Skocz do zawartości

Pepperoni

Forumowicze
  • Zawartość

    147
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Pepperoni

  1. Obecny rok nas rozpieszcza, co i rusz podsuwając albumy tak soczyste, że nic tylko słuchać. Tym bardziej, gdy usłyszałem, że nadciąga zniszczenie w postaci nowego albumu Marduka, zatarłem ręce, bo było na co czekać. Jako aperitif podano nam kawałek tytułowy ?Frontschwein?. Wchodził zacnie zwiastując nieuchronną wojnę i zagładę, ale to był tylko wstęp, albowiem potem nadeszła cała płyta. I rozpętała się wojna totalna. Już w wywiadach Morgan przyznawał, że obecny album pokazuje różne spojrzenia na wojnę, a fakt, że poświęcony jest jej tym razem cały długograj nie jest celową zagrywką jako odskocznią od poprzednich dwóch płyt, ale po prostu wynikiem burzy pomysłów i chęci oraz ogromną fascynacją II Wojną Światową. Efektem tych fascynacji jest płyta w całości poświęcona, jak już wspomniałem, tematyce II Wojny Światowej, a przy słuchaniu czułem nad tym unoszącego się ducha legendarnego ?Panzer Divison Marduk?. Sam zespół nie postawił na techniczne wygibasy tylko sprawdzone proste, ale niesamowicie potężne granie. Morgan i Devo na gitarach niosą absolutny blitzkrieg zalewając słuchacza kanonadą riffów, tak dobrze nam znanych, jednakże wciąż ma się ochotę na jeszcze. Za perkusją tym razem zasiadł Frederik Widgis, z uwagi na fakt iż poprzedni perkman ma problemy z kręgosłupem i prędko do grania nie wróci, lecz nie ma obaw. Frederik odstawia kawał morderczej roboty atakując tempem i siłą niczym ostrzał z artylerii. Jest i Mortuus na wokalu. Przyznaję, że na tym albumie przeszedł chyba samego siebie, o czym będzie niżej. Jeśli idzie o utwory to nie ma tu słabych momentów. Zaczyna się już od potężnego kopa z żołnierskiego buta serwowanego przez pyszne ?Frontschwein?, by potem przejść w rewelacyjne, marszowe ?Blond Beast? i znów przyspieszyć w ?Afrika?, a im dalej tym lepiej. Apogeum zniszczenia i destrukcji jednak osiągany jest pod koniec w kawałku ?Thousand-Fold Death?, gdzie Mortuus masakruje wokalem dorównując tempem pędzącej perkusji. Przyznaję, że jak usłyszałem ten utwór to zostałem powalony, wdeptany w ziemię i dwa razy rozjechany czołgiem, albowiem takiej mega torpedy w tym roku jeszcze nie słyszałem, głównie przez niesamowite zgranie wokalu i perkusji. Tym, którzy sądzą, że Marduk się wypalił polecam puknąć się w czoło, najlepiej bagnetem, bo ta płyta potwierdza tylko iż zespół po 25 latach grania wciąż nie utracił pary. W sumie można ?Frontschwein? porównać do ?Epitome of Torture? Sodoma, gdzie mamy niby to, co już było ale podane w tak dewastująco idealny sposób, że chce się więcej. Ocena? 666/10 POLECAM!!!
