Skocz do zawartości

Spooky Albert

Forumowicze
  • Zawartość

    1266
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Wpisy blogu napisane przez Spooky Albert

  1. Spooky Albert
    Wiele lat temu w "CD-Actionie" istniała maleńka rubryka, w której autorzy opisywali stare numery pisma. Pomyślałem, że dział ten obecnie mógłby cieszyć się dużą popularnością - to, co dawne staje się znowu modne, tęsknota za minionym uwidacznia się dzisiaj niezwykle silnie (widać to zwłaszcza w świecie filmu, ale problem znany jest również graczom). Poniżej opisałem jeden z pierwszych numerów "CD-A", który przeczytałem. Zapraszam do lektury i komentowania. Jeśli tekst spotka się z odzewem, to od czasu do czasu będę przypominał dawne numery naszego ukochanego pisma.
     
    "CD-Action" nr 85 (kwiecień 2003)

     
    „Od czego by tu zacząć…?”. To chyba dylemat każdego, kto kilkanaście lat temu wracał do domu z osiemdziesiątym piątym numerem „CD-A”. Tony Hawk’s Pro Skater 2 jako pełna wersja robi wrażenie nawet dzisiaj, a przy tym ukochanemu czasopismu stuknęło siedem lat, czyli niespodzianki w samym miesięczniku gwarantowane. A więc zainstalować najpierw pełniaka, czy też zajrzeć do urodzinowego „CD-A”?
                Obecnie nie mamy już tych problemów, zwłaszcza że słynna gra sportowa została przypomniana w pierwszym numerze „Retro”, a „CD-A” osiągnęło, co tu dużo ukrywać, wartość historyczną. Zajrzyjmy zatem do samego magazynu, którego okładkę zdobi nieco kiczowata postać z Unreala II przedstawiona na tle wielkiej, czerwonej siódemki, dodatkowo otoczonej przez wykaz tytułów gier (i nie tylko…) wydawanych od kwietnia 1996 r.         
                We wstępniaku, jakżeby inaczej, Zibi (ówczesny naczelny) i MacAbra snują urodzinową refleksję i zastanawiają się, czy siedem lat to dużo, czy wręcz przeciwnie. W końcu „to czas, w którym ilość pamięci w typowym komputerze wzrosła z 16 do 256 MB RAM”! Coś mi jednak mówi, że samym czytelnikom trudno było zająć pogląd w tej sprawie, bo tuż pod samym tekstem zamieszczono kilka zdjęć redaktorów z czasu, gdy byli dziećmi. Ja rozpoznaję tylko Czarnego Iwana – a pozostali?
                Do wydarzeń związanych z siedmioleciem pisma jeszcze wrócimy, póki co zaglądamy do Kalejdoskopu (odpowiednik dzisiejszego Info). Złe wieści związane z Enemy Territory: „Samodzielny dodatek, a w zasadzie minisequel Return to Castle Wolfenstein […] nie ujrzy nigdy światła dziennego. Nie płaczcie jednak i nie załamujcie rąk, bowiem zostało nam przyobiecane, że elementy części multiplayer (autorstwa Splash Damage), jakie stworzono do tej pory, pojawią się w postaci bezpłatnego patcha”. Nikt nie spodziewa się, że ów „patch” za chwilę sparaliżuje i to na dłuższy czas życie redakcji. Cóż, podobno niekiedy lepiej żyć w nieświadomości… Poza tym krążą pogłoski o pracach nad trzecią częścią Hitmana, JoWooD potwierdza, iż powstanie dodatek do Gothica II, a studio Microids zastanawia się intensywnie, jakie zagadki zaoferować graczom w drugiej części Syberii. Zanim ponownie wcielimy się w Kate Walker, jesienią 2003 r. zagramy w pecetowego KotOR-a, a znacznie wcześniej, bo już w połowie maja, odwiedzimy Vice City!
                W istniejącym do dzisiaj dziale „W produkcji”, natrafiamy na zdecydowanie mniej atrakcyjne tytuły. Poza wywiadem z Adamem Chmielarzem o Painkillerze (jak obiecuje twórca, multi w tej grze to „Rzeźnia, masakra i siwy dym”), teksty o grach, które nie zapisały się w naszej pamięci. Przejdźmy więc do recenzji (wcześniej natrafiamy jeszcze na Gamewalker, ale ten charakterystyczny dla „CD-A” dział najlepsze miesiące ma dopiero przed sobą). Na pierwszy ogień idą głośne marki, bo Command&Conquer z podtytułem Generals i okładkowy Unreal. Pepin Krootki przyznaje RTS-owi 8+; grywalność, grafika, ba, także i dźwięk są na najwyższym poziomie. Niestety z dawna oczekiwana kontynuacja Unreala zawodzi na całej linii. Gra dostaje 7+, mimo że eld jednoznacznie stwierdza: „To nie jest Unreal!!!”. Popisali się natomiast twórcy trzeciej części Raymana – tym razem eld nie ma powodów do narzekań. Platformówka zasługuje na dziewiątkę oraz znaczek jakości. Trudno się dziwić, skoro francuski produkt jest grywalny do dzisiaj. I to jedyna tak wysoka ocena w tym numerze. Ciekawie zapowiadające się Impossible Creatures – RTS twórców Homeworlda, w którym mieszamy gatunki zwierząt – otrzymuje od MacAbry tylko 7. Należy wspomnieć o jeszcze dwóch tytułach, które pozostały w naszej pamięci. Kurka wodna 2 zaledwie 6+ (z racji niskiej ceny seria o strzelaniu do kaczek była w Polsce bardzo popularna); nieco lepiej prezentuje się polska odpowiedź na… Fallouta: GROM dostaje 7 (później zresztą trafi na płytkę „CD-A”). Co ciekawe grę recenzował EGM, który przecież jednoznacznie kojarzony jest przez czytelników ze świetnymi tekstami, lecz o grach przygodowych.
                Przed zdmuchnięciem świeczek urodzinowych, warto przypomnieć, że w 85. numerze „CD-A” po raz pierwszy pojawia się wspominany przez czytelników do tej pory dział Kaszanka Zone – czyli miejsce w piśmie przeznaczone dla, delikatnie mówiąc, niezbyt grywalnych tytułów. Dział dopiero się kształtuje – bo poza grami z niskimi ocenami, eld pastwi się nad… tłumaczeniem instrukcji do NHL-a 2003. Później w Kaszance gościły juz tylko gry.
                Jeszcze kilkustronicowy poradnik do gry o Robin Hoodzie (skądinąd znakomitej) i zaczynamy urodzinową imprezę. A pretekst do świętowania daje tekst Qnika „O obalaniu mitów słów kilka”. Przyszły naczelny pisze, ile czasu redakcja spędza na graniu, przybliża tajniki powstawania recenzji, i, przynajmniej w pewnym sensie, odpowiada na nurtujące wielu czytelników pytanie: „Ile wy tu do jasnej ciasnej zarabiacie?” :). Tekst został okraszony zdjęciami siedziby redakcji, w tym fotkami poszczególnych stanowisk redaktorów. Jakby to powiedzieć… – niektóre fotografie skłaniają do rozmyślań, czy lektura „CD-A” jest rzeczywiście bezpieczna dla zdrowia. Zwłaszcza, jeśli oddamy się lekturze kolejnego tekstu Qnika, w którym autor opisuje swoich jakże drogich kolegów. Dla przykładu: „Pepin to chodzący zbiór kompleksów. Kiedy wchodzi do redakcji, już na ››dzień dobry‹‹ przeprasza sekretarkę, że śmiał zakłócić jej błogi sen, zaś jego późniejsza aktywność ogranicza się tylko do siedzenia cicho w kącie w oczekiwaniu, aż mu ktoś z litości rzuci jakąś grę do recenzji – wówczas łka ze szczęścia, że coś mu się trafiło”. No tak…
                Z kolei na stronach poświęconych sprzętowym nowinkom uśmiech budzi zapowiedź Nokii N-Gage (później okaże się sporym rozczarowaniem); telefon jest chwalony m.in. za „Duży kolorowy ekran z podświetleniem. 176x208 pikseli w 4096 kolorach”. To zresztą nie jedyna ciekawa wiadomość dotycząca telefonów komórkowych. Jak czytamy na jednej ze stron pisma: „20-letni Daniel Puiu i o rok starszy Dorin Oborcianu są pierwszymi na świecie przestępcami, którzy zostali schwytani dzięki telefonowi komórkowemu z wbudowanym aparatem cyfrowym”. Tak, tak – postęp. O piętnastocalowym monitorze LCD kosztującym blisko półtora tysiąca zł nie ma co wspominać, ale warto zwrócić uwagę na aparat cyfrowy za niecałe… 160 zł. Creative zaproponował bowiem produkt, który umożliwia wykonanie „22 fotografii w rozdzielczości 640 na 480 punktów oraz maksymalnie 99 w trybie 320 na 240”. Mimo kuszącej ceny, nawet w kwietniu 2003 r. taki aparat nie budził zachwytu.
                Na zakończenie Action Redaction, tipsy… i już spokojnie możemy powrócić do drugiej części Tony’ego. Drugim pełniakiem był Dark Reign 2 – RTS osadzony w dalekiej przyszłości – ktoś jeszcze pamięta? Za to wydanie magazynu zapłaciliśmy wyjątkowo 19,99 zł (standardowo czasopismo w tamtym czasie kosztowało 18,50); to zapewne za sprawą załączonej… teczki (tak, teczki, takiej papierowej) z wizerunkiem, podobnie jak okładka, postaci z Unreala II.
  2. Spooky Albert
    O jeden most za daleko, C. Ryan - recenzja książki
    Po kilku latach ponownie zetknąłem się z twórczością Corneliusa Ryana. Pierwsza książka pisarza, którą przeczytałem, ?Najdłuższy dzień?, zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. Ryan przedstawił znane fakty czyniąc z nich losy zwykłych żołnierzy. Uczyniło to reportaż historyczny emocjonującą powieścią. Przy okazji ?O jeden most za daleko? zostały powtórzone te same schematy. I znów: otrzymaliśmy dzieło najwyższej klasy.
    Tym razem dziennikarz pokusił się opisać słynną operację ?Market-Garden?. Atak odbył się w drugiej połowie września 1944 roku, w Holandii. Jego głównym celem było opanowanie ważnych mostów w Niderlandach, aby dostać się na teren III Rzeszy i tym samym szybciej zakończyć konflikt. Jednak, na skutek szeregu okoliczności, to, jak się z początku wydawało, łatwe zadanie, zamienia się w piekło. Niemal całkowity brak łączności radiowej, zacięty opór przeciwnika, problemy z kolejnymi zrzutami ?odcinają? żołnierzy i skazują ich na desperacką walkę o mosty.
    Tak jak w przypadku ?Najdłuższego dnia?, tak i tutaj nie mamy do czynienia z typowym reportażem historycznym. Owszem, zapalony historyk z pewnością nie będzie narzekać na brak faktów czy statystyk, lecz to nie one stanowią główną oś książki. Siłą napędową są losy zwykłych żołnierzy ? spadochroniarzy, czołgistów, pilotów czy nawet dowódców. Zresztą nie tylko. Ofensywa miała miejsce na terenach zamieszkanych przez ludność cywilną, która niespodziewanie znalazła się w samym środku dramatycznych wydarzeń. Zmagania Holendrów także dostarczają wielu emocji. Jestem przy tym pełen podziwu dla Ryana. Ten, niestety już nieżyjący pisarz, wykonał tytaniczną pracę. Przeprowadził rozmowy z szeregiem uczestników ?Market-Garden?, przekopał się przez setki dokumentów (często wcześniej niepublikowanych), wspomnień, dzienników, by wreszcie spiąć to w jedną całość i stworzyć ?O jeden most za daleko?.
    Przyznam szczerze, że z początku obawiałem się, czy książka okaże się interesująca w odbiorze. Bałem się, że z powodu natłoku zdarzeń będę gubił wątek i nie zapoznam się z wydarzeniami sprzed kilkudziesięciu lat. Na szczęście myliłem się. Gdyby istniała nagroda za umiejętne łączenie poszczególnych epizodów, Ryan byłby jej wielokrotnym laureatem. W tych momentach bowiem, z reportażysty zamieniał się w powieściopisarza. Śledzimy atak jakiejś kompanii, jesteśmy z żołnierzami, zbliżamy się do ostatecznego natarcia, by w sekundę później znaleźć się kilka mil dalej, po stronie przeciwnika. Sprawdzało się to znakomicie. Wzmagało ciekawość, a dodatkowo zaistniała możność ocenienia sytuacji nie tylko przez pryzmat aliantów, ale i od strony hitlerowców. Przekonujemy się, że po stronie nazistów znajdowali się ludzie, którzy niekoniecznie popierali okrutną ideologią, a jedynie wypełniali rozkazy. Miłe są obrazy, gdy obie walczące strony pomagają nawzajem przy rannych czy gratulują sobie za heroiczną postawę.
    Opisywane przez Ryana historie wywołują skrajne emocje. W ponad pięciusetstronicowym tomie umieszczono różnego rodzaju opowieści pojedynczych osób. Komiczne momenty przeplatane są z chwilami autentycznej grozy. Czytając o różnicach w postawie Brytyjczyków i Amerykanów uśmiech samoistnie pojawia się na twarzy. Rozbawia spadochroniarz, który w kolejnym już skoku zabiera ze sobą... kurę. Wzrusza natomiast ranny szeregowy, gdy widząc granat w tłumie wojskowych bez namysłu ?rzuca się? na niego i ratuje kolegów przed niechybna śmiercią (pośmiertnie otrzymał Medal Honoru; najwyższe amerykańskie odznaczenie). Spodobało mi się też nieustanne powracanie do pewnych postaci po niekiedy kilkuset stronach. Najpierw pojawia się wzmianka o emocjach np. towarzyszących podczas lotu, by wiele rozdziałów dalej znaleźć się z danym spadochroniarzem w środku walki. Z pewnością przyda się korzystanie z zamieszczonego na końcu indeksu osób. Dzięki temu spadochroniarze stają nam się bliżsi, a my jesteśmy bardziej przejęci ich losem. Na tyle, że nawet wiedząc jak zakończy się ?Market-Garden? kibicujemy żołnierzom w ich zaciętych zmaganiach. Tu wysuwa mi się na myśl bohaterska próba utrzymania północnej strony mostu w Arnchem przez pułkownika Frosta i jego podopiecznych. Autentyczny żal ludzi, którzy zmagali się ze śmiercią niemal pięćdziesiąt godzin bez wytchnienia.
    Ryan popisał się świetnym językiem i wyczuciem. Przypisy opisujące powojenne losy żołnierzy czy proces zdobywania materiałów do książki dodatkowo uatrakcyjniają czytanie. Autor nie szczędził relacji z ?pierwszej ręki?. Często po prostu oddawał głos swoim rozmówcom, czyli uczestnikom operacji. Każda strona dawała satysfakcję; muszę nawet napisać, że z pewną dozą smutku brnąłem do końca. Chciałem zostać ze spadochroniarzami; nie opuszczać ich w tych trudnych momentach. Kiedy nadszedł komunikat radiowy z Arnhem: ?Brak amunicji. (hymn Wielkiej Brytanii).?, żal i poczucie przegranej nie były mi obce.
    Dla polskiego czytelnika na pewno interesujące okaże się, że w ?Market-Garden? brała udział 1. Samodzielna Brygada Spadochronowa gen. Stanisława Sosabowskiego. ?Nasi? mieli być zrzucani kilka dni po rozpoczęciu inwazji do, miejsca już wielokrotnie wspominanego, do Arnhem (czyli w najcięższe rejony walk). Również wśród batalionów amerykańskich czy brytyjskich pojawiają się polskie akcenty. Nieraz przeczytamy wspomnienia Sosabowskiego jak i pozostałych Polaków dotyczące omawianych zmagań. Warto sięgnąć po książkę choćby dlatego.
    ?O jeden most za daleko? spełnił moje oczekiwania. Z nawiązką. Ryan powtórzył sukces ?Najdłuższego dnia?. Wykorzystał sprawdzony schemat, ale znacznie go poszerzył. Lektura wybitna, a co najważniejsze prawdziwa. Heroiczne zmagania żołnierzy opowiedziane przez pisarza trzeba poznać. Książka nie tylko dla miłośników historii.
    Recenzja zamieszczona także w serwisie: lubimyczytac.pl
  3. Spooky Albert
    Jako że od ładnych paru lat wśród nielicznych już fanów literatury rządzi fantastyka (i to ta niezbyt dobra), postanowiłem rozpocząć cykl: ?Klasyka literatury?. Będę prezentował w nim książki uznane, ważne, mające wielką wartość, a obecnie zapomniane, cieszące się małą popularnością. Oczywiście, nie chodzi mi tutaj o typowe recenzje (tym zajmuję się gdzie indziej). Po prostu krótki opis książki, jej geneza, problematyka, trochę osobistych odczuć i cytaty. Zwłaszcza poprzez złote myśli chciałbym zwrócić uwagę na daną pozycję (i sprowokować dyskusję).
    Być może z ?projektu? nic nie wyjdzie i idea szybko padnie, ale dlaczego by nie spróbować? (Poza tym weźcie pod uwagę moje wrodzone lenistwo ).
    Serdecznie zapraszam do dyskusji zarówno nad samym pomysłem, jak i nad prezentowaną książką, którą będzie...

