Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Black Shadow

Sesja Kroniki Ciemności

Polecane posty

W końcu po kilkunastu minutach oczekiwania, gapienia się w ciemność albo na siebie nawzajem, kilku wyższych rangą oficjeli zwołało resztę towarzystwa na pierwszą odprawę. Najwyższa pora aby dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi.

- Dobra... - westchnął oficer prowadzący trzymając w ręku plik dokumentów. - Panowie i panie, witamy w stanie Utah. Jak pewnie zdążyliście się już dowiedzieć jesteśmy tutaj w związku z niewyjaśnioną sytuacją jaka działa się... albo ciągle trwa na południe od naszej obecnej lokalizacji. Pomijając kwestie techniczne najważniejszym problemem jest fakt braku stabilnego połączenia z kimś mieszkającym w Salt Lake City nie wspominając o Hill AFB. Nie mamy połączeń telefonicznych, satelitarnych ani żadnych innych. Po prostu nic. Byłbym skłonny uwierzyć w awarię, ale nie na taką skalę. - mówiąc to wręczył dokumenty jednemu z szeregowych Gwardii Narodowej a ten rozdał kopie wszystkich zgromadzonym oficjelom. - Jestem oficer Bradford z Gwardii Narodowej i będę jednym z kilku wyznaczonych osób koordynujących wasze działania. Wiem, że wy z administracji lubicie się kłócić o to kto ma większą jurysdykcję. Nie będziemy wam przeszkadzać. Nie zmienia to faktu, że to moi ludzie będą służyli wam jako wsparcie i osłonę gdyby... bo ja wiem, stało by się coś co wymagało by ich użycia. Nie jesteście do nich przywiązani, ale nalegałbym na jak najlepszą współpracę. Nasze zadanie na chwilę obecną jest proste - zbadać sytuację, odkryć co się stało, nawiązać kontakt z kimkolwiek z obszaru działań. Dalsze rozkazy będą przydzielane wedle sytuacji. - na zakończenie się uśmiechnął. - Kto wie, może nad ranem cała sytuacja się wyjaśni. Jakieś pytania?

* * *

Dom Stana wydał się nagle jakiś obcy, nieznany, może nawet niebezpieczny. Mimo woli czuł się niepewnie i z każdym krokiem wyczekiwał jakiegoś odgłosu, oddechu... ale do tej pory słyszał tylko własne kroki oraz słabe dźwięczenie jarzeniowego światła. Wchodząc do kuchni zdał sobie sprawę, że reszta urządzeń wliczając w to lodówkę nie działała i - co dziwne - jakaś część jego podświadomości szeptała, że coś tutaj jest. Poza nim coś tutaj jest. Tylko co?, zadawał sobie to pytanie. Po zapaleniu światła w pomieszczeniu znajdował się tylko on.

Za trzecim razem znalazł swoje tabletki przeciwbólowe czując jak migrena nie ma najmniejszego zamiaru go opuścić. Będzie potrzebował jeszcze godziny, żeby lekarstwo zadziałało co może uśmierzy jego ból. Ciągle pamiętał o syrenie przeciwlotniczej. Słaby dźwięk alarmu nadal dochodził do jego uszu co kierowało jego świadomość w stronę zejścia do piwnicy. Nagle w przeciągu kilku sekund parokrotnie blade, kuchenne światło zapalało się i gasło a po ostatnim razie Stan, mógł przysiąc na wszystkie świętości, usłyszał czyiś oddech...

Nie pamiętał dokładnie co stało się w momencie w jakim się odwrócił. Miał przed sobą jakąś paskudną sylwetkę, w garniturze, z długimi rękoma... nie, nie, nie, powtarzał umysł, nie patrz się na twarz... To wrażenie przepadło tak nagle jak się pojawiło a Lenders stał sam w kuchni zastanawiając się czy naprawdę ktoś tutaj był. Nie miał czasu rozmyślać nad tą kwestią. Przez moment zdało mu się słyszeć dźwięk dartego papieru a po chwili cała zewnętrza ściana kuchni wyleciała na zewnątrz.

Stana odrzuciło do tyłu i teraz próbował się podnieść walcząc z paraliżem i miliardem pytań jakie zasypywały jego umysł. Wpatrywał się w dużą, wywaloną ścianę w jego domu.

* * *

Próba pogadania z żołnierzami Gwardii okazała się niezbyt trafionym pomysłem. Nie kiedy szeregowcy reagowali nerwowo na jakiekolwiek próby zbliżenia się do blokady, nie dawali dojść do słowa a kiedy zobaczyli wycelowaną w nich kamerę trzeba było bardzo szybko się wycofywać, żeby jej nie stracić... a przy okazji nie trafić do więzienia albo nie nabawić się paru dodatkowych siniaków. Zdecydowanie nie zachowywali się jak ktoś z kim można się było dogadać.

Trochę większym sukcesem zakończyły się starania Ridera aby dowiedzieć się czegokolwiek od lokalnych mieszkańców do czego mocno przyczynił się jego krasomówczy talent:

- Jak się dostać do miasta? Hmm... jasne, pewnie się da, wszystko zależy od tego czy te przyjemniaczki zdążyły zablokować wszelkie drogi dojazdowe czy jeszcze nie. Na waszym miejscu, jeśli chcecie ryzykować kłopoty, pojechałbym drogą lokalną 138 na południe a właściwie południowy wschód... no, generalnie odbija ona na wschód przez taką miłą wiochę jak Granstville gdzie mogą siedzieć już żołnierzyki. Możecie spróbować skręcić na wschód wcześniej licząc na jakąś dobrą polną drogę, ewentualnie ciąć przez pola. Jest noc, może się udać. Z drugiej strony... nie wiem, może, ale tylko nad ranem, znajdzie się ktoś na zachodnim brzegu jeziora kto spróbuje was zabrać łódką do miasta? Nie wiem, brzmi to bardzo ryzykowanie jak dla mnie.

* * *

Kiedy twoje kroki bosych stóp są jedynym dźwiękiem w okolicy a jednocześnie zdają się odbijać gigantycznym echem w korytarzu to wtedy naprawdę zdajesz sobie sprawę z ciszy jaka panuje. Do takiego wniosku doszła Cathy najpierw powoli zbliżająca się do wyjścia a potem jeszcze wolniej wystawiająca głowę aby zobaczyć jak wygląda sytuacja na zewnątrz... na lewo od niej była tylko betonowa ściana, naprzeciw drzwi do kolejnej celi, na prawo korytarz ciągnął się jeszcze przez parę metrów. Na jego końcu musiało być rozwidlenie, ale ważniejsze było to znajdywało się pośrodku. Krzesło a na nim nieruchoma sylwetka ustawiona tuż przy sporych rozmiarów reflektorze, który tym razem jej nie oślepiał jak Słońce.