  2. I gdy już zaczynałem wątpić w kondycję tegorocznego thrash metalu, pojawili się oni. Tacy, thrashowi jeźdźcy znikąd. Choć nie powalali na kolana słuchało się ich wyśmienicie. A jednym z nim był pełnowymiarowy debiut, wprost z USA, należący do Weresquatch ?Frozen Void?. Pierwszym, co mi się rzuciło w oczy to logo skrojone nieco na wzór Skeletonwitch oraz fajna okładka (jak to określiła moja dama: C?thulhu dosiadający King Konga. Całkiem trafnie). Sądziłem, że zawartość będzie nijaka, ot pitu-pitu, jakich wiele, albo, co grosza, w stylu Lich King, a tu? przyjemne zaskoczenie. Zaczyna się od mocnego uderzenia ?Witch Ripper?, a potem jest już tylko lepiej. Na główny plan wysuwają się galopujące partie gitar, które miażdżą szybkimi riffami oraz od czasu do czasu i jakaś niezgorsza solówka wyskoczy, a także świetny, lekko skrzeczący wokal, który jak dla mnie, jest tu sporym plusem. Jedyne zastrzeżenie mam do perkusji, albowiem zdaje się brzmieć nieco płasko, ale i tak zacnie narzuca tempo zniszczenia słuchacza. Album praktycznie słucha się sam. Nie ma tu niepotrzebnych dłużyzn oraz, co najważniejsze, słabych kawałków. Przy każdym z nich ma się ochotę potupać nóżką, a i główka się kiwa do rytmu. Jeśli miałbym wskazać najlepszy kawałek, będzie to otwierający płytę ? Witch Ripper?. Ten nagły atak skrzeczącego wokalu oraz finezyjnych gitar na dość długo został mi w głowie. Reasumując, to kawałek solidnego, eleganckiego thrash metalu ? takiego, jakiego brakowało mi w tym roku dotychczas. Ponadto, jest to świetny debiut i czuć tu silny potencjał. The Force is strong with this one. Jedyne moje zastrzeżenie jest do długości pełniaka, bo po pół godzinie się kończy, a czas ten mija jak z bicza trzasnął. O jakości nagrania przesądza też fakt, iż producentem, a także tym, który dopieścił album w studiu, był sam Joel Grind (tak, TEN Joel Grind), co już samo w sobie jest pewną gwarancją jakości produkcji, a i sprawia, że Weresquatch faktycznie brzmi momentami niczym Toxic Holocaust, jeśli idzie, o jakość dźwięku. Będę śledził poczynania Weresquatcha, bo przykuli moją uwagę i oby podnosili poziom z płyty na płytę! Ocena? 8/10 POLECAM!
  3. Dziś Was zaskoczę, bo będzie? folkowo. Właśnie tak, bo nie inaczej. Z samym Fintrollem miałem już kiedyś styczność trafiając na ich sympatyczny kawałek ?Trollhamaren?, jednakże wtedy na dłużej mnie nie zatrzymał. Ot, sympatyczne pitu-pitu. Sytuacja nieco się zmieniła, kiedy najpierw osłuchałem (i od razu obejrzałem naprawdę fajnie zrobiony klip) kawałek ?Under Bergets Rot?, a potem zetknąłem się z istnym niszczycielem? kawałkiem ?Solsagan?, który zachęcił mnie do sięgnięcia po cały album. Nie pożałowałem. Finntroll jest finlandzką grupą z samych Helsinek, która jednak swoje teksty wyśpiewuje? po szwedzku, gdyż jak sami twierdzą brzmi to bardziej trollowato. ?Nifelvind? jest o tyle ciekawym album, że przede wszystkim nie ma tu, jak z reguły w słuchanych przeze mnie folkowych przytupajkach, czystego jak żyleta wokalu, jest za to charknięcie z blackmetalowym zacięciem. Co ciekawe na płycie nie raz i nie dwa przewijają się blackowe motywy, co jest naprawdę miłą odmianą i świetnie współgra z klimatem. Jeśli idzie o instrumentarium, to jest ono całkiem szerokie, gdyż słychać też akordeon, instrumenty dęte ? na bogato i działa to na spory plus. Muszę tu zwrócić uwagę na kilka utworów, które sprawiają, że ?Nifelvind? naprawdę błyszczy. Są to wspomniane ?Under Bergets Rot? przypominające nieco zaśpiewkę z knajpy, także ze względu na ciekawe brzmienie, jakie tam osiągnięto (słychać nawet tubę), ?Solsagan?, które zaczyna się blackowo, by po chwili nabrać chwytliwych folkowych motywów, oraz najcięższy ?Mot Skuggornas Vald?. Polecam, niech mnie diabli, ale to naprawdę fajny album, który może nie rzuci Was na kolana, ale powinien poprawić humor. Ocena? 9/10