    ?Ojciec Goriot?, Honoriusz Balzak Powieść pochodzi z lat 30. XIX wieku i została napisana przez Honoriusza Balzaka (Honore de Balzac). ?Ojciec Goriot? wchodzi w tzw. cykl ?Komedia ludzka?, gdzie autor starał się ukazać społeczeństwo Francji ze wszystkimi jego zaletami i wadami (a zwłaszcza tymi ostatnimi).
    "Ojciec Goriot? rozgrywa się kilkanaście lat po Rewolucji Francuskiej. Tytułowy bohater mieszka w ubogim pensjonacie wraz z kilkunastoma innymi osobami z różnych warstw społecznych. Goriot ma dwie córki, którym poświęcił całe swoje życie. Mimo że był ubogim młynarzem, udało mu się zgromadzić majątek (nie zupełnie uczciwie) i niemal w całości oddał go swoim córkom. Te jednak, wbrew oczekiwaniom nie okazały ani krztyny wdzięczności, a wręcz przeciwnie. Odrzuciły ojca, przestały się do niego przyznawać i tylko chęć wydobycia kolejnych pieniędzy skłaniała je do (potajemnych) odwiedzin.
    Balzak w swojej powieści ukazuje miłość rodzica do dzieci; nawet nie zasługujących na tę miłość. Postawa ojca Goirot skłania do refleksji, a nazwanie go ?Chrystusem ojcostwa? wydaje się całkiem słuszne. Poza tym wątkiem warto zwrócić uwagę na postać młodego studenta ? Eugeniusza Rastignac. Młodzieniec, pochodzący z nizin społecznych, chce zasmakować arystokratycznego życia. Odpowiedzi czy mu się to uda i czy w ogóle odnajdzie się w takim środowisku poznacie z prezentowanej książki.
    Trzeba otwarcie powiedzieć, że ?Ojca Goriot? czyta się ciężko. Balzak nie szczędzi nam opisów i niekiedy naprawdę trudno przez nie przebrnąć. Niemniej jednak warto poświęcić czas, by poznać tytułowego bohatera i nie tylko jego. To po prostu ?mądra? powieść.
    Wybrane cytaty:
    ?Wedle logiki ludzi o pustej głowie ? z natury niedyskretnych, bo mają do zwierzenia jedynie same błahostki ? ktoś, kto nie mówi o swoich sprawach, musi być podejrzany.?
    ?Na dziesięć nocy, które młodzi ludzie obiecują sobie spędzić przy pracy, siedem zagarnia sen. Trzeba mieć więcej niż dwadzieścia lat, aby umieć czuwać.?
    ?Ukradnij milion, będziesz figurował w salonach jako cnota.?
    ?Ludzie gną się pod władzą geniusza, nienawidzą go, starają się go spotwarzyć, ponieważ bierze bez podziału; ale uginają się przed nim, jeśli wytrwa; słowem, świat ubóstwia go na kolanach, o ile nie zdołał zagrzebać go w błocie. Zepsucia jest w bród, talent jest rzadki. Dlatego zepsucie jest bronią miernoty, której jest pełno i wszędzie uczujesz jego ostrze.?
    ?(...) jeśli się chce pitrasić; umiej tylko dobrze się umyć; w tym cała moralność naszej epoki.?
    ?Ty, jeśli jesteś człowiekiem wyższym, idź prosto i z podniesioną głową. Ale trzeba będzie walczyć z zawiścią, oszczerstwem, miernotą, z całym światem.?
    ?Człowiek, który się chwali, że nigdy nie zmienił poglądów, to człowiek, który podejmuje się iść zawsze linią prostą, głupie wierządy w nieomylność. Nie ma zasad, są tylko wypadki; nie ma praw, tylko okoliczności; człowiek wyższy chwyta w ręce wypadki i okoliczności, aby nimi kierować.?
    ?Cały świat wierzy w cnotę, ale kto jest cnotliwy? Bóstwem ludów jest wolność; ale gdzie jest wolny lód na ziemi? (...) chcieć być wielkim lub bogatym, czyż to nie znaczy skazywać się na to, aby kłamać, giąć się, pełzać, piąć, pochlebiać, udawać? Czy nie znaczy zostać lokajem tych, którzy kłamali, gięli się, pełzali? Nim będę ich wspólnikiem, trzeba im służyć!?
    ?Nie chcę myśleć o niczym, serce jest dobrym przewodnikiem.?
    ?Piękne dusze nie mogą długo pozostać na tym świecie. W istocie, w jakiż sposób wielkie uczucia mogłyby współżyć z lichym, małym, powierzchownym społeczeństwem??
    ?Społeczeństwo, świat wspierają się na ojcostwie, wszystko zawali się, jeżeli dzieci nie będą kochały rodziców.?
  4. Spooky Albert
    ?Zielone Wzgórza Afryki? to dość nietypowa powieść. Jak mówi sam autor już we wstępie: ?żadna z postaci ani epizodów w tej książce nie jest zmyślona.?. Mamy do czynienia z historią w całości prawdziwą, a co najciekawsze głównym bohaterem jest sam Hemingway (narracja pierwszoosobowa). Można wręcz powiedzieć, iż czytelnik dostaje do rąk dziennik z podróży.
    Książka napisana w 1935 roku opowiada o kilkunastu dniach pobytu przyszłego noblisty w Afryce. Jak z pewnością wiedzą miłośnicy literatury, twórca ?Komu bije dzwon? uwielbiał polować. I tak, przez większą część powieści uczestniczymy w wyprawach myśliwskich. Pisarz serwuje nam dokładne opisy polowań oraz przyrody Czarnego Lądu. Wbrew pozorom, nie jest to takie nudne jak mogłoby się z początku wydawać. Sam, nie mając zielonego pojęcia o polowaniach na dzikie zwierzęta, z zainteresowaniem śledziłem poczynania bohaterów.
    Jednak dla mnie ?Zielone wzgórza Afryki? są ważne z zupełnie innych powodów. Jak to w tego typu powieściach bywa, autor pozwala sobie na liczne dygresje. W tym przypadku mamy częste odniesienia, wzmianki dotyczące literatury. Hemingway w pierwszym rozdziale spotyka niejakiego Kandisky?ego ? Austriaka, również myśliwego z zamiłowania. Jak się okazuje jest to również wielki miłośnik słowa pisanego. Dowiedziawszy się z kim ma do czynienia przeprowadza bardzo długą rozmowę z jedną z najważniejszych postaci literatury XX w. W trakcie tego ?wywiadu? padają bardzo ciekawe stwierdzenia. Dotyczą one samego pisarstwa jak i pisarzy. Wszystkie te wypowiedzi zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Poniżej przytoczę kilka fragmentów, które być może zachęcą niektórych z was do sięgnięcia po tę stosunkowo mało znaną książkę (a jakże piękną!):

