Skocz do zawartości

Elano

Forumowicze
  • Zawartość

    1908
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    6

Posty napisane przez Elano

  1. 56 minut temu, Sergi napisał:

    On the bright side: Snake Pass jest całkiem sympatyczny, choć twórcy nie idą na żadne skróty i wąż w tej grze jest fizycznie bardzo wierny oryginałowi. Mięśnie mają ograniczoną siłę, łuski określone tarcie, ciało swoją masę itd. Wszystko to sprawia że nie możemy po prostu prześliznąć się jak strzała przez poziomy; każdy stopień i słupek to praca. Ale jest przyjemnie i z satysfakcją.

    Warto za obecną cenę? 

  2. Skończyłem Breath of the Wild i trochę żałuję. Tak czy siak, koniec sandboksów (nie lubię tego określenia, ale już tak się przyjęło... pasuje do jakiegoś Justa Cause, gdzie celem jest rozpierducha, a nie do gier z po prostu otwartym światem) na najbliższe dwa lata, chociaż tutaj przynajmniej idziesz tam, gdzie sam postawisz sobie znacznik, a nie gdzie gra ci postawi. Przynajmniej zazwyczaj. To chyba główna różnica pomiędzy tą grą a większością innych "piaskownic" i rzecz, dzięki której nowa Zelda mi się podobała (nawet bardzo, ale nie wiem, czy na 98 97, bo ktoś tam dał 7/10, potem ktoś 6/10 i fani wkurzeni xD). 

    Krótko mówiąc: liniowe gry - ok, sandboksy takie jak Morrowind i Breath of the Wild - ok, sandboksy w stylu Ubisoftu - bój się boge. 

    PS. Mogłem grać jednak bez minimapy, ale teraz już na to za późno. 

    2 minuty temu, stach122 napisał:

    O Wiedźminie nie będę nic pisał bo każdy wie że to cudowna gra :cheesy:. Zelda nie podoba mi się bo jest tylko na konsole Nintendo które mi się totalnie nie podobają, kojarzą mi się bardziej z zabawkami dla dzieci niż ze sprzętem do grania tak samo z sama zeldą, i te wszystkie edycje maria...

    ee8edad3943c821f734bfeee8b735cbd-pokemon

    Bo w Wiedźminie przeklinają i Wiećmin się chędoży, mame, kup mi

    • Upvote 1
  3. 4 godziny temu, stach122 napisał:

    Zelda, zelda czy tylko mnie ten tytuł jak i sama gra aby drażni? Nie rozumiem jej fenomenu...

    Czy aż tak cię to boli, że Nintendo ma szansę dziś uczciwie zarobić?

    • Upvote 2
  4. Nowa Zelda to cudo. Nie jestem wielkim fanem gier z otwartym światem, ale tutaj nie mamy do czynienia z kolejnym sanboksem od Ubi lub czymś podobnym. Po kilkugodzinnym samouczku zlatujemy paralotnią z obszaru początkowego i możemy robić zupełnie co chcemy.

    Do ukończenia gry nie jest potrzebne odwiedzenie właściwie żadnych lokacji - możliwe jest nawet pójście na głównego bossa od razu (i da się go załatwić, jeśli ktoś jest mistrzem uników) - ale eksploracja zbyt fantastyczna, by nie posmakować jej przez kilkadziesiąt godzin. Dzięki możliwości wspinania się na właściwie każdy obiekt możemy dostać się dosłownie wszędzie (no, prócz tych gór za mapą. Podczas próby dotarcia do nich gra niestety chamsko nas zabija). W zorientowaniu się w terenie pomagają wieże górujące nad okolicą, które przypominają te z Assassin's Creeda. Po wdrapaniu się na nie czekało mnie jednak przyjemne zaskoczenie - dostajemy kolejny fragment mapy, ale nie pojawiają się na niej żadne znaczniki. Trzeba samemu wybrać sobie punkty, do których warto się udać. A potem na przykład zlecieć do nich na paralotni.

    O ciekawych lokacjach dowiadujemy się też od mieszkańców przepastnej krainy Hyrule. Tu ktoś wspomni o tym, że za górą mieszka jakiś dziwny gość, tu ktoś podpowie, że słyszał opowiastkę o tym, że drzewa na górskich szczytach szczytach wskazują drogę do skarbu, a ktoś inny, na przykład grający na akordeonie członek ptakopodobnej rasy Rito, uraczy nas kolejną piosenką, która kryje w sobie zagadkę, po której rozwiązaniu dostaniemy dostęp do jednej z ponad 100 świątynek. Na tym polega ta gra - na spokojnym i metodycznym zwiedzaniu świata i chłonięciu kolejnych ciekawych lokacji i zamieszkujących je zakręconych postaci. Świat gry jest gigantyczny, ale nie przytłacza w złym tego słowa znaczeniu (co często mi się zdarzało w grach tego typu). 