Choć czuła może nawet strach to nie mając innej możliwości zaczęła skradać się wzdłuż ściany w stronę nieruchomej sylwetki tylko czekając aż coś się nagle stanie. Może to jej strażnik, może nagle wstanie z drągiem w ręku i da jej wycisk, że znów próbowała uciec, a może on... nie żył. Zdecydowanie nie żył. Kiedy doszła do rozwidlenia - na lewo była wnęka gdzie znajdowało się biurko strażnika oraz niewielka lampka plus parę rozrzuconych papierów - wreszcie zobaczyła co stało się ze strażnikiem.

Nie wiedziała co się stało. Nie chciała nawet przypuszczać. Widziała tylko tyle, że jego ciało - a właściwie sama skóra i reszta kości - leżało bezwładnie na krześle, kiedy jego wnętrzności zostały rozsmarowane na korytarzu po prawej zatrzymując się na kolejnych pancernych drzwiach, zdawać się mogło, że nawet lekko uchylonych. Może i kiedyś kogoś zabiła, ale widok krwi i rozrzuconych flaków w takiej ilości sprawił, że miała ochotę zwrócić wczorajszą kolację.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Już dawno nie odczuwałam tylu emocji. Strach, który zaatakował znienacka, a teraz wręcz obrzydzenie...

Natychmiast zasłoniłam usta chcąc zatrzymać odruch wymiotny. Po chwili, jednak zdałam sobie sprawę, że od wczoraj(jeśli to było wczoraj, a może tydzień temu?) już nic nie jadłam i jedyne co mogłabym z siebie wyrzucić to soki żołądkowe.

Jak można się było spodziewać nie karmili tu wyjątkowo obficie. Utrzymywali minimalną dawkę witamin i tłuszczy, by utrzymać nas przy życiu. Kiedy kończyli się ekscytować pacjentami to odrzucali ich na bok i poświęcali minimalną ilość uwagi. Ze mną było tak samo. Ekscytacja. Eksperyment. Badanie. Znudzenie. Odrzucenie.

Strażnik był martwy i to nie ulegało wątpliwości, do tego ta cisza... tak jakby wszyscy inni pacjenci zniknęli ze swoich cel. Nawet ci, których czasem było słychać, jak jęczeli przez całą noc z powodu wyimaginowanych tworów własnej wyobraźni.

Powstrzymując wymioty prześlizgnęłam się obok strażnika oglądając jego ciało i ubranie, czy może nie ma przyczepionych do paska kluczy/karty dostępu do elektronicznych zamków. W końcu ktoś lub coś zabiło tego strażnika i nie chciałabym tego spotkać, więc lepiej się stąd, jak najszybciej wynosić.

Wtem naszła mnie dziwna myśl: a może to wszystko jest nierealne?

Oparłam się o ścianę i chwyciłam dłonią za twarz, która wykrzywiła się w lekko szaleńczym uśmiechu.

Pamiętam, że podobne rzeczy już mi się zdarzały. Strażnicy, którzy kiedyś gonili mnie do kolejnych drzwi wyjściowych, kiedy jakimś cudem uwiodłam jednego z nich i zabrałam mu mój klucz do wolności... i ich zaciskające się na moich ramionach ręce były gorące, jak świeżo hartowane żelazo. Ich uśmiechy, kiedy przygwoździli mnie do ziemi, skrywały setki ostrych, jak brzytwa zębów gotowych rozszarpać niczego nieświadomą ofiarę.

Może znowu widzę to, czego nie ma?!- zaczęłam się cicho śmiać, a potem lekko szlochać.

Wraca to do mnie znowu, bo kim ja jestem? Niczym nie wartym śmieciem, który stracił wszystko.

Wszystko?

Uśmiech znowu wrócił na moją twarz.

Tak... teraz mogę wszystko. Nie mam nic, więc mogę zdobyć wszystko, czego zapragnę.

Popatrzyłam na swoją lekko wychudłą rękę i zacisnęłam ją w pięść najmocniej, jak mogłam.

Powstrzymałam nudności i poczęłam przeszukiwać ostrożnie ciało strażnika. Następnie zaczęłam się skradać w kierunku wyjścia. Nie pozostało nic innego, jak próbować się stąd wydostać. Jeśli ten strażnik tak wygląda to widok reszty ośrodka pewnie będzie bardziej przerażający.

Muszę znaleźć plan ośrodka, zdobyć karty dostępu do wyjścia i odzyskać wolność. Co dalej? To już się zobaczy potem. Jedyne co muszę zrobić to: przeżyć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tomas Evans

- Nie, nie mam do was żadnych pytań oficerze.

Tego mi brakowało, żołnierze pałętający mi się pod nogami w czasie pracy. Ale skoro sytuacja tego wymaga, to spróbuję za bardzo nie dawać im do zrozumienia, co o nich myślę. W przeciwieństwie do Gwardii, całkiem miłym facetem wydaje się być ten naukowiec z FEMA, Oliva. Myślę, że gdy zajdzie taka potrzeba będzie nam się dobrze współpracowało.

Wracając jednak do naszej sprawy? Myślę, że warto byłoby się bliżej przyjrzeć tym komunikatom zarejestrowanym w stacji radiowej. Gdyby zostały one nagrane mógłbym się nimi zająć. Może udałoby się czegoś dowiedzieć od kogoś kto był wtedy na miejscu.

- Chociaż? Panowie, mam do was nie tyle pytanie, co raczej prośbę. Jeśli pozwolicie, chętnie pojechałbym do tej stacji radiowej. Może zostały gdzieś nagrane te komunikaty, o których była mowa gdy tu lecieliśmy. Od początku wydają mi się one podejrzane i chętnie bym się im bliżej przyjrzał, a myślę też, że warto byłoby porozmawiać z kim kto był wtedy na miejscu. Jeśli dostanę zgodę, to natychmiast się tam wybiorę, w końcu nie ma czasu do stracenia, prawda?

Oby zezwolili mi na wyjazd, bo nie mam zamiaru długo tu zabawić. Ogromna ilość wojska i innych agentów sprawia, że czuję się tutaj trochę nieswojo i zaczynam mieć tego dość.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miliony myśli krążyły w mojej głowie, dzwonienie w uszach powoli cichło, jednak migrena jakby zwiększyła swoją siłę stukrotnie. Popatrzyłem z niedowierzaniem na ścianę, a raczej na to co z niej zostało. Przez wielką wyrwę owiewało mnie chłodne nocne powietrze w akompaniamencie syreny. Otworzyłem oczy i omiotłem kuchnię wzrokiem.

- Nie wiem co to miało być ale nie chcę spotkać tego czegoś ponownie - pomyślałem i spróbowałem podnieść się spod ściany na nogi, po czym skierowałem się w stronę piwnicy.