    ?Niektórzy pisarze rodzą się tylko po to, żeby innemu pisarzowi pomóc napisać jedno zdanie. Ale nie można wywodzić się z poprzedniego klasyka ani być do niego podobnym.?

    ?Pisarze powinni pracować w samotności. W przeciwnym razie stają się podobni do tych pisarzy z Nowego Jorku. Wszystko dżdżownice w butelce, próbują czerpać wiedzę z wzajemnych kontaktów i z samej butelki (...) kiedy już znajdą butelkę, zostają w niej. Poza butelką czują się samotni. A nie chcą być samotni. Boją się być osamotnieni w swoich przekonaniach, a żadna kobieta nie mogłaby pokochać któregoś z nich na tyle, żeby zdołał zabić swoją samotność w tej kobiecie albo stopić ją z jej samotnością, albo zrobić z tą kobietą coś, wobec czego wszystkie inne jest nieważne.?

    ?Nie ma jakiejś kolejności dla dobrych pisarzy.?

    ?Pisarz tylko przypadkiem robi dobre pieniądze, chociaż dobre książki zawsze je w końcu dają. A potem, kiedy nasi pisarze zarobią trochę pieniędzy, podnoszą swoją stopę życiową i już są skończeni. (...) i piszą szmirę. To jest szmira nie z rozmysłu, ale przez pośpiech. Bo piszą wtedy, gdy nie mają nic do powiedzenia, albo kiedy im brak wody w studni. Bo są ambitni (...) oni czytywali krytyków i teraz muszą tworzyć arcydzieła, które im przypisali krytycy. To oczywiście nie były arcydzieła. To były po prostu całkiem dobre książki. I wobec tego nie mogą pisać wcale. Krytycy zrobili z nich impotentów.?

    ?W pewnym wieku pisarze zamieniają się w Ciocię Klocię. Pisarki stają się Joannami D?Arc bez bojowości. Wszyscy zostają przywódcami. Obojętnie komu przewodzą. Jeżeli nie mają zwolenników, to ich sobie wymyślają. (...) Inni pisarze próbują zbawić swoją duszę tym, co piszą. To jest łatwe wyjście. Jeszcze innych wykańczają pierwsze pieniądze, pierwsze pochwały, pierwsze napaści, że nie mogą pisać albo że nie mogą robić nic innego, albo wreszcie oblatuje ich strach i wstępują do organizacji, które myślą za nich. Albo też nie wiedzą, czego chcą.?

    ?Dobrze mi się żyję, ale muszę pisać, bo jeżeli nie piszę dostatecznie dużo, nie mogę się cieszyć resztą mojego życia.?

    ? ? A czego pan chce?
    ? Pisać najlepiej, jak potrafię, i uczyć się przez cały czas. Jednocześnie mam swoje życie, którym się cieszę i które jest diabli dobre.?

    ?Przyczyną faktu, że dziś każdy chce tego uniknąć [pisarstwa], odmawiać temu ważności, a wszelkie próby przedstawiać jako daremne, jest to, że sprawa jest taka trudna. Za dużo czynników musi się złożyć na to, żeby była możliwa. (...) [to] Rodzaj pisarstwa jaki można stworzyć. To, jak daleko może zajść proza, jeżeli ktoś jest dostatecznie poważny i ma szczęście. Można tu osiągnąć czwarty i piąty wymiar.?

    ? ? (...) To jest proza, której nigdy nie napisano.
    ? A dlaczego jej nie napisano?
    ? Bo za dużo czynników wchodzi tu w grę. Najpierw musi być talent, wielki talent. Talent taki, jaki miał Kipling. Potem musi być dyscyplina. Dyscyplina Flauberta. Dalej musi być koncepcja, czym to może się stać, i bezwzględna sumienność, tak niezmienna jak wzorzec metra w Paryżu, żeby nie dopuścić do fałszu. Następnie pisarz musi być inteligentny, bezinteresowny, a nade wszystko musi przetrwać. Proszę spróbować zebrać to wszystko w jednym człowieku i kazać mu przejść przez wszelkie wpływy, jakie cisną na pisarza. Najcięższą rzeczą dla niego jest przeżyć i wykonać swoją pracę, a to dlatego, że czasu jest tak mało. Ale chciałbym, żebyśmy mieli takiego pisarza, i chciałbym przeczytać to, co by napisał.?

    ? ? Niech pan mi najpierw powie, jakie rzeczy, jakie konkretne, określone rzeczy szkodzą pisarzowi?
    ? Polityka, kobiety, alkohol, pieniądze, ambicja. A także brak polityki, kobiet, alkoholu, pieniędzy i ambicji.?

    [Cytat z dalszej części książki]
    ?Pisarzy wykuwa niesprawiedliwość, tak jak wykuwa się miecz.?

    Zgadzacie się z przemyśleniami noblisty?
  5. Spooky Albert
    Kilka dni temu na stronie magazynu ActionMag pojawił się mój artykuł Cóż tam, panie, w czytelnictwie?. W tekście umieściłem moje przemyślenia na temat (nie)czytania książek (m.in. geneza problemu) we współczesnym świecie oraz rozważania czy warto zatrzymywać się tylko na samej fantastyce jak to czyni coraz więcej osób. Serdecznie zapraszam do lektury i do podzielenia się swoimi spostrzeżeniami, chociażby na tym blogu : )
    LINK: http://actionmag.pl/index.php?i=content&am...icles&t=591
  6. Spooky Albert
    To już ostatnie zestawienie, a przy tym najważniejsze ze wszystkich: "Książka roku 2010".
    Mam nadzieję, że zestawienia, które przygotowałem, pomogą komuś znaleźć odpowiednie lektury na nadchodzący rok!

