Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Turambar

Prawo

Polecane posty

Witam wszystkich.

Cieszy mnie bardzo, że temat ten powstał i mam nadzieję, że wszyscy dokonamy starań (liczę głównie na siebie i na ...AAA..., ale oczywiście na całą resztę też), aby całość funkcjonowała w dobrym stopniu.

Oczywiście proszę moderatorów o wyrozumiałość w tym okresie, ponieważ temat powstał w okresie (jak wszyscy wiemy ;)) sesji studenckiej.

Także proszę o wyrozumiałość co do mojej osoby, ponieważ studia dot. prawa rozpocząłem w tym roku, toteż zapewne błędy popełniać będę.

Niedługo zajmę się też opracowaniem szczegółowego regulaminu, który dam moderacji do zapoznania się i zatwierdzenia.

Na początek proponuję, byśmy zajęli się dwiema kwestiami w ramach rozgrzewki: prawa autorskiego i systemów licencjonowania oraz prawem dotyczącym fotografowania. Dotyczyć będą w zasadzie naszego codziennego życia, więc są dość istotne.

Prawo autorskie

Naturalnie co do gier, filmów, muzyki z internetu wszystko zostało opisane w temacie CDA a piractwo, więc w razie potrzeby proponuję do niego zajrzeć.

Problematyka, którą chciałbym poruszyć jest kwestia nie tylko zawarta w odpowiedniej ustawie, lecz także w praktyce życia codziennego.

Ustawa definiuje dozwolony użytek osobisty w dwóch zakresach: dozwolonego użytku osobistego i dozwolonego użytku poza zakresem osobistym.

W pierwszym wypadku uważam, że jego zakres oraz możliwości są wystarczające, nawet w zakresie programów komputerowych, aczkolwiek podejrzewam, że badania praktyki pokazałyby, że niejednokrotnie, jeżeli w domu jest więcej niż jeden komputer, to i na nim będą zainstalowane te same programy na jednej licencji (co formalnie jest niezgodne, lecz podejrzewam, że takie sprawy nie byłyby roztrząsane ze względu na skalę). To jest oczywiście niezgodne z licencją, a temu kto ją wydał ciągle przysługują odpowiednie prawa. Nie jest to po prostu korzystne, by tracić sumy na ściganie, gdyż odszkodowania muszą być odpowiednie do zakresu i wymiaru czynu.

W drugim przypadku jednak mam pewne wątpliwości. Taki prozaiczny przykład - awatary na forum. Są utworami (lub ich częściami) i zostały użyte. O ile w prawie cytatu (art. 29 ww. ustawy) wyraźnie definiuje zakres, w jakim możemy posłużyć się urywkami rozpowszechnionych utworów lub drobnymi w całości, jeżeli spełnimy dane warunki (aczkolwiek zakres uzasadniony wyjaśnieniami może być szeroko rozumiany), to w takim przypadku nie są ani inspiracjami, ani też w zasadzie nie spełniają żadnego z określonych w ustawie koniecznych do spełnienie czynników, by cytat był zgodny z prawem. Dość gorzka refleksja może nasunąć się, jeżeli zastosować ostrą formę interpretacji i dążenia właścicieli (firm) do całkowitego monopolu zgodnego z prawem - jeżeli masz jakiś awatar na forum, a uznany będzie za użytek nieosobisty, to możemy być bombardowani pozwami, wnioskami (no chyba, że gdzieś na stronach jest notka, że można korzystać w takich formach, aczkolwiek jedyne co ja spotkałem, to napisane z capsem ostrzeżenia i pogrożenia paluchem)...

Naturalnie praktyka pokazuje coś łagodniejszego - ile na tym forum zastosowano awatarów przedstawiających różne klatki z filmów czy screeny z gier lub innych obrazków zastosowanych przez właściciela? Ile na poszczególnych profilach jest screenów z gier czy przeróbek (też definiowanych przez ustawę (parodie są luźniej traktowane)?Nie można popadać w przesadyzm i dopatrywać się tego, co dość histerycznie próbują przedstawiać niektóre organizacje walczące z copyrightem - że nie będzie można głośniej sapnąć, bo zostaniemy zbombardowani przez pozwy, bo w jednym z utworów był właśnie taki fragment. Również w takiej sytuacji pojawia(ło by) się podejrzenie, czy aby jak nie krzyczymy "This is Sparta!" na wolnym powietrzu, to nie łamiemy prawa...

