Skocz do zawartości

Light87

Forumowicze
  • Zawartość

    48
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wpisy blogu napisane przez Light87

  1. Light87
    Czesto mozna uslyszec, ze Linux nie jest system dla normalnych ludzi. Oczywiscie jest to prawda - tyle ze g*wno prawda . Dlaczego tak uwazam? Zacznijmy od poczatku - czyli nabycia systemu (przyjmujemy tutaj distro dla laika jak kubuntu czy mandruva). Zdobywamy go tak jak duzo ludzi windowsa - czyli sciagamy z torrentow . Tylko w tym przypadku jest za zgoda, a nawet zacheta autorow. Nastepnie wypalamy pobrany obraz na plytce, albo, co moim zdaniem lepsze, rozpakowujemy na pendrive. Do tego rozpakowania jest mily programik, ktory wszystko za ans robi. Potem wkladamy pendrive do portu usb, zmieniamy sposob bootowania kompa i z menu ktore sie pojawi wybieramy zainstaluj. Potem znowu jka w instalacji windowsa - klikamy dalej kilka razy . Gdy mamy szybkiego pendrive'a instalacja trwa bardzo krotko, nie wymaga restartow, przy ktorych komp sie wiesza. I po niedlugim czasie mamy pelnowartosciowy system, z pakietem biurowym, odtwarzaczami muzy/filmow, firefoxem i czym tam jeszcze. A tak i bez wirusow .
    Najczesciej spotykanym zarzutem jest: "Nie dziala CAD/Photoshop/(tu wstaw nazwe "powaznego" programu, ktora ktos zaslyszal)!". A powinno byc: "Nieee dziaaaalajaaaaaa mi gryyyyyy buuuuuuuu!!!". Coz moge powiedziec. Dla niektorych programow istnieja zamienniki (oczywiscie darmowe), wiec nie ma problemu. Szczegolnie jak ktos uzywa Photoshopa do obracania zdjec z wakacji . A co do gier. To osobiscie testowalem Fallouta 3 i dziala. I jeszcze Jedi Academy - tez bez problemu. Innych rzeczy nei testowalem, bo nie mialem potrzeby. Ale kiedys sie zmobilizuje, pozycze CADa i sprawdze czy dziala .
    Kolejna rzecza jest ta straszna kompilacja programow. No po prostu to okropienstwo w czystej psotaci jest. Pomijam juz, ze duzej ilosci programow nie trzeba kompilowac, bo albo sa w repozytoriach, czyli uruchamiamy menadzera pakietow, wpisujemy co chcemy, zaznaczamy i instalujemy. Tak po prostu. Nie trzeba nawet szukac strony www, zeby program sciagnac. Dobrze, a co zrobic, gdy nie znajdziemy programu? Wtedy musimy uzyc google, znalezc strone programu. I tam juz jest opisane, co zrobic, zeby ten program sie znalazl w tym menadzerze pakietow.
    A gdy i to nie pomaga? Wtedy trzeba rzeczywiscie sciagnac zrodla i zainstalowac je samemu. I to tez jest proste (zazwyczaj). Wpisujemy 2-3 komendy i czekamy az sie skompiluje. Czasami owszem, moze sie zdarzyc ze brakuje nam jakiejs biblioteki, alewtedy w czasie kompilacji dostaniemy (zazwyczja) odpowiedni komunikat. Wtedy uzywamy menadzera pakietow, zeby sciagnac brakujace pliki i kompilujemy ponownie.
    Zreszta ostatnio popularne jest mowienie, ze kompa sie uzywa do netu i pracy, a do gier konsoli. A dla wiekszosci ludzi praca na kompie oznacza napisanie jakiegos dokumentu, albo zrobienie jakiegos zestawienia w arkuszu kalkulacyjnym. I tutaj nie ma problemu zeby to robic pod Linuksem. I do tego za darmo. Juz nie mowiac, gdy jakas firma kupuje kompy dla pracownikow. Mozna wtedy kupe kasy zaoszczedzic, a jak pracownik niejest skonczonym debilem to sobie bez problemu poradzi.
    A gdy ktos tworzy sowje wlasne programy (jak ja ) to Linux jest wymarzonym systemem. Wiem jak kiedys sie pod winda meczylem z niektorymi programami. A tutaj nei mam zadnych problemow. Wszystko pieknie dziala tak jak powinno. Chociaz w moim przypadku jest w druga strone - nie ma narzedzi pod windowsa sa tylko pod pingwinka .
    Tak na koniec, to zdaje sobie sprawe, ze nierealne jest przejscie na przyklad urzedow na Linuksa, bo jak pani Krysi zmieni sie wyglad i polozenie ikonki to bedzie placz i zgrzytanie zebow. I dodatkowe koszta, ktore moga spowodowac ze Linux nie bedzie juz taki tani. Ale to kwestia czasu, az mlodzi, bardziej obyci z kompami ludzie zastapiastarsze pokolenie.
  2. Light87
    Czemu chce pisac na ten temat? Przegladajac rozne zakamarki Internetu, mozna znalezc wypowiedzi ludzi, ktorzy zbytnio tego pojecia nie ogarniaja. Ale po kolei.
    Czesto mozna sie spotkacz zarzutem, jak wszystko moglo powstac z niczego. Otoz nie powstala z niczego. Nalezy powiedziec, ze kiedys (o ile wiemy jakies 13 - 14 miliardow lat temu) cala materia Wszechswiata, byla scisnieta w punkt. Jak wtedy to wygladalo? Co mozemy o takim Wszechswiecie powiedziec? O ile ja sie orientuje to ciagle nic. Wszystko przez to, ze w tak malej skali grawitacja zaczyna miec znaczenie (ogolnie grawitacja to dosc slabe oddzialywanie), tak samo jak nie wiemy co jest wewnatrz czarnej dziury. Ale skad taki szalony pomysl, ze kiedys wszystko bylo tak scisniete? Swego czasu pewien osobnik o nazwisu Hubble odkryl, ze wszystkie galaktyki jakie obserwujemy, oddalaja sie od nas. Stad juz byl tylko maly krok do pomyslu, ze kiedys wszystko znajdowalo sie w jedntym punkcie.