W tym momencie przez głowę przeszła mi jeszcze jedna myśl - Latarka - zatrzymałem się przed drzwiami do piwnicy i zawróciłem w poszukiwaniu latarki.

- powinna być gdzieś w przedpokoju - powiedziałem do siebie i zacząłem przetrząsać szafkę stojącą nieopodal lustra w przedpokoju.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ja także nie mam - odparłem.

Choć nie darzę zbytnią sympatią Gwardii Narodowej, to ten oficer zrobił na mnie wrażenie całkiem miłego człowieka. Zresztą ten współpracownik ten nie jest jakiś gburowaty. Niemniej dalej nie wiedziałem za bardzo, co ze sobą począć. A duża liczba pałętających się tu i ówdzie agentów też nie działa na mnie zbyt mobilizująco.

Po chwili rozmyślań postanowiłem wrócić i czekać, aż ten impas zostanie w końcu przełamany. Choć chciałem, nie mogłem na razie nic zrobić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdzieś na drodze

-Słyszałeś- zagadnąłem Mike'a, który, trzymając kamerę przy boku, próbował nie zostawać w tyle - lokalna 138 na południe. Jak tylko wpadniemy do Mystery Machine, zarzuć tą całą Granstville na GPS, federalni mają środki, ale nie aż tak duże żeby szczelnie zamknąć taki teren.

Nie byłem pewny czy Mike starał się mi odpowiedzieć, wyglądało jednak że nasza krótka przebieżka nadszarpnęła jego kondycję. Zaraz pewnie powie że jest sprinterem a nie długodystansowcem.

Back in the HQ

Wpadłem do wozu, nie oglądając się na dopiero co pojawiającego się na horyzoncie Mike'a.

-Kate! Dobre wieści, wiem jak możemy zagrać federales na nosie- Kate nie odpowiedziała, machnęła tylko ręką i wróciła do swojej rozmowy telefonicznej. Nadal załatwiała informacje i być może inny sposób przebicia się przez tą niewidzialną barierę stworzoną przez wojskowych.

Do wozu wpadł Mike, "lekko" zdyszany. Odłożył kamerę i przyjął pozycję zmęczonego maratończyka, który nie wygrał maratonu, ale go ukończył.

-Nie śpieszyło Ci się- oceniłem jego występ - raz-dwa, raz-dwa, musimy jak najszybciej stąd wyruszyć jeśli chcemy zdobyć ten materiał, komu w drogę, temu rolki!

Nie wiem czemu to powiedziałem. Teraz to nieważne. Jeśli nie zdążymy, zostanie nam szukanie łodzi, o której wspomniał jeden z miejscowych. Jest to ostateczność, jeśli wóz zostanie na drugim brzegu, nie będziemy mogli zabrać ze sobą choćby połowy potrzebnego sprzętu.

--------------

Wybaczcie mi za tą straszną zwłokę, obiecuję poprawę i że każdy następny post będzie się pojawiał z prędkością światła.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kate musiała walczyć dobrą chwilę z obrzydzeniem nim zbliżyła się do zmasakrowanych zwłok i spróbowała je przeszukać bez skutku. Kieszenie strażnika były opróżnione. Żadnych kluczy, przepustek, identyfikatorów ani broni. Musiała poradzić sobie bez nich. Nawet z ulgą powoli wysunęła się zza uchylonych, pancernych drzwi oczekując reakcji... nic. Przejmująca cisza, panujący na szerokim i długim hallu mrok rozświetlany tylko przez kilka słabych jarzeniówek przez jaki będzie musiała przejść. Jej cela znajdowała się niemalże na szarym końcu. Po prawej miała tylko grubą, betonową ścianę. Kiedy wzrok przyzwyczaił się do ciemności Kate była w stanie dojrzeć biały napis na niebieskim tle: -5 DELTA.

Zamek elektroniczny przy drzwiach świecił się na zielono natomiast już ten naprzeciwko - drzwi zapewne prowadziły do kolejnej sekcji izolatek - na czerwono. Ogłaszał jakiś błąd krytyczny i permanentne zamknięcie sektora na czas nieokreślony do momentu wyjaśnienia sytuacji. Oprócz tego nie była w stanie dojrzeć na razie niczego nietypowego ani nawet... normalnego. Na razie była sama w hallu nie widząc jego końca.

* * *

Latarka, latarka... Gdzieś musiała tutaj być. Przynajmniej Stan pamiętał, że odstawiał ją w przedpokoju, kiedy ostatnim razem ucięło prąd. Nagle, przez jedną krótką chwilę, poczuł jak jakiś niesamowicie zimny, lodowaty dotyk przeszywa jego umysł a potem... coś szepnęło. Nie był w stanie zrozumieć co i po ostatnich wydarzeniach nie był pewny czy mu się wydaje czy to dzieje się naprawdę. Chciał po prostu zejść do piwnicy i przeczekać to wszystko... A, i latarka znalazła się gdzieś obok starych, znoszonych traperów...

- Wynocha. - tym razem zrozumiał. Szept niemalże do ucha sprawił, że miał ochotę wyskoczyć pod sufit. Za jego plecami nikogo nie było.

W przerwach między wsłuchiwaniem się w rytm przeraźliwie dudniącego serca Stanowi zdawało się, że usłyszał jakby coś wystrzeliło a zaraz po tym odezwało się syczenie... jakby coś się ulatniało. Dźwięk dochodził z piwnicy. Pamiętał tylko, że miał tam instalację gazową.

* * *

- Radiostacja? Została już przez nas obstawiona i przebadana a przechwycone transmisje odesłane do szczegółowej analizy. Nic lepszego stamtąd pan nie wyciągnie. - odparł oficer Bradford na pytanie Evansa. - Mowa oczywiście o tej położonej poza strefą kwarantanny, bo zostaje jeszcze drugi obiekt znajdujący się na północnych przedmieściach Salt Lake City. Niemniej do tego dojdziemy... nasze poszukiwania przyczyn zdarzenia muszą być uporządkowane i prowadzone w kolejności.

Parę następnych minut było poświęcone formowaniu odpowiednich grup złożonych z naukowców, techników ze wsparciem żołnierzy i wyznaczaniem obszaru, w który mieli się udać. Marty i Tomas oraz kilku innych agentów polowych dostało za zadanie sprawdzenie sytuacji wzdłuż drogi lokalnej 126, która potem przechodziła w stanową 84-kę i ich punktem docelowym było centrum medyczne Freseniusa, był on w trójkącie Farr West, Harrisville oraz Marriot-Slaterville. Mieli sprawdzić jak wygląda sytuacja, porozumieć się z miejscowymi mieszkańcami i ustalić od nich co się stało.

Mieli ruszać przy pierwszej możliwości. Parę grup zwiadowczych ruszyło w teren kilka minut temu.

