Skocz do zawartości

Sefnir

[Ekspert] Manga & Anime
  • Zawartość

    2036
  • Rejestracja

  • Wygrane dni

    4

Wpisy blogu napisane przez Sefnir

  1. Sefnir
    ORB-01 Akatsuki Gundam jest mobile suitem zainspirowanym Strike Gundamem wraz z jego Striker Packiem i zbudowanym przez inżynierów ORBu. W zamyśle miała to być maszyna stanowiąca ostatnia linię obrony kraju i utrzymywana w ścisłej tajemnicy. Zlecający budowę Uzumi Nara Athha wierzył, że drzwi hangaru tego MSa nigdy nie będą musiały zostać otworzone.

    Pod względem wyposażenia Akatsuki przypomina typowe maszyny z 74 roku Ery Kosmicznej. Z tym, że zamiast zwykłego pojedyńczego Beam Sabera posiada jego dłuższą, rozdzielaną, wersję z ostrzami na obu końcach (podobnie jak Freedom czy Justice). Oprócz tego ten MS posiada oczywiście karabin oraz tarczę.
    Tym co może się wyróżniać, jest dodatkowy ekwipunek wynikający ze Striker Packa.Przedstawiany tu model jest w wersji Oowashi, czyli tej, którą pilotowała Cagali w drugiej połowie Gundama Seed Destiny. Co to oznacza? Ano to, że Akatsuki został wyposażony w zestaw poprawiający jego mobilność, oraz umożliwiający latanie w ziemskiej atmosferze (analogicznie jak w przypadku Aile Strike'a). Co więcej Oowashi posiada parę dział energetycznych.
    W tym miejscu należy też wspomnieć o prawdopodobnie największym atucie tego Gundama. Czymś nazwanym Yata-no-Kagami*. Pod tą tajemniczą nazwą kryje się specjalna złota powłoka, która w anime odbijała wiązki energetyczne. Jako że przedmiotem tego tekstu jest model, nie ma mowy o jakichkolwiek wiązkach energetycznych, ale za to pozostaje rewelacyjny złoty kolor.
    W tym miejscu bardzo bym chciał pokazać pudełko i jego zawartość, jednak nie mogę. Nie dlatego że go nie posiadam, po prostu blogi maja ograniczenie dotyczące ilości obrazków, więc musiałem coś poświęcić. Ale dobra, wracając do tematu, w pudełku znajduje się sześć plastikowych ramek, jedna gumowa, instrukcja i naklejki. Dość normalnie jak na model w skali 1/144 HG. To co najbardziej rzuca się w oczy, oczywiście oprócz koloru, to ilość tych ostatnich. Jest ich niewiele, i łatwo je nakleić. Szczególnie biorąc pod uwagę niektóre modele z Unicorna. Instrukcja to instrukcja, typowa dla tej skali, krótka zwięzła i na temat.
    Wspomniałem już o tym wcześniej, ale tutaj, zanim przejdę już do samego modelu, muszę poświęcić pewnemu tematowi kilka słów. Charakterystyczną cechą Akatsukiego jest jego kolor. Części pokryte są złotą farbą. Co to oznacza? Ano to że trzeba strasznie uważać przy usuwaniu ich z ramki, w przeciwnym wypadku powstaną brzydko wyglądające zadrapania bądź ślady.
    To tyle tego dobrego, pora przejść już do samego modelu.


    Chciałbym powiedzieć wiele rzeczy o tułowiu, ale nie mogę za bardzo. Jego budowa jest prosta i bezproblemowa. Prawie. Drobne kłopoty miałem z czarnym i czerwonym elementem, które widać na ostatnim zdjęciu. Po wsadzeniu ich na odpowiednie miejsce powstawała nieestetyczna szparka pomiędzy nimi a resztą tułowia. Dopiero po chwili kombinowania udało zrobić tak, by w miarę to wyglądało.


    Głowa jak to głowa. Typowa dla Gundamów, niesprawiająca żadnych kłopotów. Kilka elementów plus dwie naklejki.



    W zasadzie to mógłbym napisać to samo co przy tułowiu, ale bez wzmianki o problemie. Ręce były proste i przyjemne w budowie. Nic co by sprawiło jakiekolwiek trudności.





    Stopy do bólu klasyczne, jedynym problemem jaki można tu popełnić jest odwrotne umiejscowienie gumowego stawu. Budowa nóg, podobnie jak i ramion jest łatwa i przyjemna. Może nie szybka, bo jednak trochę elementów jest.


    Znowu, łatwo i przyjemnie. Tym co, miło, zaskakuje jest przód... spódnicy. Front skirt się to po angielsku nazywa. A chodzi o pancerz osłaniający krocze z przodu. Miłym zaskoczeniem jest to, że dostajemu dwa osobne elementy, podczas gdy bardzo często jest to jeden kawałek plastiku. Jest to o tyle fajne, że daje nieco więcej swobody przy ustawianiu nóg.





    Budowa Sky Packa zaczęła się trochę od tyłu, bo od dział energetycznych. Zadziwiająco fajnie zrobionych, muszę przyznać. Na fotkach tego nie widać niestety, ale one są rozsuwane. Nie dużo, kawałek, ale jednak. To co mnie zaskoczyło to lekkość z jaką chodzą. Nie potrzeba duzo siły by je wysunać, wystarczy lekkie pociągnięcie, ale jednocześnie nie ma obawy, że będą same się rozsuwały.
    Działa są zamocowane do Sky Packa za pomocą stawów kółkowych. Fajna rzecz, bo daje spore możliwości jeśli chodzi o pozowanie, ale niestety jednocześnie mają tendencję do wypadania. Nie to że model stoi i nagle bęc, odpadły, nie. Po prostu lubią wyskakiwać ze stawów podczas ruszania nimi.
    Sam Sky Pack lekki i przyjemny w budowie (znowu to piszę...). Nic co sprawiło by mi jakiekolwiek problemy. Zdecydowałem że odpuszczę sobie naklejki na skrzydłach i zostawię je całe złote. Broń, broń, broń...
    Broń, broń, broń... Gdzieś zapodziałem zdjęcia. Karabin, tarcza i beam sabery to raptem po kilka części, i raczej trudno coś tutaj pomylić. Fajną rzeczą jest możliwość przymocowania miecza do karabinu, dostaje się wtedy coś w rodzaju bagnetu.


    Podsumowanie

    To by było na tyle, odnośnie budowy, pora teraz jakoś wszystko podsumować.
    Akatsuki Gundam jest, wręcz do bólu, typowym modelem skali 1/144 HG. Nie chcę by jednak ktoś źle mnie zrozumiał. Uważam go za fajną rzecz, składanie sprawiło mi naprawdę masę frajdy, a ustawiony w dobrze oświetlonym miejscu wygląda po prostu rewelacyjnie. Nie zmienia to jednak faktu, że jego budowa jest prosta i kompletnie niczym nie różniąca się od modeli tej skali, dodatkowo jest stosunkowo drogi. Kosztuje 2400 jenów (około 70zł), to oczywiście nie oznacza, że taniej się go nie dostanie. Sam zapłaciłem 1920 jenów (około 56zł), co jednak nadal jest powyżej średniej ceny modeli 1/144 HG. Wynika to z... tak, ze złotego koloru. Jest to typowe dla MSów okreslanych jako Metallic Coating, Titanium Finish, czy właśnie złotych jak Akatsuki.
    Kilka słów chciałbym jeszcze poświęcić jego pozowalności. Jestem tu naprawdę miło zaskoczony. Nie napotkałem na żadne problemy przy ustawianiu rąk czy nóg. Działa energetyczne, choć lubią wypadać przy ruszaniu nimi, pozostawiona same sobie trzymaja sie pewnie. Jedynie karabin lekko się chwieje, w dłoni, ale to nic co by mnie zdziwiło. Zdecydowanym plusem jest też stabilność Akatsukiego. Mam w kolekcji jego większych kolegów (Aile Strike w MG i Gale Strike 1/100HG), którzy mają problemy z samodzielnym staniem, ponieważ Striker Packi przeważają i ciągna do tyłu. Tutaj tego nie zauważyłem. Model stoi pewnie zarówno ze złożonymi jak i rozłożonymi skrzydłami.


    Alternatywy

    Akatsuki Gundam występuje w dwóch wersjach. Przedstawionej tu Oowashi, oraz Shiranui. Jedyną różnicą jest Striker Pack. Shiranui to jego wersja kosmiczna, wyposażona w DRAGOONsy (Odpowiednik funneli** w Erze Kosmicznej), oprócz tego sam model jest taki sam. Obie wersje zostały wypuszczone w skali 1/144 HG, oprócz tego jest jeszcze wersja 1/100 HG. Tu jest już tylko jeden model, ale za to w pudełku znajdują się oba Striker Packi do złożenia. Pytanie tylko czy warto go kupować. Moim zdaniem nie. Kosztuje 6500 jednów (około 190zł), czyli tyle co niezły model Master Grade. Zdecydowanie lepiej zdecydować się na jedną z mniejszych wersji.


    Galeria

    Z powodu ograniczenia ilość grafik jaką mają blogi, po zdjęcia gotowego modelu zapraszam na minusa. KLIK.
    *Yata-no-Kagami - Ośmioboczne zwierciadło będące częścią japońskich regaliów cesarskich.
    **Funnele - Najprościej mówiąc, w Universal Century, to rodzaj broni wyposarzonej w napęd oraz małe działko. Całosć jest sterowana myslami.
    Teraz pozostaje jedno pytanie. Jest ktokolwiek zainteresowany takimi wpisami?
  2. Sefnir
    Jakiś czas temu, w bardzo zamierzchłych czasach, kilka osób na blogach tworzyło topki anime z poprzedniego roku. Chciałem do tego powrócić, albo będąc bardziej precyzyjnym, chciał zrobić coś podobnego, ale nie opartego jedynie na wypisce dziesięciu najlepszych tytułów. Pomyślałem że znacznie ciekawiej było by zaciągnąć kilka osób do podsumowania roku 2013 w jednym tekście, w formie czegoś na kształt luźnej rozmowy. Efekt tego można zobaczyć poniżej.
    Korzystając z okazji, w tym miejscu chciałbym podziękować Blackowi, Soapsowi i Xerberwi za pomoc. Dzięki chłopaki.
    Muszę też wyjaśnić jedną rzecz. Tekst oryginalnie powstał w okolicach lutego. Dlaczego więc publikowany jest teraz? Najprościej mówiąc, bo zawaliłem. Najpierw była sesja, a potem nie mogłem się zebrać by złożyć wszystko w całość i napisać ten wstęp. Robię to teraz by całość nie poszła na marne. Zapraszam do czytania.




    No to dobra panowie, pora zaczynać. Co nas najbardziej zaskoczyło w minionym roku? Ktoś chętny pójść na pierwszy ogień?
    Szedoł: Równie dobrze mogę zrobić kolejnego first blooda, bo animców dużo nie oglądam, o jeszcze mniejszej ilości pamiętam - i tego, które z nich były puszczane w 2013r. - a w ogóle wolę wspominać te bardziej aniżeli mniej udane produkcje W każdym razie na zadane pytanie odpowiem pośrednio dwoma słowami - Kakumeiki Valvrave. IMO pomijając trochę zrushowane zakończenie to całkiem sensowne animu ze sporą dozą funu? Może wpadłbym na coś jeszcze, ale pomysłu specjalnego nie mam.
    Sefnir: Kurczę, a myślałem że od razu podasz Gatchaman Crowds ;p Co jak co, ale animiec pewnym miłym zaskoczeniem, przynajmniej dla mnie, był. Wspomniany przez ciebie Valvrave też. Prawdę mówiąc po opiniach innych spodziewałem się tytułu znacznie gorszego a dostałem całkiem przyjemne mechy. Całość wyglądała naprawdę nieźle, Sunrise pokazało, że doskonale wie jak animować anime o wielkich robotach (które to IMO wyglądały świetnie).
    Szedoł: Kurczę, oczywiście! Po prostu animu wypadło mi z głowy, ale z twoją opinią mogę się zgodzić całkowicie, był mega pozytywną niespodzianką
    Soaps: Jak mówisz o ?serii ze sporą dozą funu? to mi się od razu przypomina Kill la Kill i te epickie walki w strojach rodem z agencji towarzyskiej.
    Szedoł: Kill la Kill. Saving anime one episode at a time. AOTY 2013.
    Xerber: Samurai Flamenco... Zdecydowanie Samurai Flamenco! Początkowo wydawał się być trochę dziwną opowiastką o pseudo bohaterze, który chce odmienić swoje miasto na przekór opinii publicznej, ale w przeciągu paru ostatnich odcinków serial wyewoluował w szaleńczą jazdę bez trzymanki! Co prawda od chwili zmiany stylu można narzekać na mniejsze, czy większe głupoty, ale odnoszę wrażenie, że taki był celowy zamiar twórców. Zostało jeszcze 12 odcinków do zakończenia i już jestem ciekaw czym jeszcze zaskoczy nas scenariusz.
    Soaps: Mnie za to pozytywnie (a nawet bardzo) zaskoczyło Date A Live. Niby można je było, w oczach wielu, skazać już na samym starcie, bo to przecież hermówka, bo przecież wałkowane tyle razy, blablabla. Finalnie obejrzało się to z niekłamaną przyjemnością i pozostaje tylko czekać na drugi sezon (zwłaszcza, że niedawno wyszła OVA, jeszcze bardziej podsycająca apetyt (woof, woof. Kto oglądał ten wie o co mi chodzi - dop Sefnir)). W sumie podobną sytuację miałem przy oglądaniu drugiego sezonu Highschool DxD. Niby wiedziałem już czego się mniej więcej spodziewać, ale i tak niejednokrotnie zostałem zaskoczony wysoką jakością całości pomimo swojego gatunku. No i w sumie wychodzi, że w segmencie zaskoczeń będą dwie haremówki. Chyba zostanę zlinczowany za herezję.
    Szedoł: W sumie, jeśli mowa o czymś podobnym do Date a Live, które było niezłe, to jeszcze można dorzucić Strike the Blood. Oryginalne to to nie jest, rewolucyjne tym bardziej, ale jednak jakoś tak? ogląda się to bez zgagi.
    Soaps: Jak tak dalej pójdzie to nas na ten sam pal przybiją *Kira laugh*.
    Xerber: Doliczcie trzeciego trupa, bo ja również miałem dziką przyjemność oglądając inny ?haremshit?, a dokładniej mówiąc ?Ore no Nounai Sentakushi ga, Gakuen Love Comedy wo Zenryoku de Jama Shiteiru?, znane także pod skróconą nazwą ?NouCome?. Niby głupie toto było, ale śmiałem się jak pomylony? A potem coś umarło we mnie, kiedy skończył się ostatni odcinek, a ja zdałem sobie sprawę z tego, że na drugi sezon raczej nie ma co liczyć. Biedne studio Diomedea. Niby cały czas robią kozackie anime, a jakoś nie potrafią ich sprzedać.
    Soaps: Znam to bolesne uczucie? Jak już kiedyś pisałem jest to jedna z największych krzywd jaka może spotkać fanów. Ten smutek, ta pustka. Echh, szkoda gadać.
    Sefnir: Pora na czwartego trupa na haremowego pala? Date a Live. Tak zdecydowanie to było miłe zaskoczenie.. Spodziewałem się durnej haremówki? i ją dostałem. Było durno, było sporo ecchi i było zabawnie (no i Kurumi! - dop. Soaps (Raczej Origami;p)). Podobnie ma się sprawa ze wspomnianym przez Blacka Strike the Blood. Na pewno nie jest to wielce odkrywczy i przełomowy tytuł, ale ogląda się go bardzo przyjemnie.
    Szedoł: Niejako przy okazji? jeżeli mowa o bólu związanym z wiedzą, że drugi sezon animca, które nam się podobało NIE powstanie to mam dla was przykład: Mondaiji-tachi ga Isekai kara Kuru Sou Desu yo? (i pełny tytuł napiszę tylko raz )...a jak sobie pomyślę, że taki Symfos?.ARGHHH? dostanie sezon numer trzy to aż mnie skręca.
    Xerber: Tak jak mówiłem - klątwa tego studia robi swoje. Mam tylko nadzieję, że Kantai Collection czeka lepszy los.
    Sefnir: Fakt, Mondaiji aż prosi się o drugi sezon. To wspaniały przykład, że da się zrobić anime o totalnie OP postaciach, które przy tym są całkowicie naturalne.
    Szedoł: Izayoi był OP, niestety dwie dziewczyny w tym trio trochę zostały w cieniu (i nawet ?DEEEEEEEEEEN? na to nie pomógł )
    Sefnir. Ale królik za to nadrabiał. No i genialny Shiroyasha. On i Izayoi - the best pervert duo (królik to jedna z postaci dla których się ogląda dalej! - dop. Soaps)
    Szedoł: A to czasem nie była ?ona??
    Sefnir: O..o..o? A faktycznie. Wiki potwierdza. No to ona i Izayoi - the best pervert duo, plus jak zwykle genialna Satomi Aria.
    Xerber: Nawet tytuł odcinka, w którym wystąpiła po raz pierwszy przedstawił ją jako lolitę w kimono. Oj Sefnir, chyba za dużo shota się naoglądałeś
    Sefnir: Czy ty myślisz, że ja pamiętam tytuły wszystkich odcinków animców jakie oglądam? ;p Po prostu jej zachowanie bardziej do faceta pasuje.
    Szedoł: A, jest w sumie jeszcze jedna produkcja, która zaskoczyła mnie w pozytywny sposób - Aoki Hagane no Arpeggio: Ars Nova
    Sefnir: O tak zaskoczyło. Szczególnie pod względem CGI postaci ;p Choć całkiem szybko szło się przyzwyczaić.
    Soaps: Mayo Chiki! *spogląda z lekkim smutkiem*
    Sefnir: Ogólnie to myślę, że miniony rok obfitował w całkiem sporo dobrych tytułów, ale część z nich nie mogę nazwać zaskoczeniem. Dlaczego? Ano dlatego iż od samego początku oczekiwano od nich wielu rzeczy. No bo co, spodziewać się kiepskiego anime od Gena Urobuchiego? Co innego gdy już od samego początku, pomimo dobrego studia, zapowiada się coś kiepskiego, tak jak w przypadku Gundam Build Fighters. Tu naprawdę bardzo się pomyliłem. I choć anime nadal jest durne i stanowi skok na kasę oraz reklamę kolejnych modeli, to przy okazji jest jednym wielkim (niezłym) jajem z całego Gundamowego fandomu oraz, a może przede wszystkim fandomu gunplowego.
    Soaps: Ach, zapomniałbym o tytule po którym nie miałem w sumie żadnych oczekiwań i niezmiernie pozytywnie mnie zaskoczył? Może po prostu dlatego, że uwielbiam animcowe romanse? Mowa o Golden Time - po internecie krąży wiele niepochlebnych opinii na jego temat i jak niektóre czytam to zaczyna boleć mnie głowa. Pierwsza połowa daje nam fajne postacie (Kaga!), masę feelsów (autorzy ulubowali sobie dołowanie mnie) i jedyne co trochę psuje mi na razie odbiór całości to pewien idiotyczny wątek dodany przez twórców niejako na siłę albo z braku pomysłów. Ale za główną bohaterkę, wybaczam. Jak wy także lubicie ten gatunek, dajcie szansę. Wiem, że można znaleźć lepsze tytuły, lecz jestem bardzo pozytywnie zaskoczony. No i to w końcu anime od twórców Toradora!, musiało mi sie spodobać.
    Sefnir: A mnie Golden Time lekko męczy. Drażni mnie wątek, który określasz jako idiotyczny, i z tego jednego powodu już pare razy miałem ochotę porzucić oglądanie. Dwa niektóre dramy naprawdę są IMO robione na siłę.
    Przy okazji jeszcze wspomnę o jednym tytule, który mnie miło zaskoczył. Maoyuu Maou Yuusha. Strasznie fajnie ten animiec wykorzystywał archetypy postaci fantasy, na dobre zakorzenionych w popkulturze. No i miał naprawdę rewelacyjnie zrobione tła.



