Skocz do zawartości

Artius

Moderatorzy
  • Zawartość

    7061
  • Rejestracja

  • Wygrane dni

    2

Wszystko napisane przez Artius

  1. Strefa Wykluczenia wokół Czarnobylskiej CZAES potocznie zwana ZONĄ to dziewicze tereny objęte skutkami katastrofy w Czarnobylu. Olbrzymia radiacja umożliwiła stworzenie z tych terenów genialnego pola do popisu pisarzom, którzy skorzystali z jej dobrodziejstw. Jednak czy tak ogromne tereny, zamieszkane przez mutanty, kryjące niespotykane dotąd artefakty oraz inne skarby mogą być kontrolowane przez kogoś? Czy wypadek w elektrowni był wyłącznie błędem ludzkim, czy zamierzonym działaniem? Co tak naprawdę kryję się na terenie tego poligonu doświadczalnego, że ludzie z narażeniem życia penetrują jego wnętrze? Odpowiedzi na te oraz inne pytania znajdziecie w najnowszym dziele Sławomira Nieściura pt. „Wedle Zasług” , od wydawnictwa Fabryka Słów. Czytając ten tytuł miałem nieodparte wrażenie, że w pewnym momencie pojawi się główny bohater, jednak nie doczekałem się tego. Powieść jest na tyle złożona, że występują tutaj mniej lub bardziej ważne osoby, spośród których nie sposób znaleźć jednej najważniejszej, co osobiście bardzo przypadło mi do gustu. Autor nie starał się stworzyć kolejnego zbawiciela świata, jedynego obrońcy Zony czy też normalnego świata. Zamiast tego otrzymujemy komplet naprawdę interesujących postaci różnego pokroju. To zwykli ludzie w każdym możliwym aspekcie. Nie ukrywają swoich uczuć, lęków, na każdym kroku widać jak się boją o swoje życie. Zona nie lubi gierojów oraz postojów, dlatego życie naszych podopiecznych odbywa się w nieustannym ruchu. Warto zaznaczyć, że na łamach tej książki gościnnie wystąpił stalker Bożokorow, znany z książek Bartka Biedrzyckiego. Świat przedstawiony, który przyjdzie nam przemierzać, jest wykreowany w sposób idealny. Brak zbędnych opisów, widoczna plastyczność, wszystko na modłę żołnierską, czyli krótko i na temat. Pomimo tego Zona jest naprawdę barwna, dostajemy to, po co tak naprawdę przybyliśmy, bez zbędnego upiększania i kolorowania. To brutalny świat bez bohaterów, a stalkerzy i im podobni są częścią ogromnego ekosystemu, ukształtowanego wraz z awarią elektrowni w Czarnobylu. Mimo oszczędności słów sporo rzeczy i zjawisk zostało dokładnie wyjaśnionych, tak więc ciężko narzekać na nudę. W tym świecie cały czas coś się dzieje - nie jest to pusty i wyjałowiony teren. Historia stworzona przez autora jest bardzo interesująca i wciągająca, ciężko zarzucić jej jakieś błędy czy wpadki. Podczas lektury czułem się jak prawdziwy stalker, który odbywa własny rajd. To naprawdę niesamowite przeżycie. Jedynym minusem jest sposób przedstawienia całości. Czasami można się pogubić w fabule, lecz takich momentów nie ma zbyt wiele. Język w połączeniu ze świetną fabułą sprawia, że książkę pochłania się błyskawicznie. Sporym plusem są klimatyczne rysunki, które dla mnie osobiście trochę odbiegają stylem od samego tytułu. Dalsza część recenzji dostępna jest na blogu zewnętrznym.
  2. Współczesny rynek wydawniczy jest nieustannie zalewany kolejnymi tytułami postapokaliptycznymi. Rozkwit tego gatunku niewątpliwie został rozpoczęty twórczością Głuchowskiego z jego legendarnym „Metro 2033” na czele. Jak to często bywa w świecie, także na arenie literatury jakość zaczyna być zmieniana na ilość, co niekorzystnie wpływa na przyjemność odbioru kolejnego tytuły danego cyklu. Czy „Upadła Świątynia” zaliczy się właśnie do tego „ilościowego” trendu, czy zawarte na okładce obietnice są warte poświęcenia jej czasu? Czy w świecie zagłady jest jeszcze miejsce na bycie człowiekiem? Na te oraz inne pytania odpowiedzi znajdziecie w „Upadłej Świątyni” autorstwa Dominiki Węcławek. Przedstawiona w książce historia jest bardzo prosta. Główny bohater, wraz ze swoją drużyną, zostaje wysłany na powierzchnie w celu neutralizacji zagrożenia, które może zniszczyć istniejącą jeszcze ludzkość. Oprócz najważniejszego celu widać, że dowódca drużyny będzie musiał zmierzyć się z demonami przeszłości. Aby nie zdradzać zbyt wielu szczegółów powiem jedynie, iż zakończenie może was zaskoczyć. Niestety z przykrością muszę stwierdzić, że po przeczytaniu tej książki srogo się zawiodłem. Jej najmocniejszym atutem są bohaterowie, którzy starają się jak mogą, aby uratować powieść. Na tym polu nie można zarzucić autorce niczego złego. Postacie są naprawdę sympatyczne, uczuciowe, oraz do granic możliwości ludzkie. Każdy posiada swoją unikatową historię, z którą mniej lub bardziej dzieli się z nami podczas lektury. Niemniej czuć tutaj trochę schematyczności w doborze drużyny, oraz profesji, lecz nie wpływa to znacząco na odbiór bohaterów. Żałuję, że niektórzy z nich zostali na siłę zepchnięci na drugi plan, spłaszczeni do granic możliwości. Według mnie kilka postaci zasługuje na więcej uwagi, ale to kwestia gustu. Świat przedstawiony jest prosty i krótki jak linie naszego stołecznego metra. Tyle lat w budowie, kolejne prace zapowiedziane na odległą przyszłość, a w tak małej infrastrukturze na każdym rogu czyha na nas śmiertelne niebezpieczeństwo. Jest to trochę komiczne, autorka po prostu nie do końca przemyślała koncept z ulokowaniem poszczególnych miejsc na mapie stacji metra. Widać próby jakiegoś podziału stref, granic wpływów poszczególnych „organizacji”, lecz tak naprawdę to tylko niewielka próbka przy możliwościach nawet tak ograniczonego świata. Świat poza obszarami bezpiecznego metra jest całkiem barwny jak na nasze standardy. Brak dłuższych opisów okolic, czy jakichkolwiek lokalizacji kluczowych dla akcji. Szkoda, gdyż spustoszone tereny można genialnie zagospodarować. Dalsza część recenzji dostępna jest na blogu zewnętrznym.
  3. Już od jutra na półkach księgarni zagości najnowsza książka Michała Gołkowskiego, znanego z serii S.T.A.L.K.E.R, Stalowe Szczury, czy książki Komornik. Z tej okazji pragnę Was zaprosić do lektury recenzji "Moskala" - mrocznej i brutalnej historii o władzy. Tej absolutnej. Tej, która zmienia nie tylko człowieka, ale i świat. Tworzy i niszczy. A wszystko rozpocznie się za sprawą pióra... Michał Gołkowski w swojej najnowszej książce przenosi czytelnika do końcówki szarych lat osiemdziesiątych. W warszawskiej Pradze, u schyłku komunistycznej Polski, poznajemy Artura Wiktorowicza, dobrego męża i ojca dwójki dzieci, a przy tym nie wyróżniającego się z tłumu osobnika, którego każdy dzień wypełniony jest ciężką pracą, strachem i wszechobecnym brakiem wszystkiego. Jak to jednak bywa w tego typu historiach dochodzimy do momentu, w którym coś odmienia życie bohatera. W "Moskalu" tym czymś jest niepozorne, zakupione od bezdomnego pióro, które kiedyś należało... No właśnie, do kogo? I jaką moc posiada ten z pozoru zwyczajny przedmiot? Tego będziecie musieli się dowiedzieć sami. Jedno jest jednak pewne: zakończenie z pewnością Was zaskoczy. Jednak zanim ono nastąpi czeka nas ciężka, pełna przemocy droga po szczeblach władzy. Z pozoru zaczyna się niewinnie. Każdy pragnie polepszyć swój byt, a także zagwarantować dobrobyt swojej rodzinie. Co złego jest w tym, że człowiek nie chce walczyć w mozole o każdą złotówkę, a w trakcie zakupów decydować co jest mniej potrzebne i bez czego dadzą radę przeżyć kolejne dni? W końcu to naturalne. A jednak, jak szybko się przekonamy, nadchodzi moment, gdy to, co było siłą napędzającą nasze działanie, schodzi na drugi plan, pozostawiając miejsce wyłącznie dla dalszego parcia przed siebie niezależnie od kosztów, jakie trzeba będzie ponieść po drodze. Nic tak bowiem nie uzależnia jak poczucie władzy. Z początku trudno to zauważyć, a gdy w końcu zarówno czytelnik, jak i bohater powieści zdadzą sobie z tego sprawę, nie będzie już drogi powrotu. Moskal to jednak nie tylko losy jednego człowieka, co również obraz Polski, a także, choć może lepszym byłoby stwierdzenie, że przede wszystkim, Rosji. Autor bardzo szczegółowo opisuje nie tylko sam kraj, ale także jego mieszkańców, życie zarówno tych szarych obywateli, jak i polityczne czy mafijne zagrywki i porachunki. Znajdziecie tutaj wszystko, od wymuszania i zastraszania, po przemoc czy wręcz morderstwa. Alkohol będzie się lał równie często, co krew. Rosja to nie tyle kraj, co stan umysłu i "Moskal" idealnie to obrazuje. Jest brutalnie i nazwanie niektórych scen mocnymi to zdecydowanie za mało. Książkę można podzielić na dwie części. Pierwsza rozgrywa się w Polsce i przedstawia stopniowe pięcie się po szczeblach władzy przez głównego bohatera. Druga przenosi czytelnika na wschód, do Ukrainy i Rosji. Zarówno jedna i druga obfituje w sporą liczbę bohaterów pobocznych. Liczba nazwisk jakie przewijają się w trakcie lektury jest naprawdę ogromna i przyznam szczerze, że później zdarzało mi się pogubić w tym, kto jest kim. Bo o ile głównemu bohaterowi poświęcono naprawdę sporo uwagi, to postacie mniej ważne przewijają się przez karty historii niekiedy z zawrotną prędkością i trudno wszystkie spamiętać. Dalsza część recenzji dostępna jest na blogu zewnętrznym.