    Szczęśliwego nowego roku i mnóstwa wspaniałych przeżyć związanych z literaturą!
    KSIĄŻKA ROKU 2010 21. ?Upiór południa?, M. K. Kossakowska ? recenzja: http://actionmag.pl/index.php?i=content&am...icles&t=464
    20. ?Prędkość?, D. Koontz ? świetnie skonstruowana fabuła; podczas czytania miałem wrażenie, że uczestniczę w filmie akcji : P
    19. ?Milczenie owiec?, T. Harris ? moje klimaty. Kocham ?Z archiwum X?, a ?Milczenie owiec? niekiedy bardzo przypominało ten znakomity serial. Bohaterka była bardzo podobna do Dany Scully...
    18. ?Potop?, H. Sienkiewicz
    17. ?Nowy wspaniały świat?, A. Huxley ? najbardziej realna antyutopia. Obecnie niemal wszystko zmierza w kierunku, który Huxley wskazał 70 lat temu. Stosunkowo niska pozycja wynika z kiepskiego wątku fabularnego.
    16. ?Szturmowcy śmierci?, J. Schreiber ? horror w świecie SW ? całkiem nieźle to wyszło. Do tego pojawił się duet Han - Chewie
    15. ?Darth Bane ? trylogia?, D. Karpyshyn ? a raczej dwie ostatnie książki trylogii (które ukazały się w tym roku). Autor zachował klimat SW i wykreował świetne postacie. No i ten ostatni pojedynek.
    14. ?Alchemik?, P. Coelho
    13. ?Ostatnie życzenie?, A. Sapkowski ? recenzja: http://actionmag.pl/index.php?i=content&am...icles&t=438
    12. ?Nostalgia anioła?, A. Sebold ? recenzja: http://actionmag.pl/index.php?i=content&am...icles&t=265
    11. ?Serca atlantydów?, S. King
    10. ?Martwa strefa?, S. King
    9. ?I nie było już nikogo?, A. Christie
    8. ?W księżycową jasną noc?, W. Wharton - świetny klimat i genialne dialogi.
    7. ?Christine?, S. King
    6. ?Ręka mistrza?, S. King
    5. ?451? Fahrenheita?, R. Bradbury ? zupełnie jakbym czytał o niektórych współczesnych. Powieść bardzo podobna do wizji Huxleya tylko, że tutaj Bradbury opowiedział dodatkowo świetną historię.
    4. ?Planeta Małp?, P. Boulle ? recenzja: http://actionmag.pl/index.php?i=content&am...icles&t=445
    3.?Zabić drozda?, H. Lee ? postać Atticusa, pięknie przedstawiona problematyka, momentami klimat beztroski i cudowna narracja. Swoją droga jest to ostatnia książka, którą przeczytałem w tym roku ? fajnie... : P
    2. ?Buszujący w zbożu?, J. D. Salinger ? o tej książce nie lubię rozmawiać... Jest niesamowita i to chyba wystarczy, Zresztą, ci co czytali wiedza o czym mówię.
    1. ?Quo vadis?, H. Sienkiewicz ? triumfator w zestawieniu na największe zaskoczenie roku (tam możecie przeczytać też moją krótką opinię) zdobywa również główny nagrodę. ?Quo vadis, domine??
  7. Spooky Albert
    Ranking przedstawiający najlepsze książki, które przeczytałem w 2010 r. opublikuję najprawdopodobniej późnym wieczorem. Póki co, przedstawiam dwa krótsze zestawienia, aczkolwiek oba warte uwagi.
    Do niechlubnego tytułu najgorszej książki nominowałem tylko jedną pozycję. Owszem, może i mogłem więcej, ale jakoś nie miałem do tego serca
    Wyróżnienia otrzymały natomiast książki, które są warte przeczytania, ale z różnych powodów zdecydowałem się nie umieszczać ich w ogólnym rankingu (np. książka jest na podstawie filmu).
    Tradycyjnie zapraszam do zapoznania się z zestawieniami i ewentualnego komentarza.

    Najgorsza książka: - ?Człowiek, którego brano za kogoś innego?, J. Egloff ? francuska powieść mało znanego pisarza w ogóle nie trafiła do mojego gustu. Nie wiem; może to miała być jakaś alegoria i po prostu nie załapałem, ale opisywanie przez kilka stron rozważań bohatera czy otworzyć drzwi, to chyba lekka przesada... Nudna, o niczym, po prostu buracka. Omijajcie szerokim łukiem.

    Wyróżnienia: - ?Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego?, A. Mickiewicz ? gorąco polecam. W dobie niknącego patriotyzmu książka sprawdza się świetnie. Przekonajcie się czym kiedyś była dla ludzi Ojczyzna?
    - ?Czarodziejska góra?, T. Mann ? trudna książka, ale warto się z nią zmierzyć. Muszę do niej wrócić, kiedy będę miał większą wiedzę.
    - ?Stowarzyszenie umarłych poetów?, N. H. Kleinbaum ? książka nie znalazła się w ogólnym rankingu, gdyż powstała na podstawie filmu (byłaby z pewnością wysoko). Cieszę się, że Kleinbaum wiernie trzymała się filmowego pierwowzoru.
    - ?Dziennik (Oficyna)?, A. Frank ? dziennik Anne również chciałem umieścić w ogólnym zestawieniu. Uznałem jednak, że umieszczanie książki traktującej o prawdziwych wydarzeniach (tak brutalnych, pełnych bólu) z fikcją literacką jest raczej nietaktem. Książkę trzeba przeczytać; musimy pamiętać o tym, co zdarzyło się w latach 40. XX w. W Wikipedii znajduje się bardzo dobry artykuł o Anne i jej dzienniku. Mam nadzieję, że po tym tekście sięgnięcie po te niezwykłe świadectwo: http://pl.wikipedia.org/wiki/Dziennik_Anny_Frank
  8. Spooky Albert
    Zgodnie z obietnicą zestawień ciąg dalszy. Tym razem pokażę, co mnie zaskoczyło: zarówno pozytywnie jak i negatywnie. Chętnych zapraszam do komentowania (ew. do obrzucania wyzwiskami dlaczego książka X znalzała się w rozczarowaniach . Tylko nie przesadzajcie!).

    Największe zaskoczenie: - ?Giaur?, G. Byron,
    - ?Dziady?, A. Mickiewicz ? chodzi mi przede wszystkim o część III. +50 do patriotyzmu,
    - ?Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego?, A. Mickiewicz ? szkoda, że prozy Mickiewicza nie czyta się w szkołach. Tutaj ujawnia się niesłychana wiedza i zmysł polityczny naszego wieszcza.
    - ?Nie-Boska Komedia?, Z. Krasiński ? bardzo dobra historia skłaniająca do refleksji (chęć władzy, sens rewolucji), do tego książka jest napisana przystępnym językiem (jak na dramat).
    - ?Śluby panieńskie?, A. Fredro
    5. ?Ostatnie życzenie?, A Sapkowski ? recenzja: http://actionmag.pl/index.php?i=content&am...icles&t=438
    4. ?I nie było juz nikogo?, A Christie ? nie przepadam za powieściami detektywistycznymi. Jednak tę książkę przeczytałem niemal jednym tchem. Świetnie skonstruowana fabuła, zaskakująca nawet na ostatnich stronach.
    3. ?Potop?, H. Sienkiewicz ? po tym czym zostałem nakarmiony w podstawówce i w gimnazjum (?W pustyni i w puszczy?, ?Krzyżacy?) spodziewałem się drogi przez piekło. Było zgoła inaczej. ?Potop? czytało mi się bardzo przyjemnie,
    2. ?Alchemik?, P. Coelho ? mimo bardzo specyficznego stylu książka była po prostu piękna. Do zeszytu lektur wpisałem całkiem dużo sentencji z ?Alchemika?.
    1. ?Quo vadis?, H. Sienkiewicz ? po wspomnianym wyżej ?Potopie? odważyłem się sam sięgnąć do dzieła Sienkiewicza. Wybrałem ?Quo vadis?, gdyż, nie wiedzieć czemu, nie omawiałem książki w gimnazjum. Świetna pod każdym względem. Sienkiewicz ukazał wzór niezwykłej miłości (nawet w epoce romantyzmu tak nie opisywano uczuć), do tego realnie odwzorowany starożytny Rzym, wzruszające ukazanie prześladowań pierwszych chrześcijan oraz jedna z najpiękniejszych scen w literaturze: spotkanie św. Piotra z Chrystusem. Najlepsza polska książka.

    Największe rozczarowanie: - ?Gwiezdny pył?, N. Gaiman ? krótko: chyba przereklamowane...
    - ?Kolor magii?, T. Pratchett ? moje pierwsze spotkanie (i póki co ostatnie) ze Światem Dysku nie wyszło najlepiej. Nie lubię takiego humoru, takiej specyfiki świata. Podobno jest to najsłabsza książka Pratchetta; musze sięgnąć po coś innego z jego twórczości.
    - ?Na brzegu rzeki Piedry usiadłam i płakałam?, P. Coelho ? recenzja: http://actionmag.pl/index.php?i=content&am...icles&t=395
    - ?Oskar i pani Róża?, E. Schmitt ? książka w ogóle mnie nie wzruszyła (a wierzcie mi: wychodzi mi to całkiem nieźle?), nie trawię takiego stylu.
    - ?Forrest Gump?, W. Groom ? film zdecydowanie lepszy. Książka obfituje w zbyt wiele niepotrzebych wydarzeń.
    3. ?Dzienniki?, K. Cobain
    2. ?Droga?, C. McCarthy ? recenzja: http://actionmag.pl/index.php?i=content&am...icles&t=437
    1. ?Nostalgia anioła?, A. Sebold ? recenzja: http://actionmag.pl/index.php?i=content&am...icles&t=265
  9. Spooky Albert
    Hej!
    Koniec roku to zazwyczaj czas podsumowań. Wybieramy najlepszy film, grę, piosenkę czy też książkę. Zazwyczaj nie bawię się w tego typu listy. Lubię co prawda rankingi, ale sam zawsze obawiałem się stworzyć coś takiego. Jednak przemogłem się i postanowiłem spróbować. Zobaczymy, co z tego wyjdzie...
    Jako że uwielbiam czytać postanowiłem podsumować jaki był ten rok dla mnie jeśli chodzi o książki. Zaprezentuję kilka zestawień. Na pierwszy ogień pójdzie Stephen King. Co niektórzy forumowicze być może zaobserwowali moją obecność w tematach traktujących o jego książkach (Was też zachęcam do wypowiedzi, a przede wszystkim do dyskusji) - tak, jestem fanem jego twórczości. W tym roku przeczytałem dwanaście jego książek (plus zbiór opowiadań "Nocna zmiana", który nie bierze udziału w zestawieniu) i to je obejmie pierwszy ranking. Serdecznie zapraszam do komentowania.
    W późniejszych dniach opublikuję jeszcze ze trzy, cztery zestawienia. Oczywiście, w ostatnim z nich pokażę najlepsze książki jakie przeczytałem w 2010 r. Jak nietrudno się domyśleć w rankingu biorą udział książki przeczytane w tym roku, a nie te, które się w nim ukazały.