  4. Po najświeższą Arcykozę sięgnąłem zachęcony wszechobecnymi ochami i achami, jaki to jest megazaje album, i że jedno przesłuchanie gwarantuje, że wyrosną kopyta i rogi. Z dokonaniami trójki Finów dotychczas przyjemności nie miałem i chyba to nadrobię, bo to naprawdę mocna pozycja. W przeciwieństwie do recenzowanego przeze mnie wcześniej Tarana, Archgoat jest raczej wolniejszy (choć zdarza mu się przyspieszyć), przez co zamiast natychmiastowej zagłady idealnie nadaje się do umilenia atmosfery podczas wielbienia Szatana na lokalnej czarnej mszy, z uwagi na fakt, iż atmosferą oraz stylem podkreśla majestat i chwałę piekieł. Gdy zacząłem osłuchiwanie pierwsze, co przyszło mi do głowy to wokal niczym z Azarath i klimat oraz styl Necros Christos, co zaliczam na duży plus, szczególnie za wokal, bo przepadam za takimi bulgotem wydobytym z głębi trzewi. Najlepszy kawałek? Trudno powiedzieć, bo każdy jest na swój sposób perełką, która zachwyci każdego rozkochanego w black metalu metalucha, słabych momentów tu nie ma. Choć nie jest to może w 100%, to, co lubię, to jednak słuchało mi się świetnie. Ocena 9/10 POLECAM! P.S. Jak kto chętny to wyszła już świeżutka płytka od Outre. Jak tylko dostanę w swoje łapki (oby limited edyszyn) to coś się napisze więcej, bo zanosi się na płytę roku.
  5. Pepperoni

    Taran "Taran"

    Miała być recenzja tegorocznego Archgoat. Ale nie będzie, albowiem natrafiłem na coś znacznie lepszego, i co najważniejsze ? rodzimego. Przed Wami Taran! Ci, którzy śledzą scenę pewnie pamiętają, że zespół swego czasu namieszał nieco swoją EPką robiąc apetyt słuchaczom. Niestety od tego momentu minęło sporo czasu i gdy już niemal wszyscy zapomnieli? powrócili! Ale cóż to za powrót jest! Nowy album wbija się i niszczy niczym, nie przymierzając, taran właśnie tworząc wyłom dla black metalowej masakry, która atakuje szturmem wieszcząc krwawą wojnę z chrześcijańską zarazą. Pochwalić trzeba przede wszystkim za fenomenalne rozkręcenie klimatu. Zaczynamy świetnym, klimatycznym intrem, które gwałtownie przechodzi w brutalną rzeźnię. Nie ma tu słabych momentów, powtarzalności, czy nudy ? jest konsekwentna wojna przeciwko wszystkim od początku do końca. Jeśli miałbym wskazywać już na jakiś kawałek szczególnie się wyróżniający, to niech to będą ?Popioły 2014 A.Y.P.S.? ? jedyny polskojęzyczny utwór w zestawieniu brutalnie wieszczący pogańską zemstę na wszystkim co chrześcijańskie. Więcej pisać nie będę, bo się po prostu nie da ? ta płyta to majstersztyk tegoroczny i warta jest każdej poświęconej chwili na odsłuchanie. Ocena? 10/10 POLECAM! P.S. Dla tych, którzy jednak chcieli by coś więcej wiedzieć o Archgoat, to powiem, że również warto poświęcić chwilę, by chłonąć mroczne peany na cześć Pana Otchłani. Sporo osób twierdzi, że to może być płyta roku. Jak dla mnie zdeklasowana już przez Tarana, ale i tak warto zapoznać.