W zasadzie z miłą chęcią widziałbym tutaj zastosowanie jednego, wspólnego aktu prawnego w skali międzynarodowej, który regulowałby sprawę praw autorskich, dozwolonego użytku, cytatów etc. w całości, z tym że zdecydowanie nie chciałbym, by był on skierowany na ówczesną politykę copyright, a zdecydowanie bardziej w kierunku systemu licencjonowania typu cc i prawa do szerszego prawa do rozpowszechniania w zakresie użytku bez korzyści materialnych.

Fotografowanie

Ludzie:

Samo fotografowanie w świetle prawa nie jest nielegalne, z tym że należy wziąć pod uwagę to, iż czyniąc zdjęcie nie wolno nam łamać norm, które wynikają m.in. z art. 23 i art. 24 KC oraz z praw przewidzianych w Konstytucji RP oraz deklaracjach i umowach międzynarodowych, w szczególności prawa do prywatności i zdrowia psychicznego. Można to szeroko interpretować, m.in. osoba fotografowana może zażądać zaniechania sfotografowania, jeśli odczuwa, że jej prywatność lub zdrowie (psychiczne/wewnętrzne) jest zagrożone. Jeśli czyn został wykonany, ma prawo do żądania usunięcia, a dalej domyślamy się, jak sprawy mogą się ciągnąć.

I pojawia się problem, jak to wygląda w praktyce. Teoretycznie możemy fotografować kogo chcemy, pod warunkiem, że nie łamiemy jego praw... Natomiast czy łamaniem takowych praw jest samo zasygnalizowanie, że dana osoba czuje się zagrożona (czyli nie życzy sobie wykonania na niej zdjęcia), czy też, jeżeli zajdzie taka konieczność, to sąd rozstrzygnie, czy to było naruszenie czy nie? To drugie wydaje się oczywiste. Przejdźmy teraz do życia. W zasadzie nikt się nie przejmuje zdaniem osoby fotografowanej, jeśli fotografuje ją, dla przykładu, z własnego mieszkania. Jeśli taki czyn zostanie zaobserwowany, to osoba najzwyczajniej w świecie może żądać usunięcia zdjęcia? Gdzie leży granica prywatności i jej odczucia?

Czy tutaj mamy po prostu do czynienia z milczącą zgodą na zdjęcie? Spotkałem się także z bardzo liberalną wykładnią mówiącą, że fotografować możemy każdego, czy to mu się podoba czy nie. Główną wątpliwością jest tutaj granica naruszania prywatności czy też przestrzeni prywatnej.

Co o tym sądzicie?

Problem pojawia się także co do funkcjonariuszy publicznych. Dość głośne były sprawy dotyczące fotografowania policjantów i radiowozów podczas pełnienia przez ich służby, co (w głośnych przypadkach) kończyło się sformatowaną pamięcią aparatu, zakuciem w kajdanki i przewiezieniem na komisariat. Są osobami powszechnie (lokalnie) znanymi (a może nie?), wykonującymi funkcje publiczne. Zasadniczo nie jest łamaniem prawa do prywatności i wizerunku fotografowanie czy filmowanie ich pracy... Więc na jakiej podstawie uznają (podejrzewam, że mogły(by) się zdarzyć przypadki arbitralnego potraktowania sprawy), że takie działanie - samo fotografowanie, nawet nie rozpowszechnianie, jest nielegalne?

Budynki:

Zasadniczo to, co umieszczone jest publicznie, możemy fotografować - panoramę starówki, zdjęcie oszklonego budynku z ulicy etc. Natomiast mam wątpliwości co do wnętrz. Podejrzewam, że tutaj przedsiębiorca ma prawo decydowania o zasadach działania wewnątrz siedziby przedsiębiorstwa, jednak spotkałem się z interpretacją, iż sklep, hipermarket czy jak to nazwiemy, nie może odmówić wykonaniu zdjęcia wewnątrz oddziału.

