biegnącym ludziom niczym bumerang.** Olbrzymi, metalowy bumerang, który waży dość, by połamać im wszystkie kości. Nie mogę pozwolić im dopaść Lilith, a z tym blisko mnie mogę się uporać gołymi rękami.

-------------------------------------

PP: 5

WB: 22

*Używam aspektu "Odłamek"...

**... z rzutem na Rzucanie (jak to brzmi...)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spojrzałem uważniej na lustro. Cokolwiek to było, było groźne. Skoro zaś mowa o strażnikach...

- Jesteś tu uwięziony? I ten kryształ jest źródłem mocy która cię tu wiąże? O to chodzi? Czekaj, jeszcze coś... Spotkałem po drodze pewnego mężczyznę. Nazywał się Chimbley i jak później się dowiedziałem, ukradł coś z miasta. Pewien diament. Może to o niego chodzi? Odpowiedz mi tylko na te pytania, szczerze, a ja wtedy pójdę, tak czy siak. Jeśli nie, odejdę stąd nie niepokojąc ciebie. Zgoda?

Spoglądam na ramę lustra. Musiałem przecież kiedyś, w czasie mego długiego życia, widzieć takie runy!

______

FP:3

WB:22

Korzystam z um. dot Starożytnych run wspartej aspektem "Wampir".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...