Skocz do zawartości

BigDaddy

Forumowicze
  • Zawartość

    1158
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wpisy blogu napisane przez BigDaddy

  1. BigDaddy
    Możecie mnie ochrzcić jako nawróconego heretyka, ale nigdy uważnie nie oglądałem seriali. Był to ogromny błąd, spowodowany zapewne obecnymi polskimi podprodukcjami, które śmią kandydować do ich zaszczytnego miana. Cóż, ja sam jedynie po licznych rekomendacjach sięgnąłem do zachodnich mediów. Do niedawna moja świadomość została sprowadzona na właściwy tor - a wszystko to za sprawą tego jednego, niezwykłego serialu.




    Warto jednak nieco sprostować wstęp - piękno i idea seriali kryję się pod tym, by po obejrzeniu jednego odcinka widz był niemal zmuszony do zapoznania się z kolejnym. Czy to ze względu na targające nim emocje, chęć poznania dalszej historii, a może konsekwencji czynów bohaterów? To już wola reżysera i scenarzysty. W każdym razie ważne jest by przykuć go do teleodbiornika i nie puścić na długo. Klimat temu sprzyjający tworzy właśnie muzyka - jeden z najważniejszych elementów w każdym rodzaju kinematografii. A to on muszę przyznać, stanowi jeden z najlepszych elementów, jakie dane będzie wam poznać przy seansie wyżej wymienionej serii.


    Starałem się wybrać zaledwie kilka utworów które uważam za najlepsze, ale i ten dobór, zapewne został zakrzywiony przez perspektywę ostatnio obejrzanego czwartego sezonu - w moim prywatnym rankingu uważanego za najlepszy ze wszystkich. Macie zapewne świadomość, że przedstawienie w konwencji wyrwania z kontekstu daje nam jedynie połowiczną świadomość ich świetności. Dlaczego? Otóż śmiem twierdzić, że równie wspaniale dobranej muzyki do konkretnych scen dawno nie miałem okazji słyszeć. Co ważniejsze - idealnie się ona wpisuje w tematykę dramatu, który rozgrywa się na naszych oczach. Dramatu, za którym chcemy podążać i zgłębić wszystkie jego akty.

    [media=]

    Co ciekawsze, reżyser nie ogranicza się do konkretnego rodzaju dźwięku i przez cały serial przewijają się różne gatunki. Niech nie zdziwi was techno, rap, house, chill, czy nawet niespotkana wcześniej przeze mnie meksykańska muzyka ludowa. Jako ważniejszą rzecz należy wymienić to, iż wprowadzenie danych brzmień na ekranie umotywowane jest konkretnymi działaniami głównych bohaterów i budową scenariusza. Według mnie nie ma miejsca sytuacja, gdy to wydobywająca się muzyka budzi u nas niesmak. Wszystko tutaj bowiem jest poprowadzone przez odpowiednią koncepcję - niemalże wizję artystyczną i za to panu Vince Gilliganowi, należą się ogromne brawa. Na stojącą śmiem rzec.


    Youtube Video -> Oryginalne wideo
    Co mógłbym jeszcze dodać? Chyba tylko zachęcić wszystkich niezdecydowanych i zainteresowanych niniejszym wpisem do obejrzenia tej wspaniałej inscenizacji branży narkotykowej. Zapewniam, że nic już od dawna mnie tak nie wciągnęło i pochłonęło by starać się każdego dnia spędzić te 45minut przed monitorem. Dla wszystkich tych, którzy dalej czują się nieprzekonani, szykuję kolejny wpis - tym razem najpewniej poświęcony scenariuszowi, a niżej zamieszczam kilka równie niezwykłych kawałków, których przez ograniczenia blogosfery muszę zamieścić w mało eleganckiej formie, jak powyżej:


    Youtube Video -> Oryginalne wideo


    Youtube Video -> Oryginalne wideo


    Youtube Video -> Oryginalne wideo
    PS
  2. BigDaddy
    Sięgać po literaturę z gatunku fantasy i nie uznawać polskich zasłużonych twórców, to jak przypisywać zwycięstwo w Bitwie o Anglię wyłącznie Brytyjczykom. Śmiem twierdzić, że Sapkowski miał porównywalny wpływ na polskie piśmiennictwo fantastyczne, co Tolkien na prozę angielską. Wyolbrzymienie? Nie sądzę - to drugi najczęściej tłumaczony pisarz z Polski, najwyższy stopień podium zajmuje Stanisław Lem. Tekst który macie przed oczami nie powstał, by przybliżyć biografię wspomnianego autora, a w celu opisania wykreowanej przez niego postaci wiedźmina - Geralta z Rivii - na podstawie pierwszego zbioru opowiadań. Bohater wśród większości z was zapewne znany i lubiany, ma niewątpliwie wielki wpływ na promocją polskiej kultury na świecie. Czczą gadkę wszczynam? A skąd jednak w nas ta sympatia do szorstkiego w obyciu i budzącego zakłopotanie osobnika? Co sprawia, że pierwszy tom charakteryzuje ponadczasową popularność? Właśnie na te pytania postanowiłem odpowiedzieć.


    Później mówiono, że człowiek ten nadszedł od północy od bramy Powroźniczej.

    Tymże cytatem eseista rozpoczął swoją karierę - skromnie, bo na łamach poczytnego magazynu "Fantastyka", ale z przytupem. Bowiem po ogłoszeniu wyników konkursu czytelnicy mieli zupełnie inne zdanie na temat podium. Chwila, moment - rozumiem, że kojarzycie Nivellena, Nenneke, a i Blaviken nieraz odwiedziliście? Zaraza, nie wiedziałem, że nie zapoznaliście się z serią. Cóż poświęcę tą chwilę i przybliżę wam obraz sytuacyjny. Gdyż mamy tu do czynienia z wędrownym zabójcą bazyliszków - choć jak się okazuje parszywe czasy nastały dla wyszkolonych w tym fachu. Po włościach możnych latają widłogony, a chłopi błagają, by im dalej zżerały owce, bo to ulubieniec córki pana na zamku. Za trolla pobierającego myto domokrążca zlecenia nie dostanie - skoro naprawia most i wójt wykpił się tanim kosztem, to z jakiej racji?f I jak tu zarobić garść orenów na kufel piwa? I jeszcze ta powszechna pogarda dla Rivów. W końcu kto lubił Rivów?
    Pierwszy rozdział opowiada o perypetiach, dzięki którym nasz wojownik staję się sławny, od teraz już każdy rozpoznawał Białego Wilka. Kolejne zaś pokazują, że autor ma sporo pomysłów, jakim sposobem przykuć uwagę i zainteresować koncepcją. Co byście zrobili, gdyby z mrocznego zamku na uroczysku wyskoczył wilkołakopodony twór natury? Mi samemu trudno jest powiedzieć - z całą pewnością jednak nie udałoby mi się wprosić na obiad, tak jak omawianemu łowcy głów. Zdziwieni? Podobnych smaczków jest wiele i szkoda mi przytaczać inne opowieści - jedno jest pewne - na pewno go polubicie.


    Z czego mam w tym czasie żyć? Skrzyknąć kilka panienek, kupić wóz i zorganizować objazdowy dom rozpusty?

    Trzeba przyznać, że narracja poprowadzona jest umiejętnie - pomimo poświęcenia zaledwie kilkudziesięciu stron na każde opowiadanie - przedstawiają spójną historię. Warto zaznaczyć, że głos rozsądku, którym jesteśmy raczeni po zakończeniu danej przypowieści, zarówno uzmysławia nam konsekwencje czynów wiedźmina, jak i prezentuje inną perspektywę. Akcja płynie bardziej swobodnym rytmem, a z rozmów można wywnioskować wiele ciekawych szczegółów. Nadaje to książce spójności i trudno, by było uznać czas spędzony przez Geralta w świątyni za stracony. Fragmenty te, że zachęcają czytelnika do do dalszej lektury, wprowadzenia do opowiadań są tu bardzo naturalnie wplecione. Przyjemne jest poznawanie relacji protagonista - postacie poboczne, sam pobyt zaś uzasadniony i konkretny. Trudno też nie poczuć sympatii do arcykapłanki. Szczerze powiedziawszy, żałuję trochę krótkiego epizodu Ellander - może dzięki odskoczni od wartkiej akcji, jaka charakteryzuje przygody pogromcy potworów?


    Tak, tak - świat się zmienia, słońce zachodzi, a wódka się kończy.

    Przeplatający sagę cykl już sobie omówiliśmy, jednakże stanowi on dopiero wprawkę przed faktyczną publikacją - lecz dzięki temu dane nam jest poczuć przedsmak pióra autora. A styl ma specyficzny, co daje się zauważać, jednakże z każdym akapitem coraz bardziej się do niego przyzwyczajamy. Niełatwo jest urzec odbiorcę interesującymi opisami, nietrudno o przesyt, który, moim zdaniem cechował twory ojca Śródziemia. Wartka akcja, swobodny, niektórzy by rzekli, że przez swobodę nieodpowiedni do kanonu, humor gładko, acz bez dłużyzn przechodzi w ważny dla fabuły dyskurs, Sapkowski nie lubi zaś przez długi czas trzymać czytelnika w napięciu. Nie należy tego kojarzyć ze źle budowanym klimatem - Słowiańska nastrojowość aż wylewa się z kart książki. Oczywiście zabarwiona wpływami zachodnimi - wprawdzie prozaik zgłębiał nie tylko polski folklor - wszystko pozostaje w granicach dobrego smaku. W zasadzie ciężko tę składnię pisania, bez dłuższych cytatów, odpowiednio scharakteryzować, a ich chciałbym uniknąć. Dlaczego? Szkoda tracić na własnej przyjemności z poznania utworu, mając podane wyłuskane co lepsze kwestie. Burzy to podświadomie kontekst zaskoczenia, ten jest chyba najprzyjemniejszy.


    Twoja matka, jak widzę, musiała dostatecznie często chodzić sama po lesie, byś miał powody zastanawiać się nad własnym pochodzeniem.

    Dochodzimy do największej wartości jaką można wynieść z lektury - świat przedstawiony. Nie od dziś wiadomo, iż nie ma róży bez kolców, a każde uniwersum musi mieć swoje problemy, by było odbierane jako potencjalnie istniejące. Z tego powodu, przy określaniu Sagi o Wiedźminie, sam zakfalifikowałbym ją do podgatuneku dark fantasy z zastrzeżeniem, że w mniejszym stopniu zawiera się również w innych archetypach(heroic fantasy/high fantasy). Znajdziemy tu dość bogatą mieszankę: od przyziemnych problemów, które bezpośrednio dotykają zarówno głównego bohatera oraz ludzi których spotyka, przez rozważania nt. natury, czy sił rządzących światem, skończywszy na tym co spotykamy na co dzień. Pozwolę rzucić sobie prostymi hasłami: rasizm, niewdzięczność, stereotypy, czy łapówkarstwo i krótkowzroczność. O tak - może to dziwić, niemniej dzieło jest również na swój sposób moralizatorskie. Nasz świat może i nie jest najlepszy, ale okazuje się przeniesienie do "fantastycznej" rzeczywistości nie gwarantuje nam wcale lepszych perspektyw. Wręcz odwrotnie, zobrazowane realia nie prezentują się na każdym kroku szlachetnie - dzięki tej "szarości" zarówno gra jak i twórczość została odpowiednio doceniona. Powiew świeżości w literaturze i sztywnej narracji to przymioty pisarza, a największy atut zbioru to właśnie utrzymanie jej na wysokim poziomie.


    ? Ktoś jedzie za nami ? powiedział podniecony. ? Na wozie!
    ? Niesłychane ? zadrwił wiedźmin, nie oglądając się. ? Na wozie? A ja myślałem, że tutejsi jeżdżą na nietopyrzach.

    Jak podsumować wpis, w którym zmierzyłem się z legendą? Wysunięcie sensownej puenty będzie wyzwaniem z racji tego, iż niemożliwym jest zadowolić jednocześnie weteranów cyklu oraz osoby po raz pierwszy raz sięgające po omawianą książkę. Sam niezwykłą sympatią darzę mutanta z Kaer Morhen, więc nie wiem czy uzyskałem obiektywny opis. Za należytą rekomendację niech świadczy moje szóste przeczytanie Ostatniego Życzenia na potrzebę powyższego tekstu. Co historia, to inna - jeśli zaś was zaciekawią dalsze przygody Geralta mogę zapewnić - nie będziecie się spodziewać dalszych efektów obecnych. Myśleliście, że zaskakująca w skutkach wizyta w Cintrze zakończyła się przyrzeczeniem wiedźmina, że do niej nie wróci?
  3. BigDaddy
    Panie i panowie rozpoczynamy wieczorne wydanie Losów 24 DVB-T. Dzisiejszy odcinek jest jubileuszowy i specjalny zarazem(bo jedyny, jakby powiedzieli by co złośliwszy), nie umniejsza to jednak jego wagi. Bowiem stała się rzecz straszliwa - (nie)miłościwie nam panujący samozwańczy Lord, wystąpił z zasad głoszonych w Czerwonej Książeczce. Znane są historii przypadki, gdy zrywamy z zapracowaną przeszłością na drodze rewolucji klasy robotniczej. Towarzysze i towarzyszki:



    Nie traćmy czasu bracia, trzeba zmierzyć się z prawdą - wśród nas jest zdrajca, a oto druzgocące fakty:



    Czym spowodowane? Dlaczego ujawnione? Tego nie wiemy - ale czym prędzej musimy usunąć jego członkostwo z Partii. Ku chwale jedynego wodza rodacy!
  4. BigDaddy
    Trochę czasu minęło, od kiedy ostatnim razem raczyłem was moimi teoriami spiskowymi prawda? Cóż, nie zdziwiłbym się gdyby spora część z was, zapomniała jakiemu tematowi się poświęciłem w pierwszym odcinku, który poniekąd miał służyć jako "zajawka". Zainteresowanych odsyłam tutaj, a ci bardziej pamiętliwi mogą się już zabrać za część właściwą tekstu:


    Haunebu III






    Szkic trzeciej generacji "latających spodków Hitlera".

