Skocz do zawartości

Artius

Moderatorzy
  • Zawartość

    7061
  • Rejestracja

  • Wygrane dni

    2

Wszystko napisane przez Artius

  1. Adria - Skrytobójcze bractwo „Adria” – nic niemówiące słowo-imię, które jest tytułem dzieła Martina Colla przyciągnęło mnie jakąś ukrytą mocą. Zaczynając lekturę nie spodziewałem się wiele, jednak niepozorny tytuł w połączeniu z tajemniczą okładką szybko zmienił moje podejście, a treść rozwiała wszelkie wątpliwości. Czy w zatłoczonym debiutami świecie literatury jest jeszcze miejsce na innowacyjne pomysły, które wyrwą się sztywno przyjętym ramom? Czy szkoła pełna bezwzględnych, młodocianych zabójców może pozostać w ukryciu przed wszystkimi ludźmi w królestwie? Czy ślepa wiara w rozkazy może zostać zakłócona przez zrządzenie losu? Na te, oraz inne pytania odpowiedzi odnajdziecie w książce Martina Colla pt. „Adria”. Jedną z najważniejszych postaci tego tytułu jest dziewczyna o imieniu Adria. Poznajemy ją stosunkowo szybko i w dość młodym wieku. Jesteśmy z nią od piątego roku życia, towarzyszymy w całym okresie szkolenia w Organizacji, gdzie dzieci zmieniane są w młodocianych zabójców. Na samym początku trudno napisać o niej cokolwiek specjalnego. Ot zwykłe dziecko zabrane z sierocińca, które nie zna swojego przeznaczenia, oraz losu jaki mu zgotowano. W miarę postępu historii dziewczyna przechodzi szereg zmian, istotnych metamorfoz, które są spowodowane życiem i treningiem w murach Obiektu numer Osiem. Zmienia się nie tylko jej fizyczna strona, co jest naturalne po morderczych treningach. Dziecko zostaje wyprane z uczuć, bowiem instynkt zabójcy nie toleruje przypadkowych drgań serca. I właśnie w owym okresie przyśpieszonego dojrzewania w murach Obiektu, za sprawą wspomnianych zmian, bardzo ją polubiłem za niesamowity charakter. Jest inna od pozostałych adeptów, ma w sobie siłę i coś nadzwyczajnego, coś o czym dowiadujemy się podczas lektury i wyłania się w najmniej spodziewanym momencie. Oprócz Adrii napotkamy na swojej drodze całą gamę świetnie wykreowanych postaci. Uczniowie posiadają odmienne charaktery, jednak skonstruowani są na pewnym „szkolnym” modelu. Nie jest to bardzo widoczne, powiedział bym, że pasuje do tytułu jak ulał. Oprócz adeptów napotkamy również trenerów, czyli Teshe, Methio, Moiry, Jorega, Yosseka, czy mojego ulubieńca Gortexa. Nie wymieniłem oczywiście wszystkich osób, nie chcę psuć wam samodzielnego zapoznania z kadrą nauczycieli, którzy będą was stale obserwować. Autor w tym miejscu stanął na wysokości zadania. Postacie naprawdę urzekają charakterem, są barwne oraz wyjątkowe na swój sposób. Tak jak w prawdziwym życiu, nie spotkamy tutaj dwóch takich samych osób. Dalsza część recenzji dostępna jest na blogu zewnętrznym.
  2. Są takie tytuły, których lektura odciska piętno na umyśle czytelnika. Które z początku wydają się dziwne i chaotyczne, jednak gdy już zagłębimy się w ich lekturę, nie możemy się oderwać aż do ostatniej strony. Przykładem takiej właśnie pozycji jest niewątpliwie „ty” Pawła Jakubowskiego. Co kryje w sobie ten minimalistyczny tytuł? Zapraszam byście zanurzyli się do świata wyrwanego z pogranicza snu. Główny bohater nazywany Pawełkiem to młody i niestabilny emocjonalnie mężczyzna, który wpada w sidła prawdziwej femme fatale, która zniewala mężczyzn i czyni swoimi zabawkami. Karolina, gdyż takie imię nosi nasza bohaterka, zwabia swoich kochanków do tajemniczego domu, w którym dzieją się rzeczy, których ludzi umysł nie jest w stanie ogarnąć. I to właśnie owi „wybrańcy”, bywalcy owego domu stanowią kwintesencję niezwykłości „ty”. Nie będę o nich pisać zbyt wiele, bowiem jedynym sposobem, by zrozumieć ich odmienność jest zagłębienie się w ich historie. Do tego wszystkiego dodajmy grasującego w mieście seryjnego mordercę i gwałciciela zwanego Trupiarzem, by otrzymać ogólny zarys fabuły „ty”. O czasie i miejscu akcji nie można zbyt wiele powiedzieć. Miasto, które przemierzamy towarzysząc Pawełkowi nie zostało nazwane i wydaje się nie różnić wiele od tego co sami zazwyczaj obserwujemy przemierzając ulice. Akcja rozgrywa się w czasach współczesnych i to w sumie wszystko co można powiedzieć . Owe zawieszenie w nieokreślonym miejscu i czasie jest kolejnym czynnikiem mającym na celu wywołanie w czytelniku poczucia niepewności, a niekiedy wręcz grozy. Czy autorowi udało się osiągnąć ten efekt? Osobiście uważam, że tak. Dodatkowo pojawiające się w późniejszej części elementy fantastyczne, a z pewnością nadprzyrodzone, dodatkowo czynią lekturę niepokojąca, a nakreślona przez autora rzeczywistość staje się daleka od tego, co znamy. Przesyconą seksem, przemocą, zmuszającą do przekraczania wszelkich możliwych granic i przypominającą narkotyczny sen, w którym nikt chyba znaleźć by się nie chciał. Tym, co podczas lektury podobało mi się najbardziej, były prowadzone przez autora rozmowy z czytelnikiem i liczne wtrącenia odnośnie rozgrywających się wydarzeń. Z początku wywołały one pewien chaos w lekturze i potęgowały uczucie zagubienia, ale gdy już się do nich przyzwyczaiłam z niecierpliwością wypatrywałam ich w tekście. Dodawały one historii niewątpliwie unikalnego uroku i wyróżniają tytuł spośród wielu innych. Warto także zwrócić uwagę na liczne inspiracje dziełami Witkacego i Gombrowicza, do których autor sam się z resztą przyznaje. Zebrawszy razem wszystkie te elementy otrzymujemy pełny obraz książki, która uderza w czytelnika, nie tylko niecodzienną formą, czy wybuchową mieszanką abstrakcji, surrealizmu, grozy i akcji, które stanowią esencję fabuły, ale również wydobyciem na światło dzienne wszystkich najgorszych cech i instynktów drzemiących wewnątrz każdego człowieka. Dalsza część recenzji dostępna jest na blogu zewnętrznym.
  3. „Klara od zawsze czuła, że nie pasuje do swojego świata. Odkąd sięga pamięcią, targała nią tęsknota, której nie potrafiła wyjaśnić. Pewnego dnia otrzymuje od losu szansę poznania swojego prawdziwego pochodzenia. Zanim jednak dowie się, jakie jest jej przeznaczenie, będzie musiała stanąć przed śmiertelnym niebezpieczeństwem i walczyć o tych, których kocha. Przyjdzie jej również na nowo poznać siebie i dowiedzieć się rzeczy, o których nie odważyłaby się śnić.” – opis z okładki przedstawia to, co nas czeka podczas lektury. Czy zbyt rozległy pomysł przerośnie możliwości autorki? Jak do tego wszystkiego ma się sam tytuł książki? Gdzie w tym wszystkim mają swoje miejsce smoki? Na te, oraz inne pytania odpowiedzi znajdziecie w dziele Klary Miszczyk pt. „Dziedzictwo Smoka”. Główną bohaterką książki jest, wspomniana na wstępie, dziewczyna o imieniu Klara. Poznajemy ją od pierwszych stron dzieła jako najzwyklejszą na świecie nastolatkę, jednak żyjącą w przekonaniu, że jest inna od swoich rówieśników. Nie chodzi tutaj o cechy fizyczne, czy psychiczne, tylko o nieuniknione przeznaczenie. Młoda dziewczyna bardzo szybko przechodzi swoją pierwszą metamorfozę, więc o jej normalnym życiu nie dowiadujemy się zbyt wiele, skupiając się na ukrytym w niej potencjale. Po przeniesieniu się do nieznanego świata Klara staje się zagubioną osobą, jednak dziwnym trafem niczego się nie boi, co więcej szybko staje się popularna. Po serii późniejszych wydarzeń bohaterka przechodzi jeszcze dwie znaczne przemiany. Od zwykłej nastolatki, po niczego nieświadomą władczynię, aż po… Nie zdradzę o co chodzi, żeby nie psuć Wam zabawy z lektury, jednak to naprawdę zbyt wiele jak na jedną postać. Klara nie przypadła mi do gustu przez swoją monotematyczność i wyjątkowo ograniczone podejście do otaczającego świata. Chęć pomocy wszystkim i uszczęśliwianie otaczających istot jest zbyt lukrowe, przynajmniej jak dla mnie. Poza tym autorka zaprzepaściła naprawdę mocny motyw, który został jedynie szczątkowo przedstawiony w książce. Oprócz Klary na naszej drodze napotkamy wiele dziwnych stworzeń, a także ludzi. Prócz rodziny i bliskich dziewczyny przyjdzie nam się zmierzyć z mitycznymi zwierzętami, chochlikami, elfami, a nawet demonami. To całkiem pokaźna mieszanina, w której znajdziemy również magów. Na szczęście nie wszyscy są tutaj dobrzy, lecz Ci źli tak naprawdę kiepsko udają czarne charaktery. Po raz kolejny na pierwszy plan wyłania się motyw dobroci. Kolejnym minusem jest brak szczególnie zapadających w pamięci postaci. Świat po jakim przyjdzie nam się poruszać został podzielony na dwie części. Pierwszą z nich jest normalny świat ludzi, z którego pochodzi Klara, oraz bajeczna kraina, w której dzieje się lwia część wydarzeń. Ani jedna, ani druga strona nie zachwyca opisami, niemniej wszystko trzyma się raźnie całości. Brak innowacyjnych pomysłów trochę mnie zasmucił, gdyż autorka tak naprawdę nie przedstawiła niczego nowego. Świat pomimo swojego ogromu jest dosyć płaski i sztampowy, a można było wykorzystać jego potencjał na kilka różnych sposobów. Dalsza część recenzji dostępna jest na blogu zewnętrznym.
