Skocz do zawartości

MajinYoda

Zwycięzcy Smugglerków
  • Zawartość

    1153
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    94

Wszystko napisane przez MajinYoda

  1. Na szczęście (?) w tym przypadku mamy do czynienia z przedstawicielem Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego .
  2. Dawno nie było takiego miszmaszu w MSMach. Czego tu nie ma! Gry, książki, muzyka, filmy… A wszystko w jednym tekście! Oto przed Wami Jarosław Jarosz i jego tekst pt.„Okultyzm – wybrane zagrożenia duchowe w perspektywie wychowawczej”, zamieszczony w czasopiśmie „Ateneum Przegląd Familiologiczny” i opublikowany w 2015 roku (link znajdziecie na końcu). Dla wyjaśnienia dodam, że Autor - według opisu – jest duchownym Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego. Może to wyjaśniać pewne kwestie znajdujące się w tym tekście ;). Początek tego tekstu jest wyjątkowo nudny, więc przejdę od razu do sedna: Zadziwiające, bo jest to jedno z niewielu miejsc, w których Autor nie podaje ŻADNYCH przykładów. Zastanawia mnie – czemu? Skoro tych filmów animowanych jest tak wiele, to wybór jednego czy dwóch nie powinien być problemem, prawda? Perwersyjny seks w HoMM 4? :O Coś mnie ominęło? Cóż, jednak miałem rację, że najpierw należy dać nowe gry spychologom, bo oni odnajdą różne kwestie ;). Nawet, takie, o których twórcy nie mieli pojęcia . Źródło (tak, wiem, że to HoMM 3 ) Muszę przyznać, że Autor ma albo sporo samozaparcia albo jest masochistą, skoro zapoznał się z tego typu dziełami ;). Okej, pracoholizm, alkoholizm i uzależnienie od internetu rozumiem… Ale co tu robi „porządek”? Jak ktoś bardzo często sprząta (bo potrzebuje mieć czysto wokół siebie – inaczej nie może się skupić) to znaczy, że diabeł się nim interesuje? Uff… jakie to szczęście, że nie lubię sprzątać. Jestem bezpieczny :D. Źródło Teraz czas na okultyzm: Tu nie mam się czego przyczepić. Choć nie wiem po co znalazło się to w tekście – czyżby Autor miał nas za debili? (Zastanawia mnie także obecność jogi - ktoś może mi wytłumaczyć?) No, to już na pewno jestem bezpieczny. Na szczęście nie umiem lewitować ani używać telepatii i telekinezy. Co za ulga… Niemniej, oznacza to, że Autor zna/słyszał o takich osobach. Kurczę, może faktycznie dałoby się tego nauczyć? Ermm… znacie może kogoś, kto nauczyłby mnie Instant Transmission? Zastanawia mnie także czemu wyznawcy różnych religii z jednej strony nie wierzą np. w telekinezę (o ile ich bóg akurat tego nie robi(ł), ale wtedy jest to dla nich okej), ale – w jakimś stopniu – jednak wierzą, że coś takiego istnieje, skoro przypisują to działaniu szatana… Ktoś ma jakiś pomysł? Źródło Teraz pora na muzykę: Wiedziałem, że sukces Zenka ma coś wspólnego z mocami pozaziemskimi… A nie, czekajcie, disco polo nie ma na liście sporządzonej przez Autora: Moja ulubiona liczba – „większość” :P. Obawiam się, że Autor się zagalopował – w ten sposób można bowiem napisać o praktycznie każdym gatunku muzyki. Także gospel, jakby się uprzeć. Jednakże, zastanawia mnie ostatni nawias w tym fragmencie - czy to oznacza, że istnieją także dobre duchy? Może Autor zdradziłby w takim razie jak się z nimi skontaktować? Na tym zostawię muzykę, bo się na tym nie znam ;). Zatem czas na „Książki i filmy”: Oczywiście, w takim tekście nie mogło zabraknąć „chłopca, który przeżył”. Ale jeszcze się zdziwicie, co Autor napisał dalej: Chyba Autor nie doczytał książki ;). Swoją drogą - uważam, że Harry do samego końca pozostał miernym czarodziejem, który najczęściej albo miał szczęście, albo znalazł się ktoś, kto go ratował (w ten czy inny sposób). Ale chyba nie o tym miał być ten wpis, nie? Źródło Ponownie – chyba czytaliśmy z Autorem różne wersje HP :P. Albo mi się kartki skleiły ;). Z tego tekstu wynika także, że dzieci zapoznane ze światem HP potrafią czarować… Ktoś-coś? :P. Ponadto, Autor zapomniał o jeszcze jednej rzeczy – motywy magiczne pojawiają się w baśniach od setek lat. Czy to znaczy, ze wszystko powinno trafić do kosza? Na tym wpis zakończę . Obiecany link znajdziecie tutaj. Do zobaczenia za tydzień!
  3. Jakoś mnie seria SimCity ominęła... jakiś czas temu próbowałem to nowe SimCity i uznałem, że jednak wolę Cities Skylines . O, ulubiona gra mojego brata . Ogólnie, z tego co widziałem, w serii BF model zniszczeń budynków jest świetny. Gdyby to nie było multi to bym pograł .
  4. Jeśli czytacie mnie regularnie to wiecie, że jedną z moich ulubionych mechanik w grach jest budowanie. Uwielbiam to – niezależnie od tego, co buduję. Stąd zapewne moja miłość do Fallout 4 . Jednakże, ostatnio naszła mnie ochota na coś zgoła przeciwnego – destrukcję. Długo zastanawiałem się nad właściwą grą, ale – zainspirowany kilkoma filmikami znalezionymi na YouTube – kupiłem grę Teardown. Nie będę jej tu jednak recenzował, bo na to za wcześnie – nie ukończyłem jeszcze głównej kampanii . Dodatkowo, gra wciąż jest w Early Accesie, więc nie wszystko (jeszcze) działa jak należy. Co mnie urzekło w tej grze to możliwość zniszczenia każdego budynku na planszy – świat gry składa się z wokseli, które w całkiem niezły sposób reagują na nasze poczynania. Choć osobiście – po kilku godzinach rozrzucania C4 (mod) skupiłem się na… podpalaniu . Jednakże moje Przemyślenia chciałbym popchnąć w innym kierunku – poza takimi grami jak Teardown, w sumie dość rzadko mamy możliwość niszczenia otoczenia w grach. Trochę szkoda, bo doskonale pamiętam jaką frajdę sprawiało mi niszczenie aut w pierwszej Mafii. Ach, to był model zniszczeń, którego w GTA bardzo mi brakowało – każdy element pojazdu dało się wgnieść, wybić szyby, przestrzelić opony – jak na tamte czasy było to genialne. Przy tym, trochę szkoda, że w Mafii 3 pokpiono ten temat (o czym pisałem w recenzji), ale przynajmniej Rockstar wziął się za ten element rozgrywki i w ostatnich dwóch częściach wygląda to świetnie. Rzecz jasna, nie oczekuję hiperrealistycznego modelu zniszczeń – bo chyba żaden komputer by tego nie uciągnął :D. Niemniej, chciałbym zobaczyć jakiegoś RPGa (może nowy TES?), w którym byłaby możliwość przynajmniej podpalenia drewnianej chaty (wraz z konsekwencjami tego czynu) – czyli coś, co próbowano (z różnym skutkiem) zrobić w ostatnich Asasynach i Far Cry’ach. A jakie jest Wasze zdanie o niszczeniu w grach? Do zobaczenia za tydzień!
  5. Kompletnie zapomniałem o tej grze . Ba, zapomniałem nawet, że była tam taka mechanika . Ale fakt, to też było całkiem niezłe rozwiązanie problemu nadmiarowego sprzętu.