    O Haunebu III wiemy niewiele - między innymi z tego powodu, że został zbudowany tylko w jedenym egzemplarzu. Dokonano na nim około 19 udanych prób lotu, przy czym podczas ostatniej - przelotu w okolicach Pragi, gdzie mieścił się domniemany kompleks - statek wzniósł się na wysokość 15 tysięcy metrów i został rozpędzony do prędkości ponad 12 tysięcy kilometrów na godzinę(!). Nieszczęśliwie, przy zmianie kursu lotu przy tej ogromnej prędkości doszło do odkształcenia kabiny w której mieścił się dzwon.
    Szczegóły techniczne, a także zasada działania owego napędu była znana wąskiej grupie naukowców. Oprócz nadzorującego całą operacją Viktora Schaubergera w badaniach uczestniczyło jeszcze trzech innych uczonych. Trzeba wziąć pod uwagę fakt, że jedyny znany model talerza powstawał pod wpływem presji i widocznymi Krasnoarmiejcami na horyzoncie. Gdy pod koniec wojny Armia Czerwona stopniowo zbliżała się do Berlina fragmenty niedokończonych i porzuconych prototypów były przewożone do radzieckich laboratoriów na Syberii. Współpracownicy odkrywcy technologii implozji - w tym takie postacie jak:
    Rudolf Schriever, Richard Mietheg oraz Klaus Habermohl zostali aresztowani przez Rosjan, aczkolwiek pomimo prób nie udało im się odtworzyć Haunebu.


    Vril






    Vril-1

    Pod koniec lat czterdziestych badaczom udało się zbiec z terenów Związku Radzieckiego i przedostać się na teren Stanów Zjednoczonych. Dokonało się to najprawdopodobniej przy pomocy wywiadu amerykańskiego - ważny jest fakt, że stali się najpilniej strzeżonymi więźniami CIA. Według informacji podanych opinii publicznej, do końca życia nie zdradzili technicznych tajników napędu swoich konstrukcji.
    Równolegle pod kryptonimem Chronos prowadzono prace nad inną częścią niemieckiej Wunderwaffe. Starano się m.in. wynaleźć zaawansowane technologicznie pociski rakietowe, sterowane radiowo bomby, czy myśliwce niewykrywalne przez radary. Większość dokumentacji została ukryta, bądź uległa zniszczeniu w trakcie akcji zbrojnych na terenie Europy - jednak wiadome jest, że rakiety V-1 i V-2 stanowiły zaledwie skromną część tajnego arsenału III Rzeszy.
    Pod koniec lat dwudziestych w Augsburgu przeprowadzono prace nad myśliwcem nazwanym Vril-1. Uzbrojona w działka i karabiny maszynowe jednostka o średnicy 11 metrów była testowana do zimy 1942 roku. Jeszcze przed zakończeniem badań nad prototypem wykonywane były próby nad następną jego generacją - Vril 2. Był mniejszy od swojego poprzednika, bowiem pięciometrowy dysk wzbił się w powietrze już w 1934 roku. W związku z wadami konstrukcyjnymi podczas manewrowania maszyną pilot Lothar Waiz stracił kontrolę i doprowadził upadku z około 60 metrów. Doprowadziło to do doszczętnego rozbicia się statku.


    Mit o UFO






    Prawdopodobny wygląd V-7.

    W ciągu prób, które odbywały się na poligonie odkryto, interesujące zjawisko, które dotykało urządzenia Vril-2. Mianowicie w czasie lotu wokół obiektu wytwarzała się charakterystyczna poświata, podobna do tej, jaka wielokrotnie pojawiała się w relacjach z zaobserwowania niezidentyfikowanych obiektów latających do końca lat sześćdziesiątych XX wieku. Mogłoby to tłumaczyć wiele dostrzeżonych przez ludzi lecących z wielką prędkością obiektów, następnie zatrzymujących się nagle.
    Podejrzewam, że bliskie spotkania "obcą cywilizacją" też mogą być z tym ściśle związane. Warto zaznaczyć, że do tej teorii pasuje zarówno fakt powstania niemieckiej bazy w Nowej Szwabii, jak i operacja High Jump przeprowadzonej przez Wuja Sama.
    Tą zwyczajową zachętą zajmę się w kolejnym fragmencie serii, mam nadzieje że opublikowanym ze zwiększoną częstotliwością niż dotychczas.





    Zabawny akcent propagandowy na zakończenie wpisu.

  5. BigDaddy
    Cóż, być może uznacie mnie za populistę, ale piszę pod wpływem emocji i obecnego stanu rzeczy na blogosferze. Doprawdy kim musimy być, by dać się w tak prosty sposób dać strollować niejakiemu Nintendofanowi. Świadczy to jedynie o naszej wewnętrznej słabości, że ulegamy tak prostej manipulacji. Ja sam założyłem nowy blog, by nie publikować w swoim starym podobnych do tej treści pseudo-moralizatorskich.
    Wiem, wcale nie jestem kimś na tyle znanym, czy popularnym na Blogach, by pouczać starych bywalców - zwłaszcza, że część z nich nie uległa podobnej fali popularności tego typu. Niewyobrażalna ilość nienawiści, jaka zaraz potem się wylała jest wręcz nie do ogarnięcia i zrozumienia przeze mnie. Szczególnie, że dużo prościej byłoby po prostu zignorować osobnika tego typu, aniżeli reagować na jego kiepską próbę wszczęcia shitstormu. Jak widać - niestety mu się udało.
    Na zakończenie powiem jedno, mianowicie nie zapominajmy o tym, że Blogosfera nie należy do nikogo. Każdy ma tam swój skrawek przestrzeni w internecie i na dobrą sprawę, jeżeli nie narusza to w skrajny sposób Netykiety i Regulaminu, to może sobie wyczyniać co chce. Z zachowaniem oczywiście dobrego smaku - pamiętajmy jednak, że nie tylko w ten sposób, da się zdobyć popularność.


    Z nadziejami na poprawę - BigDaddy

    PS
    Tak naprawdę wszyscy daliśmy się:
  6. BigDaddy
    Czym charakteryzują się odcinki? Tym, że występują regularnie i wiadomo kiedy oczekiwać następnego. Po zaskakująco dużym odzewie na poprzedni wpis, zamierzam kontynuować tę serię. Ale by nie przedłużać, pewnie bo większość z was czeka by zatopić swe uszy w kolejnej porcji muzyki - do rzeczy:
    Na pierwszy ogień pójdzie mój ulubieniec w tym gatunku, jakim bez wątpienia dla mnie jest FTL:


    http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=1sPzmgIE_MY
    Zasadniczo pisanie o muzyce z syntezatorów, jest ciężkie z tego względu, że jest ona sztuczna. Postaram się jednak słownie przekazać parę wrażeń od siebie - mianowicie w tym utworze akurat słychać przyjemny pobrzękujący bas, a z czasem wkraczają do tego i wyższe tony. Jak dla mnie absolutne mistrzostwo świata, świetnie wpisujące w klimat gry. Jeżeli w dalszym ciągu nie czujecie się przekonani, niżej zamieszczam nieco bardziej "agresywne" nuty:


    Youtube Video -> Oryginalne wideo
    Zainteresowani, by dalej zanurzyć się w komputerowe bity? Zapraszam w takim razie do przesłuchania zeszłorocznego głośnego hitu, a określam tym mianem zeszłorocznego indyka - Hotline Miami:


    http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=yf0cMRoraZw
    Już samo włączenie utworu budzi u mnie chęć ponownego odpalenia tytułu, bowiem ścieżka dźwiękowa w tej grze to arcymistrzostwo w czystej postaci, a klimat lat 80'tych wręcz się z niej wylewa. Silnie popycha też naprzód, do przechodzenia i powtarzania kolejnych etapów. Berlin już się pozachwycał nie raz nad tym produkcją, więc raczej nie trzeba nikogo zachęcać do zagrania, tym bardziej, że jest do kupienia za grosze wraz z innymi ciekawymi indykami. Wciąż nieprzekonani? Proponuję zapoznać się wtedy też z tym kawałkiem:


    Youtube Video -> Oryginalne wideo


    Klimat automatów, aż się z tego wylewa i nie wa dla was ratunku, jeśli tego nie czujecie.

    Teraz będzie coś mocniejszego, bo muzyka z pierwszej walki z bossem w Terrarii. Wiele osób narzeka na ubogą ścieżkę dźwiękową w tym tytule, zwłaszcza biorąc pod uwagę ile czasu można przy niej spędzić. To co 200h może się u niektórych nudzić, was może zachęcić do bardziej wnikliwego zapoznania się z wyżej wymienionym:



    Czuć remiksowanym techno nieprawdaż? Wpisuję się to idealnie w grę, bo znajdźcie mi drugą, gdzie sensownie uwarunkowane będzie posiadanie w ekwipunku rakietowych butów jak i fiolek z eliksirami. Nie zmienia to faktu, że przy tych rytmach, wyjątkowo przyjemnie się bije przyzwanego przeciwnika, a i my odczuwamy przyśpieszenie akcji. A gdy już przestaniemy się tłuc, mile się penetruje podziemia słuchając tego:




    Youtube Video -> Oryginalne wideo
    Teraz coś dla znających prawdziwe klasyki gamingu. Albert Einstein, wehikuł czasu i Związek Radziecki. Mówi wam coś to połączenie? Mi też, do tego stopnia, że chyba zaraz zainstaluję tego pradziadka RTS'ów. Ale wróćmy do tematu, tym bardziej, że oprawa dźwiękowa w tytule warta jest wyjątkowej atencji:


    Youtube Video -> Oryginalne wideo
    Szczerze powiem, że ciężko mi jest jakkolwiek skomentować to co usłyszymy w grze, gdyż pod względem zróżnicowania doznań, ciężko znaleźć drugi tak rozbudowany pozycję. Oczywiście każdy fan C&C z miejsca by mnie zamordował, gdybym nie zamieścił też tego:


    Youtube Video -> Oryginalne wideo
  7. BigDaddy
    Dzisiejszy wpis będzie nietypowy, a może i zmieni moje podejście do blogopisarstwa, bowiem chciałem się zająć teraz nico inną tematyką. Będzie trochę o teoriach spiskowych, tajnych i nie do końca ujawnionych informacjach, czy kontrowersjach krążących wokół tego zagadnienia. Ale do rzeczy i zabierzmy się za lekturę, zamiast poświęcając wasz cenny czas na wstęp.


    Początki






    Frachtowiec Schwabenland

    Wszystko zaczęło się od roszczeń III Rzeszy co do terenów na Antarktydzie obejmujących ok. 600 tyś. km² spowodowane potrzebą zbudowania własnej stacji wielorybniczej przez Niemcy. Tran pozyskiwany z tych ssaków potrzebny był dla przemysłu żywieniowego i uniezależnienia się od Norwegii, likwidując tym samym jeden z ich największych rynków zbytu na ten towar. Ekspedycje prowadzone przez Alfreda Ritschera na pokładzie frachtowca Schwabenland utwierdziły pragnienia terytorialne szwabów, przez samolotowe zrzuty i wywieszenie flag nad wybrzeżem.
    Warto wziąć pod uwagę fakt, iż czołowi przedstawiciele władzy Rzeszy należeli do tajnych stowarzyszeń(Vril, Thule, Ahnenerbe) w domyśle związanych z szeroko pojętym okultyzmem, spirytyzmem, metafizyką, czy nawet kultem bogów nordyckich i szeroko pojętej mitologii. Ekspedycja prowadzona przez Ernsta Schäfera w Tybecie możliwe, że doprowadziła do odnalezienia przez nazistów księgi Vimaanika Shastra, w której zawarte były informacje o pradawnej cywilizacji odwiedzającej w zamierzchłych czasach ziemię. Informacje z niej pozyskane miały rzekomo pomóc w budowie napędu antygrawitacyjnego przez Niemcy, a zawarte w niej wskazówki mogły pomóc nawet, na przywrócenie kontaktu z pozaziemskimi istotami. Brzmi to co najmniej kuriozalnie, lecz faktem jest, że na niemieckich poligonach badawczych przeprowadzono wiele prób z obiektami przypominającymi swoim wyglądem latające spodki.