    To może teraz w drugą stronę? Nieraz miało się wielkie oczekiwania, a ostatecznie wyszło coś? no nie do końca to czego oczekiwaliśmy.
    Sefnir: Tym razem pozwolę sobie zacząć. Magi. Świetna manga dostała ekranizację dobrą do momentu gdy studio trzymało się pierwowzoru. Nie jestem w stanie tego zrozumieć, szczególnie, że dało by się sensownie zakończyć anime materiałem oryginału. Dalej Amnesia. Nie spodziewałem się wiele po tym tytule ale dostałem jeszcze mniej, plus sztuczna i pozbawiona jakichkolwiek emocji lalka w postaci głównej bohaterki Pomyśleć, iż ta sama osoba podkładała głos pod Ayatsuji z Amagami. Więcej animców raczej mnie nie zawiodło? No chyba, że Galilei Donna. Anime samo w sobie złe nie było, ale czegoś w nim brakowało. A, było jeszcze Genei wo Kakeru Taiyou. Black być może się ze mną zgodzi. Anime dawało nadzieję na nieco mroczniejszą historię o mahou shoujo, ale ostatecznie wyszło nieco miałko.
    Szadoł: W sumie poratowałeś mnie tym Genei wo? bo miałem ciężką rozkminę czy faktycznie było coś co ostro hajpowałem albo ludzie dookoła mnie i nic nie przychodziło mi do głowy. Tak jak przypuszczasz, zgodzę się z tobą, że jednak animu mogło być znacznie lepsze a już końcówka mnie mocno zawiodła. Porównując to do imo fenomenalnego, trzeciego filmu Madoki pt. Rebelion mamy niebo i ziemię, przepaść totalna (+1 - dop. Soaps)(+1. Choć z drugiej strony to Madoka też mogła zawieść osoby, które oczekiwały zwyklego mahou shoujo - dop Sefnir). W sumie mógłbym dodać jeszcze Symfoszita, który po pierwszym sezonie był ?nawet może być? a w drugim przeszedł do ?kill it with fire? a już zwłaszcza quality faces dr. Vera? :|
    Xerber: Coppelion. Czy muszę w ogóle mówić więcej? Nie spodziewałem się wiele. Wystarczyłby mi klimat pierwszego odcinka, ale niestety w miarę postępowania fabuły robiło się po prostu głupio jak cholera (ale utwór w endingu fajny - dop. Sefnir)! Strzelanie do bombowca B-2 Spirit z ręcznej wyrzutni Stinger, mecha-pająk, pościg na rowerach wodnych... Ostatnie odcinki to była po prostu katorga! Podobnie zasyfione było Vividred Operation. Mahou Shoujo, fabuła typu ?siła przyjaźni pokona całe zło tego świata? i dwie tony pantsushotów. Strike Witches zrobiło to już wcześniej i co ważniejsze (...dodało do wszystkiego zwięrzęce uszy i ogony, czego chcieć więcej? - dop. Soaps) - zrobiło to lepiej! Przynajmniej sceny transformacji były całkiem w porządku, ale jedna mała rzecz nie uratuje całej produkcji. No i jeszcze OreImo i jego ?fantastyczne? zakończenie, o które ludzie wciąż się pieklą.
    Szadoł: Mnie tam akurat Vividred się podobało (+1 - dop Sefnir), bo właśnie zrobili takie maho szodżo tyle, że magię zastępując technologią, które jest kolejnym przykładem, że owszem, głupie to i jest, ale przyjemnie/zabawnie się ogląda a imo finałowa batalia zostawiła we mnie lekki posmak TTGLa. Tylko lekki, ale zawsze coś
    Sefnir: W tym momencie zgadzam się z Blackiem. Jasne Vividred bywało głupie i miało masę majtasów na widoku, ale oglądało mi się to całkiem fajnie. No i plus za sam setting gdzie zamiast typowej magii mamy technologię. Coś ala Nanoha, tylko na mniejsza skalę.
    Soaps: Ja szczerze mówiąc miałem bardzo duże (zbyt duże) oczekiwania co do Shingeki no Kyojin i dość mocno się zawiodłem. Anime nie było złe, wręcz przeciwnie, bardzo dobre, ale po tym całym hajpie i zachwytach ze wszystkich możliwych stron po prostu oczekiwałem sporo więcej niż dostałem. Niby fabuła była dobra (zasługa mangi), ale już na przykład postacie kulały i dość mocno mnie to uderzyło. Te które miały potencjał aby być fajne albo pokazywały się za rzadko, a cała reszta to super mocna Mikasa ciągle krzycząca ?Eren!?, wielki buntownik Eren no i balansujący pomiędzy inteligentem, a nieudacznikiem Armin. Echh. Mam nadzieję, że te elementy zostaną poprawione w drugim sezonie. Jeszcze raz zaznaczam, iż seria była naprawdę świetna, ale boli mnie, iż wyłożyła się na elementach na których się wyłożyć nie powinna.
    Szedoł: Cóż, kto czyta forum zna moją opinię na temat SnK. Do adaptacji mogę przyczepić się w sumie tylko o jedno - totalnie zrypali cliffhanger z ?jajkiem niespodzianką?
    Sefnir: A ja nawet SnK nie skończyłem. Jakoś nie chciało mi się dalej oglądać skoro znałem mangę. Kiedyś będzie trzeba dokończyć.
    Soaps: Jak się zna mangę to anime może nie tylko być strasznie nudne, lecz zaczyna wtedy kuleć pod jeszcze innymi względami niż wcześniej. Że nadmienię tylko straszne uproszczenie jednej z walk w anime, a jest tego trochę więcej. Niby nie ma co narzekać bo to adaptacja, ale napisać można.
    Sefnir: Może nie tyle, że było strasznie nudne, co raczej jakoś mnie do niego nie ciągnęło. Podobnie ma się sprawa z drugą serią Magi. Ale tylko podobnie, bo tam pozostał lekki niesmak po pierwszej serii.



    Rynek, z rynkiem, za rynkiem i o rynku. Naszym polskim rynku mangowym oczywiście, który w minionym roku nieco obrodził tytułami. Rynek anime zaś uczcijmy minutą ciszy?
    Soaps:*minuta ciszy*. Pozwolę sobie zacząć :3. Przyznam, że w minionym roku rzeczywiście było sporo tytułów. Nie wszystko co wyszło czytałem, ale i tak wydałem sporo pieniędzy ;p. Puella Magi Madoka Magica - od tego zacznę. Manga ma tylko trzy tomy, jest krótka i ma miejscami chaotyczną kreskę, ale i tak dałem się naciągnąć i mimo wszystko cieszę się, że ją mam bo ładne wydanie, no i można do końca się nasycić po obejrzeniu anime i kinówek (a Waneko już szykuje nam następną mangę z tego uniwersum do wydania). Niedawno wyszły dwa tomiki Toradora! i tutaj bezwzględnie trzeba polecić, bo manga jest świetna i lekko różni się klimatem (i kreską) od anime. Może to wciąż zwykła historia miłosna (chociaż dla mnie pozostaje [beeep]ista tak czy siak ^^), ale still better love story than twilight. No i Taiga . Z tego co posiadam jest jeszcze bardzo ładne wydanie Spice & Wolf, chociaż papier jest troszkę cienki, ale za to mamy Holo w blasku księżyca i w kolorze. Do tego całość naprawdę długa, każdy tomik zaskacza grubością, a kosztuje tylko 20 zł. Napisałbym jeszcze, że czekam wciąż na ósmy tom HOTD i Waneko mogłoby go w końcu wydać zamiast wypluwać szmiry w postaci Karnevala (z mojej strony, odradzam). Ach, zapomniałbym. Są jeszcze piękne wydania mangi Another, które też miałem wielką przyjemność czytać. Szczególnie podoba mi się dość spora wielkość zeszytów i to jak ładnie prezentują się na półce. No dobra historia też trzyma poziom, ale jestem po anime więc się tego spodziewałem.
    Xerber: Ja do tej listy dodałbym jeszcze Opowieść Panny Młodej wydaną przez Studio JG. Duży format, gruby papier, twarda okładka, wysokiej klasy tusz i dobre tłumaczenie sprawiają, że jest to jedna z najlepiej wydanych mang w Polsce. Z niecierpliwością czekam na premierę trzeciego tomu.
    Sefnir: Panna Młoda zdecydowanie. Zaryzykuję stwierdzeniem, że to jedna z najlepiej wydanych mang w naszym kraju. Solidna twarda oprawa, dobry papier i duży format w sam raz dla świetnych rysunków Kaoru Mori. Autorka zdecydowanie wie jak rysować szczegóły. Naprawdę, pierwszy raz jak to zobaczyłem to detale strojów mnie powaliły. Dalej na pewno Another, choć ubolewam troszkę, iż nikt nie pokusił się o wydanie wersji książkowej, bo przecież oryginalnie to (tak samo jak choćby Shinsekai Yori) normalna powieść a nie LNka (przynajmniej dostaliśmy mangę - dop. Soaps). Może kiedyś. Słówko odnośnie Spice and Wolf. Sam prawdę mówiąc w pierwszej chwili miałem zamawiać, ale potem doszedłem do wniosku, że nie opłaca mi się inwestować w adaptację light novelki skoro ją samą już kupuję (ale rysunki są naprawdę ładne więc jeszcze to przemyśl - dop. Soaps (LNka też ma obrazki ;p)).
    Ale ogólnie muszę przyznać, iż miniony rok być dość dobry pod względem mang. Pojawiło się całkiem sporo tytułów, co dość dobrze świadczy o kondycji wydawnictw. A ptaszki ćwierkają, że obecny rok może nie być gorszy, ale o tym później.
    Soaps: Aha, było jeszcze Ikigami - również solidna manga z dużą ilością stron chociaż w porównaniu z wspomnianą przez was Otoyomegatari, miękka okładka wypada słabo zwłaszcza biorąc pod uwagę grubość. No i ten, manga Shingeki no Kyojin jest świetna.



    To może teraz tak dla odmiany w kilku słowach o oczekiwaniach odnośnie roku 2014?
    Xerber: Po pierwsze - chcę już poznać zakończenie Kill la Kill. To w końcu dzieło Imashiego, a on zawsze zapuszcza trolla w ostatnim odcinku. Mam nadzieję, że reszta historii też mnie nie zawiedzie, bo spekulacje /a/nonów, o ile okażą się prawdziwe, zapowiadają całkiem niezłą jazdę! Poza tym mam sporą chrapkę na nową serializację Fate/Stay Night od ufotable. Ich adaptacja Fate/Zero była świetna i mam szczerą nadzieję, że utrzymają poziom. Idąc dalej - Mekaku City Actors, czyli Shaft animuje serię, która zaczęła się od jednej Vocaloidowej piosenki. Serial reżyserowany będzie przez Shinbou Akiyuki, który w ostatnich latach dał nam Madokę, Hidamari Sketch i Monogatari Series. Dla mnie pozycja obowiązkowa (+1 - dop. Soaps)!
    Sefnir: Czekając na nowego Fejta od ufotable możesz zabrać się za VNkę ;p ((Już dawno skończona - dop. Xerber) to wiesz czego można oczekiwać) Nie no, sam oczywiście czekam na nowe anime osadzone w Nasuverse, bo historie od Nasu i spółki Lubię i to bardzo. I choć info o tym, że cały projekt można określić jako remake trochę ostudziło mój hajp to ciągle mam nadzieję, iż dostanę ekranizację przekozackiego Heaven's Feel (a gdyby do tego jeszcze dołożyli zakończenie Superhero/Mind of Steel? Mmm, rozmarzyłem się). Po cichu liczę też na Heart of Freaks. Z innych anime to na pewno czekam na trzecią kinówkę Nanohy, ale że żadnej konkretnej daty jeszcze nie ma, to mogę się nie doczekać w tym roku. Oprócz tego to dla mnie rzecz kompletnie obowiązkowa czyli siódma i ostatnia część Unicorn Gundama, który w moich oczach już jest najlepszym anime o mechach jakie widziałem.
    Z anime to już chyba nie ma nic czego bym typowo wyczekiwał. Bardziej wyglądam tego co będzie się działo z rynkiem. A ptaszki ćwierkają, że dziać się może i to bardzo miło. Jedno z wydawnictw stara się o 10 nowych tytułów, a do tego, jak samo podało, prowadzi rozmowy w sprawie eksperymentu z light novel. I chyba to będzie jedna z najbardziej wyczekiwanych rzeczy w tym roku przeze mnie.
    Zapomniałbym. Oczywiście oczekuję anglojęzycznego wydania Fate/complete material. Pierwszy tom już w czerwcu. Cena tylko około 130zł... I to na przecenie.
    Soaps: Nie mam jakiś szczególnie wilekich oczekiwań, a wręcz liczę na kilka porządnych zaskoczeń. Większość rzeczy na, które rzeczywiście z niecierpliwością tupam nogami to głównie kolejne sezony obejrzanych animców. Na przykład Date A Live, SnK, kolejna część Rebuild of Evangelion (no i nie obraziłbym się za drugi sezon wspomnianego Mondaiji)...
    Przede wszystkim marzę aby anime wróciły z impetem na rynek polski. Abym mógł moją ulubioną serię swobodnie kupić w pobliskim sklepie i zasiąść do niej przed telewizorem z popcornem w łapach. No i czekam na kolejne wydania dobrych mang na naszym rynku. Niedługo wszak na mojej półce wreszcie dumnie zagości polskie wydanie SnK i Girls und Panzer.
    Sefnir: Czemu wiedziałem, że będziesz kupować czołgistki ;p
    Tak z innej beczki. JPF zapowiedziało wydanie mangi Shingeki no Kyojin. Chyba można to uznać za rozpoczęcie roku z dużym kopem.
    Xerber: Co prawda z tytanami jestem na bieżąco, ale z chęcią wyłożę kasę na wydanie papierowe (mam tak samo - dop. Soaps).
    Sefnir: Sam bym chętnie kasę też wyłożył, ale po pierwszym łał, przyszła myśl, że mam ciekawsze dla mnie rzeczy do kupienia (modele ;p ) i brak mi miejsca.
    Teraz przyszły mi jeszcze dwie rzeczy do głowy, których mógłbym oczekiwać w tym roku. Pierwsza to tanie waluty. Druga to fajne modele. Liczę troszkę, iż Bandai pokusi się o wydanie mięsa armatniego z Valvrave?a i może jakiś starszych gunpli, które jeszcze nie miały reedycji (ach ten nieszczęsny RX-78 i jego v3 oraz przeciągnięcie przez wszelkie możliwe serie i skale?).
    Soaps: Co do tego co chciałoby się postawić na półce, czekam z niecierpliwością na figurkę Matoi Ryuko od Phat Company (paf!http://www.hlj.com/product/pht57441), a że jeszcze wychodzi w czasie świętowania moich narodzin to na pewno się skuszę. No i jest jeszcze trochę droga , ale za to przepiękna figurka Asuki od Medicom w maju (paf x2http://www.hlj.com/product/medrah-640/Act). Czy to czas aby poprosić o kasę na Kickstarterze?
    Sefnir: Droga? To jest drogie: http://www.hlj.com/product/tha96890 ;p
    Soaps: To jest kosmos .
    Sefnir: Nie, kosmosem jest to: http://www.hlj.com/p...ct/SST34359/Sci
    ;p
    Soaps: Goddamnit, za siedem tysiaków to można mieć tyle różnych rzeczy, a ktoś kupuje za to figurkę ^^. Ale nie oceniam, nie mówię, bo jakby było mnie stać...
    Sefnir: Eee tam tyle różnych rzeczy. Za taka kasę auto można kupić. Już nawet nie przeliczam tego na książki i modele