    Kolejnym pytaniem jest: "A co bylo wczesniej?". Otoz takie pytanie nie ma sensu. Od czasu opublikowania prac niejakiego Alberta E. wiemy, ze przestrzen i czas to nie sa dwa osobne byty. Zamiast tego mamy cczterowymiarowa czasoprzestrzen. Wynika stad, ze czas jest wzgledny i nie jest "wieczny". Nie jest tak, jak ludzie kiedys mysleli, ze czas sobie plynie w jakims ustalonym tempie. O nie. Wszystko zalezy od tego jak szybko sie poruszamy. Tak samo w Wielkim Wybuchu zacal sie czas, wiec nie ma sensu pytac co bylo wczesniej. Po prostu pojecie "wczesniej" traci sens.
    Rodzi sie kolejne pytanie - czy moglo byc tak, ze Wszechswiat wybuchal i sie zapadal. Nie wykluczone. Aktualnei staramy sie zbadac, czy nasz Wszeechswiat ma szanse sie zapasc. Ale nawet jesli tak bylo, to nigdy nie znajdziemy zadnych pozostalosci po poprzednich cyklach.
    Mam nadzieje, ze troche tym wpisem wyjasnilem.
  3. Light87
    Mam wrazenie, ze znowu wsadze kij w mrowisko, ale trudno .
    Dzis na onecie przeczytalem artykul o budowie elektrowni atomowej w Polsce. Widze, ze sprawa jeszcze nie umarla, co mnie bardzo cieszy. Co prawda bierzemy sie do tego jakies 30 lat za pozno, ale nie ma co plakac nad rozlanym mlekiem.
    Oczywiscie, od razu przy takiej okazji pojawiaja sie glosy jak to wszyscy marnie umrzemy przez taka elektrownie. Wiekszosc tych ludzi nie wie, ze mamy w Polsce jeden dzialajacy reaktor atomowy - w Świerku. Nie jest to reaktor energetyczny (chociaz kiedys probowano uzyskac z niego prad), ale badawczy. I co? I nic nie wybuchlo, o dziwo. Pojawia sie pytanie, skad taki paniczny strach w ludziach przed energia atomowa.
    Odpowiedzi sa dwie.
    Pierwsza jest oczywista - Czarnobyl. Prawda jest taka, ze wiecej bylo strachu i bicia piany niz rzeczywistego skazenia. Po pierwsze w Czarnobylu nie doszlo do wybuchu jadrowego. Nie bylo grzyba. Po prostu, przez glupote ruskich reaktor sie stopil. Doszlo do wybcuhu, ktory rozwalil cala oslone reaktor, ale nie byl to wybuch jadrowy. No i potem byl pozar, ktore wszystkie produkty rozszczepienia uranu wyniosl wysoko w atmosfere i ta chmura sobie podrozowala z wiatrem. Ale koniec koncow okazalo sie to nei tak grozne, jak niektorzy uwazali. Dosc powiedziec, ze okolica elektrowni wcale nie wyglada jak w STALKERze. Zreszta po katastrofie elektrownia jeszcze jakis czas pracowala.
    Druga przyczyna strachu jest niewiedza. Po prostu - jesli czlowiek czegos nei zna to sie tego boi. Niestety, przecietny Polak, skonczywszy szkole srednia, nie ma pojecia co to jest promieniowanie, skad sie bierze i kiedy moze byc grozne. Ludzie nawet nie wiedza, ze promieniotworczosc to zjawisko naturalne. Caly czas dostajemy pewne dawki promieniowania. To jak duze, zalezy od rejonu swiata, ale roznice moga byc ogromne (kilkudziesieciokrotne). Nawet przelot samolotem powoduje, ze dostajemy pewna dawke (mniej atmosfery nad glowa)
    Dlatego uwazam, ze rownolegle z pracami zmierzajacymi do rozpoczecia budowy elektrowni (czytaj: papierkologia stosowana) powinno sie przeprowadzic kampanie majaca na celu wyedukowac spoleczenstwo w kwestii energii atomowej.
    Jaka mamy alternatywe do atomowki?
    Wiatraki? Glosne, zabijaja ptaki, szpeca krajobraz. Cos jeszcze? A tak, przeciez wiatr nie zawsze wieje (co za niespodzianka).
    Wodne? Zatapianie olbrzymich obszarow, w wypadku katastrofy duzo wiecej ofiar niz w przypadku atomowki (patrz Chiny)
    Weglowe? Nie gdy mamy unijne limity CO2.
    Geotermia? Lokalnie czemu nie. Ale czy ktos sie dokopal w Polsce do wod o sensownej temperaturze? Pozatym nawet jesli takie zloza istnieja, to pewnie tylko w jednej czesci kraju. Co z reszta? Ale za polaczeniem atomowek i geotermii (jesli beda odpowiednie zloza) jestem jak najbardziej za.
    A i jeszcze sloneczne. To juz chyba pozostawie bez komentarza
    Jakie zalety ma atomowek. Zapewnia energie o stabilnej cenie (maly udzial ceny surowca w cenie energii). Dostawcu surowca mozna wybierac ze wschodu i zachodu, ba mamy nawet pewne wlasne zloza, ktora moglyby wystarczyc na "obsluzenie" jednej elektrowni 1 GW przez kilkadziesiat lat. Energia jest tez bardzo "czysta" (do odpadow jeszcze przejde).
    Przy budowie elektrowni beda pewnie dwa problemy.
    Pierwszy to kwestia lokalizacji. Wiadomo protesty okolicznej ludnosci. Jakis czas temu w jakiejs gazecie, przecczytalem co moze przekonac ludnosc okoliczna do wyrazenia zgody. Jedna z propozycji bylo obnizenie ceny energii o 50% na terenie powiatu, na ktorym sie znajduje elektrownia. Jesli to by sie okazalo prawda, to od razu jade pikietowac pod ministerstwo odpowiednie, zeby elektrownie stawiali w mojej okolicy. Kolejny plus bliskosci takeij elektrowni to potencjalne miejsca pracy. Ale wiadomo jak to bedzie: "Nie zgodzimy sie na elektrownie bo wybuchnie!".
    No i drugi problem to skladowanie odpadow czyli slynne beczki. W tej kwestii pewne doswiadczenie mamy, w Polsce znajduje sie jedno skladowisko odpadow w miejscowosci Różan. I jakos okoliczna ludnosc jeszcze nie wymarla. Co wiecej, kiedys mi wpadla w rece praca stwierdzajaca, ze zachorowalnosc na raka w okolicy jest mniejsza niz srednia w Polsce. Odpady z atomowek moznaby skladowac na przykald w nieczynnych kopalniach. Zreszta lezalo to pod ziemia to niech tam wraca.