  4. W dzisiejszym nowoczesnym i ciągle rozwijającym się świecie ciężko jest funkcjonować bez znajomości dodatkowego języka. Na rynku specjalistycznej literatury mnoży się od dostępnych kursów, fiszek czy też wymyślnych metod, które mają nam pomóc w poznaniu nowego języka. Czy różnią się poszczególne metody nauki? I czy w ogóle są między nimi jakieś różnice? Szukając odpowiedzi na te pytania warto przeszukać dostępne oferty i dać szansę kursom językowym od wydawnictwa Edgard, którym przyjrzymy się trochę bliżej. Znajomość przynajmniej jednego obcego języka w obecnych czasach jest absolutnym minimum, jeżeli chodzi o jakiekolwiek funkcjonowanie poza granicami ojczystego kraju. Jednak dążenie do perfekcji tylko w jednym z nich może okazać się błędnym wyborem. Poza nauką chociażby angielskiego, który jest jednym z najczęściej nauczanych języków, warto także zastanowić się nad nauką dodatkowego. Z pomocą przychodzi wydawnictwo Edgard wraz ze swoimi kursami języków: Angielskiego, Hiszpańskiego, Niemieckiego oraz Włoskiego. Pomimo niewielkich wymiarów każdy kurs jest bardzo treściwy i skomponowany w prosty i przejrzysty sposób, ułatwiający naukę. Twarda, tekturowa obwoluta mieści w sobie zawartość danego kursu, oraz chroni ją przed plamami czy mechanicznymi uszkodzeniami. Po „rozpakowaniu” otrzymamy książkę do nauki wybranego języka, płytę z potrzebnymi nagraniami lektorskimi, ulotki promocyjne oraz kody do ściągnięcia e-booka. Jak widać jest to całkiem sporo i nawet najbardziej wymagający nie mogą narzekać na liczbę dodatków. Wybrany język poznamy dzięki niesamowitym historiom, które prowadzą nas przez cały tok nauki. Taka forma nie nuży ucznia, a tylko pobudza jego wyobraźnię oraz chęć poznania coraz to nowszych zwrotów i słówek. W połączeniu z nagraniami lektora takie ćwiczenia szybko pozwolą utrwalić gramatykę, a także sprawią niesamowitą frajdę każdemu, kto podejmie się nauki. Dodatkowo na marginesach znajdują się tłumaczenia najtrudniejszych wyrazów, a na końcu przydatny słownik dla zapominalskich. Każdy rozdział został zaopatrzony w specjalne ćwiczenia, które na bieżąco sprawdzają nasze postępy. Przyjemna dla oka i umysłu forma nauki jest na wyciągnięcie ręki. Dalsza część recenzji dostępna jest na blogu zewnętrznym.
  5. „I wszyscy żyli długo i szczęśliwie…” – do takiego zakończenia przyzwyczaiła nas większość bajek, a w przypadku pozycji Disneya jest to niemalże klasyka. Dobro zawsze zwycięża zło, prawi żyją w szczęściu i dobrobycie, a nikczemni odchodzą w zapomnienie. Przynajmniej tak było do tej pory - a gdyby spojrzeć, co działo się później? Co działo się z tymi ulubionymi, jak i tymi mniej lubianymi postaciami z bajek? Wszystkich ciekawych odpowiedzi na te pytania zapraszam do lektury „Wyspy potępionych”, pierwszej książki z serii „Następcy”. Od wydarzeń, znanych nam z klasycznych bajek Disneya, minęło dwadzieścia lat. W tym czasie księżniczki i książęta wiedli szczęśliwe życie w Zjednoczonych Stanach Auradonu, pod przywództwem Króla Bestii i Królowej Belli, zaś wszelkie złe charaktery zostały zesłane i zamknięte na Wyspie Potępionych, gdzie pozbawieni magii mają pokutować za swoje czyny przez całą wieczność. Jednak nie wszystkim obecny stan rzeczy odpowiada. Młode pokolenie bajkowych bohaterów zaczyna buntować się przeciwko rzeczywistości jaką wykreowali swoimi czynami ich rodzice. Czy idealne życie w Aurodanie jest rzeczywiście takie wspaniałe? Dlaczego Król Bestia zabronił używania magii zastępując ją technologią? Dlaczego zwierzęcy pomocnicy, krasnoludki i inni pomocnicy dobrych postaci buntują się przeciwko temu jak są traktowani? Czy potomkowie Złych również od dnia swoich narodzin są naznaczeni piętnem zepsucia i muszą iść w ślady swoich poprzedników, szerząc ból i nienawiść? A co jeśli pojawi się szansa na odmianę swojego dotychczasowego życia, czy bohaterowie z niej skorzystają? Seria „Następcy” w przeciwieństwie do historii przedstawianych nam w bajkach, skupia się na czarnych charakterach, a dokładnie nad ich potomstwem. I Tak w „Wyspie potępionych” przyjdzie nam towarzyszyć Mal - córce rządzącej wyspą Diaboliny, Evie – potomkini Złej królowej, obecnie zwariowanej kobiety rozmawiającej z wyimaginowanym Lusterkiem, Jayowi – synowi Dżafara, obecnie równie zbzikowanemu właścicielowi rupieciarni zastępującej mu stracone skarby i Carlosowi – synowi Cruelli de Mon, zakochanej w swej kolekcji futer i traktującej chłopaka niczym prywatnego niewolnika. Bohaterowie, wchodzący powoli w swoje dorosłe życie, są dla swoich rodziców ciągłym problemem i nieustannym rozczarowaniem. Nie dość przebiegli, nie dość nikczemni, za mało źli, nie potrafiący spełnić stawianych im wymagań. Nadchodzi jednak dzień, w którym mają szansę udowodnić swoją wartość i co więcej, pojawia się cień nadziei na opuszczenie dotychczasowego więzienia i odzyskanie dawnych mocy. Gdzieś na wyspie znajduje się Zakazana twierdza, a w niej ukryte jest Smocze oko – berło Diaboliny i klucz do jej mocy. Młodzi złoczyńcy wyruszają, by je zdobyć - każde z innych, równie nikczemnych powodów. Jednak czy złe plany okażą się ważniejsze od towarzyszy i czy bycie dobrym jest aż tak złe? Melissa de la Cruz stworzyła własny świat opierając na historiach wykreowanych przez znane wszystkim historie Dinseya. Połączyła w nim nie tylko różne bajki, niezależnie od czasu i świata, w którym działa się ich akacja, ale także poszła z duchem czasu, przez co jej bohaterowie stali się bardziej współcześni, a tym samym bliżsi czytelnikowi. I tak spotkamy ich pijących kawę, ubranych w dżinsy, słuchających rockowej muzyki czy malujących grafitti. Technologia obecna w świecie bajek, jest zamiennikiem magii, jednak nadal otrzymujemy miejsca jasne, dobre i pełne szczęścia, a klimat mroku i beznadziei, ma się świetnie nawet bez mrocznej magii. Dalsza część recenzji dostępna jest na blogu zewnętrznym.
  6. W życiu podobno wszystkiego warto spróbować. Po części zgadzam się z tym stwierdzeniem, przynajmniej jeżeli chodzi o książki. Z zaciekawieniem sięgam nie tylko po dzieła nieznanych mi autorów, ale także po coraz to nowsze gatunki. I tak w moje ręce wpadł pierwszy erotyk. Serdecznie zapraszam abyście razem ze mną odbyli tytułowy "Podniebny lot" i przekonali się jaką historię ma nam opowiedzenia pośród chmur autorka. Zapnijcie pasy. Startujemy! Bianka to wyjątkowo piękna, dwudziestotrzyletnia kobieta, o bolesnych doświadczeniach z dzieciństwa. Obecnie pracująca, wraz ze swoim najlepszym przyjacielem gejem, będącym dla niej jednocześnie całą rodziną, w pierwszej klasie luksusowych linii lotniczych. Zawsze opanowana, zamknięta w sobie i stroniąca od mężczyzn kobieta, stanowi obiekt westchnień płci przeciwnej. Nadchodzi jednak dzień, w którym jej chłodna postawa topi się niczym kostka lodu, pod spojrzeniem turkusowych oczu należących do jednego z pasażerów. Jest nim James Cavendish, obrzydliwe bogaty, nieziemsko przystojny, młody milioner. Bianka wbrew sobie i zdrowemu rozsądkowi podporządkowuje mu się całkowicie, a mężczyzna powoli wprowadza niedoświadczoną dziewczynę w świat miłosnych zabaw, ale także bólu i uległości, budząc w niej głęboko ukryte, pierwotne instynkty. Historia Bianki i Cavendisha przedstawia zderzenie dwóch światów, jednego przepełnionego przepychem i bogactwem, drugiego wypełnionego mozolną pracą i liczeniem z trudem zdobytych oszczędności. Do tego wszystkiego dodajmy mężczyznę dążącego do pełnej dominacji, we wszystkich możliwych aspektach życia swojej wybranki i nieudolnie broniącą się przed tym kobietę i mamy pełen obraz tego co ma nam do zaoferowania autorka w pierwszym tomie serii "W przestworzach". Oczywiście historia obfituje także w kilka wątków pobocznych i plejada bohaterów nie kończy się na wspomnianej dwójce, jednak to właśnie im poświęcona została największa uwaga w "Podniebnym locie". Bohaterowie, jak to bywa w tego typu historiach, są niczym młodzi bogowie: ponadprzeciętnie piękni, młodzi, inteligentni, pewni siebie, ale także, co nikogo zapewne nie zdziwi, kryją w sobie tajemnice i bolesne doświadczenia z przeszłości, które rzutują na to jacy są oraz stanowią kolejny element zacieśniający więź między nimi. Widać więc, że autorka nie siliła się tutaj na oryginalność. Otrzymaliśmy postacie męską i kobiecą wyidealizowane, mające budzić pożądanie i rozpalać zmysły czytelnika podczas lektury. Czy się to udało będziecie musieli ocenić sami, jedno jest jednak pewne podczas lektury nie czekają Was żadne niespodzianki, ani niespodziewane zwroty akcji. Nie doświadczycie także głębokich, rozbudowanych charakterów bohaterów opowieści. Dalsza część recenzji dostępna jest na blogu zewnętrznym.