    Projekt Chronos






    Haunebu II

    To jedna z najbardziej kontrowersyjnych i tajnych inicjatyw zorganizowanych przez III Rzeszę, a pod tym kryptonimem kryły się badania niemieckich naukowców, nad nowoczesnymi technologiami wojskowymi. Prace nad projektem rozpoczęły się już na początku lat trzydziestych XX wieku, a biorący w nich udział badacze należeli do światowej czołówki z dziedziny fizyki. Zespołem kierował Viktor Schauberger, wynalazca technologii implozji. Posługując się informacjami znalezionymi kilka lat po wojnie w tajnym archiwum Hitlera w Wiedniu, dowiadujemy się, że udało się m. in. zbudować obiekt o średnicy około 25 metrów o nazwie Haunebu I, a pierwsze testy rozpoczęto latem 1939 roku w okolicach Wrocławia. Zakończyły się one sukcesem, w związku z czym zespół naukowców przystąpił do budowy nowej konstrukcji. Model o nazwie Haunebu II sprawdzano zaś już nie tylko w warunkach laboratoryjnych...
    Kolejna wersja doczekała się wielu zmian konstrukcyjnych, zarówno układu napędowego jak i wyglądu zewnętrznego. Haunebu II miał kształt dysku o szerokości 30 metrów, przy wysokości dochodzącej do 11metrów. Nazywany latającym spodkiem Hitlera, pojazdowi za centralny napęd służył bezdymny i bezpłomienny silnik wybuchowy. Dodatkowo, na jego obwodzie znajdowało się nawet 12 silników odrzutowych wspierających główną jednostkę motoryczną. Serce tego układu stanowił tzw. dzwon(niem. Die Glocke), niewielkie urządzenie składające się z umieszczonego w obudowie wirnika, wału i dwóch dysków wypełnionych rtęcią.
    W mieszczącym się w pobliżu laboratorium poligonie mechanizm bez większych problemów mógł się wznosić w powietrze i odbyć lot z prędkością prawie sześciu tysięcy kilometrów na godzinę!
    Testowano go do jesieni 1944 roku, w ostatnich miesiącach wojny został zaś zastoąpiony kolejną wersją, wykonaną jedynie w jednym egzemplarzu - Haunebu III, ale i dalsza część historii będzie tematem kolejnego odcinka.
    W tym miejscu chciałbym poprosić, wszystkich co dotarli aż tutaj o opinię, co sądzicie o takiej twórczości blogerskiej, innymi słowy jesteście za następnymi tego typu wpisami, do jakich przyzwyczaił nas raczej ...AAA..., a może nie ma sensu dalsze tego ciągnięcie? Głos oddaje teraz wam drodzy czytelnicy!





    Krótki artykuł z NY Timesa - 14.12.1944

    PS
    Zainteresowanych możliwością wtopienia się w podobny klimat, a także zgłębienia innych tajników o UFO i nie tylko zapraszam do poparcia mojego pomysłu na sesję.
  8. BigDaddy
    Wpis dzisiejszy będzie nietypowy, głównie dlatego że będę chciał omówić często pomijaną i niezauważaną część rozgrywki, jaką jest bez wątpienia muzyka i podkład dźwiękowy. Nawet w mediach branżowych utarł się pogląd, że muzykę albo się słyszy, albo nie i nie wnosi ona specjalnie wiele do recenzji. Po części mogę to zrozumieć, zwłaszcza że znane jest nam powiedzenie:


    "Pisanie na temat muzyki jest jak tańczenie na temat architektury"



    ~Frank Zappa

    Blogi jednak rządzą się innymi prawami, na blogach można wręcz przytaczać i pisać rzeczy nieosiągalne w piśmie. To tyle słowem wstępu, teraz zamierzam was zabrać w podróż po przyjemnych w słuchaniu kawałkach:




    Jeden z moich ulubionych soundtracków znajdował się w pudełku z grą King's Bounty: Legenda, przyznaję było to naprawdę bogate wydanie, a temat obecnego sposobu publikacji gier poświęcę odrębny wpis. W każdym razie cała płyta jest zróżnicowana pod względem oferowanych treści, wyżej zamieściłem jeden z szybszych utworów. Muzyka rodem z filharmonii to błogosławieństwo dla uszu, a narzucone dość wysokie tempo zachęca do eksploracji świata przedstawionego. Osobiście, bardzo przyjemnie mi się przy niej czyta książki.


    Byliście kiedyś w krasnoludzkiej karczmie? Ja też nie, ale gdybym jakimś przypadkiem w takowej się znalazł chciałbym w akompaniamencie podobnych dźwięków sączyć gęsty porter. Przy tym utworze odwiedzamy bodajże największą tawernę w Rivellonie, oferującej zarazem dla dociekliwych rozmaite uciechy. To jeden z najlepiej zapamiętanych przeze mnie utworów z gier, a ścieżka dźwiękowa w tym tytule oferuje wyjątkowe doznania i buduje niesamowity klimat.

    [media=]

    Czy jest na sali osoba, która nie grała w Twierdzę? Szczerze w to wątpię, choć sam uważam że seria rewolucję branży skończyła na pierwszej części. Dopracowanie do dziś budzi uznanie, a muzyka do dziś sprawia że wciąż chcę "wybierać miejsce, aby umieścić swój spichlerz". Przyjemne dźwięki bębna wspierane dźwiękami lutni i pobrzękującym gdzieś w oddali tamburynem. Wstawki z fletu mile uzupełniają utwór, a my dalej chcemy rozbudowywać królestwo w sielankowym nastroju.
    Cóż, w pierwotnym zamierzeniu wpis miał być dłuższy, ale skutecznie mi w tym przeszkodziło ograniczenie forum:
    Dlatego też widnieje przy wpisie adnotacja, że to dopiero pierwszy odcinek. Dlaczego odcinek pewnie spytacie? Otóż, zamierzam je kontynuować w miarę regularnych odstępach czasu. Ten pierwszy był poniekąd eksperymentem dlatego też proszę o opinię, czego się po czymś takim spodziewacie w przyszłości.
  9. BigDaddy
    Idę dzisiaj po skończonych codziennych obowiązkach do niespecjalnie oddalonego punktu nabywczego prasy w mojej okolicy. Z pełną nadzieją w myśli, a także silnym przekonaniem o dobrze zainwestowanych 15 złotych i 99 grosiwach. Największe nadzieje przejawiałem w zapowiedzianym podczas przecieków felietonie o BioShocku. Miałem cichą nadzieję, że załagodzi mój jad jaki zamierzałem wylać na recenzję onego tytułu. Tak się jednak nie stało...
    Na początek jednak, zacznijmy od czegoś co uprzyjemni nam dalszą lekturę niniejszego tekstu:


    Youtube Video -> Oryginalne wideo
    Wbrew pozorom tekst piosenki, ma zaskakująco dużo wspólnego z moimi obecnymi przemyśleniami - kupując od dłuższego czasu regularnie pismo pragnę wciąż więcej i więcej recenzji, zapowiedzi, newsów i tekstów okołogrowych. Prawdopodobnie większość osób się ze mną zgodzi z tym, że na dobrą sprawę Ekszyn nie ma większej konkurencji na Polskim rynku. Zwłaszcza dodając do tego fakt zamknięcia sporego grona konkurencji otrzymujemy klasyczny przykład monopolu.





    Seems legit

    Przejdźmy jednak do konkretów i zasadniczego motywu, który mi przyświecał przy pisaniu. A jest nim niejakie podejście recenzentów(Huta, Ala i jedynie wymienionego w publicystyce Gema) do gry w nieodpowiedni sposób. Nie jestem pewien czy w swoim wcześniejszym tekście ponarzekałem na akurat najbardziej mnie irytujący fakt przy opisywaniu gier -> ocenianie ich według błędnie założonych kryteriów i wytykanie wad, które faktycznie przy spojrzeniu z innej perspektywy są świetnymi mechanizmami/rozwiązaniami. Wciąż czekacie na konkrety?





    Czy te oczy mogą kłamać?

    Cóż, mając na uwadze odpowiednią wartość merytoryczną najlepiej będzie gdy oprę się na cytatach. Pewnie nie które osoby na to zwrócą na to uwagę toteż ostrzegam przed "spoilerami":
    [H]ut
    Wait... What? Z całym moim szacunkiem dla redakcji i imć Tymona, ale nie mogę się zgodzić. Bowiem to co nam zaserwowano w linii fabularnej, w mojej opinii bije na głowę wszystko co do tej pory osobiście przeżyłem podczas rozgrywki interaktywnej. Wszelkie "niespodziewane i głębokie" zwroty akcji jakie do tej pory uświadczyłem w gamingu, nagle przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. To tyle jeśli chodzi o kaliber opadu szczęki, ale co wtedy na to Allor w swoim felietonie napisał? Jak czytamy:
    [A]llor
    Chwileczkę, przereklamowany? Możliwe, że premiera była obarczona bardzo hucznym i silnym marketingiem, jednakże osobiście stwierdzam, że nie był to poziom przesytu na miarę chociażby Battlefielda 3. Owszem choroba teaserka-trailerunia nie ominęła i tej gry, ale jak dla mnie wszystko pozostawało we względnej granicy dobrego smaku. O samym przyrównaniu rozgrywki do herbatki z mamusią ze względu na chociaż pozorne zachowanie tutaj powagi wolałbym się nawet nie wypowiadać.





    Felieton został ukazany z tym obrazkiem, prawdopodobnie miał uzmysłowić osobom, które już zagrały w BS: Infinite, jakie będą miały odczucia w stosunku do pisma i niektórych redaktorów po jego przeczytaniu.

    Wróćmy jednak do pana Smektały i jego rewolucyjnych rewelacji na temat wiosennego hitu. Powiem tylko, że jeśli wcześniej myśleliście, że autor recenzji nie za bardzo wie jak opisać to co "przegrał", to w tym momencie całkowicie pojechał po bandzie:
    [H]
    Te kilka akapitów w zasadzie są kwintesencją tego co można wywnioskować po przeczytaniu całego tekstu z majowego egzemplarza CD-A. Czerwonym kolorem podkreśliłem zdania wyjątkowo zasługujące na przykucie uwagi. Myślę, że każdy szczęśliwiec, który ukończył tego znamienitego i przez większość mediów jednak docenionego FPS'a zrozumie jakie mnie emocję poruszają, gdy to czytam. Nieobeznanych z tytułem, mogę zapewnić, że w tekście jest więcej tego typu nietaktownych zagrywek. Wróćmy jednak do bohatera dzisiejszego wpisu, sprawcy felietonu który mnie zmotywował do sporządzenia kolejnego wpisu:
    [A]
    Ostatnie zdanie chyba wystarczy za wszelką moją krytykę, którą mógłbym w tym momencie przekazać w formie pisemnej. Cóż jeżeli nie słowem to w sposób obrazowy może uda mi się do was dotrzeć.



    Cóż zamiast zwyczajowego w tym momencie zakończenia zapodam wam w postaci deseru kilka wytłuszczonych i napisanych większą czcionką tekstów z aktualnego i zeszłomiesięcznego numeru czasopisama:





    Hmmm...









  10. BigDaddy
    Tytuł może nieco zbijać z tropu, ale nie można mieć innego poglądu na fakt funkcjonowania KickStartera. Przyznam jednak szczerze - bardzo wiele projektów jest cokolwiek dziwnych, bądź nietypowych, że o samych twórcach tych pomysłów można się szeroko rozpisywać. Dla nas - jakby nie patrzeć w głównej mierze graczy, idee pokroju filmu przybliżającego ciężkie tematy, bądź nowe wizje artystyczne raczej średnio interesują. Trzeba zaznaczyć, że żyjemy w takim śmiesznym kraju, gdzie zarobki są wschodnie, a wydatki zachodnie i póki co nie zapowiada się na zmiany. Ale do rzeczy:





    Do wpisu mnie po części ten świetny
    artykuł.
    Zasadniczą koncepcją przyświecającą platformie miało być umożliwienie wielu twórcom zdolności finansowej, by ukończyć swoje dzieło, a także sprawienie by wschodzący odkrywcy mieli odpowiednie zaplecze finansowe. Trzeba przyznać w zamierzeniach jest to jak najbardziej piękne i podbudowujące, lecz szara rzeczywistość odkrywa coś zupełnie odmiennego. Od czasu gdy Tim Schafer wystartował z poniekąd pierwszą "poważną" grą na którą zamierza zebrać fundusze, co w sumie nie dziwi po tym jak chodząc od fundatora to donatora, zostawał wyłącznie wyśmiewany i odsyłany z kwitem. Całkowicie odrębną sprawą jest fakt, jak szybko jego produkcja została "ufundowana", lecz w mojej głowie pojawił się też zupełnie inna myśl - całe przedsięwzięcie zostało oparte niemal wyłącznie na prezencji szefa.
    Stąd też moje pytanie - czy wystarczy zarzucić obietnicami, zabawnymi anegdotami i alegoriami, a w zapleczu mieć pokaźny dorobek growy by zdobyć serca graczy? Nie zrozumcie mnie źle, lecz kupowanie worka bez kota i jedynie mgliste aluzje odnośnie wizji pozycji nie przemawiają do mnie. Możliwe, że z tej przyczyny poza skromnym wyjątkiem KickStarter raczej mnie średnio interesuje. Osobiście cicho kibicuje inicjatywie, by rozwinęła bardziej w kierunku "dopieszczania" swojej wizji, aniżeli "tworzenia od podstaw". Zwłaszcza, że w chwili obecnej funkcjonuje to raczej jako "inXile/BioWare tworzy "niezależną" grę? Łał, nareszcie powrót starych dobrych czasów. Shut up and take my money!". I w ten oto prosty sposób można docenić działania PR'u i marketingu - wytwarza się myślenie jak powyżej i kreacja silnej marki.