    Coś bez czego podsumowanie roku obyć sie nie może, czyli best of the best.
    Xerber: Inferno Cop oczywiście! A tak całkiem serio (no popatrz, przez chwilę myślałem, że mówisz całkiem serio! - dop. Soaps), to 2013 obfitował w wiele fantastycznych produkcji i naprawdę trudno byłoby mi wyróżnić tylko jednego zwycięzcę. Ostatecznie grono to potrafię zmniejszyć do dwóch tytułów, ale bardziej już się nie da. Pierwszym z tych tytułów jest jednoodcinkowa OVA studia Trigger ?Little Witch Academia?. Ten ledwo 25 minutowy twór oczarował mnie swoją prostą fabułą, ciekawymi postaciami i przepiękną oprawą. Kto nie oglądał niech żałuje lub natychmiast naprawia swój błąd! Drugą zaś będzie, a to ci niespodzianka, ?Non Non Biyori?, czyli urocze dziewczynki na prowincji. Jak dla mnie drugiego, tak relaksującego anime po prostu nie ma! Wyróżnienia należą się też fantastycznej kontynuacji serii ?Monogatari? i rebootowi Gatchamanów o podtytule ?Crowds?.
    Soaps: Ja również ograniczę się do ?jedynie? dwóch najlepszych tytułów chociaż w minionym roku było ich zdecydowanie bardzo dużo, na tyle aby nie dać rady ogarnąć wszystkiego! Zacznę od Yahari Ore no Seishun Love Comedy wa Machigatteiru (dla dociekliwych, nie znam tego tytułu na pamięć) czyli prześwietnej komedii, która zapewniła mi bardzo dużo śmiechu, ale nie zabrakło też elementów poważniejszych. Szczególnie kupiło mnie nietypowe pokazanie klasowego outsidera, tym razem darując sobie nadwagę, bryle jak denka od słoika itp. Do tego wszystkiego fajne postacie (?naturalne? byłoby tu dobrym określeniem), ładna kreska i ogółem wysoki poziom pomimo oklepanej, szkolnej tematyki. Szczerze mówiąc miałem problem pomiędzy tym tytułem a Shingeki no Kyojin i chociaż wspominałem, że ograniczę się do dwóch tytułów chciałbym aby tytani byli ex aequo z Yahari Ore. Dalej wspomniany już wyżej przez Xerbera drugi sezon Monogatari Series. Jak dla mnie, sama wzmianka o nim to zdecydowanie za mało. Ci co czytają mojego bloga, znają mój zachwyt w nieco bardziej wylewnej formie zatem nadmienię tylko, że całość mnie zachwyciła i nie dbam o to czy to rzeczywiście sprawka jakości czy może mojego fanboystwa. Raczej nie traktowałbym tych tytułów jako best of the best, ale po prostu? no jak już trzeba typować, to trzeba . Wzmianki należą się drugiemu sezonowi Highschool DxD bo ten tytuł to jeden z lepszych w swoim gatunku (GDZIE JEST PAL, GDZIE JEST PAL - dop. Wściekły tłum). Oczywiście warto nadmienić także Mondaiji-tachi ga Isekai kara Kuru Sou Desu yo? bo naprawdę sprawiło mi masę frajdy i śmiechu, nawet chwilami dość prostego humoru doprawionego fanserwisem (ale jak mógłbym na niego narzekać? ^^). W sumie największą wadą tego tytułu jest jego długość, a to iż jest dobry sprawia, że ma się ochotę na więcej. Napisałbym jeszcze słówko o Golden Time bo ostatnio wszystkim spamuje żeby oglądali, ale nie chwalę serii przed ostatnim odcinkiem i zachowam ją sobie w razie co do podsumowania bieżącego roku. No i w sumie to samo mógłbym napisać o Kill la Kill.
    Sefnir: Jak tak sobie pomyślę, to w sumie cięzko mi wybrać coś najlepszego. Jak już Xerber wspomniał miniony rok obfitować w całkiem sporo dobrych tytułów, i naprawdę trudno mi wskazać ten numer jeden. Ograniczę się, lecz nie do dwóch, a trzech tytułów. Na pierwszy ogień pójdą filmy. Dwa. Steins;Gate: Fuka Ryouiki no Déj? vu, za Okabe, Kurisu i wszystko to co spodobało mi się w serii TV, oraz oczywiście trzecia kinowa Madoka nosząca tytuł The Rebellion Story (czy też po prostu Rebellion jak podaje MAL), za to, że Gen Urobuchi stworzył rewelacyjny film będący rewelacyjnym zakończeniem serii telewizyjnej. Z rzeczy już nie filmowych to zdecydowanie na wyróżnienie zasługuje Shinsekai Yori. Świetny klimat, ciągle wisząca w powietrzu tajemnica i powolny rozwój akcji. Tak, zdecydowanie była to dla mnie jedna z najlepszych rzeczy jakie wyszły w 2013 roku. Już poza podium na pewno warto wspomnieć świetne Mondaiji-tachi ga Isekai kara Kuru Sou Desu yo?, którego kontynuacji niestety nigdzie nie widać i oczywiście rewelacyjną szóstą OAVkę Unicorn Gundama, ale że seria dalej wychodzi to tylko wspomnienie poza podium. Poza tym całkiem nieźle wyszedł Urobuchiemu Psycho-Pass sprawnie tworząc miks Raportu Mniejszości i Sędziego Dredda. Niezgorzej prezentowało się też Maoyuu Maou Yuusha, które przyniosło mi naprawdę masę przyjamności z oglądania.
    Słowem końcowym.
    Pasowało by jakoś podsumować ten tekst by nie wyglądał na urwany. Cóż mogę powiedzieć na koniec? Na peno to, że jego rozmiar znacznie przerósł wszystko czego się spodziewałem. I chyba to tyle co powinienem napisać. Chciałem by całosć miałą formę luźnej rozmowy, i myślę, że udało się nam ten efekt osiągnać.
    Pozostaje mi jeszcze pogratulować wytrwałości tym, którzy doczytali do końca. Gratuluję.
  3. Sefnir
    Nigdy nie byłem ani wielkim fanem horrorów, ani twórczości Kinga. Jednak gdy nadarzyła się okazja dostać jego książkę, która to zbiera bardzo dobre opinie, za całkiem śmieszne pieniądze, nie wahałem się. Oczywiście jak to ja, książeczka kupiona i położona na półce, by niczym wino czy dobry ser dojrzeć.. a tak naprawdę poczekać, aż nabierze mnie ochota na akurat coś takiego. Nie ukrywam, że miałem zamiar czytać następną space operę po Kolorach Sztandarów, ale jakoś tak wyszło, iż sięgnąłem po Kinga.
    W małym prowincjonalnym miasteczku zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Giną lub znikają mieszkańcy w tajemniczych okolicznościach. W tym momencie w głowie zapala mi się lampka. Another. Po prostu nie potrafiłem nie skojarzyć tego z tym, IMO świetnym, anime. Odpowiadają mi takie klimaty. Senne, prowincjonalne miasteczko gdzie wszyscy mieszkańcy się znają i skrywają pewne sekrety, a na dodatek tajemnicze zdarzenia, których nie da się wyjaśnić w normalny sposób.
    Miasteczko Salem przeczytałem dość szybko, choć początek sprawił mi małe kłopoty. King wali taką ilość osób i nazw, że można się w tym pogubić. Po pewnym czasie przestaje to przeszkadzać, ale jednak niektórych może to zniechęcić. Mnie na szczęście nie.
    Książka jest dobra. Czytało mi się ja naprawdę przyjemnie. Czy jest straszna? Ciężko powiedzieć, myślę, że zależy to od osoby. Do tej pory jedynie teksty Lovecrafta potrafiły mocno podziałać na moją wyobraźnię. Zdecydowanie podobało mi się zakończenie. To nie happy end. Udało się coś osiągnąć, ale zapłacono za to bardzo wysoką cenę. Naprawdę lubię takie końcówki. Słodko gorzkie, z mocnym wskazaniem na goryczkę. To chyba jeden z powodów, dlaczego tak lubię twórczość Gena Urobuchiego. Fajnie też, że nie wszystko zostało wyjaśnione, jak choćby tajemnica wokół Marstenów. Chyba jedyną rzeczą do jakiej mogę się przyczepić są zgony Matta i Jimmy'ego. Odniosłem wrażenie, że autor w pewnym momencie nie za bardzo wiedział co zrobić z tymi postaciami.
    Miasteczko Salem było dla mnie spotkaniem z Kingiem po paru latach. Bardzo udanym spotkaniem. Spotkaniem prawie przypłaconym depresją, gdy po przeczytaniu książki około godziny 23-24, budząc się rano następnego dnia zdałem sobie sprawę, że nie mam co czytać (Żart oczywiście... Podobną sytuację mam prawie co książkę). Po skończonej lekturze zastanawiałem się co czytać dalej. Kusiło mnie by sięgnąć po kolejne dzieło Stephena Kinga, na półce czekają przecież Cmętarz zwieżąt i Ręka mistrza... ale zapowiada się, iż poczekają jeszcze trochę. Przynajmniej dopóki nie skończę Mardock Scramble, ten tytuł czekał już za długo na przeczytanie.
  4. Sefnir
    Jakiś czas temu poszukiwałem dobrej space opery. Początkowo miałem zabrać się Placówkę Basilisk Webera, ale, że akurat na półce grzecznie stała mi powieść Tomasza Kołodziejczaka z tego samego gatunku, to postanowiłem najpierw ją przeczytać.
    Autor roztacza przed czytelnikami wizję odległej przyszłości, w której ludzkość z powodzeniem kolonizuje kosmos oraz tworzy olbrzymie imperium zwane Dominium Solarnym. Nie o nim jest jednak ta książka, jej akcja dzieje się w układzie Multona na wolnej planecie Gladius gdzie toczy się wojna z tajemniczą i niezwykle potężną rasą korgardów. Główny bohater, Daniel Bondaree, zostaje wciągnięty w wydarzenia, które wywracają jego życie do góry nogami.
    Wizja Kołodziejczaka jest zarówno fantastyczna, jak i, a może przede wszystkim, naukowa. To prawdziwe, z krwi i kości science-fiction, gdzie ten pierwszy człon nazwy gatunku jak najbardziej czuć. Czytelnik dostaje opowieść o przyszłości, ale napisaną z dbałością o szczegóły, autor bardzo przyłożył się do opisów technologii czy broni, czuć, że ma coś do powiedzenia w tej tematyce. Jednocześnie nie jest to, przynajmniej moim zdaniem, czysta space opera (i wcale nie chodzi mi tu o walki w kosmosie). W Kolorach Sztandarów nie brakuje polityki, socjologicznych rozważań dotyczących miejsca jednostki, ba, znaleźć można nawet elementy cyberpunku.
    Fascynująca, dobrze napisana, świetnie przemyślana polska powieść sci-fi. Zdecydowanie warto było poświęcić jej czas i w żadnym wypadku nie żałuję wydanych na nią pieniędzy. Książka nie bez powodu nagrodzona nagrodą imienia Janusza Zajdla.
  5. Sefnir
    Postaci Martyny Wojciechowskiej nie muszę chyba nikomu przedstawiać. Choć wielokrotnie widziałem ją w TV jakoś do tej pory nie miałem okazji sięgnąć po książki jej autorstwa. Prawdę mówiąc nie jestem typem człowieka, który często czyta książki podróżnicze czy coś podobnego, chyba, że jest to w jakiś sposób związany z Japonią. Tak jak w tym przypadku. Tytuł sugeruje, iż mamy do czynienia z czymś poświęconym Kioto, dawnej stolicy Kraju Kwitnącej Wiśni. Cóż, prawdę mówiąc, o samej Japonii wiele informacji nie ma, jednak początek zawiera niezbędne rzeczy aby mieć jakieś pojęcie co warto zwiedzić i czym się poruszać w razie wycieczki.
    Większa część książki poświęcona jest jednak gejszom, i tutaj można się dowiedzieć kilku ciekawych rzeczy. Autorka przedstawia pokrótce życie meiko, czyli dziewczyny przygotowującej się do zawodu gejszy i jej świat. Czy jest ona szczęśliwa? O tym opowiada ta książka, przy okazji łamiąc mit jakoby gejsze były prostytutkami.
    Napisałem książka, ale w zasadzie jest to książeczka licząca około 120 stron o kieszonkowym formacje. Jeśli kogoś interesuje taka tematyka to polecam, szczególnie, że ten tytuł można dostać za całkiem małe pieniądze. Cena sugerowana to 16zł, ale znalazłem to w jednym z dużych marketów za 7zł.
  6. Sefnir
    Ósma i dziewiąta przeczytana przeze mnie light novel, a zarazem kolejne dwa tomy serii Sword Art Online autorstwa Reki Kawahary.
    Minęły dwa miesiące od zakończenia koszmaru zwanego SAO, jednak dla Kirito to wcale nie koniec. Jego ukochana nadal nie odzyskała przytomności. Jakby tego było mało dowiaduje się że dziewczyna ma narzeczonego, wybranego przez jej rodziców. Światełkiem w tunelu może być screen pokazany chłopakowi przez Agila. Przedstawiał on dziewczynę, łudząco podobną do Asuny i pochodził z gry vrmmo ALfheim Online.
    Po skończeniu Aincradu zaraz wziąłem się za kolejne tomy. Pierwsza część Fairy Dance przeczytałem dość szybko, druga musiała niestety trochę poczekać, a to ze względu na granie w Muv-Luva. Dlatego też sam wpis jest z pewnym opóźnieniem.
    Książeczki czyta się szybko i przyjemnie. W przeciwieństwie do poprzedniczek akcja rozgrywa się także w świecie rzeczywistym. Dzięki temu możemy poznać siostrę Kirita, Suguhę. Trochę pozmieniało się też w samej obsadzie. Ze starej paczki niewiele osób tu występuje, pojawiają się jedynie pod koniec, w ostatnim rozdziale.
    Zakończenie Fairy Dance jest, można powiedzieć, prawdziwym zakończeniem Sword Art Online i Aincradu. Czy warto to przeczytać? Myślę że tak, szczególnie jeśli polubiło się poprzednie tomy.
  7. Sefnir
    Druga książka z serii Sword Art Online autorstwa Reki Kawahary. Tym razem zamiast powieści czytelnicy dostają coś w rodzaju zbiory opowiadań stanowiących side story dla głównej historii, rozgrywających się w różnych okresach gry i wprowadzających wcześniej nie występujące postacie.
    Po przeczytaniu pierwszego tomu optymistycznie siadłem do drugiego i w sumie się nie zawiodłem. Mimo że to tylko historie poboczne, czyta się je całkiem przyjemnie. Nowi bohaterowie są sympatyczni i szybko dają się polubić (no bo kto nie polubi uroczej kowalki?). Książka rzuca też nieco światła na przeszłość Kirito i zdradza trochę jego statystyk.
    Choć opisane tu historię rozgrywają się głównie przed wydarzeniami z pierwszego tomu (jeden tylko tekst ma miejsce pod koniec Aincradu), należy po nie sięgnąć już znając poprzednią książkę. A to dlatego że zostaje tu zdradzonych kilka ważnych dla fabuły faktów, a nikt chyba nie lubi niepotrzebnych spoilerów.
    Ogólnie książeczka jest całkiem miłym umileniem kilku wieczorów. Mi zaś nie pozostaje nic innego jak sięgnąć po trzeci tom SAO, czyli Fairy Dance.
  8. Sefnir
    Kolejna książka i kolejna light novel.



    Sword Art Online zabiera czytelnika w przyszłość, do roku 2022 gdzie właśnie startuje niezwykła gra MMORPG. Pierwsza, która w pełni wykorzystuje wirtualną rzeczywistość i możliwości NerveGearu (hełm będący czymś w rodzaju kontrolera). Akcja tej produkcji zabiera graczy do Aincradu, olbrzymiej stu piętrowej konstrukcji zawierającej miasta, rzeki, lasy itp. Każdy z poziomów połączony jest tylko w jednym miejscu, poprzedzonym labiryntem pełnym potworów z obowiązkowym bossem na końcu. Kilka godzin po premierze wszystkim graczom znika opcja wylogowania a twórca gry i NerveGearu, Akihiko Kayaba ogłasza że jest tylko jeden sposób na wydostanie się. Przejście przez wszystkie sto pięter, jednocześnie oświadcza ze śmierć w grze jest równoznaczna ze śmiercią w rzeczywistości.
    Prawdę mówiąc do SAO podchodziłem z pewnym dystansem. Jakoś nie za bardzo chciało mi się czytać o grze mmo. W między czasie nadszedł pierwszy odcinek anime i stwierdziłem że to może nie być takie złe. Spodobało mi się całe to założenie że niemożna się z gry wydostać. Próba ściągnięcia lub odłączenia NerveGearu kończy się usmażeniem mózgu mikrofalami. Śmierć postaci tak samo.
    Książka prawie całkowicie pomija wydarzenia, które miały miejsce do czasu oczyszczania 74 piętra i rozgrywa się w 2024 roku, czyli dwa lata po rozpoczęciu tego wszystkiego. Sama akcja koncentruje się głównie na dwóch postaciach. Kirito, z którego perspektywy wszystko poznajemy oraz Asuny, członkini gildii Knights of the Blood.
    SAO czytało mi się całkiem miło i dość szybko. Nie jest to nie wiadomo jakiej klasy literatura raczej szybkie czytadło na kilka wieczorów. Końcówka mnie zaskoczyła, muszę przyznać że nie spodziewałem się takiego obrotu spraw.
    Kończąc pierwszy tom czytelnik staje przed pewnym wyborem. Może czytać tom drugi, składający się z side story, albo iść do tomu trzeciego będącego właściwą kontynuacją.
  9. Sefnir
    Pora nieco rozruszać tego bloga. Kurzu tu co nie miara, trochę się rozleniwiłem ostatnio, ale najwyższa pora coś z tym zrobić. Startuję Próbuję wystartować z nową serią wpisów poświęconym właśnie przeczytanym przeze mnie książką. Robię to głównie z dwóch (trzech, jeśli liczyć reanimację bloga) powodów. Po pierwsze mam dużo pozycji za które chcę się wziąć, jednak zawsze coś mi wypada, a stosik do łyknięcie tylko rośnie. Chciałbym wrócić do czasów, kiedy naprawdę dużo czytałem. Po drugie, trzeba zabrać się za siebie i popracować nad systematycznością. Jestem osobą leniwą straszliwie, co zresztą widać.



    Book Girl to seria powieści (a dokładnie to Japońskich light novel) autorstwa Mizuki Nomury, a wydawanych przez wydawnictwo Yen Press. Opowiada ona o tytułowej książkowej dziewczynie Tohko Amano, osóbce dość niezwykłej. Czemu? Otóż pożera ona książki. Dosłownie. Codzienną przekąskę dostarcza jej należący do klubu literackiego (którego zresztą dziewczyna jest przewodniczącą) Konoha Inoue. I choć tytuł może wskazywać na co innego to właśnie z jego punkty widzenia poznajemy historię.
    Sama fabuła początkowo kręci się wokół prośby pewnej pierwszoklasistki o napisanie listu miłosnego do starszego ucznia. Zwykła prosta rzeczy, zaczyna jednak się komplikować gdy Konoha i Tohko próbują dowiedzieć się czegoś więcej o tym chłopaku.
    Książka w pewien sposób mnie urzekła. Jest prosta, i czyta się ją całkiem przyjemnie. Zakończenie mnie zaskoczyło. Nie powiem abym spodziewał się dokładnie takiego obrotu spraw jaki zaserwowała autorka. Dodatkowy plus stanowią dla mnie niektóre teksty Konohy rzucane pod adresem Tohko (Tohko has no breasts to speak of. She's perfectly flat-chested na co ona odpowiedziała You're sooo mean! I... might not have much, but there's at least something there! I'm not totaly flat!).
    Ogólnie to nie brakuje zabawniejszych momentów, choć sytuacje potrafi też się stać poważniejsza. Zakupu książki zdecydowanie nie żałuję. Wiem też że sięgnę po resztę tytułów z tej serii jak tylko zostaną wydane (Obecnie wyszło pięć tomów, a cała seria liczy ich szesnaście).
  10. Sefnir
    Słowem wstępu. Poniższy tekst jest przeznaczony dla osób znających Zeta Gundama. Zatem drogi potencjalny czytelniku, jeśli masz zamiar dopiero owy tytuł oglądać możesz natknąć się tu na pewne spoilery. Wszystkich innych zapraszam.]

    Konflikt o Gryps został zakończony. Umęczona ciągłymi walkami Argama wraz ze swoją wycieńczoną załogą ląduje na należącej do Side 1 kolonii Shangri-La. Wszyscy liczą na chwilę spokoju, możliwość odpoczynku, zregenerowania sił, a także doprowadzenia do porządku okrętu i znajdujących się na nim Mobile Suit'ów. Lądowanie w tym miejscu ma jeszcze jedną rzecz na celu. Po ostatniej walce z Tytanami, Kamille Bidan znajduje się w opłakanym stanie. Pech chciał że tuż za Argamą przyleciał okręt Neo Zeonu dowodzony przez fanatycznie zakochanego w Haman Karn Mashymre'a Cello. Z drugiej strony znajduje się Judau Ashta, który w przybyciu statku A.E.U.G. widzi szansę dla siebie. Niewiele myśląc postanawia ukraść Zetę i... sprzedać ją. Za uzyskane w ten sposób pieniądze chce posłać młodszą siostrę do szkoły.
    Choć groza Tytanów przeminęła, światowi Kalendarza Uniwersalnego nie dane było odpocząć w spokoju. Na horyzoncie pojawia się nowe niebezpieczeństwo.
    Jest trzeci marca 0088. Jedenaście dni po zakończeniu konfliktu o Gryps rozpoczyna się pierwsza wojna z Neo Zeonem.
    Porzućcie wszelką nadzieje wy, którzy szukacie to klimatu Zety... No nie do końca, ale o tym będzie trochę później. Mobile Suit Gundam Double Zeta to serial wyprodukowany przez Sunrise i emitowany w latach 1986-1987, a więc niedługo po swojej głośnej poprzedniczce. Na fotelu reżysera ponownie zasiadł Yoshiyuki Tomino. Te dwie informacje mogą wskazywać na pewny poziom i ścieżkę jaką podąży te anime, tym bardziej że jest to bezpośrednia kontynuacja. Przykro mi ale nie. Zeta Gundam był serią przede wszystkim dramatyczną, czy wręcz tragiczną, szególnie biorąc pod uwagę zakończenie. Niestety ZZ wszystko to zaprzepaszcza. Poprzednio oglądaniu towarzyszyła poważna atmosfera, teraz dostaliśmy dziecinadę pomieszaną z błazeństwem. Wszystko to co stanowiło ten niesamowity klimat Zety zostało gdzieś zgubione.
    Osobiście nie mam nic przeciwko motywowi kradzieży Gundama. Wszak to nie pierwszy raz gdy takie coś się zdarzyło. Kamille Bidan też tak zaczynał, tyle że teraz to tak naprawdę ciągnie się przez kilka odcinków, nie dając żadnych widocznych efektów. Bohaterowie kręcą się w kółko. Próba kradzieży, atak nieprzyjaciela, pokonanie go i oddanie maszyny. Aż do znudzenia. Sytuacja trochę się poprawia gdy na scenę wkracza tytułowy ZZ Gundam, a Judau nieco zmienia swoje priorytety. Niestety tylko on. Niektórzy jego przyjaciele dalej ciągną swoje.
    Skoro jestem przy bohaterach to warto powiedzieć o nich kilka słów. Niestety pierwsze wrażenie do pozytywnych nie należało. Początkowo brakuje tu wyrazistej postaci na miarę Kamille, który w miarę wiedział czego chciał a nie odstawiał błazeństwa. Ten zarzut tyczy się także Brighta. W jednej ze scen możemy zobaczyć go goniącego za... kurczakiem. Całe szczęście z czasem to mija i dostajemy kilka niezłych osóbek, szczególnie po stronie Neo Zeonu.
    Pierwsze skrzypce gra tu jednak Judau Ashta, młody złomiarzpragnący wysłać młodszą siostrę do szkoły. Cel szlachetny, wykonanie mniej. O ile dla kolnij przybycie Argamy jest pewnym nieszczęściem tak dla niego jawi się jako możliwość zarobku. Wraz z przyjaciółmi próbuje ukraść Zetę kilkukrotnie, jednocześnie, na swoje nieszczęście, wplątując się w poważny konflikt. Na całe szczęście postać rozwija się. Chłopak dorasta. Widać jak wojna na niego wpływa, co więcej, to samo dzieje się z jego towarzyszami. To co prezentowali sobą na początku dosć mocno różni się od tego co zaprezentowali na końcu.
    Sytuacja po drugiej strony barykady początkowo wygląda podobnie. Na dzień dobry poznajemy Mashymre'a Cello, durnia jakich mało, fanatycznie zakochanego w Haman i dowodzącymi ludźmi równymi sobie. Jakie było moje zdziwienie gdy powrócił po długiej nieobecności, jako całkowicie inna postać. Oczywiście jego umiłowanie do dowódczyni nie minęło. Jeśli już przy niej jestem, to muszę przyznać że Haman Karn to jedna z najciekawszych bohaterek jakie do tej pory zobaczyłem w Gundamch. Inteligentna i ambitna przywódczyni najpierw Zeonu Axis a później Neo Zeonu. Równie ciekawą i ważną postacią jest Glemy Toto. Ten początkowo niczym nie wyróżniający się pilot szybko okazuje się być kimś więcej niż zwykłym pionkiem na szachownicy. Tak samo jak powiązane z nim Elpeo Puru i Puru Two.
    Właśnie to ostatnia trójka jest powodem znacznego przyśpieszenia akcji i zmiany klimatu o 180 stopni. Moment kiedy pojawia się Puru Two jest jednym z najlepszych w całej serii, także ze względu na całą otoczkę temu towarzyszącą, szczególnie że dochodzi do wydarzenia, które nie miało miejsca nawet w mocnej Zecie. Od tej chwili ZZ wychodzi na prostą i zyskuje ponurą, wręcz tragiczno-dramatyczną atmosferę poprzedniczki. Muszę też przyznać że cały wątek obu Puru należy do najsmutniejszych w tym anime.
    Od strony technicznej nie widać znacznej różnicy w porównaniu do poprzedniczki. Nie ma co się temu dziwić, skoro między tymi dwoma tytułami jest rok różnicy. Dźwiękowo też jest całkiem nieźle. Muzyka trzyma poziom, jest nastrojowa i pasuje do sytuacji. Pierwszy opening jest za to koszmarny.
    Czym było by anime o mechach bez nich samych? Możemy zobaczyć więc powrót maszyn znanych z poprzedniczki, jak choćby Zety czy MK-II, ale swój występ będą miały także starusieńkie Zaku. Oczywiście pojawi się także kilka całkiem nowych MSów z tytułowym ZZ na czele, który maszyną jest niezwykle potężną i rozdzielającą się na trzy samodzielne części. Fani Qubeley też nie powinni się czuć zawiedzieni, ta maszyna pojawia się także w nowszej wersji.
    Mobile Suit Gundam Double Zeta jest serią bardzo nierówną. Początkowo potrafi się ciągnąć niemiłosiernie by przyśpieszyć w drugiej połowie. Wtedy dopiero zaczyna się czuć ten niezwykły, ponury klimat Zety. Zakończenie anime moim zdaniem jest zdobione całkiem nieźle, także ze względy na Puru, i w pewnym sensie rekompensuje tą nierówność. Niestety prez całe to błazeństwo z początku nie jestem w stanie dać oceny większej niż 7.



