Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Montinek

Kroniki Królobójcy - Patrick Rothfuss

Polecane posty

Imie-wiatru-Patrick-Rothfuss-bc21764.jpg


Wykradałem królom księżniczki. Spaliłem miasto. Spędziłem noc u Felurian i uszedłem z życiem i przy zdrowych zmysłach. Gdy wyrzucono mnie z Uniwersytetu, byłem młodszy niż ci, którzy próbowali się tam dopiero dostać. Włóczyłem się nocą po ścieżkach, o których boicie się nawet mówić w świetle dnia. Rozmawiałem z bogami, kochałem kobiety i tworzyłem pieśni, przy których minstrele płakali.
Mogliście o mnie słyszeć.


Jakże skromny cytat głównego bohatera powinien w miarę przybliżyć rozmiary odysei, jaka przedstawiana jest na stronach owej niepozornej książki. Jednej z najlepiej napisanych pośród tych, z którymi miałem do czynienia.
Imię Wiatru jest pierwszym tomem trylogii Kronik Królobójcy. Ogólnoświatowa premiera kolejnego zapowiedziana jest na październik 2011 roku, wobec czego ci, którzy z dziełem Patricka Rothfussa jak dotąd nie mieli do czynienia (a zakładam, że jest to znakomita większość tu obecnych :wink:) mają jeszcze trochę czasu, by nadrobić zaległości.
Książka traktuje o przeszłości niejakiego Kvothe, który, wychowany początkowo pośród aktorów wędrownej trupy, szybko i brutalnie zmuszony został samemu radzić z niebezpieczeństwami życia. Tak tymi nadprzyrodzonymi, jak i najbardziej przyziemnymi. W całej opowieści urzeka sposób, w jaki do tematu fantasy podchodzi autor. Cały świat, chociaż oparty na magii (swoją drogą naprawdę oryginalnie zaprojektowanej) i fikcyjnych rasach, jest niezwykle wiarygodny, a w przedstawione wydarzenia zazwyczaj w większym lub mniejszym stopniu przypominają to, z czym możemy spotkać się na co dzień. Bieda, agresja. Miłość... Najciekawsze jest jednak śledzenie, jak postać głównego bohatera obrasta w legendę, którą jest "obecnie".
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odkopuję nieco zapomniany temat. W sumie nie wiem dlaczego jeszcze się tu nie wypowiedziałem. Przecież na półce u mnie leży The Name of the Wind, a ja sam czekam na The Wise Man's Fear.

Choć przyznam szczerze, że mam mieszane odczucia. Książka mi się bardzo podobała, choć w zasadzie nie powinna. Dlaczego? Głównie przez bohatera, który Tym Dobrym. Geniuszem, który nawet bez wszystkich strun gra przepięknie i ze słuchu. Mężczyzną, którego kochają wszystkie kobiety (i niektórzy mężczyźni), a nie lubią tylko złoczyńcy. Ideałem. Może w książce nie jest tak przedstawiany, ale z fabuły na takiego wychodzi. Ale jako, że ze mnie żaden złoczyńca... To też go polubiłem. Samą książkę też mimo tego, że usiana jest zgranymi schematami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nawet nie wiedziałem, że był założony temat.

owej niepozornej książki
Oj, nie taka znowu niepozorna - 800 stron swoje waży. :happy:

Muszę się zgodzić z Qbusiowym zdaniem, bo choć lektura przyjemna, to oryginalności w niej za grosz nie ma. Przeczytajcie sobie "Olivera Twista" i "Kłamstwa Locke'a Lamory" a już przy "Imieniu Wiatru" będziecie mieli potężne uczucie deja vu. Złośliwie napiszę, że ciekawe na czym wzorowany będzie drugi tom Kronik. :diabelek: No i oczywiście Kvothe, słusznie mogący się kojarzyć z bohaterem "Pierwszego kroku" Przechrzty.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dla zainteresowanych - tom drugi, czyli "The Wise Man's Fear" niedawno ukazał się za Zachodzie. Co ciekawe, zainteresowanie czytelników przerosło najśmielsze oczekiwania wydawcy, książka zadebiutowała od razu na pierwszym miejscu listy bestsellerów New York Timesa, a w ciągu dwóch tygodni od premiery tytuł zaliczył cztery dodruki. Troszkę zaskakuje (pozytywnie) cena tego tysiącstronicowego tomiszcza - za ładnie wydany hardcover z obwolutą na Amazonie trzeba zapłacić tylko ?10.00 (UK), co nawet w przeliczeniu na złotówki daje bardzo korzystną ofertę (ok. 45 zł, a ile u nas kosztują liczące sobie ok. 1000 stron książki w twardej oprawie?). Chyba się, kurde, skuszę.