  4. Serdecznie zapraszamy do lektury wywiadu z Justyną Drzewicką autorką serii "Niepowszedni", której pierwszy tom "Porwanie" podbija już serca polskich czytelników. W wywiadzie przeczytacie nie tylko o samym procesie powstania "Niepowszednich" i ich drodze na półki księgarni, a stamtąd do umysłów młodych czytelników, ale także o wrażeniach autorki z Warszawskich Targów Książki. Absolwentka filologii polskiej, której fascynacja dekadencją fin de siecle nie przeszkodziła w ukończeniu również studiów MBA i odnalezieniu się w korporacji. Upodobania do literatury jednak nie porzuciła. Z czasem zaczęła marzyć o napisaniu własnej książki. Świadomie czekała na właściwy moment, bo wierzy, że człowiek sam dociera do chwili, kiedy wie, że teraz albo nigdy. Jest szczęśliwą mamą dwóch córek. źródło opisu: materiały wydawnictwa Jaguar. Jak rozpoczęła się Pani historia z pisaniem i ogólnie książkami? Dużo Pani czyta? Posiada Pani jakiś swój ulubiony gatunek/tytuł? Nie pamiętam pierwszej samodzielnie przeczytanej książki, ale jestem niemal pewna, że nie była nią lektura szkolna odpowiednia do mojego wieku. Wszystko dlatego, że żyłam otoczona książkami i ludźmi uzależnionymi od czytania. Powieści stały na każdej półce w mieszkaniu moich dziadków, panoszyły się w domu rodziców. Nie było żadnych zakazów, mogłam sięgać po każdą z nich, więc to robiłam. Czytałam i czytam dużo, bo wciąż nie znam doskonalszej formy odpoczynku. Nigdy natomiast nie pisałam. Chciałam, ale nie miałam w sobie wystarczającej odwagi i cierpliwości, by się z tym zmierzyć. Długo trwało zanim je znalazłam, a kiedy wreszcie to się stało, powstali „Niepowszedni”. Ulubionego gatunku nie posiadam. Mam natomiast ukochaną powieść. To dwutomowa historia życia Tomasza Cromwella napisana przez Hilary Mantel: „W komnatach Wolf Hall” oraz „Na szafocie”. Cudowna, absolutnie doskonała robota. Skąd wziął się pomysł na „Niepowszednich”? Prawdę mówiąc, nie było momentu olśnienia. Ta historia towarzyszyła mi od dawna, bo gdy ilekroć zastanawiałam się nad pisaniem, wiedziałam, o czym chcę opowiedzieć. Miały to być przygody ludzi, którzy stanęli do walki, chociaż los postawił ich wobec okoliczności zdających się nie do pokonania. Od czego Pani zaczęła, rozpoczynając pisanie: od wykreowania bohaterów, świata, a może wymyślenia akcji? Od bohaterów. Nie mieli imion, wyglądu i nazw dla swoich wyjątkowych zdolności, ale już ich znałam, gdyż każdy jest wspomnieniem moich marzeń i strachów z okresu dzieciństwa. Są odpowiedzią na chęć wyróżniania się wśród rówieśników, robienia czegoś lepiej i rozwiązywania problemów, takich jak choroba bliskich. Jak wspomina Pani kreację świata „Niepowszednich”? Była to bardziej zabawa czy ciężka praca? Czy czerpała Pani skądś inspiracje? Samo mnożenie pomysłów było cudownym etapem. Fantasy narzuca ograniczenia, ale jeśli przestrzega się praw rządzących wykreowanym światem, można poszaleć z wyobraźnią. I na tym zabawa się skończyła. Zaczęła się ciężka praca, czyli ubieranie tych wizji w słowa tak, żeby opisy były plastyczne, a sceneria, wydarzenia i bohaterowie wiarygodni. Nie szukałam inspiracji w sztuce. Czerpałam je z moich podróży, zamiłowania do historii i życia, najprościej mówiąc. W swojej książce czerpie Pani z klasycznych rozwiązań, czytelnik otrzymuje tradycyjny podział na dobro i zło, dzielnych i dobrych bohaterów rzuconych w wir niebezpiecznych zdarzeń i walczących nie tylko o własną wolność, ale także takie ideały jak przyjaźń, miłość. Książka zyskuje przez to nieco baśniowy charakter – czy od początku było to Pani celem? Z czego to wynikało, z własnego zamiłowania do tego typu historii, a może czegoś innego? Przede wszystkim to fantasy, więc odwołanie się do korzeni gatunku, czyli baśni i opowieści mitologicznych było dla mnie czymś oczywistym i naturalnym. Chciałam jasnych podziałów, klasycznych funkcji i typów bohaterów, rytuałów przejścia. Lubię i cenię sobie ten sprawdzony schemat. Poza tym, warto pamiętać, że „Niepowszedni” są przede wszystkim lekturą dla młodszej młodzieży. To cudowny wiek, kiedy wyobraźnia uwielbia być karmiona historiami z klarownym przekazem. Pamiętałam, jakie opowieści fascynowały mnie, gdy byłam w tym wieku i taką książkę pragnęłam napisać. Dalsza część wpisu dostępna jest na blogu zewnętrznym.
  5. "Witajcie w rzeczywistości, gdzie liczą się tylko wyniki, wypracowany zysk i miejsce w pracowniczej hierarchii. Poznajcie ludzi, którym system dał wszystko wyłącznie po to, by uczynić ich posłusznymi narzędziami. Przekonajcie się, jak szybko można zatracić się w wirtualnym świecie rozmytych wartości, głęboko pragnąc po prostu kochać i być kochanym". – zacytowany fragment opisu z olbrzymią dokładnością prezentuje ten tytuł potencjalnemu czytelnikowi. Czy korporacyjne życie może odmienić człowieka? Czy w pracy jest czas na przyjemności, przyjaciół, oraz życie prywatne? O tym, oraz innych aspektach pracy w olbrzymich molochach dowiecie się z książki „Niedopieszczeni”, od wydawnictwa Novae Res. „Korpo rządzi, korpo radzi, korpo nigdy cię nie zdradzi? Głównym bohaterem tego tytułu jest sam autor, o imieniu Jan. Właściwie nie wiemy czy tak ma na imię, jednak we wstępie każe tak do siebie mówić. To osoba inteligenta, atrakcyjna, zdolna i zaradna. W trakcie lektury widzimy zmiany w nim zachodzące, które są efektem pracy w korporacji. Nie zmienia się na gorsze, co to, to nie. Ambicja, profesjonalizm, ludzkość, z tymi cechami można go utożsamić w pierwszej kolejności. Osobiście Jan przypadł mi do gustu właśnie za sprawą swojej uniwersalności. Można na nim polegać, lecz posiada własne zdanie i potrafi postawić na swoim kiedy mu zależy. Oprócz Jana na naszej drodze napotkamy innych pracowników firmy „matki”, która uszczęśliwia ich dając możliwość pracy. Autor nie opisuje ich zbyt dokładnie, po prostu są i chwała mu za to, bowiem ich minimalizm świetnie pasuje do tytułu. Jan przedstawia zawiłe relacje zachodzące między pracownikami korporacji i zgrabnie maluje przed czytelnikiem obraz prawdziwych twarzy tak zwanych „przyjaciół”, których napotyka na swej drodze. Historia zawarta na kartach tej książki nie jest niczym nadzwyczajnym. Autor przedstawił nam życie i pracę w wielkiej korporacji, ze wszystkimi pozytywnymi jak i negatywnymi aspektami takiego trybu życia. Korporacyjny, specyficzny slang świetnie wpasowuje się w opisywane wydarzeniach i dodaje całości smaku. Podczas lektury czułem się jak pracownik takiej firmy, autor zadbał o szczegóły, zachowując przy tym umiar, dzięki czemu lektura nie przytłacza czytelnika. Całość czyta się niezwykle przyjemnie, a filmowe i muzyczne smaczki zawarte w książce tylko pobudzają do dalszej lektury. Dalsza część recenzji dostępna jest na blogu zewnętrznym.
