Skocz do zawartości

Kordgorn

Forumowicze
  • Zawartość

    240
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Kordgorn

  1. Slide_Greenlight.png

    Stało się! Phantaruk, nasza mała gra tworzona po godzinach, wylądowała na Steam Greenlight i już czeka na Waszą pomoc oraz głosy na ?TAK?.

    Przypomnijmy, czym jest Phantaruk:

    To mały horror, dziejący się na opuszczonym statku kosmicznym. Zadaniem gracza jest przetrwać i uciec z opuszczonej maszyny. Wykorzystując dostępne środki i przekradając się, rozwiązujemy zagadki i walczymy o każdą minutę życia.

    Gra aktualnie jest w fazie beta - wszystkie główne systemy takie jak np. AI, inwentarz, przedmioty zostały zaimplementowane. Tak naprawdę teraz tworzymy ?nakładkę? produktu, czyścimy wszystkie drobne rzeczy. Z większy spraw pozostała nam tylko implementacja zaawansowanego HUD?a oraz? nowego typu przeciwnika.

    Już niedługo, bo prawdopodobnie za kilka dni opublikujemy wersję beta demo gry, w którą każdy będzie mógł sobie zagrać i ocenić Phantaruka. Jeżeli ktoś chce być z tym na bieżąco, może zapisać się na naszej stronie głównej.

    Tak więc życzcie nam szczęścia, wciśnijcie ?TAK? i podzielcie się ze znajomymi. To będzie bardzo pomocne! smile_prosty.gif

    STEAM: http://steamcommunit...s/?id=403584625

    Slide_Greenlight_2.png

    • Upvote 1
  2. Wrzucam coś swojego, żeby trochę pomieszać szyki władzy w tym wątku. :)

    Stałem jak wryty, nie rozumiejąc sytuacji, w której właśnie się znalazłem. Patrzyłem w dal, a raczej próbowałem wytężać wzrok, żeby móc zobaczyć cokolwiek, jednak wszelkie starania spełzały na niczym. Absolutnie nie miałem pojęcia co o tym wszystkim sądzić. Znaleźliście się kiedyś w takiej sytuacji, że nagle i nie wiadomo skąd jesteście w całkowicie innym, obcym Wam miejscu? Właśnie takie coś mi się przydarzyło. Tak, jak gdyby ktoś pstryknął palcami i za pomocą jakiegoś demonicznego ciągu wypowiedzianych słów przeniósł mnie w czasie i przestrzeni do plugawego w swej naturze wymiaru, który rządzi się własnymi nieopisanymi prawami. Okropne zimno, przeszywające mnie od stóp po głowę, uniemożliwiało mi skuteczne i logiczne myślenie. Odczuwałem tylko paraliżujący chłód, wlewający się z każdym wdechem do moich płuc niczym lodowata, nieznanego pochodzenia ciecz.

    Byłem pewny, że potwornie ujemna temperatura brała się z białej jak mleko mgły, która otaczała mnie z każdej strony. Było to doświadczenie zaprawdę zatrważające, gdyż nie miałem pojęcia gdzie jestem i co się ze mną dzieje. Mgła była tak gęsta, że nie byłem w stanie stwierdzić jaki grunt mam pod nogami. Gdy spróbowałem dotknąć podłoża ręką, przeszył mnie impuls trwogi. Otóż nigdy wcześniej moje ciało nie doświadczyło takiej jak ta materii. Nie był to ani piasek, jaki znamy z gorących pustyń czy plaż, ani śnieg padający w zimie. Daleko mu również było to żwiru czy kamieni lub błota. Było to jakby wszystko i nic zarazem. Szybko więc wstałem i zdecydowałem, że muszę prędko się stąd wydostać.