  7. Tonący brzytwy się chwyta - to przysłowie idealnie oddaje klimat drugiej powieści Pawła Jakubowskiego. "Kopuła" przenosi czytelnika do postapokaliptycznej rzeczywistości, w której ludność znalazła schronienie w pięciu, tytułowych Kopułach. Schronienia wybudowane przez Wielkiego Architekta miały zapewnić schronienie na rok, odgradzając ich mieszkańców zarówno od wrogich sił Dyrektoriatu jak i panującego skażenia. Od tamtej pory minęły trzy lata, a mieszkańcy Kopuł toczą z dnia na dzień zażartą walkę o przetrwanie. Co jednak najbardziej zagraża mieszkańcom Kopuł? Wszechobecne skażenie, kiepski stan kopuły, siły wroga, braki w żywności, fałszywe raporty, szpiedzy, a może kłamstwa ich przywódców? Serdecznie zapraszam do wspólnego poszukiwania odpowiedzi na to pytanie w jednej z Kopuł. Paweł Jakubowski w swojej drugiej książce zabiera czytelnika do postapokaliptycznej wizji przyszłości, a dokładniej do jednej z pięciu Kopuł wybudowanych przez Wielkiego Architekta, w których ludzkość odnalazła schronienie przed zagładą. Każda z tych budowli miała zapewnić schronienie na dokładnie rok czasu. Po tym okresie jej mieszkańcy powinni znaleźć inne rozwiązanie zapewniające im przeżycie. Mimo to w każdej Kopule Wielki Architekt pozostawił kopertę zapewniającą Ostateczne Rozwiązanie. Mieszkańcy Kopuły, a dokładniej rządzący członkowie Partii, w przypadku gdy nie będą już widzieli innego wyjścia na przeżycie i tylko wtedy mogą po nią sięgnąć. Porządku w Kopule strzeże siedmiu członków Partii, pełniących siedem odpowiedzialnych funkcji, są to kolejno: Wielki Sekretarz, Wielka Łącznik, Wielki Mierniczy, Wielki Strażnik, Wielki Inwentaryzator, Wielki Rachmistrz oraz Wielki Nadzorca. Praca każdego z nich ma zapewnić przetrwanie mieszkańcom Kopuły oraz jak najdłuższe funkcjonowanie jej samej. Na codziennych posiedzeniach członkowie Partii przedstawiają raporty z dnia poprzedniego i naradzają się nad dalszymi działaniami. Wszystko w imię wyższego dobra. Tak to przynajmniej wygląda na pierwszy rzut oka. Pozytywne raporty, optymistyczne wizje przyszłości, plany nad polepszeniem obecnego stanu rzeczy wydają się aż nierealne w trudnych warunkach w jakich znalazła się ludzkość. I szybko się okazuje iż rzeczywistość nie jest aż tak kolorowa jak wynikałoby to z przedstawionych raportów. Na wierzch wychodzą skrywane kłamstwa, lęki i ambicje. Czego tak naprawdę powinni obawiać się mieszkańcy Kopuły i czy istnieje szansa na przetrwanie? Tego dowiecie się już sami podczas lektury. Akcja powieści została zamknięta w jednym pomieszczeniu, w którym toczy się jedno z posiedzeń członków Partii. W książce nie uświadczycie rozległych opisów, ba! - nie ma ich praktycznie wcale. Miłośnicy scen walk czy heroicznych wypraw po ogarniętych zagładą terenach także nie mają czego szukać w "Kopule" Pawła Jakubowskiego. A jednak pomimo braku tych elementów, których wiele osób oczekuje sięgając po powieści postapokaliptyczne, nie można narzekać na nudę czy brak emocji podczas lektury. Autor poprzez zapis rozmowy sześciu osób (jeden z członków zgromadzenia będzie nieobecny, dlaczego, będziecie już musieli dowiedzieć się sami) nakreślił przejmującą wizję społeczeństwa zamkniętego w schronie, który od dawna nie powinien już pełnić swojej funkcji i który grozi pogrzebaniem żywcem swoich mieszkańców, praktycznie w każdej chwili. Nieustanne napięcie wyraźnie odbija się na osobach odpowiedzialnych za utrzymanie tego wszystkiego w całości. O samych bohaterach można by pisać wiele i długo. Każdy z "Wielkich" posiada własną, staranie opisaną osobowość, własny styl mówienia (co bardzo umila lekturę) i stanowi zagadkę samą w sobie. Obserwując toczącą się naradę czytelnik ma wrażenie jakby uczestniczył w przedstawieniu, gdzie każdy z aktorów skrywa swoje oblicze za maską i dopiero w trakcie trwania owej maskarady powoli odkrywał prawdziwe oblicze skrywające się za zasłoną z kłamstw, ambicji i własnych strachów. Nie będę pisała o nich niczego więcej gdyż nie chcę żadnemu czytelnikowi psuć przyjemności jaką daje poznanie ich na własną rękę. Naprawdę warto poświęcić im dłuższą chwilę, stanowią niezwykle interesującą zbieraninę wyrazistych, niekiedy wręcz lekko przerysowanych postaci. Jednak nawet owa przesada idealnie do nich pasuje i nadaje głębszego charakteru całości. Dalsza część recenzji dostępna jest na blogu zewnętrznym.
  8. Serdecznie zapraszamy do lektury wywiadu z Martinem Collem - autorem "Adrii". Tych z was, którzy nie mieli jeszcze okazji zapoznania się z tym tytułem gorąco zachęcamy do nadrobienia zaległości. Aby nie przedłużać, oddajemy głos autorowi, który zgodził się odpowiedzieć na kilka pytań. 1. Martin Coll to Pana prawdziwe imię i nazwisko, czy pseudonim? A jeżeli to drugie, dlaczego zdecydował się Pan pisać pod przykrywką? Martin Coll to pseudonim, który ma swoją historię. „Coll” jest to nazwa własna, którą określanych jest kilka miejsc na świecie, jak również jest to rzeczywiste nazwisko spotykane w krajach anglojęzycznych. Wybrałem ten pseudonim ze względu na osobisty sentyment do tych kilku miejsc na świecie. 2. Jak zaczęła się Pana przygoda z książkami, a później z pisaniem? Co takiego odnalazł Pan w książkach, czego nie mogła Ci zaoferować żadna inna dziedzina? Przede wszystkim bardzo to lubię. Pisanie jest podobne do czytania: można się w tym zatracić i wniknąć całkowicie w kreowane na bieżąco światy, postacie i zdarzenia. Tym samym pisanie pozwala przekazać określoną ideę, którą, co zabawne, każdy może odczytać po swojemu. Na tym polega piękno wyobraźni, gdzie możemy pisać z określonym zamiarem, ale nie jesteśmy w stanie przewidzieć jak zinterpretują to czytelnicy. Dzięki temu pisanie i czytanie nieodmiennie pobudza zarówno wyobraźnię, jak i kreatywność. 3.Skąd wziął się pomysł na "Adrię"? Z krótkich nowelek tworzonych pod wpływem nagłego pomysłu na określoną scenkę. Z czasem tych „scenek” przybywało, a tym samym kształtowała się postać głównej bohaterki i jej otoczenia. W końcu zadałem sobie pytanie, jak to jest że tacy ludzie mogą naprawdę funkcjonować w naszym świecie, tuż obok nas? I z tego pytania narodził się pomysł na podjęcie się próby udzielenia metaforycznej odpowiedzi. „Adria” to tak naprawdę podana w bajkowej oprawie historia, która mogłaby spotkać każdego, z katastrofalnym skutkiem. W naszym świecie mamy aż nadto przykładów jak proces kształtowania takich osobowości może być nie tylko rzeczywisty, ale również zatrważająco prosty. 4. Czy rodzina i znajomi wpłynęli jakoś na zamierzoną koncepcję? Tylko o tyle, że utwierdzili mnie w przekonaniu, że warto coś takiego napisać i wydać pod osąd szerszej publiki. 5. Czy mały kociak ukazany ze swoim odbiciem na okładce nawiązuje niejako do głównej bohaterki i metamorfozy jaką przechodzi? Dokładnie. 6. Czym tak naprawdę jest Organizacja? Podczas lektury bardzo mnie zafascynowała, jednak poskąpił Pan o niej jakichkolwiek informacji. Czy możemy liczyć na rozwinięcie tego wątku w kolejnych tomach? Powiedzmy, że w drugim tomie pojawi się nieco więcej odpowiedzi. 7.Instruktorzy, którzy nauczają adeptów są niesamowici, jednak brak informacji na ich temat. Może zdradzi pan coś chociaż o jednym z nich, np. moim ulubieńcu Gortexie? A może przyjdzie nam ich lepiej poznać w kolejnych tomach? Instruktorzy to po prostu „mistrzowie” na swoistej „emeryturze”, jednak w każdej chwili gotowi do zmobilizowania. Natomiast historia każdego z nich jest na swój sposób inna, tak jak życiorys każdego człowieka będzie zawsze na swój sposób oryginalny. O Gortexie mogę powiedzieć jedynie tylko tyle, że dopuszczał się różnych czynów, o których niełatwo było mu później zapomnieć. Dalsza część wpisu dostępna jest na blogu zewnętrznym.
