Byłem, widziałem, słyszałem. A com widział i słyszał, tu wam opisanym zostawiam. I całą recenzję nowych "Gwiezdnych Wojen" mogę zamknąć w dwóch słowach: Jest świetnie. Ale po kolei. Przez ostatnich parę miesięcy było mnóstwo oczekiwań ale i strachu, czy Disney nie zniszczył tej serii i z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć: nie zrobili tego. Bohaterowie: Najpierw muszę wspomnieć o bohaterach, mamy tu bowiem mix tych dobrze znanych z nowymi i muszę przyznać wypada to dobrze. Nowi bohaterowie mogą z miejsca przypaść do gustu, szukający własnej tożsamości szturmowiec i zbieraczka złomu obdarzona olbrzymią mocą, mieszkająca na pustynnej planecie (to już jednak zrzynka z historii Anakina i Luke'a), czy będący raczej świetną bazą pod następne części pilot Ruchu Oporu Poe to dowód na umiejętności scenarzystów. Jednak jest i ta gorsza strona, nowy główny antagonista wygląda świetnie... dopóki nosi maskę (skojarzył mi się trochę z Falloutem), jednak gdy tylko ją ściąga to niestety wygląda bardziej jak drętwy bohater filmów dla nastolatków. Stara szkoła tymczasem trzyma się świetnie. Han Solo jest taki sam jak na początku "Nowej Nadziei", a Leia to znów postać o mówiąc kolokwialnie: twardej dupie i ciepłym sercu. C-3PO jest tak samo gadatliwy lecz zmienił trochę kolory (nowa ręka), R2-D2 ma ograniczoną rolę, a nowym "głównym" robotem zostaje to kuliste coś, czego nazwy nijak nie zapamiętałem. Film niestety zmusza nas w pewnym momencie do puszczenia łezki, gdy jeden z głównych bohaterów ginie z rąk kogoś mu bliskiego. A i byłbym zapomniał o jednym ważnym bohaterze: Sokół Millenium wrócił i ma się dobrze!!! Akcja i świat przedstawiony: Po upadku Imperium pojawia się Nowy Porządek, który pragnie zniszczyć znany świat, Luke Skywalker nie był widziany od wielu lat, a Ruchowi Oporu grozi zniszczenie. Tak można streścić wstęp filmu, który jednak zaczyna się i wygląda wspaniale. Praca kamery oraz wygląd świata filmu z miejsca przypominają starą dobrą pierwszą trylogie. Tym razem postawiono bowiem na prawdziwą wojnę i w zasadzie co kilka minut możemy obejrzeć świetnej roboty sceny walki na blastery i miecze świetlne. Jednak końcowy pojedynek w ośnieżonym lesie to moim skromnym zdaniem najlepsza walka w historii serii. Ocena: 9+ Dlaczego nie 10: Bo filmowi wciąż trochę brakuje do ideału, nieszczególny "ten zły", durne zakończenie (nie będę go spoilerował) i wyjaśnijcie mi czy wszyscy obdarzeni wielką Mocą dorastają na pustyni?!