    Mięśnie moje były zesztywniałe i każdy kolejny krok wiązał się z nieprzyjemnym kłuciem w nogach, które widocznie były przemarznięte do szpiku kości. Szedłem powolnym, chwiejnym krokiem dobrą godzinę lub dwie, tracąc z minuty na minutę zapał, gdy nagle dobiegł mnie bardzo cichy dźwięk. Brzmiał trochę jak skowyt, tylko bardziej mechanicznie i groteskowo. Jestem pewny, że jego natężenie wzrastało, aż w pewnym momencie urosło do poziomu, który pozwolił mi wywnioskować, że jest to coś w rodzaju syreny alarmowej. Dźwięk brzmiał podobnie do komunikatu ostrzegającego przed wrogim nalotem bombowym, ale był bardziej nieprzyjemny, wyższy i urywał się co jakiś czas bez żadnej przyczyny. Najgorsze było to, że nie miał konkretnego źródła i nie byłem w stanie wywnioskować skąd dochodzi a więc, w którym kierunku powinienem się udać. Przez jakiś czas oczekiwałem, że coś się wydarzy, jednak po jakimś kwadransie, zdecydowałem się iść dalej przed siebie. Dźwięk diabelnego alarmu towarzyszył mi przez chwilę po czym, jak gdyby ktoś ręką odjął, przestał rozbrzmiewać w ogóle. Z bliżej nieokreślonego powodu przejąłem się tym do reszty, ukłuło mnie uczucie ogromnego strachu. Mgła zdawała się jeszcze bardziej gęstnieć a powietrze było coraz bardziej mroźne. Musiałem znacząco spłycić swój oddech, ponieważ czułem, że wnętrze ust oraz gardło zaczyna mi zamarzać.

    Wtedy stała się rzecz najmniej oczekiwana. Poczułem, że ktoś chwyta mnie za ramię w nieprzyjemnym uścisku. Kątem oka zauważyłem coś co wywołało we mnie mieszaninę strachu i obrzydzenia. Czułem, że zaczyna mi się kręcić w głowie a umysł spowijają potworne i plugawe myśli wizji wyglądu szkarady, która właśnie za mną stała. To, czego nie mogę nazwać dłonią, łapą lub nawet zbiorem palców, ścisnęło mocniej, rozlewając falę bólu wzdłuż ramienia. Macka, szpony czy jakkolwiek by tego nie określić wbiły się w moje ciało niczym stado insektów chcących ludzkiej krwi. Rażony najdzikszym instynktem przetrwania wyrwałem się i rzuciłem przed siebie. Biegłem ile sił w nogach, słysząc za sobą co chwilę nieludzkie posapywanie i skrzeki. Pomimo chwilowej przewagi nad tym plugastwem już wiedziałem, że mnie dogadania i jest coraz bliżej.

    Upadłem. A raczej zacząłem spadać, bo grunt który miałem pod nogami nagle przestał dla mnie istnieć. Unosiłem się w białej jak mleko mgle czując, że coś ciągnie mnie w dół. Nie słyszałem już odgłosów potwora jednak nadal w jakiś nadnaturalny i niepojęty sobie sposób wiedziałem, że jest obok. Po moim ciele rozlewał się ból płynący z ramienia, zaćmiewający mój umysł. Był tak silny, że dalsze utrzymywanie świadomości w ryzach było niczym cud i po chwili walki moje procesy myślowe przestały istnieć.

    Otworzyłem oczy i nie było już białej jak mleko mgły. Ujrzałem wnętrze swojego pokoju w Newbridge. Przerażony wydarzeniami wstałem i szybkim krokiem podszedłem do okna, o który dzwonił deszcz i stukające w niego gałęzie starej jabłoni. Otworzyłem jedną z okiennic aby złapać tchu i ogarnąć myśli. Rzuciłem jeszcze okiem na swoje biurko, gdzie leżało kilka zabazgranych kartek i pióro. Stwierdziłem, że wszystko to muszę spisać i to jak najszybciej, nim zapomnę cały ten horror. Zanim jednak udałem się w celu przelania przemyśleń na papier, ogarnęła mnie nieopisana trwoga. Otóż w bladoniebieskim świetle księżyca, który wpadał przez przybrudzone szyby, zauważyłem na swoim ramieniu blizny, jak gdyby jakaś obca kreatura wbiła we mnie diabelskie pazury.

  3. Na wstępie dziękuję za poświęcony czas i danie adekwatnych uwag.

    @Bazil,

    Zew Cthulhu jest wierzchołkiem góry lodowej prozy Lovecrafta. Z całego serca polecam zbiór opowiadań zatytułowany "Sny o Terrorze i Śmierci", który to rzeczywiście był moją inspiracją. Swoją drogą, idąc za definicją tego słowa, nikt inspiracji nie musi dostrzec - istnieje dla mnie tylko i wyłącznie. Jeżeli artysta namaluje słońce i powie, że jego inspiracją był kubeł, to uwaga, że "w tym obrazie nie widzę kubła" jest nie na miejscu.

    Energia może przybrać barwę. Nie uważasz, że w mogą istnieć światy, w których istnieje takie zjawisko? Popatrz na magów, którzy rzucając zaklęcie uwalniają pewną energię. Ta energia może być reprezentowana na wiele sposobów, chociażby kolorem. Nawet jeśli kolor jest tylko efektem np. rozgrzewaniem powietrza wokół czarującego. W każdym razie, moim zdaniem energia może mieć reprezentację w formie danej barwy.