  11. Sefnir
    Parafrazując słowa Piotrka, jestem chyba jedną z niewielu osób na tym forum, które oglądają takie anime. A już na pewno na tym blogu.

    Będąc małym dzieckiem uwielbiałem podróże pociągiem. Stukot kół, pejzaż za oknem, stacje. To było coś wspaniałego. A że miałem to szczęście posiadać rodzinę niemal na drugim końcu kraju to zdarzało mi się ni jeździć. Czas mijał, ja dorastałem i wizja spędzenia dnia w pociągu zaczęła stawać się koszmarem. Czar dzieciństwa gdzieś zanikał. Młody Tetsuro Hoshino prawdopodobnie nawet nie zastanawiał się nad czasem swojej podróży. Dla niego pociąg jest spełnieniem marzeń i celem życia. Sam pociąg zwyczajny nie jest. Przecież to przemierzający kosmos Ekspres Galaktyczny 999. Jedyna szansa aby chłopak dotarł na planetę, na której uzyska mechaniczne ciało. Dzięki niemu zamierza zemścić się za śmierć matki na hrabim Mechu. Jednak bilet na 999 do tanich nie należy, wręcz przeciwnie. Jest tak drogi że stać tylko najbogatszych. Tetsuro zapewne źle by skończył podczas próby zdobycia biletu gdyby nie Maetel. Ta piękna i tajemnicza kobieta nie dość że pomaga mu w kłopotach to jeszcze oferuję wstęp pociąg. W zamian chce tylko jednego. Możliwości towarzyszenia mu w jego podróży.
    Do tego filmu przymierzałem się już od dłuższego czasu. Ginga Tetsudou 999 miało być moim wstępem do twórczości Leijiego Matsumoto. Czy udanym? Myślę że tak. Musze jednak tu zaznaczyć że ten tytuł jest czymś w rodzaju kompilacji czy wersji alternatywnej ponad stu odcinkowego serialu z 1978 roku. Jasnym jest więc że sporo rzeczy z oryginału zostało pominięte lub mocno skrócone.
    Głównym bohaterem jest wspomniany wcześniej Tetsuro Hoshino. Jego matka została zabita przez urządzającego polowania na ludzi hrabiego Mecha. On sam uszedł z życiem poprzysięgając zemstę. Jednak aby tego dokonać potrzebuje mechanicznego ciała, które wyrówna jego szanse z przeciwnikiem. Jednak mimo wyraźnego celu, chłopak nie wacha się zaryzykować i rzucić na pomoc Maetel, gdy ona tego potrzebuje. Widać że chłopak podczas podróży dorasta. Dostrzega rzeczy, których na początku przesłaniała mu chęć zemsty. Duży wpływ na to też mają poznawane osoby.
    O Maetel dużo powiedzieć nie można. Jest tajemnicza. Oferuje chłopakowi bardzo drogi bilet na 999 i w zamian chce tylko mu towarzyszyć, dodatkowo jest podobna do zmarłej matki Tetsuro. Kim jest tak naprawdę i jaki ma cel dowiadujemy się dopiero na końcu filmu.
    Osoby bardziej obeznane z dziełami pana Matsumoto od razu dostrzegą kilka postaci pochodzących z innych tytułów tegoż autora. Chodzi mi to oczywiście o kapitana Harlocka czy królową piratów Emeraldę.
    Można sądzić że film, skoro jest powstały na podstawie bardzo długiego serialu, będzie niekompletny i chaotyczny. Jak jest naprawdę? Myślę że wręcz przeciwnie. A piszę to jako osoba oryginału (jeszcze) nieznająca. Nie ma problemu ze zrozumieniem o co chodzi. Całość jest tak skonstruowana że przedstawione zostają rzeczy kluczowe dla fabuły.
    Zawiodą się jednak osoby czekające na zwykłe, czyste science­?fiction. Film jest, powiedział bym, bardziej baśnią z morałem dla trochę starszych widzów. Stawiane w nim pytania są bliskie cyberpunkowi i dotyczą istoty człowieczeństwa, zacierania się granicy pomiędzy ludźmi a maszynami. Ogromne wrażenie robi przy tym "cmentarzysko" ciał na Plutonie. Ciał, nie osób zmarłych, ale tych którzy pozostawili je na rzecz mechanicznych.
    Nieźle wypada tu połączenie różnych klimatów. Wszystko zaczyna się od nieco baśniowej podróży dziecka przez kosmos. Zaraz potem jednak dostajemy elementy westernu czy kina pirackiego. Rewelacyjnie wypadają także wszelkie stylizacje. 999 przypominający stary parowóz czy wyglądający jak przyczepiony do zeppelina galeon, będący statkiem Emeraldy.
    Ginga Tetsudou 999 jest stare. Nie ma co do tego wątpliwości. Jednak moim zdaniem graficznie daje radę i to całkiem nieźle, nawet dziś. Wygląd postaci jest typowy dla dzieł Leijiego Matsumoto. Od strony muzycznej tez nie mogę się przyczepić.
    Trudno obecnie znaleźć grupę docelową dla tego tytułu. Małe są szanse że spodoba się osobom młodym. Polecam go więc wszystkim tym, którzy poszukują czegoś całkowicie innego i nie przeszkadza im wiek tego anime.



  12. Sefnir
    Wreszcie i mnie udało się zebrać i coś napisać.
    Ostatni rok był dla mnie całkiem owocny po względem anime, oglądałem nawet sporo nowości. Oczywiście część tytułów nie przetrwała i wykruszyła się gdzieś po drodze, inne (jak Usagi Drop) są dopiero w planach. Nadrobiłem też trochę zaległości z ostatnich lat. Koniec końców ilość tytułów, które chciałbym wsadzić do top10 znacznie przekraczała wolne miejsca. Cieszy mnie fakt że pojawiło się kilka naprawdę dobrych anime, takich z wyższej półki. Oby przyszłe lata takie były.
    Spory problem był z uporządkowaniem tego co oglądałem, jednak po kilku trudach się udało. Prawie.


    Wyróżnienie poza top10
    Mobile Suit Gundam Unicorn


    Podobnie jak w poprzednim roku. Unicorn to ciągle wychodząca OVA zabierająca widza do klasycznego U.C. Pełnego smutku i tragedii. Szanse na happy end coraz bardziej maleją, a los niektórych postaci zdaje się być przesądzony. Do świetnej historii dochodzi niezła muzyka i wspaniała oprawa graficzna. Boli jedynie to że
    . A w następnej części zobaczymy Banshee.


    Miejsce 10.
    Ben-To


    Miła odmiana od ciągłego ratowania świata/księżniczki/ukochanej/królestwa/itp. Samo anime to taki przeciętniaczek, ale zapamiętam je za tematykę. W końcu nie wszędzie bohaterowie walczą do nieprzytomności o przecenione jedzenie. Strasznie studencka seria:)


    Miejsce 9.
    Mayo Chiki


    Mayo Chiki bezczelnie jedzie po schematach, i co ciekawsze robi to dość udanie i zabawnie. Kolejny całkiem sprawnie zrealizowany przeciętniaczek, do którego dołączono plejadę całkiem niezłych bohaterów. Całość psuje nieco ostatni odcinek, ale całość i tak daje radę.


    Miejsce 8.
    C³ - CubexCursedxCurious


    Chyba największe zaskoczenie sezonu jesiennego. Seria, która zapowiadała się jako kolejna komedyjka z
    w roli głównej, okazała się całkiem krwawa i mrocznawa. Dodatkowy plus za bohatera potrafiącego wybrnąć z sytuacji dwuznacznej i nie dostać w twarz. Całkiem nieźle spisała się Yukari Tamura jako Fear (szkoda że nie brzmiała tak jako Nanoha).


    Miejsce 7.
    Break Blade


    Wielkie roboty sterowane przez magów. Do tego całkiem nieźle zrealizowane. Zachwycająca grafika (widać najmniejsze rysy na pancerzach mechów), niezła muzyka, czego chcieć więcej? Może tylko dalszej części, ale manga trwa w najlepsze więc może kiedyś. Boli trochę zmieniona śmierć
    i walka z Borcusem. W oryginale lepiej to wyglądało. Zawsze chyba będę miał sentyment do tego anime, także dlatego że recenzja Break Blade była moją pierwszą wydrukowaną w piśmie.


    Miejsce 6.
    Tiger & Bunny


    Superbohaterowie w wersji japońskiej. Do pierwszego odcinka podchodziłem z pewnym dystansem, ale potem seria wciągnęła mnie na całego. Co mi się spodobało? Chyba najbardziej bohaterowie, nieźle wypada tu duet Barnaby - Kotetsu. Pierwszy to opanowany, ale niedoświadczony nowicjusz, drugi zaś to narwany weteran.


    Miejsce 5.
    Fate/Zero


    Jeden z pewniaków, który ostatecznie nieco zawiódł, głównie postaciami Tokiomiego i Kireia. Plusował za to Rider. Do wykonania nie jestem w stanie się przyczepić. Zasługo to sprawdzonego przy Kara no Kyoukai duetu ufotable - Yuki Kajiura. Coś jeszcze? Kiritsugu ma fajne metody walki, żonkę też ma udaną.


    Miejsce 4.
    Mardock Scramble: The First Compression


    Pewien wyjątek na tej liście, MS oryginalnie było emitowane w kinach w roku 2010, ale na DVD zostało wydane w 2011. Film na który czekałem od dłuższego czasu. Cyberpunkowy klimat, ciekawa główna bohaterka i niezła plejada złoczyńców, z
    Shellem na czele. Anime na tyle mi się spodobało że, zamiast czekać na kontynuacje, postanowiłem kupić powieść, na podstawie której film powstał.
    O ile stworzenie powyższej listy jakoś mi się udało, tak top3 postanowiłem nie rozdzielać. Trzy poniższe anime były dla mnie na tyle dużym zaskoczeniem że ustawiając któreś na pierwszym miejscu byłbym nie fair wobec pozostałych.
    No to jazda. Kolejność alfabetyczna.


    Mahou Shoujo Madoka?Magica


    Anime, które wywraca gatunek mahou shoujo na drugą stronę, rozbija go na drobne kawałeczki i tworzy całkiem coś nowego. Madoka jest typową serią o magicznych dziewczynkach przez całe dwa odcinki. Przy trzecim widz zbiera szczękę z podłogi, a dalej jest już tylko mocniej. Co prawda Madoka nadal jest wierna pewnym ideą, jak wielka przyjaźń, ale za to
    . Spora zasługa w tym, odpowiedzialnego za scenariusz, Gena Urobuchiego


    Nurarihyon no Mago: Sennen Makyou


    Siadając do tego anime spodziewałem się czegoś na poziomie pierwszego sezonu, czyli raczej lekkiej serii o youkai z dużą ilością szkolnego życia bohatera. Efekt końcowy był niemałym zaskoczeniem. Nie jest już tak radośnie jak poprzednio, druga część przygód klanu Nura jest zdecydowanie mroczniejsza i brutalniejsza od poprzedniczki. Twórcy postanowili niemal całkowicie zrezygnować ze szkolnego życia Rikuo, na rzecz walki z Hagoromo­?Gitsune i jej potężnymi podwładnymi. Walki, której wynik nie jest wcale taki pewny. Trochę czasu poświęcono też historii samego Nurarihyona i jego syna Rihana. Miło było także zobaczyć jak dotąd pewny siebie (nocny) Rikuo tą pewność traci.