  6. Ogrywając AC: Valhalla (trochę mi wolno idzie, wiem) zwróciłem uwagę na pewną rzecz – od dłuższego czasu korzystam z tej samej broni – miecza kupionego za Opale (czyli tak jakbym kupił je ze sklepu Ubisoftu). Nie byłoby w tym nic dziwnego (w końcu przedmioty z shopa zawsze są lepsze), ale uderzyło mnie coś innego – przeciwnicy atakują mnie rozmaitym orężem, które po ich śmierci staje się dla mnie bezużyteczne. I nie mówię tu tylko o statystykach, lecz o braku możliwości nawet podniesienia i sprzedania go u handlarza. Zastanawiając się nad tym fenomenem, uświadomiłem sobie, że w poprzedniej odsłonie było podobnie. Z tą różnica, że Kasandra mogła podnieść broń przeciwnika i ją potem sprzedać. Więc przynajmniej był z tego gold ;). Źródło Podobnie sprawa miała się w Wiedźminie 3 (kurczę, to już 6 lat :O). Tam, jeśli dobrze pamiętam, także dało się podnieść broń z wroga, ale zwykle był to albo bardzo słaby oręż, albo zwyczajnie bezużyteczny – no, chyba, że topór miał jakieś zastosowanie dla Geralta, ale ja tego nie widziałem. W „dwójce” i „jedynce” – o ile mnie pamięć nie myli – także był taki motyw. Wówczas przypomniałem sobie o moim ulubionym Gothic 3 – tam było z tym nawet gorzej. O ile mogłem zrozumieć, że paczki z bronią musiały trafiać do buntowników w tej formie, to nigdy nie rozumiałem dlaczego z pokonanych przeciwników można było podnieść jedynie „zepsuty” oręż. Rozumiem, że broń prostego orka czy innego wieśniaka szybko się psuje i nie ma sensu jej naprawiać, ale broń króla Rhobara II? Przecież po zabiciu go aż się prosi o to, by móc przejąć jego miecz i mordować nim w imię Beliara... czy coś. Osobiście uważam, że najsensowniej jest to rozwiązane w grach, w których oręż się psuje (także przeciwnikom), ale da się go naprawić – mi przychodzą do głowy Oblivion i Fallout 4, ale jestem pewny, ze tego typu gier było dużo więcej. A jakie jest Wasze zdanie w tym temacie?
  7. W takim się zastanowię nad tym . Ale to dopiero po wakacjach, bo nie ma sensu zaczynać bloga, by za miesiąc robić sobie przerwę .
  8. A tak zapytam - czy warto tam mieć bloga?
  9. Osobiście, bardzo mi się podoba, gdy twórcy pozwalają na "transmog" - czyli noszę lepszy pancerz, ale wygląd sam dobieram. To jest bardzo dobry pomysł - niezależnie od tego czy muszę za to zapłacić złotem (WoW, AC:V) czy dostaję to za darmo (AC: Odyssey). Odnośnie uniezależnienia - to jest, moim zdaniem, też świetny pomysł. Moce/zdolności/statsy dostaje się swoją drogą, a strój dobiera swoją. Ogrywając WD: Legion bardzo przypadła mi do gustu możliwość ubierania moich "agentów" w dowolne stroje. Wyświetla się błąd 404 .
  10. Masz rację - mea culpa . Rzecz w tym, że SJP dopuszcza używanie obu form - z kolei Rada Języka Polskiego podaje, że można zapisywać małą literą "gdy traktuje się sieć jako medium, a nie system, który to medium „obsługuje” (np. Znalazł to w internecie)". Niemniej, zaraz wykreślę to zdanie (nie usunę - chcę, by zostało i przypominało o moim błędzie ). To jest dla mnie wyjątkowo dziwne - szczególnie, że Sylwester Bębas jest młodą osobą (rocznik '81) i powinien mieć bardziej "nowoczesne" podejście do nowych technologii. Ale najwyraźniej takie stereotypowe podejście nie działa . Dodatkowo, z tego, co przeczytałem dr Bębas na co dzień pracuje z młodzieżą i zajmuje się resocjalizacją - czyli bardzo potrzebnymi kwestiami. I jednak mam nadzieję, że tego typu teksty pisze tylko dla punktów i powiększania ilości publikacji, a w rzeczywistości podchodzi do swoich zajęć profesjonalnie. To znaczy, da się - z całym kontem - tylko (jeśli dobrze pamiętam) łamie to zasady tych platform (na pewno STEAMa). Mnie bardziej nurtuje dlaczego to się w ogóle znalazło w tym tekście? Tak średnio ją pamiętam . Ale faktycznie, pojawiło się wtedy mnóstwo tytułów pornograficznych - kojarzę, że były nawet eksponowane w niektórych kioskach. Ale to było prawie 30 lat temu . I Autor powinien to jednak zauważyć .
  11. Autor niniejszej publikacji – Sylwester Bębas – już dwa razy pojawił się na moim blogu (pierwszy i drugi), co oznacza, że wciąż nie zaczął faktycznie interesować się tematem. Aczkolwiek, w poniższym tekście gry komputerowe są „przy okazji” kwestii uzależnienia od internetu (swoją drogą - Autor wciąż pisze „Internet”…). Przed Wami tekst „Zagrożenia dzieci i młodzieży w sieci – formy, zjawisko, uwarunkowania”, który został opublikowany na łamach czasopisma „Pedagogika Rodziny” (numer 2/2019). Link do całości znajdziecie – tradycyjnie - na końcu (trzeba się zalogować na konto ceeol.com). Niestety, praktycznie wszystkie słowa, które tu przeczytacie pochodzą z książek innych autorów – Autor robił przypisy, ale nie będę ich przepisywał. Zaczynajmy. Autor w 2019 roku powinien już znać techniki zabezpieczeń stron internetowych – oczywiście, łatwiej jest zepchnąć odpowiedzialność z rodziców (oraz siebie) i rzucić hasłem „te złe internety demoralizujo i nie da się kontrolować, co mój bombelek w nich robi”. Przepraszam – ale co w tym złego? Serio, nie widzę w tym nic niestosownego, a Autor pisze o tym jak o jakimś przeokropnym zjawisku. Przecież tak było od zawsze – ludzie oglądali np. serial i potem o nim rozmawiali. Nie ma więc w tym nic nowego ani nagannego. Odnośnie „pożyczania” gier – ponownie, czy to źle? Pomijam, że w 2009 roku (wtedy powstały te słowa) miało to większy sens niż w 2019 – czyli dobie cyfrowych gier, które trudniej pożyczać (chyba, że z całym kontem). Ponownie – co w tym nowego albo złego? Przecież to jest całkiem naturalne zjawisko i nie ma w nim nic nowego… Źródło O, interesujące – jednak Autor coś takiego zauważa. No, no… ciekawe do jakich wniosków go to doprowadzi? Acha… Nie wiem co jest w tym złego – szczególnie w „nieskrępowanych wyborach”. Ale spokojnie, Autor już śpieszy z wyjaśnieniem: Dobra, o ile rozumiem pierwsze punkty (choć nigdy nie poznałem wujka Gogle’a…), to o co chodzi z tym ostatnim? Macie jakiś pomysł? Źródło Nie wiem czemu, ale wyczuwam tu echa wypowiedzi pewnego Czarodzieja. Takie luźne skojarzenie… w sumie nie wiem skąd mi się wzięło . No, moim zdaniem na przejrzenie „miliardów bajtów” potrzeba decylionów godzin… No co? Podaję równie przybliżone dane, co Pani Moczydłowska . Lepiej przejdę dalej - kilka słów o pornografii: W tym momencie Autor użył tekstu z 1999 (!) roku. No, Autorze – przez te 20 lat sporo się zmieniło. Ale