    Niemniej, do czego zmierzam? Najprawdopodobniej fun-funding(czy tam crowd-funding), pozostanie w niezmienionej formie, a patrząc na kolejne gry finansowane w ten sposób muszę z przykrością przyznać, że nie będzie to źródło finansowania innowacyjnych i indyczych produkcji, a kolejna platforma pre-dystrybucji dostępna dla szerokich mas faboy'ów, zapewniająca zarazem dla blockbusterowych studiów podstawowe środki. Nie życzyłbym sobie ani wam tego, jednak to powoli zaczyna stawać się prawdą. Przynajmniej( i na szczęście!) w przypadku gier, a propozycje w rodzaju tej, z jaką wystąpiło belgijskie studio Larian, stanowią chyba tylko wyjątki potwierdzające regułę.
    Pierwszy raz spotkałem się z tym, by twórcy, by nie przekładać terminu premiery wystąpili z prośbą do fanów o wsparcie finansowe i udzielanie się na oficjalnym forum ? propos tworzenia gry. Takiej relacji na linii developer<->fan dawno nie widziałem i pewnie nie zobaczę poza autorami gier indie i half-indie(tworzących gry na poziomie AAA, z budżetem gier drobiowych). Przyczyniło się to też bezpośrednio do tego, że to mój jedyny projekt na KickStarterze, który wsparłem do tej pory. W mojej opinii naprawdę na to zasługiwał, a do podobnego czynu czego zachęcam i was. Dlaczego nie zrobiłem tego wcześniej? Bo zmiotło mnie, gdy w przypadku takiego Tormenta bariera 1M została przekroczona w przeciągu mniej niż jednego dnia,





    Raise the bar - główną ideą stretch goals.

    Wracając do samej platformy - w sumie najbardziej mnie mierzi przekraczanie kolejnych granic i pisanie na kolanie co też nowego będzie w grze jak tylko nam zapłacicie "xyz"(po ufundowaniu minimalnym). Rozumiem, że gdy za wysoko będziemy celować z planami ekonomicznymi i całym biznesplanem to możemy nie osiągnąć zamierzanej kwoty, ale hej! Czy tylko mi wyglądało sztucznie, wymyślanie coraz to nowych "celi do naciągnięcia", w przypadku przehajpowanych RPG(doskonale wiecie których )?
    Powiem więcej - sadze iż to nawet nie było sztuczne, a charakter miało bardziej wyłudzania. OMG!1one11eleven!! do ekipy zamiast kogoś młodego, ambitnego i z ciekawymi koncepcjami dołączy Chris Avellone! Dajcie nam tylko więcej keszu, bo ziomek nie pracuje za normalnymi stawkami! Otrzymamy więc kolejną rzemieślnicza robotę, w zasadzie nic nie wnoszącą do gatunku, a jedynie korzystającą z najlepszego dorobku ostatnich i old school'u. Co smutniejsze to się sprzedaje. Uwierzcie mi - ja nie hate'uje inXile, czy Obsidianu - wydaje mi się po prostu, że nie po to serwis powstał,(tutaj silne uproszczenie, wybaczcie) by odgrzewać kotlety.





    KickStarter... STAHP!

  11. BigDaddy
    Berlin przerywając współpracę z cdaction.pl pozostawił po sobie pewną niszę. W naturze jednak nic, na szczęście nie ginie. Wrócił tygodniowy przegląd blogów, a blogosfera silnie podnosi się po swoistym upadku inwencji twórczej i przeroście formy nad treścią. Blogów ci u nas dostatek, ale czy każdy wkłada całe swe serce w ich tworzenie? Jakiś czas temu przeczytałem wpis, zamieszczony przez znanego forumowego inkwizytora. Uważam, że paru pisarzy w naszym grajdole mogłoby się do wyżej wymienionego tekstu ustosunkować.





    Stawisz czoła wyzwaniu, jakim jest prowadzenie tutaj prawdziwego bloga?



    Potrzebuję Ciebie, czy odpowiesz na moją prośbę?

    Powiecie pewnie, że słodzę i kadzę bez sensu ni konkretów? Cóż przyjmuję wszystko na siebie i już przechodzę do sensownej puenty. Osobiście brakuje mi rzetelnego narzekania, z któregoż to nasz Berlin był rozpoznawalny. Do artykułów na głównej, otagowanych wyżej sprecyzowanym nawiasem kwadratowym tęsknię zaś najbardziej. Pobudził się mój zamysł twórczy i aspiracja na miejmy nadzieje ciekawy ciekawy tekst.





    Przyłączysz się do rewolucji?

    Recenzje - zasadniczo kwintesencja naszej interaktywnej rozrywki. Nie ma się jak kłócić, gdyż na recenzjach oparta jest większość magazynów definiujących współczesną, szeroko pojętą w tym wypadku zabawę. Czytelnik kupuje, czyta i stwierdzam wręcz, że już na wstępnym etapie wyrabia swoją opinie na produktu. Wszyscy zadowoleni - wilk syty i owca cała!
    ...
    ...
    Czy aby na pewno?
    Od dłuższego czasu widzę karkołomne załamanie odpowiedniego postrzegania tej materii, negatywnie wpływające na ogólny odbiór. Na sam początek wytoczę ciężkie bombardy:
    Makdonaldyzacja współczesnego odbiorcy według mnie, osiągnęła istne apogeum. Ludzie stali się tak leniwi, że większości wystarczy krótki akapit, z wątpliwego źródła, któreż to wyskoczyło pierwsze w wyszukiwarce. Jeszcze gorzej, gdy ktoś sugeruje się śmiesznymi punkcikami, ażeby ustanowić swą decyzję o zakupie danej produkcji.





    I wy Hipokryty wszędobylskie;



    Warszawskie bubki, żygolaki;



    Rębajły, franty, zabijaki;



    [...]

    O skali ocen wolałbym się nawet nie wypowiadać. Panuje tutaj prawdziwie wolna amerykanka, w najlepszym zaś wypadku zamyka się w dziesięciostopniowej skali. Acz, kto zabroni takiemu(tfu!) metacritic, bądź IGN* stówki? Przykładów mógłbym podać więcej, lecz stanowi to tylko o miałkości tych serwisów, jednakże(niestety) mają w garści cały sektor publiczny. Sam nie wyrażam przekonania, aby potencjał w kryty w procentowej skali był w pełni wykorzystywany. A już samo dociekanie i wojny o chociażby pojedyncze punkty, czy dodanie plusów do oceny budzą jedynie moje politowanie. Z całym szacunkiem, ale nawet w CD-Action, jak i internetowej wersji magazynu też to kuleje. Pod kpinę, jak dla mnie podpada zarzucanie grze tego, iż... Jest grą!(? Hut)





    To smutna grafika. Przeszła niestety już do kanonu.

    W branży najbardziej mnie rozczarowuje, naprawdę rzadkie rozdawanie dziesiątek. Ta niewzruszona "tradycja" obowiązuje już od dobrych kilku lat i nie zapowiada się, aby coś w tej problematyce zmieniło.
    Wszystkim nam wiadome są założenia recenzji - SUBIEKTYWNOŚĆ w ocenie, a co redaktor, to obyczaj(wybaczcie parafrazę). Mimo to, czy dziesięć konstytuuje świętą liczbę? Przyznanie jej wiąże się z obcięciem premii, a może są wyznaczane limity na następne naście lat? To nie boli, by doceniać trochę bardziej to co mamy na co dzień. Carpe diem panowie. Niektóre tytuły pojawiają się raz na dekadę i zmieniają postrzeganie branży, warto wtedy głębiej się zastanowić nad tym, czy jednak nie zawyżyć trochę oceny. Bo diamenty w węglu, szóstki w totka, arcydzieła schowane w piwnicy, czy miła teściowa zdarzają się owszem, lecz nie regularnie i zwykle nie nam.





    Kiedyś widziałem recenzje bez ocen i metryk, ale ludzie twierdzą że jestem zbyt staroświecki



    ? Zeus

    Straszne traktowanie czeka większości gier przed recenzją. Albo to indyk, względnie Call of Battlefield, strategia turowa, ewentualnie RTS. Wszystko do jednego worka solidnie, zamieszać i nie patrzyć na wschodzącą innowacyjność, przykrytą nieco kulejącą mechaniką. Co tam, skoro można obniżyć ocenę. Gra ma parę błędów, nie przeszkadzających zbytnio w rozgrywce, ale widocznych? Obniżmy ocenę. Nie istnieje coś takiego jak "przymknięcie oka" na drobne mankamenty, zawsze odbija się to w ocenie, minusach, metryczce, wytłuszczeniu CZYMKOLWIEK. Powiecie, że przemilczenie gorsze od kłamstwa? To teraz spójrzcie na swoją dziewczynę. Nazbyt to znaczący fakt, żeby go pominąć, choć jak dla mnie w recenzji powinno się przekazać pełnię emocji. Tak jak w zauroczeniu - człowiek na dobrą sprawę nie wie ile czasu i pieniędzy na to trwoni. Inną do omówienia kwestią pozostaje, to jakie to jest cholernie przyjemne.
    ___________________________________________________________________________________
    Chciałbym podziękować użytkownikom Abyss i Holy.Death, za pomoc i sugestie dotyczące wartości merytorycznej tekstu.
    *Gdy widzę gry jakie są nominowane przez ten serwis do top 100, to po prostu siekiera mi się w kieszeni kotłuje...
  12. BigDaddy
    Jako, że odważyliście się sprawdzić wpis, o nietypowym, a może nawet budzącym politowanie tytule, chciałbym wstępnie naświetlić całą sytuację. Otóż moi drodzy, moja szkoła sygnowana jest przez Micro$oft programami MSDN Academic Alliance oraz Microsoft IT Academy, w związku z czym miałem możliwość przyjrzeć się nieco bliżej, niźli to miałoby miejsce w domowym użytkowaniu.
    Mam można by rzec taki zwyczaj, by w miarę regularnie formatować komputer, nawet jeśli zajmowane miejsce na dysku nie przekracza 70-80%. Czysta profilaktyka, a zarazem prosty sposób na przywrócenie fabrycznie maksymalnej wydajności. W związku z tym, że w zeszłym roku owe czyszczenie zbiegło się mniej więcej z premierą najnowszego systemu postanowiłem go zainstalować i testować przez dłuższy czas. Myślę iż lekko licząc 4miesiące, to aż nazbyt odpowiedni czas.


    Kafelki

    Przyznam szczerze, że największa bolączka i przyczyna lamentów na Win8 uznawana przez większość za niedorzeczność w stacjonarnym, pełnoprawnym systemie mnie jakoś specjalnie, nie zraziła. Powiem więcej, porównuję jej funkcjonalność do drugiego pulpitu. Inna sprawa, że wszystko mamy elegancko w jednym miejscu i a całość uzupełnia świetna w swej prostocie wyszukiwarka. Tutaj w gruncie rzeczy, nie mam się do czego specjalnie przyczepić, a całość chwalę za nowe podejście do starego, jakby nie patrzeć systemu.


    Ergonomia i użytkowanie

    Chciałbym rzec, że użytkowanie sprawia mi przyjemność, naprawdę... Byłaby to niestety jedynie półprawda, choć w zamierzeniach i na papierze, owszem wszystkie elementy pasują do siebie idealnie. W takim wypadku zawieść mogła tylko realizacja, czy raczej współpraca z userem. Tym, czemu nie da się zaprzeczyć - jest system dobrze zoptymalizowany pod kątem szybkości działania i zarządzania plikami/dokumentami. Co do aplikacji "Sklepowych", też nie mogę mieć zastrzeżeń, najwidoczniej wielokrotnie testowanych i usprawnianych pod tym względem. Prostota i umiejscowienie wszystkich najpotrzebniejszych dla przeciętnego użytkownika aplikacji w jednym miejscu, a także łatwość obsługi nie mogę skrytykować. Zwłaszcza, że niejednokrotnie proponowane przez Windows aplikacje okazały się lepsze, od dotychczas wykorzystywanych. Shop świetnie spełnia w tym swoją rolę, a przy każdym oprogramowaniu jest opis, wyszczególnione cechy oraz pokazany "w akcji".
    Z drugiej strony...
    Nie jednak mogę wyjść z wrażenia, że jest to coś co absolutnie nie pasuje do Okienek. Takie implementacje widuję raczej na tabletach/urządzeniach mobilnych, a nie "poważnym" Desktopie. Pełnymi garściami widać M$ odwołuję się do rozwiązań wykorzystywanych już od dłuższego czasu w MacOS, czy nawet Androidzie. Może jest to związane z moimi przyzwyczajeniami, ale po sprawdzeniu i porównaniu paru moich "codziennych" programów, na samym początku już w ogóle nie zaglądam do Sklepu. Jego działalność sprowadza się do aktualizacji zainstalowanych aplikacji, bo tak na prawdę nie ma dla mnie nic więcej do zaoferowania. Polska baza aplikacji jest wręcz śmiesznie uboga do zagranicznej i może wywołać jedynie pusty śmiech. W związku, poza paroma wyjątkami z tym pozostałem przy tradycyjnym modelu zdobywania potrzebnych mi rzeczy, vide dobreprogramy.pl


    Gry i bezpieczeństwo

    No tak, wyżej opisałem ogólną satysfakcję z systemu jako przeciętny użytkownik, jednak jak powszechnie wiadomo, gracz nie wpisuje się w ten kanon i wymaga znacznie więcej. Hucznie wcześniej zapowiadana integracja z Xboxem, sprowadza się do... chatowania ze znajomymi i patrzenia w jakie gry ostatnio grali. Dodając do tego możliwość zakupienia gry na konsolę z poziomu PieCa muszę przyznać, że odrębny wcześniej GMfWL spisywał się znacznie lepiej.
    Obiecywana pełna kompatybilność ze sprzętem i oprogramowaniem jest półprawdą. Wszystko zależy od wydawcy i tak przez dobre 2 miesiące starałem się znaleźć sterownik do mojego modemu Wi-Fi od TP-Link. Pochwalić muszę Steam, bo jeszcze z żadna gierka nie miała problemów z odpaleniem w nowej architekturze. Z GOG'iem podobnie, brawa dla panów z CeDePu. Rozczarował mnie za to kurs angielskiego, z którego rekreacyjnie korzystam, mianowicie SuperMemo. Dużo szerszy zakres działań i poprawę znalazłem w Windows Update. Automatycznie zlokalizował i zainstalował mi większość serowników, a także mam wrażenie, że optymalizacja zasobów systemowych uległa znacznej poprawie. Odnoszę wrażenie, że system jest też szczelniejszy, bo jak w W7 robiłem sporadycznie skany to sporo wirusów łapał i pakował do kwarantanny, tak tutaj nic mi nie uprzykrza pracy.