    Steins;Gate


    Tutturu Okarin. Szalony naukowiec, wielka konspiracja i podróże w czasie za pomocą
    . Chyba jedno z najcięższych do oglądania anime w ostatnim czasie. Początkowo nieco się ciągnie i nie do końca wiadomo o co chodzi, na dobrą sprawę wszystko zaczyna się rozkręcać w okolicach dziesiątego odcinka. Sam podchodziłem do tytułu dwa razy. Początkowo wysiadłem po dwóch epizodach by przy następnym razie łyknąć całość niemal na raz. Początkowo chaotyczna historia zaczyna się klarować by ostatecznie dać całkiem jasne zakończenie
  13. Sefnir
    Lud powoli gromadził się na placu wokół pałacu. W tym samym momencie na każdej planecie Imperium ludzie przygotowywali się na wielkie przemówienie. Minęło sześć godzin odkąd ogłoszono tą mobilizację. Mogłem jedynie stać i czekać, wpatrując się w znajdujący się przede mną monitor.
    - Nie mogę uwierzyć że do tego doszło. ? usłyszałem głos Marines stojącego nieopodal ? Że też my, najwierniejsi z wiernych musimy tego dokonać. My Adeptus Custodes! My musimy wymierzyć im tą straszliwą karę?
    - Czyżby przemawiała przez ciebie litość? ? spytałem ?Litujesz się nad nimi?
    - Gdzież bym mógł Secie? Litować się nad tymi, którzy dopuścili się największego z możliwych bluźnierstw? Ważyli się podnieść ręce na naszego pana, Wielkiego Imperatora. Zasługują tylko na śmierć. Boli mnie jednak że zdrada wyszła z najbliższego otoczenia.
    - Oto jak potężne są siły Chaosu, skoro zdołały spaczyć umysły ludzi znajdujących przy naszym panie ? odparłem.
    Tak, to już sześć godzin jak osoby ze świty Imperatora dopuściły się zdrady. Największa tragedia od czasu Herezji Horusa. Przez tak długi okres czasu nikt nawet nie pomyślał o uczynieniu podobnej rzeczy.
    Z głębi korytarza dochodziły donośne odgłosu kroków. Po chwili dołączyła do nas reszta żołnierzy, kilku niosło ciężkie boltery.
    - Kapitanie Angelo widzę że jesteście dobrze przygotowani ? powiedziałem.
    - Set, przyjacielu. Dobrze cię widzieć. Cieszę się że będziesz obecny podczas szturmu.
    Heh, gdyby jego spojrzenie mogło zabijać był bym już zimnym trupem. Aż tak masz mi to za złe mój druhu? Musiałem to zrobić, inaczej nie było by przyszłości?
    -?t
    -Hmm? ? dopiero zauważyłem że coś do mnie mówi.
    - Set, czekamy.
    Czekają. Tak jak i tłumy przed pałacem. Czas zacząć przedstawienie. Od tej chwili nic już nie będzie takie jak dawniej.
    - Kapitanie Angelo, Marines, bracia. Ruszamy. Pamiętajcie aby nie zabijać wszystkich, potrzebujemy jeńców. Na zdrajców!
    Przekroczyliśmy próg sali tronowej. Wśród moich towarzyszy dało się wyczuć nienawiść i chęć walki. Nie ma co się im dziwić. Znajdujące się przed nami osoby popełniły zbrodnię, która łatwo nie zostanie wybaczona.
    Podszedłem do stojącego najbliżej, niemal skulonego ze strachu, zdrajcy. Przystawiłem mu broń do głowy.
    - Ośmieliliście się podnieść rękę na Imperatora. ? powiedziałem ? Jesteście gorsi niż Horus, który zaatakował gdy nasz pan był w pełni sił. A wy? Swym czynem obdarliście się z resztek honoru. Gardzę wami. My wszyscy wami gardzimy.
    - Ale, ale, ale my ni?
    Nie dałem mu dokończyć. Nie mogłem. Pociągnąłem za spust. Martwe ciało upadło na ziemię. Tylko kilku jego towarzyszy rozpoczęło walkę. Woleli zginąć niż zostać pojmani. Strach przed hańbą publicznej egzekucji dodawał im sił.
    Po chwili wszystko było skończone. Zdrajcy zostali pochwyceni, a przynajmniej ci co przeżyli. Czas na drugą część przedstawienia.
    Minęły dwie godziny od pochwycenia zdrajców. Przesłuchania nie były zbytnio potrzebne. Jako oficjalny powód uznano spaczenie ich umysłu przez siły Chaosu. Wyrok? Tylko jedna możliwość. Publiczna egzekucja.
    Skazani byli właśnie wprowadzani przed pałac. Zgromadzeni ludzie nie wiedzieli co się dzieje. Westchnąłem. Pora zakończyć ich oczekiwanie. To ja miałem im przedstawić co się wydarzyło. Wyszedłem na balkon będący mównicą. Pomyśleć że będę słyszalny na wszystkich planetach.
    - Drodzy mieszkańcy Imperium. Zapewne zastanawiacie się w jakim celu zorganizowano całe to zgromadzenie. Nie będę ? urwałem na chwilę. Niech ta chwila ciszy spotęguje napięcie. ? Nie będę dłużej trzymał was w niepewności. Nieco ponad osiem godzin temu. Ci, których tam widzicie ? wskazałem ręką ? dopuścili się zamachu. Podnieśli rękę na naszego pana, Wielkiego Imperatora! Chcieli kroczyć śladami Horusa i wkupić się w łaski Bogów Chaosu! Gdy tylko się o tym dowiedzieliśmy pochwyciliśmy zdrajców i zwołaliśmy was, abyście i wy o tym wiedzieli. Kara musi zostać wymierzona!
    Na te słowa Adeptus Custodes dokonali egzekucji na jeńcach.
    - Przynoszę wieści, i głoszę słowo Imperatora! Siły Chaosu zbyt długo panoszyły się we wszechświecie. Ostatnie wydarzenia tylko umocniły naszego pana w tym twierdzeniu. Ale oto nadchodzi ich kres! Skoro mają czelność atakować w taki sposób, niech będą gotowe na krwawy odwet! Zbyt długo powstrzymywaliśmy się. Mieliśmy nadzieję że nasze miłosierdzie wskaże właściwą drogę. Dość! Dość tej rozpaczy, przez nie powodowanej. Pora aby ludzkość zajęła właściwe dla siebie miejsce we wszechświecie! Chwała ludzkości! Chwała Imperatorowi!
    - Chwała ludzkości! Chwała Imperatorowi!
    Skandował tłum, podczas gdy ja opuściłem balkon. Cóż nie ukrywam że byłem z siebie dumny, a raczej z tego przemówienia.
    Nieopodal stał Angelo. Po jego minie wnioskuję że nie jest zbyt zadowolony.
    - Coś nie tak kapitanie? ? spytałem.
    - Jesteś niezłym kłamcą, Set. Nie powiedziałeś im całej prawdy.
    - Wiesz dobrze że nie mogę ? odparłem i pociągnąłem go w głąb korytarza - Oprócz nas dwóch, tylko garstka najbardziej lojalnych Custodes zna prawdę. Wielki Imperator nie żyje. Nie zmienimy tego, lecz ludzie nadal potrzebują aby im przewodził.
    Widziałem że mój towarzysz walczy sam ze sobą, to co się stało mocno nim wstrząsnęło.
    - Myśmy to zrobili Secie, my, którzy powinni oddać za niego życie. A co uczyniliśmy?
    - To co było konieczne przyjacielu. Imperator nas do tego wybrał. Musiał umrzeć aby mógł odrodzić się na nowo, a wtedy każdy z jego wrogów zostanie zgnieciony. Lud musi do tego czasu być przekonany że nic się nie zmieniło, tak samo jest z Kosmicznymi Marines, potrzebujemy ich aby wygrać tę wojnę.
    - Obyś miał słuszność. Spójrz ? wskazał monitor ? zlokalizowaliśmy kult Chaosu w mieście na planecie Solty. Wysłałem już tam żołnierzy.
    - Dobrze. Jednak niech nie lądują.
    Milczałem chwilę wpatrują się w zdziwioną twarz mojego towarzysza.
    - Niech nadadzą komunikat wyrażający niezadowolenie wynikające z istnienia kultu
    i ukrywania go. Następnie niech skorzystają z bombardowania orbitalnego. Tak samo niech czynią w innych miejscach związanych z działaniami Chaosu.
    - Ale to?
    - To konieczne ? przerwałem mu ? Ludzie muszą wiedzieć że ukrywanie kultów tylko pogorszy ich sytuację. Angelo, wiesz czym są Bogowie Chaosu? To nędzne demony. Uważają się za bóstwa tylko dlatego że posiadają wyznawców. Łakną także krwi, prawda? Złożę im więc najwspanialszą krwawą ofiarę, o jakiej im się nawet nie śniło. Ofiarę ze wszystkich ich wiernych. Wtedy ich zgniotę i przygotuję wszechświat na ponowne przyjście Wielkiego Imperatora.
    - Nie mogę powiedzieć abyś nie był przekonujący ? powiedział ? jednak brzmi to czasami jak herezja, Secie.
    - Herezja? Nie przyjacielu. To tylko polityka. ? odparłem z uśmiechem na ustach.
    Tak, polityka. Wiara w to że Wielki Imperator się odrodzi jest niewielka. Sam natknąłem się na wzmianki o niej przeszukując stare zapiski związane z Illuminati. Te tajne bractwo twierdzi że możliwe jest ponowne narodzenie się Imperatora. Jednak czy to prawda? Nie wiem, i zbytnio się tym nie przejmuję, skoro szanse są niewielkie. Przedstawienie, które odegraliśmy pozwoli uderzyć w nieprzyjaciół z całą siłą jaką mamy. Bez łaski i miłosierdzia, które towarzyszyło przez te lata. Tak, wszystko idzie zgodnie z moim planem, a dzięki tej polityce zostanę nowym Imperatorem. Tym, który zakończy wojnę i zbawi ludzkość.
  14. Sefnir
    Minął rok od upadku Czarnej Rebelii. Większość członków Zakonu została aresztowana lub zabita. Sytuacja Japończyków jest jeszcze bardziej napięta niż poprzednio. Brytyjczycy szybko nie puszczą w niepamięć bunt. Lelouch Lamperouge prowadzi normalne nudne życie, którego jedynym urozmaiceniem jest sporadyczny hazard. Tak samo było w dniu kiedy jego świat został wywrócony do góry nogami. Chłopak wraz ze swoim młodszym bratem Rolo zerwał się z zajęć aby pojechać do Wieży Babel. Pech chciał że tego samego dnia budynek został zaatakowany przez niedobitki Czarnych Rycerzy. Podczas zawieruchy młodzieńcy zostają rozdzieleni a Lulu spotyka tajemniczą dziewczynę.
    Brzmi znajomo prawda? Każdy kto oglądał Code Geass może w tym momencie spytać "Że co?!". Moja reakcja byłą podobna. Jaki brat, jakie normalne życie, co z Nunnally i wreszcie co stało się w ostatnim odcinku pierwszej serii. Wiele osób zapewne liczyło że kontynuacja rozpocznie się od pamiętnej sceny na Kaminejimie. Jednak twórcy postanowili potrzymać widzów w niepewności serwując roczną przerwę. Muszę przyznać że takie wyhamowanie akcji i stopniowe wyjaśnienie wyszło na dobre.
    Code Geass było anime może nie wybitnym, ale na pewno bardzo dobrym. Urzekało ciekawym bohaterem i przedstawieniem mechów jako zwykłej broni a nie gwiazd, na których skupiała się cała uwaga. Powstanie drugiej części było pewne od samego początku. Miałem pewne obawy czy uda się utrzymać ten sam poziom, mimo to czekałem z niecierpliwością. Wreszcie w kwietniu 2008 ruszyło Code Geass R2. Do seansu siadałem z lekkim drżeniem rąk i pytaniem "co to będzie?".
    Pierwszy odcinek nie wyjaśnia niczego. Rodzi raczej kolejne pytania. Oglądając go miałem małe odczucie deja vu. Gdzieś już to widziałem, skądś to znam. Pytanie skąd? Aaa już wiem. Poprzednia serie zaczynała się podobnie. Sunrise postawiło tutaj na sprawdzony patent, nawet tytuły obu odcinków są podobne. Myślę że jest to miły gest skierowany w stronę wygłodniałych fanów, jednak dosyć niebezpieczny z drugiej strony, bo można uznać ze komuś skończyły się pomysły.
    Choć tempo rozwoju wydarzeń jest bardzo nierówne, seria trzyma w napięciu i przykuwa widza do fotela. Twórcy z premedytacją stosują cliffhangery, urywając odcinek nieraz w najciekawszym momencie. Dodatkowy plus dla nich za przedstawienie losu Leloucha w retrospekcjach. Dzięki temu dowiadujemy się jakie zakończenie miało spotkanie na Kaminejimie. No i nie jest to pokazane od razu co w moim przypadku tylko wzmocniło apetyt. Sama fabuła jest prowadzona początkowo wolno, w miarę spokojnie pokazano kolejne akcje Zakonu, jednak nic nie ciągnie się niemiłosiernie. Tak mniej więcej od 14-15 odcinka wszystko zaczyna gwałtownie przyśpieszać, wręcz gnać na złamanie karku. Cóż jedni uznają to za zaletę, inni za wadę bo niektóre rzeczy nie będą się trzymały kupy. Żeby daleko nie szukać. Motyw kultu Geass, jak szybko się pojawia tak szybko zostaje zakończony. Pozostawia to pewien niedosyt. Wygląda jakby Sunrise samo nie do końca wiedziało jak co z tym zrobić. Oglądając druga połowę R2 miałem wrażenie że twórcom zabrano kilka odcinków. Albo zwyczajnie chwieli sprawdzić ile są wstanie wsadzić do jednego odcinka. Zdecydowanie wyszło by na dobre rozciągnięcie anime o kilka dodatkowych epizodów.
    W kwestii postaci nie wiele się zmieniło. Pojawiają się starzy bohaterowie, którzy nie ulegli większym zmianom ale i kilku nowych. Pierwsze skrzypce znowu gra Lelouch. Inteligentny jak poprzednio i może bardziej zdeterminowany. Porażka nieco go odmieniła, zwiększyła jego żądzę zemsty. Przez całą serię widzimy jego wzloty i upadki, upadki bardzo bolesne chwilami. Zero konsekwentnie dąży do wyznaczonego sobie celu tracąc po drodze ważne dla siebie rzeczy i osoby. Widzowie widzą jego desperację w momencie gdy wydaje się że bohater nie ma już nic, że wszystko co zrobił do tej pory straciło sens. Fajnie twórcom wyszło pokazanie że pozostałe postacie są ludźmi a ich zdanie zależy od wielu czynników. To że na początku sympatyzują z jednymi nie oznacza że będzie tak do końca. W ostatnich odcinkach strony konfliktu są mocno pozmieniane.
    Knightmare Frame były zdecydowanie jednym z mocniejszych stron Code Geass. W kontynuacji gdzieś to zostało zagubione. Nowe maszyny pojawiają się jak grzyby po deszczu, a zwycięstwo niekiedy zależy bardziej od lepszego sprzętu niż dobrej taktyki.
    Graficznie jest nieźle, choć w kilku momentach widać dość mocny spadek jakości. Tła nadal są wykonane z dbałością o szczegóły, a za projekty postaci ponownie odpowiedzialne były panie z CLAMPa. Muzyka doskonale pasuje do tego co dzieje się na ekranie. Hitomi stanęła na wysokości zadania i stworzyła utwory doskonale współgrające ze smutniejszymi wydarzeniami.
    Trochę pochwaliłem, trochę ponarzekałem, ale jak to w końcu jest, można spytać? Code Geass R2 to nadal bardzo dobre, trzymające w napięciu anime ze świetnym zakończeniem, jednak nieco gorsze niż jego pierwsza seria. Największymi wadami jest zdecydowanie zbyt duża ilość mechów i za szybko prowadzona fabuła w drugiej połowie.





    Dla chętnych (a są tacy? ) ten sam tekst w PDF
  15. Sefnir
    Recenzowane poniżej anime jest przeznaczone zdecydowanie dla osób powyżej osiemnastego roku życia, ze względy na pewną dawkę brutalności i nagości. Screeny dołączone do recenzji również mogą zawierać elementy 18+.





    "Niedaleka przyszłość - sieci korporacyjne sięgnęły gwiazd,
    elektrony i światło płyną poprzez wszechświat.
    A jednak postęp komputeryzacji nie zlikwidował jak dotąd
    podziałów narodowych i rasowych."
    -wstęp do filmu.

    W 1984 roku William Gibson wydał swoją debiutancką powieść Neuromancera. Na olbrzymim drzewie zwanym fantastyką narodziła się wtedy nowa gałąź nazwana cyberpunkiem. Dziesięć lat później na podstawie mangi Masamunego Shirowa powstał film anime, do dziś dnia uznawany za kultowy i stanowiący wzór dla innych twórców.
    Jest rok 2029. Specjalna jednostka służb wewnętrznych, Sekcja 9, prowadzi dochodzenie w sprawie tajemniczego hakera zwanego Władcą Marionetek. Ów przestępca jest podejrzewany o serię włamań do ludzkich mózgów. Jego przydomek nie jest bezpodstawny, ponieważ opanowane przez niego marionetki nieświadomie dokonują przestępstw. Śledztwo prowadzone przez cyborga major Motoko Kusanagi, całkowicie odmieni jej życie.
    Chęć obejrzenia Ghost in the Shell chodziła za mną od dłuższego czasu. Pierwsze moje zetknięcie z tym tytułem miało miejsce ładnych kilka lat temu. Zwykły teledysk, jakaś muzyka i nic niemówiące sceny. Nie wiedziałem wtedy jeszcze co to anime, jednak to co zobaczyłem przez tą krótką chwilę wywarło na mnie ogromne wrażenie. Niesamowita grafika i świat. Doskonale pamiętam scenę gdy czyjeś palce "rozszczepiły" się i w błyskawicznym tempie stukały w klawiaturę. Muszę przyznać że teraz, po latach odczucia mam takie same. Film mnie zachwycił, jednak napisanie jego recenzji rzeczą taką łatwo już nie jest. Szczególnie jeśli nie chce się zdradzić zbyt wiele z fabuły. GitS jest anime w pewien sposób wyjątkowym, ale i dość trudnym w odbiorze. Zachwyca przede wszystkim cyberpunkową konstrukcją świata i klimatem wręcz wylewającym się z ekranu. To świat przyszłości, w którym nastąpiła cyfryzacja społeczeństwa. Niczym nadzwyczajnym jest podłączenie swojego mózgu do sieci, tak samo jak zastąpienie kończyny czy organu elektronicznym odpowiednikiem. Niektóre osoby zastępują wszystko, pozostawiając jedynie organiczny mózg. Dzięki temu zyskują niezwykłe możliwości jak zwiększona siła czy zręczność, okupują to jednak koniecznością robienia przeglądów w specjalnych ośrodkach. Możliwość bezpośredniego podłączenia się do sieci niesie za sobą także pewne zagrożenia. Wraz z rozwojem techniki narodził się nowy rodzaj zbrodni - przestępstwa sieciowe. Hakerzy są w stanie włamać się do dowolnego systemu, ścigany w filmie Władca Marionetek potrafi "wejść" się do czyjegoś umysłu i wykorzystać taką osobę do własnych celów. Aby przeciwdziałać cyberzagrożeniom została powołana specjalna jednostka - Sekcja 9. Należą do niej główni bohaterowie tego anime.
    Major Motoko Kusanagi jest kobietą silną i twardą, także dosłownie, bowiem jest niemal całkowicie cyborgiem. Osoba nieco porywcza, zdecydowanie idąca na przód. Postać dość rozbudowana, jednak nie pozbawiona wad. A w zasadzie jednej. Mocno filozoficznego podejścia do życia. Kilka razy jesteśmy zmuszeni słuchać jej wywodów na temat sensu życia i człowieczeństwa cyborgów. Jej przyjaciel Batou jest całkowitym przeciwieństwem Kusanagi. Spokojny i opanowany, twardo stąpający po ziemi. Stanowiący przeciwwagę dla filozofowania pani major. Warto wspomnieć o szefie Sekcji 9. Daisuke Aramaki jest przyzwoitym przywódcą, który dla swoich ludzi robi wszystko co może.
    Na brawa zasługuje sam Władca Marionetek. Postać której nie da się jednoznacznie ocenić. Jej obraz mocno zmienia się przez cały film. To co dostajemy na końcu
    Mimo upływu lat grafika nadal może robić wrażenie. Widzowie dostają dość szczegółowe tła i płynną animację. Widok miasta stwarza niesamowitą atmosferę, na każdym kroku czuć przygnębiający, cyberpunkowy klimat. Kenji Kawai stanął na wysokości zadania i stworzył muzykę doskonale uzupełniającą film.
    Wiele osób może odbić się od GitSa ze względu na wspomniane wątki filozoficzne. To jest właśnie rzecz, która moim zdaniem najbardziej utrudnia odbiór tego filmu. Odstraszyć może także powszechna brutalność. Anime jest dość krwawe, jednak nie wyobrażam sobie łagodnego cyberpunku, to nie ten gatunek.
    Warto wspomnieć że tym filmem inspirowali się m.in bracia Wachowscy tworząc Matrixa. Chociaż można powiedzieć że słowo "inspirowali" to za mało powiedziane. Niektórzy uważają że wręcz kopiowali. Przykład? Proszę bardzo. Podobny "zielony" opening w obu produkcjach, w jednej ze scen Neo chowa się za za filarami podobnie jak Kusanagi podczas walki w końcówce filmu. No i oczywiści podłączanie się do sieci, czyli wtyczka w karku.
    Uważam Ghost in the Shell za anime wyjątkowe. Jednak nie mogę z czystym sumieniem wystawić najwyższej możliwej oceny, dlatego kończę tę recenzję oceną 9+.









    Ta sama recenzja w PDF
  16. Sefnir
    Fajnie było by być geniuszem, albo chociaż ponadprzeciętnie inteligentnym, tak jak Shion. Ten dwunastoletni chłopiec należy do miejskiej elity, jednak w dniu swoich urodzin popełnia karygodny błąd. Błąd, którego No.6 nie wybaczy. Podczas burzy udziela pomocy rannemu uciekinierowi, noszącemu imię Nezumi. Za ten haniebny czyn zostaje pozbawiony swoich praw i wraz z matką musi przeprowadzić się do ubogiej części miasta zwanej Lost Town. Cztery lata później drogi tych dwóch chłopców znów się krzyżują, jednak ich role się odwracają.
    Sezon letni w roku 2011 obfitował w wiele najróżniejszych serii. Jedne, jak choćby Mawaru Penguindrum starają się o miano hitów, inne były totalnymi pomyłkami. No.6 od razu stało na straconej pozycji. Dlaczego? Anime emitowane w bloku noitaminA telewizji Fuji TV trwają przeważnie jeden sezon i liczą jedenaście lub dwanaście odcinków. Opisywany tu tytuł powstał na bazie dziewięcio tomowej powieści. Co prawda studio Bones robiło co mogło by wszystko wyszło sensownie, jednak popełniło po drodze kilka błędów.
    Tytułowe No.6 to olbrzymie miasto przyszłości, jedno z kilku ostatnich na świecie, bowiem ciągłe wojny doprowadziły ludzkość niemal do zniszczenia. Kreowane na raj, w rzeczywistości totalitarne, dławi każdy przejaw buntu. Brzmi znajomo? Mi od razu skojarzyło się z Rokiem 1984 Orwella i filmem Equilibrium. Tym samym anime mnie kupiło. Muszę jednak przyznać że trochę się na nim zawiodłem. Ewidentnie brakło tu czasu. Jednak jedenaście odcinków to za mało. Seria ciągnie się leniwie aby przyśpieszyć w kilku ostatnich odcinkach. O ile powolny początek wychodzi całkiem nieźle to rozciągnięty środek daje się we znaki. Końcówka to zaś pędzenie na złamanie karku i nieco kiepskie zakończenie, które niewiele wyjaśnia, a myślę że było by co. Drugą rzeczą psującą odbiór jest wątek fantastyczny. Delikatnie pojawia się w połowie by mocno uderzyć na koniec. Nie jest to jednak przyjemnie zaskakujące uderzenie a niektóre elementy zostały wyciągnięte nie wiadomo skąd. Numer trzy na liście wad to postacie. Wada, która jednocześnie jest zaletą, bowiem z jednej strony mamy świetnie zrealizowane charaktery a z drugiej kilka osób nie zachwyca.
    Głównym bohaterem jest Shion. Poznajemy go gdy kończy dwanaście lat. W tym samym dniu ma w mieście szaleje tajfun. Jak już wspomniałem we wstępie, kierowany dobrocią udziela pomocy uciekinierowi przez co zostaje zesłany do Lost Town, gdzie w spokoju upływają mu cztery lata. Niestety, aby nie było za pięknie, pewnego dnia jest świadkiem dziwnego wypadku. Jego współpracownik w błyskawicznym tempie postarzał się i zmarł a z szyj "wyszła" mu pszczoła. Shion został oczywiście uznany winnym, tym bardziej że dzień wcześniej powiedział o kilka słów za dużo. Skończył by nie wesoło gdyby nie pomoc starego znajomego. W tej chwili na scenę powraca Nezumi i pokazuje chłopakowi prawdziwy świat, poza No.6. Jak na głównego bohatera, będącego osobą niezwykle inteligentną, Shion jest strasznie naiwny i nieco upośledzony społecznie. Pozostawiony sam sobie zginął by pierwszego dnia. Da się to co prawda wyjaśnić warunkami w jakich żył do tej pory, ale jego naiwność mimo wszystko irytuje.
    Z drugiej strony znajduje się Nezumi. Zimny i twardo stąpający po ziemi miłośnik literatury. Moim zdaniem jest to najlepiej skonstruowana postać w tym anime. Taki męski tsundere, który pod koniec jest niestety zbyt ~dere. Jednak jego wcześniejsza postawa jest dobrze wyjaśniona. Sporo przeżył (i nie chodzi mi tu o jakieś miłe rzeczy), ma prawo i słuszne powody aby nienawidzić No.6. Dodatkowo dostał świetne seiyuu. Yoshimasy Hosoyi wspaniale wczuł się w swoją rolę, a śpiewane przez Nezumiego piosenki są naprawdę miłe dla ucha.
    Oprócz tej dwójki przewija się jeszcze kilka mniej lub bardziej ważnych i ciekawych osóbek. Z tego co mi wiadomo to nieco więcej czasu poświęcono Safu, przyjaciółce Shiona. Nie wiem jak w powieści, ale w anime odgrywa jedną z główniejszych ról i przede wszystkim widać rozwój tej postaci. Początkowo upośledzona społecznie jak jej przyjaciel zyskuje pewności siebie. Warto też wspomnieć o opiekującej się psami Inukashi. Osobki, której płci można się tylko domyślać bo serial nie dostarcza jasnej odpowiedzi choć niektóre sceny mogą sugerować że to jednak dziewczyna. Zdecydowanie jedna z lepiej zrobionych postaci, doskonale zna życie i stara się nie dopuszczać innych blisko siebie (w znaczeniu psychicznym). Zawiodłem się całkowicie na matce Shiona. Choć nie pojawia się rzadko to jednak kobietę znającą twórców No.6 można było lepiej przedstawić. Choćby wyjaśnić to znajomość.
    Można powiedzieć że jedenaście odcinków to wada, jednak dzięki temu widzowie otrzymują odpowiedniej jakości oprawę graficzną. Można zachwycać się tłami, panoramą miasta czy okolicami poza nim. Animacja też nie zawodzi, poza jednym jedynym momentem w dziesiątym odcinku. O muzyce wiele powiedzieć nie mogę. Opening i ending nie zachwycają. ścieżka dźwiękowa zdecydowanie nie jest czymś co na dłużej zostanie w pamięci, z wyjątkiem kilku utworów.
    Na koniec ostatnia sprawa. Tytuł tej recenzji nie jest bezpodstawny. Anime jest kwalifikowane jako shounen­?ai, jednak momentów w którym możemy stwierdzić że relacje między Shionem i Nezumim wykraczają poza przyjaźń jest tylko kilka. Może ze cztery krótkie sceny. Nic więcej.