po co się tym interesować, skoro można wrzucić fragment pasujący do tezy i fajrant? Według przypisu, Autor wziął ten tekst z artykułu prof. Lwa-Starowicza z 1992 roku (!). Nie wiem – może nie było nowszych opracowań, ale, moim zdaniem, w 2019 roku pisanie o CD-ROMach jest… dziwaczne. Tak samo – kto kupuje pirackie programy? :O Nie jestem ekspertem, ale wydaje mi się, że piractwo polega na NIE PŁACENIU za programy… Ewentualnie Autor wciąż żyje w czasach giełdy… Źródło Jednakże, cieszę się, że wreszcie ktoś dostrzegł rodziców i ich rolę w życiu dziecka. Długo czekałem, ale wreszcie się doczekałem. Pomijam resztę i czas na agresję i przemoc: Tylko XXI wieku? Przecież wszelkiego rodzaju media od zawsze informowały także o przejawach agresji – vide strzelanina w Wilnie. Cóż, jak już wielokrotnie wspominałem przemoc i agresja nie są niczym nowym. Jedynie mogę przypomnieć, że druga wojna światowa zakończyła się w 1945 roku, a pierwsza gra powstała w 1947 . Źródło Nie wiem czy badacze słusznie robią szukając przyczyn agresji w mediach – może coś w tym jest? Póki co jednak nie przedstawili żadnych dowodów na istnienie takiej zależności. Zgodziłbym się, gdyby jednak Autor (czy raczej – Autorka, bo to słowa dr Ulfik-Jaworskiej) ustawił dwa środkowe zdanie w odwrotnej kolejności. Wtedy brzmiałoby to o wiele lepiej i prawdziwiej. Muszę przyznać, że nie bardzo rozumiem ten fragment... Czy w takim razie literatura (w której pojawia się wiele postaci) czy filmy (takoż) także negatywnie wpływają na odbiorców? Czy jest to kolejny raz, gdy oręż Spychologów uderza głównie w nich? Chyba Autor (czy raczej osoba, na którą się powołuje) nieco się zagalopował. Przede wszystkim – nie ma na to żadnego dowodu. Skąd wiem? Bo zostałby tu przedstawiony. Mamy tu jedynie domysły i wróżenie z fusów. Widzę tu tylko kilka rzuconych frazesów, które z równą skutecznością można by umieścić przy tekście o książkach, muzyce, filmach czy nawet teatrze, jakby się uprzeć. Tu jest wszystko klarowne, choć owe badania powstały w 1983 roku. Trzydzieści sześć lat przed publikacją tego tekstu! IMO Autor powinien był poszukać czegoś nowszego. Bo przez ten czas zmieniły się media oraz – niekiedy, oczywiście – mentalność młodych ludzi. A na zakończenie - na coś mądrego: I pod tym podpisuję się obiema rękami. Szkoda, że Autor dopiero na koniec się zreflektował i jednak dostrzegł, że od wychowania zależy bardzo dużo. Jednakże, inna rzecz jest dla mnie bardzo zastanawiająca – przy jednej zer stron internetowych Autor podaje „datę dostępu” – 20.02.2015. I teraz mam zagwozdkę – czy wtedy powstał tekst i został opublikowany dopiero w 2019 roku? Czy Autor po prostu wziął jakiś swój stary tekst, nie sprawdził i wysłał do publikacji? Jestem ciekaw jaka historia za tym stoi... Obiecany link. Do zobaczenia za tydzień!
  12. Szczerze pisząc to nawet nie miałem pojęcia, że takich programów było wtedy aż tak dużo . Spośród wymienionych przez Ciebie pamiętam jedynie Hypera - grami zacząłem interesować się dopiero na przełomie lat 1999/2000, więc pewnie stąd brak wcześniejszych wspomnień (aczkolwiek, Polonię 1 oglądałem dla anime ).
  13. Jakiś czas temu, gdy pisałem recenzję Dragon Pilot zapowiadałem, że z obejrzeniem trzeciej serii A Certain Scientific: Railgun poczekam na dubbing. Cytując Beziego: „Ta, jasne”. Źródło A Certain Scientific: Railgun T (dalej: „seria T”) jest bezpośrednią kontynuacją przygód Mikoto Misaki. Seria ma 25 odcinków, po 20 minut każdy oraz – podobnie jak poprzednio – składa się z dwóch arców: Daihasei Festival i Dream Ranker Arc. Oba opiszę w osobnych akapitach. Jednakże, co musicie wiedzieć, na serię dość mocno wpłynęła panująca obecnie pandemia, zatem nie będę jej oceniał aż tak ostro, jak prawdopodobnie powinienem. Final Phase* Pierwszy arc pokrywa się z tożsamym z serii Index (czyli głównej). Oglądałem jedynie fragmenty tamtego anime, więc nie będę się do niego odnosił ;). Niemniej, w Academy City trwa festiwal, podczas którego uczniowie różnych szkół rywalizują ze sobą. Rzecz jasna, protagonistka także bierze w tym udział. Niestety, sam festiwal jest jedynie tłem dla wydarzeń. Jednakże, nie mamy na co narzekać. Ogólnie ten arc mi się podobał – może nie był tak dobry jak część dotycząca Sióstr z serii S, ale był niemal tak dobry. Przede wszystkim dobrze rozwija niektóre postacie, które wcześniej się wprawdzie pojawiały, ale nie miały dość „czasu antenowego”. Mam tu przede wszystkim na myśli Mitsuko Kongou (Poziom 4 - zdolność tworzenia wirów powietrznych, czy coś…) Kinuho Wannai (Poziom 3 – kontrola nad strumieniami wody) oraz Maaya Awatsuki (Poziom 3 – wpływanie na siłę wyporu), które dostały dwa dobre odcinki w tym arcu. Nie mogę też nie wspomnieć o postaci, która odgrywa w tym arcu niemal tak samo ważną rolę, co Misaka – jej frenemy: Misaki Shokuhou (Poziom 5 – kontrola umysłu). Przyznam jednak, że przez większość arcu nie rozumiałem o co jej właściwie chodzi – czy jest zła czy dobra, jakie są jej motywacje i – choć po drodze sporo jest odkrywane – skąd jej niechęć do Railgun? Nie wspominając już o tym, że jej moc jest niemal absolutna – potrafi kontrolować umysły innych postaci (patrzcie wszystkim na oczy – to autorzy zrobili bardzo ciekawie ;)), w tym modyfikować ich wspomnienia, myśli i zachowanie. Wyjątkiem od tej reguły jest sama Misaka - w serii S zostało wyjaśnione, że pole elektryczne wokół niej nie pozwala na wejście w jej umysł. Nie zabrakło także głównego bohatera serii Index – czyli Kamijou Toumy, ale o nim jeszcze wspomnę. Wśród nowych postaci pojawia się kolejny Piątopoziomowiec - Gunha Sogiita, którego mocy nie rozumiem – jej efektów jest zbyt wiele: potrafi się wybić z miejsca, uderzyć pięścią tworząc coś na kształt Galick Gun Vegety. Do tego potrafi zbić elektryczne ataki Railgun oraz leczyć się do pewnego stopnia. Na szczęście, ta postać ma znaczenie dopiero pod koniec serii. Wreszcie też poznajemy osobiście antagonistę, który przewija się przez ten spin-off niemal od początku – Gensei Kihara – reprezentujący ciemną stronę naukowców z Academy City. I tu pojawia się największa bolączka tej części serii T – jej zakończenie. Wszystko wygląda świetnie – zły naukowiec triumfuje, ale wciąż nie może osiągnąć rezultatu, który zamierzył, ponieważ nie może zmusić Shokuhou do podania kodu do czegoś tam związanego z umysłem. Nie będę wdawał