* * *

Po chwili zostawili za sobą korek oraz posterunek wojskowy i Mystery Machine pomknęła wspomnianą drogą 138. John oraz jego ekipa musiała dosyć szybko przerzucić się na pole drogi, bo już z daleko było widać obecność wojskowych w wiosce nie wspominając o fruwającym BlackHawku na obrzeżach samego Salt Lake City... A może nawet dwóch. Jednocześnie przemykając pod osłoną nocy czuli, że mimo wszystko nagle mogą znaleźć się w środku wojskowego reflektora i ich cała wyprawa po nowy, bombowy materiał spali na panewce a oni wylądują co najmniej w więzieniu. Na razie jednak posuwali się dalej i w końcu omijając Granstville bokiem zdołali je bezpiecznie ominąć. Do samego celu pozostawało im jednak jeszcze ze dwadzieścia mil.

Teraz trzeba było zdecydować jak udać się dalej. Z jednej strony mogli odbić na północ i wrócić na drogę stanową 80 i nią dobić do miasta, ale też liczyć się niemalże pewną obecnością wojska albo spróbować poszukać drogi przez pasmo górskie jaki rozciągało się na wschód od ich pozycji. Druga opcja, po ciemku, wydawała się bardziej czasochłonna zakładając, że ścieżka w górach nie będzie oświetlona. Wedle GPSu i map Google droga miała zaczynać się gdzieś na wschód od Tooele*.

---

*jakby co ja tych nazw nie wymyślam sobie z głowy tylko sprawdzam na mapach Google, więc to wszystko można znaleźć

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dźwięk dobiegający z piwnicy sprawił że włosy, a może to co z nich zostało po latach świetności zjeżyły mi się na głowie. niewiele myśląc wskoczyłem w trapery zacisnąłem latarkę w ręku i wypadłem jak porażony przez drzwi frontowe. Zaraz, "cholera!" skarciłem na głos swoją głupotę. Drzwi były zamknięte. Nie myślałem nad szukaniem kluczy czy próbami wyważenia drzwi lecz rzuciłem się biegiem do kuchni zgarniając przy okazji ze stołu opakowanie tabletek przeciwbólowych i wybiegłem z domu przez wyrwę w ścianie. Starałem się uciec jak najdalej od domu i znaleźć jakieś schronienie. W myślach dosłownie mi się kotłowało - Alarm, gaz, Alarm, gaz, tajemnicze "coś" - przez chwilę przeszło mi przez myśl że mogły to być haluny wywołane gazem. Ale jakoś nie chciało mi się w to wierzyć. Mniejsza o to. Spojrzałem w stronę skąd dobiegał alarm. Może tam znajdę jakieś schronienie. To chyba jedyne rozsądne wyjście. Rzuciłem się biegiem w tamtą stronę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Najpierw wyrywają cżłowieka z łóżka i wiązą gdzieś gdzie nie chce być, a później jeszcze wydzierają na nas swoje mordy. - powiedziałem cicho do Marty'ego.

- A więc mamy dojść do centrum medycznego? Mam przynajmniej nadzieję, że po drodze napotkamy jakiś ludzi. Może uda nam się czegoś dowiedzieć o tej okolicy.- powiedziałem zdecydowanie głośniejszym głosem przy grupce, która ma z nami iść.

Zakładając kamizelkę i poprawiając kaburę rozglądam się po okolicy. Wygląda na to, że wszyscy już poszli i zostaliśmy tylko my. Sprawdzam broń i latarkę, bo kto wie co może się po drodze przydać.

- Mam nadzieję, że ta sprawa się rozwiąże bardzo szybko, bo zacznam mieć już dość tego wojskowego.

- A więc? Pora chyba już ruszać. Prawda?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Niezbyt przyjemni ludzie, ale na razie nie wiemy niemal nic i musimy trzymać z każdym, kto choć trochę wie na temat sytuacji, w której się znajdujemy - odparłem mojemu koledze po fachu.

Dzięki Bogu, że możemy wreszcie ruszyć. Nawet i do centrum medycznego. Ta stagnacja już powoli mnie dobijała. Podczas krótkiej wolnej chwili wróciłem, by wziąć rewolwer. Miałem dziwne, niekonieczne pozytywne przeczucia - broń palna mogła się przydać. Po chwili doszedłem do stojącej na placu grupki.

- Możemy ruszać - zakomunikowałem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciemny hol i kilka słabo świecących jarzeniówek...Ciarki przeszły mnie na samą myśl o tym, że coś może się kryć poza zasięgiem żarówek. ,,Coś", bo na pewno nie ktoś. Nieprzenikniona cisza zdradzała, że żywy inwentarz już dawno stąd uciekł lub też uległ eksterminacji.

Postanowiłam iść wzdłuż oświetlonego pasma podłogi, starając się przy tym robić, jak najmniej hałasu, równocześnie trzymając się ściany i nasłuchując dźwięków dobiegających z ciemnej i pustej przestrzeni hallu.

Obym szybko dotarła do wyjścia, bo nie chcę się zrywać do biegu zbyt wcześnie w skutek jakiegoś nieokreślonego odgłosu. Mogą o mnie mówić, że jestem szalona, jednak kto by nie był, gdyby wiedział tyle ile ja. Ciekawe ilu z nich oszalałoby, będąc teraz na moim miejscu. . .

Kiedyś, będąc jeszcze w pełni ,,zdrowa", w tej sytuacji zadałabym sobie pytanie typu, "co się dzieje" i starała się uporządkować myśli. W obecnej chwili szczerze mówiąc mało mnie obchodzi, co tu się stało. Bardziej mi zależy, żeby mnie nic złego nie spotkało, a w szczególności coś pokroju pozbycia się wszystkich wnętrzności, jak w przypadku tego strażnika.

Mam lekką nadzieję, że ten horror spotkał cały ośrodek... niefortunnym byłoby gdyby zablokowali tą część i zabarykadowali wszystkie wyjścia. Szczególnie, że najprawdopodobniej jestem kilka pięter pod ziemią, a pogrzebanie żywcem nie jest zbyt jaskrawą perspektywą na przyszłość.

Dziwnym mógł wydawać się fakt, że najprawdopodobniej zostałam całkiem sama. W ośrodku było ponad tysiąc osób (nie licząc ,,pacjentów"), jeśli nie więcej. . . przynajmniej do teraz tak mi się wydawało.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ludzie na północ od Tooele byli potem ostatnimi, którzy widzieli wóz Johna Ridera, poszukiwacza duchów. Wehikuł tajemnic zniknął gdzieś na górzystych drogach prowadzących do Salt Lake City i słuch po nim zaginął...