  6. Gdy doszła mnie wieść, iż najnowszy album Holendrów planuje skalać świat swą obecnością w roku 2015 wiedziałem, że będzie warto czekać. Całość oczekiwania dodatkowo podsycana była przez serwowane przez zespół single, które w swej wymowie muzycznej, jak i tekstowej sprawiały, że chciało się mieć album na już. I w końcu! JEST! A jak jest? PORAŻAJĄCO! Kto śledził dotychczasowe wyczyny grupy, ten wie, że symfoniczny black metal przez nich popełniany, traktujący o głównie o duchach sprawił, iż szybko ich dostrzeżono i doceniono, słusznie zresztą. Po ostatnim albumie z 2012 roku oczekiwania były spore, gdyż, mimo iż był nieco słabszy od fenomenalnego ?Death Came Through a Phantom Ship?, to wciąż niszczył serwując w rewelacyjny sposób makabryczne opowiastki ze świata wojny. Tym razem jednak Holendrzy nie zaserwowali nam upiorów czy demonów, ale pokazali koszmar stworzony przez najgorsze monstrum z możliwych: człowieka. Zdradzę przy tym, że przewrotnie wykrzywili bajkę o Jasiu i Małgosi, ale niech Was to nie zwiedzie. Carachy przerobili ją po swojemu nadając temu taką ilość bestialstwa, że bracia Grimm popłakaliby się z dumy (momentami miałem wrażenie, że inspirowali się Senecalem, Lee czy Gonzalesem). Nie będę ukrywał, że według mnie jest to najmocniejsza w wymowie tekstowej płyta. A jak jest muzycznie? Fenomenalnie. Ardek, Seregor i Namtar znów nie zawiedli masakrując słuchaczy dźwiękiem niczym Krul erudycją lewaków. Seregor genialnie moduluje głos dostosowując go do opowieści i miażdżąc świetnymi riffami, w tle zaś Namtar brutalnie bierze perkusję w najwyższe obroty. Czymże jednak byłoby Carach Angren bez tej charakterystycznej, symfonicznej instrumentalistyki? Zaledwie niczym cymbał brzmiący lub miedź brzęcząca. Ardek odwalił kawał rewelacyjnej roboty komponując utwory oraz dokładając idealne symfoniczne tła. Reasumując: nowy album Carachów nie zawodzi. Spełnia wszystkie oczekiwania w 666% i już wiem, że znajdzie się w na mojej liście albumów roku. Ocena? 666/10 POLECAM!
  7. Rok 2015 zaczął się zacnie, albowiem już od samego początku zostałem uraczony najnowszą płytkę KVLTowej formacji, Venom. Powrócili! Jest siła, jest moc i są riffy tak soczyste, że aż ślinka cieknie. Album porywa już od samego początku. Nie ma tu zmiłowania i litości ? legenda gatunku łupie zacnie w typowym dla siebie stylu. To swoisty wyznacznik, bo swoim graniu nie odkrywają tu Ameryki, ani nie silą się na stworzenie jakiegoś ultra epickiego dzieła. Porównać to mogę do ostatniego albumu Sodom: niby nic nowego, niby to już było? ale jest podane tak niesamowicie potężnie, że człowiek chyli czoła. Nie ma tu się do czegokolwiek przyczepić ? Cronosowy wokal idealnie wpada w ucho podlany świetną grą gitary od Rage, który nie waha się też zaserwować jakąś ciekawą solówkę, a to wszystko pięknie współgra z łojeniem perkusji od Dantego. Jeśli idzie o utwory, to szczególną moją uwagę zwróciło ?The Death of Rock?n?Roll? (czyżby nawiązujące do zeszłorocznej wypowiedzi Gene?a Simmonsa, iż Rock?n?Roll jest martwy?), powolne, przetaczające się przez słuchacza jak walec, ?Smoke? i utwór promujący płytę: rewelacyjne, chwytliwe ?Long Haired Punks?, które, gdyby było grane przy początkach grupy, dziś byłoby pewnikiem śpiewane jako kultowy hymn długowłosej braci. Warto tu zaznaczyć, że ?Long Haired Punks? udowadnia w swej prostocie riffów, że nie trzeba ultraskomplikowanej technicznie gry tylko wystarczy włożyć w to serce i metalowego ducha, by głowa sama zaczęła się kiwać, a człowiek stawał się jednoosobowym moshpitem. Nie muszę już nic więcej dodawać ? kawał mocarnego grania, który choć nie jest niczym nowym ? wciąż porywa. Ocena? 8/10 POLECAM!