  9. „Niezwykła historia o Wiecznej Puszczy, metafizyce, alchemii oraz spotkaniu z tajemnicą. Opowieść o podróży w najodleglejsze ludzkiemu rozumowi obszary. W tę podróż zabiera nas urocza druidka Avea. Odważna, pewna siebie, o intrygujących zainteresowaniach i równie interesujących zdolnościach. Z nią przemierzamy świat żywych i umarłych.” – niezwykle chwytliwy opis znajdujący się na okładce szybko przekonał mnie do sięgnięcia po to dzieło. Czy obiecujący tytuł ma szansę wybić się z grona sobie podobnych książek? Czy Avea poradzi sobie z przeciwnościami losu? Na te oraz inne pytania odpowiedzi znajdziecie w dziele Anny Grądzkiej pt. „Magia Ziemi”. Główną bohaterką tego tytułu jest młoda druidka o imieniu Avea. Ta urocza dziewczyna zamieszkuje wraz z innymi druidami okoliczne lasy, tworząc swoistą, niezależną kulturę. Pomimo swojego piękna, sprytu i niezwykłego umysłu dziewczyna posiada niesamowitego pecha i dar wpadania w kłopoty, przez co niejednokrotnie byłem świadkiem różnych, ciekawych sytuacji z jej udziałem. Po wstąpieniu do armii dziewczyna przeżywa wiele niesamowitych przygód i tak, z przysłowiowej fajtłapy, staje się jedną z najpotężniejszych osób w mieście, chociaż sama nie zdaje sobie z tego sprawy. Ten przyspieszony rozwój nie jest w żaden sposób uzasadniony, bohaterka zmienia się w zależności od sytuacji, co psuje obraz całości. Zamiast druidki kochającej naturę otrzymujemy kogoś zupełnie innego. Autorka oprócz głównej bohaterki postawiła na drodze czytelników wiele interesujących postaci, które zachwycą każdego z Was. Ciężko wymienić wszystkich, lecz zwady na linii elfio–krasnoludzkiej to typowe dla tego gatunku smaczki. Nie brakuje oczywiście rodowych powiązań, tajemniczości oraz ogólnie pojętej epickości. Mimo wykorzystania utartych schematów, poboczne postacie naprawdę trzymają poziom. Świat przedstawiony w tym tytule pomimo swojego ogromu jest niebywale płaski. Ten niewykorzystany potencjał zostaje spotęgowany brakiem jakichkolwiek, większych opisów przyrody czy czegokolwiek. Szkoda, że autorka zrezygnowała z nich, całość na pewno nabrała by głębi i charakteru. Pomimo tego nie mogę powiedzieć, że ta niesamowita przygoda mi się nie spodobała. Pomimo braków widać tutaj kilka aspektów, które wpływają pozytywnie na odbiór tytułu. Dalsza część recenzji dostępna jest na blogu zewnętrznym.
  10. Niektóre tytuły na dzień dobry chcemy zaszufladkować do danej kategorii. Zamknąć w ramach danego gatunku, pewni iż nie mają nic więcej do zaoferowania, ponad utarte i przyjęte przez twórców schematy. Nie zawsze jest to jednak wskazane i możemy zostać mocno zaskoczeni. Tak jest w przypadku mangi autorstwa Yuny Kagesaki - "Wampirzycy Karin". Bo czy widząc nieśmiałą, uroczą bohaterkę, nowego ucznia, który powoli staje się jej bliski, to nawet gdy dodamy do tego wampirzy wątek, nie mamy ochoty krzyknąć: romansidło dla dziewczyn? Pani Kagesaki serwuje czytelnikowi jednak o wiele więcej ponad miłosne wzloty i upadki. Będzie zabawnie, będzie wzruszająco, ale również bardzo mrocznie, tajemniczo i niekiedy brutalnie. W końcu z wampirami nie ma żartów. Serdecznie zapraszam byście poznali czarną owcę wampirzej rodziny młodą wampirzycę Karin. Życie wampira nie jest łatwe. Ludzie od wieków polują na jego gatunek i z tego powodu zmuszony jest ukrywać swoje istnienie. Na szczęście posiada szereg umiejętności, które pozwalają mu pozostać w strefie bajek dla większości śmiertelników. Przywoływanie nietoperzy, wymazywanie pamięci, to tylko kilka z nich. Co jednak gdy w wampirzej rodzinie pojawi się osoba pozbawiona tych mocy. Co więcej będzie to wampir, który zamiast wysysać krew, raz w miesiącu musi się pozbyć jej nadmiaru? Takim właśnie beznadziejnym przypadkiem jest Maaka Karin. Wamiprzyca, która raz w miesiącu musi swojej ofierze wstrzyknąć nadmiar wyprodukowanego płynu, w innym przypadku skończy się to nad wyraz efektownym krwotokiem z nosa, którego w żaden sposób nie da rady wytłumaczyć swoim przyjaciołom ze szkoły. Jednak Karin, z pomocą rodziny, która tuszuje jej fuszerki, jakoś udaje się żyć samotnie w świetle dnia, które dla dorosłych wampirów jest zabójcze. Wszystko zmienia się w chwili gdy do szkoły dziewczyny trafia nowy uczeń - Kenta Usui, przy którym krew wzbiera w Maace ze zdwojoną siłą. Jedno jest pewne - od tej chwili życie wamiprzycy stanie na głowie. Fabuła, choć mogłoby się wydawać iż skupi się wyłącznie na wamiprzej ułomności głównej bohaterki i jej relacjach z Usuim, ma czytelnikowi do zaoferowania dużo więcej. Bo choć i jedno i drugie stanowi ważny element cyklu, to jednak nie obracamy się wyłącznie wokół tych dwóch biegunów. Bardzo dużą uwagę poświęcono rodzinie głównej bohaterki, co już samo w sobie jest elementem rzadko spotykanym. Zazwyczaj bohaterowie żyją samotni, a rodzina gdzieś tam sobie istnieje, niezależnie, jakby w innym świecie. Karin zaś jest otoczona troskliwą opieką swojej matki, ojca, starszego brata i młodszej siostry, która jako jedyna, poza naszą czarną owcą może jeszcze przebywać w dzień na słońcu. W późniejszych tomach pojawi się też babcia Karin, która jest co najmniej wybuchowym charakterem, a za sprawą powolnego starzenia się wampirów stanowi nieomal kopię swojej wnuczki. Nietrudno się domyślić iż będzie to powodem kilku naprawdę ciekawych sytuacji. Autorka naprawdę sporo uwagi poświęca sposobowi życia i relacjom w wampirzej rodzinie. Starsze pokolenie prześladuje wciąż wspomnienie polowań na ich gatunek i nieufność do ludzi, młodsze kieruje się swoimi własnymi prawami. Wszyscy jednak troszczą się o siebie nawzajem i to jest naprawdę piękne. Dalsza część recenzji dostępna jest na blogu zewnętrznym.
  11. Wszyscy chyba znają historie o pięknych księżniczkach porywanych przez okrutne smoki, a następnie ratowanych przez dzielnych rycerzy, przybywających na swych rączych rumakach na odsiecz. Jest to schemat znany, lubiany, ale bądźmy szczerzy już dość mocno oklepany. Co jednak gdyby zamieszać nieco w historii, pozamieniać role postaci i dodać do tego wszystkiego nieco komizmu? Postanowiła przekonać się o tym Anna Dmytruszyńska, a efektem jest książka "Panna i smok", do której lektury pragnę Was serdecznie zaprosić. Pojawienie się smoka nigdy nie jest dobrym zwiastunem, a głodny smok to już prawdziwy kłopot. Przekonuje się o tym księżniczka Helenka, która pewnego wieczoru, akurat gdy miała na sobie swoją najbardziej kompromitującą piżamkę, z różowymi majciochami, zostaje porwana przez bestię, a całe królestwo może podziwiać jej dyndające w powietrzu chude nóżki. Mając skończyć jako składnik gulaszu dziewczyna postanawia nie czekać na ratunek swojego ojca, ani wezwanych przez niego dzielnych rycerzy i bierze sprawy w swoje ręce. W końcu nawet bestię można przechytrzyć i dojść do porozumienia tak, aby księżniczka była cała i smok syty. Jak tego dokona, o tym przekonacie się podczas lektury. "Panna i smok" to krótka historia skierowana dla dzieci. I choć główną bohaterką jest mała księżniczka, historia bez wątpienia podbije serca zarówno dziewczynek jak i chłopców. Helenki nie sposób nie polubić, a zabawny styl opowiadania jej przygody ze smokiem urzeknie czytelnika niezależnie od wieku. Historia choć niezbyt obszerna urzeka kolorowym światem, wyrazistymi bohaterami i zachwycającymi ilustracjami. Książka zachwyca swoim wydaniem, twarda oprawa, z prześliczną, przyciągającą wzrok ilustracją to dopiero przedsmak tego co czeka na czytelnika w środku. Po uchyleniu okładki widzimy mapę świata, pełnego wdzięcznych, łatwych do zapamiętania i urzekających swoją prostotą nazw, a dalej jest już tylko ciekawiej. Historia przeplatana jest ślicznymi ilustracjami. Szczególną uwagę zwraca smok, jego łuski mienią się wszystkimi kolorami i jest najprościej ujmując przepiękny. Postacie ludzkie są dość specyficzne. Osobiście sposób ich rysowania przypomina mi nieco karykatury, za duże głowy, mocno uwydatnione cechy charakteryzujące każdego z bohaterów. Nie oznacza to jednak, że są brzydkie, są inne i na swój sposób wyjątkowe. To czy przypadnie nam to do gustu to już kwestia indywidualna. Dalsza część recenzji dostępna jest na blogu zewnętrznym.