    Na koniec pare faktow.
    Ta dawka promieniowania, ktora dostajemy jakos tak zwane tlo, to tylko w 75% zrodla naturalne. Ponad 20% to zrodla medyczne. Katastrofa w Czarnobylu to okolo 0,1%.
    Tak zwane "naswietlania" chorych na raka to tak naprawde wykorzystanie promieniowania jadrowego. Uzywa sie radioaktywnego izotopu kobaltu, tak zwanej bomby kobaltowej.
    Dotkniecie kawalka rudy uranowej nie powoduje wypadania wlosow i innych podobnych objawow (sprawdzone doswiadczelnie). Sam uran, ktorego sie tak boicie jest na tyle szkodliwy, na ile szkodliwy jest KAZDY metal ciezki. Wiaze sie to z jego bardzo powolnym rozpadem. Uran ma czas polowicznego zaniku rowny wiekowi Ziemii. Dlatego nie dajcie sie nigdy nabrac nawiedzonym ekoterrorystom, gdy beda wam chcieli wmowic, ze cos o takim czasie rozpadu jest szkodliwe.
    Dla ludzi, ktorzy dalej sie boja promieniowania, kilka praktycznych rad:
    1. Nie chodz do kosciola i na cmentarz - granity zawieraja frakcje radioaktywne.
    2. W zimie nie jezdzij na wies, a jesli tam mieszkasz - uciekaj. Wegiel zawiera rowniez pierwiastki radioaktywne (uran i dalsze).
    3. Jesli mieszkasz na Slasku w poblizu haldy - uciekaj bo jest radioaktywna.
    4. Jesli mieszkasz w okolicy elektrowni weglowej - uciekaj bo odpady sa radioaktywne i emituje radioaktywne pyly.
    5. Nie lataj samolotem.
    6. Nie rob sobie przeswietlen.
    7. Unikaj tomografi pozytronowej (PET). Wstrzykna ci radioaktywny izotop, a powiedza, ze to "kontrast".
    8. Nie schodz do piwnicy, bo tam sie zbiera radioaktywny gaz szlachetny - radon.
    9. Mowilem juz, ze cegly moga byc radioaktywne?
    10. Nie wyprowadzaj sie w niedostepne gory, bo tma moga byc cloza uranu.
  4. Light87
    W poprzednim wpisie troche sie dostalo calemu spoleczenstwu za podejscie do badan naukowych i ich finansowania. Tym razem mam zamiar przyczepic sie do podejscia niektorych studentow do egzaminow.
    Nie wiem moze ja jestem rzeczywiscie no-lifem/nerdem/co-tam-kto-woli, bo dla mnie sesja wcale jakims strasznym okresem nie jest. Przynajmniej moge funkcjonowac w godiznach, w ktorych mi jest wygodnie, a nie jak nakazuje plan zajec (czytaj mozna siedziec do nocy i przesypiac dzien ). Nauka oczywiscie jest, ale jednak zawsze umie to tak rozplanowac, ze mam czas na odpoczynek. Dlatego niezrozumiale jest dla mnie narzekanie studentow na sesje. Niby tyle nauki i w ogole.
    Z drugiej strony, moze to specyfika tego kierunku studiow. Gdy na cwieczeniach, nawet gdy jest komplet, wszystkie osoby mozna policzyc na palcach jednej reki, prawie na pewno wyladujesz przy tablicy. I wtedy nei ma zmiluj sie. Nie umiesz - wypad i nastepny. Dodac nalezy, ze bardzo czesto jest tak, ze osoba, ktora prowadzi wyklad ma rowniez cwiczenia. Wiecej powiem, cwiczenia sa zaraz po wykladzie . Moze wlasnie to wymuszenie systematycznosci przez cwiczenia i laboratoria, prowadzi do tego ze sesja nie jest az tak traumatycznym przezyciem.
    Gdy sesja juz nadejdzie oczywiscie sa narzekania. Glownie, ze pytania na egzaminie za trudne i czasu za malo bylo. Z drugiej strony te same osoby bledna na dzwiek slow "egzamin ustny". Przeciez ten egzamin daje caly czas, ktory jest potrzebny (mozesz gadac ile chcesz, byle z sensem). Dodatkowo, przyjmujac ze ktos jakos strasznie nei podpadl, mozna sie wybronic jesli jakies pytania nam "nie siadzie". Dla mnie jest niezrozumiale, jak mozna narzekac na egzmainy ustne. Moze jednak odpowiedz jest prosta - na ustnych nie mozna sciagac. I tutaj chyba lezy pies pogrzebany. Pisalem kiedys egzamin ze studentami innego kierunku (wiedzialem wczesniej, ze tak bedzie). I co? Nawet mi nie przyszlo do glowy robic sciagi. A ci inni studenci? Wiekszosc tych, ktorzy byli w zasiegu wzroku powyciagala jakies sciagi. A i tak byly osoby, ktore po 10 minutach zaczely wychodzic. I potem tacy niedouczeni ludzie projektuja mosty, domy, czy lecza ludzi. Wlos sie na glowie jezy.
    Jaka jest konkluzja? Prosta. Sciaganie na poziomie akademickim powinno byc pietnowane i karane. Surowo. W koncu niby juz jestesmy dorosli, wiec zachowujemy sie z odrobina godnosci. Kogo my na tym etapie oszukujemy? Siebie samych!
    Uwaga na koniec - te przemyslenia to jest zazdrosc spowodowaa tym, ze na egzaminach nie umie/nie moge sciagac.
  5. Light87
    Coz, przyszedl czas na wlozenie kija w mrowisko. Pora na obiecywany juz jakis czas temu wpis o maturach. Oczywiscie skoncentruje sie tylko na dwoch przedmiotach - matematyce i fizyce
    Jak powszechnie wiadomo, przyszloroczni maturzysci pisza obowiazkowo mature z matematyki. Przegladajac zakamarki Sieci, mozna znalezc cale tony narzekac rownorakich "chumanistuff" jak to ta obowiazkowa matma nie pozwoli zdobyc naleznego im wyksztalcenia. Prawda jest taka, ze jesli ktos nie jest w stanie opanowac tego bardzo prostego materialu z matematyki nie powinien studiowac. Naprawde, nie ma jeszcze ustawy, ktora wprowadza obowiazek posiadania mgr przed nazwiskiem. Chociaz patrzac co sie wyczynia, to moze i taka ustawa wejdzie.