61c3rsjupl.jpg
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odpowiedź na post Qbusia z tego tematu:

Według mnie ciężko nazwać tak powieść, której bohater uczęszcza do szkoły magii i spędza noc z Felurian. Ale to tylko takie czepialstwo, bo sama powieść według mnie świetna.

Szkoła magii? Masz na myśli Uniwersytet? Magia w formie znanej w tym uniwersum z historii o Taborlinie Wielkim należy do bardzo odległej przeszłości, ba, to wręcz legendy traktowane na równi z baśniami o Chandrianach, które poważni ludzi zbywają śmiechem i nie traktują poważnie (vide rozmowa Kvothe'a z Lorrenem). Uniwersytet to przede wszystkim nauka w czystym tego słowa znaczeniu; matematyka (Brandeur), chemia (Mandrag), medycyna (Arwyl), historia i literatura (Lorren), rzemiosło (Kilvin), lingwistyka (Rektor), retoryka (Hemme). Sympatia ma niewiele wspólnego z magią, co było z tego co pamiętam dość wyczerpująco wyjaśnione, zaś Mistrz Imion to właściwie pusta tytulatura, zważywszy jak niebywale rzadkie jest zjawisko występowania prawdziwej magii, jak niewielu jest w stanie pojąć istotę posługiwania się Imionami Rzeczy, a także biorąc pod uwagę kto odpowiada za tę gałąź wiedzy. Także użycie określenia "szkoła magii" to moim zdaniem duża hiperbola.

Określenie tej serii jako low-fantasy nie jest do końca trafne (co zresztą zaznaczyłem), głównie ze względu na obecność (śladową, ale zawsze jednak obecność) rasy i świata wróżów czy Chandrian, ale nadal będę obstawał przy twierdzeniu, iż do high- czy heroic fantasy "Kronikom Królobójcy" znacznie, znacznie dalej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ha, skleroza widać nie boli. Przyznaję się do błędu. Tym większa motywacja, żeby w końcu sobie zamówić gdzieś The Wise Man's Fear, bo jeszcze tego nie zrobiłem. Ale tak poza tym, to się z Tobą zgadzam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja się nie zgodzę z Tobą, Murezorze :)

Szkoła magii? Masz na myśli Uniwersytet? Magia w formie znanej w tym uniwersum z historii o Taborlinie Wielkim należy do bardzo odległej przeszłości, ba, to wręcz legendy traktowane na równi z baśniami o Chandrianach, które poważni ludzi zbywają śmiechem i nie traktują poważnie (vide rozmowa Kvothe'a z Lorrenem).

W tym wypadku chodzi raczej o sposób pojmowania magii jako takiej, która nie polega na 'rzucaniu fireballami gdzie popadnie', co oczywiście nie oznacza, że magia nie występuje.

Uniwersytet to przede wszystkim nauka w czystym tego słowa znaczeniu; matematyka (Brandeur), chemia (Mandrag), medycyna (Arwyl), historia i literatura (Lorren), rzemiosło (Kilvin), lingwistyka (Rektor), retoryka (Hemme).

Niby tak, ale zauważ, że rzemiosło jest związane z magią, chociażby lampy sympatetyczne, czy ten no... zapomniałem nazwy...

chodzi mi o ten 'medalion' do ochrony przed czarami, który zrobił Kvothe, gdy Ambrose zdobył jego krew

.

Sympatia ma niewiele wspólnego z magią, co było z tego co pamiętam dość wyczerpująco wyjaśnione.

Przenoszenie energii z jednego ciała do drugiego na odległość? Możliwość podpalenia a nawet zabicia, również na odległość, to nie jest magia?