się w szczegóły eksperymentu, ale unieruchomił on protagonistkę i zmusił ją do próby zniszczenia miasta. Oczywiście, wszystko skończyło się dobrze, ponieważ… Touma dostał „moc bycia głównym bohaterem”. To było straszne – nowa zdolność może jest wszechpotężna i bardzo dobrze wygląda na ekranie, ale – na Innosa – dlaczego twórca tak to zrobił? Seria Railgun przez niemal cały czas opierała się na mocy Misaki oraz pomocy ze strony jej przyjaciół. Tutaj, choć jest podobnie, bo tylko współdziałanie Toumy-Sogiity oraz Shirai-Uiharu-Saten powstrzymały katastrofę, to problemem była dla mnie bierność samej bohaterki. Mogli to zrobić o wiele lepiej... Dual Existence* Drugi arc jest jednak zdecydowanie słabszy. Nawet teraz nie bardzo wiem o co w nim tak do końca chodziło… Nie wiem czy jest sens wdawać się w szczegóły – najważniejszą rzeczą, jaka się pojawiła jest Indian Poker – „karcianka”, na której można było zapisywać swoje marzenia/sny i dzielić się nimi z innymi. Wszystko brzmi nieźle, ale ich przeznaczenie miało być inne. Jakie? Nie mam pojęcia. Niemniej, w tym arcu pojawia się nowa postać w serii - Ryouko Kuriba… A właściwie w dwóch osobach (stąd tytuł piosenki), ale nie będę spojlerował. Niestety, ta postać nie jest wystarczająco dobrze rozwinięta – przez cały czas zastanawiałem się po co ona jest? Chyba tylko ze względu na swojego „Sobowtóra” (ang. Doppelganger), która jest antagonistką tego arcu. Tu znowu musze nieco pochwalić twórców - warto przyjrzeć się obu tym postaciom, by zobaczyć pewne interesujące szczegóły - szczególnie warto spojrzeć na ich twarze. Sama walka „Sobowtóra” z Misaką stanowi „mięso” tego arcu – niestety, jest krótka, mało intensywna i jedynym jasnym punktem jest pojedynek ich wielkich „golemów” – złożonego z części budynku (Doppelganger) kontra stworzonego z żelaznego piasku (Railgun). Ostatecznie, rzecz jasna, Misaka wygrywa, choć nie obywa się bez ofiar (nie śmiertelnych, nie martwcie się). Jednakże, najsłabszą częścią tego arcu jest absolutny brak Uiharu i zepchnięcie na dalszy plan Shirai i Saten. Fakt, ostatnie dwie otrzymały swoje osobne odcinki, ale to były bezsensowne fillery. Szczególnie ten Shirai – pojawia się w nim chłopiec imieniem Shaei Miyama (Poziom 1 – przewidywanie przyszłości). I choć jest on obecny w openingu to nie ma on żadnego znaczenia dla samej akcji – ot, twórca wrzucił go sobie do serii i tyle. Mam jednak nadzieję, że w kolejnej serii jego wątek zostanie rozwinięty. Zakończenie Zanim postawię ocenę muszę napisać coś jeszcze - w porównaniu z poprzednimi dwiema seriami „Railgun T” zostało nieco stonowane. Trochę brakuje szaleństw Kuroko i jej prób „zdobycia” Mikoto oraz interakcji między Saten i Uiharu. Wkurzało mnie też, że wciąż nie poprawili błędu animacyjnego i kosmyki włosów cały czas wchodzą na oczy, zlewając się z nimi. Nie mogę jednak nic zarzucić muzyce - pasuje do klimatu anime i współgra z poprzedniczkami. Pomimo swoich mankamentów, seria T wciąż jest bardzo dobrym anime - oglądało mi się je świetnie i nie mogłem się oderwać, co jest chyba najlepszą rekomendacją ;). Zatem, stawiam jej ocenę 4/6; jednocześnie zwiększam ocenę poprzednim dwóm seriom do 5/6. Życzę Wam udanego Weekendu Majowego! Niestety, jednocześnie muszę Was poinformować, że następny wpis pojawi się dopiero 15 maja. Do zobaczenia! *są to tytuły openingów dla poszczególnych arców, oba w wykonaniu FripSide - tak samo jak w poprzednich seriach
  14. Ogrywając AC: Valhalla (trochę mi wolno idzie, wiem) zwróciłem uwagę na pewną rzecz – napadając na kolejne klasztory ani Eivor ani żaden z jej podwładnych nawet nie wyciągnął ręki, by ukraść stojące wokół złote kielichy. Zdziwiło mnie to i zacząłem się zastanawiać nad tą kwestią nieco bardziej. Uświadomiłem sobie, że taka „dziwność” towarzyszy Asasynowi od „dwójki”, gdy pojawiły się pieniądze. Można otwierać skrzynie, zbierać ukryte skarby i otwierać tajemnie przejścia, ale nigdy bohaterowie nie podnosili stojących wokół złotych klamotów. Nawet pirat Edward Kenway (choć w jednym z filmików pada stwierdzenie, że należy brać wszystko, co nie jest przybite do podłogi) zdaje się zostawiać niektóre przedmioty – pomimo ich potencjalnej wartości. Ale mogę przyjąć pewne założenie – Asasyni z jakiegoś powodu nie tykają takich rzeczy i biorą tylko to, na co pozwala im (ten czy inny) Kodeks. Aczkolwiek, moim zdaniem takie podejście w ogóle nie pasuje do Wikingów czy piratów. Chociaż – z drugiej strony – w AC rzadko brakuje gotówki, więc nie razi to tak bardzo. Oczywiście ten problem pojawia się we wszystkich znanych mi RPGach. Fakt, w niektórych (np. Gothic) dało się podnieść niektóre kielichy, ale jednak nie wszystkie. Najbardziej rzucało się to w oczy w „trójce”, gdy po odbiciu miasta z rąk orków przystępowałem do plądrowania… i nie mogłem zabrać wszystkiego, co znalazło się w moim polu widzenia, a było wystarczająco małe, by zmieściło się do kieszeni. Pewnie nawet Lares by zapłakał widząc, że nie może czegoś ukraść. W Skyrimie jest to samo – chyba najbardziej zastanawiało mnie, ze mogłem wyjąć „loot” z mniejszych urn, ale nie mogłem zabrać ich samych, choć wyglądały na cenne. Nie wspominając nawet o pomniejszych żelaznych elementach czy choćby „wazach” dwemerów. To samo z inną grą Bethesdy – Fallout 4. To jest, w sumie, nawet dziwniejsze – postać może nosić w kieszeni ręczną wyrzutnię mini-bomb atomowych, ale uszkodzonego komputera (który na pewno ma w sobie jeszcze całkiem sporo cennych materiałów) nie. Nie wspominając nawet o komponentach znajdujących się w samochodach rozrzuconych po Bostonie czy choćby torbach. Jednakże, zastanawia mnie coś jeszcze - gdzie inne postacie mają złoto/pieniądze? O ile rozumiem, że jakiś pomniejszy bandzior może nie mieć go zbyt dużo, tak uważam, ze np. Król Rhobar II albo Ulfric powinni mieć go całkiem sporo - może nie przy sobie, ale w skrzyniach. Tymczasem - nic z tego. Zwykle NPCe (nawet te, które wydają się bogate) mają przy sobie maksymalnie kilka sztuk złota. Mało to wiarygodne w światach, gdzie nie ma banków, nie sądzicie? Mógłbym wymieniać jeszcze długo, a pewnie i tak znacie jeszcze więcej przykładów ;). Rozmyślając nad tym doszedłem do pewnego wniosku - najwyraźniej te przedmioty są zabezpieczone tymi samymi zaklęciami/technologią, co drzwi. To by wyjaśniało wiele kwestii – ale może Wy macie jakiś inny pomysł?