  6. „Ta zatruta, krwawiąca ziemia jest ojczyzną dla wielu, którzy przeżyli katastrofę. Ojczyzną, której są gotowi bronić do ostatniego tchu. Jedyny dom odważnych ludzi, dawno umarłych dla całego pozostałego świata. Ich ziemia. Ziemia Niczyja”. - specjalnie przytoczyłem końcówkę opisu, gdyż idealnie oddaje ona charakter książki. Coś, gdzieś i po coś, jednak wszystko zostało zatracone po drodze. Czy tytułowe „Ziemie Niczyje” okażą się puste i bezlitosne nawet dla czytelników? Gdzie w tym wszystkim są mutanty, oraz anomalie? Co tak naprawdę doprowadziło do wspomnianej katastrofy? Jeżeli chcecie się o tym przekonać, to zapraszam do lektury „Ziemi Niczyjej”. Jednym z najważniejszych bohaterów jest tutaj Michaił Siergiejew, z którym przeżyjemy praktycznie większą część przygód. To wyrachowana osoba, która potrafi sobie radzić w życiu, nawet pomimo słusznego wieku. Po drodze zapoznamy się także z okresem jego dojrzewania, co jest ważne dla rozgrywających się wydarzeń. Prosty, tajemniczy, oraz wyszkolony agent, który nie ma sobie równych. Nie polubiłem go, jednak w książce jest to jedna z najsensowniejszych postaci. Brak szczęśliwego dzieciństwa oraz życie zaplanowane przez dziadka widocznie odbiły się na jego zachowaniu, co czuje się podczas lektury. Z jednej strony ma to wiele plusów, dzięki temu udało mu się przeżyć największą katastrofę ludzkości. Pomimo szorstkości, okazuje on ludzkie uczucia, zarówno na Ziemiach niczyich, jak i w cywilizowanym świecie. Ciężko go rozgryźć, co dodaje mu dodatkowego uroku. Oprócz Michaiła Siergiejewa na naszej drodze napotkamy wiele postaci. Milczek, Rabbi, Placek, czy Wika, to tylko część z nich. Autorowi nie można odmówić różnorodności w ich toku myślenia. Każdy z nich posiada skomplikowaną osobowość, jednak odnoszą się one w cywilizowanym świecie, nijak mając się do prawdziwego miejsca akcji. Gdyby włożyć w ich kreację jeszcze trochę wysiłku, książka zyskała by naprawdę wiele, a tak jest jedynie przeciętnie. Świat przedstawiony jest podzielony na dwie odmienne strefy. Cywilizowany świat, oraz Ziemie niczyje. Pomiędzy nimi widać ogromną przepaść. Od starego świata, któremu udało się przetrwać katastrofę, po strefę buforową, jakimi są właśnie opuszczone tereny. Ten drugi świat przykuł moją uwagę od razu, jednak po dłuższej chwili okazał się pusty, niewygodnie wręcz ograniczony. Brak w nim mutantów, jakichkolwiek anomalii, interesujących miejsc, czegoś, co przyciągnie na dłuższą chwilę. Nie tego spodziewałem się po tym tytule. Dalsza część recenzji dostępna jest na blogu zewnętrznym.
  7. Czasami natrafiamy na takie tytuły, które stanowią dla czytelnika zagadkę, której rozwiązanie przychodzi dopiero w trakcie lektury. Do tego grona bez wątpienia można zaliczyć „Wyspy Naftalinowe” Anety Skarżyński. Nic nie mówiący tytuł, którego sens znajduje się gdzieś pomiędzy kartami, okładka zdradzająca równie niewiele - sugerująca raczej powieść fantasy niż wspomnienia z czasów młodości autorki i do tego opis na okładce, który jedynie w niewielkim stopniu sugeruje co może czekać na nas na tytułowych Wyspach. Czy warto zapuszczać się na "Wyspy Naftalinowe"? Co nas tam czeka? Jeżeli jesteście tego ciekawi serdecznie zapraszam do lektury recenzji. Jak już zostało wspomniane książka stanowi wspomnienia autorki z okresu jej dzieciństwa, które przypada na epokę „późnego Gierka”, to jest czasów które są dobrze znane być może waszym rodzicom, dziadkom, ale dla młodszego pokolenia będące równie obce i tajemnicze co odległe lądy. Przekonałam się o tym osobiście podczas śledzenia dwudziestu ośmiu zwariowanych historii z udziałem głównej bohaterki - Anety, którą poznajemy w wieku ośmiu lat i towarzyszymy jej aż do wejścia w wiek nastoletni. „Mam na imię Aneta. Nie lubię tego imienia, ale cóż, pretensje mogę mieć jedynie do rodzinki. W innych kwestiach też proszę się wpisywać do familijnej książki skarg i wniosków, jak choćby w sprawie mojego wizerunku. Wyglądam, jak wyglądam, czyli paskudnie. (...) A na dodatek, buzia mi się nie zamyka i cierpię na nadpobudliwość psychoruchową. Katastrofa! I wiesz co? Pewnie z niej nigdy nie wyjdę, zważywszy na moją organiczną zdolność pchania się w dziwne historie, mniej lub bardziej przygodowe. Zaraz Ci wszystko objawię.” Dziewczynce i jej najbliższemu otoczeniu: rodzinie, sąsiadom, znajomym ze szkoły, towarzyszymy w ich codziennych sprawach. Zwykłe obowiązki domowe, wyprawy na zakupy, szkolne zaczepki, czy bicie świni, to właśnie świat Anety. Z pozoru szary i nieciekawy kryje w sobie prawdziwą paletę barw. Nawet najbłahsze czynności widziane oczami dziecka zyskują inny wymiar i zmieniają się w niezapomniane wydarzenia, a gdy dołączyły do tego niezwykły talent bohaterki do pakowania się w kłopoty możemy być pewni, że nic nie będzie takie jakim wydawałoby się na pierwszy rzut oka. Dwadzieścia osiem wysp to dwadzieścia osiem historii, które choć ustawione w porządku chronologicznym można czytać w dowolnej kolejności bez obawy utraty wątku. Wszystkie zaś łączy tytułowy zapach naftaliny, jednak co on symbolizuje będziecie już musieli odkryć sami. Dalsza część recenzji dostępna jest na blogu zewnętrznym.