    Co do świątynek zwanych shrine'ami - w większości z nich spotkamy się z krótką, co najwyżej kilkunastominutową zagadką, za rozwiązanie której dostaniemy swego rodzaju punkty rozwoju, które można zainwestować w zwiększenie liczby serc lub poszerzenie koła wytrzymałości. Zagadki jak to w Zeldzie - całkiem pomysłowe i różnorodne, w tej odsłonie oparte na zabawie fizyką, o której tak dużo mówiło się przed premierą. Praktycznie samym początku gry dostajemy wszystkie dostępne zdolności - dwa rodzaje bomb, magnes, możliwość zatrzymania obiektów w ruchu i tworzenia lodowych słupów na wodzie - i choć wydawać może się, że to mało, sposobów ich wykorzystania jest multum. Łamigłówki często mają nie tylko jedno rozwiązanie. Przykład: mamy ścianę z liści, a nad nią lampę naftową zawieszoną na sznurze. Możemy ją zestrzelić, możemy rozbujać ją za pomocą magnesu, możemy też użyć ognistej strzały, jeśli akurat taką mamy, ognistej różdżki, rozpalić ognisko za pomocą drewna i krzemienia... pewnie nie są to wszystkie sposoby. Poza mini-lochami też można się zabawić - podpalić trawę, by dzięki wytworzonemu gorącemu powietrzu unieść się do góry na paralotni, spuścić przeciwnikom na głowę wielki kamień, który staczamy ze znajdującego się nad ich bazą pagórka (oczywiście nie jest to w żaden sposób skryptowane i kamień może polecieć nie do końca tam, gdzie chcemy, jeśli "źle" go zepchniemy) czy porozrzucać ich metalowym pudłem, kontrolowanym za pomocą magnesu. Masa zabawy, a to oczywiście tylko przykłady - każdy może wymyślić swoje, możliwości nie jest co prawda nieograniczenie wiele, ale jednak wiele. 

    Są też cztery duże świątynie powiązane z fabułą, które można odwiedzać w dowolnej kolejności. Na razie byłem tyko w jednej, chociaż wiem, gdzie są trzy kolejne. Sądząc po tym, co zobaczyłem w pierwszej, są one krótsze niż zwyczajowo, o wiele mniej nastawione na walkę, zaś bardziej na główkowanie. Co do samej historii - odkrywamy ją w formie retrospekcji przy okazji odwiedzania kolejnych ważniejszych lokacji 

    Również walka została rozwiązana bardzo przyjemnie. System starć przypomina ten z Twilight Princess, choć wachlarz dostępnych ruchów jest nieco skromniejszy Są kombosy, silniejsze ataki po przytrzymaniu przycisku, skakanie (powiązane z kontratakami, jeśli wykonamy unik w odpowiednim momencie) i parowanie tarczą. Pod względem czerpanej przyjemności jest to niemal poziom Dark Messiaha i starcia inicjuję, bo fajnie się walczy. Brakuje mi tylko soczystego kopniaka do spychania wrogów ze skał i kopania głów kościanych bokoblinów i moblinów :P Broń faktycznie niszczy się szybko, czasem wystarczy jedno poważniejsze starcie, by dopiero co znaleziony egzemplarz rozłupał się całkowicie, ale nie denerwuje mnie to jakoś szczególnie. Tworzy to nawet pewne wyzwanie i konieczność zarządzania ekwipunkiem. 

    Oprawa dźwiękowa to majstersztyk. Muzyka podczas przemierzania otwartych lokacji jest delikatna, ambientowa, delikatnie pianino czy skrzypce, a czasem nie ma jej w ogóle i słychać tylko dźwięki natury. W miasteczkach czy podczas walk muzyka staje się jednak bardziej wyraźna. Każda ważniejsza miejscówka ma swój własny utwór. Główną kompozytorką jest tu pani Manaka Kataoka, znana głównie z serii Animal Crossing. I ścieżka dźwiękowa Zeldy przypomina mi nieco to, co słyszałem w ostatniej odsłonie tego cyklu, czyli New Leaf. Nie zabrakło też zremiskowanych kawałków z poprzednich części - gdzieś tam przewija się oczywiście główny motyw serii, a to, że jesteśmy w wiosce Goronów czy Zorów, można rozpoznać po samej muzyce.