    STEPHEN KING 2010 12. ?Rok wilkołaka? ? małe dziełko, które należy traktować jako ciekawostkę. Książka totalnie nie w stylu Kinga.
    11. ?Chudszy? ? zapowiadało się nieźle; jednak niesympatyczny bohater i bardzo specyficzny klimat oszpeciły tę powieść.
    10. ?Uciekinier? ? bardzo dobry pomysł, gorsze wykonanie, końcówka zbyt amerykańska. ?Wielki Marsz? poruszający podobną tematykę jest o wiele lepszy.
    9. ?Miasteczko Salem? ? największe rozczarowanie Kingiem w tym roku. Moją recenzję można przeczytać na stronie stephenking.pl: http://stephenking.pl/ksiazki_salem_02.html (druga recenzja).
    8. ?Gra Geralda? ? bardzo przyjemna lektura. Wydawać by się mogło, iż książka, która niemal w całości rozgrywa się w jednym pomieszczeniu może być nudna, a tu proszę. King tym samym pokazał, że jest prawdziwym mistrzem.
    7. ?Pod kopułą? ? tuż po przeczytaniu byłem zachwycony. Kiedy emocje ostygły, spojrzałem na najnowsze dzieło Kinga trochę inaczej. Parę ciekawych postaci, kilka świetnych pomysłów i okropne zakończenie.
    [w tym momencie robi się bardzo ciasno na prezentowanej liście? zwłaszcza na samym podium?]
    6. ?Worek kości? ? świetna pierwsza połowa książki, wspaniały główny bohater, super klimat. Niestety, im dalej, tym fabuła coraz słabsza, bardzo zagmatwana. A szkoda; ?Worek kości? mógł być znacznie wyżej.
    5. ?Cztery pory roku? ? genialne opowiadanie ?Ciało? (takiej nostalgii, melancholii, tęsknoty nie spotkałem nigdzie), pozostałe trzy opowiadania również nie są złe (zwłaszcza ?Zdolny uczeń?). Zawiodłem się trochę na ?Skazanych na Shawshank? ? film znacznie lepszy.
    4. ?Serca Atlantydów? ? genialne dwa pierwsze opowiadania, gorsze pozostałe. ?Mali ludzie w żółtych płaszczach? odznaczają się podobnym klimatem, co wspominana nowelka ?Ciało?. Świetna postać Teda.
    3. ?Martwa strefa? ? postać Smitha, ukazanie jego upadku (?), świetna końcówka (mimo iż nieco kiczowata) pozwalają tej powieści znaleźć się na podium.
    2. ?Christine? ? długo się zastanawiałem czy ?Christine? nie powinno uplasować się na pierwszym miejscu. Świetny początek, końcówka, główni bohaterowie, uczucie strachu, genialna narracja? Jedyną wadą książki jest to, iż jest niekiedy sztucznie przedłużana?
    1. ?Ręka mistrza? ? ?Ręka? znalazła się na samym szczycie ponieważ King udowodnił tą powieścią, iż pomimo tylu pomysłów potrafi tworzyć świetne historie. No i postać Wiremana....
  10. Spooky Albert
    Szukając w Internecie książek, które trzeba przeczytać, natknąłem się na ciekawą listę sporządzoną przez BBC. Akcja miała miejsce jakiś czas temu, ale jak wiadomo czytanie jest na tyle wspaniałe, że warto do tej listy zajrzeć.
    Cieszę się, że coś takiego powstało. Mam sporo do nadrobienia jeśli chodzi o literaturę, która wpisała się do kanonu najważniejszych książek świata. Postaram się do niektórych książek z tej listy zajrzeć.
    A może Wy macie jakieś propozycje co do tytułów? Napiszcie je w komentarzach i być może sami coś dopiszemy do listy, ewentualnie stworzymy inną (np. obejmującą samą literaturę Polską, czy gatunek science-fiction itp.?).
    Poniżej zamieszczam instrukcję jak postępować z listą, a także samo zestawienie.
    INSTRUKCJA
    1. Pogrub te tytuły, które przeczytałeś/-łaś.
    2. Użyj kursywy przy tych, które masz zamiar przeczytać.
    3. Podkreśl te książki, które kochasz/uwielbiasz/bardzo lubisz.
    4. Wykreśl te tytuły, których nie masz zamiaru czytać, albo byłaś/-łeś zmuszona/-y przeczytać za czasów szkolnych i je znienawidziłaś/-łeś.
    5. Umieść to na blogu.
    (Aktualizacja: 04/08/2011)
    100 NAJLEPSZYCH KSIĄŻEK WEDŁUG BBC
    1. Duma i uprzedzenie - Jane Austen
    2. Władca Pierścieni - J. R. R. Tolkien
    3. Jane Eyre - Charlotte Bronte
    4. Seria o Harrym Potterze - JK Rowling
    5. Zabić drozda - Harper Lee
    6. Biblia
    7. Wichrowe Wzgórza - Emily Bronte
    8. Rok 1984 - George Orwell
    9. Mroczne materie (seria) - Philip Pullman
    10. Wielkie nadzieje - Charles Dickens
    11. Małe kobietki - Louisa M Alcott
    12. Tessa D?Urberville - Thomas Hardy
    13. Paragraf 22 - Joseph Heller
    14. Dzieła zebrane Szekspira
    15. Rebeka - Daphne Du Maurier
    16. Hobbit - JRR Tolkien
    17. Birdsong - Sebastian Faulks
    18. Buszujący w zbożu - JD Salinger
    19. Żona podróżnika w czasie - Audrey Niffenegger
    20. Miasteczko Middlemarch - George Eliot
    21. Przeminęło z wiatrem - Margaret Mitchell
    22. Wielki Gatsby - F Scott Fitzgerald
    23. Samotnia (w innym tłumaczeniu: Pustkowie) - Charles Dickens
    24. Wojna i pokój - Leo Tolstoy
    25. Autostopem przez Galaktykę - Douglas Adams
    26. Znowu w Brideshead - Evelyn Waugh
    27. Zbrodnia i kara - Fyodor Dostoyevsky
    28. Grona gniewu - John Steinbeck
    29. Alicja w Krainie Czarów - Lewis Carroll
    30. O czym szumią wierzby - Kenneth Grahame
    31. Anna Karenina - Leo Tolstoy
    32. David Copperfield - Charles Dickens
    33. Opowieści z Narnii (cały cykl) - CS Lewis
    34. Emma- Jane Austen
    35. Perswazje - Jane Austen
    36. Lew, Czarwnica i Stara Szafa - CS Lewis
    37. Chłopiec z latawcem - Khaled Hosseini
    38. Kapitan Corelli (w innym tłumaczeniu: Mandolina kapitana Corellego) - Louis De Bernieres
    39. Wyznania Gejszy - Arthur Golden
    40. Kubuś Puchatek - AA Milne
    41. Folwark zwierzęcy - George Orwell
    42. Kod Da Vinci - Dan Brown
    43. Sto lat samotności - Gabriel Garcia Marquez
    44. Modlitwa za Owena - John Irvin
    45. Kobieta w bieli - Wilkie Collins
    46. Ania z Zielonego Wzgórza - LM Montgomery
    47. Z dala od zgiełku - Thomas Hardy
    48. Opowieść podręcznej - Margaret Atwood
    49. Władca much - William Golding
    50. Pokuta - Ian McEwan
    51. Życie Pi - Yann Martel
    52. Diuna - Frank Herbert
    53. Cold Comfort Farm - Stella Gibbons
    54. Rozważna i romantyczna - Jane Austen
    55. Pretendent do ręki - Vikram Seth
    56. Cień wiatru - Carlos Ruiz Zafon
    57. Opowieść o dwóch miastach - Charles Dickens
    58. Nowy wspaniały świat - Aldous Huxley
    59. Dziwny przypadek psa nocną porą (Dziwny przypadek z psem nocną porą) - Mark Haddon
    60. Miłość w czasach zarazy - Gabriel Garcia Marquez
    61. Myszy i ludzie (również: O myszach i ludziach) - John Steinbeck
    62. Lolita - Vladimir Nabokov
    63. Tajemna historia - Donna Tartt
    64. Nostalgia anioła - Alice Sebold
    65. Hrabia Monte Christo - Alexandre Dumas
    66. W drodze - Jack Kerouac
    67. Juda nieznany - Thomas Hardy
    68. Dziennik Bridget Jones - Helen Fielding
    69. Dzieci północy - Salman Rushdie
    70. Moby Dick - Herman Melville
    71. Oliver Twist - Charles Dickens
    72. Dracula - Bram Stoker
    73. Tajemniczy ogród - Frances Hodgson Burnett
    74. Zapiski z małej wyspy - Bill Bryson
    75. Ulisses - James Joyce
    76. Szklany kosz - Sylvia Plath
    77. Jaskółki i Amazonki - Arthur Ransome
    78. Germinal - Emile Zola
    79. Targowisko próżności - William Makepeace Thackeray
    80. Opętanie - AS Byatt
    81. Opowieść wigilijna - Charles Dickens
    82. Atlas chmur - David Mitchel
    83. Kolor purpury - Alice Walker
    84. Okruchy dnia - Kazuo Ishiguro
    85. Pani Bovary - Gustave Flaubert
    86. A Fine Balance - Rohinton Mistry
    87. Pajęczyna Szarloty - EB White
    88. Pięć osób, które spotykamy w niebie - Mitch Albom
    89. Przygody Scherlocka Holmesa - Sir Arthur Conan Doyle
    90. The Faraway Tree Collection - Enid Blyton
    91. Jądro ciemności - Joseph Conrad
    92. Mały Książę - Antoine De Saint-Exupery
    93. Fabryka os - Iain Banks
    94. Wodnikowe Wzgórze - Richard Adams
    95. Sprzysiężenie głupców (również: Sprzysiężenie osłów) - John Kennedy Toole
    96. Miasteczko jak Alece Springs - Nevil Shute
    97. Trzej muszkieterowie - Alexandre Dumas
    98. Hamlet - William Shakespeare
    99. Charlie i fabryka czekolady - Roald Dahl
    100. Nędznicy ? Victor Hugo
  11. Spooky Albert
    Kiedy w radiu zaczynały się rozlegać pierwsze dźwięki "Shape of my heart" natychmiast zmieniałem stację, ewentualnie wyłączałem odbiornik. Uważałem, że piosenka jest bardzo ponura, smętna i totalnie nieklimatyczna. Tak przynajmniej było do połowy 2009 roku. Wtedy obejrzałem "Leona zawodowca". Film bardzo mnie poruszył. Fenomenalna gra Oldmana, niebanalna historia, włoski klimat w Ameryce i oczywiście wspaniała ścieżka dźwiękowa. A "Shape of my heart" zamykało tę niezwykłą produkcję...
    Wady, które wcześniej wymieniłem, zniknęły. W piosence zacząłem widzieć tylko same zalety. Do dzisiaj nie mogłem uwierzyć, że twierdziłem, iż ten kawałek nie ma klimatu. Czuć w nim cały ogrom "Leona": tragedię Matyldy, jej cierpienie, potrzebę przyjaciela. Smętny głos Stinga doskonale oddał nastrój filmu.
    Świetny utwór, stanowiący także niezły dowód, że czasami, aby coś się spodobało, należy do tego podejść wielokrotnie Poza tym, przez ten kawałek zacząłem bardziej interesować się muzyką Stinga i zespołu The Police.