  15. Ostatnio mam jakieś szczęście do spychologów – ciągle trafiam na jakiś ich tekst. Tym razem trafiłem na artykuł Zbigniewa Małysza pod okropnie długim tytułem: „Gry komputerowe a agresywność i agresja/zachowania agresywne dzieci i młodzieży. Przyczynek do psychopedagogicznej analizy problemu”, który został opublikowany w 2019 roku. Link do oryginału znajdziecie na końcu. Pomijam wprowadzenie, bo nie ma tam nic ciekawego dla mnie (i muszę oszczędzać miejsce ) i przejdę od razu do części zatytułowanej „Rola aktywności ludycznej i gier komputerowych w życiu człowieka”. Ten tekst jest całkiem niezły – aczkolwiek nie zgadzam się z nim tak do końca. Moim zdaniem gry komputerowe cały czas służą dostarczaniu rozrywki – to się nie zmieniło od 1947 roku (w końcu pierwsza próba stworzenia takiej gry nosiła nazwę „Cathode-Ray Tube Amusement Device”). Rzecz jasna, Autor nie dał żadnego przypisu na poparcie swoich słów… ale dał inny, który teraz Wam przytoczę: Tekst p. Jędrzejko już opisywałem na moim blogu. Jednakże, takich słów nie pamiętam, zatem odniosę się do nich teraz. Przede wszystkim - miło, że Autor zauważa, iż rozwój psychospołeczny jest różny u każdej osoby. Brawo. Także uważam, że należy dzieci nauczyć rozróżniać prawdę od fikcji. Tylko dlaczego dopisał „(sic!)”, skoro najwyraźniej zdaje sobie sprawę z tego faktu? Totalny bezsens. I kolejna stara znajoma. Nie wiem czemu nie wpisałem wtedy tego podziału (o ile tam w ogóle był…), bo jest wyjątkowo dziwaczny . Chyba najzabawniejsze jest rozdzielenie strzelanin 2D i 3D – co nawet w 2005 roku było głupie, ale w 2019 nie miało już zupełnie sensu. Ale nie będę analizował całości, bo nie ma to chyba sensu, nie? Jeśli Autor chce to niech się ze mną skontaktuje . No dobra, jestem w stanie to przyjąć… ale ten fragment o „rozwoju strzelanin” wygląda dość zabawnie biorąc pod uwagę fakt, że „Pong” powstał w 1972 roku, rozpoczynając – poniekąd – branżę gier komputerowych. Zatem ten rozwój jest od początku, co z kolei przeczy wcześniejszym stwierdzeniom Autora… Co tu się dzieje?? Miło, że Autor powołuje się na nieco nowsze zestawienia. Sęk w tym, że „rzetelność badawcza” to w tym przypadku oksymoron – bowiem Autor dał link do… 50 najlepszych FPSów w historii (oryg. „The 50 Best First-Person Shooters of All Time”)! Zatem nie są to „najpopularniejsze” strzelanki, lecz te, które – według opisu na stronie – stanowią najlepszy przykład FPSów! To ogromna różnica, drogi Autorze! Źródło Co ciekawsze – na tym Autor kończy temat strzelanek. Ot tak sobie. Kolejny punkt został zatytułowany „Gry komputerowe a agresywność i agresja/zachowania agresywne – zarys (wybranych) zależności”. Jest to właściwie zbiór tekstów innych Autorów. Szkoda mi miejsca na wszystko, więc dam tylko kilka fragmentów: Skąd Autor wziął takie wnioski? Moim zdaniem są one całkowicie nieuprawnione. Przecież wraz z rozwojem technologii informatycznej będą rozwijać się nie tylko „brutalne” gry, ale także te „bezpieczne”. Jeśli Autor twierdzi inaczej to przydałoby się podać dlaczego. Tymczasem Autor pisze: O jakiej „luce technologicznej” pisze Autor? O co mu chodzi? Początkowo myślałem o „luce” pokoleniowej/wiekowej między młodymi-graczami a starymi-nie-graczami. A tutaj najwyraźniej chodzi o coś innego – ale nie mam pojęcia o co. Autor ma rację tylko w jednym – od rozwoju dziecka/młodego człowieka zależy czy powinien mieć kontakt z tego typu grami czy nie. Tu mnie Autor zaskoczył – jednak zechciało mu się zajrzeć do fachowego portalu i coś z niego zrozumiał. To zdanie jest strasznie długie i wielokrotnie złożone (bo było połączone z poprzednim - o Death Race!), więc musiałem je podzielić. Znowu trochę nie rozumiem, o co Autorowi chodzi: przecież we fragmencie, który sam przytoczył jest jak byk napisane, że ESRB jest instytucją „samo-cenzury” granży. Do tego – co zauważają (poniekąd słusznie) redaktorzy US Gamer – gry komputerowe lepiej zniosły te regulacje niż np. filmy w czasach „kodeksu Haysa”. Najlepsze jest to, że na tym Autor kończy ten temat i idzie dalej - „Agresjogenne gry komputerowe a inne sytuacje agresjogenne i zachowania agresywne”: Tu jest jeszcze ciekawiej – zaraz dowiecie się dlaczego. Znowu czegoś nie rozumiem. Co Autor ma na myśli używając słowa „automatycznie”? Jeśli ma na myśli wyłącznie sport to może i ma rację – nie nazwałbym tego automatycznym, ale dość szybkim. Ale jeśli ma na myśli także inne sytuacje w świecie realnym to się grubo myli. No, chyba, że według niego jesteśmy bez przerwy śledzeni, jak w jakimś Big Brotherze. Ktoś-coś? Czy faktycznie gdy się kogoś zabije w realnym świecie to pojawia się informacja, że innym zrobiło się smutno? Pytam serio . Okej, przyjmuję to do wiadomości. Nie wiem czy odnosi się to do wszystkich gier komputerowych, ale niech Autorowi będzie. Podał nawet jakieś źródła, więc jest dobrze. Z takim pozytywnym nastawieniem pójdę dalej - „Stan (wybranych) badań”; punkt 1 - „Dowody istnienia związku – (wybrane) badania eksperymentalne”: Z 2000 roku? Nie było nic nowszego? Dowiecie się niebawem. Póki co poczytajmy, co Autor ma do dodania: Dobra, teraz po kolei – nie wiem jakie dane przyjęli owi badacze i nie chce mi się ich sprawdzać. Autor mógłby się podzielić tymi danymi (w końcu to na nim ciąży ten obowiązek), bo z przytoczonych słów nic nie wynika. To znaczy wynika – gry komputerowe są złe pod każdym względem. Dodatkowo, nie mam pojęcia gdzie i przez kogo oraz na jakiej ilości osób przeprowadzano te badania. Czy była to obserwacja w domach tych osób (w końcu Autor napisał o „tzw. normalnym życiu”), czy „w sytuacji laboratoryjnej”? Są to dwa różne podejścia i może mieć to wpływ na przebieg i wyniki badań. Dobra, psycholog ze mnie żaden, ale Autor chyba się tu mocno zakręcił. Z powyższego fragmentu wyraźnie wynika, że gry komputerowe w mniejszym stopniu prowadzą do zachowań agresywnych niż telewizja. Innymi słowy – albo Autor coś poplątał i wsadził to w niewłaściwe miejsce, albo było mu absolutnie wszystko jedno… Źródło Interesujące jest to także, gdy zestawi się te słowa z początkiem kolejnego punktu - „Argumenty krytyczne, obalające lub niepotwierdzające istnienia związku”: Tu załamałem ręce. Pamiętacie co pisałem o „rzetelności badawczej’ Autora? Tu macie na to świetny przykład – mi wystarczyło kilka minut, by znaleźć np. coś takiego. Zatem Autor niezbyt przyłożył się do swoich poszukiwań (pewnie z góry założył, że takich badań nie ma i fajrant). Ale to nie koniec tematu, o nie: Oczywiście, o ile badacz chce obalić teorię o negatywnym wpływie gier. Bowiem w jaki inny sposób przytoczeni przez Autora badacze doszli do takich wniosków? Sam przecież pisze o „sytuacji laboratoryjnej”! Ponownie Autor przeczy sam sobie – wychodzi na to, że jednak istnieją takie badania. I musi być ich całkiem sporo, skoro „większość” się Autorowi nie podoba. Tego zdania nie rozumiem, szczerze pisząc… Nie wiem do jakich badań odnosi się Autor… Czy do obu typów, czy tylko do tych, które przeczą jego tezie. Może Wy macie jakiś pomysł? Z tym nie mam zamiaru się spierać. Ba, nie mam zamiaru tego sprawdzać ;). Nie chcę Autorowi nic sugerować, ale tego kryterium (najczęściej leży obiektywność i rzetelność) nie spełniają także badania, które potwierdzają istnienie owego związku, o czym doskonale wiecie po lekturze mojego bloga ;). Czas na „Podsumowanie”: Jedyne, co Autor wykazał to swoje dążenie do potwierdzenia własnej tezy. Nie twierdzę, że problem nie istnieje – ale potwierdzanie go w ten sposób daje całkowicie odwrotny efekt. Na zakończenie, standardowo, krótkie Przemyślenie. Przez cały czas spędzony z tym artykułem miałem wrażenie, że Autor chciał poruszyć wszystkie możliwe tematy (na końcu pojawiają się nawet portale społecznościowe!) i poszedł po łebkach. W przyszłości powinien pochylić się nad jednym zagadnieniem – choć mam wrażenie, że i taki tekst trafiłby do MSMów . Obiecany link. Do zobaczenia za tydzień!