  12. Od czasu, do czasu chyba każdy czytelnik natrafia na dzieło, które głęboko go poruszy, zapadnie w jego umyśle, a jednocześnie o którym nie jest w stanie zbyt wiele powiedzieć, ponieważ słowami ciężko oddać niezwykły klimat i uczucia jakie towarzyszyły minionej lekturze. Dla mnie takim dziełem była z pozoru niepozorna książeczka, zbiór ośmiu krótkich opowiadań. Serdecznie zapraszam do zagłębienia się w ich karty „Osiem” Krzysztofa Maciejewskiego otworzy przed Wami niezwykłe światy wymykające się pojmowaniu zwykłego śmiertelnika. Opowiadania są równie różnorodne co ich bohaterowie. W jednym przyjdzie nam wysłuchać psychopatycznego mordercy, w innym zagłębimy się w korespondencję między pewnym drzewem, a demonem, w kolejnym będziemy wraz z aniołem obliczać wskaźnik poziomu nirwaniczności, spotkamy bohaterkę dzieł Shekspira, czy z pewną młodą dziewczyną wsiądziemy do autobusu, który odmieni nasze życie, tak samo jak pewnej rodzinie z pozoru wymarzone wakacje, które zaprowadzą na niekończącą się ulicę pełną portretów. Każde opowiadanie to inni bohaterowie, inny świat i rzeczywistość. Przy czym słowo należy traktować tutaj bardzo umownie. Autor balansuje na cienkiej granicy mar sennych, koszmarów i abstrakcji. Fantastyczne wizje autora mieszają się nieustannie z poczuciem zagrożenia, a niekiedy niezwykłość nakreślonych przez niego wizji przeraża. Tym bardziej, gdy czytelnik zda sobie sprawę, że choć podczas lektury przemierza światy odmienne, to jednak w pewnym stopniu są one odbiciem otaczającej go rzeczywistości. Owe metafory, bogaty język i sprawność w lawirowaniu słowami sprawiają, że całość hipnotyzuje czytelnika, wciągając głęboko w czytany tekst, a po chwili budzi niczym wiadrem zimnej wody, gdy dotrzemy do ostatniej strony. Kolejnym elementem książki, równie ważnym co same opowiadania są grafiki Krzysztofa Ramockiego otwierające kolejne opowiadania. Równie niezwykłe i budzące niepokój co opowiadania, stanowią idealne uzupełnienie tekstu i przyznam szczerze, że nie wyobrażam sobie by mogło ich w tej książce zabraknąć. Dalsza część recenzji dostępna jest na blogu zewnętrznym.
  13. Co jakiś czas ludzi ogarnia szał na temat danej serii, zazwyczaj jednak moda na dany cykl przychodzi i odchodzi, zastąpiona czymś nowym i lepszym. Są jednak takie dzieła, które wydają się nie odczuwać upływającego czasu i które tak samo bawią i poruszają kolejne pokolenia. Do takich dzieł niewątpliwie zaliczymy Gwiezdne Wojny. Kto z nas nie oglądał po kilka razy kolejnych części sagi z czystą przyjemnością? Obecnie, za sprawą najnowszego filmu ponownie można było odczuć niezwykłość tego uniwersum i jak to bywa filmowi towarzyszyło sporo książek i gadżetów. Pragnę wam przedstawić pozycję będącą połączeniem i jednego i drugiego, skierowaną do dzieci książeczkę "Star Wars. Statek Przemytnika. Książka z modelem do złożenia". Książkę można podzielić na trzy części. Model Sokoła Milenium, instrukcję niezbędną do jego złożenia i książeczkę pełną gier, zabawa i łamigłówek powiązanych z uniwersum Gwiezdnych Wojen. W książeczce znajdziemy między innymi: łamigłówki, krzyżówki, quizy, gry i zabawy. Złożenie modelu nie jest zbyt trudne, ani czasochłonne. Nie ma się jednak co temu dziwić w końcu jest to pozycja przeznaczona dla dzieci. Ukończenie Sokoła Milenium nie przyniesie więc nikomu żadnych kłopotów i zabawa zamknie się maksymalnie w przedziale 15-20 minut. Jedyne komplikacje mogą pojawić się przy samej podstawce, bo choć ta składa się z niewielkiej liczby, dość dużych elementów to lubią się one rozczepiać. Jedynym wyjściem jest szybkie i sprawne nałożenie na podstawkę modelu statku, który utrzyma ją w całości. Jak widać na zdjęciach, całość po złożeniu prezentuje się naprawdę ładnie. Nie jestem jedynie pewna, czy model powinien być przechylony, ale możliwe, że zdarzyło się iż zabawka po prostu mnie przerosła i popełniłam jakiś błąd przy jej składaniu. Należy jednak zaznaczyć, że instrukcja została napisana w sposób prosty i przejrzysty, obrazując krok po kroku kolejne etapy składania. Dziecko nawet bez pomocy dorosłego z jej pomocą poradzi sobie ze złożeniem modelu. Jedyne kłopoty mogą się pojawić przy samym składaniu, choć jak wspominałam nie jest to trudne. Dalsza część recenzji dostępna jest na blogu zewnętrznym.
  14. Gdzieś na świecie istnieje legendarna herbata szczęścia - niezwykła roślina, która posiada możliwość spełniania ludzkich pragnień i jak mówią nieliczne legendy: „co zaś do herbaty szczęścia, to mówię ci, że kto kwiatu jej powącha, smutki precz odejdą, a marzenia się spełnią. A kto napar wypije, ten szczęścia zazna wielkiego i jeśli chory – zdrowie odzyska. Ale też tego ziela przedziwnego nikt na oczy nie widział. Jest ukryte, zakryte, zamknięte, a legendy o nim krążą wśród czarodziejów”. Serdecznie zapraszam was na wspólne poszukiwania tej niezwykłe rośliny, zapewniam, że po drodze nie zabranie niezwykłych przygód, przesympatycznych towarzyszów wyprawy, niekiedy nie z naszego świata, magii i całej gamy emocji. Przedstawiam "Herbatę szczęścia" Agnieszki Grzelak. Wyspa Sierot jest miejscem gdzie tajemnicze i budzące grozę Instruktorki wychowują i szkolą porzucone dziewczynki, tak aby te, już dorosłe, po opuszczeniu Wyspy swymi talentami zarabiały na utrzymanie siebie i kolejnych pokoleń młodych artystek. Jedną z wychowanek wyspy jest niezwykle utalentowana Szklarka, która, jak imię wskazuje, specjalizuje się w malunkach na szkle. Pewnego dnia kobieta otrzymuje zlecenie namalowania herbaty szczęścia. Niestety szybko się okazuje iż tej rośliny nikt nie znał i bliżej jej do elementu z baśni niż prawdziwego świata. Tym bardziej iż rzekomo posiada ona moc spełniania ludzkich pragnień. Choć zadanie wydaje się szalone Szklarka nie zaprzestaje poszukiwań niezwykłej rośliny. I choć o tym nie wie nie jest w tym osamotniona. W tym samym czasie na poszukiwanie tajemniczej wyspy Nut wyrusza ekspedycja, w której udział bierze bliski sercu naszej bohaterki hrabia Scaber Sedun. Czy bohaterowie odnajdą to czego szukają? Jakie tajemnice staną na ich drodze? I czy dwójka młodych ludzi może odnaleźć szczęście, podczas gdy młody hrabia zaręczony jest z kobietą, której w ogóle nie kocha, a Szklarka jako wychowanka Wyspy Sierot nie może zakładać rodziny? Dlaczego wszystkie młode artystki, które spróbowały sprzeciwić się temu zakazowi zginęły w dziwnych okolicznościach? I kim tak naprawdę są Instruktorki? Na te i inne pytania odpowiedzi czekają w pełnej emocji historii otwierającej cykl Blask Corredo. "Herbata szczęścia" łączy w sobie kilka popularnych gatunków i choć niewątpliwie nie brakuje w niej elementów fantastycznych, poza niezwykłym światem Corredo i zamieszkującym karty książek ludem, który napotkają w trakcie swoich poszukiwań bohaterowie, otrzymujemy również tajemnicę, chwytający za serce romans i kilka innych elementów, które z pewnością przypadną czytelnikom do gustu. Historia jest wielowątkowa i idzie w niej zatonąć z czystą przyjemnością, tym bardziej iż z czasem wszystko układa się w logiczną całość, tworząc przed oczami czytelnika spójny i piękny obraz. Choć Szklarka jest niewątpliwe główna bohaterką powieści, a zaraz po niej w kolejce ustawia się młody hrabia, nie są to jedyne postacie, których losy poznajemy na łamach powieści. Autorka stworzyła cały żyjący, pełen postaci świat, różnobarwny niczym dzieła jej głównej bohaterki. Na kartach książki spotkamy zarówno tych dobrych jak i złych, ale jednak niezależnie czy bohater ma do odegrania mała czy dużą rolę został on stworzony z równą starannością i dokładnością. Dalsza część recenzji dostępna jest na blogu zewnętrznym.