  8. W zeszłym roku, na Brutal Assault, mój kumpel odstawił niezłą przemowę na temat obecnego pozerstwa w metalu. Z całego tego ?nauczania? najbardziej zapadła mi w pamięć myśl ?Internet zabił muzykę?. Choć trudno się nie zgodzić, że obecnie, w porównaniu np. do lat 90-tych, ciężko już o taką integrację i ?wczutkę?, by zdobyć upragniony album, to jednak sam Internet nie jest temu winien, albowiem to dzięki niemu można znaleźć masę ciekawych kapel, na które normalnie w życiu, by się nie trafiło. Tak jak ja znalazłem Omegę. Trudno nie odmówić kulturze greckiej wielkiego wkładu w dorobek kulturalny Europy, w tym trudno też odmówić ich wkładu w szlachetny gatunek muzyki, jakim jest metal. Nightfall, Rotting Christ czy obecnie arcypopularne Septic Felsh to tylko kilka przykładów mocarzy greckich, ale kapela speed metalowa z nutą blacku? Pierwsze, co mi się nasunęło słuchając tej płyty to skojarzenie, w stylu grania, ze świetnym Speedwolfem. Różnica jest jednak taka, iż Speedwolf to typowo speed, zaś tutaj Omega zahacza jeszcze o black metal (czasem wokalem, czasem tematyką tekstów). Płytka jest świetna. Nie ma, co owijać w bawełnę, to kawał zacnego, kopiącego potężnie metalu ze świetnymi, finezyjnymi solówkami, podlany energicznie naparzającą perkusją i świetnym wokalem. Czuć tu, jak wspomniałem, podobieństwo do Speedwolfa, a także można wyłapać echa starego Venoma (szczególnie w kawałku ?Evil Rock?n?Roll?), jest też wyraźny ukłon w stronę Motorheada, ponadto mam wrażenie, że sam tytuł płyty, jak i utwór tytułowy, nawiązują do kawałka ?Hell Patrol? Judas Priest. Nie sposób też wspomnieć o przybrudzonym brzmieniu, które dodatkowo nadaje temu posmaczku starocia wygrzebanego na półce z materiałem z lat 90tych czy końcówki 80tych (album jest z 2013r.) ? zabieg celowy i udany. Dla wielbicieli KVLTu dodatkowym atutem może być fakt, iż nie znajdziecie tego na płytach. ?The Hell Patrol? ukazał się li i tylko na kasetach oraz w limitowanym nakładzie. Jak widać mieszanka jest bogata, ale efekt jest miażdżący. Już od pierwszych riffów głowa zaczyna sama się kiwać, a noga potupywać energicznie. Czego chcieć więcej? Notabene: piszę, że Omega to grecki band, co jest prawdą, ale warto zaznaczyć, że obecnie działają w Norwegii. Jaką ocenę wystawić? Mocne, zasłużone 9/10 POLECAM!