  16. Wiele lat temu (jakieś 5 czy 6) odkryłem demo gry Papers, Please autorstwa Lucasa Pope’a. Gra uwiodła mnie swoją mechaniką – sprawdzanie dokumentów osób, które chcą dostać się do Arstoczki (państwo bloku wschodniego) dawało mi całkiem sporo frajdy. Niedługo później tę produkcję – już pełną – kupiłem na STEAM. I od tamtego czasu wracam do niej. Jeśli nie znacie tej produkcji to serdecznie ją polecam ;). Osobiście polubiłem sprawdzanie tych wszystkich dokumentów do tego stopnia, że wszystkie postacie posądzałem o próbę oszukania mnie. Źródło Dlaczego jednak o tym piszę? Otóż, niedawno odkryłem, że polskie studio PlayWay przygotowuje rozbudowaną wersję tej produkcji – grę pt. Contraband Police. Demo jest już dostępne na STEAM, więc grzechem było nie sprawdzić. Moje pierwsze wrażenia są całkiem niezłe – demo pozwala na rozegranie dwóch pierwszych dni pracy w Służbie Granicznej. Tutaj jednak sprawdzamy nie „pieszych”, lecz zmotoryzowanych „petentów”. Zatem – poza sprawdzaniem poprawności papierów - musimy przeszukać pojazd, by upewnić się, że nie ma w nim kontrabandy. Do tego celu wykorzystujemy scyzoryk, widły (do przebijania opon) oraz kilka przedmiotów, których działania jeszcze nie znam. Szmuglera trzeba aresztować (według twórców, w przyszłości taki delikwent będzie nam chciał dać łapówkę), a zdobyte dobra schować do schowka (jest w nim ograniczone miejsce). Dodatkowo, podczas kontroli warto ocenić stan pojazdu. W przeciwieństwie do Papers, Please należy też pamiętać, żeby zaznaczyć czemu nie wpuszczamy danej osoby. Raz o tym zapomniałem i skończyłem dzień na minusie… Właśnie – pieniądze – ponownie jak we wspomnianym „indyku” też zbieramy. Tym razem jednak zamiast utrzymywać rodzinę wykorzystamy zarobiony szmal na rozbudowę/ulepszenie naszego posterunku. Niestety, jeszcze nie mogłem zobaczyć jak to będzie działać. Niemniej, uwielbiam takie elementy w grach, więc nie mogę się doczekać. Gra ma się pojawić w czwartym kwartale tego roku. Cóż, nie pozostaje mi nic innego jak czekać i modlić się, by twórcy niczego nie zepsuli :P. A Wy – co sądzicie o tego typu grach? Korzystając z okazji życzę Wam spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. Do zobaczenia za dwa tygodnie!
  17. Warto się z nim zapoznać . Aczkolwiek, albo się go pokocha (pomimo wad) albo nie
  18. Niedawno minęło dwadzieścia lat od rozpoczęcia serii gier, która wpłynęła także na mnie – oczywiście mam na myśli Gothica ;). Przy czym, co muszę zaznaczyć, z tą serią jestem nieco krócej – mniej-więcej od 2003 roku. Dodatkowo, moją pierwszą grą z serii była „dwójka”. Ogólnie, Gothic 2 zapisał się w mojej świadomości jako pierwsza gra RPG, którą naprawdę polubiłem. Moje wcześniejsze próby – choćby z Neverwinter Nights – kończyły się fiaskiem. Wprawdzie grafika i animacja już wtedy nie były zachwycające (aczkolwiek mi się podobały), to – z czym fani serii pewnie się zgodzą – najważniejsze były: fabuła, klimat oraz genialny polski dubbing. Skoro jednak jest to rocznica „jedynki” to sądzę, że warto Przemyśleć całą serię ;). W pierwszą odsłonę grałem najmniej – fakt, przeszedłem ją wszystkimi trzema ścieżkami fabularnymi, ale jakoś nigdy nie czułem do niej takiego „szacunku”, jak do sequelu. Może to się wiązać z tym, co napisałem wcześniej. Oraz z kwestią, którą zrozumiałem nieco później – „jedynka” była zaledwie próbą; Piranha Bytes wielokrotnie ją zmieniała (ponoć Gothic miał być MMO na początku) – zatem to może o to chodziło? Źródło Niemniej, to do „dwójki” czuję największy sentyment. Tę część również przeszedłem wszystkimi ścieżkami, lecz moim ulubionym wyborem wciąż jest Mag Ognia. Szczególnie po tym, gdy udało mi się odkryć, że mam wtedy największe przywileje. Serio – kiedyś uderzyłem pięścią Lorda Andre i wszyscy strażnicy się na niego rzucili z mieczami. Fakt, wybił ich, lecz ja nie miałem żadnych problemów z tego powodu. Jednakże, wydaje mi się, że w Nocy Kruka zostało to zmienione (albo miałem buga ;)). Może wiecie coś na ten temat? ;). O „dwójce” rozmawiałem też kiedyś z moim nauczycielem informatyki w liceum ;). Pamiętam, że omawialiśmy który sposób dostania się do Khorinis jest najlepszy :D. O trzeciej części nie bardzo wiem co napisać – sporo informacji zawarłem już kiedyś we wpisie z moją przygodą z tą odsłoną Gothica. Tu napiszę tylko, że szkoda, że Piranha Bytes nigdy nie ukończyła tej gry. Jest to podobna sytuacja do „jedynki” – widać te wszystkie braki, ale nikt nigdy tego nie wypełni (poza moderami, rzecz jasna ;)). Jednocześnie, mimo upływu lat, uważam, że graficznie G3 zestarzał się całkiem nieźle – lepiej niż Oblivion :P. Wprawdzie ostatnią częścią serii był Świt Bugów, ale lepiej przemilczeć tę abominację :D. Za to krótko o Risen – czyli duchowym następcy serii. Przyznam, że pierwsza część napawała mnie optymizmem, że niemieccy twórcy wracają do formy. Oczywiście, produkcja miała swoje gorsze momenty (jaszczuroludzie i zakończenie), ale także dobre rozwiązania (np. wątek don Estebana). Niestety, „dwójka” pogrzebała wszelkie moje nadzieje, zatem ani po „trójkę” ani po Eleksa już nie sięgałem... A jakie jest Wasze zdanie na temat serii Gothic – i ogólnie grach od „Piranii”? Do zobaczenia za tydzień ;).
  19. Tak bardzo brakuje mi tej mechaniki w Valhalli . Szkoda, że Ubisoft z niej zrezygnował. Dodatkowo, w Black Flag (i chyba w Rogue) pojawiali się na łowcy, jeśli zbytnio narozrabialiśmy na morzu. Ale wątpię, by Autorce te tytuły cokolwiek powiedziały .