  8. Jaka byłaby Wasza pierwsza myśl, gdyby ktoś zaproponował Wam wyprawę przez kraj zaczynając od punktu wysuniętego najbardziej na południu do punktu położonego najdalej na północy i to w ciągu zaledwie trzydziestu dni? Osobiście powiedziałabym: „Szaleństwo!” i porzuciła dalsze rozważania nad tego typu projektem. Jednak jak się okazuje nie miałabym racji. Choć nie tylko o własnych stopach, ale także korzystając z innych środków lokomocji taka wyprawa została zrealizowana. Co można zobaczyć w ciągu trzydziestu dni wędrówki przez nasz ojczysty kraj? Jakie przygody niosła ze sobą taka wyprawa? A przede wszystkim czy była ona czymś więcej niż „zaliczeniem” na czas wytyczonej wcześniej trasy? Jeżeli choć trochę Was to zaintrygowało zapraszam do wspólnej lektury dziennika z podróży i przewodnika po trasie pokonanej podczas projektu Polska Południe-Północ w 30 dni. Książka, tak jak można przeczytać na okładce, stanowi dziennik i przewodnik z wyprawy, nie jest to jednak wyłącznie sucha relacja z tego gdzie danego dnia zaszli uczestnicy wyprawy i co po drodze widzieli, a żywe, pełne emocji wspomnienia z przeżytych przygód. Chyba żadne inne słowo lepiej nie oddaje tego co przeżyli uczestnicy projektu PPP30. Bo choć poruszali się oni według ustalonej wcześniej trasy nie trzymała ona ich w ścisłych ryzach, wręcz przeciwnie nie raz błądzili, odkrywali nowe, nie będące punktami programu miejsca. I jak nie trudno się domyślić, te odkryte całkowicie przez przypadek zakątki Polski, nie raz okazywały się o wiele bardziej ciekawe niż atrakcje, o których można przeczytać w przewodnikach turystycznych. Opisy tych właśnie miejsc, napotkanych na trasie ludzi i przeżytych przygód to główny trzon lektury, dodatkowo uzupełniony istną kopalnią wiedzy i ciekawostek zarówno tych historycznych, geograficznych, jak i przemyśleń samych autorów. Dodatkowo lektura wzbogacona jest o dane GPS, kody QR, mapy i przepisy, tak, że każdy dociekliwy czytelnik może na własną rękę poszukać dodatkowych informacji. Tym co w książce urzekło mnie najbardziej było ukazanie Polski takiej jakiej wielu z nas nie zna. Wiele z opisanych przez autorów miejsc pozostaje znanych wyłącznie okolicznym mieszkańców, a przez cała resztę jest omijanych w drodze do bardziej popularnych atrakcji. A właśnie w takich zdawałoby się zapomnianych miejscach kryje się największy urok. Co ciekawego może kryć się w budynkach nieczynnych zakładów zbożowych w Kozłowie? Jaka jest historia Rogowskiej Kolei Wąskotorowej? Jakie emocje niesie ze sobą nocna wyprawa wśród Kamiennych Kręgów w Odrach? Przyznam szczerze, że po lekturze „Polska Południe-Północ w 30 dni” mam ogromną ochotę poczuć magię tych miejsc na własnej skórze. A to tylko nieliczne przykłady z tego co autorzy zobaczyli podczas własnej wędrówki. Dalsza część recenzji dostępna jest na blogu zewnętrznym.
  9. Dziś świętujemy Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich! Z tej okazji nie może rzecz jasna zabraknąć konkursu. Przygotowaliśmy dla Was dwie wyjątkowe pozycje od wydawnictwa Zysk i S-ka, które rozlosujemy wśród dwóch osób, które w najciekawszy sposób dokończą zdanie: "Czytam książki, ponieważ...". Do wygrania: "Wańko z Lisowa" oraz "Dziewczyna o kruchym sercu" od wydawnictwa Zysk i S-ka. Wpisujcie odpowiedzi w komentarzach na blogu, FB lub wysyłajcie je na naszego maila: redakcjakztk@gmail.com Termin nadsyłania zgłoszeń: do 30 kwietnia, do północy. Ogłoszenie wyników: 1-2 maja. Wśród nadesłanych odpowiedzi redakcja KZTK wybierze zwycięskie po zamknięciu konkursu, wyniki zostaną opublikowane 1-2 maja w aktualnościach na stronie głównej oraz na profilu na FB. Za wysyłkę nagród odpowiada redakcja KZTK. Wybór Redakcji jest subiektywny i nie podlega dalszej dyskusji. Wysyłając do nas pracę na konkurs, zgadzasz się na jej publikację na łamach KZTK. Nagrody ufundowało wydawnictwo Zysk i S-ka.
  10. „Każdy ma czasem ciężki dzień… A co, jeśli ktoś ma ciężkie całe życie…? Na szczęście karta się odwraca… Bóg daje drugą szansę i tak na świat przychodzą droci.” Śmierć jest definitywnym końcem dla większości z nas, jednak w pewnych okolicznościach, które zostały wymienione powyżej rodzi się drot. Czy cena za zostanie jednym z nich nie jest zbyt wygórowana? Czy pozytywne aspekty nowego życia mogą być jednocześnie przekleństwem losu? Na te i inne pytanie odpowiedzi znajdziecie w dziele „Drot. Stworzony z nadziei”. Główną bohaterką książki jest Wiktoria Stan. To młoda matka, samotnie wychowująca swoją kochaną córeczkę Amy, mieszkająca u najlepszego przyjaciela Karola. Wiktoria na początku przygody jest bardzo ograniczoną postacią, zdawałoby się szarą myszką żyjącą z dnia na dzień. Jest to jednak silna i pewna siebie kobieta, która pragnie zapewnić przyszłość swojej córce. Po traumatycznych przeżyciach z dzieciństwa Wiktora wie, że nie jest pospolitą osobą. Nałożenie się na siebie nieszczęśliwych zbiegów okoliczności rozpoczyna interesującą metamorfozę, którą obserwujemy podczas lektury. W trakcie tej przemiany bohaterka zmienia się nie do poznania. Nie chodzi tu wyłącznie o wygląd fizyczny. Jej psychika, czy podejście do życia ulegają diametralnej zmianie na lepsze. Postać Wiktorii przypadła mi do gustu od razu, jednak jej przemiana i wydarzenia związane z jej osobą trochę zatarły pozytywne wrażenia. Oprócz Wiktorii na naszej drodze napotkamy wiele interesujących, oraz zaskakujących osobistości. Amy, Karol, droci źli i dobrzy. Ciężko wymienić wszystkich, jednak mogę zapewnić, że każda postać z osobna jest niezwykle ważna dla fabuły. Aby się o tym przekonać, trzeba sięgnąć osobiście po książkę. Świat przedstawiony nie jest miejscem zaskakującym, wręcz przeciwnie - to współczesne, dobrze nam znane realia, niczym niewyróżniający się świat, w którym żyjemy na co dzień. Jedynym zaskoczeniem mogą być fragmenty nicości obecne podczas metamorfozy głównej bohaterki. Zwiedzamy jedynie te miejsca, w których obecnie rozgrywa się akcja, brak także obszernych opisów. Jest to niewątpliwy minus, bowiem przydało by się scharakteryzować kilka istotnych miejsc, czy też wydarzeń w bardziej szczegółowy sposób, z pewnością nie zaszkodziłoby to powieści, a wręcz przeciwnie. Dalsza część recenzji dostępna jest na blogu zewnętrznym.
  11. „Niepowszedni. Porwanie” to pierwszy tom nowej trylogii młodzieżowej, która na początku kwietnia zagościła na półkach księgarni. Wychwalana jako debiut którego oczekuje każdy wydawca wzbudziła zarówno moje zainteresowanie jak i obawy. Czy rzeczywiście otrzymaliśmy pozycję wyróżniającą się na tle innych młodzieżówek? Co czytelnikowi maja do zaoferowania tytułowi Niepowszedni? Czy losy kolejnych już dzieci obdarzonych niezwykłymi mocami mają szansę skraść serca czytelników? Serdecznie zapraszam do wspólnej wyprawy, która rozpocznie się w niepozornej wiosce i poprowadzi nas aż ku odległemu cesarstwu, gdzie uzyskamy odpowiedzi na te i inne pytania. Niepowszedni to miano jakim ludzie nazywają dzieci obdarzone niezwykłymi. Rodzą się one bardzo rzadko i ich dary są niezwykle cenne: Unik to osoba niezwykle uzdolniona w walce, której nie obcy żaden oręż, Źrenicznik posiada wzrok tak bystry, że wypatrzy szpilkę w stogu siana, Wodniczka nie tylko wyśmienicie pływa, ale i wytrzyma pod wodą znacznie dłużej niż zwykły człowiek, Bestiarka bez problemu ułoży nawet najgroźniejsze zwierzę, Gwarek to osoba, która w mig nauczy się każdego języka, a Żniwiarka posiada moc zdolną zarówno leczyć jak i odbierać życie. Nie dziwnym jest więc fakt iż Niepowszedni są tak pożądanym przez handlarzy ludźmi łupem. Nila i jej młodsza siostra Alla miały nieszczęście przekonać się o tym na własnej skórze, gdy trafiają w ręce Okrutnych Złotników, najgorszych z handlarzy żywym towarem i wraz z innymi dziećmi porwanymi z rodzinnych domów zmierzają na Targ Niewolników, gdzie przypieczętowany zostanie ich los. Czy dziewczynkom wraz z nowymi przyjaciółmi uda się odzyskać wolność? O tym musicie przekonać się już sami. Rozpoczynając przygodę z „Niepowszednimi” podchodziłam do książki z pewną dozą ostrożności - z jednej strony obawiałam się rozczarowania, z drugiej historia zainteresowała mnie i dałam się wciągnąć w wir wydarzeń już od pierwszych stron. Polubiłam bohaterów powieści, czwórkę rezolutnych dzieciaków: Żniwiarkę Nilę, Bestiarkę i Gwarka w jednym, czyli jej siostrę Allę, Unika Sambora, Źrenicznika Dalko i Wodniczkę. Każde z nich wyróżniało się nie tylko wyjątkowymi mocami, ale także unikatowym charakterem i tworzyli razem naprawdę ciekawą gromadkę. Co więcej byłam ciekawa jak bohaterowie rozwiną się z bezradnych dzieci wyrwanych spod skrzydeł swoich rodziców, pod wpływem wydarzeń i zderzenia z zupełnie nowym i brutalnym światem. Niestety nie otrzymujemy oryginalnej historii, a zlepek znanych już z innych pozycji, można wręcz powiedzieć tradycyjnych rozwiązań. Klasyczny podział na dobro i zło, bez chociażby najmniejszego odcienia szarości, osobiście trochę mi przeszkadzał. Podczas lektury brakowało mi chociażby cienia wątpliwości czy dzieci mogą zaufać danej postaci - albo ktoś jest skrajnie dobry, albo skrajnie zły, innej opcji nie przewidziano. Nie oznacza to jednak, ze brak w książce emocjonujących fragmentów, akcja jest wartka i utrzymuje równe tempo. Młodszym czytelnikom pozycja ta z pewnością przyniesie wiele przyjemnych chwil podczas lektury, wypełnionych niezwykłymi przygodami dzieci, jednak należy wziąć pod uwagę, że nieco starszych i bardziej wymagających może nieco rozczarować. Elementem, który nadrabia braki fabularne jest przepiękny język w jakim została napisana książka. Bogate opisy i równie różnorodne słownictwo obok którego trudno przejść obojętnie, to niewątpliwe atuty, które pozytywnie wpływają na odbiór. Tym bardziej, gdy weźmiemy pod uwagę fakt, iż autorzy książek młodzieżowych często zaniedbują ten jakże ważny element każdej książki serwując czytelnikom proste zdania i nie skupiając się zbytnio na opisywaniu miejsc akcji. Justyna Drzewiecka wręcz przeciwnie, kreśli przed czytelnikiem świat Niepowszednich z niezwykła starannością tak, że można podczas lektury zobaczyć każdy, nawet najmniejszy jego element, przed oczami. Dalsza część recenzji dostępna jest na blogu zewnętrznym.