Praktyka pokazuje jednak, że można właściwie swobodnie robić zdjęcia oferowanych towarów i ich cen bez sprzeciwu przedsiębiorcy. Są jednak wyjątki, m.in. sprawa w oddziale toruńskiego Makro, gdzie za samo notowanie cen mogą wyrzucić i unieważnić prawo do zakupów. Jest to jednak sieć hurtowni, których towary są tylko dla ograniczonej grupy - przedsiębiorców, toteż nawet cen wywieszać nie muszą.

Co o tym sądzicie?

Tyle o samym fotografowaniu. Teraz o rozpowszechnianiu.

Ludzie:

Tutaj sprawa jest jasna. Z ustawy wyraźnie wynika, iż rozpowszechnianie wizerunku wymaga zezwolenia osoby, którą uwieczniliśmy. Również wynika wyraźnie, że bez zezwolenia możemy rozpowszechniać wizerunek:

"1) osoby powszechnie znanej, jeżeli wizerunek wykonano w związku z pełnieniem przez nią funkcji publicznych, w szczególności politycznych, społecznych, zawodowych;

2) osoby stanowiącej jedynie szczegół całości takiej jak zgromadzenie, krajobraz, publiczna impreza."

O ile drugi przypadek jest w miary jasny (lecz z praktyką jest różnie, gdyż próby przedstawienia pojęcie szczegółu może być różnie w wielu przypadkach), to pierwszy przypadek budzi więcej wątpliwości. Wielokrotnie spotykałem się z różnymi opiniami dotyczącymi osoby powszechnie znanej i zazwyczaj wyłaniał się z tego wniosek, iż osoba publicznie znana może być w skali:

a) całego kraju;

b) danej grupy zawodowej;

c) społeczności lokalnej.

Rozpowszechniony wizerunek winien obejmować zakres sprawowania funkcji publicznych. Również zakres publikacji powinien być związany z zasięgiem i zakresem sprawowania funkcji publicznej (ogólnie uważa się, że jest to związane z czynnościami, które wykonuje). Ponadto wykorzystanie takiego wizerunku winno wiązać się z przedstawieniem dot. pełnienia przez nią funkcji publicznych. Zasadniczo powinno się rozpowszechniać właśnie w takim zakresie (czyli zdjęcie sędziego wykonane w czasie mianowania można rozpowszechniać w zasadzie bez ograniczeń), natomiast lokalnego w rozpowszechnieniu w zakresie lokalnym. Oczywiście jest też druga wykładnia głosząca, że rozpowszechnianie takiego wizerunku jest ponad zakresem sprawowania funkcji - czyli rozpowszechnić gdzie chcemy. I taki pytanie kazusowe - czy można zrobić zdjęcie wykładowcy w czasie wykładu na audytorium? - kwestia teoretyczna i praktyczna. I co z brukowcami, robiącymi zdjęcia politykom w życiu prywatnym - łamią prawo na potęgę?

Budynki:

W zasadzie to samo co w fotografowaniu.

Teraz odnośnie muzeów, bo temat jest mi trochę bliski. Ogólnie zagadnienie, które chcę poruszyć jest zawarte w ustawa z dnia 21 listopada 1996 r. o muzeach, a konkretnie:

"Art. 25.

1. Muzeum pobiera opłaty za przygotowanie i udostępnianie zbiorów do celów innych niż zwiedzanie, w szczególności za kopiowanie, sporządzanie reprodukcji lub fotografii, przygotowywanie zbiorów do wypożyczenia oraz ich wypożyczenie.

2. Wysokość opłat, o których mowa w ust. 1, ustala dyrektor muzeum. W uzasadnionych przypadkach dyrektor muzeum może ustalić opłatę ulgową lub zwolnić z opłaty."

W zasadzie ust. 1 pozostaje w kolizji z jedną niedozwoloną klauzulą wpisaną na listę przez UOKiK.

I powstaje teraz problem - w zasadzie ustanowienie UOKiK co do przedsiębiorstw (a więc i muzeów, nawet lokalnych) zakazu stosowania danej klauzuli jest zobowiązujące... Problem pojawia się jednak w tym, że z godnie z ustawą pozwolenie do fotografowania mogłoby być płatne...

