Ach, Nintendo 64. Pomijając wątpliwej jakości pad (niepotrzebne wygięcie na środku), konsola ta sprzedała się nieźle. Duża w tym zasługa 2 gier, na wyłączność. Były to oczywiście: Legend of Zelda: Ocarina of Time i...
Super Mario 64
Można się było zastanawiać. Czy to nie będzie kolejna porażka w stylu Hotel Mario? Czy Mario może być grą trójwymiarową? Jednak w końcu gra została wydana. I wtedy, już wszystko było jasne.
Fabuła
Mario otrzymuje list od Peach, która zaprasza go na ciastka. Mario oczywiście przybywa, jednak...
Wiadomo. Księżniczka zostaje porwana. Raczej nikt nie spodziewał się innego zwrotu akcji. Prawie wszystkie drzwi zostają zamknięte, a otworzyć je może jedynie siła gwiazdek. Mario musi więc przemierzyć 15 etapów, plus sekretne i trzy mroczne, z Bowserem na końcu każdego. Ilość więc, może wydawać się śmieszna, jednak pozory mylą. Ale o tym za chwilę...
Rozgrywka
Mario, ma za zadanie zdobyć co najmniej 70 gwiazdek ze 120, by pokonać Bowsera i uwolnić Peach. Nasuwa się więc pytanie: jakim cudem można zdobyć 120 gwiazdek, przy tak małej ilości etapów? Otóż w każdym z 15 podstawowych etapów, można zdobyć 7 gwiazdek. Etapy są tak skonstruowane, że często jest kilka ścieżek i misji, które możemy wykonać. Mogłoby to narażać na monotonię, ale uwierzcie, tak nie ma. Przykładowo w etapie Lethal Lava Land gwiazdkę możemy zdobyć za pokonanie byka, a także za wskoczenie do wulkanu i jego eksplorację.
Co prawda można zdobyć 70 gwiazdek i ukończyć grę, ale polecam zdobyć wszystkie. Nie tylko dla satysfakcji, ale także dla nagrody, której nie zdradzę.
Etap ,,Tall Tall Mountain"
Sterowanie
Sterowanie jest proste i intuicyjne. Zacznijmy jednak od ruchów postaci. Te są imponujące nawet dzisiaj. Mario może skakać na daleką odległość, odbijać się od ścian, stanąć na rękach na słupku, czy zrobić salto w tył. Najlepsze, że w grze poza klawiszami ruchu, korzystamy głównie z... 3 klawiszy. Po prostu akrobacje, wykonywane przez naszego podopiecznego, zależą od kontekstu i kolejności naciśnięcia klawiszy. Na początku może wydawać się to trudne, ale potem jest to proste, na tyle, byśmy mogli bez problemu przemierzać etapy wykonując wiele wspaniałych akrobacji.
Power-upy?
Niestety, w grze nie uświadczymy kwiatków, grzybków, czy czegokolwiek innego, znanego z poprzednich części. Zamiast tego, możemy za to zdobyć 3 czapki, które pozwolą latać, chodzić po dnie i przenikać przez ściany. Najbardziej cieszy czapka czerwona, gdyż po odblokowaniu armat, możemy latać po całej planszy. Brawo Nintendo!
No i skorupa. W tej części Koopy, żółwie, znane z poprzednich odsłon, nie utrudniają nam życia. Wprost przeciwnie. Możemy jeździć na ich skorupach, po całej mapie, nawet po lawie. Świetna sprawa, niestety rzadko kiedy możemy korzystać ze skorupy.
Grafika
W 1996 roku, grafika robiła niesamowite wrażenie. Mnóstwo kolorów i niesamowite modele postaci. Oczywiście, dzisiaj już zbrzydła, ale dalej dzielnie się broni i np: twarz Mario wciąż wygląda nieźle.
No dobra, twarz Peach jest straszna.
Zamek Peach. Ciekawe, gdzie kupiła taką fajną tapetę?
Etapy
Etapy są naprawdę różnorodne. Właściwie, żaden nie przypomina innego. Raz przemierzamy tęczową ścieżkę, raz pustynię, innym razem chodzimy po ogromnym bałwanie. Etapy są też świetnie skonstruowane, więc jeśli wpadamy do piramidy, musimy unikać pułapek, a jeśli na tęczową ścieżkę, musimy przemierzać etap na dywanie. Znalazło się nawet miejsce, na operowanie wielkością Mario, więc w jednym etapie po wejściu do rury wszystko staje się małe i na odwrót. Rzadko kiedy, są wykorzystywane te same schematy, więc zapomnijcie o Super Mario World i jego etapach, robionych zwykle tak samo.
Bossowie
Nie ma Mario bez bossów. Tutaj programiści wywiązali się z zadania nieźle. Walczymy z wielką gąsienicą, próbującą nas stratować, egipskim demonem, czy królem Bob-ombów. Szkoda jedynie walk z Bowserem, gdyż z nim walczymy aż trzy razy. Niestety, schemat jest zawsze taki sam, bieganie wokół Bowsera, chwycenie go i rzucenie na bomby. Sam nie rozumiem, po co ten matoł poustawiał bomby wokół siebie, ale cóż, jeśli w trzeciej części zbudował kruchą podłogę, którą sam zniszczył, to pewnie po prostu nie jest zbyt bystry.
Koszmar z dzieciństwa. Bowser.
Kamera
Muszę, niestety przyczepić się do kamery. Owszem, można nią manipulować, gdyż gra odbywa się z perspektywy Lakitu, latającego Koopy, który nas nagrywa. Jednakże często, bez przyczyny, kamera nie daje się przesunąć i to zwykle wtedy, kiedy jest jakiś moment, wymagający dobrego ustawienia postaci, które ciężko osiągnąć, gdy kamera wariuje. Na szczęście rzadko zdarzają się sytuacje, gdy widzimy samą ścianę, a nie naszego grubego hydraulika.
Dźwięk
Mało która gra na Nintendo 64 ma dobrą oprawę dźwiękową. Jednak, ośmielę się stwierdzić, że to ta część posiada najlepszą oprawę dźwiękową ze wszystkich. Wszystkie nutki są po prostu GENIALNE. Szczególnie ta, przy napisach końcowych. No, ale, czego się innego spodziewać od Koji Kondo, jeśli nie arcydzieła?
Podsumowanie
Można się do SM64 przyczepić pod kilkoma płaszczyznami. Najpoważniejszym minusem, według mnie jest brak Luigiego, którego nie uświadczymy w SM64 bez hacków. Jednak nikt nie zaprzeczy, iż SM64 było rewolucją. Tak dużą, że potem powstało kilka innych, jeszcze lepszych produkcji z Mario w 3D, jak Super Mario Sunshine, czy Super Mario Galaxy. Polecam zagrać każdemu. Nawet jeśli nie jest się jakimś wielkim fanem Mario.
Ocena: 9.5/10
Plusy:
- Grafika
- Muzyka
- Zróżnicowanie
- Długość
- Ruchy postaci
- Niezłe walki z bossami
Minusy:
- Brak Luigiego
- Kamera.
- Czytaj dalej...
- 12 komentarzy
- 1802 wyświetleń