    A teraz coś trochę innego.
    1.Ta sama recenzja, ale w wersji PDF z tłem i bez tła
    2. Recenzja Infinite Stratos Piotrka i Kondzia w PDF
    Plików nie trzeba pobierać.
  17. Sefnir
    W tradycji rzymskokatolickiej uroczystość Wszystkich Świętych obchodzona jest 1 listopada. Japonia, jako że to kraj gdzie obowiązuje buddyzm i shintoizm, swojch zmarłych czci latem. Święto O-bon, o kilkuset letniej tradycji, obchodzi się od trzynastego do szesnastego lipca, i jest to jeden z trzech najważniejszych okresów wakacyjnych (tuż obok noworocznego Sh?gatsu i majowego Złotego Tygodnia).
    Pierwszego dnia świąt zapalane są mukaebi (ognie powitalne). Latarnie czy wręcz małe ogniska znajdujące się na progach domów, a mające za zadanie powitać duchy zmarłych i wskazać im właściwą drogę.


    Mukaebi Inną ważną rzeczą są domowe ołtarze, na których składane są ofiary w postaci ulubionych pokarmów i napojów przodków. Stawiane są na nim również figurki konia bądź krowy wykonane z warzyw jak ogórek czy bakłażan. Według wierzeń mają one służyć jako transport pomiędzy światem żywych i umarłych.

    W tym czasie w wielu miastach odbywają się lokalne festiwale. Duchy zmarłych przebywają z rodzinami do piętnastego sierpnia, kiedy to odprowadzane są za pomocą okuribi (ognie pożegnalne). Nad morzem i w okolicy rzek puszczane są na wodę lampiony. W tym dniu następuje także iluminacja lampionami świątyni T?dai-ji w Nara, a także chramu Kasuga, oraz wielu innych w całym kraju. W Kioto szesnastego sierpnia odbywa się ceremonia Gozan-no okuri-bi (znana także jako Daimonji-yaki). Zapala wtedy się ogniska na pięciu wzgórzach otaczających miasto, przyjmuję one kształt chińskiego znaku ? (dai - wielki), znaków ??, bramy torii oraz statku.


    Okuribi

    Gozan-no okuri-bi Podczas O-bon rodziny oczekują na duchy bliskich osób, zawsze może się jednak zdarzyć że z wizytą wpadnie jakiś inny nie proszony gość. Tymi nieproszonymi gośćmi są przeklęte dusze, lub te które, przywiązane do naszego świata, lubią sprawiać innym problemy. Aby je odstraszyć, tańczony jest tradycyjny taniec zwany Bon-odori (taniec dla duchów zmarłych). Co ciekawe kroki tańca są różne dla poszczególnych rejonów Japonii.


    Festiwal i taniec Bon-odori
    http://www.youtube.com/watch?v=aH5BbqPbgwk
    Święto to do Japonii zawitało z Chin (do Chin zaś z Indii). Zgodnie z legendą jeden z uczniów Buddy imieniem Maudgalyayana ujżał kiedyś swoją zmarłą matkę, znajdującą się w świecie duchów, powieszoną głową w dół. Aby skrócić jej cierpienia, które okazały się być skutkiem jej samolubnego postępowania, w jej imieniu Maudgalyayana ofiarował mnichom żywność i napoje. To zaś miało stać się początkiem święta Bon, połączonego później z kultem przodków.
    A teraz trochę z innej beczki. Ten sam tekst ale w zapisany PDF. Plik znajduje się na koncie Google więc nie trzeba nic pobierać.
  18. Sefnir
    Jaki piękny zachód słońca.
    Odwróciłem się. Rzeczywiście. Zachód był piękny. Tarcza słoneczna powoli znikała za horyzontem. Ostatnie jej promienie oświetlały gabinet. Już za chwilę zapadnie noc.
    Wróciłem do przeglądania dokumentów.
    Nadal nad tym siedzisz? Nudny jesteś.
    - Bądź cicho ? powiedziałem.
    Tak, tak. Wiem o czym myślisz. ON zaraz tu będzie, prawda?
    ?
    Milczysz? Uuu czyżbyś się bał o swoją pozycję? To do ciebie nie podobne Tsusuharu? Midori-chan.
    Nie wytrzymałem. Chwyciłem stojącą na biurku filiżankę i rzuciłem.
    - Zamknij się!
    Hahaha. Tracisz cierpliwość staruszku.
    Po prostu nienawidzę tych zdrobnień.
    Wróciłem do dokumentów. Wszystko się zgadza. Tej nocy? tak zdecydowanie ta noc będzie ciekawa. Jeszcze tylko chwila a mój gość się zjawi.
    Wstałem i podszedłem do drzwi na taras. Ogród był cudowny. Tym bardziej teraz, skąpany w ciemności nocy.
    Hej Midori. Czego on chce?
    - A czego może chcieć? Klan Nibari pragnie tylko jednego.
    Bum.
    Ból głowy powrócił, a wraz z nim ten szept. Jedno zdanie. Jedno jedyne zdanie. Prosty rozkaz. Nie, raczej pragnienie lecące z głębi mojej duszy.
    Bum, Bum.
    Świat przed moimi oczami zawirował, odruchowo wyciągnąłem rękę aby się nie przewrócić. Nie udało mi się. Padłem na kolana. Ból był coraz większy. Poczułem jakby moja prawa ręka paliła się od środka. Jeśli potrwa to dłużej, nie będę potrafił nad sobą panować
    Ostatnimi czasy ataki stawały się coraz częstsze. Moje ciało słabło.
    Fju, fju. Naprawdę się starzejesz.
    - Przecież to oczywiste ? odparłem ? Nie jestem duchem, jak ty Rea.
    Po chwili wszystko wrócił do normy. Jednak wolałem usiąść. Miękkość fotela pozwoliła mi zapomnieć o niedawnym ataku.
    Stresujesz się.
    - Nie. Nie mam czym. Wiem co oni planują, choć raczej powinienem powiedzieć co on planuje.
    Nibari byli jedną z bocznych gałęzi rodziny Tsusuharu. Słabą i nic nie znaczącą, ale o olbrzymich ambicjach. Zawsze mnie to śmieszyło. Jak taka mała rodzinka może pragnąc władzy czy potęgi. Jednak teraz mi zaimponowali, muszę przyznać. Kenji Nibari, najsilniejszy z pośród nich będący jednocześnie głową klanu, jest osobą niezwykle odważną. I utalentowaną. Nie raz wykazał się dla wspólnej sprawy. Za niedługo ma mnie odwiedzić.
    Tak. To już dzisiaj. Tej nocy mam zginąć. Kenji z rodziny Nibari ma być tym, który mnie zabije. Sądzi że dzięki temu stanie na czele klanu Tsusuharu i zdobędzie upragnioną władzę. Stawia wszystko na jedną kartę. Dość niepewną, mimo wszystko.
    ?Midori!
    Krzyk wyrwał mnie z zadumy. Spojrzałem na Ree. Już miałem pytać o co chodzi, lecz zauważyłem zapaloną lampkę przy telefonie.
    Odebrałem.
    - Tak, przyprowadź go do mojego gabinetu. ? Odłożyłem słuchawkę ? Schowaj się na razie Rea.
    Jak sobie życzysz
    Postać dziewczyny rozpłynęła się w powietrzu.
    Puk, puk, puk.
    Usłyszałem pukanie.
    Służący wprowadził gościa po czym wyszedł z pokoju.
    Głowa rodziny Nibari stanęła na środku gabinetu. Był to wysoki dobrze umięśniony brunet. Zdecydowanie wyglądał ode mnie o niebo lepiej, choć sam cherlakiem nie byłem. Różnica wieku też robiła swoje. Ledwo przekroczył trzydziestkę. Może to skłoniło go do tej decyzji? W końcu co to za problem zabić człowieka takiego jak ja? Nie najmłodszego i schorowanego. Cóż, ten człowiek popełnił jeden bardzo ważny błąd. Zlekceważył swojego przeciwnika, a przecież mówią że nie należy oceniać książki po okładce.
    Wstałem i podszedłem do niego uśmiechnięty
    - Kenji-kun cóż cię sprowadza?
    Mój gość ukłonił się jak przystało na prawdziwego Japończyka. Ja mogłem darować sobie te grzeczności. Zresztą posiadłość i tak była w stylu europejskim więc nie wymagałem tradycyjnych powitać.
    - Midori-san, chciałem z tobą porozmawiać.
    - Tak? A o czym? ? spytałem udając zainteresowanie.
    - O rodzinie. Midori-san, masz już swoje lata. Czas aby ktoś inny sprawował władzę nad Tsusuharami. Ktoś młody! Temu klanowi potrzeba świeżej krwi!
    - Bądź łaskaw, nie podnosić głosu ponad potrzebę ? odparłem spokojnie ? Chodzi ci o twoją krew, Nibari Kenji-kun? Wiem o twoich ambicjach. Wiem o wszystkim.
    Odwróciłem się do okna, odsłaniając plecy. Czekałem na jego atak, ale nie chciałem patrzeć mu w twarz. Mógłbym nad sobą nie zapanować i się roześmiać, a to było by niegrzeczne.
    - Więc wiesz. ? powiedział ? Zatem ta rozmowa jest bezcelowa. Szanuję cię, ale pora byś ustąpił. I zrobisz to dziś.
    Usłyszałem szelest materiału. Coś wyciągnął?
    O ho ho, ma nóż. Zaraz się zacznie? Teraz!
    Odwróciłem się i nadstawiłem rękę. Ostrze przebiło mi dłoń. Kenji zastygł w bezruchu. Pewnie był zaskoczony że nie krzyczę, wzywam pomocy tylko się uśmiecham. Wyszarpnął nóż i cofnął się.
    Uniosłem rękę tak aby widział ranę. Nie minęła chwila a ta zabliźniła się.
    - C-Co?
    - Widzisz, nie musisz się martwić o moją kondycję.
    Zobaczyłem paniczny strach w jego oczach. Wiem doskonale co go spowodowało. Mój obecny wygląd. Moje oczy stały się czerwone a palce prawej dłoni wydłużyły tworząc ostre szpony.
    -Czy-Czym ty jesteś! ? wyjąkał ? Potwór! Jesteś potworem!
    Nibari zrobił kilka kroków do tyłu. Nie mogłem mu teraz pozwolić uciec.
    -Rea.
    Duch pojawił się za moim przeciwnikiem i objął go mocno.
    -Chyba nigdzie się nie wybierasz
    Wyszeptała mu do ucha.
    - Co t-to jest!
    - Ona? To tylko Rea. Mój duch służebny ? odpowiedziałem nie przestając się uśmiechać ? No pora to zakończyć. Dziękuję ci Kenji-kun, masz rację potrzeba świeżej krwi. Nie martw się, twoja nie pójdzie na marne. Dzięki niej nasycę siedzącą we mnie bestię.
    Jak tylko skończyłem mówić Rea zatopiła swoje kły w jego szyi.
    Na mojej lewej ręce znajduje się tatuaż. Ciągnie się od dłoni aż po koniec ramienia. Tak naprawdę jest to zestaw znaków, specjalne zaklęcie, dzięki któremu Rea może przesyłać mi energię. Poczułem mrowienie. Moje ciało napełniało się nową siłą.
    Jednak nie chciałem aby to duch zabił tego zdrajcę. Szybkim ruchem przebiłem jego serce.
    Podszedłem do telefonu.
    - Przygotuj ludzi i auta. Osobiście dopilnuję eksterminacji rodu Nibari. I niech ktoś sprzątnie truchło z mojego gabinetu.
    To konieczne Midori?
    - Tak. Nie pozwolę żyć zdrajcą.
    Odwróciłem się i wyjrzałem przez okno. Na bezchmurnym niebie znajdował się piękny srebrny księżyc. Tak to będzie zdecydowanie piękna noc.
  19. Sefnir
    Zapisuję to, póki moja świadomość jeszcze nie zgasła. Nie wiem, co się ze mną dalej stanie. Niektórzy mówią, że śmierć jest błogosławieństwem. Czym będzie dla mnie? Za niedługo się przekonam. Jednak nim to się stanie zapiszę to. Być może ktoś znajdzie moje ciało, wtedy dostanie też moją kość pamięci, wraz z nagraniem.
    Ten dzień był zwykły. Taki sam jak setka poprzednich. Siedziałem w biurze, gdy dostałem wiadomość. Nie odczytywałem jej jednak. Wiedziałem, co zawiera. Już od jakiegoś czasu po sieci krążyła wiadomość z nieznanym kodem. Jedni mówili, że to groźny wirus, inni, że tylko głupi żart. Osobiście wolałem nie zapychać sobie tym pamięci. Wywaliłem dziadostwo do kosza. Zegar wskazywał godzinę szesnastą. Nie miałem żadnych zleceń, więc postanowiłem iść do domu.
    Następnego dnia sytuacja się powtórzyła. Wiadomość, którą wczoraj skasowałem przyszła ponownie. Akurat była to ostatnia rzecz, jaką chciałem się zajmować. Niestety przez następne dni było tak samo.
    Wszystko zmieniło się piątego dnia. To wtedy dostałem ten telefon. Było ciepłe, choć dość późne popołudnie. Stałem przy oknie i spokojnie piłem kawę, rozmyślając o zleceniach, a raczej ich braku.
    Dryń, dryń
    Z zadumy wyrwał mnie dźwięk telefonu. Mimo wszystko lubiłem ten staroświecki wynalazek. Podniosłem słuchawkę i przystawiłem do ucha.
    - Witam panie Jeremy Harding. Cieszę się, że w końcu nawiązaliśmy kontakt. Czemu nie odebrał pan wiadomości?
    Ciepły kobiecy głos. Choć brzmiał tak miło mógł należeć do kogokolwiek. Co to za problem użyć syntezatora? Sam taki posiadam.
    - Czemu pan milczy?
    - To pani wysyła mi tę wiadomość? Mnie i wielu innym osobą. Z kim mam przyjemność? ? spytałem.
    - Nazywam się Annette Garner. Reprezentuję kogoś zainteresowanego usługą detektywistyczną. Wiadomość jest kluczem do zlecenia. Co jest prawdą panie Harding? Że to groźny wirus czy klucz? Podejmie pan ryzyko? Do ponownego usłyszenia, miejmy nadzieję.
    Odgłos odkładanej słuchawki. Co mam teraz zrobić? To jak gra w rosyjską ruletkę. Mogę zaryzykować. Rozwalę system albo dostanę zlecenie. Co lepsze? Do odważnych świat należy mawiają. Na ekranie cały czas miga koperta. Usiadłem przy biurku. DEK był podłączony. Z jego boku wyciągnąłem kabel. Wtyczkę wpiąłem w gniazdo znajdujące się tuż za prawym uchem. Byłem gotowy.
    Niech się dzieje. Otworzyłem kopertę.
    Mój mózg zalała fala informacji. Bezkształtne, bezsensowne. Nic nie było takie jak być powinno. Czułem jakby porywał mnie prąd rzeki. Nie byłem w stanie ruszyć ręką, nie mogłem wyłączyć DEKa. Jeszcze chwila a usmażą mi się kości pamięci.
    System pada. Przed oczami zaczęły pojawiać się komunikaty o błędach.
    ......Input/Output Error 153: Input file deleted
    ............In procedure: mfold
    ..................At Line: 1221
    ............Statement: List ? directed READ
    ........................Unit 5
    ..................Connected to: ..//..// ERROR
    ERROR
    ..........ERROR
    ....................ERROR
    ..............................ERROR
    .........................................ERROR ERROR ERROR ERROR ERROR ERROR ERROR ERROR ERROR ERROR ERROR ERROR ERROR ERROR ERROR ERROR ERROR ERROR ERROR ERROR ERROR ERROR ERROR ERROR ERROR ERROR ERROR ERROR ERROR ERROR ERROR ERROR ERROR ERROR ERROR ERROR ERROR ERROR ERROR ERROR ERROR ERROR
    .
    ..
    ?
    ?.
    ?..Odzyskano sprawność po krytycznym błędzie
    ........Trwa nawiązywanie połączenia.
    ........Trwa nawiązywanie połączenia?
    ........Trwa nawiązywanie połączenia??..
    ........Trwa nawiązywanie połączenia???????Połączenie nawiązane.
    - Witam panie Jeremy Harding. Więc udało się panu połączyć. Gratuluję.
    Ten sam głos, co wcześniej. Ciekawe, kim naprawdę jest ta osoba.
    - Jest pan jedynym, który tego dokonał, udowodnił tym samym, że nadaje się do wykonania zadania.
    - Co to za zlecenie ? spytałem. Miałem już pełną swobodę. Mógłbym spróbować zlokalizować rozmówcę, jednak powstrzymałem się. Nie wiadomo, jakie miał zabezpieczenia, a ja przed chwilą prawie usmażyłem sobie kości.
    - Nie będzie ono wcale takie trudne panie Harding. Jednak potrzebujemy osoby godnej zaufania. Pan taką osobą jest.
    Leżałem na łóżku. Ta sprawa mi śmierdziała. Zadanie wydawało się łatwe, więc czemu spotkały mnie takie rewelacje? Wyszperałem już potrzebne informacje. Teraz nie chcę nad tym myśleć. Jestem zmęczony.
    Obudził mnie kurier. Dostałem paczkę od tej kobiety. Błąd. Od osoby, która brzmiała jak kobieta. W środku był pewien gadżet. Specjalne okulary, które mogę podłączyć do mojego gniazda. Widocznie mój zleceniodawca uznał że ten wynalazek jest konieczny. Byłem dość staromodny, dlatego nie modyfikowałem swojego ciała ponad potrzebę. Oczy wolałem zwykłe, naturalne. Udziwnienia w stylu noktowizora czy wyświetlania mapy nie były mi potrzebne. Jak widać ktoś uważał inaczej. Spojrzałem na zegarek. Dziesiąta rano. Mam jeszcze czas. Przed wieczorem nie mam co się brać do pracy.
    Nadszedł upragniony wieczór. Udałem się pod wskazany adres. Zadanie było proste. Miałem dobrać się do informacji pewnej firmy. Hmm? To robota bardziej dla hakera niż detektywa, prawda? Haczyk jednak polegał na tym że owa firma znajdowała się poza siecią. Dane można byłe więc zebrać tylko od środka. W sumie taka robota to miła odmiana od ciągłego szpiegowania kochanków, kochanek i tym podobnych. Dobra. Ostatnio i tak byłem bezrobotny.
    Wejście do budynku nie było wcale takie trudne. Od czego są przecież wytrychy? Nie, no najpierw musiałem obejść system bezpieczeństwa, ale z tym cacuszkiem co rano przyszło poszło gładko. Owe okulary przypominały bardziej gogle. Gruba mocna opaska, w której znajdowały się dwa gniazda. Przez jedno podłączyłem sprzęt do siebie. Drugie pozostawało wolne. Coś jak mini DEK. Dzięki temu mogłem się podłączyć do systemu i np. zdobyć informacje.
    Naprawdę dziękowałem za ten gadżet. Nie musiałem martwić się poszukiwaniem właściwego pomieszczenia i komputera, tylko trafiłem tam prościutko i bez problemów.
    Wolałem nie tracić czasu. Szybko podpiąłem się. Obraz przed oczami się zamazał. Poczułem lekkie zawroty głowy. Nigdy nie zrozumiem co ludzie w tym widzą. Jednak w dzisiejszych czasach nie da się bez tego obyć. Nie w tym zawodzie.
    Po chwili moim oczom ukazała się olbrzymia ściana. Fju, fju. Ładne zabezpieczenia. Załadowałem lodołamacza. Licznik wskazywał pięć minut. Znajomy haker sprzedał mi kiedyś ten soft po okazyjnej cenie i nauczył z niego korzystać. Nie sądziłem jednak że kiedyś wiedzę tą wykorzystam.
    Ściana padła. Za nią znajdowała się następna. Potem kolejna. I znowu następna. Spędziłem dobrą godzinę przy tym lodzie. Musiałem się śpieszyć. Biegiem po potrzebne informacje.
    Mam. Hmm. Ciekawe. Wcześniej nawet nie zastanawiałem się o jakie dane chodzi. Cybernetyka, badania genetyczne, SI, zakazane technologie? Ostatniego pliku nie mogę rozszyfrować. Algorytm jest zbyt skomplikowany. Trudno się mówi.
    Widać konkurencja chce pozyskać wyniki badać. Trochę kiepska robota jak dla detektywa, ale jednak kasa kusi.
    Teraz tylko się stąd wydostać. Delikatnie otwieram drzwi. Strażnik powinien być po drugiej stronie piętra. Dobra, w drogę. Mojemu zleceniodawcy naprawdę zależało na tych danych, skoro zadał sobie tyle trudu aby zinfiltrować ten budynek. Jednak wolał wynająć kogoś innego do brudnej roboty. Pewnie przekupił jednego ze strażników aby uzyskać plan pomieszczeń i rozkład patroli.
    Uff. Udało się. Teraz tylko oddalić się stąd i poinformować o wykonaniu zadania.
    Przez telefon ustaliłem miejsce spotkania. Stare magazyny na obrzeżach miasta. O tej porze mało kto tu zagląda.
    Gdy przybyłem na miejsce mój szef już był. A właściwie szefowa. Tajemniczy zleceniodawca okazał się być naprawdę kobietą. Wysoka, włosy do ramion, całkiem niezła figura. Kto by pomyślał.
    - Pani Annette Garner? ? spytałem.
    - Miło poznać osobiście panie Jeremy Harding. Proszę tutaj bliżej samochodu. Zgramy dane i wypłacę obiecane pieniądze. I jak, trudno było?
    - Nie bardzo. ? odpowiedziałem i zrobiłem co prosiła.
    Pliki przesyłały się przez chwilę. Jeśli by pomyśleć to nigdy do tej pory tyle razy się nie podłączałem w tak krótkich odstępach czasu. Cóż postęp. Szczęśliwy że pozbyłem się zbędnego balastu z pamięci i że zaraz otrzymam całkiem ładną sumkę straciłem czujność. Najgorsza rzecz jako może przytrafić się w tym zawodzie. Annette Garner stała tuż obok mnie. Blisko. Za blisko. Nim to zrozumiałem poczułem ukłucie. To nie był nóż, raczej igła. Coś mi wstrzyknęła. Ogromny ból sparaliżował moje ciało. Upadłem. Widziałem jak pochyla się nade mną.
    - Wybacz, ale nie mogę pozwolić aby pozostał jakiś świadek ? powiedziała to z pięknym uśmiechem. Jej głos był taki spokojny ? Proszę się nie martwić. Ta toksyna szybko załatwi sprawę.
    Po chwili odjechała zostawiając mnie na śmierć.
    Połasiłem się na kasę a co dostałem? Cóż sam jestem sobie winny. Mogłem od razu zrezygnować. Nie zrobiłem tego? Ciężko mi się oddycha. Zaraz stracę przytomność. Dobrze że zainwestowałem w ten dyktafon wewnętrzny. Przynajmniej mogę to zapisać. Wraz z obrazem tej kobiety. Może kogoś to ocali. Może?
    ........................................................................Koniec nagrania?..........................................................
    Słowem wyjaśnienia:
    Miało być bez klimatów fantazy, bo od tego jest konkurs Hirołsowy, prawda? Jednak chyba nikt nie zabronił pójść w lekki cyberpunk
  20. Sefnir
    Nanoha Takamachi jest zwykłą, niczym nie wyróżniającą się dziewięciolatką. Ma szczęśliwą, kochającą się rodzinę i całkiem niezłe oceny w szkole. Jedyną rzeczą, którą ją zamartwia jest brak jasno sprecyzowanych planów na przyszłość./ Nie ma jednak jasno sprecyzowanych planów na przyszłość. Jednak pewnego dnia jej życie wywraca się do góry nogami. Wszystko zaczyna się od niezwykłego snu, w którym widzi chłopca w jej wieku walczącego z jakimś potworem. Następnego dnia słyszy w głowie tajemniczy głos proszący o pomoc, chwilę później znajduję ranną fretkę. Wraz z przyjaciółkami postanawia zanieść zwierzę do weterynarza. Wieczorem wołanie ponawia się. Dziewczyna niewiele myśląc wymyka się z domu i udaje się do kliniki. Na miejscu zastaje wcześniej znalezione zwierzę uciekającą przed potworem ze snu. Fretka Przedstawia się jako Yuuno Scrya i prosi Nanohę o pomoc.
    Mahou Shoujo Lyrical Nanoha to pierwsze typowe mahou shoujo jakie oglądałem. Chwila moment, jakie typowe? Ale powoli. Dziewczynka znajduje magiczne zwierzątko. Jednak zamiast od razu zabrać ją do domu zanosi do weterynarza. To rozwiązanie wydaje się dość oczywiste, jednak w anime to nie często się zdarza. Dalej Nanoha musi uzyskać zgodę na zatrzymanie fretki od rodziców. No i rodzinka nie jest do końca zadowolona z jej powrotu do domu późną nocą. Z tego co mówi mi pamięć to zwykle młode czarodziejki są "wielkimi bohaterkami wybranymi przez przeznaczenie itp". Tutaj Yuuno grzecznie prosi o pomoc i obiecuje się odwdzięczyć. Cała historia toczy się wokół Jewel Seeds. Magicznych kryształów o wielkiej mocy, odnalezionych na innej planecie, które Nanoha zobowiązuje się pozbierać. Dziewczyna jednak posiada także zwykłe życie, musi chodzić do szkoły, ma przyjaciółki, które widzą że coś ją gryzie. W ten sposób, na zbieraniu kamyczków mija część serii. Gdzieś w połowie pojawia się druga główna bohaterka. Pełniąca rolę tej złej rywalki Fate Testarossa. Tym samym anime nabiera nieco dynamiki a widzowie poznają dodatkowe postacie. Dobra można spytać co takiego jest tu nie typowego? Choćby to że owymi dodatkowymi postaciami jest załoga statku kosmicznego Asura należącego do Biura Administracji Czasoprzestrzenią. Chwila, chwila. Mahou shoujo i statki kosmiczne? Może jeszcze laserowe działa? I tak i nie. Magiczna broń Nanohy - Raising Heart - działa jak komputer, ma rury do odprowadzania gazów, a walki są prowadzone w sposób bliższy anime o mechach czy innego sci-fi.
    Pierwsze skrzypce gra zdecydowanie Nanoha. Całkiem bystra dziewięciolatka o nieco naiwnym podejściu. Choć muszę przyznać że mimo tej całej swojej dobrotliwości nie jest irytująca. Naprzeciw niej staje Fate Testarossa. Postać, którą przez całą serię nie można jasno sklasyfikować jako całkowicie negatywną. Tak jak Nanoha zbiera Jewel Seeds i posługuje się podobnie działającą bronią. Jednak robi to z całkowicie innych pobudek. Słusznych? Dla niej tak. Choć robi to z troszkę "fanatycznym" podejściem. Z osobą Fate związana jest także główna negatywna postać, która działa z jasno określonych, tragicznych motywów. To chyba największa zaleta (zaraz po walkach) tego anime. Antagoniści nie są do końca czarni, mimo środków jakie używają, widz może się zawahać przy jednoznacznej ocenie. Całkiem sympatycznie prezentują się też pomocnicy głównych czarodziejek. Ciekawie przedstawiono różnice w relacjach Nanohy z Yuuno, gdy ten przebywa po postacią fretki od tych gdy jest człowiekiem. Z dodatkowych postaci najbardziej chyba zapada w pamięć pani kapitan Asury, która "nieco przesładza" zieloną herbatę...
    Plus należy się twórcą za fanserwis. Dyskretny i subtelny, nic nachalnego. Szczyptę humoru dodaje fakt że nikt fretki nie traktuje jako samca i Nanoha wraz z przyjaciółkami nie ma oporów przed przebieraniem się przy nim, dzięki czemu można zobaczyć zawstydzoną fretkę.
    Kreska jest całkiem ładna, choć można się dopatrzeć pewnych niedoróbek przy tłach. Jednak za tą cenę widz otrzymuje niezłe animacje walk. Muzyka niczym szczególnym się nie wyróżnia, słucha się ją miło, pasuje do tego co w danej chwili dzieje się na ekranie.
    Całe szczęście że pomimo sporej obecności różu, anime nie jest przesłodzone. Całkiem zręcznie twórcy przepletli zwyczajne życie (o ile mahou shoujo może mieć zwyczajne życie) Nanohy z historią Fate. Trzeba też zaznaczyć że Mahou Shoujo Lyrical Nanoha nie jest jednak przeznaczona dla młodszych widzów, ze względu na pewną brutalność serii. No chyba że ktoś chce puścić dziecku anime gdzie matka biczuje własną córkę. No i niektóre działania Biura Administracji Czasoprzestrzenią też mogą budzić wątpliwości.