  12. Dobrze wiesz, gdzie szukać reszty fotek :D.
  13. W dniach 8-10 kwietnia odbyła się na największa w Polsce, oraz jedna z największych w Europie, impreza związana z szeroko pojętą fantastyką. Mowa rzecz jasna o Festiwalu Fantastyki Pyrkon, który jak co roku ściągnął tłumy spragnionych wrażeń do Poznania. I choć już od lat słyszałam wiele dobrego o Pyrkonie, dopiero w tym roku zdecydowałam się osobiście wziąć w nim udział. Czy było warto? Już teraz mogę wykrzyczeć pełnym entuzjazmu głosem: Tak!, bo pomimo kilku niedociągnięć i zaistniałych problemów, były to trzy dni fantastycznych wrażeń i atrakcji, które na długo zapadną mi w pamięć. Wszystkich, którzy osobiście wzięli udział w imprezie, jak i osoby, którym nie było dane odwiedzić w tym czasie Poznania zapraszam do lektury relacji z tegorocznego Pyrkonu. Poznań od Wrocławia nie dzieli zbyt duża odległość, półtoragodzinna jazda, nie licząc opóźnień jakie zazwyczaj serwuje PKP w ramach biletu, to naprawdę niewiele, tym bardziej, gdy podróż można spędzić w gronie innych osób, podążających w tym samym kierunku i celu. Chyba w każdym mieście na dworcach bez problemu można było rozpoznać pyrkonowców: młodsi i starsi, w przebraniach bądź po prostu obładowani bagażami i wszyscy bez wyjątku podekscytowani tym co jeszcze dziś czekało na nas wszystkich w Poznaniu. Choć na miejscu nie wszystko wypadło tak jak można było tego oczekiwać… Kolejkon 2016 pozdrawia! Pierwszy dzień Pyrkonu minął mi w staniu w kilku długich, wiele razy zakręcających i ciągnących się jak daleko wzrok sięgał kolejkach. Pierwsza z nich prowadziła do samego wejścia na teren Międzynarodowych Targów Poznańskich, gdzie wśród dziewięciu budynków i przestrzeni między nimi, na uczestników czekać miała moc atrakcji. Gdy wreszcie dzięki zakupionemu w przedsprzedaży biletowi udało się przekroczyć bramki, nadszedł czas poszukiwania kolejnej kolejki, tym razem prowadzącej do punktu, w którym zakupiony bilet można było zamienić na pakiet uczestnika, pozwalający swobodnie wchodzić i wychodzić z terenu targów. Kolejka ta była zdecydowanie najdłuższa, choć półtorej godziny jakie przyszło mi w niej spędzić i tak uważam za nie taki zły wynik. Trudno tutaj jednak nie wspomnieć, że podczas czekania mocno przeszkadzał fakt iż obok uczestników co chwile przejeżdżały auta i trzeba było ustępować im miejsca. Biorąc pod uwagę rozmiar imprezy, liczbę obecnych na niej osób można wręcz powiedzieć iż nie było tak źle. Swego czasu na jednym z wrocławskich konwentów LOVE w kolejce do niewielkiej szkoły przyszło mi stać dwie godziny na mrozie. Pakiet uczestnika przy zakupie biletu w przedsprzedaży. Wracając jednak do wspominanego pakietu uczestnika, na każdą osobę, która zakupiła bilet w przedsprzedaży czekała torba z: programem imprezy, książką z kodami zniżkowymi na zakupy w Krainie Wystawców, parę ulotek, pamiątkowa kostka i rzecz jasna identyfikator. Ostatnia kolejka jaka czekała na mnie tego dnia prowadziła do punktu odbioru naklejek upoważniających do pierwszeństwa wstępu na prelekcje rejestrowane. Był to kolejny bonus dla osób, które zdecydowały się na zakup biletów w przedsprzedaży. Jak widać pierwszego dnia tych, którzy kupili bilety wcześniej czekała walka nie z jedną, a z trzema oddzielnymi kolejkami, wywołało to nieco zamieszania i irytacji, tym bardziej, że osoby kupujące bilet na miejscu, na teren Pyrkonu dostały się o wiele szybciej, a to przecież przedsprzedaż miała być gwarantem szybkiego i bezproblemowego wejścia. Trudno się więc dziwić, że już na wstępie impreza doczekała się drugiej, nieco mniej chlubnej nazwy – Kolejkon 2016. Dalsza część wpisu dostępna jest na blogu zewnętrznym.
  14. Serdecznie zapraszamy do lektury wywiadu z Marcinem Jamiołkowskim autorem serii o warszawskim magu – Herbercie Kruku oraz awanturniczej space-opery "Keller" i zbioru opowiadań o nazwie "Migawki”. Wszystkich, którzy znają losy Herberta, jak i tych, którzy dopiero rozpoczną przygodę z książkami „Okup krwi” i „Order” zapraszamy do zajrzenia za kulisy powstawania historii przesyconej magią Warszawy. Marcin Jamiołkowski - źródło: wydawnictwo Genius Creations Jak zaczęła się twoja przygoda z książkami, a następnie z pisaniem? Pamiętasz swój pierwszy tekst? Zaczęła się banalnie – sięgnąłem, przeczytałem, i trwa to do dzisiaj. Ale z pisaniem zwlekałem dość długo. Właściwie nie przypuszczałem, że kiedykolwiek zacznę pisać coś, co warto będzie wysłać do wydawnictwa. Mój pierwszy tekst to było „Przyjęcie”, napisane ponad dwadzieścia lat temu, które ostatecznie wylądowało na Szortalu w postaci drabbla. Ale pierwsze „poważne” pisanie to były zalążki „Okupu krwi”. Kiedy pojawił się pomysł na napisanie własnej książki, co pojawiło się pierwsze? Główny bohater, miejsce akcji, czy może ogólny zarys historii? Chyba miejsce. Pamiętam, że jakoś poruszyło mnie to, że w opowieściach, które do tej pory czytałem, mało jest Warszawy. A potem pojawił się w głowie Herbert. W księgarniach można znaleźć już dwa tomy przygód Herberta Kruka – „Okup krwi” i „Order”, niedługo pojawi się kolejny tom zatytułowany „Bezsenni”. Planujesz również kolejne pozycje z udziałem warszawskiego maga? Jeżeli tak, to czy zdradzisz więcej na ten temat? Mam połowę czwartego tomu o roboczym tytułem „Szczęściarz” oraz grubaśne opowiadanie „Zaginiona”. W tym ostatnim dużo jest o Herbercie, Annie i dziurkach od klucza. Bardzo to opowiadanie lubię i z chęcią zobaczyłbym je drukiem, ale nie wiem jak i gdzie uda się je wcisnąć. Może Genius Creations weźmie je razem z ostatnią częścią. A sam „Szczęściarz” czeka na dokończenie i… chyba tyle. Nie wykluczam, że pociągnę historię Kruka dalej, jeśli będę miał fajne pomysły. Dalsza część wywiadu dostępna jest na blogu zewnętrznym.