  20. Zanim zacznę opisywać dzisiejszego MSMa muszę napisać, że tym razem Autorka ma sporo racji i problem powinno się zbadać nieco głębiej – dlatego dodałem także tag MoG. Niestety, te naprawdę przydatne i mądre słowa toną w odmętach typowej spychologii. Szkoda, bo do szczęścia było blisko. Przed Wami Agnieszka E. Taper i jej artykuł pt. „Dewiacja jako norma – „ścieżki zwycięstw” bohaterów popularnych gier komputerowych dla młodzieży”, który został opublikowany w piśmie naukowym „Przedsiębiorczość i Zarządzanie” w 2015 roku. Już sam tytuł daje dużo do myślenia… Korzystam z wersji cyfrowej, więc link znajdziecie na końcu. Jak zawsze nie dokonywałem żadnych zmian. Gotowi? Na początek część MoG: Trudno się z tym nie zgodzić, prawda? Zanim przejdę dalej muszę Wam przytoczyć fragment z wyjaśnieniem co Autorka rozumie pod pojęciem „dewiacja”: Tu już pojawia się pierwsza lampka ostrzegawcza – Autorka w tym momencie ustawiła gry w wiadomym szeregu – zgodnie z własną tezą. Źródło Dalej jest historia gier i ich podział – całkiem nieźle zrobione, przyznaję. Autorka ma za to u mnie plusa, ale muszę to pominąć. Przechodzę zatem do „mięsa” – czyli badań. Motywacja całkiem ciekawa, muszę przyznać. Tym bardziej byłem pełen nadziei, że tym razem ktoś zrobił to dobrze… To też jest całkiem dobry pomysł – przynajmniej Autorka nie wzięła „popularnych gier”, tylko przeprowadziła swoje badania na jakimś konkrecie. Aczkolwiek, mam pewne wątpliwości – dlaczego przebadane zostały zarówno osoby bardzo młode (które nie powinny mieć dostępu do gier 18+) oraz osoby dorosłe? Chyba żadnego zaskoczenia w tym miejscu, prawda? Można się było spodziewać takich wyników. Fakt, 11 latkowie nie powinni mieć dostępu do takich gier, ale – nie oszukujmy się – mają. I jest to wina rodziców, co jest chyba oczywiste? Jest! Doczekałem się! Nareszcie ktoś odkrył PEGI! HURA! Cieszę się, ze Autorka zwróciła na to uwagę – oraz, że zajrzała na portal o grach komputerowych. To krok w bardzo dobrą stronę. Jednakże: W tym miejscu kończy się już wiedza Autorki. Zresztą – sami zobaczycie: Tu jeszcze nie jest tak źle, ale jest kilka nieścisłości: 1. trylogia Ezio przeczy słowom o „innych bohaterach”, dodatkowo - do „trójki” głównym bohaterem jest, de facto, Desmond Miles; 2. czy da się robić w AC zadanie zlecone przez kogoś innego niż bohaterowie niezależni? Obawiam się, droga Autorko, że nie. Choć nie jestem 100% pewny czy tak samo rozumiemy to pojęcie. W pierwszym GTA można było uprawiać seks? :O Autorka chyba się zagalopowała - albo nie ma pojęcia jak wyglądała jedynka i myśli, że – jak inny autor - GTA zaczęło się od „trójki”). Źródło Nie jestem też do końca pewny wspomnianego „pięcia się”. Nie wiem jak było w „jedynce”, ale w „dwójce” jedynie zdobywaliśmy respekt u gangów (niezależnie od wszystkiego gra kończyła się… mocno ;)). Odnośnie „trójwymiarowych” części: Claude Speed do końca pozostał pionkiem w grze (i trudno mówić o jego aspiracjach, bo nie mówił), Tommy Vercetti był bardzo wysoko w hierarchii, CJ także był praktycznie na szczycie (w końcu stał na czele jednego z silniejszych gangów), Nico Bellic nigdy nie aspirował do miana „szefa”, Michael de Santa chciał porzucić swoją kryminalną przeszłość – ale mu nie wyszło, a Trevor Phillips był CEO „Trevor Philips Industries”, więc – de facto – był „na szczycie”. I chyba tylko Franklin Clinton by tu pasował – po przymknięciu oka na pewne kwestie, rzecz jasna. Odnośnie wulgarności – jakoś nie widzi mi się oglądać np. Trevora mówiącego „motyla noga” czy inne zamienniki wulgaryzmów. Stereotypy też nie mogą być tu postrzegane jako coś złego – bo i czemu miałoby? Cała kultura bazuje - w ten czy inny sposób - na stereotypach. Ponownie – nie widzę tu nic niewłaściwego dla gry 18+ - czego Autorka wydaje się być świadoma. Źródło Coś w tym dziwnego? Wszystkie powyższe produkcje to gry akcji (używając szerszego znaczenia tego gatunku), więc gracz musi mieć narzędzia, którymi może się posługiwać. Przecież nie może w takich grach dawać przeciwnikom nagan, nie? Moje ulubione słowo – „większość”. Niestety, nadal nie wiem ile to jest :(. Jednocześnie, przypominam, że cały czas mówimy o grach akcji przeznaczonych dla osób dorosłych. Tu już Autorka pojechała po całości i wrzuciła wszystkie te trzy tytuły do jednego worka. Bowiem o ile przy GTA można się pokusić o takie stwierdzenie (choć znalazłoby się sporo przykładów przeciw tej tezie – choćby Kate McReary z „czwórki”), tak przy takim Asasynie raczej trudno przyjąć ten tekst. Fakt, w grze (szczególnie w trylogii Ezio) pojawiają się kurtyzany (których można użyć do odwrócenia uwagi strażników) to jednak nie sądzę, że o to Autorce chodziło. Nie wspominając już o fakcie, że w większości produkcji (także w filmach) kobiety mają podkreślone kształty (choćby filmy o Jamesie Bondzie). Źródło Tu załamałem ręce – we wszystkich trzech tytułach czas rozgrywki jest – praktycznie – nieskończony. Jednakże, przyjmując, że Autorce chodzi wyłącznie o główny wątek fabularny to w takim „Wiedźminie 2” jego przejście zajmuje około 40 godzin gry. Nie chciałbym widzieć filmu, który trwałby tak długo. To porównanie jest bez sensu także z innego powodu – można przejść niektóre z tych gier zabijając tylko „fabularne” postacie, natomiast w filmach zawsze ginie określona ilość osób. Inna sprawa - jak policzyć zgony w filmach, gdy ludzie giną np. w mieście zniszczonym przez Godzillę? Bo gdyby tak wziąć dość filmów, by dotrzeć do 40 godzin to te statystyki mogłyby wyglądać zupełnie inaczej, nie sądzicie? Swoją drogą – to ciekawy motyw, ale – moim zdaniem – niemożliwy do zbadania. Skoro te gry są przeznaczone dla dorosłych to i dorosłe rozterki się pojawiają – co w tym dziwnego lub złego? Filmy dla dorosłych także je przedstawiają, nie? Chyba, że o czymś nie wiem... Cóż, w filmach też jest umowna – no, chyba, że Autorka jest z tych, co widząc Seana Beana w kolejnym filmie myślą „kurde, jak on to przeżył?”