    Być może nie wszyscy z Was kojarzą wersję ze wzbogaconą gra instrumentów przed i po "właściwym kawałku", w którym prym wiedzie Sting. Oto i ona:
    A co Wy sądzicie o tym utworze?
  12. Spooky Albert
    Pisanie od zawsze stanowiło moją pasję. Moje pierwsze opowiadanie zrodziło się, gdy miałem niespełna osiem lat. Później przyszedł czas na inne teksty: mini scenariusze do komiksów z Kaczorem Donaldem, a pod wpływem lektury CD-A, spróbowałem także sił w pisaniu recenzji. Oczywiście, nigdzie tych tekstów nie publikowałem (no, może raz czy dwa pojawiły się w czasopiśmie szkolnym, ew. coś wysłałem na jakiś konkurs). Pisałem je dla siebie; do szuflady. Jednak, na początku minionych wakacji się przemogłem i powysyłałem swoje teksty w "szeroki świat". Zacząłem od serwisu stephenking.pl, gdzie opublikowałem dwie recenzje. Nawiązałem także współpracę z Action Magiem - e-zinem znanym części czytelnikom CD-Actiona (może już zdarzyło się Wam coś czytać mojego autorstwa?). Regularnie piszę także na stronę internetową szkoły (sprawozdania z wycieczek, wydarzeń szkolnych itp.).
    Poniżej, umieszczam spis kilku moich tekstów. Jeśli jakaś publikacja Was zainteresuje, mam nadzieję, że ją przeczytacie i zamieścicie tutaj swój komentarz na temat stylu, języka, zawartych treści itp.

    Action Mag
    Action Mag 131 (dołączony do 181. numeru CD-A) - "Dziennik lektur" (publicystyka)
    Action Mag 132 (dołączony do 182. numeru CD-A) - "GTA: Vice City" (recenzja)
    - "Nostalgia anioła", A. Sebold (recenzja książki)
    Action Mag 133 (dołączony do 183. numeru CD-A) - "O tolerancji i nowoczesności" (publicystyka)
    Action Mag 134 (dołączony do 184. numeru CD-A) - "W hołdzie powstańcom" (publicystka)
    - "Z archwium X: wspomnienia i rozważania" (publicystyka)
    - "Życie i czasy Sknerusa Mckwacza" (recenzja komiksu)

    stephenking.pl
    - "Miasteczko Salem" (książka) - recenzja (ta druga, nie mam bezpośredniego linka ): http://stephenking.pl/ksiazki_salem_02.html

    - "Stań przy mnie" (film) - recenzja: http://stephenking.pl/filmy_stanprzymnie_02.html
    (Być może ktoś uzna, że się przechwalam czy coś podobnego. Nic bardziej mylnego! Po prostu zależy mi na poznaniu Waszych opinii - co powinienem zmienić, nad czym popracować, a co zostawić).
  13. Spooky Albert
    Jedne z najśmieszniejszych zjawisk jakie zdarza mi się obserwować, to urodziny i imieniny i związane się z tym zachowanie. Totalnie nie potrafię zrozumieć można się tym przejmować i robić z tego nie wiadomo co (oczywiście, jak zawsze, nie mówię tutaj od razu o wszystkich).
    Zacznę od nk. Wkurzają mnie komentarze tego typu jak "najlepszego :*", "sto lat" itd. Po cholerę to? Prawdę mówiąc nie świadczy, to w ogóle o jakiejś pamięci. Podoba mi się demot, który pokazuje jak ktoś ustawił sobie fałszywą datę urodzin i od razu posypały mu się dziesiątki życzeń. Już prędzej lepszy SMS, czy zwykły telefon, a nie bezmyślne wysłanie tekstu złożonego z jednego, dwóch słów... Często także te "życzenia" pochodzą od osób, które się zna w bardzo nikłym stopniu. Jednak chyba nic nie przebije obrażania (!) się za brak życzeń. "O, on mi nie wysłał, to ja mu też nie". Przykre, a zarazem niezwykłe śmieszne Więcej luzu...
    Składanie oklepanych życzeń. Innymi słowy: byle by złożyć, bo ktoś tam się obrazi. A potem zaczyna się: dużo blablabla.
    Bardzo nie lubię tego typu zachowania, że wyżej wymienione "święta" (słowo, według mnie, mocno przesadzone, w tym wypadku) muszą zazwyczaj wiązać się z koniecznością zorganizowania jakiegoś spotkania. A może solenizant nie ma na to ochoty? Nie lubi tego typu spotkań, które i tak zazwyczaj wiążą się ze sztucznym zachowaniem. Jednak wtedy, musi być przygotowany na obgadywanie i nazwanie "dziwnym". Może przesadzam, ale ja tak to odbieram. "No jak to, nie robi imprezy? No co to jest?". Spotykam się z takimi reakcjami bardzo często.
    Luzu... Całkowicie nie potrafię zrozumieć z jak wielka powagą, z jak wielkim zamieszaniem, niektórzy traktują dni tego typu. Nie ma co się obrażać na brak jakiś tam oklepanych życzeń, czy brak (ach...) spotkania.
    OK, urodziny, imieniny, złożyć życzenia (tylko od siebie, a nie wyklepane) i styka. A nie, bawić się w nie wiadomo co... i do tego jeszcze się tym przejmować ;/
    Luzu
  14. Spooky Albert
    Czerwiec - magiczny miesiąc. Ostatnie klasówki, wyraźny powiew wakacji no i ostatnie poprawy... Dzisiejszy wpis chciałbym poświęcić przede wszystkim tym ostatnim.
    Jestem gorącym przeciwnikiem wszelkich popraw w czerwcu. Dlaczego? A dlatego, iż godzą one w ucznia, który pracował cały rok. Jest to bardzo przykra,a przede wszystkim wkurzająca sytuacja. W końcu ktoś pracuje cały rok, robi wszystko regularnie, niejednokrotnie zarywa noc. Nadchodzi czerwiec i nagle mnóstwo osób ma zagrożenia. OK nic straconego - poprawią się i będzie w porządku. Poza tym, co tu dużo ukrywać: ciężko dzisiaj nie zdać - można się właściwie poprawiać do skutku. I tak: osoba, która nie robiła autentycznie nic przez 10 miesięcy dostaje taką samą dwóję, co inny uczeń, który starał się na dopuszczający (a po prostu nie ma talentu do danego przedmiotu i ocena jest taka,a nie inna). Dwójka, dwójce nierówna, prawda? Po prostu szkoda tych ludzi, którzy sumiennie pracowali (nie ukrywam - myślę, że sam się do nich zaliczam). Najlepsze, że w kolejnych latach będzie podobnie. Skoro raz się udało poprawić, nawet z 5-7 przedmiotów, to dlaczego nie kolejny raz? No i dla tej osoby następne 10 miesięcy leżenia...
    Słuchajcie, rozumiem, że można mieć naprawdę wielki problem i być zagrożonym. Rozumiem, że można mieć jakąś nieciekawą sytuację poza szkołą i nie da się skupić na lekcjach. W porządku; było tak, a nie inaczej - poprawiaj się - Twoje prawo. Ale nie wyobrażam sobie, aby można było tolerować totalne lenistwo przez cały rok, bo uczeń wie, że i tak zostanie przepuszczony do następnej klasy (nawet za nic)!
    To samo dotyczy podwyższania ocen tj. latania za nauczycielami i wręcz śmieszne błagania o ocenę. OK, jak komuś brakuje bardzo mało/mało no to wiadomo, głupio nie skorzystać z szansy. Jednak latanie za nauczycielem, prośba o to, żeby odwalić jakiś plakacik, czy jeszcze coś podobnego, nie brzmi za dobrze? Tak jak wyżej - inna jest raczej czwórka mocna, która się autentycznie należy, od tej "plakatowej". I znowu - godzi to w czyjąś całoroczną pracę...!
    Niemal co roku spotykam się z taką sytuacja, w każdej szkole do której chodzę. Po prostu bardzo to boli, kiedy ktoś pracuje cały rok, tak, że czasami nie wie jak się nazywa, a w czerwcu i tak, to traci na znaczeniu... Sam w takiej sytuacji często się znajduję. Szkoda.
    Tak więc za dwa miesiące wrzesień - dla niektórych kolejny miesiąc leżenie, dla pozostałych: zaczyna się rok pracy.
    Bonus :
    Znalazłem demot, który całkiem dobrze opisuje sytuację tutaj przedstawioną: http://demotywatory.pl/1768281/Czerwiec Niestety, w komentarzach ludzie ścigają się kto okazał się "lepszy" - znaczy szybcuiej zaliczył rok ;/
  15. Spooky Albert
    Gdzieś tak od trzech lat regularnie korzystam z Internetu. Nie ukrywam, bardzo ułatwia mi życie; dzięki niemu mogę zdobyć bardzo szybko informacje, porozmawiać z ludźmi na interesujący mnie temat, rozerwać się itd. Jednak naszła mnie myśl (owszem, czasami mi się zdarza ) - czy Internet ma klimat? Czy ta natychmiastowa możność zdobycia informacji go nie zepsuła?
    Kiedy nie miałem dostępu do Sieci, zdobywanie informacji wyglądało zgoła inaczej. Weźmy prosty przykład - książki o Potterze. Czytałem je namiętnie, a co za tym idzie interesowałem się co będzie dalej. No i co zrobić bez Internetu? Po prostu śledziłem wszystko inne co było do dyspozycji - zaglądałem do telegazety (dział kulturalny - strona 145 na Polsacie; do dzisiaj pamiętam ), rozmawiałem ze znajomymi posiadającymi Internet, no i wreszcie śledziłem wychodzące czasopisma. Te ostatnie, gdy tylko zobaczyłem w nich coś interesującego - natychmiast kupowałem. Poczułem wielką radość, kiedy w PoloMarkecie natknąłem się na Bravo (! - tak wiem, ale weźcie pod uwagę powyższy tekst; musicie wybaczyć ) ze stronicowym artykule o nadchodzącej części. Tego zadowolenia nie da się opisać. Dzisiaj wystarczyłoby tylko śledzić którąś ze stron i informacja byłaby od razu. Może wygodne, ale jednak...
    Tak samo zresztą z kolejnymi sprawami. Informacje o ulubionym serialu, postaci komiksowej zdobywało się śledząc utwory, w których występowali. Internet gwarantuje natomiast wszelką informację, ładnie podaną. Nie ma w tym odkrywania, tej radości, gdy się coś znajdzie.... W końcu chyba nic nie zastąpi radości z szukania.
    Owszem, zgadzam się, iż Internet ułatwia życie i jest dzisiaj po prostu niezbędny. Jednak tego klimatu niewiedzy, poszukiwania przez inne środki z pewnością nie zastąpi I prawdę mówiąc, nie zazdroszczę ludziom, którym Internet od razu kojarzy(ł) się z dostępem do Siecii
    PS. Mimo to, na przykład fora internetowe (FA ) mają swój klimat. Ale chyba tylko one
  16. Spooky Albert
    Chyba jedno z najciekawszych i najczęściej spotykanych "zjawisk" w szkole. Często przed klasówkami, kartkówkami, czy co tam jeszcze jest (o, odpowiedzi ) ludzie mówią, że nic nie umieją, nic się nie uczyli itd. - aż do znudzenia. Później jednak, jak zresztą wiadomo, okazuje się, że większości, a zwłaszcza tym co tak narzekali, biadolili, wcale nie poszło tak źle. Oczywiście wielkie zaskoczenie "Och, jak to mogło mi się udać, przecież..." blablabla - i tak do końca szkoły.
    I tutaj moje pytanie: po co? Sorry, ale ja tego kompletnie nie potrafię pojąć. Przecież co szkodzi otwarcie powiedzieć, że na to się uczyłem, na to nie itd. W końcu jako klasa tworzy się drużynę. Zwłaszcza, że to są naprawdę błahe sprawy - oceny. I tak większość z nich nie ukazuje pełnej wiedzy ucznia (komuś mogło nie pójść, słabszy dzień - wiadomo). Nie znajduje w tym kompletnie sensu. Jak nie chcesz mówić, czy uczyłeś się, czy nie - to nie mów i tyle. A nie robić tak idiotyczne przedstawienie.
    Wyszedł mi trochę chaotyczny i taki nijaki wpis, ale zawsze mnie to zastanawiało, a przy tym śmieszyło. Zwłaszcza, że z tego co obserwuje jest to spotykane w każdej klasie, grupie...
    http://demotywatory.pl/1320809/Nic-nie-umiem.
  17. Spooky Albert
    O piosence Brothers in Arms po raz pierwszy dowiedziałem się z... CD-Actiona W numerze 106 (grudzień 2004) eld napisał tekst o grze pod tym samym tytułem. I tak, w jednej z ramek znalazł się fragment piosenki wraz z jej tłumaczeniem. Tekst bardzo mnie poruszył - składał się z naprawdę pięknych słów. Poniżej prezentuję fragment tłumaczenia, właśnie z naszego ukochanego czasopima
    Kiedy powrócicie
    Do waszych dolin i farm
    I nie będziecie już pragnęli
    Być towarzyszami broni
    [...]
    Że głupcami jesteśmy, tocząc wojny
    Z naszymi towarzyszami broni
    [...]
    Przyznajcie, robi wrażenie...?
    Poza tym jest to naprawdę bardzo ładnie brzmiąca, długa, ballada rockowa, która zapada w pamięć. Ma bardzo charakterystyczny wstęp (wspaniałe wykorzystanie gitary), a potem jest już coraz lepiej, aż do końca. Kiedy leci w radiu czy w telewizji, przestaję wykonywać jakąś tam czynność i po prostu słucham. A jest co. Zresztą, kto nie słyszał niech przekona się sam.
    Warto także zobaczyć "rysowany" klip - robi wrażenie.
    Jak dla mnie najlepsza ballada rockowa i jedna z najlepszych piosenek świata
  18. Spooky Albert
    "Piosenki wszech czasów" - taki mini dział na blogu, w którym będę prezentował moje ukochane piosenki. Piosenki, które w jakiś sposób wpłynęły na mnie, mimo upływu lat ciągle je słucham, cały czas siedzą mi w głowie itd. Mam nadzieję, że "Piosenki wszech czasów" się spodobają no i, że oczywioście lenistwo nie zwycięży i będę coś o tych utworach nadal pisał
    Na pierwszy ogień idzie Runaway Train zespołu Soul Asylum