    Stabilność

    Coś z czego powinna Ósemka słynąć. Gdzie tylko o niej czytałem, na profesjonalnych serwisach, w CD-A, czy nawet google.pl, to ponoć jej największa zaleta. System się nie wysypuje, crash'e praktycznie nie występują, nie trzeba majstrować komendami w jednokolorowym tle etc.
    Jak jest w istocie? Otóż, nie jestem pewien, być może jest to wina mojej już leciwej dosyć konfiguracji(zainteresowanych odsyłam do tutaj), lecz w głównej mierze motywem przewodnim przesiadki było dla mnie uzyskanie odrobinę lepszej wydajności, nie wiedziałem jednak, że odbędzie się to w moim przypadku kosztem spokojnej pracy. Bowiem z tak problematycznym Windowsem się już dawno nie spotkałem, a operowałem zarówno na Viście, jak i Millenium. W każdym miesiącu przynajmniej raz zobaczyłem słynną minkę na lazurowym tle.
    Jeszcze bardziej rozczarowało mnie to, że pomimo "zbierania i wysyłania" informacji, nadal zdarzają mi się BlueScreeny(na szczęście rzadziej). Przez zapewne drobną nieścisłość kodzie, niemalże całkowicie zrezygnowałem z operowania w tylnej części obudowy podczas gry/pracy. Niezwykle irytujące jest gdy przełączasz złącze od klawiatury, bądź myszki, a gdy wracasz wzrokiem na monitor miłą niespodziankę w postaci koniecznego restartu. Nieprzyjemne tym bardziej, że właśnie pokonałem bossa po 3cim podejściu i nie zapisałem stanu gry...





    Podsumowanie

    Windows 8 mimo wszystko nie jest złym systemem, powiem więcej - jest rewelacyjny, gdy wykorzystamy jego potencjał. Szeroka gama społecznościowych funkcji(z których nie korzystam ), łatwość udostępnienia zdjęć czy filmów, konto mogące współpracować nie tylko z jednym komputerem. Praca w chmurze, integracja z Xbox'em, Windows Phone'm, synchronizacja i ModernUI. To nie wszystko, lepsze zintegrowanie z standardami SSD i USB 3.0, poprawa wydajności i zarządzaniem zasobami systemowymi, ulepszone skróty klawiszowe(np. Win+X), poprawiają jego ergonomię. Na deser pozostaje nam ulepszony eksplorator plików i menedżer zadań. Wszystko to jest świetne, tylko co z tego, jeśli w moim środowisku znam może 2/3 osoby które mają zainstalowaną 8 odsłonę Okienek?
    Micro$oft chciał dokonać rewolucji, jednak jej tempo zwolniło głównie przez nasze przyzwyczajenia. 60mln sprzedanych kopi nie robi żadnego wrażenia, bo obecnie nawet Vista ma większy udział w rynku.
    Nie wiem czy tym tekstem was zachęciłem, czy raczej zniechęciłem do zmiany systemu, lecz ja wracam do sprawdzonego Windows Se7en. Przynajmniej do czasu aż zaopatrzę się w dotykowy monitor...
  13. BigDaddy
    Głuchoniemi vol.1




    Immersja, jakże szalenie ostatnio popularny termin wymieniany w niemal każdym piśmie, jak i stronie poświęconej szeroko pojętymi grami i rozrywką interaktywną. Jest tak często wykorzystywane, że zdaje się iż typowa "wczuwka", czy nawet "wchłonięcie", bądź pospolite "wejście w grę", nie wystarcza. Media branżowe rozpropagowały termin immersji i teraz stał się on czymś pospolitym i jakże często występującym.
    Nawet nazwa taka naukowa można by rzec, po przeczytaniu od razu człowiek odczuwa +5 do znajomości słownictwa, a wydaje mi się, że niektórym redaktorom to dają premie za każdorazowe użycie tego w zdaniu.






    Z grami raczej ma niewiele wspólnego, ale pierwsze co mi się skojarzyło z zanurzeniem...

    Ale nie o tym będzie dzisiejszy blogowy wpis, po jakże moim długim urlopie od pisarstwa jako takiego. Bardziej objaśnienie terminu miało mieć formę wstępu do głównego tematu, jakim będzie klimat w grach, a także wejście w rolę bohatera w wybranych na przykłady grach.
    Myślę że najlepiej będzie zacząć od stwierdzenia, że z typowym graczem raczej nie macie doczynienia, a gust mój też może wydawać się nietypowy. Ale o tym kiedy indziej, a teraz skupmy się na założeniach i konstrukcji samych gier, których często na pierwszym miejscu zwracają uwagę na pierwszosobową narrację i osobisty, bezpośredni zwrot do postaci, w którą wciela się gracz.
    Poniżej, pokrótcę skofrontuje moje osobiste zdanie na temat popularnych elementów, które w większej części określają naszą ?wczuwkę?


    1. Własnoręczne tworzenia herosa -, kontra przygotowany przez scenarzystów +

    Pierwszy punkt i już zaczynają się schody, bo o ile dobrze zrobiona postać, będąca świadectwem kunsztu twórców jest wręcz bez porównania lepsza, to jednak łatwiej jest wejść w skórę, przygotowanego przez siebie krasnoluda(wybaczcie moje upodobanie do tej rasy ) z jasno określonymi wadami/zaletami, cechami i umiejętnościami, to już zwracanie się do mnie bezosobowo(Gothic...) mierzi mnie w znacznym stopniu, a przecież wystarczyłoby nadać przykładowo jakiś stopień wojskowy, pochodzenie czy nawet błękitną krew. Oczywiście najwięcej zależy od odpowiednio przyjętego systemu tworzenia własnego awatara. Aczkolwiek ja przekładam sympatię do Geralta, nad beznamiętne Diabelstwo z NWN2. Przypominam sobie wręcz zabawną sytuację, gdy dla niektórych ?Zachodznich? mediów największą wadą Wiedźmina było... odgórnie narzucenie kim pokierujemy. Normalnie przysłowiowy sprężynowiec się mi otwiera w kieszeni na takie kwestie.


    2. Otwarty świat -, a kolejno odwiedzane lokacje +.

    Mój wybór w tym przypadku jest zdecydowanie prostszy, a uzasadnienie będzie niewiele trudniejsze, z tej prostej przyczyny iż uważam, że niemożliwe jest stworzenie świetnego i dopracowanego sandbox'a open-worlda. Wielu pewnie się wzbuży i zacznie rzucać mięsem przeplatając swoje zdania Skyrim'ami, czy innymi Morrowindami. Wyjdę im naprzeciw i otwarcie stwierdzam, że samo stworzenie dobrej gry jest możliwe, to obecnie jej wykonanie bez utraty immersji już nie. Dlaczego pewnie spytacie? Otóż już wyjaśniem ? Morrowind, którego doceniam i wręcz stawiam jako wzrór dla każdego RPG'a z otwartym światem, nie miał jasno narzuconej ścieżki fabularnej, a jedynie mgliste aluzje. Co prawda później się rozkręcało i było coraz lepiej, ale początkowo mogło się wydawać, że nie ma co robić. O systemie levelowania też się nie wypowiem, bo ten temat był już wielokrotnie wałkowany. Całkowicie odrębnie należy się wypowiedzieć o Skyrim'ie, bo tam AntyImmersja, osiągneła moim skromym zdaniem istne apogeum na miarę MineCrafta. O ile w tym ostatnim przynajmniej mamy jakiś główny cel i zajęcie(wydobycie i przetrwanie), a później dochodzą kolejne to w przypadku najnowszej produkcji Bethesdy przez całą rozgrywkę miałem wrażenie, że NPC i cały lore gry mnie olewa. Dosłownie, nie wspominając nawet o ?relistycznej? kradzieży w postaci nałożeniu kubła na głowę...
    Stąd też preferuję nieliniowość epizodyczną, że tak ją nazwę występującą przykładowo w Wieśku 2'gim





    Osobiście informację o otwartym świecie przyjąłem mniej entuzjastycznie niż większość graczy.



    3. Wybory i ich konsekwencje ?

    RED'zi muszę przyznać wyjątkowo mnie urzekli swoim podejściem do gracza. Deklaracje o szarości decyzji i ich daleko idących konsekwencji do tej pory pamiętam, tym bardziej, że znalazły odwzorowanie w samym Wiedźminie. I tu nasuwa się problem, jaki zamierzam naświetlić:
    Otóż lubię gdy nieliniowa gra charektyzuje się tym, że tak na prawde nie wiemy co się wydarzy pół godziny po naszym wyborze i szybki save/load przed ową decyzją może zapobiec skutkom, których nie zamierzaliśmy osiągnąć. I to nawet w pobocznych wątkach! Dlatego nie trafia do mnie gdy wystarczy odnieść się do obecnej sytuacji i nakierować wyobraźnię w wybranym przypadku odnośnie konsekwencji. Wolność jaką dają twórcy w dążeniu do ukończeniu gry w Wiedźminie pod koniec przerosła moje oczekiwania.
  14. BigDaddy
    Witam wszystkich!
    Dzisiejszy wpis poświęcę, aby zapoznać was z jedną z moich ulubionych gier zapamiętanych, z wcale tak nie odległego wczesnego dzieciństwa. Zanim jednak zaczniesz jednak czytać, warto zapewnić sobie odpowiedni nastrój prawda? Mi osobiście najlepiej czyta się przy
    .Mając już wstęp za sobą, przejdźmy do przedmiotu dzisiejszego wpisu czyli, nietypowej, acz niestety śmiem twierdzić niedocenionej, a w każdym razie zaponianej gry jaką jest:





    LEGO: Rock Raiders

    Szczerze przyznam, że grając w nią spędziłem najwięcej czasu na swoim "komunijnym" komputerze.
    Ale, ale można powiedzieć, że zaczynam od nie tej strony co trzeba, bo pewnie większość nawet nie słyszała o owej grze. Mówiąc w skrócie jest to strategia czasu rzeczywistego, bazująca na popularnej marce duńskich klocków, a konkretniej to zestawach o "górnikach LEGO".





    Nasza siła robocza i zasilona baza.

    Założenia gry są proste - zazwyczaj chodzi o zebranie określonej ilości surowców, teleportacja pojazdu do bazy, czy uratowanie naszych "łamaczy skał", jak tutaj zgrabnie nazywają naszych podopiecznych. Jednak monotonia rozgrywki, wyraźnie się zaciera, nawet podczas dłuższych sesji, a to za sprawą między innymi wolno starzejącej się grafiki,(którą osobiście bym sklasyfikował do komiksowej), możliwości włączenia widoku FPP, czy nawet pełnej i prawdziwie profesjonalnej polskiej wersji językowej. Nie wspominając nawet o radości, jaka płynie ze wspólnej gry z kajtkiem na kolanach i oglądania cutscenek z bananem na twarzy.





    Zróżnicowanie klimatyczne, odczuwamy nawet pod ziemią

    Wraz z postępami poziom trudności wyraźnie rośnie, ale jak dla mnie jest to jak najbardziej na plus, nieco frustrujące może być za to AI(sztuczna inteligencja), naszych drogich górników. O ile podczas samouczka(bardzo dobrze rozwiązanego swoją drogą - tłumaczy wszystkie aspekty gry), zapewniani jesteśmy o ich "zaradności", to podczas misji, gdy sprowadzamy ich w większej ilości, wyraźnie się gubią i zdarza się, że dwóch ludzików biegnie po ten sam kryształ, bądź próbuje wsiąść do tego samego pojazdu. Można to jednak obrócić łatwo w żart, a przez komentarz "zobacz jaki głuptas z tego legoludka", dlatego też, ciężko uznać to za jakiś znaczący minus. Zwłaszcza, że zazwyczaj pomaga "ręczne" przydzielanie zadań i odpowiednie ustawienie priorytetów.