  15. „Pod rozgwieżdżonym niebem Katowic dzieją się rzeczy niezwykłe. Wizjonerzy obdarzeni nadzwyczajnymi umiejętnościami marzą o tym, by dokonać wielkiego moralnego przeobrażenia współczesnego świata. Rozpoczynają batalię o dobro, możliwość realizacji marzeń, czystość uczuć i obronę własnego ja.” – magiczny opis bardzo szybko zaskarbił sobie moją uwagę. Powieść obyczajowa o takiej tematyce nie jest codziennym widokiem, dlatego z chęcią po nią sięgnąłem. Czy bohaterom manifestującym potęgę umysłu uda się zmienić ludzkie życia i szarą codzienność? Czy do zmian potrzebne są nadprzyrodzone umiejętności? Gdzie w tym wszystkim znajduje się wszechmogący „Stworzyciel”? Jak poradzić sobie z utratą samego siebie? Na te, oraz inne pytania odpowiedzi znajdziecie w powieści Mateusza Barczyka pt. „Kres”. Głównym bohaterem tej powieści jest tytułowy Kres. Nie jest to jego prawdziwe imię, jedynie przydomek nadany przez towarzyszy. O nim samym autor nie skąpi informacji. Poznajemy go na samym początku tej książki, chociaż pod innym imieniem. Nie zdradzę go wam tutaj, bowiem jest wtedy mentalnie inną postacią, którą sami musicie poznać. Po rozległej metamorfozie, która towarzyszy nam podczas całej opowieści, dowiadujemy się wielu interesujących faktów, które wpływają na postrzeganie jego osoby. Osobiście polubiłem go dopiero po przemianie, bowiem przed nią był niezbyt oryginalnym i nie wyróżniającym się osobnikiem. Kres jest niezwykle silną osobą, o otwartym umyśle podatnym na czynienie dobra. Wiążąc te cechy z jego nadprzyrodzoną umiejętnością mamy do czynienia z niezwykle plastyczną osobowością. Szczerze powiedziawszy to bohater, którego nie da się nie lubić. Jego tok rozumowania odmieni wasze spojrzenie na niektóre kwestie. Oprócz Kresa autor w swojej powieści prezentuje nam szereg innych, ważnych osobistości. Marzyciel, Faith, czy Luna to tylko przykłady zgranej paczki niesamowitego stowarzyszenia pomagającego ludziom. Oprócz ludzkiego „ja” każda z nich posiada nadprzyrodzony dar, dzięki którym wzajemnie się uzupełniają w swoich poczynaniach. Oprócz ludzi przyjdzie nam się spotkać z fantastycznymi stworami. Krasnoludy, elfy, oraz inne stwory towarzyszyć będą nam w tym zwariowanym świecie. Bardzo mocną stroną tej książki jest świat przedstawiony. Autor z gracją wplótł fabułę w Katowickie ulice. Całość została przedstawiona bardzo dokładnie, dzięki czemu wycieczkę po mieście mamy w gratisie. Być może nie odnajdziemy tutaj przepastnych opisów, jednak najważniejsze kwestie są przedstawione tak jak należy. Mieszkańcy tego miasta podczas lektury na pewno odnajdą niejeden powód do radości. Oprócz wspomnianego miasta będziemy przemieszczać się w snach, oraz wizjach bohaterów. To niezwykłe doznania, które urozmaicają lekturę. Dalsza część recenzji dostępna jest na blogu zewnętrznym.
  16. Herbert Kruk powraca! Tym razem musi uratować stolicę i jej mieszkańców przed nieznanym nikomu zagrożeniem. Wie tylko jedno - ktoś ukradł chroniący Warszawę artefakt, a prowadzone w tej sprawie śledztwo nie przyniosło żadnych odpowiedzi. Czy magowi uda się odkryć stojącą za tym tajemnicę? Zapraszam do lektury recenzji „Orderu” Marcina Jamiołkowskiego. Akcja „Orderu” rozpoczyna się niewiele później po wydarzeniach, w których zostawił nas „Okup krwi”. W tym miejscu pragnę ostrzec osoby, które nie czytały poprzedniej części przed możliwymi spoilerami, bez których trudno cokolwiek napisać o książce. Jeżeli nie chcecie sobie popsuć niespodzianki radzę najpierw nadrobić zaległości. Herbert z trudem dochodzi do siebie po stracie ukochanej Melanii, a jego umysł zaprząta pragnienie zemsty, gdy zwraca się do niego pułkownik Bieniawski z prośbą o pomoc w odnalezieniu zaginionego Orderu – artefaktu, który bronił Warszawę przed niebezpieczeństwami. Od momentu przyjęcia przez maga zlecenia na odnalezienie Orderu akcja rusza z kopyta do przodu, wrzucając czytelnika w wir wydarzeń, podczas których znowu przyjdzie nam wędrować ulicami stolicy, poznawać jej cuda i tajemnice. Autor po raz kolejny skupia się na głównym wątku, konsekwentnie dążąc do rozwiązania tajemnicy, stawiając na drodze Herberta starych jak i nowych wrogów, jedynie od czasu do czasu wtrącając elementy, które być może zostaną rozwinięte w kolejnym tomie. Osobiście takie rozwiązanie i owa jednotorowość akcji mi nie przeszkadzały, a wręcz przeciwnie sprawiła ona, że książkę czytało się szybko i przyjemnie. Dalsza część recenzji dostępna jest na blogu zewnętrznym.
  17. Dziś Międzynarodowy Dzień Książki dla Dzieci, z tej okazji startujemy z konkursem, gdzie do wygrania będą dwie serie przeznaczone dla młodszych czytelników od wydawnictwa Arkady. Wszystkie dzieci oraz ich rodziców zapraszamy do wspólnej zabawy. Miejsce I: "Artur i Zapomniane Księgi" oraz "Artur i Posłaniec Cieni" Miejsce II: "Wyspa Wtajemniczenia" oraz "Śmierć magicznego dżina" Zadanie konkursowe: Za oknem już na dobre rozgościła wiosna, pokażcie nam więc jak ją spędzacie wraz z książkami! Forma pracy dowolna, może to być zdjęcie, rysunek, wiersz lub opis Waszej zaczytanej wiosny. W zgłoszeniu możecie oczywiście zaznaczyć który zestaw książek chcielibyście wygrać Termin nadsyłania zgłoszeń: do 15 kwietnia, do północy. Ogłoszenie wyników: 18 kwietnia. Odpowiedzi na pytanie konkursowe prosimy wysyłać na adres: redakcjakztk@gmail.com W tytule maila należy napisać: Konkurs: Zaczytana wiosna! W treści należy podać swoje imię, nazwisko oraz swój adres i numer telefonu, przyspieszy to wysyłkę nagrody w razie ewentualnej wygranej. Wśród nadesłanych odpowiedzi redakcja KZTK wybierze zwycięskie po zamknięciu konkursu, wyniki zostaną opublikowane 18 kwietnia w aktualnościach na stronie głównej oraz na profilu na FB. Za wysyłkę nagród odpowiada redakcja KZTK. Wybór Redakcji jest subiektywny i nie podlega dalszej dyskusji. Wysyłając do nas pracę na konkurs, zgadzasz się na jej publikację na łamach KZTK.