  15. Magiczne światy w dalszym stopniu cieszą się ogromną popularnością. W końcu kto nie chciałby zostać czarodziejem, magiem czy inną osobą, która poznała arkana sztuki magicznej? Kto z nas nie czekał na swój własny list do Hogwartu? Nazwa owej magicznej szkoły nie pojawia się tutaj przypadkowo, bowiem za sprawą wyobraźni dwóch świetnych autorek: Holly Black i Cassandry Clare przyjdzie nam udać się do równie niezwykłej szkoły, gdzie kształcą się młode pokolenia obdarzonych mocą dzieci. Co jednak gdy głównym bohaterem zostanie osoba, która za wszelką cenę pragnie uciec z powrotem do swojego normalnego, cudownie zwyczajnego życia? Serdecznie zapraszam do lektury recenzji pierwszego tomu „Magisterium”. „Ogień chce płonąć, Woda chce płynąc, Powietrze chce się unosić, Ziemia chce wiązać, Chaos chce pożerać.” Callum Hunt od dziecka wychowywany był w strachu przed magią. Opiekujący się chłopcem ojciec, który panicznie bał się, że jego obdarzone magicznymi mocami dziecko, tak jak on niegdyś, trafi do podziemi Magisterium – szkoły, gdzie młode pokolenia uczono władać i kontrować pięć żywiołów: ogień, wodę, powietrze, ziemię i chaos, robił wszystko by wpoić ten strach również swojemu synowi. Gdy nadszedł dzień Próby Żelaza, magicznego testu, na podstawie, którego wybierano nieliczną grupkę dzieci, która miała zacząć pobierać naukę tajników magii, Call robił wszystko by go oblać. A jednak mimo najszczerszych chęci i najgorszego wyniku trafia tam, gdzie nie chciał być. Co zwycięży w chłopcu: chęć ucieczki do normalnego życia, czy może nowo odkryte umiejętności i możliwości jakie daje magia? Czy Magisterium okaże się miejscem z koszmarów, czy wręcz przeciwnie chłopak zacznie wątpić w rzekome prawdy wpajane mu od małego? Na te i wiele innych pytań odpowiedzi czekają w podziemnych korytarzach szkoły czarów. Poza Callem największa uwaga została skupiona na jego „kompanach” i przyjaciołach: Aaronie i Tamarze - choć nie dorównują oni głównemu bohaterowi, stanowiącemu najciekawszą postać w całej książce. Odrzucony przez rówieśników, kaleki chłopak, pragnący za wszelką cenę odrzucić magię ze swojego życia stanowi trzon historii, ale i postać, której po prostu nie da się nie lubić. Cała reszta bohaterów stanowi do niego dodatek, bądź determinuje w jakimś stopniu jego akcje. Niestety co za tym idzie, choć każdy ma do opowiedzenia swoja historię, wypadają one bladziej, niż pełen tajemnic chłopak. Magisterium to szkoła magii, o której nie dowiadujemy się zbyt wiele. Położona pod ziemią, stanowiąca istny labirynt korytarzy i niezwykłych wydrążonych w skałach i ziemi sal, z pewnością jest miejscem równie niesamowitym co magicznym. Niestety wraz z bohaterami historii nie poznamy zbyt wielkiego obszaru szkoły. Praktycznie większość akcji zamyka się w tym samych korytarzach, pokoju trójki bohaterów i jednej sali lekcyjnej. Autorki nie wykorzystały w pełni potencjału jaki dawała im magiczna szkoła, jednak wynika to również ze sporych ograniczeń nałożonych na pierwszorocznych czarodziejów i pozostaje mieć nadzieję, że przyjdzie nam poznać Magisterium lepiej w kolejnych tomach. Dalsza część recenzji dostępna jest na blogu zewnętrznym.
  16. „#me” to książka, która zaintrygowała mnie już samym tytułem. Krótki i na swój sposób tajemniczy nie zdradzał tego co czeka mnie po otwarciu okładki. I gdy sięgając po lekturę myślałam, że podtytuł „Zawsze jest jakieś jutro_” ma nad wyraz optymistyczny charakter, nie wiedziałam jak bardzo się myliłam. Teraz wiem iż zawiera on w sobie zarówno nadzieję, ale także i ból, smutek i niejaką melancholię za życiem, którego główna bohaterka książki nigdy nie doświadczyła. Wszystkich zaintrygowanych zapraszam do lektury recenzji najnowszej książki Joanny Fabickiej. Życie Sary nie należy do łatwych - trudno żeby gruba, nielubiana przez rówieśników i nie mogąca znaleźć wytchnienia w domu, w którym brakuje niekiedy nawet jedzenia oraz gdzie terroryzuje ją własna matka alkoholiczka dziewczyna doszukiwała się szczęścia w swoim życiu. „#me” to historia jej codzienności, walki z własnymi kompleksami, niedowartościowaniem, alkoholizmem matki, ale także pierwsza miłość i pomoc innym. Autorka wciąga czytelnika w prawdziwy emocjonalny rollercoaster to odsłaniając brutalność życia, to ujmując szczerością bohaterki czy karmiąc nadzieją na lepsze jutro. Joanna Fabica wykreowała bohaterkę, która odbiega od większości schematów spotykanych w książkach młodzieżowych. Nie otrzymujemy bowiem popularnej panienki, która przyciąga wzrok wszystkich innych bohaterów ani zakompleksionego brzydkiego kaczątka, które odkrywa, że jest pięknym łabędziem, a jej kompleksy były zupełnie nieuzasadnione. Sara jest zupełnie inna. To gruba introwertyczka, nie przywiązująca zbytniej uwagi do swojego wygładu, nad wyraz inteligentna jak na swoje piętnaście lat i jeszcze bardziej dotknięta przez los. Jej życie można przyrównać do pasma nieszczęść, na które zupełnie nie miała wpływu. Znikniecie ojca, matka alkoholiczka gardząca swoją córką oraz kompletnie nie licząca się z jej zdaniem i potrzebami. Sara od zawsze musiała sobie radzić sama. Zawsze brakowało jej opieki, a niekiedy wręcz jedzenia i pieniędzy na najbardziej podstawowe i potrzebne do życia produkty. Mimo tego zaskakuje swoją siłą i determinacją jaką przejawia walcząc o każdy kolejny dzień i między innymi dlatego bardzo mi zaimponowała. Nie jest to jednak jedyna cecha charakteru wzbudzająca w czytelniku sympatię. Jednak co jeszcze bohaterka w sobie kryje musicie już odkryć sami. Pozostali bohaterowie, choć nie zajmują aż tak uwagi, również stanowią ciekawą i bardzo różnorodną gromadkę. Rozpoczynając od matki Sary – Ewy, która w przeciwieństwie do swojej córki jest atrakcyjną i ambitną kobietą, dla której najważniejsza jest jej kariera, ale również pełny kieliszek. Zaawansowana alkoholiczka jest postacią, którą trudniej określić innym mianem niż dwulicowa. Z pozoru wzbudzająca sympatię i wpasowująca się w swoje otoczenie kobieta bywa prawdziwą tyranką i dręczycielką nie tylko pod wpływem alkoholu. Stefan i jego pies o wdzięcznym imieniu Żul zamieszkujący miejskie schronisko dla bezdomnych to postacie z którymi z pozoru nikt nie chciałby mieć do czynienia, a jednak kryjące w sobie nieodparte pokłady empatii i dobre serca. Do tego wszystkiego dodajmy równie ważnego Nicolasa, zwanego Józkiem, chłopaka z dobrego i bogatego domu, który zamiesza w głowie głównej bohaterce. Dalsza część recenzji dostępna jest na blogu zewnętrznym.
  17. Nadszedł czas na kolejną wizytę w magicznej Warszawie w towarzystwie Herberta Kruka. Słowo baluje w tytule nie pojawia się też przypadkowo, bowiem poza dobrą zabawą przy lekturze najnowszych przygód maga, samego bohatera również czeka sporo rozrywki. Przyjdzie mu bowiem wziąć udział w zabawie na dworze samej Złotej Kaczki. Co czeka tam Herberta i kim są tytułowi Bezsenni? Zapraszam do lektury recenzji najnowszej książki Marcina Jamiołkowskiego. Warszawski mag otrzymał odpowiedź na swoją prośbę i został zaproszony na dwór Złotej Kaczki. Nie wszystko jednak wyglądało tak jak się tego spodziewał, bowiem zamiast bezpośrednio na audiencje u Pani, trafił na bal maskowych, gdzie przyszło mu spędzić kilka wypełnionych intrygami i suto zakrapianych alkoholem dni. Nie raz otarł się o wywołanie skandalu bądź wmieszał w pojedynek. Mówiąc krótko dzieje się wiele i jest co wspominać. Nie samym balem żyje jednak książka, a wizyta na dworze Złotej Kaczki jest zaledwie przedsmakiem i wstępem do prawdziwych niebezpieczeństw. W Warszawie dochodzi bowiem do serii tajemniczych pożarów, których początkiem jest pojawienie się tajemniczego błękitnego płomienia, który zwabia swoje ofiary, a następnie spala żywcem. Świadkiem owych pożarów jest młoda blogerka, która co noc śni o owym błękitnym płomieniu i jest biernym obserwatorem jego polowań. Herbert musi się dowiedzieć kto lub co kryje się za owym dziwnym zjawiskiem i zapobiec dalszemu mordowaniu ulubieńców Złotej Kaczki – Bezsennych. Obrońca Warszawy po raz kolejny zmuszony jest postawić na szali swoje życie i uratować stolicę. W „Bezsennych” poza głównym bohaterem serii i jego pomocników z poprzednich tomów, przyjdzie nam spotkać również zupełnie nowe postacie, które nie ukrywam, były najlepszym elementem tomu. Dwór Złotej Kaczki przyciąga najróżniejsze indywidua i goście obecni na jej balu stanowili niezwykle ciekawą gromadkę, a nowe znajomości zawarte na nim okażą się dla maga niezwykle użyteczne podczas najnowszego śledztwa. Myślę, że każdy czytelnik zapała sympatią do Tobiasza, a kłótnie między Herbertem a Tycjaną na długo pozostaną w pamięci czytelnika i będą wspominane z uśmiechem na twarzy. Dalsza część recenzji dostępna jest na blogu zewnętrznym.