  9. Skończył się rok 2014, więc wypadałoby zrobić małe podsumowanie (muzyczne rzecz jasna). Wymienię, więc to, co mi się podobało, przede wszystkim, oraz to, co podobało mniej (lub wcale). Zaczynajmy! Na początek to, co w tym roku uważam za jak najbardziej godne uwagi: Odraza ?Esperalem Tkane? ? alko-black metal? Jak najbardziej. Dla mnie płyta roku, ze względu na swą nietuzinkowość i novum w podejściu tematycznym do black metalu: nie ma charczenia o składaniu ofiar z kota pod księżycem w opuszczonym kościele, jest alkohol, papierosy, brud i beznadzieja. Dla mnie cudo. Necrophagia ?Whiteworm Catedral? ? Niespodzianka! Killjoy zaatakował w 2014r. nowym album oświadczając głośno, że horror-metal żyje i ma się dobrze. Mocny kawałek death metalu w świetnym stylu. Grzech nie znać! Massacre ?Back Form Beyond? ? Kolejna niespodzianka! Massacre wróciło i zasiało grozę wypluwając z siebie nowy album (po czym rozpadło się ponownie). Ale za to, jaki? ciężki, z przepotężnym walnięciem podlanym pysznym wokalem. Do tego dwa rewelacyjne covery Death, które sprawiają, że Chuck czuje dumę w piekle oraz ten świetny klip nawiązujący do kvltowego filmu ?Od zmierzchu do świtu?. Judas Priest ?Reedemer of Souls? ? Judasi, na przekór zaklinaniu się, że już nic nie zagrają, uraczyli nas nowym albumem, na wskroś hołdującym ich starym dokonaniom, w tym ?Screaming for Vengance? czy ?Painkiller?. Niby od razu płytka nie wchodzi w ucho, ale raz za razem głowa zaczyna się kiwać do rytmu wraz z ruszaniem nogą. Rob i spółka pokazali wyraźnie, że stary człowiek i może. Striker ?City of Gold? ? dla odmiany też heavy, ale od kapeli będącej dość nową, choć mającą już za sobą trzy albumy. Striker zniszczył mnie po raz pierwszy swoim albumem ?Lethal Force?, gdzie kupili mnie energią, pasją, wokalem oraz kapitalnymi solówkami, przy których człowiek sam śmigał na powietrznej gitarze, zatem ten przywitałem z otwartymi ramionami i nie zawiodłem się. Siła, energia i bardziej już thrashowe granie powala po raz kolejny! Exodus ?Blood In Blood Out? ? Exodus. Z Zetro na wokalu. I Garym Holtem na gitarze. Czy muszę dodawać cos więcej? Muszę usprawiedliwiać tę jawną i bezczelnie oldskulową [beeep]istość? No właśnie. Chainbreaker ?Constant Graving? ? kto by się spodziewał, że takie kanadyjskie demko wygrzebane na początku roku tak mnie wciągnie? Ale się udało i to jak cholera. Raptem kilka kawałków, brudne brzmienie, ale czuć tu ducha starego thrash? BOMBA! Hirax ?Immortal Legacy? ? dłuuuuugo ten album gościł u mnie w odtwarzaczu i nie ma, co się dziwić. Katon i spółka odwalili kawał dobrej roboty podając nam brutalny, agresywny kawał thrash metalu przypominający kopnięciem z glana w twarz, że metal to nie rurki z kremem. Nocturnal Breed ?Napalm Nights? ? niektórzy psioczą na ten album, ale ja mam odmienne zdanie. Moje pierwsze spotkanie z Nocturnal i kupili mnie. Świetna mieszanka thrashu, nawiązującego tu i ówdzie do Sodoma, i norweskiej smoły black metalu. Warto, warto, warto! Agresiva ?Crime of Our Time? ? Viva l?Espania! Bo oto kolejna kapelka z nurtu heavy/thrash, która dobitnie potwierdza, że na Półwyspie Iberyjskim znają się na rzeczy i wiedzą jak grać metal, by się chciało słuchać jeszcze więcej! Satanika ? Nightmare? ? nie darmo Mefistofeles dybał na Twardowskiego w Rzymie, bo Satanika dobitnie potwierdza, iż Włochy to nie tylko spaghetti, pizza i papież, ale też kraj mający masę świetnych kapel ( by daleko nie szukać także Necrodeath). Ten black/thrashowy łomot napadł mnie i skatował bez litości niczym uzbrojona po zęby centuria legiony rzymskiego. Jest moc. Thanatos ?Global Purification? ? nie wiem, jakim cudem umknęło mi to wcześniej, ale nadrobiłem. To masywny monument brutalnego, bezkompromisowego grania, którym Holendrzy przypominają, jak się powinno łączyć thrash z death metalem, by przy słuchaniu były ofiary w ludziach. Nie ma zmiłuj! Po tych optymistycznych akcentach czas na kilka rozczarowań. Furia ?Nocel? ? nie wiem, czego się spodziewałem. Może czegoś ciekawszego? Mimo