    Gdyby w każdym etapie to było takie proste...



    Cóż, nad gierką, ciężko się bardziej rozwodzić - przejrzyste zasady rozgrywki, niestarzejąca się(IMO) grafika, świetny dubbing i długość gry sprawiły, że od tamtego czasu RTS'y to już mój ulubiony gatunek, dlatego też zachęcam wszystkich, chociaż do nie tyle ukończenia, co zagrania. Ja odświeżyłem tytuł, głównie ze względu na brata i z radością stwierdzam, że w moich oczach nic nie stracił, a może nawet zyskał ze względu na sentyment? W każdym razie, LEGO: Rock Raiders, to pozycja solidna, godna polecenia dla każdego, a zwłaszcza osób, które chcą rozpocząć "edukację grową" młodszego pokolenia. Tym bardziej, że gra raczej już podpada pod abandonware(czy może raczej "deadware") i można ją pobrać, bez skazy na sumieniu.




    Na deser i zachętę...

  15. BigDaddy
    Witam wszystkich po dłuższej przerwie, dzisiaj będzie coś o grach, bo w końcu jesteśmy forum poświęconym grom, a to zoobowiązuje







    Czytanie wpisu czas zacząć
    .


    W każdym bądź razie, aby nie przedłużać wstępu, bo wszak nie w tym kierunku ma zmierzać ten wpis, zamierzam przejść do meritum. Do jego napisania zmotywowała mnie powstanie stron typu ?na ile wystarczy ci gra?(przykładowo sklep gram.pl i odnośnik do zaprzyjaźnionej strony tego typu, pod każdą grą). Może i jest to pewnego typu udogodnienie, ale jak jest to zawarte w ostatnim TipsoManiaku, traktowanie i ocenianie gry/gier za pomocą tabel, wyliczeń czy innego typu wykresów jest dosyć płytkie i choć do mainstreamowego odbiorcy trafiają informacje o długości rozgrywki, dodatkowej zawartości, czy atutach, które sprawią, że dłużej się utrzymamy przy danym tytule, to jednak faktycznie w mojej opinii nadają się jedynie do kosza. Według mnie niepotrzebne są te wszystkie DevDiary, czy reklamy w telewizji, bo jeżeli gra jest dobra to potrafi sama się obronić! Bardziej zaś, że im bardziej się nakręcamy na dany tytuł, tym czasem może być większy zawód, a miłe niespodzianki każdy przecież lubi. W cieniu tych wszystkich CoD?ów i BeeFów, mogły powstać i odnieść sukces, mniejsze produkcje, takie jak Torchlight, rodzimy Sniper: Ghost Warrior, a z tych posiadających ?nieco? większy budżet, lecz z nieznanego wcześniej studia mógłbym wymienić Batmana: Arkham Asylum, Metro 2033, czy nawet nadającego mały powiew świeżości wśród FPS?ów World of Tanks. Firmy tworzące te tytuły teraz pracują kontynuacjami, bądź innymi grami, także uważam że, lepiej zostawić w spokoju, te wszystkie mocno promowane tytuły z wielkich firm i zainteresować się tymi początkowo niepozornym pozycjom.






    Pomimo licznych wad, Czołgi mogą pochwalić się posiadaniem 40milionami zarejestrowanych graczy.



    Powracając do głównego przesłania, pomimo że utarło się w środowisku graczy mówić, na ile konkretna gra starcza, bądź też jak ktoś szybko ją zaliczył, to jednak, przynajmniej dla mnie jest połowa prawdy, zwłaszcza, że bardzo często powracamy do danego tytułu, utrzymuje nas w nim multiplayer, czy nawet przechodzimy na wyższym poziomie trudności. To ostatnie jest najciekawszym zjawiskiem, bo zarazem bardziej wczuwamy się w grę, jak i to, że znamy niemal każdy jej zakamarek, także możemy poczuć się jak swoisty ?narrator wszechwiedzący?, a czasem udaje nam się odkryć jakiś szczegół, lub smaczek, który nam wcześniej umykał. To jak z czytaniem książki, ja przeczytawszy trzy razy Sagę o Wiedźminie, jestem niemalże pewny, że nie zrozumiałem w pełni wszystkich wątków i relacji. Nie wspominając nawet o cytowaniu całych fraz z pamięci. Od siebie dodam, że każdą produkcję staram się zaliczyć przynajmniej dwa razy, zazwyczaj drugim razem podwyższając poziom trudności i obierając inną ścieżkę/drogę do celu, co polecam również innym, gdyż pozwala wyciągnąć pełnie frajdy z danej gry i wydłuża jej żywotność.






    Arcanum, jedna z gier do których lubię powracać i przechodzić "na inny sposób".



    Granie w gry i wynikłe z tego poświęcenie czasu i sam gameplay, jest czymś więcej niż tylko zaliczeniem od A do Z, w celu zabicia czasu którego podczas wakacji jest aż nadmiar. Często wywoływane przez nie emocje i wypowiedziane kwestie, pobrzękują nam w głowie, nawet długo po ukończeniu danej gry(?Would you kindly??, zakończenie StarCrafta 2?). Już sam ten fakt powinien świadczyć o jakości rozrywki, że tak dobrze ją zapamiętaliśmy. W związku z tym, recenzje gier, choć czytam dokładnie, to z przymrużeniem oka traktuje ocenę końcową, bardziej zaś zwracając uwagę na tekst i to czego doświadczał redaktor, starając się podczas lektury wczuć w jego ?rolę?. Wszelkie reklamy i zapewnienia nie powinniśmy brać do siebie, zwłaszcza, gdy są negatywne, bo często, po prostu jednej osobie konkretne aspekty mogą się nie podobać oraz nie przypaść do gustu, a drugiej wręcz przeciwnie(pozdrawiam Grega i jego recenzję Divinity 2 09/09, mi gra się spodobała i nie żałuję niedawno wydanych na nią 20zł).



    Sam w zaciszu swojego domu w wolnym czasie zagrywam się w Krater, zaś w mojej bibliotece gier Legend of Grimrock, puszcza do mnie oko, zachęcając do powtórnego spenetrowania podziemi. Przy zamówionym w promocji polskim Hard Reset, również zamierzam mile spędzić czas. I choć samymi grami człowiek nie żyje, to moim skromnym zdaniem, bawiłem się(i bawię!) równie dobrze, jeśli nie lepiej, jak w produkcjach AAA, o znacząco większym budżecie. Mi do immersji i czerpania pełni radości z rozgrywki niepotrzebne są efekty specjalne, mocap, czy licencja znanego silnika graficznego. Ważny jest przede wszystkim solidność wykonania, nietypowość w konwencji, czy innowacyjne rozwiązania. Aczkolwiek, gdy widzę uczciwą, rzemieślniczą robotę, a rozgrywka nie wprowadza niczego nowego, to również daję takiemu tytułowi szansę, choćby ze względu na oferowany klimat.






    Do szczęścia brakuje mi tylko polskiej wersji językowej.



    Czasem gra opracowana przez jednego człowieka bądź mały zespół zapaleńców(Braid, MineCraft) może przebić sprzedażą niejeden upatrywany hit roku. Wszystko zaczyna się od pomysłu, a gdy ten pomysł nie opiera się przede wszystkim na planowanej sprzedaży kolejnego sequela, to twierdzę, że warto takiej pozycji kibicować. Patrząc na rokrocznie pobijane wyniki sprzedaży jedynie się uśmiecham, powracając do swoich niezależnych i ciągle rozwijanych gier(tu warto zaznaczyć, że często nieodpłatnie, co jest już niestety rzadkością w branży).







    Greedy BioWare/EA


    PS
    Nie chciałbym zostać źle zrozumiany, bo choć tekst mógł zabrzmieć, że gram jedynie w oldschoolowe i indyki, bo to nieprawda. Co prawda najwięcej radości znajduję w tytułach takich jak System Shock, Arcanum, czy Twierdza, ale na półce dumnie stoi również Wiesiek 2, StarCraft 2, Anno 2070, czy obydwa BioShocki( każdy chyba wie skąd mam nick ).
  16. BigDaddy
    Witam wszystkich w moim drugim z tych "poważniejszych" wpisów!




    Przykładowy demot z google, po wpisaniu "Dorastanie"




    W dniu dzisiejszym, chciałbym poruszyć dosyć nietypowy jak na bloga temat, jakim jest dorastanie oraz wszystko to co jest z nim związane. Oczywiście, nie zamierzam tu przybliżać kwestii budzącego jedynie ubolewanie "Wychowania do życia w rodzinie, a zagadnienia które chciałbym ująć w tym wpisie były przynajmniej nieco bardziej odpowiednie, niż "Jak się rozmnażamy i skąd się wziąłem".



    Nie przedłużając zatem, gdy mam już wstęp za sobą przejdę do meritum, jakim jest posiadanie własnej opinii, innej niż owczy pęd, bądź rodzice. Przez dłuższy czas się nad tym i doszedłem do wniosku, że możliwość uzasadnienia swojego poglądu i idące za tym mocne argumenty przeświadczające o naszej racji, są pierwszym krokiem w stronę pełnoletności.
    Tylko, co z tego, jeżeli będąc obecnie w wieku 16,5 lat, pomimo najszczerszych chęci nikt z dorosłych, nie traktuje mnie poważnie? Muszę szczerze przyznać, że utrudnia to obustronną komunikację, a tym bardziej budowania naszej osobowości. Cóżże nam da to, że mamy w danym wypadku rację i chcemy kogoś wyprowadzić z błędu, jeżeli druga osoba nie da nam dojść do słowa? Tego, nawet lepiej nie mówić, bo przynajmniej ja tak uważam, że nie ma sensu prowokować niepotrzebnej kłótni. Tylko jak dobrze wiadomo, w takim przypadku cierpi nasza godność, względnie honor jaki posiadamy, gdyż dajemy się pokonać, przez przeciwnika, którego jedynym atutem jest większy wiek.



    Kolejną rzeczą, która według mnie jest przejawem dojrzałości, sądzę że jest hmmm, jak by to ująć, może "wstrzemięźliwość od czynności powodującej bezwarunkowe odruchy ręki, bądź rąk". Zabrzmiało to tak jak miało, bo mowa o rzeczy strasznie prostackiej i prozaicznej, której w tym momencie nie ma sensu nawet komentować. Po prostu, trzeba potrafić zapanować nad swoimi zwierzęcymi instynktami.



    Co mógłbym jeszcze zawrzeć w niniejszym wpisie? Bo przecież wiadomość o rzeczach takich, jak buzujące hormony, czy nadmierna pobudliwość jest znana każdemu, kto to przeżywał bądź przeżył.



    W każdym bądź razie uważam, że przemiany, jakie w nas zaszły, czy też będą zachodzić, najbardziej odbijają się na naszej psychice, a nie działalności narządów płciowych i testosteronu. O ile jeszcze mamy własne zdanie, warto pamiętać, że powoli powinniśmy zacząć, przyjmować konsekwencje naszych czynów, a tym bardziej, powinniśmy zwracać co i do kogo mówimy, gdyż nikt nam już tego, nie wybaczy, kierując się naszym wiekiem i brakiem doświadczenia, za co można zdrowo beknąć.



    "Traktujmy innych, tak jak sami chcielibyśmy być traktowani."
    ~Zasłyszane



    Tradycyjnie, muzyka na zakończenie:







  17. BigDaddy
    Zakończenie roku... Jakżeby się człowiek, nie starał to i tak zawsze się tak samo kończy. Ganiasz jak głupi za nauczycielami w pobożnej nadziei poprawienia ocen i ukończenia roku szkolnego bez budzącego politowanie świadectwa.
    Niezwykle popularne stały się ostatnio szlacheckie(sarmatyzm powrócił za sprawą Kwejka?) i pseudo-mądre slogany pokroju "Oceny nie świadczą o inteligencji, ale o zmarnowanym czasie na edukację" itp. Dlatego też, jako tegoroczny absolwent Gimnazjum chciałbym się trochę wypowiedzieć na temat systemu szkolnictwa w Polsce i skomentować popularną postawę młodzieży wobec niego.
    Rozumiem niezadowolenie z obecnego systemu edukacji jaki mamy w Polsce, ale czy na prawdę jest on aż tak zły, aby negować wszystko co jest związane ze szkołą? Sam, szczerze powiedziawszy jestem niespecjalnie zadowolony z otrzymanych ocen końcowych, które zobaczę na świadectwie, ale czy jest to aż taki BUL, ażeby chwalić się to wszem i wobec jaki to nauczyciel jest zły, niesprawiedliwy, złośliwy i nieuczciwy? Jak wiadomo każdy medal ma dwie strony, a że podstawową zasadą wkradania się w czyjeś łaski, jest nie podważanie autorytetu drugiej osoby, uważne wysłuchiwanie oraz zgadzanie się z poglądami. Jednakże w tym momencie dochodzimy do sedna całego mojego dzisiejszego wpisu jakim jest właśnie posiadaniem i wyrażaniem własnych poglądów, do czego trzeba to przyznać szkoła w żaden sposób nie zachęca, a wręcz można by rzec, że zabrania.
    Przykładowa sytuacja: nauczyciel historii opowiada o Bitwie Warszawskiej, tym samym wychwalając niezwykły talent dowódczy Józefa Piłsudskiego i sposobu w jaki rozprawił się z Bolszewikami w 1920'tym. Uczeń zgłasza się, a ponieważ interesuje się czasami najnowszymi, koryguje nauczyciela, zwracając uwagę na osobę Tadeusza Rozwadowskiego oraz to, że praktycznie wszystkie jego zasługi przypisała sobie postać Naczelnego Wodza.
    Wynik lekcji jest nietrudny do przewidzenia, przeważnie kończy się uwagą oraz domniemanym kwestionowaniem obrazu nauczyciela w oczach klasy.
    Jak w podobnych sytuacjach dojść do porozumienia? Lepiej przemilczeć potyczkę nauczyciela i pozwolić mu wprowadzić całą klasę w błąd, czy też zgrywać bohatera, wraz ze wszystkimi tego konsekwencjami?
    Prawda jest taka, że wiele zależy od tego z jakim pedagogiem mamy do czynienia, bo można trafić na kogoś świeżo po studiach, idealistę, czy też osobę z powołaniem do nauki młodzieży, aczkolwiek równie dobrze trzeba przyjąć taką ewentualność, iż trafimy na kogoś zupełnie wręcz nie zdatnego do kształcenia, nieprawdopodobnym wręcz zbiegiem okoliczności(lub też brakiem kadry pedagogicznej) zdobył szansę, na gnębienie uczniów, ze względu traktowania ich na poziomie znacznie niższym od siebie.
    Sami mamy niewielkie szanse na jakiekolwiek przeciwdziałanie, lecz o to właśnie się tutaj rozchodzi - musimy działać zjednoczeni, jeżeli nie chcemy aby przyszłe pokolenia nie stały się ubezwłasnowolnionymi zombie! Dlatego też kiedy widzimy podobną sytuację nie dajmy nauczycielowi tej satysfakcji, stańmy w obronie kolegi/koleżanki! Na przerwach, buzuje w nas młodzieńcza zapalczywość, dlaczego więc, mamy belfrowi bezkarnie pozwolić na zmiażdżenie naszej godności?
    Wszyscy jesteśmy ludźmi, zachowujmy się więc wobec nich, tak jakbyśmy chcieli by oni nas traktowali.


    "Jestem człowiekiem, nic co ludzkie nie jest mi obce"



    Terencjusz



    Na zakończenie polecam od siebie dwa, spokojniejsze utwory:




    http://www.youtube.com/watch?v=b91rSw4xuYY



    PS



    BigDaddy powraca do blogosfery!

  18. BigDaddy
    Ja rozumiem te wszystkie protesty wobec ACTA, znielubienia itp.
    Lecz może postawmy sprawę racjonalnie.
    FAKT, CZY MIT?:

    Youtube Video -> Oryginalne wideo 1# Nie znamy treści ustawy, a jedynie jej założenia.
    2# ACTA jest dokumentem, być może niekoniecznie w pełni o pozytywnych skutkach, aczkolwiek trzeba się zastanowić nad jego głównymi postanowieniami i możliwościami przerobowymi polskiej policji... ( ) W związku z tym stawiam (wam) dwa pytań:
    1. Lubisz jakieś zespoły/grupy muzyczne/filmy/teledyski/klipy? A powiedz mi tak szczerze na ile z tych (uśredniając) 50 utworów pochodzi ze sklepu? Skoro tak bardzo podobają wam się te zespoły, to dlaczego nie jesteś w stanie wydać tych 50zł na ich choć jedną płytę? Bo nie chcę mi się wierzyć, że całą muzykę którą posiadasz na komputerze jest legalna. Innymi słowy, w ten sposób (nazwijmy to po imieniu) OKRADASZ twórców z ich pracy.
    2. Taki wielki szum wokół tego robicie, dlaczego? Czyżbyście w związku z tym obawiali się sankcji, które mogą być na was nałożone? Dlaczego, jeżeli mógłbym wiedzieć wydaje się wam to takie przerażające? Bo gier/filmów/muzyki nie będzie można ściągać z e-mule/torrentów/chomikuj? Jeżeli na prawdę byś ich cenił, to według mnie bardziej byś szanował ich pracę, niż tylko pobierał ZA DARMO(czyt. NIELEGALNIE) pliki.
    3# Jeżeli wierzyć mediom nad ustawą pracowały(głównie) Stany Zjednoczone i Japonia przez 5lat, ciężko mi jest w tej chwili dać wiarę, temu, że przez ten czas jaki był poświęcony dla ustawy(mniemam, że decydujący głos w niej zabrało to że nie udało się zamknąć torrentów), urzędnicy nie potrafili jej dopracować do końca, tym bardziej, że nie zmienia ona prawa w żadnym kraju.
    4# Tak popieram postanowienia ACTA, lecz, absolutnie nie przyjmuję do wiadomości, nie możliwych do zaakceptowania metod jej funkcjonowania(tj. m.in. bez ostrzeżenia zamknięcie MegaUpload), a także formy w jakiej będzie się to odbywało. W mojej opinii znacznie lepiej by było gdyby postawić ultimatum takim serwisom jak torrenty.org, thepiratebay.com, czy chomikuj.pl, aby zaprzestały działalności, bądź zmieniły ją na całkowicie legalną.
    Tak, teraz jest czas abyście zaczęli mnie "hejtwać"...
  19. BigDaddy
    Divine Divinity



    Wstęp

    Znacie tą grę? Nie? To posłuchajcie, co stary tetryk wam opowie...



    Dawno, dawno temu, roku pamiętnego, Anno Domini 2002'go przyszło na świat dziecko, dziewczynka, córka niezbyt znanego Studia Larian. Aczkolwiek, że pochodziło z niezbyt zamożnej rodziny, mało kto o nim słyszał, pomimo że mocno się wyróżniało z tłumu innych uliczników. Było ono wyjątkowe, gdyż kryło w sobie niesamowite wręcz wnętrze. Kto miał okazję poznać ją bliżej, uzyskać jej przyjaźń, to potrafiła mile zaskoczyć i wręcz zauroczyć błyskotliwością. Nie miała ona, niestety szczęścia za młodu, a uznanie oraz możliwość rozwoju, uzyskał dopiero jej wnuk. My, skupimy się jednak na życiorysie naszej tytułowej bohaterki, a wierzcie mi jest o czym opowiadać. Jednakże, musicie mi wybaczyć, gdyż pominę wczesne lata naszej heroiny, poza tym ten okres był niespecjalnie ciekawy, dlatego też skupimy się w momencie, kiedy dziewczę rozpoczyna swą przygodę i opuszcza dom rodzinny w poszukiwaniu sławy i chęci dokonania wielkich czynów.


    Ci panowie, są wyraźnie zniesmaczeni nowym grillem.
    Ogólnie.

    Mając za sobą ten kurtuazyjny, literacki wstęp czas na część właściwą, czyli opisanie wrażeń z gry w formie recenzji.
    Gra Boska Boskość, to szeregowy przedstawiciel Fantasy cRPG, ze znaczną domieszką Hack'n'Slash oraz rozbudowanym systemem loot'u z przeciwników. Wyprodukowało ją niskobudżetowe(co zaznaczyłem we wstępie) studio, a dzisiaj można ją nazwać tzw. "perełką indie games", niestety gatunek gier niezależnych, był jeszcze w tamtych czasach w powijakach, toteż prawdopodobnie tam trzeba szukać przyczyny cichego sukcesu gry. Twórcy po prostu dysponowali za małym środkami aby zapewnić grze należną jej reklamę. Niemniej jednak, trzeba zauważyć, iż gra jest niezwykła, a to z tego powodu, że...


    Jak na cRPG/Hack'n'Slash przystało, mamy i eksplorację jaskiń.

    Gra

    ...W zupełnie nietypowy sposób podchodzi do klimatu Fantasy, gdyż nie czujesz się tam od samego początku jak "jedyny-najlepszy-super-ekstra-heros-nadzieja-która-nas-może-uratować-od-zagłady", jak to ma miejsce w wielu RPG(począwszy od BG2, skończywszy zaś na DA: Origins), a od samego początku humorystycznie marginalizowany i minimalizowany przez twórców. Rzeknę tylko że czytając statystyki swojej postaci, niejedna osoba pewnie się uśmieje, ironizowany jest także motyw zaczynania od zera(pierwszy NPC, którego spotkamy mówi coś w stylu-"niestety nie zabrałem twoich rzeczy, poza tym zostałeś poza tym byłeś strasznie wyczerpany i ranny"), czy rozmowa szkieletów na temat egzystencji, zakończona efektowną puentą (), po więcej zapraszam do gry, a można tam znaleźć wiele ciekawych i śmiesznych smaczków(że wspomnę jeszcze tylko, o. Aczkolwiek teraz czas na...




    Nie ma to jak QuickSave, na 3 sekundy przed śmiercią z rąk najtwardszego bossa...

    Gameplay

    Przez pierwsze, powiedzmy szczerze dwie godziny, jest to typowa(jednak trzeba zaznaczyć-trudna) łupanka i zbieranie lepszego ekwipunku, czyli esencja takiego Diablo, żeby daleko nie szukać. Łatwo się przez to zniechęcić, lecz warto dać grze szansę, tym bardziej, że dalej akcja zwiększa tempo, dochodzą nowe zadania poboczne(niektóre całkiem nietypowe i zapadające w pamięć), a większość jest sprawnie przemyślana, a nie jak to ma miejsce w dzisiejszych czasach-robienie za kuriera i "przynieś, podaj, zabij szczury". Możemy min. rozwiązać problem plagi dręczącej dzielnicę biedoty, pozmywać naczynia, czy nawet przyzwać demona(!). Trzeba przyznać, zadań jest bez liku, a wiele z nich a później niespodziewane konsekwencje i zakończenia. Pod tym względem twórcy spisali się na medal i nie da im się nic zarzucić. A skoro już przy wadach jesteśmy....


    Hmmm... Czy ten topór będzie mi pasował do butów?

    Błędy, bugi, wady i problemy.
    Doszliśmy więc do wytykania grze, to co zostało niezbyt dobrze zrealizowane. Największym mankamentem gry jest i tu uwaga-system który był zachwalany jescze przed premierą, a mianowicie system interakcji z otoczeniem i tzw. "grab and drop". Co mi tu nie pasuje? Przede wszystkim blokowanie sobie drogi, a dalej idąc ty tropem "nieprzezroczystość" ścian, obok których stoimy. Oprócz tego, jeżeli będziemy szli tylko i wyłącznie głónym wątkiem fabularnym siecząc po drodze potwory, to pod koniec gry każdy wróg będzie nas miał na tzw. "1hit", czyli nierównomierny rozwój postaci w stosunku do poziomu wrogów. A jeżeli mam być czepialski, to niepodoba mi się "waga" saveów (ok. 30MB), sporadyczne bugi, "lądowania na pulpicie" i rzadkie blokowanie się skryptów. Jednakowoż, w żaden sposób nie przyćmiewają one piękna wewnętrznego gry.


    Werdykt: 9-

    Plusy:
    +Wielkość świata i ilość zadań.
    +Humorystyczne podejście do "Dark Fantasy".
    +Masa umiejętności i ciekawy system level'owania.
    +Długość rozgrywki wynosi grubo ponad 50h.
    +Nieskończona wręcz ilość wyposażenia do zdobycia.
    +Sprawnie działający system dnia i nocy(m.in. sen).
    +Smaczki, ciekawostki i eksploracja świata.
    +Nieliniowa.

    Minusy:
    -Nieprzyjazna na początku.
    -Sporadyczne błędy i bugi.
    -Nieprzezroczystość ścian.
    -Blokowanie drogi i niewygodny system "grab-drop".
    -Wciąąąągaaaaa....

    Posłowie: Gra niemal idealna, nie pozbawiona małych błędów, lecz przy cenie gry(ok.10zł) bestialstwem by było pastwić się za takie uniedogodnienia. Jak najbardziej polecam, sam nie wiem kiedy wsiąkam na długie godziny.

    PS

    Powróciłem po długim okresie i zaczynam znowu pisać bloga, mam nadzieję że ciepło mnie. Proszę o komentarze, zarówno pozytywne jak i negatywne. Mile widziane również uwagi odnośnie języka i błędów popełnionych w tekście. Jeżeli spodobał ci się tekst-skomentuj, zwiększasz szanse na napisanie przeze mnie następnego.

    PS2
    Screeny wykorzystano z serwisu gry-online.pl, gdyż sam nie potrafiłbym zrobić tak efektownych.