    Spoiler

     

     

    Oprawa graficzna to lżejsza wersja Wind Wakera. Jestem łasy na taką grafikę i choć widzę, że obiektom brakuje detali, a rozdzielczość to nie nawet Full HD, a 720 p (wersja na Wii U; tak naprawdę tego nie widzę, przeczytałem to w internecie), to jest bajkowo i kolorowo. Nie żebym nie lubił dobrej, naśladującej realizm grafiki, takiej jak na przykład w Horizonie, ale do Zeldy pasuje taka, jaka jest. A że konsola (zarówno Wii U, jak i Switch, na którym gra działa w 900p) za mocna w porównaniu z konkurencją nie jest, był to jedyny słuszny wybór (nie żeby ktoś w Nintendo rozważał pójście w fotorealizm). 

    Podsumowując, nie dziwię się ocenom recenzentów - to jedna z najlepszych gier, w jakie w życiu grałem i w pełni zasługuje na noty, które otrzymała. Potrafię przez kilka godzin chodzić po mapie tu i tam i kapitalnie się bawić, wspinając się, podziwiając efekty pogodowe, rozmawiając z postaciami czy walcząc z przeciwnikami, nie mówiąc już o podejmowaniu się konkretniejszych aktywności, takich jak zadań powiązanych z głównym wątkiem.

    Czy to najlepszy sandboks? Trudno mi powiedzieć, za mało gier tego typu na moim koncie. Z jednej strony trudno porównywać Zeldę z choćby Far Cry'iem czy GTA, z drugiej - nie da się od porównań całkowicie uciec. Nie można udawać, że Nintendo nie inspirowało się nikim i wszystko wymyśliło samo, co zdają się sugerować niektórzy zbyt zacietrzewieni fani). Z tego co się jednak orientuje, to niestety większość piaskownic jest robiona na jedno kopyto, więc całkiem możliwe, że Breath of the Wild to faktycznie coś innego w tej materii. Są osoby, które mówią, że to pierwszy prawdziwy sandboks, więc może coś jest na rzeczy. 

    Czy to najlepsza Zelda? Z tych 3D na pewno, bo te w 2D to w dużej mierze co innego (o dziwo to prędzej w nich był otwarty świat, chociaż oczywiście na o wiele mniejszą skalę). No ale, mamy tu do czynienia z serią, której jakaś połowa odsłon to fenomenalne tytuły, a druga "tylko" bardzo dobre. 

    Tl;dr

    Spoiler

    ta, na pewno

    Na koniec mała galeria screenów, które zrobiłem w grze:

    Spoiler

     

    fFsFFha.jpg

    aGLNvYM.jpg

    DqBsnbt.jpg

    fNC5qlQ.jpg

    HAGY7oF.jpg

    wQmUwGT.jpg

    f8Zo5am.jpg

    ypp5Gvn.jpg

     

     

    • Upvote 3
  5. Pytanie: przy zakupie PS4 trzeba zwracać uwagę na... no, na cokolwiek? Lepiej dać 800 zł za używkę czy 1200 za wersję Slim z przeceny, z The Last Guardian w zestawie (są jeszcze inne bundle, ale Mafia III, Call of Duty któreśtam czy Far Cry nie interesują mnie). 

  6. Etrian Untold I: też słyszałem, że słabsze to niż czwórka, ale że w jedynkę grałem jako pierwszą... :P Robiłem tę grę na dwie raty - najpierw doszedłem gdzieś do czwartego stratum, zapomniałem o tym na pół roku, a potem wróciłem i od razu skończyłem. Z dwójką miałem podobnie, ale zabrakło tego drugiego etapu i sprzedałem tę grę.

    Mimo wszystko lubię mieć postacie, które coś mówią, nieważne jak sztampowe by nie były. Głupio jednak, że zablokowali kilka klas osobom, które chcą pograć samodzielnie stworzoną ekipą - trzeba skończyć Story Mode, by móc nimi pograć w Classicu. Nieładnie.

    A IV kupiłem dopiero na promocji, która była jakiś czas temu i nie ruszałem. Może niedługo się to stanie, bo zapowiedzi wydania na zachodzie "piątki" coś nie widzę. Z tym że mam jeszcze SMT IV: Apo czy FF X/X-2, a ciekawych premier w najbliższych miesiącach będzie multum.

    Darkest Dungeon: doszedłem o etapu "nie chcemy robić już tych lamerskich początkowych questów, ale jesteśmy za słabi na ukończenie zadań dla veteranów (3 poziom i wyżej)". Muszę przez to robić to, czego się obawiałem, ale też spodziewałem, bo wszędzie o tym trąbili - grindować regalia postaciami niższego poziomu i rozwijać przybytki, żeby mieć lepszy ekwipunek i skille dla postaci na wyższych levelach. Nie wiem jednak, czy mam cierpliwość do tej gry, bo RNG jest tak gigantyczne, że czyni to produkcję mocno niesatysfakcjonującą. 