    Jest to piosenka, którą znam właściwie od zawsze. Była i jest puszczana dosyć często w radiu. Podobała mi się, aczkolwiek nigdy się nią szczególnie nie zachwycałem. Ot, fajnie chłopaki grają na gitarze i tyle. Moje podejście do tego utworu zmieniło się jakieś dwa lata temu, w sierpniu lub lipcu. W telewizorni odblokowało mi się vh1, czyli stacja, która puszcza muzykę głównie z lat 90. za co jej chwała (niestety, stację mam znowu zablokowaną ).
    Ale wracając do samej piosenki. Kiedy usłyszałem ją wraz z klipem poczułem całą jej magię, jej niesamowitość, jej niesłychanie przejmujący problem. Wyobraźcie sobie: lato trwa w najlepsze, luz całkowity itd., a tu nagle coś tak przejmującego. Czytałem wtedy jakąś książkę, ale po obejrzeniu klipu do "Runaway train" nie byłem w stanie jej kontynuować. Po prostu chodziłem po pokoju i myślałem...
    Wspaniała idea. Piosenka z niesamowitym klipem (i apelem na końcu: "if you see this people..."), mającym na celu pomóc odnaleźć zaginione dzieciaki. Kiedyś w radiu mówili, że piosenka odniosła duży sukces w wielu państwach (powstały różne wersje klipu, w zależności od kraju - niestety, bez Polski) i pomogła w odnalezieniu niektórych z tych dzieciaków! Wspaniałe.
    I naprawdę wstyd mi za dzisiejsze klipy, które polegają na tym kto się więcej rozbierze, ewentualnie kto zrobi z siebie większego idiotę ;/ Bardzo przykra sprawa i niesłychanie wkurzająca. "Runaway train" (ba, nie tylko) pokazało, że klipy mogą bardzo oddziaływać na człowieka i pomóc. Szkoda, że dzisiaj coś takiego zanika (chocia ostatnio mieliśmy nową wersję "Everybody hurts" dla poszkodowanych na Haiti...)
    "Runaway train" jest dla mnie piosenką niesamowitą, którą można naprawdę w pełni docenić po obejrzeniu klipu. Potem, gdy się ją słyszy, zdjęcia tych dzieciaków przelatują przed oczyma, a Ty popadasz w zadumę.
    Dobrze by było gdyby piosenka ta, przezyła jakiś wielki powrót i ponownie pomogła nam...
  19. Spooky Albert
    Historia sprzed nieco ponad roku...
    Będąc w antykwariacie, spotkałem gościa, który kupił mnóstwo klasycznych dzieł (głównie literaturę rosyjską) w ładnej, pozłacanej oprawie. Dał za to chyba trzy stówy, a może i więcej. Z właścicielem rozmawiał dość długo (nie słyszałem co mówili), chyba także się jeszcze nieco potargowali i facet wyszedł z naprawdę pokaźnym zbiorem. Sam równiez coś wybrałem, podszedłem do kasy i po chwili właściciel, sam z siebie, głęboko oburzony, powiedział mi, że kupiec kupił te książki tylko dlatego, iż miał nowe półki. Wiecie, żeby dobrze wygladało..., koledzy z pracy pochwalili...
    Jest to cholernie przykre zjawisko; niestety coraz częste. Pokazać się, udowodnić, że jest się kimś, w prostacki i prymitywny sposób Widać to również w telewizji, podczas wywiadów z pewnymi znanymi, "poważnymi" ludźmi, gdy stoją za nimi z tyłu pokaźne, domowe biblioteczki. Jakoś nie chce mi się wierzyć, by oni wszystko to tak nagle przeczytali... Ale półka przynajmniej wygląda poważnie! A to się liczy!
    Najlepsze jest to, że ludzie posuwają się o wiele dalej. Będąc w sklepach meblowych często można zauważyć "imitacje", czy "sztuczne" książki (nie wiem jak to nazwać). To jest już gruba przesada. Może trochę więcej pokory dla siebie i mniej życia na pokaz? Może warto byłoy naprawdę zajrzeć do tych książek, a nie je (albo ich imitacje) postawić tylko na półkach?
  20. Spooky Albert
    Na początku tygodnia, gdy wracałem ze szkoły autobusem, usłyszałem coś czego absolutnie się nie spodziewałem. Rozmowę prowadzili dwaj faceci, mający na oko 30, 35 lat:
    "- Wyglądasz na strasznie zmęczonego...
    - No tak...
    - Pewnie praca...
    - Nie, wiesz ostatnio mam same imprezy imieninowe, urodzinowe, a (! - uwaga - będzie mocne) w sobotę oblewałem żałobę..."
    Od wielu lat doskonale zdaję sobie sprawę, że większość naszego społeczeństwa stacza się w zastraszającym tempie. Przywykłem, że ludzie nie czytają książek, nie mają do siebie nawet odrobiny szacunku itd. Ale coś takiego do reszty wytrąciło mnie z równowagi. No jak?! Jak można być tak pustym, zachowywać się tak prostacko?! Gdybym nie usłyszał tego na własne uszy, nikomu bym w taki tekst nie uwierzył. Najlpsze, że ten drugi facet, w ogóle nie był zdziwiony taką odpowiedzią. Potem, po prostu dalej ze sobą rozmawiali... Jak gdyby nigdy nic...
    Boję się, naprawdę mocno się boję o Polskę, nasz kraj, naszą ojczyznę. Mam wrażenie, że za kilka(naście) lat my, jako naród, po prostu zginiemy.
    Ten krótki dialog skłonił mnie do przemyśleń jak źle się dzieje w Polsce, pośród społeczeństwa. A niestety obawiam się, ze to nie koniec....
  21. Spooky Albert
    Prawdę mówiąc nie przypuszczałem, iż uda mi się ponownie obejrzeć film, który ledwo co pamiętałem z dzieciństwa. W telewizji nigdy na niego nie trafiałem (a leci podobno często) i dopiero szybka decyzja w empiku (?co też mnie tak zachwyciło w czasach, kiedy rządzili Rangersi??) sprawiła, że z ?Tato? zetknąłem się ponownie. Na szczęście spotkanie po latach ze starymi znajomymi okazało się bardzo udane.