Mistrz Imion to właściwie pusta tytulatura, zważywszy jak niebywale rzadkie jest zjawisko występowania prawdziwej magii, jak niewielu jest w stanie pojąć istotę posługiwania się Imionami Rzeczy

W drugim tomie jest magii związanej z imionami więcej niż w pierwszym, poza tym można wywnioskować z niektórych fragmentów, że Mistrzowie wiedzę o Imionach posiadają, tylko się z nią nie obnoszą.

Do tego dochodzi, jak sam zauważyłeś, kraina wróżów i ich odmiana magii, Chadrianie, ci kolesie na A, których nazwy też zapomniałem;

zamykanie bytów w skrzynkach, wspomniany w pierwszy tomie Anioł, shead (zmieniająca rozmiar opończa jest magiczna, moim zdaniem

;)), 'smoki' zjadające drzewa i takie tam cuda bajery :P]

Podsumowując, uważam, że jednak ładunek fantastyczności u Rothfussa jest dość spory :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W tym wypadku chodzi raczej o sposób pojmowania magii jako takiej, która nie polega na 'rzucaniu fireballami gdzie popadnie', co oczywiście nie oznacza, że magia nie występuje.

Sympatia (do której zaraz się odniosę) jest relatywnie często spotykana, natomiast każdy inny rodzaj magii to ewenement. No i nigdzie nie napisałem, że magia NIE występuje, tylko że występuje raczej rzadko.

Przenoszenie energii z jednego ciała do drugiego na odległość? Możliwość podpalenia a nawet zabicia, również na odległość, to nie jest magia?

Tyle tylko, że ja pisałem to w kontekście magii Taborlina Wielkiego, z którą manipulacja energią w rozumieniu sympatyki ma niewiele wspólnego, bo jest względnie mocno ograniczona. Jest to swego rodzaju magia, nie przeczę, ale jest jej w tym wszystkim na tyle niewiele, iż nie sposób zmarginalizować jej wobec magii "prawdziwej".

W drugim tomie jest magii związanej z imionami więcej niż w pierwszym, poza tym można wywnioskować z niektórych fragmentów, że Mistrzowie wiedzę o Imionach posiadają, tylko się z nią nie obnoszą.

Wiem, czytałem drugi tom (obie części) ale nie przypominam sobie np. co świadczy o tym, że Mistrzowie poza Elodinem (kojarzę 3 osoby posiadają wiedzę o Imionach:

Kvothe'a, Elodina i Kronikarza, który znał jedynie Imię Żelaza, zdaje się nawet że od samego Elodina

. Przytoczysz konkretny fragment?

Podsumowując, uważam, że jednak ładunek fantastyczności u Rothfussa jest dość spory :)

Czy zatem określenie dzieła Rothfussa jako average/medium-fantasy będzie potraktowane jako kompromis z mojej strony? :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sympatia (do której zaraz się odniosę) jest relatywnie często spotykana, natomiast każdy inny rodzaj magii to ewenement. No i nigdzie nie napisałem, że magia NIE występuje, tylko że występuje raczej rzadko.

Tyle tylko, że ja pisałem to w kontekście magii Taborlina Wielkiego, z którą manipulacja energią w rozumieniu sympatyki ma niewiele wspólnego, bo jest względnie mocno ograniczona. Jest to swego rodzaju magia, nie przeczę, ale jest jej w tym wszystkim na tyle niewiele, iż nie sposób zmarginalizować jej wobec magii "prawdziwej".

No może magia Taborlina z sympatią ma niewiele wspólnego, ale nie zmienia to faktu, że sympatia jest rodzajem magii, tylko ujętej inaczej, niż w 'klasycznych' pozycjach fantastycznych - dla mnie tej 'magiczności' w sympatii jest dość trochę mimo wszystko; no i jak określić 'prawdziwość' magii?:] Czy 'prawdziwa' jest ta, do której potrzeba różdżki? Czy np. ta, przy której trzeba wypowiadać słowa? Itd., itd. Zatem, jak już pisałem, magii jest dość (chociaż w sumie tylko tam, gdzie jest,

jak tak sobie pomyślę o strachu, który wzbudzał Kvothe w znajomych z drużyny poszukującej bandytów

)

Wiem, czytałem drugi tom (obie części) ale nie przypominam sobie np. co świadczy o tym, że Mistrzowie poza Elodinem (kojarzę 3 osoby posiadają wiedzę o Imionach:

Kvothe'a, Elodina i Kronikarza, który znał jedynie Imię Żelaza, zdaje się nawet że od samego Elodina

. Przytoczysz konkretny fragment?