  18. „Polskę opanowała epidemia zombizmu. Żywe trupy, których przysmakiem jest ludzkie mięso, sieją krwawy terror i spustoszenie na ulicach Gdańska. Jedyną szansą Karola na przetrwanie jest dołączenie do grupki nielicznych ocalałych, którzy schronili się w kościele Świętego Wojciecha na Zaspie. Czy ktoś z nich pomoże mu dotrzeć do rodziny w Poznaniu? Czy zaufanie i pomoc to puste pojęcia w świecie pogrążonym w koszmarze, gdzie nie obowiązują już żadne wartości? Podróż do stolicy Wielkopolski stanie się makabryczną szkołą przetrwania i mrożącą krew w żyłach przygodą.” – nad wyraz interesujący opis od razu przyciągnął mój wzrok tak samo jak stylizowana okładka. Jako fan zombie nie mogłem przepuścić takiej okazji, tym bardziej, że motyw ten w rodzimej literaturze jest coraz chętniej wykorzystywany. Czy pomysłowy naród jakim jesteśmy poradzi sobie z prawdziwą apokalipsą? Czy w tym zamieszaniu będzie jeszcze czas na moralne czyny? Na wszystkie nurtujące was pytania odnajdziecie odpowiedzi w książce „Zombie.pl”. Podczas apokalipsy, czy każdej innej katastrofy w społecznościach, które przeżyły, wyłaniają się z czasem jednostki dominujące, które kierują tłumem. W tym tytule nie jest inaczej, gdyż napotykamy na naszej drodze trzy różne obozowiska: Chrześcijanie, Słowianie oraz Wojsko wiodą tutaj prym. Oprócz nich zapewne istnieją jeszcze wolni strzelcy, samotni ocaleni, lecz o ich losach nie dowiadujemy się wiele. O liderach wspomnianych ugrupowań można jedynie powiedzieć, iż są charyzmatyczni, oddziaływają na tłum swoją mową, kierując nim wedle własnych upodobań. Pomysł jaki przedstawili autorzy nie jest nowatorski, wręcz przeciwnie oklepany i nudny. Podczas lektury czułem, że już gdzieś spotkałem coś podobnego. To ogromna wada, lecz nie dyskwalifikuje tytułu. Z kolei ogromnym plusem jest sposób w jaki zostały przedstawione przypadkowe osoby. Ludzkie odruchy i zachowania opisane są po mistrzowsku. Widmo zagłady i apokalipsy zombie odciska swoje piętno na psychice każdej postaci. To kluczowa sprawa, bowiem walka nieumarłych z tabunem kukieł w ubraniach nie była by już tak spektakularna, prawda? Jak w każdej historii, tak i tu mamy do czynienia z głównym bohaterem. Jest nim Karol Szymkowiak, lecz takie jednoznaczne określenie nie jest na miejscu. To raczej jedna z ważniejszych postaci, choć to głównie u jego boku przeżywamy naszą przygodę. To osoba o wyrazistych poglądach, silnym kręgosłupie moralnym, posiadająca cel w życiu, którym jest odszukanie zaginionej rodziny. Karol podczas tej przygody przeżywa widoczną metamorfozę, która zmienia jego nastawienie do otaczającego świata i towarzyszy. Osobiście bardzo go polubiłem, jego niezłomność i mocny charakter sprawiły iż patrzyłem na tę postać z uznaniem, a co więcej jego zachowanie potrafiło zmobilizować towarzyszące mu osoby. Nietrudno się domyślić, że Karol nie jest jedynym żywym człowiekiem i bohaterem powieści, lecz specjalnie powstrzymam się od ich wymieniania. W końcu trwa apokalipsa zombie i resztę ocalałych będziecie musieli poznać sami. Dalsza część recenzji dostępna jest na blogu zewnętrznym.
  19. „KONIEC ŚWIATA to zadziwiająca miejscowość leżąca na styku PIERWSZEGO I DRUGIEGO ŚWIATA, okryta Całunem. Tylko tu Maria Antonina może kłócić się z Izaakiem Newtonem, Abraham Lincoln rozmawiać z Emilią Plater, a Elżbieta Batory nadal popełniać straszliwe zbrodnie. Nie trafiają tu turyści, trudno znaleźć nocleg, a w powietrzu czuć magię” – ten fragment opisu bardzo mocno podziałał na moją wyobraźnię. Już wtedy wiedziałem, że będę musiał zaspokoić moją ciekawość. Tak właśnie się stało, gdyż pytań rodzących się w mojej głowie była aż za wiele. Czy nieśmiertelność powinna być dostępna dla wszystkich ludzi? Jaki wpływ na nasz świat mają potwory, w które przecież i tak nie wierzymy? Odpowiedzi na te, oraz inne pytania znajdziecie w książce „Wszyscy jesteśmy martwi” autorstwa Katarzyny Grzędowskiej. Pierwsze skrzypce w książce gra para bohaterów: tajemnicze rodzeństwo Dan i Alice. I choć niewątpliwie są oni najważniejszymi bohaterami, to nie zaskarbili sobie mojej uwagi. Już od początku biło od nich niesmaczną powtarzalnością, jednak z rozwojem fabuł to złudzenie minęło. Pomimo pokrewieństwa to całkowicie różne osoby, które zatracają się coraz bardziej w swoich nowych rolach. Zmiany są widoczne gołym okiem. Od typowego zera, do niesamowitego wybrańca. To trochę wyświechtana droga i tutaj bynajmniej nie pozbawiona większości wad. Trudno polubić to rodzeństwo. Tak naprawdę ich rozważania nie są zbyt błyskotliwe, a ich działania motywowane są czynami pozostałych osób. Oprócz wspomnianej powyżej dwójki na naszej drodze stanie wiele ciekawszych postaci. Maria Antonina, Abraham Lincoln, Elżbieta Batory, Izaak Newton. To tylko niektóre z przykładów, bowiem w samym tytule znajdziemy dużo więcej postaci. Wiele z nich pomimo swojego wieku i pochodzenia z zupełnie innej epoki jest przedstawionych w zaskakująco nowoczesny, ale w tym pozytywnym znaczeniu, sposób. Komizm wpleciony przez autorkę idealnie pasuje do tytułu. Z wszystkich dostępnych postaci moim ulubieńcem został Czarny Dave. Wierzę, że każdy znajdzie tutaj swojego ulubieńca, bowiem jest w czym wybierać. Autorka zatarła niesmak pozostawiony po głównych bohaterach. Świat przedstawiony w książce nie jest zbyt rozległy, mogę śmiało stwierdzić, że jest nieprzyzwoicie mały i sterylny. Pasuje to do tego tytułu, jednak czytelnicy lubujący się w rozbudowanych opisach nie mają tutaj czego szukać . Koniec Świata, oraz przyległe tereny to jedyne okolice jakie przyjdzie nam zwiedzać. Drugi świat przedstawiony jest raczej opisowo, a w samej książce nie zagłębiamy się w jego czeluściach. Czuć tutaj zmarnowany potencjał świata istot nadprzyrodzonych, nie wiem czemu nie został on wykorzystany w większym stopniu na przykład do urozmaicenia fabuły. Dalsza część recenzji dostępna jest na blogu zewnętrznym.
  20. Postać maga, czy też czarodzieja jawi się nam najczęściej jako postać starca często odzianego w długą szatę i dzierżącego magiczny atrybut, jak np. laskę. Obraz ten na dobre zakorzenił się w umysłach czytelników i nie tylko, obecnie jednak część pisarz stara się zerwać z tym wizerunkiem stawiając sobie pytanie: jak wyglądałby współczesny mag. W książce ?Okup krwi? autor kreuje dość unikatowe połączenie, bo któż z nas dopatrzyłby się niezwykłych mocy w prostym krawcu. Jeżeli jesteście ciekawi co wyniknie z takiego niezwykłego zestawienia zapraszam na wspólną wycieczkę do Warszawy, w pierwszym tomie przygód Herberta Kruka. Spokojne życie krawca z podwarszawskiej miejscowości zostaje brutalnie przerwane gdy tajemniczy przybysz oznajmia iż ukochana Herberta została porwana i aby ją odzyskać mężczyzna musi dostarczyć na czas tajemniczą przesyłkę do Warszawy. Zadanie z pozoru wydawałoby się łatwe, tym bardziej, gdy weźmiemy pod uwagę moce, którymi dysponuje bohater, jednak jak zwykle bywa w takich przypadkach sprawy komplikują się jeszcze bardziej. Warszawa bowiem od dawna pozbawiona jest magii i mężczyźnie pozostaje liczyć jedynie na własne siły i spryt, a pokonanie 30 kilometrów w przeciągu kilku godzin, gdy jego tropem ruszają inni magowie, wysłannicy tajemniczego ?Bractwa Miast? pragnący przechwycić przesyłkę, wydaje się być coraz trudniejsze. Liczne przeszkody, ucieczki i zwroty akcji to wszystko i wiele więcej czeka nas u boku Herberta Kruka, w jak się okaże wciąż magicznej Warszawie. Głównym bohaterem powieści jest wspomniany już Herbert Kruk, jednak gdybym powiedziała, że jest on jedynym bohaterem, wokół którego skupia się fabuła powieści byłoby to sporym niedomówieniem. Równie ważną rolę, a być może nawet ważniejszą, odgrywa bowiem miasto Warszawa. ?Okup krwi? jest przykładem urban fantasy, a co za tym idzie nie tyle bohaterowie, co miejsce w którym toczą się ich przygody, grają w książce pierwsze skrzypce. I muszę przyznać, że Warszawa widziana oczami Marcina Jamiołkowskiego to nie tylko pusty zbiór nazw ulic i miejsc, które nie wiele powiedzą osobom nie znającym miasta, ale żywy twór, czerpiący ze swojej przeszłości, ale jednocześnie bardzo współczesny i rzeczywisty, mimo iż co chwila dzieją się w nim rzeczy niezwykłe i magiczne. Elementem, który pozytywnie mnie zaskoczył i stanowił ciekawy kontrast do współczesnej Warszawy, było wplecenie wątków z legend miejskich. Orszak Złotej Kaczki z pewnością nie jednemu czytelnikowi zapadnie w pamięci, a to rzecz jasny nie jedyna postać z legend i podań, która przewinie się na kartach ?Okupu krwi?. Więcej jednak nie zdradzę i zachęcam by samemu się przekonać kogo jeszcze na swej drodze napotka Herbert i jakie tajemnice skrywa miasto. Dalsza część recenzji dostępna jest na blogu zewnętrznym.