    Podam przykład znanego pisarza, który wykorzystuje motyw "zabarwionej energii": Pratchett pisze o tym, we wstępie do jednej ze swoich książek z "Świata Dysku, że "wielobarwna energia rozlała się po całej krainie..." a w samym wątku używa takiego stwierdzenia wielokrotnie.

    Łuna ogólnie oznacza poświatę. Poświata natomiast, jak chociażby informuje nas Słownik Języka Polskiego, jest nikłym, bladym światłem. Musisz mi w tym miejscu wybaczyć, jednak ufam bardziej definicjom słownikowym niż google images.

    #Ogólnie rzecz biorąc, mam wrażenie jakby duża część komentarzy nie została napisana po przeczytaniu całego tekstu, a podczas lektury. Rozumiem, że czytelnik nie zdawał sobie jeszcze sprawy, że chodzi o sen, majaki, przewidzenia.

    @KnightMarius

    Z opisem oraz umiejscowieniem akcji jest taki problem, że nie mogę na początku wyjaśnić, że chodzi o sen. A jeżeli o tym fakcie nie mogę poinformować czytelnika, to obraz lektury muszę kształtować właśnie poprzez lakoniczne, często wyjęte z kontekstu zdania. Osobiście lubię gdy wizerunek sytuacji w książkach, oraz ogólnie objaśnienia, są prowadzone w taki sposób, że częstują czytelnika informacjami, aby na koniec samemu można było zebrać wszystko w garść.

    Motyw z togą rzeczywiście nie wyszedł. I tak, masz rację, chciałem tutaj jedynie nakreślić, że Kate ma na sobie właśnie coś takiego.

  4. Podrzucam jedno z opowiadań, które ostatnimi czasy stworzyłem. Nie ukrywam, że inspirowałem się prozą Lovecrafta. :)

    KATETHOE

    Młoda kobieta w białej todze szła w kierunku wzgórza, nazywanego w jej mieście Pagórkiem Płaczących. Lubiła tam przebywać w letnie, ciepłe popołudnia, gdzie siadała na miękkiej trawie i zajmowała swoje myśli marzeniem o bliżej nieznanych i niezbadanych dotąd krainach: lasach Kardahalu, które były ponoć zamieszkiwane przez wiele magicznych istot, czy też miastach z śnieżnobiałego marmuru Thoren i Kallardon, zarządzanych przez majestatycznych władców. Myślała o tym, żeby po prostu opuścić rejony miasteczka Kaffu i wyruszyć w dal. Stwierdziła jednak, że byłoby jej wielce szkoda pozostawić te zielone łąki, śpiewy ptaków i wspaniałych ludzi, którzy zawsze chętnie wszystkim oferowali pomoc. Ceniła sobie to miejsce. Choć przebywała tutaj dopiero od kilku lat, to wiedziała, że nie może wrócić tam skąd przybyła. Demony zbyt mocno chciały dobrać się do jej duszy, wpoić jej swoje bluźnierstwa i zamknąć ją w klatce z bezbarwnej energii.

    Jej rozmyślania zostały po chwili przerwane przez odgłosy stukotu i szczęku stali. Obróciła się w kierunku drogi, która biegła zaraz przy rzece Torn i spostrzegła kolumnadę ludzi, idących wzdłóż piaszczystej ścieżki.

    Królewski legion nadciągał powoli i ospale. Ich złociste płaszcze powiewały spokojnie na lekkim, letnim wietrze a zdobione wieloma wzorami zbroje błyszczały w słońcu. Kolumnę prowadził przyodziany w czerwono-fioletowy strój starszy mężczyzna. Szedł dumnym krokiem, dzierżąc w lewej dłoni srebrzysty miecz zwieńczony czerwonym szafirem. Natomiast w prawej ręce trzymał otwartą księgę, z której po chwili przeczytał na głos niezrozumiały dla nikogo wers. Dźwięk, który wydobył z gardła był nadnaturalnie dziki. Sprawił tym, że wszyscy maszerujący przystanęli a wprawne oko mogło wtedy zauważyć, że nie byli oni normalnymi żołnierzami. Ich twarze zostały powyginane a skóra obciągnięta, rysując wyraźne ślady w miejscach opierania się jej o kości policzkowe, żuchwy i potylice. Mieli długie i ostro zakończone pazury, a w niektórych częściach ciała widać było dziury wraz z wystającymi z nich gnijącymi kawałkami mięsa.