    Sami powiedzcie, czy ktos, majac podane wyniki 20 pomiarow (powiedzmy masy kostki masla), nie jest w stanie obliczen ich sredniej i odchylenia standardowego? A na koniec zdecydowac czy ta partie odrzucic czy nie, wiedzac ze partie odrzuca ssie gdy odchylenie jest wieksza niz podane w zadaniu. No bez jaj. Nawet jak ktos nie pamieta wzoru na odchylenie standardowe, to moze sprawdzic w tej cholernej tabliy ze wzorami.
    Moze to odfiltruje paru debili. Zreszta mamy w kraju za duzo studentow. Wystarczy sprawdzicjaki procent studentow pracuje w swoim "zawodzie". Albo chociaz do niego zblizonym. Ksztalcenie ludzi kosztuje. Po co mamy (jako podatnicy) wywalac pieniadze na czyjas nauke? Szczegolnie na kogos, kto ma na tyle ogranicza inteligencje, ze tej prostej matury nie jest w stanie napisac.
    Kolejny argument, chyba naslabsz to elementarna uczciwosc. Ja na przykald musialem pisac mature z polskiego, matematyki, angielskiego i fizyki. Ktos wybierajacy sie na studia humansityczne w powodzeniem napisze mature z polskiego, historii i nagielskiego i ma spokoj. No ewentualnie z WOSu, ktory to przedmiot jest nieporownywalnie latwiejszy niz fizyka.
    Na koniec pare zdan o maturze z fizyki. Osobiscie stwierdzam, ze jest z nia lepiej niz z matera z matmy jesli chodzi o poziom. Glownym ograniczeniem fizyki w szkolach srednich jest oczywiscie matematyka. Jak mozna jakos sensownie uprawiac fizyke, bez odpowiedniego aparatu matematycznego? Osobiscie brakuje mi na maturze z fizyki czesci dowiadczalnej. Przychodzisz, masz jakis uklad i wyjasniasz jak dziala. Nie musisz robic godzinnego wykladu na ten temat, tylko w paru zdaniach odpowiedziec.
    I pytanie na koniec: na jakie studia jest jeszcze ymagana matura z fizyki?
  6. Light87
    Jesli ktokolwiek z Was prowadzil kiedys dyskusje na temat finansowania badan naukowych, pewnie uslyszal podobne zdanie. Niestety, jest cos takiego w mentalnosci wiekszosci Polakow (nie wiem jak jest w przypadku innych nacji - nie sprawdzalem jeszcze), co powoduje podobne myslenie. "Co ja z tego bede mial?" Najlepiej zeby naklady sie zwrocily w ciagu roku. I to z dziesieciokrotnym przebiciem. Inaczej to nei warto ani zlotowki dawac na te fanaberie naukowcow.
    Mozna tez zauwazyc, ze czym bardziej ktos mial pod gorke do szkoly, tym wieksze prawdopodobienstwo zadanie takiego pytania. Takie zjawisko mozna oczywiscie zrozumiec. Duzo gorzej jest, gdy wyksztalceni (podobno...) ludzie zadaja takie pytania. Wtedy to sie noz w kieszeni otwiera. Wiadomo, ze bez badan i rozwoju dalej po jedzenie chodzilibysmy z maczugami na step zamiast z portfelem do marketu. Naprawde, zasatanawia skad u ludzi takie myslenie. Wiadomo, czesc z tych osob pewnie sobie mysli: "lepiej mi by dali na piwo, niz na bzdury wydawali".
    Jest tez kolejna grupa ludzi. Szczegolnie czesto mozna ich spotkac na roznych portalach, gdzie pod artkulami w dziale nauka zamieszczaja swoje wypociny. Jaki? "A po co tyle kasy na to wydawac, lepiej dac na dzieci w Afryce!" Wlasnie tacy. Zdaje sobie sprawe, ze czesc (mam nadzieje ze wiekszosc) takich komentow to tylko marna prowokacja. Trzeba jednak przyjac, ze istnieje pewna grupa ludzi, ktora tak mysli. Moznaby dlugo pisac, czemu takie myslenie jest bezsensowne i do niczego nie prowadzi.
    Ostatnio szczegolnie duzy "atak" tego typu bydan mial miejsce w zwiazku z otwarcie zderzacza LHC w CERNie. Jest to ciezki temat do rozmow, poniewaz wwiadomo do jakich badan uzywa sie zderzaczy. A w szczegolnosci tego giganta. Z drugiej strony budowa takie urzadzenia wymaga rozwoju roznych technologii, z ktorych kto wie co sie urodzi. Tak samo jak nei wiemy, co odkryje zderzacz i jakie wynalazki beda na jego badanich bazowaly, za powiedzmy 100 lat. I to wlasnie jest prawidlowa odpowiedz na to pytanie. Nie wiemy najczesciej czy cos odkryje, albo czy uda nam sie osiagnac zamierzone cele. Nie mozemy sobie jednak pozwolic na to zeby tego trudu nie podjac, bo na tym po prostu polega rozwoju. Na znajdowaniu wlasciwej drogi wsrod calej masy slepych uliczek.
    Na koniec pewna anegdota o Faradayu. Po odkryciu sposobu wytwarzania elektrycznosci, zostal zapytany przez jakiegos wysokiego urzednika, jakie to ma zastosowanie praktyczne. Odpowiedzial, ze nie wie, ale jest pewien ze niedlugo panstwo bedzie pobieralo za to podatki. Kilkanascie lat pozniej odpowiedni podatek wprowadzono.
  7. Light87
    Wpadl mi w rece program nauczania matematyki w liceum. Mozna sie przerazic. Normalnie wlosy deba staja.
    Na poczatek pozwole sobie na pewien cytat:
    "Ponieważ w szkołach ponadgimnazjalnych (lice-
    um, technikum) jest około 80% wszystkich uczą-
    cych się, zdajemy sobie sprawę, że nie możemy
    wymagać od nich tego, czego można było wyma-
    gać od około 40% populacji sprzed 2002 roku.
    Obowiązkowy egzamin z matematyki będą zda-
    wać wszyscy uczący się w szkołach typu liceum
    i technikum od 2010 roku. Dlatego akceptujemy
    ideę ograniczenia treści nauczania matematyki.
    Nasze spostrzeżenia dowodzą, że więcej czasu
    potrzebujemy na omówienie z uczniami każdego
    tematu. Podstawa programowa nie zawiera haseł
    ?logika?, ?teoria zbiorów?."