* * *

Stan w ostatniej chwili wyskakując ze swojego, zdawać by się mogło, opętanego mieszkania zdążył jeszcze chwycić kurtkę i wyleciał na zewnątrz, wprost na orzeźwiające, może nawet chłodne powietrze. Zdążył zrobić kilka susów aby zwiększyć odległość od miejsca zagrożenia nim poczuł jak gorący podmuch powietrza uderza go od pleców i powala na ziemię. Jednocześnie do jego uszu dotarł rozdzierający dźwięk eksplozji, właśnie w tym momencie instalację gazową - a tym samym jego dom - trafił szlag i rozleciał się na kawałki w kuli ognia. Czegokolwiek nie zdążył zabrać przepadło bezpowrotnie. Wstając z ziemi sprawdził czy nic mu się nie stało, na szczęście nie został trafiony jakimś odłamkiem. Teraz trzeba było zdecydować gdzie iść dalej...

Baza lotnicza, bo stamtąd dochodziły dźwięki syreny, wydawała się opcją dobrą jak każda inna. Z drugiej strony, idąc na północ w końcu by trafił do centrum medycznego Farseniusa. Zastanawiając się jednak przez parę chwil zdał sobie sprawę, że okolica jest pusta. Jasne, był środek nocy, ale przecież eksplozja domu powinna ściągnąć jakiś ciekawskich gapiów, gdzieś w oddali odezwałaby się syrena wozu strażackiego albo karetki a tutaj panowała cisza. Niepokojąca cisza. Cokolwiek było w domu raczej za nim nie wyszło i ten sygnał alarmowy z tyłu głowy odrobinę się uspokoił, ale nie ucichł całkowicie.

Rozglądając się dookoła zauważył także ze dwa samochody stojące na środku ulicy kilkadziesiąt metrów dalej po obu kierunkach, w których biegła droga. Sprawiały wrażenie opustoszałych.

* * *

Droga stanowa nr 15, w drodze do Farr West

Kilkanaście minut później konwój wojskowy z Martym i Tomasem był niecałych sześć mil od ich od centrum medycznego. Nie rozmawiali specjalnie z wojskowymi, sami żołnierze bardziej skupiali się na obserwowaniu okolicy, nasłuchiwaniu radia, które zresztą od czasu do czasu nawalało... W paru minionych miejscowościach jak np. Brigham City zwiad skontaktował się z lokalnymi mieszkańcami i rozpoczął ewakuację, FEMA zresztą rozstawiała już obozy dla uchodźców na północ od Tremonton. Odkryli jednak także, że kilkadziesiąt rodzin zniknęło a w paru domach znaleźli ślady krwi, jakieś walki oraz "dziwnych" zniszczeń, niestety nie sprecyzowali dokładniej o co im chodzi. Mieli się tym zająć specjaliści.

Tymczasem zaczęli mijać na drodze pierwsze opuszczone - a może porzucone - pojazdy. Ciężarówką dostawcza w rowie, trochę dalej dwa płonące samochody cywilne po zderzeniu czołowym, jeszcze później TIR blokujący niemalże całą drogę, dalej jeszcze co jakiś czas znajdowało się pojedyncze, porzucone auto. Żadnych śladów właścicieli, żadnych ciał ani nawet oznak walki. Te wszystkie znaleziska nie wpływały dobrze na atmosferę panującą w grupie i pojawiały się pierwsze zalążki paranoi zwłaszcza gdy tuż przed szpitalem ktoś zameldował o utracie kontaktu z dwoma grupami zwiadowczymi jakie znajdowały się jeszcze dalej na południe.

W końcu kolumna się zatrzymała na wysokości centrum Farseniusa kilkadziesiąt metrów od wejścia. W powietrzu unosił się dziwny, przejmujący chłód, dookoła nie kręcił się zupełnie nikt z okolicznych mieszkańców. Panowała cisza przerywana tylko pracą silników, łopotaniem śmigłowca gdzieś w powietrzu i szeptami żołnierzy jacy ustawili obronę okrężną. W samym szpitalu nie było widać ruchu choć zdawało się, że światła w kilku pomieszczeniach działają.

* * *

Kilkanaście kroków dalej w słabo oświetlonym holu kierując się w stronę prawdopodobnego wyjścia. Absolutna cisza pomijając odgłos kroków i oddech Cathy. W pewnym momencie doszedł jednak do niego nowy dźwięk. Dziwny, niewyraźny, na skraju zasięgu ludzkiej percepcji stawał się jednak coraz głośniejszy i po chwili samotna pacjentka jakiegoś ośrodka zdała sobie sprawę z czym się jej kojarzy... ta dziwna zbitka dźwięków brzmiała jak miliony robaków przesuwające się po ścianach, jak rdza błyskawicznie przeżerająca się przez metal, jak szum obrzydliwej fali, która nadchodzi. Odwróciła się do tyłu i na skraju oświetlenia minionej lampy zobaczyła jak metalowa ściana przybiera czerwony kolor. Wyglądało to tak jakby zachodziła krwią z powykręcanymi żyłami, tętnicami, które pięły się dalej... w jej stronę...

Ciało zadziałało instynktownie. Bieg w przeciwną stronę, sprint o swoje życie choć umysł nie miał pojęcia co mogło znajdować się u końca korytarza. Nagle jednak zobaczyła, że zbliża się do przepaści i w ostatniej chwili zahamowała. Normalnie znajdowały się tutaj podwójne pancerne, silnie strzeżone drzwi do masywnej windy towarowej. Ani ich ani wspomnianej windy nie było widać. Dopiero kiedy zaczęła przypatrywać się w mrok poniżej i oczy przyzwyczaiły się do ciemności miała wrażenie, że winda znajdowała się kilkadziesiąt metrów niżej, w dodatku jakby lekko przechylona. Odwróciła się oczami wyobraźni widząc to coś nadciągające prosto na nią, ale... krew czy czymkolwiek to było przepadło.

Chwilę potem, nie wiadomo skąd, w końcu holu coś eksplodowało. Podmuch niemalże rzucił Cathy w przepaść, ale zdołała chwycić się krawędzi i chwilę potem widziała jak języki ognia wylatują z przejścia ku górze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aż mnie ciarki przeszły. To miejsce mi się nie podoba. Wiem, że w tym szpitalu dzieje się coś dziwnego, ale nie potrafię tego wytłumaczyć. Wieść o utracie kontaktu z dwoma grupami i to miejsce sprawiają, że zaczynam się bać. Zwracam się do Marty'ego:

- Coś tu nie gra. Ta cisza, chłód... Myślę, że nie powinniśmy wchodzić do szpitala bez powodu i bez pewności, że znajduje się tam ktoś potrzebujący pomocy.

Dawno się tak nie czułem, ale nic nie mogę na to poradzić. Nasza "obstawa" chyba też to czuje.