  21. Sefnir
    Wyczerpanie paliw kopalnianych zmusiło ludzkość do szukania nowych źródeł energii. Na orbicie okołoziemskiej został stworzony specjalny system korzystający z energii słonecznej, wspierany przez trzy windy orbitalne, które stworzyły trzy światowe potęgi, Unia, HRL i AEU. Niestety tylko one, wraz z sojusznikami, korzystają z tych dobrodziejstw. Mniejsze państwa muszą ciągle walczyć o przetrwanie.
    Jest 2307 Anno Domini. AEU właśnie testuje swojego najnowszego Enacta. Prezentacje przebiegała bez problemu, do momentu pojawienia się tajemniczego mobile suita, który emitował dziwne światło. Niezidentyfikowany mech bez najmniejszego problemu niszczy Enacta i kilka innych maszyn, jednocześnie zmuszając AEU do ujawnienia trzymania dodatkowych jednostek przy wierzy orbitalnej. Następnego dnia telewizja emituje nagranie nadesłane przez tajemniczą grupę. Celestial Being, prywatna organizacja wojskowa, ma tylko jeden cel. Zakończyć wszelkie konflikty na ziemi. Aby tego dokonać zaatakuje każdego kto owe konflikty wywołuje, a zrobi to przy pomocy czterach zaawansowanych technologicznie Gundamów.
    Mobile Suit Gundam 00 był pierwszym Gundamem jakiego obejrzałem i to dodatkowo zaraz po Code Geass. Pierwsza myśl? A co to jest? Poważnie, miałem ochotę rzucić oglądanie po pierwszym odcinku. A co to za jakieś dziwne roboty, i jak toto się porusza. Na szczęście przemogłem się i obejrzałem do końca. G00 to najnowsza seria spod znaku Gundam, i pierwsza zrealizowana w HD.
    Jako że mamy cztery Gundamy, to bohaterów też jest czterech. Pierwszym jest Setsuna F. Seiei, najmłodszy Gundam Meister (tak w 00 nazywa się pilotów Gundamów), mało rozmowny, o nieco skrzywionej psychice, ciągle powtarzający że jest Gundamem. Następny jest Allelujah Haptism, będący dawniej obiektem badań HRL nad stworzeniem super żołnierzy. Kolejny jest Tieria Erde. Najmniej sympatyczny z pilotów, chętnie krytykujący innych, mający bezpośredni dostęp do Vedy, super komputera Celestial Being. Nie wiem czy jest się czym chwalić ale przez dłuższy czas nie mogłem dojść do tego jakiej płci jest ten osobnik. Ostatnim na taj liście jest Lockon Stratos, najstarszy i najnormalniejszy z nich.
    Oczywiście to nie wszyscy bohaterowie. Oprócz wymienionych wyżej, bliżej poznamy także załogę Ptolemaiosa (czyli okrętu CB), na czele której stoi Sumeragi Lee Noriega, genialna pani strateg o małych problemach z alkoholem. Zostaną także przedstawieni piloci z innych ugrupowań. Nie bez znaczenia (także w kontekście drugiej serii G00) są także Louise Halevy i Saji Crossroad. Dwójka cywili, którzy na własnej skórze przekonali się o okropnościach wojny i tym że Gundamy nie przynoszą tylko samego pokoju, ale także cierpienie.
    Na koniec wspomnę jeszcze o jednej postaci. Marina Ismail, księżniczka Azadistanu. Oglądając opening i widząc ową niewiastę odwracającą się od okna, przez które po chwili widać płonące miasto liczyłem że będzie jakimś czarnym charakterem. Oj pomyliłem się i to bardzo. Jak dla mnie to najbardziej irytująca osoba w serii. To taka Relena z Winga, wieczna pacyfistka. Nie to żebym miał coś co pacyfizmu, ale Marina mnie denerwowała swoim zachowaniem.
    O reszcie postaci nie będę wspominał bo jest ich za dużo, jednak nie czuć tu ich natłoku, za co chwała twórcom. Główni bohaterowie w pewnym stopniu się zmieniają stają się bardziej normalni. O ile Tieria mnie na początku nieraz irytował bardziej nawet niż Marina to pod koniec serii naprawdę polubiłem tę postać.
    Gundam 00 jak każdy Gundam jest serią o mechach, więc pasowało by napisać o nich kilka słów. Pierwsze skrzypce gra tu oczywiście wielka czwórka czyli Exia, Dynames, Kyrios i Virtue. Wyglądają całkiem nieźle, dominują w nich jasne kolory, jak to w Gundamach. Nie najgorzej, a wręcz świetnie prezentują się Tiereny z wojsk HRL. Są pewną wariacją na temat starych dobrych Zaku. Maszyny AEU i Unii, czyli Flagi i Enacty są czasami trudne do rozróżnienia. Jeśli się nie mylę to wszystkie maszyny z anime trafiły do sprzedaży jako modele.
    Graficznie jako pierwszy Gundam w HD prezentuje się bardzo dobrze, CGI nie kuje w oczy. Mechy są zrobione staranie, zresztą tak jak i pomieszczenia. Wśród postacie też nie ma jakiś odstępstw od normy. Jeśli kogoś raziły różowe wybuchy w Gundam SEED to tu są fioletowe. Dźwiękowo też całkiem nieźle. Oba openingi i endingi wpadają w ucho.
    Mobile Suit Gundam 00 jest anime całkiem niezłym, nie ustrzegł się kilku głupotek (jak choćby irytujące postacie), ale ogólnie jest zdecydowanie na plus. Sama seria liczy sobie 25 odcinków. Jest więc najkrótszym pełnoprawnym Gundamem. Twórcy przygotowali oczywiście także drugą serię mającą także 25 odcinków. Czy taki zabieg wyszedł na dobre? Myślę że tak. Szczególnie biorąc pod uwagę poziom G00 i G00 S2.









  22. Sefnir
    Na wstępie lojalnie ostrzegam. Za projekt postaci odpowiedzialne są panie z grupy CLAMP.

    10 sierpnia 2010 roku Święte Imperium Brytyjskie wypowiada wojnę Japonii, wysyłając do walki po raz pierwszy humanoidalne roboty bojowe, nazwane Knightmare Frame. Operacja zostaje zakończona w ciągu miesiąca, a Japończycy utracili wolność, swoje prawa oraz nazwę. Kraj Kwitnącej Wiśni stał się "Strefą 11" a jego mieszkańcy "jedenastostrefowcami". Siedem lat później w Tokio, młody Brytyjczyk, Lelouch Lamperouge, wiedzie życie zwykłego ucznia. Wraz z młodszą, niepełnosprawną siostrą uczęszcza do Akademii Ashford. Skrywają oni jednak sekret, którego ujawnienie może zagrozić ich bezpieczeństwu. Życie Leloucha zmienia się gdy terroryści kradną tajemniczy objekt wojskowy, podobno potężną broń, a on sam zostaje przypadkowo wplątany w pościg przeciwko nim, i to bynajmniej nie po stronie Brytyjczyków. Zginąłby, gdyby nie spotkanie z tajemniczą dziewczyną. W zamian za spełnienie jednego jej życzenia ofiarowała mu niezwykłą moc, tytułowy geass, dzięki któremu jest w stanie zmusić człowieka do wykonania rozkazu. Ostatecznie Lelouch zakłada masę, przyjmuje imię Zero i staje na czele ruchu oporu jednocześnie realizując osobistą zemstę, zniszczenie Imperium Brytyjskiego.
    Tak można w skrócie streścić początek Code Geass. Serii, która odbiła się szerokim echem wśród internautów. Co świadczy o tak wielkiej popularności? Myślę że nie ma tu jednego głównego elementu za to odpowiedzialnego. Dzięki czemu dostajemy ciekawych bohaterów, wciągającą historię, okraszoną ładną grafiką i muzyką oraz mechy, które wyglądają nie najgorzej i nie grają tu pierwszych skrzypiec. No ale po kolei.
    Głównym bohaterem jest Lelouch Lamperouge, przez bliskich nazywany Lulu, znany także jako Zero. Niezwykle inteligentny młodzieniec, który najbardziej nienawidzi Imperium Brytyjskiego i pragnie zmienić świat tak, aby mogła w nim spokojnie żyć jego niewidoma i jeżdżąca na wózku, młodsza siostra. W większości serii Lulu byłby zamaskowanym złoczyńcom, głównym złym. Tutaj dostaje on rolę protagonisty. Kroczy jednak drogą skąpaną we krwi i cierpieniu, ludzi, których spotka, ale także jego samego.
    Naprzeciw Zero staje Suzaku Kururugi. Jego przyjaciel z dzieciństwa, syn ostatniego premiera Japonii, obecnie należący do armii Brytyjskiej. Pragnie on zmienić Imperium od środka. Pilotuje również Lancelota, białego mecha, będącego przez dłuższy czas najsilniejszą maszyną w anime.
    Oczywiście oprócz panów, mamy również panie. Pierwszą wartą w zmiany jest Kallen Stadtfeld. Za dnia dobra uczennica a w nocy jako Kallen Kouzuki, najlepsza pilotka ruchu oporu. Podczas serii przyjdzie nam bliżej poznać historię jej i jej drugiego nazwiska.
    Wisienką na torcie wśród damskich postaci jest C.C.. Tajemnicza dziewczyna, która podarowała Lelouchowi geass. Owa niewiasta pojawia się w pierwszym odcinku, zamknięta w pojemniku ukradzionym przez terrorystów jako potężną broń, aby niedługo potem zostać zabitą. Więcej na jej temat nie chcę zdradzać.
    Grafika stoi na bardzo wysokim poziomie, ale z drugiej strony seria posiada dość specyficzną kreskę, która nie każdemu musi przypaść do gustu. Całkiem nieźle prezentują się wnętrza pomieszczeń, co wcale nie oznacza że pejzaże są zrobione gorzej. Jak na wstępie napisałem, za projekt postaci odpowiedzialne są panie z grupy CLAMP. Otrzymujemy więc bardzo długie i chude postacie o dużych wyrazistych oczach. I znowu, nie uważam tego za wadę. Wręcz przeciwnie. Stanowi to jeden charakterystycznych elementów Code Geass. Muzyka świetnie buduje nastrój, niektóre sceny i utwory lecące podczas nich na długo pozostaną w pamięci. Wystarczy wspomnieć o jednym z ostatnich odcinków. Leci Innocent Days autorstwa Hitomi Kuroishi, w tle słychać tłum skandujący "Zero". Widzimy wszystkim dobrze znane urządzenie szpitalne, na którym wyświetlana jest prosta linia...
    Knightmare Frame to rzecz, o której też pasowało by parę słów napisać. Mimo że mamy do czynienia z serią o mechach, to tego nie czuć. Nie grają one tu pierwszych skrzypiec. Są bronią, niczym innym. Co więcej, dane jest nam oglądać przede wszystkim maszyny seryjnej produkcji. Maszyn wyróżniających się wyglądem i siłą jest dosłownie kilka. Teraz, z perspektywy czasu widzę że, w przeciwieństwie do Gundamów, Knightmare Frame nie przyjęły się za bardzo jako modele. Owszem jest kilka do kupienia, ale pochodzą one (głównie) z drugiej serii anime i przedstawiają już bardziej udziwnione mechy.
    Niewątpliwie najmocniejszą stroną Code Geass, jest trzymająca w napięciu i obfitująca w liczne zwroty akcji fabuła. Przez całą serię utrzymuje ona stały poziom, nie pędzi. Pozwala by wszystko działo się we właściwym momencie, bez niepotrzebnego dodawania gazu. Można także się spodziewać sytuacji gdzie bohater wraz z bohaterką lądują na wydawało by się bezludnej wyspie, ale to nie pierwszy tytuł Sunrise, gdzie takie coś się zdarza. Pewien niedosyt pozostawia zakończenie, niczego nie wyjaśniające, a rodzące kolejne pytania. No ale cóż, mamy przecież drugą serię.
    Nie bez znaczenia jest rozgrywana na początku pierwszego odcinka partia szachów, pomiędzy arystokratą a jakimś staruszkiem. Gdy ów staruszek przegrywa, a na kolejne ruchy ma coraz mniej czasu zastępuje go Lelouch. Młodzieniec swój pierwszy ruch wykonuje królem. Później wyjaśnia że jeśli król nie ruszy, to jego poddani nie podążą za nim. Mówiąc to nie zdawał sobie sprawy że już za niedługo podejmie grę na znacznie większą skalę, a pionkami będą prawdziwi ludzie.
    Komu bym mógł polecić Code Geass? Trudno powiedzieć. Na pewno fanom mechów i produkcji studia Sunrise. Komuś jeszcze? Myślę że każdemu, kto lubi akcję i całkiem niezłą historię.