  18. Kolejna wchodząca w dorosłe życie bohaterka, w kolejnej książce young adult. Dodajmy do tego intrygującego chłopaka, dosłownie wyglądającego do niej zza płotu i otrzymujemy niemalże pewność iż będzie to kolejne romansidło skierowane dojrzewających dziewcząt. Jednak czy jest tak w rzeczywistości? Jeżeli już na dzień dobry chcielibyście zaszufladkować „Moje życie obok” nie róbcie tego. Popełnilibyście naprawdę duży błąd, bowiem Huntley Fitzpatrick ma czytelnikowi do zaoferowania o wiele więcej niż kolejną miłosną historię. Jeżeli jesteście ciekawi, co kryje w sobie tytułowe życie obok serdecznie zapraszam do lektury recenzji. Życie Samanthy Reed jest spokojne, uporządkowane, żeby nie powiedzieć sterylne jak dom w którym mieszka z matką i starsza siostrą. Podporządkowana wymaganiom swojej rodzicielki, chcąc sprostać jej oczekiwaniom skupia się na nauce i stara sprawiać jak najmniej kłopotów. Nie jest to jednak życie o jakim marzy, dlatego z niejaką zazdrością obserwuje mieszkających po drugiej stronie płotu Garrettów. Dużej, hałaśliwej i bałaganiarskiej rodzinie, która choć znacznie biedniejsza wydaje się być dużo bardziej zadowolona z życia. Choć dzieli ich zaledwie płot, tamto życie wydaje się dziewczynie odległym marzeniem. Do czasu aż pewnej nocy Jase Garrett wspina się na dach i zostaje jej przyjacielem, a następnie chłopakiem. Samantha zostaje częścią świata o którym marzyła, nie niepokojona przez swoją matkę, która skupia się na karierze politycznej i poświęca jej cały wolny czas. Choć nie jest łatwo, wszystko wydaje się zmierzać w dobra stronę, ku szczęśliwemu zakończeniu. Lecz jak to w życiu bywa nie zawsze wszystko układa się tak jak powinno. Jeden wypadek odmienia Zycie zarówno rodziny Reed jak i Garrettów zmuszając Samanthę do wyboru między tym co łatwe, a tym co słuszne, gdzie każdy wybór oznacza utratę czegoś co kocha. Autorka serwuje czytelnikom dwa odmienne światy wypełnione równie różnorodnymi charakterami. Rodzina Samanthy choć nieliczna tworzy wydawałoby się uporządkowany, spójny świat. Tak to wygląda dla osób z zewnątrz, od środka widzimy bowiem samotna matkę przepełnioną ambicjami i sztywnymi zasadami tego co wypada, co słuszne, a co źle widziane przez innych, które narzuca swoim dzieciom oraz jej córki pragnące się wyrwać z rodzinnego domu. Rodzina Garrettów zaś choć źle postrzegana przez otoczenie w środku przepełniona jest ciepłem i radością. Ojciec rodziny z trudem wiążący koniec z końcem i martwiący się jak wyżywić przybywających w domu nowych członków rodziny, matka, której całym światem są jej pociechy i oczywiście radosna gromadka dzieci w przeróżnym wieku: Jason, Joel, Alice, Andy, Harry, George, Patsy i Duff. I choć duet Samantha i Jase jest niezwykle ważny, nie stanowi on esencji historii a jedynie motor napędzający pewne wydarzenia i zderzenie obu tych światów. Było to dla mnie ogromnym plusem, bowiem autorka zamiast skupić się, jak to obecnie jest modne, na przeżyciach związanych z miłosnym zauroczeniem, pokazuje inne równie ważne, a nawet ważniejsze dla młodych ludzi wartości jakimi jest rodzina, zaufanie do bliskich i szczerość - także wobec samego siebie. Pokazuje, że życie, choć piękne, bywa trudne i zmusza do trudnych decyzji, których konsekwencje nie zawsze da się naprawić. Dalsza część recenzji dostępna jest na blogu zewnętrznym.
  19. Artius

    Konkurs: Adria

    Dla wielu z Was zaczęło się upragnione lato,a czym je najlepiej powitać? Oczywiście dobrze spędzonym czasem przy ciekawej lekturze! Serdecznie zapraszamy do udziału w konkursie, gdzie do wygrania są trzy egzemplarze "Adria" martina Colla - książki przy której nie sposób się nudzić. Zachęcamy również do przeczytania recenzji, którą znajdziecie tutaj. Nagrody: 3 egzemplarze książki "Adria" Martina Colla Zadanie konkursowe: Jako świeży adept tajemniczej Organizacji, szkolącej młodych ludzi na zabójców, opisz 1 dzień swojego pobytu w Obiekcie numer Osiem. Od rannej zaprawy, po zajęcia dzienne, kończąc zejściem na odpoczynek. Praca w formie wpisu do pamiętnika. Termin nadsyłania zgłoszeń: do 18 lipca, do północy. Ogłoszenie wyników: 25 lipca Odpowiedzi na pytanie konkursowe prosimy wysyłać na adres: redakcjakztk@gmail.com W tytule maila należy napisać: Konkurs: Adria W treści należy podać swoje imię, nazwisko oraz swój adres i numer telefonu, przyspieszy to wysyłkę nagrody w razie ewentualnej wygranej. Wśród nadesłanych odpowiedzi redakcja KZTK wybierze zwycięskie po zamknięciu konkursu, wyniki zostaną opublikowane 25 lipca w aktualnościach na stronie głównej oraz na profilu na FB. Za wysyłkę nagród odpowiada redakcja KZTK. Wybór Redakcji jest subiektywny i nie podlega dalszej dyskusji. Wysyłając do nas pracę na konkurs, zgadzasz się na jej publikację na łamach KZTK.
  20. Książki dla młodzieży zazwyczaj trzymają się pewnych utartych schematów, zapewniając przyjemną rozrywkę, nie raz przywiązując czytelnika do bohaterów, ale także świata w którym żyją. Susan Vaught w „Szaleństwie” postanowiła jednak pójść własną utartą własnymi pomysłami ścieżką. Dokąd ona prowadzi? Do szpitala pełnego wariatów, tajemniczych zjawisk, powracających zmarłych i bohaterów, którzy nie odsłaniają przed czytelnikiem wszystkich kart. Jeżeli czujecie się na siłach by zmierzyć się z wydarzeniami przekraczającymi granice ludzkiej wyobraźni serdecznie zapraszam do lektury. Susan Vaught w swojej książce zabiera czytelnika do niewielkiego miasteczka w stanie Kentucky, gdzie zlokalizowany jest stary, lecz wciąż działający szpital psychiatryczny Lincoln. W jego murach rozpoczyna pracę młoda, bo zaledwie osiemnastoletnia dziewczyna imieniem Forest, pragnąca zarobić jak najszybciej na wyjazd z Never i rozpocząć wymarzone studia. Nie brzmi zbyt oryginalnie prawda? Jednak gdy do tego wszystkiego dodamy zmarłego kilkanaście lat wcześniej chłopaka, a następnie spotkanie Leviego i Forest na korytarzach szpitala, bicie dawno niemych dzwonów starej dzwonnicy i powracających zza grobu martwych robi się coraz mroczniej i ciekawej. A jest to zaledwie początek historii, która poprowadzi nas przez czas i dwa odmienne światy do odkrycia tajemnic jakie skrywa w sobie Lincoln. „Szaleństwo” tak naprawdę można potraktować jak zbiór opowiadań. Książka nie posiada jednej linii fabularnej, a składa się z kilku poszatkowanych fragmentów rozrzuconych w czasie, ale ściśle związanych ze szpitalem psychiatrycznym w Never. Pomimo owych przeskoków i to niekiedy naprawdę sporych, gdyż przyjdzie nam obserwować nawet kilka przemijających pokoleń mieszkańców miasteczka, wszystkie elementy historii zachowały logiczny ciąg i zazębiają się ze sobą, nie pozostawiając miejsca na nieścisłości. W historii niewątpliwie najważniejszą rolę pełnią Forest i Levi, jednak jeżeli byłabym zmuszona wskazać głównego bohatera, byłaby nim nie para nastolatków, a szpital Lincoln. Cała fabuła obraca się wokół budynku i to on stanowi centrum wydarzeń. Skrywając w sobie wiele tajemnic, będąc mostem łączącym dwa światy nie raz zaskoczy czytelnika. Nie znaczy to jednak, ze ludzcy zarówno żywi jak i martwi bohaterowie tracą przy nim na znaczeniu. Zarówno tych pierwszych jak i drugich spotkamy w książce całkiem sporo i co ważniejsze każdy ma swoją historię do opowiedzenia. Wprowadzenie sporej liczby narratorów, a co za tym idzie postrzeganie opisywanych wydarzeń oczami różnych postaci może u niektórych czytelników wprowadzić lekki zamęt. Osobiście jednak bardzo mi się ten zabieg podobał i pozwalał spojrzeć z szerszej perspektywy na stworzony przez autorkę świat. Dalsza część recenzji dostępna jest na blogu zewnętrznym.
  21. „Chwila w której poznajemy Jana Franciszka Stukułkę, porucznika służby czynnej 305 pułku piechoty jest cząstką drugiego dnia wojny, kiedy to Polska stała się początkowo natchnieniem świata, później zaś, pod koniec – nieodzownym elementem popularnej gry pt. „Co mam zrobić z tym fantem, który trzymam w ręku?” – użycie słów byłego Prezydenta Stanów Zjednoczonych Franklina Roosevelta jako początku dla książki wzbudza pewien respekt. Połączenie ich podniosłości z charakterem książki tworzy znakomitą zachętę dla potencjalnego czytelnika. Czy porucznik Jan Stukułka był jedynym myślicielem narodu o takich poglądach? Gdzie w tym wszystkim znajduje się szary obywatel? Czemu życie bywa tak niesprawiedliwe, a sam los pcha nas w nieznane? Na te, oraz inne pytania odpowiedzi znajdziecie w dziele pt. „Wędrówki i myśli porucznika Stukułki (powieść dokończona)”, od wydawnictwa MG. Tytułowy porucznik Jan Franciszek Stukułka jest nad wyraz inteligentnym, a zarazem bardzo obrotnym i pomysłowym człowiekiem, o czym przekonujemy się podczas lektury. Patriotyzm bijący od jego osoby czyni z niego niemal ideał ówczesnych lat, jednak tak naprawdę to antybohater. Brakuje mu cech typowych dla podręcznikowych męczenników, wykrwawiających się bezsensownie na kartach historii. To osoba działająca nieschematycznie, która swoim intelektem potrafi zdziałać więcej, niż oddział uzbrojonych żołnierzy. Podczas lektury niejednokrotnie przekonamy się o jego nieszablonowości i o tym, że pomimo unikania walki można pozostać wiernym swojej ojczyźnie. Stukułka odrzuca wszelkie bohaterskie zrywy narodu, otwarcie je krytykując, co ważniejsze, nie boi się tego co mówi. Jan Stukułka jest niezwykle cenionym wojskowym, który przez zrządzenia losu rozpoczyna działalność konspiracyjną. W tej książce nietypowe zrządzenia losu odgrywają główną rolę, pchając porucznika w coraz to nowsze i nietypowe życiowe sytuacje. Nasz cud narodu nie jest pozbawiony wad. To istny wabik na kobiety, mężczyzna posiadający swoje potrzebny, które musi zaspokoić. Poza tym jego indywidualizm jest zbyt rażący, co w niektórych momentach było nad wyraz męczące. Autor dość dogłębnie przedstawił jego życie w każdym aspekcie. Od nauk szkolnych, po czasy służby czy niewolę i tułaczkę po świecie. Całość napisana jest swobodnym jeżykiem, który ułatwia przekaz, oraz wpływa na przyjemność lektury. Podążamy za porucznikiem od kampanii wrześniowej, zwiedzamy zrujnowany, okupowany kraj, a całość okraszona jest celnymi anegdotami czy obserwacjami. Dalsza część recenzji dostępna jest na blogu zewnętrznym.