wielokrotnej katorgi Nocel mnie nie porwał, choć nie ukrywam, że słuchało się przyjemnie. Ale zawód jest. Morowe ?S? ? mam pecha do Nihila i jego dokonań ubiegłorocznych. Na Morowe liczyłem bardzo, bo ich debiut to był prawdziwy muzyczny pogrom, a to? ma parę rewelacyjnych wzlotów (?Wszechświat Przyciąga? czy ?W Pokoju Magii?), lecz poza tym album jest? mdły i przekombinowany. Szkoda i to wielka. Tryptikon ?Melana Chasmata? ? wiem, wiem? jestem nieuk i nie doceniam geniuszu Tomka i spółki, ale ostatni Tryptikon odrzuca mnie od siebie jak zwój drutu kolczastego. Album ma swój klimat, trzyma wysoki poziom, ale wybitnie mnie od siebie odpycha właśnie tym klimatem, przy którym czuję, że z każdym kolejnym utworem jestem bliżej zatrzymania akcji serca. Entombed A.D. ?Back To The Front? ? nie, nie jest zły album. Słucha się go całkiem fajnie, ale niestety, nie jest on ani trochę odkrywczy i nie reprezentuje nic powalającego. Solidna rzemieślnicza robota, ale niestety nic ponad to. Behemoth ?Satanist? ? w sumie pierwszy album Behemotha, który przesłuchałem od początku do końca bez autentycznego zmuszania się. Niestety, mimo wielu ochów i achów dookoła, fenomen tej płyty jakoś mi umyka. Overkill ?White Devil Armory? ? oooo, panie! Tu się srogo zawiodłem. Miała być moc, energia, miał być zniszczenie? a było nieodparte wrażenie, że słucham jakiegoś klona ?The Electric Age?. Szkoda wielka i zawód okrutny? ale może jeszcze kiedyś wrócę do tego i się przekonam. Na razie podziękuję. I to by było na tyle. Jak widać rozczarowań było kilka, ale na szczęście tych świetnych albumów jest więcej, co cieszy, bo potwierdza to tezę, iż 2014 to był dobry rok. Dla metalu. A co przyniesie ten rozpoczynający się rok? Smakowitości, bo już niebawem najnowszy album Carach Angren (pieniądze już odłożone na zakup), nadciągają też z nowymi płytami Havok, Moonspell oraz Abductum. Czekam? Czekam.
  10. Na początek news, dla tych, którzy nie wiedzą lub spędzili ostatnie miesiące pod ziemią: na rok 2015 szykuje się nowy album Carach Angren. Jako aperitif Holendrzy zaserwowali nam niezwykle mocny i bezlitosny (także w warstwie tekstowej) kawałek o przewrotnym tytule ?There?s No Place Like Home?. Kto nie słyszał, ten niech nadrobi, bo warto. Ja czekam z niecierpliwością na nowy album. A teraz ad rem: choć ten rok obfitował w Gigantów Metalu (vide Obituary, Judas Priest, Exodus), to nie mogę sobie odmówić poszukiwania interesujących albumów nieco z poza ?mainstreamu? (brzmi hipstersko?argh?). I tak trafiłem, na Satanikę oraz ich tegoroczny album ?Nightmare?. Doczytawszy się, iż jest to przedstawiciel zacnego nurtu black/thrash metalu, bezzwłocznie poczęstowałem Sataniką mój odtwarzacz nie wiedząc zbytnio, czego się spodziewać, choć mając pewne nadzieje. Nie zawiodłem się. Właściwie jednak, to nie powinienem nawet się martwić. Satanika, bowiem pochodzi z Włoch, skąd już, notabene, poznałem kilka naprawdę mocnych zespołów (w tym świetne Necrodeath z ich tegorocznym album ?Seven Deadly Sins?), co rokowało dobrze. Jeśli idzie o granie już od pierwszego kawałka, ?Elektroshock? muzycy pokazują, co potrafią konsekwentnie niszcząc i poniżając słuchacza istną kanonadą siły black metalu oraz energii thrashu. Perkusja łoi aż miło, wespół z rewelacyjną pracą gitar nie dając wytchnienia ani na sekundę. Całości dopełnia świetny, skrzecząco-growlujący wokal, kojarzący mi się nieco z Mardukiem, co dodatkowo idealnie komponuje się z ?pro-szatańskimi? tekstami. Co ciekawe, w drugim kawałku, ?Mask of Satan? jesteśmy zaskakiwani? czystym i ostrym jak brzytwa wokalem, jednak nie jest to wada. Stanowi to idealny smaczek dopełniający płytę, pokazujący możliwości zespołu. Ponadto, podczas słuchania albumu, nasunęły mi się skojarzenia też z tegoroczną Necrophagią, głównie poprzez początkowe wstawki w niemal każdym utworze (a to kolejny plus). Podsumowując, to świetna i warto poświęcenia czasu płyta. Pochłania w czeluści piekieł i zła, by wypluć naładowanych energią jak pioruny! WARTO! Ocena? 9/10 Polecam!