    Wokół mężczyzny, za którym wszyscy szli, zaczęła tworzyć się fioletowa łuna. Coraz bardziej wyraźna i większa, zaczęła nieśpiesznie obejmować wojska. Wraz z tym jak postępowała, złociste płaszcze traciły swój dumny kolor a zbroje przestawały odbijać promienie słoneczne. Szaty oraz pancerze stawały się zardzewiałe, przeżarte i brudne, potęgując tylko wrażenie potworności. To nie byli zwyczajni ludzie, a demony. Monstra stworzone w jednym celu ? szerzyć chaos, zniszczenie i śmierć.

    Nagle ich przywódca wypowiedział słowo, które zostanie zapamiętane do końca tego i przyszłego świata ? KATETHOE. A zrobił to nie ruszając nawet swoimi wydętymi, zgniłymi wargami. Obrócił głowę w kierunku postaci majaczącej na wzgórzu i pomimo dzielącej ich odległości, przeszył wzrokiem na wskroś.

    Stojąca na pagórku kobieta obserwowała całe to wydarzenie w bezruchu. Chciała uciekać, potrzebowała krzyczeć ale nie mogła poruszyć się nawet o milimetr. Strach zawładnął jej całym ciałem i duszą. Próbowała modlić się do starych i nowych bogów, błagając o ratunek świata, który jest jej jeszcze znany. Łzy spływały po rozpalonych policzkach, skrapiając białą togę, w której była. Po krótkim czasie przemogła się, sięgnęła do koszyka, zabranego ze sobą, chwyciła za wystające ostrze i bez żadnego namysłu wbiła je sobie w tors. Nie krzyczała, nie modliła się już. Nie wiedziała dokładnie dlaczego wbiła sobie ten sztylet. Powinna była biec w kierunku Kaffu, ostrzec wszystkich, których znała i kochała. Zamiast tego jednak struga gorącej krwii spływała po jej brzuchu i udach. Po chwili zastygła ze złożonymi na krzyż rękoma, z nieobecnym wzrokiem, o wyrazie twarzy pełnej zgrozy nie do opisania.

    Pomimo, że właśnie tego pragnęła, to wcale nie był koniec jej męczarni. Chciała zniknąć, zjednać się z przodkami. Pragnęła tego z całego serca. Jeżeli już nie mogła zatrzymać terroru i rzeźi, przynajmniej odpocznie u boku starych i nowych bogów.

    Znajdowała się w jakimś całkowicie ciemnym miejscu. Towarzyszyło jej wrażenie nieskończoności czernii i ciemności, które wywoływało obłęd. W pewnym momencie dało się słyszeć niewyraźne szepty, gdzieś nieopodal. Były one niezrozumiałe, jak gdyby pochodziły z całkowicie innego świata. Pomimo tego, kobieta rozumiała je, ktoś do niej mówił. Był to ciepły i przyjemny głos, znany jej zmęczonym życiem uszom.

    ?Otwórz oczy?, mówiły szepty. ?Kate, otwórz oczy? ? powtarzały co chwilę. Postanowiła im zaufać, pomimo ogromnego bólu w klatce piersiowej. Powoli, nieśpiesznie otwarła ciężkie powieki i to co zobaczyła przeraziło ją jeszcze bardziej niż chwile własnej śmierci. Było to jak nagłe uderzenie kamieniem w twarz, jak gdyby ktoś wylał na nią wiadro lodowatej wody. Nie śniła już, nie płakała. Towarzyszył jej ogromny ból w klatce piersiowej a biel jej szat zmieszała się z czerwienią gorącej krwi.

    Leżała na szpitalnym łóżku, z wbitym kawałkiem szkła w mostek. Lewą rękę miała przywiązaną skórzanymi pasami do stalowej barierki. Zobaczyła przed sobą starszą osobę, o wydętych wargach i złowrogim uśmiechu. Władca plugastwa i zła był przed nią, wyciągał w jej kierunku swoje ochydne, splamione zgnilizną i ochydztwem łapska. Chciała krzyczeć ale nie mogła, nie była już w stanie się poruszyć. Kątem oka spojrzała na tabliczkę z napisem Mrs. Kate Thoe i przypomniała sobie, że jej śmierć była jedynym sposobem aby wrócić w zieolone rejony Kaffu i ostrzec wszystkich przed zbliżającym się terrorem.

×
×
  • Utwórz nowe...