    Co do klas: Houdmaster to absolutnie moja ulubiona postać. Nie dość, że zadaje sporo obrażeń, może markować wrogów dla siebie i dla innych, to jeszcze potrafi się leczyć i usuwać stres. Poza tym podobają mi się Leper (klepie całkiem mocno dwóch wrogów naraz i ma dobry buff), Vestal (nawet jak ktoś przetasuje mi szyki, to potrafi przywalić z morgenszterna, chociaż nie rozumiem mechaniki, która powoduje, że nie może ona leczyć, gdy znajduje się na przedzie drużyny), Bounty Hunter i Highwayman za uniwersalność, a także Jester za piosenki i atak hakiem, który ciupie wrogów na pozycjach 2-3. Nad niektórymi klasami muszę popracować i zobaczyć, do czego się przydają - na przykład Antiquarian z pozoru jest bezużyteczny, ale trochę poczytałem i można dzięki niemu zebrać sporo lepszy loot podczas misji, a taki Occultist jest podobno lepszym wyborem jeśli chodzi o healera na dalszym etapie gry, nawet pomimo tego, że wraz z uzdrowieniem HP może też spowodować krwawienie. Nie wiem tylko, czy jestem już na tym etapie :D

    Ogólnie rzecz biorąc gra jest trochę zbyt złożona: graty, skille bojowe, skille obozowe, choroby, stres... gdybym miał jedną ekipę to nie ma problemu, ale tutaj mam 15 bohaterów, z których naprawdę korzystam (bo w kółko ktoś nabawi się paranoi i trzeba go wysłać do kościoła/gospody, bo więcej z niego szkody niż pożytku) i już nie pamiętam, który co i jak. A jak jeszcze ktoś zginie... :|

  7. Dragon Quest VIII. Niestety nie zgadłem prawidłowego rozwoju postaci od początku gry i okazuje się, że, chcąc zaliczyć drugie, lepsze zakończenie, wpadłem w pewną pętlę. Nie mam odpowiednio wysokiego poziomu, by dać radę bossowi o nazwie King of Dragovians (jak można się domyślić, to smok), który potrafi w pierwszej turze zabić mi dwie postacie (z czterech), które mogą kogokolwiek wskrzesić. Jeśli to zrobi, to mogę resetować grę, bo dwiema postaciami to sobie mogę.

    Grind? Można bić metal slimy, które dają sporo expa, ale żeby efektywnie je tłuc, dobrze mieć dwa skille, Executioner i Lightning Trust, bo te małe metalowe gnoje lubią uciekać z pola walki po jednej, dwóch turach. Wymienione skille mają 50% szans na zabicie potwora (oczywiście nie działa to na bossów, bo gra nie miałaby sensu).

    Niestety, Executioner pochodzi z drzewka skilli Axe, a Lightning Trust z drzewka skilli Lance, a ja rozwijałem u bohaterów, odpowiednio, Hammer i Sword. Bez tych skilli trzeba jeszcze bardziej liczyć na łut szczęścia - może metal slime ucieknie zanim dam radę go załatwić (potrzebuję na to 3-4 tur), a może nie. W ponad 90% przypadków zdąża jednak uciec. Wbicie bohaterom odpowiedniej liczby punktów w nowych drzewkach wymagałoby chyba z 10 dodatkowych poziomów, do czego trzeba wbić chorą liczbę expa, którą najlepiej pozyskać z metal slimów, które najlepiej bić skillami takimi jak Executioner lub Lightning Trust...

    Problemy XXI wieku. 

  8. Godzinę temu, ZygfrydQ napisał:

    Zawsze byłem za biedny na konsole od Big N

    tpe0Hvo.jpg

    Ale tak serio - o ile nie masz nic przeciwko sprzedaży gier, to granie na Nintendo jest dość tanie. Gry prawie w ogóle nie tracą na wartości i można kupić nowość za 180 zł, a potem sprzedać za 140 nawet za pół roku-rok.

    Chyba że jednak wolisz zbierać albo nie lubisz bawić się w handel, to już gorzej :P

  9. Kup grę za 160 zł, pograj, sprzedaj za rok za 130 #nintenkomajsterrejs

    Jak się napalę na coś to nie ma mowy, bym nie brał na premierę. I biorę głównie na premierę. Najwięcej dałem jakoś 220 złotych za limitkę Xenoblade Chronicles X, ale w tym roku to pobiję. 

×
×
  • Utwórz nowe...