Chociażby ten artykuł mógłby sugerować, że taki wyrok (który jest już obowiązujący, bo nie wniesiono apelacji czy sprzeciwu) nie koliduje z ustawą, gdyż:

"(...) Opłata za fotografowanie może zatem zostać pobrana, gdy muzeum podjęło dodatkowe (inne niż zwykła ekspozycja w celu zwiedzania) czynności mające w sposób szczególny przygotować dany eksponat do fotografowania (np. wyjęto eksponat z gabloty i zapewniono dodatkowe warunki oświetleniowe). (...)"

Problem jednak w tym, że to nie jest do końca sprecyzowane i powstaje konflikt i nie jestem pewien, czy taka interpretacja jest poprawna.

Popatrzmy na moment do cennika Muzeum Okręgowe w Toruniu:

"V. Pozostałe opłaty.

1. Opłata za fotografowanie wystaw stałych i czasowych oraz używanie kamer video wynosi 6,00 zł. Zabrania się przy tym korzystania z lamp błyskowych oraz innych urządzeń doświetlających."

Naturalnie nie ma się co czepiać zakazu używania lamp błyskowych czy urządzeń doświetlających, bo to jest racjonalnie uzasadnione względami ochrony eksponatów. Problem stanowi sam wyrok Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który w zasadzie dla konsumenta stanowi zezwolenie swobodnego robienia zdjęć, natomiast praktyka i interpretacja ustawy przez przedsiębiorców jest temu przeciwna... I jest problem.

Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego także pragnęło się wypowiedzieć i podjąć decyzję w sprawie tego zagadnienia, problem jednak taki, że niepewne jest, czy ma takie uprawnienia.

Planuję umówić się na spotkanie z dyrektorem muzeum i porozmawiać z nim w tej kwestii.

Co o tym zagadnieniu sądzicie?

Naturalnie proponujcie, pytajcie, interpretujcie i wypowiadajcie się (w zgodzie z regulaminem) - po to jest ten temat. Z chęcią poszerzę własną wiedzę jak i poznam nowe zagadnienia. Będzie to użytecznie nie tylko ze względu mego edukacyjnego obowiązku, lecz także w życiu codziennym.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I co z brukowcami, robiącymi zdjęcia politykom w życiu prywatnym - łamią prawo na potęgę?

Jest to dość ciekawa sytuacja, i tak naprawdę, jeśli zacytowane wcześniej przepisy stanowią najwyższe prawo w tym zakresie, to na to by wychodziło - zdjęcie opalającego się premiera tudzież uznawanie rodziny prezydenta (oczywiście, stanowiska te to tylko przykład) za 'osoby publiczne' i fotografowanie ich bez ich zgody i wiedzy w sytuacjach wyraźnie prywatnych podpadałoby własnie pod łamanie prawa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tylko, że w tym momencie odmawiasz mu prawa do jakiejkolwiek prywatności. W podanym przez behemorta wyciągu z przepisów stoi jak byk:

1) osoby powszechnie znanej, jeżeli wizerunek wykonano w związku z pełnieniem przez nią funkcji publicznych, w szczególności politycznych, społecznych, zawodowych;

Podkreślenie moje. Jakoś nie do końca rozumiem, jaki związek z jego funkcją publiczną ma fakt, że polityk się opala w bokserkach na terenie własnej działki. Co oznacza, że publikacja zdjęcia (obrazu, animacji, wideła) przedstawiającego powyższą scenę jest niezgodna z prawem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No niby masz rację, ale jakoś żaden z polityków nie kwapi się za bardzo, aby pójść do sądu i ubiegać się o odszkodowanie za zdjęcie umieszczone w brukowcu, na którym znajduje się on jako prywatna osoba. A zapewne wielu z polityków/aktorów i innych osób publicznych wygrało by taką rozprawę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O temat o prawie... Wreszcie mogę się wypowiedzieć. Jednak nie wiem, czy polskie sądownictwo pasuje :P Tóż to jest, poniżej wszelkiej godności człowieka.