  11. Gdy dobiegła mnie wieść, iż Exodus popełnia nową płytę poczułem dreszcz. Tym bardziej, że na wokalu znów miał królować legendarny Zetro. Internet kipiał od plotek, newsów, zaś im bliżej premiery albumu, tym więcej pojawiało się memów błagalnych, zawierających modlitwę do Wielkiego Gary?ego Holta, by nowa płyta była tyranem na miarę starych albumów grupy, oraz by był to czysty, nieskażony niczym thrash (hejtowano przy tym okrutnie ?Force of Habits?, co z mej strony budzi sprzeciw, bo album jest to zacny, mimo iż to już nie thrash metal, a groove). I stało się! Album ?Blood In Blood Out? ujrzał światło dzienne, a tłumy fanów mogły odetchnąć z ulgą. Albowiem? THRASH METAL NEVER DIES!!! Zacznijmy tradycyjnie od okładki ? nieco dziwacznej i groteskowej, ale bywały gorsze. Bardziej obawiałem się treści. Pierwszy kawałek, ? Black 13? na początku zmroził mi krew w żyłach. ?Że jak? Że jakieś bity niczym na ostatniej płycie Morbid Angel? Albo wyrwanie z jakiegoś kawałka KMDFM?? Nic bardziej mylnego! Po dziwacznym, pseudo-industrialowym wstępie wita nas okrutny i soczysty, niczym dobrze wymierzony klaps, riff, który uświadamia słuchaczowi, że żarty się skończyły. A dalej jest tylko lepiej. Nie sposób nie zatrzymać się na kawałkach promujących płytę, tytułowym ?Blood In Blood Out?, które od pierwszych sekund kopie w twarz z całej siły agresywnymi gitarami oraz ?Salt The Wound? z gościnnym występem Kirka Hammeta, na którym tempo niby przygasa, ale tylko, by uśpić czujność i uderzyć z powrotem ze zdwojoną siłą. Nie spisał się według mnie za to utwór z Chuckiem Billy?m z Testamentu. Nieco wolniej, ale z silną rytmiką ma swoją moc, ale w porównaniu do początku płyty jest tylko chwilową przerwą przed powrotem do mocniejszego łomotu. Ten album to perełka. Exodus przypomniał wszem i wobec jak się drzewiej grało thrash, oraz to, że tak można go grać i dziś. Każdy element jest tam dopieszczony i wypucowany maksymalnie, ze szczególnym naciskiem na gitary. Polecam zwrócić uwagę na wspomniany wcześniej prze ze mnie riff początkowy z ?Black 13? ? poezja, majstersztyk i czysta moc!!! Nie sposób zapomnieć też o Zetro, który choć nie brzmi już jak kiedyś, to wciąż przypomina, że to z nim Exodus tworzy pełną całość (choć po upływie tylu lat obecnie jego wokal przypomina mi momentami Bobby?ego Blitza z ?Overkill?). Czy polecam? Pewnie! Brać, słuchać i doceniać, bo to naprawdę kapitalna płyta! Ocena? 10/10
×
×
  • Utwórz nowe...