- Jeśli już będziemy tam musieli wejść, to przynajmniej trzymajmy się razem lub w ostateczności podzielmy się na dwie grupy. Nie wiadomo kto lub co może się tam znajdować. Co o tym sądzisz Marty?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie myślałem za długo, "oklepałem" swoją kurtkę w poszukiwaniu swoich niezawodnych narzędzi, które powinny tam być, Szkoda że nigdy nie pamiętam w której kieszeni. Najpierw chwila strachu że mogły zostać w domu, albo raczej w tym co z niego zostało. Po chwili ulga gdy dłoń trafiła na twarde zawiniątko w wewnętrznej kieszeni. Podbiegłem do samochodu zwróconego w stronę wyjącej syreny. Dopadłem do klamki. Gdy drzwi nie chciały ustąpić zabrałem się do roboty. Najszybciej jak to możliwe. Precyzja może już nie ta, ale za to jest doświadczenie, dość spore nawet. "dalej ty kupo złomu, otwieraj sie do k. nędzy..." powtarzałem to niczym mantrę w głowie. Może nie cały czas tak samo ale mniej więcej do tego można by to porównać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Mam takie same przeczucia. To miejsce skrywa jakąś mroczną tajemnicę, może nawet taką, którą nie da się logicznie wytłumaczyć.

Nic nie mówiłem, ale odczytywałem z twarzy towarzyszy, że niektórzy zaczynają ulegać panice. Jeszcze ta wiadomość o utracie kontaktu z grupami zwiadowczymi... Działo się coś bardzo niedobrego.

-Musimy trzymać się razem. Mam nadzieję, że masz broń? Nie wiadomo, z czym przyjdzie nam stanąć, być może będziemy zmuszeni zabijać - rzekłem powoli. Mnie też się nie podoba taka perspektywa, ale nie mamy wyjścia, musimy ustalić, co tu się wydarzyło.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Chol**a jasna- mówię usiłując nie puścić się krawędzi. Szukam nogami podparcia i spoglądając kątem oka próbuję im pomóc.

Nie chcę tam wracać. Nie wiem, co to było i nie chcę wiedzieć. Mogło mi się to zdawać(jak to często mi powtarzali, gdy widziałam obserwujące mnie przez szybę postacie bez twarzy), jednak wolę tego nie weryfikować.

Muszę znaleźć stabilne podparcie i rozejrzeć się na około. Jakaś drabina lub pręty od mocowania windy ułożone w wystarczająco krótkich odległościach od siebie, by móc się po nich wspinać?

Pewnie nie dam rady dojść na samą górę, jednak piętro czy dwa, by odszukać jakiś kanał wentylacyjny, czy też piętro ze schodami w górę.

Oby tylko nie odcięli prądu zbyt szybko, bo moje pogłębiające się szaleństwo nie jest tu jedynym zagrożeniem. Strażnik był realny. . . zatem nie chcę przebijać się przez ten ośrodek w mroku. Jest tu wiele zakamarków, których nigdy nie miałam szansy poznać. Nie sądzę też, że chciałabym. Nie wiem, co jeszcze tutaj badali, jednak musiało im to wydostać się z poza kontroli. . .

- Jak nie znajdę stąd wyjścia to odszukam i rozszarpię wszystko, co żywe!!!- krzyknęłam w złości, przy czym ściszyłam głos w połowie, nie chcąc do końca ujawnić swojego marnego położenia.

Na szczęście ten wybuch był na tyle głośny, że mój krzyk raczej nie zwróci niczyjej uwagi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Samochód zwrócony w stronę wyjącej syreny* był opustoszały, ale o dziwo był zamknięty od środka. Ze względu na dotychczasowe wydarzenia Stan mimo wszystko nie mógł opanować drżenia rąk zastanawiając się czy zaraz nie wyskoczy na niego coś nowego, nie do opisania i z szeregiem ostrych zębów jakie go rozszarpią. Dookoła nadal panowała cisza i nie widział kogokolwiek ze swoich sąsiadów na zewnątrz. W końcu, o parę sekund za długo, złamał zamek samochodu i wpakował się do środka... niemalże natychmiast nie wymiotując po tym jak najbardziej jaskrawy i obrzydliwy zapach krwi doszedł do jego nosa. Najgorsze było to, że żadnego ciała a tym bardziej czerwonych plam w środku pojazdu nie było... Mdłości nie chciały ustąpić, ale trzeba było gdzieś się udać. Stan odpalił silnik. Gdzie teraz?

* * *

...STATUS: CLEAR...

* * *

Cathy odczekała jeszcze chwilę nasłuchując czy nic nie nadchodzi z korytarza. W końcu jednak podciągnęła się, szukanie drogi ucieczki podczas wiszenia w szybie windy i perspektywa kilkunastometrowego upadku nie była zbyt wspomagająca dla percepcji. Miejsce skąd przyszła obecnie było pogrążone w płomieniach i częściowo zawalone, była w stanie wyczuć bijące od ogni ciepło, ale z drugiej strony miała teraz znacznie lepszą widoczność. Schodów nie było natomiast faktycznie w szybie windy znajdowała się awaryjna drabina prowadząca ku górze.

Rozpoczęła wspinaczkę mając przed sobą minimum kilkadziesiąt metrów do przebycia. Jej cela musiała znajdować się naprawdę głęboko pod ziemią. W momencie, w którym znajdowała się już odrobinę nad głównym wejściem na poziom -4 DELTA całą bazą wstrząsnęła kolejna eksplozja i nagle pancerne wrota wyleciały z zawiasów z ogłuszającym hukiem lądując na przeciwległej ścianie szybu windy. Buchnęły płomienie, od wstrząsu drabina zaczęła odczepiać się od ściany i za ułamek chwili "Czarny Kruk" mógł twardo wylądować na dnie szybu...

* * *

Droga stanowa nr. 84, miejscowość South Weber, 40km na północ od Salt Lake City

Po kilku minutach jazdy z wysuniętego posterunku na drodze stanowej nr. 84 konwój dwóch uzbrojonych Hummve oraz dwóch 5-tonowych ciężarówek zatrzymał się kilkanaście metrów do pierwszych zabudowań pobliskiego miasteczka. Z pojazdów wysypali się żołnierze. Ci w mundurach Gwardii Narodowej zabrali się za tworzenie posterunku oraz rozstawianie barykad, natomiast reszta w regularnych mundurach** szykowała się do pieszego rekonesansu dalszego terenu. Rozkazy były jasne - zbadać teren, odkryć co się stało i doprowadzić sytuację do porządku.

- Tutaj grupa Foxtrot 7. Przybyliśmy na miejsce, rozstawiamy posterunek. Drużyna zwiadowcza jest gotowa do wyjścia w każdej chwili, odbiór. - zameldował pułkownik Ridge na radiu do sztabu dowodzenia.

- Zrozumiałem Foxtrot 7. Ruszajcie tak szybko jak to możliwe, odbiór.