    Powiedz mi, a zapomnę,
    Pokaż mi, a zapamiętam,
    Pozwól mi zrobić, a zrozumiem.
    Konfucjusz
  20. BigDaddy
    Witam wszystkich po dłuższej przerwie!
    Także, aby nie przedłużać oraz nie trzymać was dłużej w niepewności mówię o:
    Da Vinci Learning

    Według mnie jeden z najciekawszych programów "dla całej rodziny". Mnogość ciekawych programów, reportaży, a wszystko to zrozumiałe zarówno dla młodszego brata jak wzbudzające zainteresowanie rodziców. Poruszane są zarówno zagadnienia naukowe napięcie powierzchniowe, tarcie, czy elektromagnetyzm jak i historyczne pokroju przedstawienia starożytnego Egiptu. Równie przyciągające uwagę jest słuchanie o zwierzętach zamieszkujących rożne części globu czy reakcje zachodzące w ludzkim organizmie.
    ViaSat Explorer

    Zdecydowanie jeden z największych konkurentów Discovery. Z tym że tutaj niewzruszony prym wiodą reportaże oparte na faktach. Wszystko to w przystępnej formie oraz znacznie mniej naukowo-sztampowe, jak to ma miejsce na kanale Discovery. Szeroki zakres omawianych teatów sprawia że każdy znajdzie coś dla siebie, od Akt UFO po walki na śmierć i życie australijskich rybaków. Zdecydowanie polecam!
    Moja "toplista" programów do obejrzenia na owych kanałach i które są według mojej oceny najciekawsze:
    1. Przełomy w nauce i technice (DaVinci)
    2. Akta UFO (ViaSat Explorer)
    3. Katalizator (Da Vinci)
    4. Kwant (DaVinci)
    5. Niemożliwa nauka (ViaSat Explorer)
    Także jak nie macie jakiegoś ciekawego tytułu do zaliczenia dzisiaj na PieCu/konsoli, zachęcam do oglądania.
    Jeszcze tu jesteś? Marsz do telewizora .

    FUN! FUN! BIO$HOCK:


  21. BigDaddy
    Witam wszystkich, po dłuższej przerwie!
    Poniższy wpis, ma zaprezentować, na którą grę najbardziej czekają czytelnicy FA.
    Takie małe zastanowienie: powiedzcie mi która z tegorocznych gier( no może poza Diablo 3 ), spełni, bądź spełniła/spełni obietnice twórców?
    Bo z tego co zauważyłem twórcy każdej z powyższych gier reklamowali iż gra będzie: REWOLUCYJNA, INNOWACYJNA, WYJĄTKOWA, WYRÓŻNIAJĄCA SIĘ... itp. A później, niedługo po premierze wszyscy ludzie zaczynają lamentować, na niespełnione obietnice, niedopracowanie itp.
    Szczerze mówiąc wolę przełykać na codzień politykę Blizzarda, który pomimo że gry wydaje, kiedy będą naprawdę doskonale dopracowanie, to według mnie spełnia wszystkie, obietnice swoich fanów(pomijając szacunek do nich i rygorystyczne podejście do Beta testów, na które jeszcze się nie dostałem ), niż później słuchać miesiąc lamentowania, jaka to gra miała być, a jaka nie jest, o wyrzuconych pieniądzach w błoto itp.
    Chciałbym np. na takiego Duke'a poczekać jeszcze z rok/półtorej, ale otrzymać co spełni oczekiwania większości graczy.
    W związku, z zamieszczonymi powyżej tezami, mogliście już odgadnąc oje podejście do "jarania się grą przed premierą"-wolę się nie spodziewać niczego specjalnego po jakiejś grze i być mile zaskoczonym, niż "napalać się", a później sromotnie zawieść.
    Zachęcam do podobnego zachowania również Was.
    Przykładowo, po takim HR, spodziewałem się wykańczającej, męczącej psychicznie i cholernie trudnej, którą będę przechodził przy ogromnej ilości tej specyficznej frustracji i zażenowania, która przynosi radość.
    Nie zawiodłem się i uważam że to były jedne z moich lepiej zainwestowanych "kieszonkowych", tym bardziej jak mam ochotę zestrzelić takiego jednego z drugim, po ciężkim dniu w szkole.
    No dzisiejszy wpis, nie będzie tak rozbudowany jak następny(niespodzianka o czym będzie ), lecz na deser zostawiam Wam mały, pojedynek graficzny:
    Battlefield 3 vs. Crysis 2


    R@GE vs. Resistance 3


    BioShock: Infinite vs. Wiedźmin 2: Królobójcy


    Hard Reset vs. Deus Ex: Human Revolution


    A TY, NA KTÓRĄ GRĘ NAJBARDZIEJ CZEKASZ/CZEKAŁEŚ(AŚ)?
    PS "Skraszowało" mi stronkę i sondę zamieszczę w edycji za jakiś czas ,-- . Dobrze, że miałem kopię zapasową na kompie...
  22. BigDaddy
    Od razu-przepraszam Was! Obiecałem, że DZIŚ będzie o Stasiu, lecz nie wiedziałem, że ma taką interesującą biografię... . A, w związku z tym, że dzisiaj także miałem "ciekawy żywot szkolny", zamierzam go opisać. Czyli innymi słowy:
    Temat-rzeka, aż dziwi mnie że nikt go nie opisuje.
    #1. Jak to widzi nauczyciel...
    #2. Jak to widzi (bardziej kreatywny)uczeń...
    #3. W jaki sposób pójść na kompromis...
    lub jak kto woli: "ile to razy mama stanęła od 01.09.11r. na dywaniku..."
    No to zacznijmy od samego początku:
    Nauczyciel:
    1. No nie, znowu ta "chamska klasa"... Chyba mam pomysł...
    2. "Nie mam ochoty z tobą rozmawiać"/"Zamknij się!"
    3. Bo najważniejsze jest trzymać się programu nauczania... Nic od siebie, pamiętaj to "ONI" będą mieli później problemy... .
    4. Powtarzaj cztery razy każdy temat, aby WSZYSCY zrozumieli... Gdyż inaczej to TY będziesz miał problemy...
    5. Uczeń okazuje własny styl(hahaha!) oraz chodzi bez mundurka=można na nim się bez konsekwencji wyżyć.
    6. Uczeń "elokwentny miszcz ciętej riposty"= Nie rozumiem co on mówi, to znaczy że jestem głupszy od niego, zaraz, zaraz... CO?!
    7. Obowiązkowy kompleks wyższości i ja jestem od nich mądrzejszy/mądrzejsza=zwracaj się do mnie Pan/Panii
    8. Szanuj dyslektyków, bo inaczej naślą na ciebie "Rzecznika Praw Dziecka"...
    Uczeń:
    1. No nie znowu przedmiot z tą/tym.....!@#$&*!@#%#(tu wstawić wiązankę).
    2. Proszę pani, a czy mogła by nam pani/pan to bardziej objaśnić? Dlaczego jest tak, a nie inaczej? Proszę pani/pana a ja uważam że to jest...<i tu wtrąca się nauczyciel>.
    3. A może przygotowałaby pani, jakąś ciekawą prezentację na temat.../mogłaby pani nieco się rozwinąć, o co w ty wszystkim chodzi...?
    4. Proszę pani, ale to już było, wszyscy poza "xzy" to rozumiemy...
    5. <Wchodzę do sali w bluzie z Elvisem [zdobyłem się na tę odwagę ] i mówię ? la Elvis (angielska flegma+klucha w buzi ) -> "hELOŁ ewrybaady, thwe kyng łof Rock'n'Roll is BACK"> Nie muszę chyba tłumaczyć reakcji nauczycielki
    i klasy
    . Najwidoczniej nie zrozumieli tego, że przeciwstawiam się popularnemu w klasie techno(tfu!) czy innej komputerowo ulepszanemu głosowi(vide [tfu!] justin bieber).
    6. Tu raczej wiadomo o co chodzi-nie trzeba podawać przykładu.
    7. Porażka, na całej linii... Zwłaszcza "administratorzy sieci" po 35'ce z kryzysem wieku średniego.
    8. Dyslektycy mają lepiej, chyba "zostanę" jednym z nich... (perpetuum mobile )
    # Mój kompromis?
    Mam tylko 2'ie rady:
    1. BĄDŹMY KULTURALNI WOBEC WSZYSTKICH GRUP SPOŁECZNYCH!
    2. Przywrócenie prawa nauczyciela do tzw. "kar cielesnych" i "molestowania psychicznego" stosowanych PRZED 1999'tym.
    UWAGA! Wpis mocno kontrowersyjny-proszę o komentarze z więcej niż jednym zdaniem.
    No i oczywiście piosenka, wiecznie aktualna od 1999 roku:

  23. BigDaddy
    1. Szanujmy Polską szlachtę
    Jak doskonale wiecie, ja niezbyt się rozpisuje odnośnie tematów które poruszam. Jednakowoż, tu zrobię mały wyjątek, chociażby z tego powodu że okazuje się, że (dowiedziałem się dziś z podręcznika) przed i po I Rozbiorze Polski, jednak istniało coś takiego jak "Honor u szlachcica". Między innymi objawiało się to w ten sposób, iż w czasie obrad sejmu konwokacyjnego istniał ZBIÓR ZACHOWAŃ SZLACHCICA*, a także istniał tzw. sejm skonfederowany. Co prawda nie wszyscy stosowali się do reform w nim zastosowanych(zwłaszcza młodzi, butni, o których pisał Tuwim ). Lecz, trzeba przyznać że większość, zwłaszcza dorosłych szlachciców wiedziała jak dlaczego potrzebne są sejmy i wybory kolejnego władcy. Tym bardziej że MY SAMI stworzyliśmy Pacta conventa, art. Henrykowskie czy konfederację, przez co można uznać, że były to jedynie początki Polskiego Parlamentu, aczkolwiek szkoda, że nikt o tym nie pamięta z młodzieży. Dlatego też, jak jeszcze raz ktoś mi zacznie pier**lić(bo tego inaczej nie da się nazwać), iż to przez okres władzy objętej przez Augusta Stanisława Poniatowskiego Polska przeżyła kryzys i upadek to zacznę "Mordować, grabić, truć i palić" ?Tuwim. Tym że wcześniej nasz kraj przeżywał rozkwit, przetrwaliśmy wiek wojen i podeszliśmy husarami pod Moskwę w 1612.
    "Naród, który nie szanuje swej przeszłości, nie zasługuje na szacunek teraźniejszości i nie ma prawa do przyszłości." ? Józef Piłsudski
    * Między innymi, żeby nie wymieniać wszystkich:
    # Za burdę w czasie obrad Sejmu byliśmy(nadal niektórzy posiadają dyplomy szlacheckich rodów) bezwarunkowo skazywani na sąd, a szabla pełniła jedynie rolę okazującą pozycję.
    # Przybywało 460 posłów(taka sama ilość jaka zasiada dzisiaj w Parlamencie) wybranych na(powiatowych) sejmikach ziemskich.
    # Wszyskie namioty były porozstawiane regularnie według przynależności do danego "województwa"
    Jak widać nie jestem bezmózgim, kontrowersyjnym nastolatkiem...
  24. BigDaddy
    Witam wszystkich!
    Jako, że obiecałem że dzisiejszy wpis będzie "ogarnięty" a nie "dyslektyko-chaotyczny"(pozdrawiam wszystkich dyslektyków-sam byłem jednym z nich, lecz się [już jakiś czas temu] "wyleczyłem"!), to pomimo tumanu kłębiących się w mojej głowie myśli przejdę do jednej rzeczy(tym bardziej że jest to strona o grach ):

    Tak, właśnie Adventure Update, bo nim się właśnie dzisiaj będę zajmował(przynajmniej w części). Właśnie go testuje co ja was okłamuje( ), po prostu DOBRZE SIĘ BAWIĘ! (2'gi dzień), przez co muszę przyznać, że to jest NAJWIĘKSZA i NAJLEPSZA aktualizacja w historii MC. W tej grze po tym apdejcie UPGRADE'dzie, absolutnie wszystko (no może poza grafiką ) się zmieniło, poczynając od ilości łatwych do znalezienia jaskiń, przechodząc przez żelazo które jest dużo łatwiej zdobyć, a kończąc na kolejnej porcji przedmiotów do craftingu.
    Taaaak.... Można mnie w tym momencie uznać za "fanboja" następnej gry po BioShock'u, a co do moich oczekiwań w wersji 2.0(bo w sumie po to poświęciłem ten wpis):
    # Tłok+blok z czerwonego proszku+wiadro wody= Silnik parowy
    # Niekończona ilość kombinacji związanych z owym urządzeniem
    # Wynalezienie KOŁA
    # Transport powietrzny (Żyrokopter!!!)
    # ŻAGLÓWKA!!!
    # Więcej mobków/przeciwników
    # Bardzo dobrze zrobione zeRPG'owanie gry
    # Miasteczka, NPC i neosteampunkowe(marzenie...) zamki.
    # Blok czerwonego proszku + KOŁO z żelaza = wykrywacz metali/czerwonego proszku i nie tylko .
    # Hodowla zwierząt
    # Handlarz
    Tu można by się rozpisywać w niekończoność, lecz skoro to nie ma być lista życzeń wymieniłem tylko podstawowe które chciałbym zobaczyć w patchu 2.0(które są możliwe do zrealizowania). Kto wie może Notch zastosuje się chociaż do części moich propozycji.
    Kolejna, tym razem srebrna myśl mojego autorstwa i ? także mojego: "Doskonałe są tylko roboty i to tylko te, które nie stały się w przyszłości sługami Sky-Net'u."
    PS Wiedzieliście że wyjście w bluzie z Elvisem do spożywczaka, automatycznie daje +5 do szacunku dla młodzieży?
    A teraz trochę kultury(żeby nie było że słucham tylko nostalgicznych piosenek! ;F):
    http://www.youtube.com/watch?v=XQ4TUg1Zors

    <- posłuchajcie chociaż jaki wokal Anny Wyszkoni!
×
×
  • Utwórz nowe...