    Matematyka. Program nauczenia dla liceum i technikum, A. Przychodna, Z. Łaszczyk, WSiP, Warszawa 2008
    Tutaj mi po prostu rece opadly. Jasne, skoro ludzie sa debilami i nie sa w stanie nauczyc sie prostych rzeczy, to je wywalmy. I jak juz wywalamy to z poziomu rozszerzonego tez, a co sobie bedzie zalowac. W koncu po co komu w ogole w zyciu ta matematyka. Oj takie myslenie sie na nas zemsci.
    Spojrzmy na ten program z punktu widzenia kogos, kto chce isc na jakies studia techniczne.
    Pierwsza rzecza rzucajaca sie w oczy jest brak pojecia granicy. Przeklada sie to na brak takiego waznego pojecia jak pochodna funkcji. A kto sie otarl o studiowanie jakichkolwiek przedmiotow scislych, ten wie jakie to elementarne pojecie. Nawet takiej prostej rzeczy jak predkosc nie mozna zdefiniowac nie odwolujac sie do pochodnej funkcji. A predkosc sie definiuje na pierwszym wykladzie z fizyki ogolnej, wiec nie ma szans zeby studenci zdazyli ten material najpierw przerobic na zajeciach z analizy matematycznej. Ot, beda sie musieli wielu prostych wzorow na pamiec uczyc, zamiast wykonac dwa proste przeksztalcenia i samemu do wzoru dojsc. A ja wiem jakie problemy mieli ludzie, ktorzy w szkole sredniej nigdy o czyms takim jak calka nie slyszeli. Przynajmniej znajac pochodne, mogli sobie pewne intuicje wyrobic. A teraz? Teraz duzo bedzie zalezalo od nauczcieli w LO. Jesli zostanie czasu i bedzie sie im chcialo zrobic cos ponad program to te pochodne beda. Ale jednak nauczycielowi sie musi chciec. Ja w LO mailem to szczescie, ze mialem nauczycielke, ktora z nami przerobila duzo zagadnien z analizy spoza programu. Co mi bardzo pozniej na studiach pomoglo.
    A potem sie ludzie dziwia, ze nikt nie chce studiowac kierunkow scislych. Ale jak tu sie nei bac takich studiow, gdy, nawet bedac dobrym uczniem, nie ma sie do nich przygotowania. I zadne kierunki zamawiane tutaj nic nie zdzialaja.
    Kolejnym absurdem jest przeniesienie procentow z podstawowki do gimnazjum. W koncu to takie trudne pojecie, dzieciaki moga sobie nie poradzic przeciez. I skoro jzu przy procentach jestesmy. W szkole sredniej pojecie procentu skladanego pojawia sie tylko na poziomie rozszerzonym. Kto to zatwierdzil? Przeciez to jest podstawa. Lobby bankow, chcacym wciskac kredyty hipoteczne na 50 lat musialo byc bardzo silne przy uchwalaniu tego programu. Inego uzasadnienia takiej decyzji ja nie widze.
    Kolejna rzecz to kombinatoryka i statystyka. Ludzie ze srednim wyksztalceniem, ktorzy zdali mature z matematyki nie beda w stanie obliczyc szansy wygrania w totka. No troche przesadzilem. Beda w stanie ci, ktorzy mieli rozszerzony program z matematyki. Ale wiem wiem, pojecie silni i symbole Newtona to zbyt trudne pojecia dla mlodych doroslych.
    Koncze juz te swoje zale wylewac. Osobiscie mialbym ochote przywalic kazdemu politykowi, ktory mowi o braku studentow przedmiotow technicznych, przywalic w ten jego leb. Wtedy moze w tym rzeczonym lbie cos by sie przestawilo na lepsze. Moze...
  8. Light87
    Przyszla pora zamiescic odpowiedz. Moze zaczne od drugiego przypadku.
    Liczb naturalnych parzystych jest tyle samo co naturalnych (i tyle samo co naturalnych nieparzystych). Mowimy, ze zbiory te sa rownoliczne. Skad to wiemy? Dwa ziory sa rownoliczne wtedy, gdy istnieje roznowartosciowa funkcja przeksztalcajaca jeden w drugi. Caly zbior liczb naturalnych na zbior liczb parzystych przeksztalca funkcja f(n) = 2*n. Co oczywiste, funkcja ta jest roznowartosciowa. Analogicznie, funkcja f(n) = 2*n - 1 przeksztalca zbior liczb naturalnych na zbior liczb nieparzystych.
    Co do pytania o liczby naturalne i rzeczywiste. Tutaj intuicja Wam dobrze podpowiedziala, rzeczywistych jest wiecej. Mowimy, ze zbior liczb naturalnych jest przeliczalny, a rzeczywistych nieprzeliczalny. Co to zbior przeliczalny? Najprosciej mowiac, to zbior, ktorego elementy mozna ponumerowac liczbami naturalnymi. Dowolny zbior skonczony jest przeliczalny. Co ciekawe, wiecej jest liczb rzeczywistych w przedziale [0, 1] niz wszystkich liczb naturalnych.
    I juz mala ciekawostka na koniec. Liczb niewymiernych jest wiecej niz wymiernych.
    PS. Jesli to czyta jakis matematyka, niech mi wybaczy brak scislych dowodow i bardzo daleko idace uproszczenia - ale nie chcialem wystraszyc ludzi .
  9. Light87
    Dzis zamiast wpisu bedzie zagadka. Zagadka matematyczna oczywiscie . Dla osoby, ktora pierwsza ja rozwiaze przewidziano atrkacyjne nagrody*.
    No to lecimy. Jak wiecie (mam nadzieje) liczb naturalnych jest nieskonczenie wiele.
    Z drugiej strony rzeczywistych tez jest nieskonczenie wiele.
    Pytanie: czy jest ich tyle samo? Czy jednych wiecej niz drugich? Odpowiedz uzasadnij .
    EDIT: Pytanie dodatkowe: ktorych liczb jest wiecej - naturalnych, czy naturalnych parzystych?
    * - (wirtualny) uscisk dloni autora
  10. Light87
    Mial byc temat troche inny, ale bedzie o naszej kochanej reformie edukacji (ktora wciaz tka naprawde trwa). Dla jasnosci dodam tylko, ze bylem/jestem drugim rocznikiem objetym "reforma".