    Pierwszy głośny film Macieja Ślesickiego opowiada o ojcu walczącym o uprawnienia do opieki nad siedmioletnią córką. Żona Michała obciążona chorobą psychiczną miewa niekontrolowane ataki szału, opowiada dziecku bajki o wilkołakach, a nawet jest zdolna do samookaleczenia. W dodatku nie posiada wykształcenia i nie ma pracy. Mimo wszystko tytułowy bohater przegrywa sprawę w sądzie i zyskuje tylko prawo do bardzo rzadkich i krótkich odwiedzin Kasi. Jednak zobaczywszy ślady pobicia na plecach dziewczynki postanawia ją ?porwać?, by zapewnić ojcowską opiekę.

    Jak widać produkcja z 1995 roku porusza problem, o którym w ostatnich latach mówiło się coraz mniej. Ślesicki wyraźnie sugeruje przegraną pozycję mężczyzny w walce o opiekę nad dzieckiem. Być może obecnie sytuacja uległa zmianie i ?Tato? pod pewnymi względami jest nieaktualny, lecz i tak warto mu poświęcić te niecałe dwie godziny. Jest to bowiem (a niech tam!) najlepszy polski film, spokojnie mogący stanąć w szranki z podejmującymi podobne problemy obrazami z zagranicy.

    Mój brat, który dzielnie towarzyszył mi podczas oglądania filmu, stwierdził, że jest on podobny do ?Leona zawodowca?. Muszę przyznać mu rację. Jeśli chodzi o relację dorosły mężczyzna ? mała dziewczynka, a przede wszystkim emocje wywoływane przez nie, są to dzieła ze sobą spokrewnione. Co prawda, nie potrafię jednoznacznie powiedzieć czy nasza rodzima produkcja jest lepsza od hitu Erica Serry, ale oba filmy na pewno warto obejrzeć.

    ?Tato? to bardzo smutna opowieść na którą składa się pokaźna ilość składników. Wielokrotnie na ekranie widzimy sceny szczęśliwe, pełne ciepła i miłości, by chwilę później nastąpiła tragedia. Obrazy pokrzepiające nagle są zastępowane momentami wywołującymi zupełnie odmienne odczucia. Wraz z głównym bohaterem przeżywamy np. ogromną niesprawiedliwość przechodzącą we wściekłość. Chwile, kiedy Michał ubliża (i słusznie) pewnym osobom, a my ze zrozumieniem kiwamy głowami, nie należą do rzadkich.

    Być może wynika to z faktu, że Ślesicki nie oszukuje widzów. Nie mamy do czynienia ze swego rodzaju ?teatrem? (co uważam za główną wadę polskiej kinematografii), a z prawdziwym, ociekającym o brutalność, przedstawieniem sytuacji. Przeklinanie, przemoc, trudne rozmowy występują tutaj na porządku dziennym. Bardzo ?gęsty?, ciężki klimat tylko wpycha obserwatora głębiej w fotel. Akcja toczy się jesienią (albo w ponure dni) i przeważają ciemne barwy, co doskonale oddaje atmosferę tej niezwykłej historii. Tego rodzaju drobnostki zebrane razem, pokazują, iż ?Tato? jest dziełem mocno przemyślanym, mającym na celu coś głębszego niż tylko wypełnienie wolnego czasu. Gwarantuję, że ci którzy filmu jeszcze nie widzieli, ujrzą kilka zapadających na długo w pamięci momentów.

    Wystarczy chociażby wspomnieć o chwilach, gdy matka Kasi dostaje ataków szału. Oklaski należą się z pewnością Dorocie Segdzie, aktorce nieco dzisiaj zapomnianej, która przyjęła tę rolę. Zwróćcie uwagę na mimikę twarzy. Wzrok pusty, nieobecny, spoglądający gdzieś dalej (głębiej?). Szczerze powiedziawszy ? bałem się jej. Moment, kiedy wyłania się z ciemności z nożem w ręku, w potarganych włosach, zniszczonym ubraniu jest niezwykły. Udało wcielić się jej w wariatkę wręcz za dobrze. Widząc ją, ponownie odtwarzałem w pamięci rolę Jacka Nicholsona w ?Lśnieniu?. Dorota Segda, ku mojemu zdziwieniu, nie wypadła gorzej, od jej męskiego odpowiednika. Myślę, że jest to życiowa rola aktorki. Zresztą, wciąż widzę jak siedzi w szpitalu psychiatrycznym, a pielęgniarka rozczesuje jej włosy. To spojrzenie... Magia.



    Jak już jesteśmy przy płci pięknej, to spójrzmy, co też pokazała Krystyna Janda. Tym razem grała obrończynię głównego bohatera. Wypadła wcale nie najgorzej, a zwłaszcza w scenach rozgrywających się na sali sądowej (o których więcej za chwilę). Z początku zimna, chłodna, ulega chwili i odsłania swoje uczucia, co prawnikom nie zdarza się często.

    Wreszcie pani Teresa Lipowska. Starszej aktorce przypadła w udziale najbardziej niewdzięczna rola. Wcieliła się w teściową Michała (a wszyscy wiemy jakie one są). Kiedy wspomniałem o ?pewnych osobach? wyzywanych przez głównego bohatera, miałem na myśli przede wszystkim tę postać. Odtwórczyni udało się zagrać starszą, podłą, bezduszną wiedźmę. Choć tylko pełniłem rolę widza sam miałem ochotę wstać i ją walnąć. Świetnie pracowała głosem. Wyniosła, zachowująca się jak żandarm, wywołuje autentyczną złość. Co ciekawe, przez większość czasu znajduje się na drugim, a niekiedy i trzecim planie. Scenarzysta (czyli sam Ślesicki) napisał dla niej świetną rolę. Pojawia się rzadko, a stwarza niesłychanie skrajną antypatie. Lipowska pokazała klasę; bez dwóch zdań najlepsza, najwidoczniejsza aktorka w tym filmie.

    Przejdźmy teraz do ról męskich; zacznijmy chociażby od Cezarego Pazury. Z początku wydaje się, że ten komediowy aktor ma za zadanie wnieść odrobinę luzu w ten ponury krajobraz. I tak faktycznie się staje. Sami zresztą wiecie, jak nieudolny policjant z ?13 posterunku? potrafi się zachowywać. Swoboda ? to pierwsza myśl jaka nasuwa się po jego pokazie umiejętności. Jednak jego postać (działacz Stowarzyszenia Obrony Praw Ojca) tym razem jest nieco głębsza. To facet po przejściach, który robi dobrą minę do złej gry. Ponownie podpowiem: posłuchajcie jak przeciąga część wyrazów (oczywiście z typową dla siebie swobodą), a będziecie wiedzieli o co chodzi.

    O dziwo, największy problem miałem z oceną Bogusława Lindy grającego tytułowego bohatera. Przez sporą część projekcji, zastanawiałem się jakim cudem dostał nagrodę na festiwalu w Gdyni za tę kreację. Wydawało mi się, że gra jakoś ociężale; angażuje się, lecz nie przynosi to rezultatów. Ale im dalej w las, tym lepiej. Linda pracuje nieco inaczej niż wszyscy i musiałem się do tego przyzwyczaić. Pod koniec zdobył moje uznanie. Po prostu nie pasował do pewnych scen filmu, które przy okazji stanowią jego największe wady.

    Mam na myśli fragmenty, gdy zachowywał się jak ?zły ojciec?. Relacje między Michałem, a córką nie układały się od razu po myśli obu stron (co wydaje się naturalne). Niestety, ?tato? momentami odgrywał ważniaka starającego się narzucić przesadną dyscyplinę. Psuło to narzucony klimat. Na szczęście tego typu sceny nie zajmują dużo miejsca. Mimo to, ktoś powinien powiedzieć Ślesickiemu, iż wątek z flirtowaniem z nauczycielką córki był zupełnie niepotrzebny. Spokojnie można by się bez niego obejść. No bo po co zmieniać znakomitą atmosferę?

    A, miejmy już te wady za sobą. Nie podobało mi się również przedstawianie rozpraw sądowych (poza, tak jak mówiłem, Jandą). Zwłaszcza pierwszej. Jest wręcz nierealna, zanadto groteskowa. Rozumiem, że sędzina miała stać rękoma i nogami po stronie matki, ale chyba nie trzeba tego pokazywać przesadnie otwarcie. Myślałem, iż obserwuję jakąś pyskówkę na podwórku, a nie ważną sprawę w sądzie. Nie sądzę, aby tak to w rzeczywistości wyglądało.

    Prawie zapomnieliśmy (no, dobra ? ja zapomniałem) o córce ? Kasi, w którą wcieliła się Ola Maliszewska (jedyna większa rola w bardzo krótkiej karierze aktorskiej). Jak na dziecko zagrała całkiem nieźle. Tak, teraz jak o tym myślę, coś w niej było. Nawet lepiej niż nieźle. Po dłuższym zastanowieniu, stwierdzam, że podobał mi się jej występ. Zwłaszcza sytuacje, gdy milczy i jedynie obserwuje wydarzenia. Trochę nieśmiało, ze swoistym niezdecydowaniem, lecz naturalnie. Z czystym sumieniem mogę postawić plusa przy tym nazwisku.

    Kończąc już napiszę o muzyce i ostatniej scenie. Właściwie przez dwie godziny pojawia się tylko jeden, charakterystyczny utwór, skomponowany przez Przemysława Gintrowskiego. Przejmująco smutna, znakomicie pasująca do filmu melodia. Muzykę słyszymy w produkcji zaledwie kilka razy (przeważa cisza; żadnych dźwiękowych rewelacji) i dopełnia ona gęsty, melancholijny klimat. Słowem ? muzyka choć skąpa, kładzie na kolana (i cały czas chodzi mi po głowie, ale to mój problem).

    No i zakończenie. Piękne, ?milczące?, cudownie rozpaczliwe, wzruszające. Trwa dobre parę minut, właściwie nic się nie dzieje, a zamyka w najlepszy możliwy sposób ?Tato?. Brawa należą się osobom odpowiedzialnym za zdjęcia ? kamery zostały wspaniale ustawione. Chętnie bym opisał, jednak to trzeba samemu przeżyć.

    Jak pewnie się domyślacie, absolutnie nie żałuję, że wróciłem do filmu z dzieciństwa. Z tej produkcji, jako Polacy, na pewno możemy być dumni. Głęboki, poruszający, wspaniały obraz. I wiecie, co? Wypadałoby teraz usadzić wszystkich reżyserów tych głupich komedyjek na tyłkach, puścić im ?Tato? i pokazać, co to znaczy tworzyć sztukę.



    Ocena: 9+/10
×
×
  • Utwórz nowe...