. Tu znów się załamałem – przecież w żadnym z tych trzech tytułów nie da się zabijać dzieci! Ba, nie znam gry, w której dałoby się zabić dziecko (mówię o „dużych grach’, a nie jakiś fan-made). Chyba tylko „wysysanie” Little Sisters w BioSchock byłoby najbliższe temu stwierdzeniu... Oczywiście, istnieją modyfikacje (choćby do Fallout 4 czy Skyrim), ale trudno obwiniać twórców za to, że gracze coś takiego tworzą i instalują, nie? Cóż, biorąc pod uwagę wspomnianą definicję dewiacji, nie mogę się nie zgodzić. Jednakże, co wciąż trzeba podkreślać, są to gry dla dorosłych, którzy rozumieją, że to są gry – coś wirtualnego. Nie ma? Gwiazdki w GTA, strażnicy w AC i Wieśku – to mało? Jasne, zwykle jest jakiś sposób na pozbycie się problemu, ale trudno wyobrazić sobie, by np. musieć grać w GTA wciąż będąc poszukiwanym przez policję… albo musieć odsiedzieć 25 lat/dożywocie. Pewnie byłoby to interesujące, ale UMOWNOŚĆ gry powinna być wystarczająca. Źródło Oczywiście, że nie mają i wszyscy dorośli gracze o tym wiedzą. Ci młodsi raczej też, o ile mają mądrych rodziców, którzy pilnują co robi ich dziecko. Bo to są GRY. Dodatkowo, dostęp do broni np. w Ameryce jest nieco łatwiejszy, więc z tym byłbym ostrożny z takimi stwierdzeniami. To jak w… bo ja wiem… 99,9999% filmów akcji? I akurat w AC nie przypominam sobie ani „realistycznych scen śmierci” ani „jęków i krzyków”. Ale może się nie znam . Albo grałem w jakąś inną wersję . Źródło Już to omówiłem – to są gry, umowne, wirtualne światy. W dodatku te produkcje są przeznaczone dla dorosłych, co znowu muszę podkreślić. Pewnie też jesteście ciekawi, co? No to się trzymajcie: I tego właśnie oczekuje się od gier akcji, droga Autorko. Dokładnie tego – akcji! I ze względu na przemoc tego typu produkcje mają oznaczenia „dla dorosłych”! Ile razy można to wałkować w jednym tekście? Zaskakuje mnie też to słowo „zwłaszcza” – czy gry typu „Cities: Skylines” – choć nie zawierają agresji – też dokonują tej „rewolucji”? Bo tak wynika z tego tekstu. Przez chwilę było całkiem nieźle – Autorka wreszcie dostrzegała badania przeczące tezie. Ale, żeby nie było za różowo, od razu podała przykład – chyba najgorszy z możliwych. Droga Autorko – strzelaniny w szkołach nie pojawiły się po powstaniu gier komputerowych. Do takich zdarzeń dochodziło też wcześniej – także w Polsce. Więc nie jest to żaden „twardy empiryczny dowód”. Tu mnie Autorka zaskoczyła bardzo mocno – wreszcie zauważyła, że istnieją takie osoby jak rodzice. Szkoda, ze dopiero pod koniec tekstu, ale lepsze to niż nic. I pod tym się podpisuję. Jednakże, skoro tak Autorka uważa, to dlaczego nie mogła napisać o tym tekstu? Po co całe te wstawki o Asasynach, GTA i Wiedźminie, skoro zdecydowanie nie były one skierowane do rodziców, a jedynie służyły poparciu tezy? Przecież ten tekst byłby o wiele lepszy, gdyby Autorka pokazała np. PEGI, omówiła każde z oznaczeń na konkretnych przykładach i dała rodzicom kilka rad – np. gdzie szukać materiałów o grach albo jakie produkcje mogą dać swoim dzieciom. Ale zamiast tego dostaliśmy misz-masz rozmaitych pomysłów... Link do całości znajdziecie tutaj. Do zobaczenia za tydzień!
  21. Ostatnio na opisywanej w poście grupie była bardzo podobna "wklejka". Możliwe, że nawet ta sama .
  22. Ja miałem tak samo - słynne "nie po ścianach - nie marnuj amunicji!" mojej Mamy jest na to najlepszym dowodem To dobrze, że nie widziała innych "akcji", które można wykonać w GTA .
  23. To mnie przekonuje, że to nie jest trolling, a faktycznie ktoś coś chce zrobić. Aczkolwiek, nie bardzo mogę się zgodzić z tym zgłębianiem - najczęściej widzę tam kopiuj wklej tekstów bez jakiegokolwiek wkładu własnego.... To mnie właśnie najbardziej boli :/. Ludzie traktują to jak trolling, a wcale tak być nie musi... Ale, jak pisałem, Panie nawet nie podejmują próby dyskusji. Stąd wrażenie, że jednak ktoś tego nie pisze na serio. Ale sam nie wiem
  24. Jakieś dwa tygodnie temu znajomy podesłał mi link do facebookowej strony „Mamy Przeciwko Brutalnym Grom Komputerowym” (na wszelki wypadek nie dam Wam linku :P). Zainteresowało mnie to z wiadomych powodów ;). Na początek przyjrzałem się treściom zamieszczanym przez Autorki: w większości są to materiały, które sam wrzuciłbym jako MSM. A to pojawi się jakaś lista brutalnych gier, a to zaraz jakiś artykuł o zabójstwie spowodowanym przez gry. Wisienką są opowieści „od rodziców” (o nich za chwilę), by nagle dostać w twarz polityką (Autorki wspierają Jedyną Słuszną Partię, rzecz jasna) albo wrzutką religijną. W komentarzach też jest ciekawie – na moje oko jakieś 90% osób to młodzi gracze (maks. 18 lat), którzy zaglądają tam albo by nawrzucać Autorkom albo by próbować dyskutować… Sam wielokrotnie próbowałem inicjować dyskusję z Autorkami, ale – póki co – ani razu nie dostałem odpowiedzi. Dlaczego? Nie mam zielonego pojęcia. Odnośnie historyjek – cały czas mam nieodparte wrażenie, że ktoś to zwyczajnie wymyśla. Przykładowo, kilka fragmentów z postu z 19 lutego – nie dokonywałem żadnych poprawek: Odkąd to przeczytałem siedzę i zastawiam się nad czymś: czy ta strona to jeden wielki bait czy ktoś tworzy to na serio? Bo ta historia jest tak niewiarogodna (zresztą nie tylko ta), że chyba tylko fanatyk by w to uwierzył. Jednakże, Autorki wydają się brać to całkowicie na serio. Zatem, osobiście, coraz bardziej skłaniam się ku drugiej opcji. Ale sam nie wiem…. Źródło Może Wy wiecie coś na ten temat? Albo macie jakiś pomysł? Jeśli tak – podzielcie się, proszę. Do zobaczenia za tydzień!
  25. Już na samym początku tej bardzo krótkiej recenzji trzeciego sezonu „Disenchantment” muszę przyznać, że – choć dobrze się bawiłem – miałem wrażenie, iż jest to zaledwie wstęp do kolejnego sezonu. Ale po kolei. Pierwsze odcinki tego sezonu zabierają nas z Dreamlandu (w którym znów źle się dzieje) do Steamland – które jest właściwie przeciwieństwem królestwa, z którego pochodzi Bean. Samo miejsce dość mocno przypomina wiktoriański Londyn – kominy, wszechobecna para, dzieci pracujące w fabrykach… wiecie o czym piszę ;). W „nowej” krainie pojawiają się też nowe postacie – przede wszystkim Alva Gunderson, twórca Steamlandu. Niestety, ta postać – póki co – nie jest zbyt dobrze rozwinięta i trudno określić o co mu dokładniej chodziło. Niemniej, przez cały sezon gdzieś tam się pojawia i wiemy, że jeszcze coś będzie z nim związane w kolejnym sezonie. Niestety, Groeninga poniosło nieco przy piętrzeniu problemów dla „starych” postaci. O ile rozumiem, że serial od początku bazuje na szalonych przygodach Bean, Elfo i Luci, tak nie mogę zrozumieć czemu zrobił Królowi Zogowi to, co zrobił. Na Innosa, przecież ten człowiek mówi głosem Bendera, a jego ojowe zawołąnie brzmi „bite my shiny metal axe”! Brakowało mi tej postaci – choć pojawiła się w prawie wszystkich odcinkach tej serii. Dlaczego zatem go brakowało? Cóż, o tym sami musicie się przekonać ;). Równie rozczarowujące jest zakończenie – znów mamy cliffhanger (do tego bardzo podobny do tego z pierwszego sezonu), co jest już trochę nudne w tym serialu… Szczególnie, że teraz trzeba czekać na czwarty sezon, by dowiedzieć się co dalej. Rozumiem, że tak ma to działać, ale choć raz niech to będzie jakiś inny suspens, a nie powtórzenie tego samego schematu. Wypadałoby teraz postawić ocenę, ale tego nie zrobię. W przeciwnym razie musiałbym postawić 4/6 (poprzednim dwóm sezonom postawiłem piątkę). Do zobaczenia za tydzień! Źródło grafiki
×
×
  • Utwórz nowe...