Dla przykładu dam sprawę mojego ojca. Wykonał usługę dla pewnego pracodawcy i dał fakturę na sumę około 5 tysięcy złotych. W tym była robocizna + kupione materiały przez ojca z % ( dopisujemy trochę do materiałów inaczej by nie zarobił). Klient na to się zgodził, by ojciec sam kupił i to za tą cenę. Jednak niedługo potem po wystawieniu powiedział, że mu nie zapłaci, ponieważ go oszukał z cenami materiałów. Jednak to nieprawda, bo przecież klient sam widział koszty robocizny i materiału, a wtedy mógł jeszcze zrezygnować. Tutaj właśnie zaczynają się cyrki. Ojciec pozwał go do sądu i sprawa toczyła się ponad półtora roku, a powinna się zakończyć po jednej rozprawie. Rzeczywiście ojciec wygrał pierwszą rozprawę, jednak ten gość się odwołał i jedziemy dalej. Polskie sądownictwo jest tak opóźnione, że następna rozprawa była z kilka miesięcy. Na tej rozprawie było znowu to samo, jednak gdy miało dojść do spotkania na potwierdzenie wyroku sędzia nagle powiedział, że popełnił jakiś błąd i na nowo otwiera i znowu czekamy na następną rozprawę. Ewidentnie na fakturze było napisane, jaka jest cena, a klient nadal się kłócił. Co najlepsze sędzina chyba była ślepa. Na rozprawę przyszła wogóle nie zaznajomiona z tematem sporu i tym razem wygrał przeciwnik ojca. Ojciec chciał się odwołać, jednak pełnomocnik źle się dowiedział o cenie wniosku o powtórne rozpatrzenie sprawy, a zatem ojciec przegrał przez niezawisłość, głupotę i totalną ignorancję sądu oraz bezmyślność pełnomocnika. Co jeszcze śmieśniejsze, ojciec nadal nie dostał informacji o tym ile ma zapłacić za postępowanie sądowe, a sprawa zakończyła się w zeszłym roku w listopadzie o ile pamiętam :ohmy:

Co o tym myślicie? Niby prawo było po ojca stronie, a jednak...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@up - takie historie to chyba nic nowego w polskim sądownictwie - sędziowie są tylko przedmiotami, w dodatku nie zawsze w pełni przygotowanymi przedmiotami na daną rozprawę. Ale jeśli nawet byśmy mieli dobrych sędziów, to i tak nasze prawo jest pisane na kolanie i istnieją przeróżne luki, których to Polacy chyba się na pamięć nauczyli, bo zawsze znajdzie się jakiś cwaniak, który mimo tego iż zabije, to i tak zostanie uniewinniony (podałem tylko przykład).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O temat o prawie... Wreszcie mogę się wypowiedzieć. Jednak nie wiem, czy polskie sądownictwo pasuje :P Tóż to jest, poniżej wszelkiej godności człowieka. (...) Co o tym myślicie? Niby prawo było po ojca stronie, a jednak...

Jeśli mam napisać szczerze co o tym myślę, to moje zdanie raczej Ci się nie spodoba. Przede wszystkim, niemal zawsze jedna strona wychodząca z sądu czuje się poszkodowana. Owszem, Ty masz swoją rację i zdziwiłbym się gdybyś nie napisał, że prawda jest tylko jedna. Problem w tym, że ten zły przeciwnik Twojego ojca też miał swoją rację i zapewne opisałby ją nam tutaj w ten sposób, że można by było się zacząć zastanawiać. W takiej właśnie sytuacji jest sąd. Poza tym błąd popełniony przez pełnomocnika niestety nie jest sprawą sądu. Gdyby wszystko było takie proste i oczywiste jak w Twoim opisie sprawy, to stworzylibyśmy wolne społeczeństwo anarchistyczne, które nie potrzebowałoby wieloinstancyjnego wymiaru sprawiedliwości.