- Przyjąłem, bez odbioru. - po czym spojrzał na żołnierzy i ich dowódcę, Johna Barlowsa, i rzucił: - Słyszeliście panowie! Oczy dookoła głowy i nie dajcie się zabić. Powodzenia.

* * *

- Trzymajmy się razem... - rzucił niezbyt pewnie jeden z wojskowych oficerów w grupie. - Taaak... zdecydowanie powinniśmy trzymać się razem.

O dziwo jednak, po chwili - wraz z każdym krokiem bliżej do szpitala - to uczucie chłodu zaczęło jakby ustępować i wszystko wydawało się jakoś... normalniejsze. Drzwi wejściowe były otwarte. W środku, przy recepcjach, nie było widać żywej duszy a większość świateł - przynajmniej na tym piętrze - była zniszczona, możliwe, że przez skok napięcia. Mimo wszystko w świadomościach wszystkich nie paliły się lampki alarmowe tak mocno jak na zewnątrz. Dookoła nie było widać ciał ani tym bardziej plam krwi. Może faktycznie ktoś tutaj się znajdował?

W samej recepcji znajdowała się mapa pomieszczeń oraz panel z monitorami przedstawiającymi widok z kamer. Większość z nich nie działała. Nie mieli zupełnie podglądu na sytuację w podziemiach gdzie m.in mógł znajdować się generator prądu oraz na większości pomieszczeń na powyższych piętrach. Z jednym czy dwoma wyjątkami, na których jeden z żołnierzy zdołał zauważyć - albo tak mu się wydawało - że widział jakiś ruch, możliwe iż kogoś z ocalałych. Był widziany na drugim piętrze.

---

*nie byłem pewien, więc założyłem, że chodzi ci o jeden z dwóch wspomnianych we wcześniejszym odpisie

**w tym także twoja postać brylant ^_^

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ad* - tak to ten pojazd miałem na myśli ;)

Dźwięk odpalonego silnika lekko mnie pocieszył. Otworzyłem okno aby przepędzić zapach krwi i wrzuciłem "jedynkę" i jak najszybciej zacząłem wiać z tego miejsca w stronę skąd dobiegał dźwięk syreny. Miejmy nadzieję że to co robię to dobra decyzja. Starałem się dotrzeć tam jak najszybciej, z tego względu mało obchodziły mnie wszelkie ograniczenia prędkości. Okolica z resztą jest dziwnie opustoszała więc nie powinno mnie nic na razie zaskoczyć. W międzyczasie włączyłem radio (o ile takowe tam jest), może dowiem się czegoś ciekawego na temat tego co się tutaj wyprawia...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie wiem jak wy, ale ja wolałbym nie podążać tam gdzie nie ma światła. Wiem, że brzmi to trochę panicznie, ale nie mam zamiaru powtarzać tych samych błędów co bohaterowie horrorów - powiedziałem, na koniec lekko się śmiejąc.

Nie chcę tego mówić zbyt poważnie, ale naprawdę mam spore obawy co do tego miejsca. Nie wiem dlaczego, po prostu mam takie przeczucie.

- Mamy dwie możliwości. Możemy się podzielić na dwie grupy, z których jedna pójdzie przeszukać podziemia i poszuka generatora, a druga sprawdzi to co widział jeden z żołnierzy. Możemy też trzymać się wszyscy razem. Osobiście preferowałbym trzymać się razem i przeszukać te pomieszczenia na drugim piętrze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiwam głową pułkownikowi i kontynuuję sprawdzanie oporządzenia mego oddziału. Maski przeciwgazowe założone, kombinezony ochronne szczelne, dobrze. Sprawdzam jeszcze łączność radiową i zaczynam szybką odprawę, skierowaną także do pułkownika.

- Dobra, wchodzimy do miasteczka ostrożnie, idziemy lekko zwartą grupą, macie mieć oczy szeroko otwarte, niech trzech z was obserwuje stale nasze plecy. Ustalcie teraz rejony obserwacji. Ostrożnie z bronią, nie chcemy zabić żadnego cywila. Co dwie minuty będę was wywoływał na kanale radiowym i zgłaszał postępy dowództwu. Jeśli coś zobaczycie, meldujcie, lecz nie idźcie sprawdzać sami. Pilnujcie kolegów. Marszruta następująca: kiedy możemy, odbijamy na południe i kierujemy się w kierunku bazy lotniczej, trzymając się ulic. Miejcie mierniki w gotowości. Powodzenia.

Ciekawe, co się tam mogło stać. Cóż, wkrótce się dowiemy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Patrzę na napis ,,-4 DELTA" i przeklinam swoje szczęście. Było to nieporównywalne z tym, co miało się zaraz stać.

Pancerne drzwi poniżej mnie wyleciały z hukiem lądując na przeciwległej ścianie, a moja drabina zaczęła się odczepiać od ściany.

Czemu teraz?! Cztery poziomy pod ziemią i przeklęte wstrząsy psują mi, aż nazbyt ciężką już podróż w górę.

Szybko próbuję się rozeznać w sytuacji i oszacować, na jak długo wystarczy mi podparcia. Jeśli nie ma od razu obok mnie jakiegoś przęsła lub liny, by się chwycić etc. to przechodzę się na tylną część drabiny. Będę miała jeszcze krótką chwilę, zanim odczepi się całkowicie od ściany, a wykorzystam to do wyskoku i aby się czegoś złapać lub też dostać się do przejścia piętro niżej, o ile będzie już tam bezpiecznie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wysłuchałem pomysłu partnera. Idea podzielenia się na dwie grupy była całkiem sensowna, jednak z drugiej strony kto chciałby udać się w stronę podziemi. Ja na pewno nie... Niezbyt lubiłem podziemia, poza tym działo się tu coś dziwnego i niedobrego.. Lepiej trzymać się razem.

- Też sądzę, by najpierw przeszukać pomieszczenia znajdujące się wyżej. Coś tu wisi w powietrzu i musimy się dowiedzieć co. Potem być może trzeba będzie się udać razem do podziemi do generatora. Póki co ruszajmy na górę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cóż, baza na pewno nie wyglądała na bezpieczniejsze miejsce, to jedno było pewne. W normalnych okolicznościach już kilkadziesiąt metrów przed samą bramą wjazdową Stan zostałby zatrzymany przez kilku smutnych, uzbrojonych panów w mundurach, którzy kazali by mu bardzo uprzejmie i stanowczo zawrócić. Teraz jednak miał przed sobą otwarte na oścież a właściwie wyważone przez coś wejście i opustoszałą budkę strażniczą. Reszta widocznej w tej chwili bazy lotniczej wydawała się równie pusta... i może martwa... Odczekując jeszcze chwilę nagle Stan poczuł lekkie drżenie. I może jeszcze odległy huk dobiegł do jego uszu. Brzmiało jak... eksplozja? Gdzieś pod ziemią? Stan nie mógł powiedzieć na pewno w tej chwili i z tej pozycji. Na razie był pewien tylko jednego. To dziwne poczucie chłodu i zagrożenia wróciło, na razie jako cichy głosik gdzieś na skraju umysłu. No i zapach krwi nie chciał wywietrzyć się z samochodu. To właściwie dwa pewne spostrzeżenia.