  22. Serdecznie zapraszam do wspólnej wyprawy do tytułowej Smoczej Krainy, w towarzystwie księżniczki Klary, jej przyjaciela Rodricka i towarzyszącego im krasnoluda Napa, w komiksie nagrodzonym w „Konkursie im. Janusza Christy na komiks dla dzieci”. Zapewniam, że czytelników czeka wiele zwariowanych przygód, wyrazistych postaci i sporo zabawy. Księżniczka Klara spędza dni an psotach i zabawach ze swoim najlepszym przyjacielem Rodrickiem. Beztroskie życie zmienia się jednak, gdy ścieżki dzieci krzyżują się z losami krasnoluda Napa, który uciekł z rąk złego lorda Dartora, który z jego pomocą chce zdobyć władze nad światem. By temu zapobiec krasnolud musi jak najszybciej powrócić do swojej rodzinnej, magicznej Smoczej Krainy, w przeciwnym wypadku, cały świat znajdzie się w niebezpieczeństwie. Dzieci niewiele myśląc postanawiają pomóc Napowi wrócić do domu. I tak zaczyna się pełna przygód wyprawa w nieznane. Jednak czy Klara i Rodrick rzeczywiście mogą ufać swojemu towarzyszowi? „Krasnolud Nap. Smocza Kraina” to komiks skierowany do młodszych czytelników. Dzieci będą się świetnie przy nim bawić. To urocza opowieść, pełna pasjonujących przygód, niezwykłych krain i zamieszkujących je magicznych istot. Do tego wszystkiego należy dodać wyrazistych bohaterów, zarówno tych dobrych jak i złych, przy czym tych pierwszych z pewnością polubi każde dziecko. Do tego wszystkiego należy dodać obowiązkowy w historiach przeznaczonych dla młodszych czytelników morał i mamy pozycję niemal idealną. Komiks cechują barwne i wyraziste ilustracje, charakterystyczne zarówno dla naszych rodzimych jak i europejskich komiksów. Osobiście nie do końca odpowiada mi tego typu kreska, jednak jest to już kwestia indywidualnych upodobań i predyspozycji. Ilustracje cechuje również pewna prostota, brak tutaj jakiś specjalnych efektów „specjalnych” nakładanych komputerowo, komiks wydany został w tradycyjnym duchu, co dodaje mu wyłącznie klimatu. Dużym plusem jest wyrazista czcionka, którą z łatwością odczytają również dzieci. Dalsza część recenzji dostępna jest na blogu zewnętrznym.
  23. Zarówno młodsi jak i starsi czytelnicy często z chęcią sięgają po komiksy. Stanowią one inną, choć równie przyjemną formę lektury, nie raz poza ciekawą historią zachwycając szatą graficzną. Jak wśród innych pozycji wpada dzieło blogera Joe Sugga, brata Zoe, która podbiła serca czytelników „Girl Online” oraz „Girl Online w trasie”? Do kogo jest skierowany komiks „Username: Evie” i co ma do zaoferowania czytelnikowi? Wszystkich ciekawych odpowiedzi na te pytania zapraszam do lektury recenzji. Evie, główna bohaterka komiksu Joe Sugga to niewyróżniająca się z tłumu nastolatka, odrzucona przez rówieśników, żyjąca z dala od innych, a za jedyne towarzystwo posiadająca swojego chorego ojca. Choć życie jej nie rozpieszcza, dzielnie kroczy przez każdy kolejny dzień, znosząc złośliwe komentarze i zaczepki bez słowa skargi. W głębi duszy marzy jednak do ucieczki w miejsce, gdzie mogłaby być po prostu sobą. Wszystko zmienia się w dniu, gdy umiera ojciec dziewczyny, a Evie odkrywa, że pozostawił jej ostatni prezent – wirtualny idylliczny świat, w którym nareszcie spełnią się wszystkie jej pragnienia. Jednak to co wydawało się dziewczynie rajem i bezpiecznym schronieniem zaczyna zmieniać w najgorszy koszmar. Co jest tego przyczyną i jaką drogą obierze bohaterka, o tym będziecie musieli przekonać się sami podczas lektury. Sięgając po komiks „Username: Evie” należy pamiętać iż jest to pozycja skierowana do dzieci i młodzieży. Porusza problemy typowe dla nastolatków, skupiając się na dyskryminacji, odrzuceniu z grupy, samotności, a także, choć w mniejszym stopniu, bólu po stracie bliskiej osoby i tym jak sobie radzić z taką stratą. Nie jest to jednak głęboka historia, wręcz przeciwnie - komiks nastawiony jest na to by przynieść czytelnikowi nieco rozrywki, zabierając nas do stworzonego przez autora wirtualnego świata, gdzie bohaterka będzie poszukiwać prawdy o samej sobie. Prosta, lekka opowiastka - tymi słowami najtrafniej zdefiniujecie przekazaną przez autora historię. Tak jak wspominałam historia jest przyjemna i łatwa w odbiorze, jednak nie pozbawiona wad. Tym co mnie dość mocno rozczarowało w historii było zakończenie. Zbyt proste, zbyt naiwne i zbyt szybko wszystko nagle się ułożyło. Bo o ile jasny podział na tych dobrych i tych złych nie był niczym zadziwiającym, a wręcz przeciwnie był konieczny i pasował do całości, to zbyt duże uproszczenie finału historii mocno kłuje w oczy. Uważam, że komiks miał spory potencjał i szkoda, że został zmarnowany w ten sposób. Tym bardziej, że Joe Sugg włożył w niego naprawdę dużo pracy i stworzył ciekawy świat i bohaterkę, do której można się przywiązać. Dalsza część recenzji dostępna jest na blogu zewnętrznym.
  24. „Przeczytaj zanim obejrzysz” – tym hasłem reklamowana była książka „Warcraft. Durotan”. Czy słusznie? Przyznam szczerze, że choć lekturę zaczęłam przed obejrzeniem filmu, skończyłam ją już po seansie. Czy żałuję, że nie skończyłam jej wcześniej? A może wręcz przeciwnie film zaostrzył mój apetyt by dowiedzieć się co się działo przed przedstawionymi w nim wydarzeniami? Wszystkich ciekawych odpowiedzi na te pytania jak i wrażeń z lektury zapraszam na wyprawę w towarzystwie Mroźnych Wilków po ich umierającym świecie. „Warcraft. Durotan” opowiada historię tytułowego Duratana – orka i przywódcy klanu Mroźnych Wilków. Poznajemy go jeszcze jako dziecko, by obserwować, jak z młodego syna wodza, sam przejmuje przywództwo nad klanem. I bynajmniej nie dzieje się to w okolicznościach sprzyjających obejmowaniu rządów nad kimkolwiek. Świat w którym żyje jego klan zaczyna umierać i choć wydaje się, że dołączenie do stworzonej przez czarnoksiężnika Gul’dana Hordy i wyruszenie na podbój nowego świata jest jedyną formą ratunki ani Durotan ani Mroźne Wilki nie chcą z niej skorzystać. Czy uda im się wytrwać w świecie, który obrócił się przeciwko wszystkim żywym istotom? Co okaże się ważniejsze: terytorium, duma i tradycje klanu czy przetrwanie? A jeżeli to drugie, to jakim kosztem? Na początek muszę zaznaczyć iż sama niewiele miałam styczności z uniwersum gry Warcraft i choć wiem, co w trawie piszczy to jest to bardzo ogólna wiedza. Dlatego sięgając po książkę, nie kryłam obaw iż opowiadana historia może do mnie nie trafić, a nieznajomość jakiś oczywistych dla fanów informacji uniemożliwi mi cieszenie się lekturą. Na szczęście szybko okazało się iż były to zupełnie bezpodstawne obawy. Książkę czyta się bardzo przyjemnie, a opowieść wciąga już od pierwszych stron. Po pierwsze autorka zaserwowała czytelnikom głównego bohatera, którego nie sposób nie polubić. Durotan jest przykładem charyzmatycznego wodza, świadomego spoczywającej na jego barkach odpowiedzialności, a przy tym pełnego zapału, ciekawości, ale i pokory wobec otaczającego go świata. To ostatnie jest szczególnie niezwykle, gdy weźmiemy pod uwagę iż nasz bohater jest orkiem. A te przecież kojarzą się nam z uosobieniem zła, przemocy, rozlewu krwi i równie „przyjemnymi” określeniami. Większość osób postawiłaby ich po stronie tych złych. Tymczasem w trakcie lektury przyjdzie nam poznać równie uparty co dumny klan i choć nie można odmówić mu waleczności jego członkowie nie przelewają krwi be potrzeby, żywią głęboki szacunek do swoich przeciwników i zwierzyny, która jest ich pokarmem. Nie ukrywam, że bardzo zżyłam się zarówno z Duratanem, jak i jego ludem, choć nie tylko oni są warci uwagi czytelnika. Autorka stworzyła wiele naprawdę interesujących charakterów, kierujących się własnymi przekonaniami i szukających sposobu, by przetrwać w umierającym świecie. Skoro już mowa o miejscu gdzie rozgrywa się akcja książki, tutaj również nie można powiedzieć złego słowa, a wręcz przeciwnie należą się same pochwały. Opisy są bardzo bogate i szczegółowe, tak, że z pozoru nieciekawe śnieżne pustkowia zmieniają się w żywą krainę o którą zaciekle walczą i której bronią Mroźne Wilki. Co więcej gdy przyjdzie nam zobaczyć jak ta i inne krainy zaczną umierać, a z wraz nimi wszystkie zamieszkujące je istoty, naprawdę trudno pozostać obojętnym. Dalsza część recenzji dostępna jest na blogu zewnętrznym.
×
×
  • Utwórz nowe...