    Zaczelo sie wszystko od utworzenia gimnazjow, skrocenia podstawowki do 6 lat i liceum do 3. Idea byla tylez szczytna co naiwna. Gimnazja mialy pomoc zapanowac nad mlodzieza w tzw trudnym wieku. Z drugiej strony mialy odizolowac od mlodszych rocznikow (aby nie czerpaly zlych wzorcow?). Az sie cisnie na usta "Chcielismy dobrze, wyszlo jak zwykle". Ale po kolei. Mielismy kiedys 8 letnie podstawowki, w ktorych to nauczyciele mieli mozliwosc poznawania uczniow od najmlodszych lat. Dzieki temu dalo sie wypraowac jakies sposoby na utemperowanie zapedow co poniektorych jednostek. Wiadomo - w pokoju nauczycielskim rozmawia sie o najwiekszych ziolkach w szkole. I jakos to bylo. Wybryki sie zdarzaly oczywiscie, ale w granicach rozsadku. I najwazniejsza rzecz. Nie bylo potrzeby szpanu, poniewaz nawet w duzej szkole wszyscy sie (mniej wiecej) znaja. No i przez 8 alt w tej samej klasie, to juz nie trzeba szpanwoac przed ludzmi z klasy. Takie rzeczy to tylko na poczatku szkoly, a szpanowanie i proba zdobycia swojej pozycji w grupie przez pierwszoklasistow nie sa jakos szczegolnei szkodliwe. Potem ludzie szli do szkol srednich, zaleznie od preferencji i zdolnosci - zawodowek, technikow, ogolniakow. I nie wiem jak to wygladalo w gorszych szkolach, ale do tych lepszych trafiali ludzie, ktorzy soba cos reprezentowali (byly egzaminy wstepne). Byl wiec w miare spokoj.
    A potem wprowadzono gimnazja. Doprowadzilo to do wyrwania ludzi ze znanych sobie struktur i norm i wrzucenie w obce srodowisko. I to rzeczywiscie w tym najgorszy wieku - gdy czlowiek ma jeszcze sieczke w glowie tak naprawde. No i wiadomo pozycje w grupie jakos zbudowac trzeba. A jak? A co fantazja przyniesie. Palenie fajek pozycji juz nie buduje, jest po prostu obowiazkowe. Wiec trzeba robic cos innego. A to kto powie nauczycielce, ze jest "glupia k**wa", a to kto swoje odchody wrzuci do pokoju naucyzcielskiego. Przypadki moznaby mnozyc. I po co to komu bylo. A tak wiem - bo czerpiemy wzorce z zachodu.
    I dochodzimy do kwestii szkoly sredniej. Najwiekszy minus reformy - to co sie stalo z zawodowkami. Jakos to dziwnie pokombinowano i zamiast miec (nawet srednio dobrego) mechanika samochodowego czy piekarza, w efekcie po kilku jeszcze latach mamy slabego absolwenta Wyzszej Szkoly Zbijania Bakow, ktory jest "wielkim" licencjatem lub nawet, o zgrozo magistrem. I ma niewiadomo jakie wymagania. A potem idzie pracowac do Maca albo nalewa paliwo na stacji i narzeka na caly swiat.
    Z ogolniakami postapiono nie lepiej. Skrocono je o rok, przez co drastycznie skrocil sie czas wlasciwego przygotowania do matury, Sila rzeczy, wymusilo to okrojenie programu, przez co absolwent liceum rozpoczynajacy studia nie ma wlasciwego przygotowania, a profesorowanie dziwia sie, ze danego materialu nie ma w liceum i musza tracic czas na powtorki ( kwestii zmian programowych i nowej matury napisze jeszcze).
    No to sobie ponarzekalem (od razu mi lepiej ). Teraz nasuwa sie pytanie "A co zrobic zeby bylo lepiej?". Gdyby to odemnie zalezalo, sprawa wygladalaby tak:
    Po pierwsze podstawowka, obowiazkowa, siedmioletnia. Na koniec zadnych egzaminow - uczen po prostu otrzymuje dwa swiadectwa. Jedno zwykle, konczace siodma klase. Drugie - zestawienie ocen z calego przebiegu nauki w podstawowce. Po tem mozliwosc kontynuowania nauki w jednej ze szkol srednich (ale juz nieobowiazkowych). Do szkol srednich powinny juz byc egzaminy wstepne. Najwazniejsze. Po egzaminach, osoby rozpoczynajace nauke w danej szkole sredniej musialyby wplacic kaucje. Powiedzmy 2000 zl. Kaucja bylaby zwracana, gdy taka osoba z powodzeniem skonczy pierwsza klase szkoly. Wreszcie zmienic podejscie do oceniania uczniow. Chodzi mi o to zeby nauczyciel sie nie musial tlumaczyc co tez to zrobil, aby uczen nie mmial 1 na koniec. O nie. Powinno byc w druga strone. Uczen, chcac przystapic do egzaminu komisyjnego powinien wczesniej wystapic do dyrekcji z prosba (pisemna), w ktorej by uzasadnil co ON zrobil, aby sie wybronic z tej jedynki. Nie mozna nie zdac klasy - masz 1 na swiadectwie wylatujesz, masz jeszcze jedno (ostatnie) podejscie do szkoly sredniej.
    Uwazam, ze powinny byc nastepujace 3 rodzaje szkol srednich:
    Zawodowka, 3 letnie. Przygotowanie do takiego zawodu jak mechanik samochodowy, lakiernik itd, itd. W ramach ksztalcenia wspolpraca z lokalnymi firmami. Nie tylko praktyki w takich firmach, ale moze zajecia albo prelekcje prowadzone przez pracownikow. Brak totalnie zbednych przedmiotow nauczania z punktu widzenia danego zawodu (po co mechanikowi samochodowemu biologia). Wtedy w te 3 lata mozna spokojnie takiego czlowieka czegos nauczyc.
    Technikum, 5 letnie. Przygotowujace do zawodow takich jak elektryk, elektronik (mam na mysli raczej elektronikow naprawiajacych nam pralki, a nie budujacych promy kosmiczne). Dlaczego odrozniam od zawodowki? Uwazam, ze chociazby wymienione przezemnie zawody wymagaja wiekszego przygotowania teoretycznego. Zakonczone egzaminem zawodowym. Mozliwosc rozpoczecia studiow na politechnice na pokrewnym kierunku.