* * *

...STATUS: CLEAR...

* * *

Krótki lot Cathy zakończyła na wystającej krawędzi szybu dwa, trzy metry niżej. Przez moment serce biło jej znacznie szybciej i zastanawiała się czy czasem nie poleci w dół po swoją śmierć, ale... nie, nadal była w jednym kawałku. I mogła się stąd wydostać. Naturalną koleją rzeczy, po tym jak awaryjne schody spadły na dno szybu, było wdrapanie się na korytarz na tym poziomie. Eksplozja musiała zgasić kilka potencjalnych pożarów w zarodku i wdrapanie się przez otwór obyło się bez większych problemów.

Jakieś sto metrów od jej obecnej pozycji korytarz był już zawalony a kilka strumieni ognia z uszkodzonych rur dawało źródło światła. Z tego co mogła zauważyć miała jedynie cztery drzwi do pomieszczeń, które mogła sprawdzić. Choć ściany trochę przypaliło mogła zauważyć resztki napisów informacyjnych. Po swojej lewej miała "Pokój ochrony", oczywiście z pancernymi, zatrzaśniętymi drzwiami i elektronicznym zamkiem. Dalej po lewej znajdował się "Pokój przesłuchań". Z kolei na prawo: "Cela przejściowa". Dalej w głębi była chyba "Zbrojownia". Czarny Kruk miała wrażenie, że coś zimnego dotykało jej umysł gdy spoglądała w stronę tego pomieszczenia.

* * *

Przez następnych kilkanaście minut pierwszy patrol przebiegał bez większych zakłóceń. Choć okolica była wymarła i nie dało się nawiązać kontaktu z jakimkolwiek lokalnym mieszkańcem to jednak nie zanotowano innych anomalii. Przynajmniej do czasu. Oddział był już niemalże na wysokości pierwszych hangarów w bazie lotniczej gdy coś...dźwięk dziwnych zakłóceń, jakby ktoś darł papier tuż przy mikrofonie...dziwnego się pokazało. Na moment. Potem jednak zmaterializował się kilkanaście metrów dalej na asfaltowej drodze. Stał i czekał. Dziwny konstrukt z betonu...

* * *

- Hm, podzielam wasze zdanie. Mimo to... - rzucił jeden z oficerów: - Ktoś musi zostać i pilnować głównego wejścia... drogi ewakuacji właściwie. - wskazał dwie sekcje do tego zadania. Z niezbyt dużym entuzjazmem żołnierze zabrali się do roboty.

Choć na drugim piętrze również panował mrok rozświetlany latarkami grupy poszukiwawczej atmosfera wydawała się bardziej spokojna, może nawet normalna. Do pewnego momentu wydawało się jednak, że i tutaj nie odnajdzie się nikt żywy gdy nawiązano kontakt. Gdzieś kilkanaście metrów przed szpicą nagle dało słyszeć się skrzypnięcie. Drzwi do jednego z pomieszczeń się uchyliły, dało się dojrzeć słabą poświatę i z nich wychylił się powoli, z uniesionymi rękoma jakiś człowiek. Dorosły, miał nie więcej jak czterdzieści lat, przy okazji krótkie, czarne włosy i... chyba zielone oczy.

- Uh... - zaczął niepewnie mówiąc niemalże szeptem. - Zakładam, że nie jesteście od nich...? - odpowiedzią były zdziwione miny. - Cóż, taka pomoc również nie zaszkodzi. Przynajmniej na razie. Mam w szpitalu przynajmniej kilkuset ludzi potrzebujących pomocy i ewakuacji z tego przeklętego miejsca.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Coś mi się nie podoba w zachowaniu tego człowieka i w tym miejscu w ogóle. Raz, że jest tu za cicho jak na "setki" znajdujących się tu ludzi, a przecież taka masa musi ze sobą rozmawiać, poruszać się. No w każdym razie wydawać jakieś dźwięki, a przez ten czas nic takiego nie słyszeliśmy. Zresztą z pewnością byśmy kogoś po drodze jeszcze znaleźli. Dwa, wygląda on na dosyć zestresowanego i chyba czegoś lub kogoś się boi. Tylko co to może być? Przecież odkąd tu jesteśmy jest on pierwszą osobą jaką tu w ogóle spotkaliśmy.

- Tomas Evans, NSA. Mam kilka pytań. Po pierwsze chętnie dowiedziałbym się jak się pan nazywa. Po drugie kogo miał pan na myśli mówiąc "że nie jesteśmy od nich". Kim są ci oni? Po trzecie, to gdzie znajdują się pozostali? Odkąd tu przybyliśmy nie spotkaliśmy tu nikogo poza panem. W dodatku nie słychać tu żadnych odgłosów, które taka liczba ludzi musi wydawać. Więc?

Czekając na odpowiedź mężczyzny zwróciłem się cicho na ucho do Marty'ego: - Słuchaj. Nie podoba mi się ten gość. Na wszelki wypadek miejmy się na baczności i uważnie go obserwujmy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na widok zbrojowni przeszedł mnie dreszcz. Po mimo, że z pewnością przydałaby mi się jakaś broń to jest to ostatnie miejsce, w którym chciałabym się w tej chwili znaleźć. To uczucie chłodu, jakby coś chciało pochwycić mój umysł w swoje zimne macki nie pozwoliło mi dłużej spoglądać w tamtym kierunku.

Ostrożnie stawiając kroki ruszyłam w stronę ,,Pokoju przesłuchań". Taki pokój miał zawsze zewnętrzne pomieszczenie z przejrzystą szybą. Wolałam nie myśleć, co mogło mnie czekać w ,,Celi przejściowej" obok zbrojowni.

Spróbowałam lekko uchylić drzwi i od razu skryć się w oczekiwaniu na jakikolwiek dźwięk. Następnie powoli zajrzeć i wejść do środka. Jeśli będę miała szczęście to może znajdę tu coś przydatnego. Naprawdę pomocny byłby uniwersalny klucz do wszystkich elektronicznych zamków, jednak takie karty noszą tylko wysoko postawieni ludzie, a szansa, że jako pierwsi nie poszli się ewakuować jest praktycznie równa zeru.

Gdybym nic nie znalazła to ostatecznie zaglądnę do celi przejściowej, o ile to uczucie, które ogarnia mnie, gdy patrzę w kierunku zbrojowni nie przejdzie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...