@up - takie historie to chyba nic nowego w polskim sądownictwie - sędziowie są tylko przedmiotami, w dodatku nie zawsze w pełni przygotowanymi przedmiotami na daną rozprawę. Ale jeśli nawet byśmy mieli dobrych sędziów, to i tak nasze prawo jest pisane na kolanie i istnieją przeróżne luki, których to Polacy chyba się na pamięć nauczyli

Dlatego byłem nieco sceptyczny co do pomysłu założenia tego tematu. Powiedz mi drogi Kruczku11, wiesz kto pracuje nad tworzeniem kodeksów? I kto wg Ciebie zrobiłby to lepiej? Źli sędziowie? Zawsze! Ale tylko dla tej strony, która przegrywa. Oczywiście, że w prawie znajdują się pewne luki, a niektórzy sędziowie mogą być ignorantami w swojej dziedzinie - pokaż mi jednak prawo bez dziur i zawód, w którym wszyscy są omnibusami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@...AAA...

Wiadomo :D Jednak nie rozumiem, tylko jednego. Jak ten klient mógł się zgodzić na takie warunki, a potem wymyślić powód, bo mu się jednak cena nie spodobała.

Poza tym błąd popełniony przez pełnomocnika niestety nie jest sprawą sądu.

Nie łączę tego. Niekompetencja pełnomocnika wynikała, tylko z lenistwa(bo nie sprawdził) i myślał, że cena jest taka jak dawniej. Pomylił się...

Gdyby wszystko było takie proste i oczywiste jak w Twoim opisie sprawy, to stworzylibyśmy wolne społeczeństwo anarchistyczne, które nie potrzebowałoby wieloinstancyjnego wymiaru sprawiedliwości.

Szkoda, że to niemożliwe...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@...AAA...- Pozwolę sobie na małą prowokację wobec ciebie (wiesz dlaczego). ;) Uważam, że w Polsce większość stanowisk prawniczych okupują od pokoleń ci sami ludzie (nawet aplikacja, nie mówiąc już o egzaminie, jest bardzo utrudniona jeśli nie ma się jakiegoś "protektora"), nie dopuszczając "świeżej krwi" do swych skostniałych struktur. Co do sprawy o której pisał Shaker, to podzielam twój pogląd, ale to, że sprawa ciągnęła się w nieskończoność, to bezsprzeczna wina naszego systemu sądowniczego, czy też całego wymiaru sprawiedliwości. Gdyby Polakom się chciało i mieli więcej pieniędzy, oraz samozaparcia, to Polska dawno by zbankrutowała na odszkodowaniach zasądzonych w Strasburgu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiadomo :D Jednak nie rozumiem, tylko jednego. Jak ten klient mógł się zgodzić na takie warunki, a potem wymyślić powód, bo mu się jednak cena nie spodobała.

Po człowieku trzeba się spodziewać złego, dlatego czym lepszy prawnik, tym bardziej rozbudowaną i trudną do obejścia umowę ułoży. A co do samego powodu, to Ty wiesz najlepiej jak sytuacja wyglądała od środka. Sędzia widział to co mu strony przedstawiły.

Uważam, że w Polsce większość stanowisk prawniczych okupują od pokoleń ci sami ludzie

Lepiej powstrzymaj konie swego umysłu :rolleyes: . Tak się składa, że ja powinienem być pierwszym, który tu narzeka, jako, że w rodzinie nie mam i nie miałem ani jednego prawnika.

(nawet aplikacja, nie mówiąc już o egzaminie, jest bardzo utrudniona jeśli nie ma się jakiegoś "protektora"), nie dopuszczając "świeżej krwi" do swych skostniałych struktur.

Tak, aplikacja jest droga i bardzo trudna, a mimo to wielu się wydaje, że prawnicy są niedouczeni. Przypomnę tylko, że w wielu rozwiniętych krajach same studia są płatne i to dość drogie, myślę więc, że wcale u nas nie jest tak źle. Mimo tych barier, dla zdolnego i ambitnego człowieka nie ma problemów. Pewien doktor przedstawił nam najłatwiejszą drogę - po studiach zostajesz państwowym urzędnikiem, zbierając doświadczenie i pieniądze, a kiedy będziesz gotowy piszesz arcytrudny egzamin.