    Liceum, 5 letnie. Zauwazcie, ze pominalem slowo ogolnoksztalcace. Szkola, do ktorej trafialiby lduzie, chcacy pozniej studiowac. Stawiajaca na przygotowanie teoretyczne, ale nie pomijajaca calkowicie praktycznego, tak jak to jest teraz. Mozliwe profile, znane dzisiaj, jak na przykald mat-fiz. Tylko uwazam, ze taki profil powinien miec z 8h matematyki i 4h fizyki w tygodniu na przyklad. Do tego jakis jezyk obcy, tez z 4h tygodniowo, polski oczywiscie tez 4h tygodniowo. Dodatkowo nalezaloby upchnac dla takiego profilu gdzies historie (szybka powtorka), chemie ( to akurat przez caly czas trwania naukki, tak po 3h tygodniowo). Wreszcie jakas biologie, geografie (ale programowo powiazana z profilem, a nie wkuwanie budowy pantofelka, czy kto byl najwiekszym producentem zboza na swiecie w 2005 roku bo nowszych rocznikow statystycznych w szkole brak). Dodatkowo powinien byc na profilu mat-fiz przewidziany czas na samodzielne przeprowadzanie prostych doswiadczen (wszak fizyka jest nauka doswiadczalna). Szkola koncyzlaby sie matura tradycyjnie. Taki absolwent moglby podjac studia gdzie by chcial - politechnika, uniwersytet, jego wyboru. Po tym omowionym przeze mnie profilu oczywiscie docelowymi kierunkami studiow bylyby matematyka, fizyka i pokrewne.
    Wreszcie studia, 4 letnie
    Przywrocenie egzaminow wstepnych na uczelnie. Dodatkowo najwazniejsza rzecz - masz 3 terminy egzaminow, nei zdasz, do widzenia. Brak "warunkow". Ta sama zasada z kaucja co przy szkolach srednich, tylko tutaj kaucja dotyczylaby kazdego roku. Ograniczenie liczebnosci grup do max 15 osob. A reszta to juz w gestii uczelni.
    Ale to wszystko niestety nie wejdzie, bo jestesmy w unii i mamy jakies ECTSy i inne dwustopniowe (z przymusu) studia. Ach, ten absolutyzm to jednak piekna rzecz byla...
  11. Light87
    Zdarza mi sie czasami prowadzic korepetecyje dla uczniow gimnazjum i liceum. I musze powiedziec jedno: po kazdych taki zajeciach jestem troche podlamany. Mozna to podsumowac: totalne olewactwo. Ja sie nei dziwie, ze ktos nie jest w stanie zrobic prostego zadania, jak nawet nie zna wzoru na pole kwadratu. Ludzie litosci. Ktos taki ma chodzic do szkoly sredniej? Moim zdaniem predzej do specjalnej. Albo przychodzi ktos na dwa miesiace przed egzaminem gimnazjalnym i co sie okazuje? Ze delikwent nie potrafi nawet wykonac dzialania 1/2 + 1/3. Kurde ja taki stary nie jestem, ale jak ja chodzilem do gimnazjum to takie przypadki to byl margines a nie ogol. Chyba ze w mojej miejscowosci mieszkaja sami debile. I potem ide do sklepu i slysze ze po rabacie wynoszacym 25% zamiast 640 zaplace 520. I to liczone na kalkulatorze. Rece opadaja. Teraz jeszcze czytam wymyslono dyskalkulie. I za chwile sie okaze, ze 30% dzieciakow to ma (a pewnie faktyczne wystepowanie takiego zaburzenie to ulamki promila). Niektorzy zwalaja wine na nauczycieli (zauwazylem ciekawa sprawe - czm ktos ma gorsze wyniki w nauce tym bardziej pluje na nauczycieli). Ale nauczyciele to tez ludzie. Trafiaja sie lepsi, trafiaja sie gorsi. Jednak z mojego dswiadczenia "pracy" z liudzmi, ktorzy maja jakies klopoty z tym przedmiotem wynika jedno - nasza mlodziez sie nie uczy. Po prostu. Ja przez dwa miesiace nie bylem w stanie zmusic jednej dziewczynydo naczuenia calych dwoch stron A4 regulek z geometrii. A jak znam zycie to pewnie jeszcze narzekala ze na korepetycjach sie musi uczyc. A to wystarczy wziac do lapy podrecznik, poczytac ze dwie definicje i porobic zadania. I juz. Ale jak ktos przez 3 lata nic nie robil, to sie nie mozna dziwic, ze w dwa miesiace tego nie nadrobil. Bo to sie nie da. Nie w przypadku brakow w elementarnej wiedzy, ktora kazda osoba ktora chce sie uczyc w liceum ogolnoksztalcacym powinna posiadac. Nie wspominajac juz o tym, ze matematyka na poziomie gimnazjum czy liceum to kilka definicji na krzyz, ze dwa twierdzenia. Reszta to logiczne myslenie. A to chyba najbardziej boli...
  12. Light87
    Coz, stalo sie. Po wielu latch wrescie zalozylem bloga . Jaki byl powod takiej decyzji? Ciezko powiedziec. krotowo mozna przyjac, ze zebralo sie pare rzeczy, o ktorych uwazam warto napisac.
    To tyle tytulem wstepu. Jak widac, tytul tego pierwszego wpisu jest malo oryginalny. Kazdy, kto kiedys uczyl sie programowannia na pewno te dwa slowa zna . Sam teslowa napisalem juz w kilku roznych jezykach programowania . Moze jeszcze troche wyjasnien w tym pierwszym wpisie (musze zrobic jaki panel, ktory bedzie jakis skrot tego zawieral, zeby pozniej ludzie sie nie czepiali):

    Pisze bez polskich fontow (co juz sie pewnie dalo zauwazyc). Przyzwyczajenie z IRCa, ktorego nie mam zamiaru zmieniac. Nie podoba sie - nie czytaj. Czesto pisze chaotycznie, kolejne zdania moga zawierac straszne przeskoki i nie byc ze soba w ogole powiazane. Nie podoba sie - nie czytaj. Jako, ze pisze bez polfontow, moga sie pojawic literowki, ktorych nie uda mi sie wylapac. Nie zamierzam tez sleczec nie wiadomo ile na tekstem w poszukiwaniu literowek. Skoro juz to mamy za soba, to teraz moze napisze troche o sobie. A jeszcze wczesniej wyjasnie skad taki tytul bloga. Kot Schrodingera to nazwa pewnego paradoksu dotyczacego mechaniki kwantowej, a raczej jednej z jej interpretacji. Mowi o tym, ze jesli zamkniemy w pudelku kota i fiolke trucizny, ktora zostanie rozbita w wyniku jakiegos losowego zdarzenia, to dopoki nie sprawdzimy czy kot zyje czy nie, jego stan jest suma stanow: kot zywy i fiolka niezbita oraz kot niezywy i fiolka zbita. Czemu taka nazwa? Bo wlasnie ten blog jest jezcze taka suma stanow, przyszlosc pokaze czy bedzie zywy czy nie .