    Mała galeria:











  23. Sefnir
    W końcu i ja zdecydowałem się utworzyć top10 anime z roku 2010. Wybór serii łatwy nie był. Pojawiła się naprawdę masa świetnych anime, o które tylko zahaczyłem. Więc od razu z nich zrezygnowałem przy pisaniu. Poniższa kolejność nie była pewna do chwili publikacji. No, może poza pierwszym miejscem. Ale nie jest też ustalona na sztywno, drodzy potencjalni czytelnicy i czytelniczki. To że X jest na pozycji 6 a Y na 3 nie oznacza że ta pierwsza seria jest dużo gorsza. Jest to ranking bardzo subiektywny, bazowałem na tym jak zapamiętałem dane anime, jakie wspomnienia pozostały z czasu oglądania, itp.


    Wyróżnienie poza top10.
    Mobile Suit Gundam Unicorn


    Czemu tylko wyróżnienie? Z prostego powodu. Unicorn to ciągle trwające seria OVA. Nie chcę się teraz zbytnio rozpisywać bo wyszły tylko dwa odcinki, a na trzeci trzeba poczekać do marca. Jednak mogę stwierdzić że graficznie i i fabularnie anime stoi na bardzo wysokim poziomie. Jeśli utrzyma się tak do końca to pewniak do top10 2011.


    Miejsce 10.
    Ore no Imouto ga Konnani Kawaii Wake ga Nai


    Pewnego dnia Kyousuke Kousaka przypadkiem znajduje pudełko z anime. Jakże wielkie jest jego zdziwienie gdy w środku znajduje płytę z grą eroge. Niedługo potem okazuje się że należy ono do jego młodszej siostry, 14 letniej Kirino, która jest wprost zakochana w tej tematyce. Sprawę komplikuje fakt że ich ojciec jest całkowicie przeciwny takim wypaczającym psychikę rzeczom jak choćby anime (Rację ma. Nobla mu dać!). Co więc robi nasz bohater? Pomaga ukryć sekret siostrzyczce i przy okazji znaleźć przyjaciół aby mogła z kimś rozmawiać o swoim niecodziennym hobby.
    W zasadzie takie anime o 14 letniej fanatycznej otaku. Bo inaczej Kirino nazwać nie mogę. Znaczy się, mógłbym. Ale wolę nie próbować. Jakaś cenzura w końcu tu obowiązuje. Jest to chyba jedna z najbardziej irytujących postaci w anime w tym roku. Przebiła pod tym względem nawet narratora z Amagami (arc Nakaty Sae). Serię warto jednak oglądać dla świetnych komentarzy Kuro Neko i chodzącej moe jakim jest Manami, przyjaciółka Kyousuke.


    Miejsce 9.
    ]Shinrei Tantei Yakumo


    Yakumo Saitou dysponuje pewną ciekawą zdolnością. Dzięki swojemu czerwonemu lewemu oku może widzieć duchy. Haruka Ozawa z kolei wplątała się w pewną sprawę związaną ze zjawami, jej przyjaciółka została opętana a dwóch innych przyjaciół popełniło samobójstwo. Szuka więc pomocy u niezbyt sympatycznego a przy tym dość niezwykłego studenta.
    Kolejna seria, która miała świetny początek a potem poleciała nieco w dół. Końcowe odcinki zaczęły mnie prawdę mówiąc nudzić.


    Miejsce 8.
    Fortune Arterial


    Kouhei Hasekura z powodu częstych przeprowadzek zmuszony był równie często zmieniać szkołę. Teraz trafia do mieszczącej się na wyspie Tamatsu akadamii Shuchikan, która posiada akademik. Liczy dzięki temu zostać na dłużej. Już na dzień dobry dostaje małą niespodziankę. Erika Sendou wiceprzewodniczące rady uczniowskiej reaguje niemal alergicznie na dotyk jego dłoni. Dalej jest jeszcze lepiej. Szefową akademika okazuje się być jego przyjaciółka, którą poznał 7 lat tamu jak mieszkał przez jakiś czas na wyspie, dodatkowo nasz bohater staje się obiektem żartu przewodniczącego, a zarazem brata Eriki, w efekcie czego dostaje od dziewczyny po twarzy. Aha na końcu przewodniczący okazuje się być wampirem.
    Pod koniec seria dość mocno osłabła. Przynajmniej dla mnie. Spodziewałem się większej ilości "wampirowania". Ostatecznie dostaliśmy romans z wampirami. Cóż źle nie było. Ale początek zapowiadał się o wiele lepiej niż wyszło to na końcu.


    Miejsce 7.
    Ookami-san to Shichinin no Nakamatachi


    Jest sobie panna Ryouko Ookami oraz jej przyjaciółka Ringo Akai. Obie należą do pewnej dziwnej organizacji zwanej Otogi Bank, do której to można zwrócić się ze swoim problemem aby go rozwiązano. W samej organizacji, oprócz wspomnianych panien, bytuje sobie kilka dość ciekawych i charakterystycznych osóbek. Dość szybko do ich grona dołącza także Ryoushi Morino, zakochany po uszy w Ookami.
    Seria to taki krótki przeciętniaczek, który z czasem się rozkręca i ostatecznie jest całkiem przyjemny. No i genialny narrator, w tej roli Arai Satomi znana choćby z roli Kuroko w Railgunie. Anime miało ambicje stać się czymś więcej niż głupią komedyjką, parodiującą różne bajki. Ostatecznie się to udało. Całkiem fajnie przedstawiono bohaterów, pokazano ich nie zawsze szczęśliwą przeszłość.


    Miejsce 6.
    MM!


    Kogo my tu mamy? Masochista, panienka z sadystycznymi zapędami, przyjaciel głównego bohatera, przebierający się w damskie ciuchy, szkolna pielęgniarka, która też ma coś z sadystki. Pozostają jeszcze matka i siostra bohatera, które go bardzo, ale to bardzo za bardzo kochają.
    Taka plejada osobistości plus ecchi gwarantuje dobrą zabawę. Anime wyróżnia się jeszcze jednym, oprócz bohaterów. Widzowie nie są bombardowani masą fanserwisu. Jest to zdecydowanie seria ecchi, ale zrobiona w sposób delikatny, subtelny. Z czystą przyjemnością oglądałem kolejne próby wyleczenia głównego bohatera z masochizmu przez nieco sadystyczną Mio.


    Miejsce 5.
    Mobile Suit Gundam 00: A Wakening of the Trailblazer


    Bezpośrednia kontynuacja Gundam 00 S2. Od konfliktu z A-Laws i Innowatorami minęły dwa lata. Przez ten czas Federacja Ziemska jakoś się pozbierała, korzystając bardziej z pacyfistycznej polityki niż silnych rządów. Jednak w kierunku Ziemi zbliża się nowe zagrożenie. Takie z jakim ludzie jeszcze nigdy się nie zetknęli. ELS. Tajemnicze,metaliczne formy życia, które prawdopodobnie są przyciągane przez osoby o kwantowych falach mózgowych, a więc wszyscy potencjalni naturalni Innowatorzy.
    Wprowadzenie obcych jako głównych przeciwników było dość niespodziewaną. Nie spodziewałem się prawdę mówiąc zbyt wiele po tym filmie. Kampania reklamowa utwierdzała tylko w przekonaniu że nic dobrego z tego nie wyjdzie. Nie jestem teraz w stanie zrozumieć polityki Sunrise. Zwiastuny nawet w najmniejszym procencie nie oddały tego czym jest ten film. Znajdowały się w nich tylko chaotyczne sceny walk i nic więcej. A szkoda bo Trailblazer jest naprawdę rzeczą godną uwagi. Świetnym zwieńczeniem serii 00.


    Miejsce 4.
    Angel Beats!


    Yuzuru Otonashi miał pecha. Zdarzyło mu się umrzeć i trafić do dziwnego miejsca wyglądającego jak szkoła. Zaraz po przebudzeniu spotyka Yuri, celującą do pewnej moe dziewuszki, nazywanej tutaj aniołem. Nie zważając na nic co się do niego mówi podchodzi do niej i po krótkiej rozmowie zostaje przebity przez Kanade (anioła) ostrzem wytworzonym na ręce. A to dopiero początek kłopotów chłopaka.
    Początkowo anime wydawało mi się głupiutką komedyjką jakich wiele. Z każdym kolejnym odcinkiem historia pokazywała swoje drugie dno. Stawała się mimo wszystko poważniejsza. Niestety mogliśmy poznać tragiczną przeszłość tylko kilku bohaterów. A szkoda, bo przydałoby się aby AB! było nieco dłuższe. Jest to jedna z tych serii, które potrafią wzruszyć i pokazać coś sobą, nawet posiadając metkę z napisem komedia. Dodatkowym plusem tego anime jest naprawdę świetna ścieżka dźwiękowa, której przesłuchanie polecam każdemu.


    Miejsce 3.
    Kaichou wa Maid-sama


    Misaki Ayuzawa to przewodnicząca samorządu szkolnego w liceum Seika. Skrywa jednak pewien sekret. Mianowicie dorabia w pewnej specyficznej kawiarni. Czemu specyficznej? Otóż pracujące tam kelnerki są przebrane za pokojówki. Wszystko komplikuje się kiedy Usui Takumi, chodzący do tej samej szkoły, przypadkiem dowiaduje się o tajemnicy Misy-chan.
    Szczerze mówiąc to nie miałem najmniejszego zamiaru tego oglądać. Jakoś do tej pory nie przepadałem za romansami czy seriami szkolnymi. Kumpel z uczelni stwierdził że całkiem fajne i tak jakoś obejrzałem jeden odcinek. No i się spodobało. Bo jak mogło by się nie podobać Maid Cafe? Jest i śmiesznie i trochę romansu. Mam nadzieje na kontynuacji serii bo manga trwa w najlepsze.


    Miejsce 2.
    Amagami SS


    Tachibana Junichi nie miał szczęścia w miłości. Dwa lata wcześniej został wystawiony przez dziewczynę podczas wigilijnej randki. Od tej pory nie angażuje się za bardzo w sprawy damsko-męskie. Jednak teraz może się to zmienić, gdyż już na horyzoncie widać szkolną piękność z trzeciej klasy, Harukę Morishima. Ale chwileczkę tuż za nią idzie przyjaciółka z dziecinstwa Kaoru Tanamachi, a za nią kolejne dziewczyny...
    Jeden chłopak z traumatycznymi wspomnieniami oraz sześć dziewczyn czekających na wielką miłość. Brzmi jak zwykła haremówka, prawda? Tym bardziej że jest to egranizacja dating-sima. Ale prawda jest całkiem inna. Seria posiada dość nietypową konstrukcję. Każda z dziewczyn dostaje swoje pięć minut, czyli cztery odcinki. Po nich następuje reset i zaczynamy od nowa z inną bohaterką. Z nimi samymi bywało różnie. Były lepsze i gorsze. Ogólnie seria bardzo mi się podobała. Na tyle że w niedługim czasie sięgnąłem po KimiKissa - anime powstałe na podstawie gry tych samych twórców co Amagami SS.


    Miejsce 1.
    Otome Youkai Zakuro


    Alternatywna wersja Japonii podczas epoki Meiji. Yokai nie są stworzeniami z legend czy baśni ale żyją na prawdę i mają się całkiem dobrze. Kei Agemaki jest jednym z żołnierz wybranych aby wspomóc ministerstwo Duchów w walce ze złymi Yokai. Jego partnerką zostaje Zakuro, dziewczyna o lisich uszach będąca pół duchem. Co można o niej powiedzieć? Całkiem ładna, silna, o długich czarnych włosach, momentami wredna i pyskata, czyli 100%... Nie. 200% tsundere, która na każdym kroku podkreśla swoją niechęć do zachodniej kultury. Nasz bohater wywiera na niej piorunujące wrażenie. Niestety nie trwa to długo, gdyż wychodzi na jaw sekret Agemakiego. Otóż panicznie boi się on wszelakich duchów.
    Tytułem się zainteresowałem z powodu mojej sympatii do epoki Meiji. Ale nie śpieszyłem się za bardzo do niego. Sam opis mnie średnio zainteresował. Spodziewałem się czegoś średniego. A co dostałem? Na pewno tsundere roku i najlepsze anime jakie oglądałem w tym roku. Trudno jest mi wymieniać co mi się podobało, bo było to niemal wszystko. Począwszy od uroczej tsundere z lisimi uszkami (za dużo Spice and Wolf i Horo ) po przez romans a na intrydze kończąc. Anime niestety tylko 13 odcinkowe.
  24. Sefnir
    *podchodzi do mównicy* Witam was serdecznie. *szybko przeszukuje kartki* gdzie to było... a już mam... nie, to jednak nie to... *dalej przeszukuje* Drodzy państwo! Czytelnicy i czytelniczki. Jest mi niezwykle miło przyjąć tę nagrodę... Co? To nie gala wręczenia nagród? *chwila namysłu* Ach przepraszam państwa! Toż to zwykła pomyłka, pomyliłem mowy jedynie...*po raz kolejny przeszukuje kartki* Gdzie ona była... A tak już mam. *odwraca się zaciekawiony sytuacją z za kulis* Wania! zostaw to wiadro z nabojami! Już wszystko dobrze *uporządkował wszystkie kartki. W końcu* Jest mi niezmiernie miło powitać Was, drodzy czytelnicy i czytelniczki tego bloga. Jak Piotrek zdążył już wcześniej poinformować, dołączyłem do grona redaktorów. Mam nadzieję że moje teksty nikogo nie zanudzą a współpraca będzie długa i owocna. Ten przydługi wstęp już kończę i zapraszam do recenzji.



    Wojna pomiędzy Zeonem a Federacją trwa w najlepsze. Na ziemię wysyłani są żołnierze aby uformować nowe oddziały. Podczas podróży, transportowiec natyka się na walkę RGM-79 GM z prototypowym Zaku. Młody żołnierz, Shiro Amada decyduje się na niebezpieczny krok. Postanawia przy pomocy RB-79K Ball pomóc pilotowi federacji. Chwilę później poznaje Aina Saharin, kobietę która walczyła w Zaku. To spotkanie w znacznym stopniu wpłynie na przyszłość młodzieńca.
    Chciałbym o fabule napisać coś więcej, ale nie mogę. Nie to że jej nie ma, raczej wręcz przeciwnie. Jest i to bardzo dobrze zrealizowana. Po prostu nie chcę nikomu psuć przyjemności z jej poznawania.
    Głównym bohaterem taj serii jest wspomniany Shiro Amada. Zostaje on dowódcą tytułowej 8 drużyny. W jej skład wejdą także Terry Sanders Jr - mężczyzna który pilotował pechowego GMa, Michel Ninorich - najmłodszy członek oddziału, leciał na tym samym statku co Shiro, Eledore Massis oraz Karen Joshua. Ta seria ma tylko 12 odcinków, ale postacie są dobrze zrobione. Każda z nich ma własne życie, problemy z którymi się zmaga, nie zawsze szczęśliwą przeszłość. Z pozostałych bohaterów warto wymienić jeszcze Kiki Rosite, córkę przywódcy wioski a zarazem okolicznego ruchu oporu, która to bardzo chętnie przebywa w towarzystwie Shiro, ale jest też całkiem pomocna.
    Oczywiście to tylko jedna strona konfliktu, po drugiej przecież także są żywi ludzie, prawda? Najważniejszą z osób stojących po stronie Zeonu jest bez wątpienia Aina Saharin. Pilotka, którą to poznajemy już na samym początku, tylko po to aby znikła na dobrych kilka odcinków. Bardzo często towarzyszy jej Norris Packard, as Zeonu. Rola głównego antagonisty przypada za to jej bratu Giniasowi, który za wszelką cenę chce stworzyć niezwykle potężną broń. Nawet za cenę zdrowia i życia własnych żołnierzy.
    Nie samymi postaciami człowiek żyje prawda? Pora powiedzieć coś o MSach. Pierwsze skrzypce gra RX-79 Gundam Ground Type. 8 drużyna posiada trzy takie maszyny. Są one pilotowane przez Sandersa, Karen i Shiro. Przy czym ten ostatni pod koniec anime zamienia swojego na wersję Ez8. Zeon dysponuje przede wszystkim starymi dobrymi Zaku. Potem pojawia się jeszcze Gouf Packarda.
    Seria stara się być maksymalnie realistyczna. Na maszynach widać uszkodzenia, brakuje im paliwa czy amunicji. Psują się i trzeba je naprawiać. Nie ma tu sytuacji gdzie jeden Gundam zniszczy ze sto wrogich MSów. Dodatkowy plus należy się za pokazanie "wtyczki" w dłoniach robotów, dzięki którym mogą one używać broni.
    Animacja stoi na bardzo wysokim poziomie. Ale co to dużo gadać. Jest to OVA. Powinno to wystarczyć za wszelkie wyjaśnienia. Grafika, mimo upływu lat, jest przyjemna dla oka. Muzyka w zasadzie też. Nie mogę powiedzieć aby opening czy ending mnie porwał, ale złe nie są.
    Podsumowując, jest to bardzo dobra seria. Z czystym sercem mogę ją polecić każdemu fanowi Gundamów.
    Mała galeria:







  25. Sefnir
    Seifuku(??). Pod tą jakże dziwną nazwą kryje się nic innego jak Japoński mundurek szkolny, chyba najbardziej charakterystyczna rzecz dotycząca szkolnictwa Kraju Kwitnącej Wiśni. Mundurki mają swoje początki w okresie największych zmian, czyli epoce Meiji. Obecnie używa się ich zarówno w szkołach publicznych jak i prywatnych, choć uczniowie podstawówek często są zwalniani z obowiązku ich noszenia.
    W szkołach średnich mundurki bazują na stylu wojskowym w przypadku męskich strojów i marynarskim dla dziewcząt. Zostały one stworzone na podstawie mundurów wojskowych z epoki Meiji, które to z kolej były wzorowane na europejskich mundurach marynarki wojennej. Pomimo popularności tego typu ubioru szkolnego, niektóre szkoły zmieniają ich krój na bardziej przypominający ten z zachodnich szkół parafialnych, czyli białej koszule z krawatem, marynarki z godłem szkoły i spodnie dla chłopców, a spódnice dla dziewcząt.
    Co prawdo mundurki są obowiązkowe w Japonii, ale nie oznacza to że wszyscy wyglądają tak samo. Każda szkoła ma prawo modyfikować strój tak, aby był charakterystyczny i kojarzony z daną placówką. Często zdarza się że młode Japonki decydują się na daną szkołę średnią właśnie ze względu na krój mundurka.
    Mundurki są dzielone na dwa rodzaje. Letnie i zimowe. Pierwszy noszony jest w okresie od maja do końca września, a drugi przez pozostałą część roku. W Japonii oprócz zwykłego stroju szkolnego wyraźnie jest też określony ten przeznaczony na zajęcia wychowania fizycznego. Jest to dres używany przez cały rok oraz t-shirt i krótkie spodenki przeznaczone na lato.

    Gakuran(???). Jest to mundurek szkolny przeznaczony dla chłopców. Przeważnie czarny, ale zdarza się także granatowy lub ciemnoniebieski. Marynarka posiada charakterystyczny stojący kołnierz i jest zapinana na guziki z logiem szkoły.Jako ciekawostkę dodam że drugi guzik (licząc od góry) może być podarowany dziewczynie jako wyznanie miłości, gdyż znajduje się on najbliżej serca.

    Strój marynarski(????? - s?r?-fuku). Rodzaj mundurka przeznaczony dla dziewcząt a stworzony na wzór mundurów Royal Navy. Trafił on do Japońskich szkół dzięki Elizabeth Lee, dyrektor Uniwersytetu Jo Gakuin w Fukuoce, w 1921 roku. Strój ten składa się z bluzy z kołnierzem w marynarskim stylu i spódnicy. Wstążka jest wiązana z przodu i przyczepiona przez pętlę do bluzy. Wstążki mają oczywiście różne warianty (apaszki, krawaty itp).

    Loose socks (???????-r?zu sokkusu). Jest to niezwykle popularny wśród japońskich dziewcząt rodzaj skarpet. Choć nie są one częścią mundurku szkolnego, często są do niego zakładane. Oczywiście o ile szkoła tego nie zabrania. A czym Loose socks różnią od zwykłych? Długością. Mogą sięgać nawet 2 metry. Są najczęściej noszone poniżej kolana i przytrzymywane specjalnym przylepcem.
    Loose socks są modne mniej więcej od połowy lat dziewięćdziesiątych, uważa się że noga dziewczyny wygląda w nich zgrabniej.

×
×
  • Utwórz nowe...