Co do sprawy o której pisał Shaker, to podzielam twój pogląd, ale to, że sprawa ciągnęła się w nieskończoność, to bezsprzeczna wina naszego systemu sądowniczego, czy też całego wymiaru sprawiedliwości. Gdyby Polakom się chciało i mieli więcej pieniędzy, oraz samozaparcia, to Polska dawno by zbankrutowała na odszkodowaniach zasądzonych w Strasburgu.

Bo Polacy są w czołówce najczęstszych oskarżycieli w Strasburgu. A sprawy ciągnął się długo z wielu przyczyn, m.in. kłótliwej natury Polaków, którzy nawet o gruszkę potrafiliby się odwoływać bez końca. Ale spierać się nie będę, bo oczywiście wymiar sprawiedliwości mógłby działać szybciej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No dawajcie, temat się dobrze zaczął rozwijać, a nikt o muzeach nie mruknął ani trochę!

W zasadzie fotografowanie jest dozwolone, ale nie przy naruszaniu prywatność. Tutaj zrobienie zdjęcia komuś na ulicy nie będzie karalne. Karalne byłoby, gdyby zaczęła się zasłaniać, a my byśmy na nią cisnęli.

Co do rozpowszechniania, to też jest zależne. O ile sami politycy raczej machną ręką na takie coś, a gwiazdy czasem zażądają odszkodowań, to wszystko w zasadzie kręci się na UPRAWNIENIU do domagania się... W każdej chwili w takim przypadku można się spodziewać pozwów, ale nie przychodzą one w wielkiej ilości z prostych względów - małej szkodliwości (nie w przypadku brukowców) lub wysokich kosztów. Nikt raczej nie wniesie powództwa, z którego uzyska tysiąc złotych, jeśli będzie to go kosztowało niewiele mniej. Może, ale tego raczej nie uczyni, co nie znaczy, że zrobić nie może.

Problem polega na tym, że jakby ściśle prawnie dopatrywać się, to to jest łamanie prawa. Ktoś z was zrobił zdjęcie starówki/budynku, na którym była nazwa Pepsi ™ lub ® i wstawił to na jakiś portal społecznościowy bez słania mailów czy pism do siedziby firmy? To najpewniej nie działała zgodnie z prawem...

@Sądy

Polskie sądownictwo jest opóźnione i to jest fakt. Nie jest to jednak wina widzimisię sądów tylko nawału papierów, konieczności dopełniania procedur, a także... konieczności wyczerpujących odpowiedzi na żałosne pozwy.

Przykład opowiadany przez profesora w czasie wykładu: X z Torunia pozwał UM, ponieważ przydzielił jego ciotce pokój z numerem 13 w jakiejś kamieniczce, a ona wkrótce zmarła (zawał w orzeczeniu lekarskim). W pozwie powoływał się na... ASTROLOGIĘ! Pozew był na kilkanaście stron, przy okazji wyjaśniał, na jakich zasadach operuje astrologia i dlaczego gmina powinna to wiedzieć i przez to ma być winna... skazania na śmierć. Kancelaria i sekretariat zapewne parskały ze śmiechu, ale odpowiedź trzeba odpisać.

Profesor mówi, że takich pism jest od tego jednego człowieka w miesiącu 20.

Na wyroki sądów są skargi. Jest sąd najwyższy. Droga po apelacji nie jest zamknięta na cztery spusty.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ktoś z was zrobił zdjęcie starówki/budynku, na którym była nazwa Pepsi lub ? i wstawił to na jakiś portal społecznościowy bez słania mailów czy pism do siedziby firmy? To najpewniej nie działała zgodnie z prawem...

Zawsze byłem święcie przekonany, że takie przepisy obejmują jedynie sytuację, w której w tym przypadku fotograf czerpałby jakieś zyski (nawet pośrednie) z wykorzystania wizerunku jakiejś marki, produktu czy czego tam jeszcze, czyli technicznie wzbogacanie się kosztem jakiegoś podmiotu. Czyżby prawo ogólne, stosowane pod znaczkami 'Trademark', 'Reserved' czy też 'Copyright' obejmowało zakaz wykorzystywania wizerunku w sytuacjach wybitnie nie służących reklamie publikującego w żaden sposób? Bo domyślam się, że każda firma ma możliwość całkowitego zastrzeżenia swojego loga, wizerunku etc. etc.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...