    Jak sie pewnie domyslacie po tym opisie to jestem fizykiem. Albo raczej staram sie byc - narazie mam za soba 3 lata studiow. Czym dokladniej sie zajmuje? Symulacjami komputerowymi w fizyce. Moze jeszcze tylko dodam ze studiuje w Polsce.
    Na blogu pojawiac sie beda rozne moje, szumnie mowiac, przemyslenia zwiazane z moja dziedzina nauki. Bede sie staral pisac w miare prosto, nie wchodzac w zadne dziwne pojecie. Z drugiej strony nie mam zamiaru ograniczac sie tylko do tej mojej kochanej, szeroko rozumianej fizyki, ale tez cos skrobne o dziedzinach pokrewnych. Jak na przykald matematyka czy informatyka.
  13. Light87
    Temat ten wyplynal w komentarzach do poprzedniego wpisu. Postanowilem napisac jak wyglada przygotowanie nauczycieli do zawodu z mojej perspektywy.
    Najpierw pare obserwacji ogolnych. Ostatnio zawod nauczyciela mocno podupadl jesli chodzi o prestiz. Wiekszosc ludzi traktuje nauczycieli jako darmozjadow i zlo. Mozna zrozumiec, ze dzieciaki maja takie podejscie, w koncu musza sie uczyc . Ale jesli rodzice ich w tym aktywnie wspieraja to cos zaczyna byc nie tak. Rodzic jako osoba dorosla i juz troche doswiadczona powinien rozumiec, ze nauka jest wazna i pewna wiedze po prsotu trzeba posiadac. A gdy sie poczyta na roznych forach co ludzie o nauczycielach wypisuja, to wlosy deba staja. Szczegolnie o tych 3 miesiacach wakacji i niby krotkim tygodniu pracy. Moja odpowiedz jest prosta - skoro nauczycielom tak dobrze to sam nim zostan i zasmakuj miodu.
    Niestety rzeczywistosc nie jest taka rozowa. Szczegolnie na poczatku "kariery". Po pierwsze wiadomo - niska pensja, wrecz glodowa. To kolejny etap, po utracie prestizu, degradacji tego zawodu. No bo kto w miare dobry w swojej dziedzinie pojdzie sie uzerac z dzieciakami ich rodzicami i niejednokrotnie dyrekcja za 1000 na reke? Szczegolnie w naukach scislych - dobry matematyk, fizyk czy informatyk bez problemu znajde prace za wyzsze pieniadze, ktora nie bedzie az tak stresujaca. Przez to do zawodu trafiaja osoby, ktore ledwo ukonczyly studia i nie udalo im sie znalezc innej pracy. Potem ucza w roznych dziwnych szkolach. Oczywiscie w tej grupie sa tez ludzie, ktorzy z biegiem czasu sie wyrobia i bede kolejnym zwyklym srednim nauczcielem. Druga grupe stanowia osoby, ktore chca uczyc. Osoby takie maja pomysly jak ciekawie poprowadzic lekcje, jak zainteresowac ucznia. Staraja sie, mimo ze palca marnajak wspominalem. Caly problem w tym, ze tych pierwszych (IMHO) jest wiecej niz drugich.
    Zreszta sami powiedzcie, chcielibyscie sie uzerac z 30 osobowa klasa? Jeszcze pol biedy, gdy uczysz w dobrym, prestizowym liceum. Da sie nad tym zapanowac. Ale gimnazjum to inna bajka. Mialem watpliwa przyjemnosc uczestniczyc w lekcji fizyki w pewnym gimnazjum. W polowie wyszedlem, bo moja obecnosc nie miala sensu. Polowa klasy i tak gadala, jedna dziewczyna zaczela spiewac (!!!). I powiedzcie, nawet jesli ktos chce wyniesc cos z takiej lekcji, to jak ma to zrobic? Tym bardziej ze nauczyciel nei ma zadnych metod zapanowania nad tym motlochem. Co on moze? Wpiswac jedynke, uwage? Super. I co to da? I tak ucznia, ktory ma same jedynki i stwarza problemy musi przepchnac bo dyrekcja chce sie delikwenta ze szkoly jak najszybciej pozbyc. A jak zostawi ucznia w klasie na drugi rok to sie musi tlumaczyc. Paranoja, ale do papierkologii przejde. Dobra, ja rozumie, nikt niejest swiety, jakies wybryki sie zdarzaja, ale istnieja granice. Dlatego uwazam, ze nalezaloby wrocic do starych metod - kto przeszkadza to kijem po lapach.
    Kolejna sprawa to przeludnienie w klasach. Na przyklad w liceum w klasie mialem ponad 30 osob. Przegiecie moim zdaniem. Powinno byc maksimum 15. Przy tak duzej grupie nie ma szans zeby zajac sie problemami poszczegolnych uczniow. Szczegolnie to widze teraz, gdy na studiach mam taka mala grupe (a raczej caly rok). Wtedy, gdyby klasy byly tak male, mozna zrobic to co jest na uczelniach - konsultacje. Kazdy uczen moglby przyjsc z jakims problemem i spokojnie zapytac o to nauczyciela. Na pewno by to pomoglo.
    Wreszcie - papierkologia stosowana. Co tez znaczna czesc ludzi od zawodu odpycha. Tym bardziej ze papierki do wypelniania czesto sa idiotyczne i zabieraja duzo czasu. Szczegolnie jak ktos jest wychowawca klasy.
    Podsumowujac. Nalezy zaczac inaczej patrzec na zawod nauczyciela. Nie ma sie co dziwic, ze mlodzi jakos szczegolnie nie ciagna do tego zawodu. Byc w oczach spoleczenstwa darmozjadem i nierobem, zarabiac kiepska kase. Nie no, kto by tak chcial? I jeszcze sie a dzieciakami uzerac i ich rodzicami ("A wie pan kim ja jestem?"). Ludzie zmiencie swoje myslenie.
    PS. Swiadomie pominalem kwestie programow nauczania i tego jak czasami nauczyciele gonai material. To bedzie w kolejnym wpisie .
×
×
  • Utwórz nowe...