  21. ?Okręt badawczy ?Accipiter? przemierza bezkres kosmicznej próżni, a jego załoga pogrążona jest w głębokiej kriostazie. Nieliczni świadomi są dramatu, który rozgrywa się na pokładzie. Astrochemik H?kon Lindberg budzi się przedwcześnie z kriogenicznego snu i widzi, jak ginie jeden z ostatnich członków załogi. Prócz niego rzeź przetrwał tylko nawigator, Dija Udin Alhassan.? ? ten krótki wycinek zawiera w sobie jedynie przedsmak tego, co znajdziemy w książce. Kosmiczne podróże, odkrywanie nowych, planet i cywilizacji, a także ekspansje kolonizacyjne są nieodłącznymi elementami każdej książki science fiction. Czy długofalowy plan zasiedlenia nieznanych galaktyk powiedzie się, a ludzkość przetrwa najgorsze czasy? Czy naprawdę jesteśmy jedyną, inteligentną formą życia w otaczającym nas wszechświecie? Jeżeli chcecie poznać finał tych niezwykłych igrzysk, to serdecznie zapraszamy do lektury dzieła Remigiusza Mroza pt. ?Chór zapomnianych głosów?. Astrochemik H?kon Lindberg, oraz nawigator Dija Udin Alhassan to główni bohaterowie, jednak nie można powiedzieć, że są oni najważniejsi, bowiem wiele innych postaci również odgrywa bardzo istotne role dla rozwoju fabuły. Niemniej to ten bardzo dobrze dopasowany duet wita nas w kosmicznej przestrzeni, na pokładzie statku Accipiter. Trudno opisać ich w kilku słowach, bowiem charaktery, jak i wygląd fizyczny zmienia się w zależności od rozgrywanych wydarzeń zarówno w czasie jak i przestrzeni. Z całą stanowczością mogę stwierdzić, że autor mocno napracował się przy ich tworzeniu. Złożoność ich osobowości jest przeogromna, co tylko komplikuje sprawy, ale mimo tego wszystko trzyma się spójnej całości. Oprócz powyższego duetu napotkamy wiele świetnie skonstruowanych osobistości, które na długo zapadną w naszej pamięci. Każda postać ma rolę do spełnienia i nie ma tutaj przypadkowych postaci. W niektórych momentach może wydawać się, że ktoś jest zbędny, lecz to tylko pozory. Trudno szukać ciekawszych bohaterów drugoplanowych. Świat przedstawiony jest naprawdę ogromny, można by rzec, iż jest kosmiczny. Tak naprawdę będziemy podróżować po całym wszechświecie, w dodatku w różnych wariantach czasowych. Takie zagranie wymaga niebywałego umysłu, bowiem ogarnięcie tego wszystkiego jest nie lada wyczynem. Całość jest spójna, brak jakichkolwiek niedociągnięć i niespójności. Kosmos w takim wydaniu jest przepiękny. Dalsza część recenzji dostępna jest na blogu zewnętrznym.`
  22. Zapraszamy do udziału w kolejnym urodzinowym konkursie! Tym razem do wygrania jest kolejna książka objęta naszym patronatem - "Lux Aeterna. Wieczne światło". Co trzeba zrobić by wygrać? Wystarczy puścić wodze wyobraźni i odpowiedzieć na jedno pytanie. Dwie najciekawsze prace nagrodzimy egzemplarzami książki. Nagrody: dwa egzemplarze książki "Lux Aeterna. Wieczne światło" od wydawnictwa Novae Res. Zadanie konkursowe: Czym według Ciebie może być Wieczne światło? Forma pracy dowolna, liczymy na waszą kreatywność i życzymy dobrej zabawy! Termin nadsyłania zgłoszeń: do 28 marca, do północy. Ogłoszenie wyników: 30 marca. Odpowiedzi na pytanie konkursowe prosimy wysyłać na adres: redakcjakztk@gmail.com W tytule maila należy napisać: Konkurs: Lux Aeterna. Wieczne światło W treści należy podać swoje imię, nazwisko oraz swój adres i numer telefonu, przyspieszy to wysyłkę nagrody w razie ewentualnej wygranej. Wśród nadesłanych odpowiedzi redakcja KZTK wybierze zwycięskie po zamknięciu konkursu, wyniki zostaną opublikowane 30 marca w aktualnościach na stronie głównej oraz na profilu na FB. Za wysyłkę nagród odpowiada wydawnictwo Novae Res. Wybór Redakcji jest subiektywny i nie podlega dalszej dyskusji. Wysyłając do nas pracę na konkurs, zgadzasz się na jej publikację na łamach KZTK.
  23. Startujemy z kolejnym z urodzinowych konkursów. Tym razem szybka zabawa, w której do wygrania jest jedna z recenzowanych ostatnio talii od firmy Trefl! Co trzeba zrobić by ja wygrać? Wystarczy zgłosić się pod postem konkursowym w komentarzu, tutaj lub na naszym profilu na FB. Zgłoszenia przyjmujemy do środy (9.03) do północy, zaś zwycięzca konkursu zostanie wyłoniony w czwartek (10.03). Życzymy powodzenia! Będziemy wdzięczni za polubienie naszego profilu, jeżeli jeszcze tego nie zrobiliście
  24. ?Po latach kosmicznej tułaczki statek M12 dociera do nieznanej planety ? Anturgii ? zamieszkałej przez roślino podobne organizmy zwane florytami.?- ten krótki fragment opisu w wystarczający sposób przytacza najważniejsze założenia fabularne tytułu. Tajemnice kosmosu, oraz nieodkrytych planet są bardzo popularne w literaturze. ?Johny Stargazer. Tajemnice Anturgii? nie jest wyjątkiem od reguły, tylko kolejnym dziełem z owego gatunku. Czy lekkość, oraz interesujący pomysł wystarczą, aby ten tytuł wybił się ponad inne? Jak ludzkość zareaguje na dramatyczne wiadomości o swoich losach? Czy mieszkańcy Anturgii mają jakiś ukryty cel w swojej dobroczynności? Serdecznie zapraszamy do lektury dzieła Michała Łuczyńskiego. Głównym bohaterem tej powieści jest tytułowy Johny Stargazer, mieszkaniec statku M12, zwanego żartobliwie Rdzewiakiem. To nastolatek, który nie wyróżnia się niczym od swoich rówieśników. To bardzo zamknięta osoba, przynajmniej takiego go poznajemy na początku. Brak przyjaciół, ciągle zapracowany ojciec, czy też specyficzne upodobania tworzą z niego typowego odludka. jednak, jak nietrudno się domyślić, w miarę rozwoju fabuł dowiadujemy się, że Johny jest wyjątkową osobą, mogę śmiało zaryzykować stwierdzenie, że jest on wybrańcem. Potwierdzeniem tych słów jest już jego imię, pisane przez jedno ?n?. Jako główny bohater sprawdza się znakomicie, lecz czasami jest zbyt przemądrzały i wszechmogący. Uwidacznia się to już po lądowaniu na nieznanej planecie. Zniesmaczyło mnie to trochę, lecz powolnymi krokami odpracował on swoje grzechy. Pozostałe postacie są po prostu bezpłciowe i nijakie. Brak im głębszego charakteru, poczucia misji, czy wewnętrznego życia. Wszyscy zostali podzieleni na niepewnych, złych, oraz tych ?dobrych?. To klasyczny podział, lecz w tym wydaniu jest on wręcz okropny. Niemniej z tego kręgu wybija się Erg i Nerfa. Zostaną oni docenieni przede wszystkim przez buntownicze, młodociane rodzeństwa. Świat przedstawiony jest bardzo ograniczony pomimo rozpiętości przestrzeni kosmicznej. Całość rozgrywa się na pokładzie statku M12, by potem przenieść się na niezbadaną planetę ? Anturgię. Pomimo mikroskopijnych rozmiarów, jest co zwiedzać, jednak jesteśmy sztywnie przypisani do bohaterów. Takie zagranie skutecznie minimalizuje nasze możliwości eksploracyjne. Bardzo mnie to zabolało, spodziewałem się większej ilości opisów, co wydłużyło by niesamowicie krótką powieść. Dalsza część recenzji dostępna jest na blogu zewnętrznym.
×
×
  • Utwórz nowe...