Teraz nie mam możliwości przytoczenia fragmentu dokładnego, a i pamięć może mnie zwieść, w każdym razie chodzi mi chociażby o

to, że (chyba) Fela nauczyła się imienia kamienia (?) oraz przede wszystkim o rozmowę Kvothe'a z (chyba) Kilvinem na temat znajomości Imion (mistrz miał znać Imię ognia), że jest to coś bardzo osobistego, o co nie wypada pytać i o czym nie mówi się zbyt często; rozmowa ta była chyba jeszcze zanim Kvothe wyruszył do maera.

Czy zatem określenie dzieła Rothfussa jako average/medium-fantasy będzie potraktowane jako kompromis z mojej strony? :)

Raczej tak :P W każdym razie wiesz, low fantasy to jest moim zdaniem chociażby "Nadzieja czerwona jak śnieg", w której fantastyczności jest naprawdę dosyć mało. Albo taka Trylogia Husycka Sapka (dawno czytałem, ale poza kilkoma 'czarami' zbyt wiele nie było tego, raczej) czy "Kłamstwa Locka Lamorry".

Na tym tle pozycja opowiadająca o przygodach kogoś, kto chce zabić demony i nauczyć się czarować jest więcej niż low

:)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hej mam parę pytań odnośnie Imię Wiatru :), czy ktoś może w paru zdaniach napisać czy warto przeczytać? i zacząć tą trylogie?. O czym to jest?, jakie rasy występują, tak mniej więcej bo czytałem parę recenzji i dużo ludzi sobie chwali :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak czytałeś recenzje, to wiesz, że warto ;-)

Minus taki, że na 3 tom pewnie trochę poczekać będzie trzeba. Drugi się coś koło 5 lat pisał, a trzeci jak nic kolejne tyle zajmie Rothfussowi. Ja czekam ;) (i liczę, że to nie będzie trylogia, a coś więcej).

Rasy... są ludzie, nie ma elfów, orków ani krasnali. Są demony, ale nie takie z rogami i kłami, ale takie bardziej 'ludzkie' - w sumie mało o nich wiadomo. Są jeszcze wróże, czyli taka 'męska' wersja wróżek (oczywiście ich przedstawiciele są obu płci). Może jeszcze ktoś jest, ale nie jest to do końca określone - ot, ludzie są najważniejsi, i tyle.

O czym? Też w recenzjach masz, a uogólniając - to trochę jak Harry Potter.

Pozycja warta lektury, tyle ;)

PS: Mój awatar jest właśnie z tych książek.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja mam pytanie odnośnie ludzi, którzy mieli styczność zarówno z angielską jak i polską wersją. Z tego co widzę to różnica stronicowo pomiędzy nimi to około 600 stron (czyli objętość jednej przyzwoitej "cegłówki"). Jak to w praktyce wygląda? Czy angielska jest trochę okrojona?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

różnica stronicowo pomiędzy nimi to około 600 stron
Pierwsza czy druga powieść? Link?

Nie są okrojone, po prostu polscy wydawcy lubią czasem nadmuchać książkę, żeby klient myślał, że płaci za więcej, niż dostaje - choć Rebisu akurat bym o to nie posądzał. Zachodnie paperbacki często mają dość małą czcionkę, więc wychodzi mniej stron.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wersja polska (Rebis):

Imię Wiatru - 876 str

Strach Mędrca cz. 1 - 676 str

Strach Mędrca cz. 2 - 640 str

Razem: 2192 str

Wersja Angielska (Gollancz):

The Name of the Wind - 672 str

Wise Man's Fear - 1008

Razem: 1680

--------

Trochę się zagalopowałem z tą różnicą, ale to i tak ponad pół tysiąca stron. Dlatego nie jestem pewien co wybrać i czy wersja angielska nie jest okrojona lub czy wersja polska nie jest "rozepchana".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zawartością właściwą (nie liczę jakichś reklam itp.) nie powinny się różnić. Po angielsku będzie pewnie taniej, ale też tamte paperbacki są mniej odporne na wielokrotne czytanie (papier jak bibułka, słaby grzbiet - chociaż akurat tych egzemplarzy w ręku nie miałem). Wybór należy do ciebie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...