Skocz do zawartości

Quetz

Hall of FAme
  • Zawartość

    3300
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    7

Wpisy blogu napisane przez Quetz

  1. Quetz
    I tak oto pojawia się część czwarta (nie ostatnia!). Idzie coraz lepiej!


    Krótki epilog naszej pierwszej przygody. Jednak saga wciąż trwa i nie damy się tak łatwo.
    Trzecia (bardziej treściwa) część powinna zawisnąć na kanale jeszcze tego wieczora, ale będzie dodana jako edit tego wpisu.
    [media=]
  2. Quetz
    No, wreszcie zrobiłem własnego gejmpleja. Dźwięk nagrywany z osobnego źródła, więc lekki problem z synchronizacją się pojawia tu i ówdzie - dopiero się uczę, sorry.
    Niemniej życzę miłego oglądania .
    A teraz: LET'S EXPLORE SPACE!
    [media=]http://www.youtube.com/watch?v=UuPF_8YtOzo
  3. Quetz
    Dark Souls chodziło za mną od bardzo dawna. Setki komentarzy w internetach, niekończące się potoki pochwał w prasie branżowej, tony emocji przekazywane w ustnych relacjach przez kumpli - to musiało być coś "innego", "ciekawego", "wartego uwagi". No po prostu nie było innej opcji.




    Po kilku wcześniejszych doświadczeniach z grą, ograniczających się może do godziny przegranej łącznie u kumpla (no dobra, dwóch), patrzeniu na pełną pasji rozgrywkę i nadal kompletnym braku zrozumienia dla wszechobecnych zachwytów, postanowiłem skorzystać z okazji i oddać grze sprawiedliwość po kupieniu własnej kopii. W ten sposób, w zaciszu domowym, nie niepokojony przez nikogo, zasiadłem do odkrywania Lordranu.



    Początki były łatwe, wydostałem się z Asylum i ruszyłem od Firelink Shrine w górę. W Undead Burg pokonałem po wielu bojach komando pilnujące dojścia do bossa na blankach i po -nastu próbach położyłem go do piachu. Rzecz jasna musiałem korzystać z solucji, bo sam bym potrzebował na to nie 5 godzin, a co najmniej 15. A gra nie rozpieszcza informowaniem gracza o jakichkolwiek zasadach. Po co masz wiedzieć, w co grasz? Graj i się ucz. Checkpoint w okolicy biura pana bossa by się chciało? To nie tutaj! Tak więc z jedną ręką na padzie, a drugą na DS wiki ruszyłem ostrożnie przed siebie w stronę przeciwną do truchła onegdaj dumnego byczyska. Zlazłem z wieży i ostrożnie postawiłem nogę na moście.
    Gdzie zaraz połowy paska życia pozbawił mnie smo... nie, nie - WYWERNA (przecież łuski, skrzydła i zianie ogniem to jeszcze nie znaczy, że smok, nie?). Po kolejnej konsultacji z wiki dowiedziałem się, że muszę przebiec do połowy mostu i tam będę mógł sobie otworzyć skrót do ogniska w Undead Burg, które było moim punktem startowym po każdej poprzedniej śmierci (a tych było wiele). Z uczuciem ulgi skopnąłem drabinę i pozostałem na placu boju z pytaniem: "CO DALEJ?"
    Rzucanie się na pilnującego bramy smo... WYWERNĘ było raczej nierozsądne. Skuszony filmikiem z YT, na którym koleś rozprawiał się z bestią kozikiem wyciągniętym z sandała ruszyłem w bój, lecz smo... WYWERNA zachowała się zupełnie inaczej niż na filmiku owego gracza, więc zostałem smutny i nadwęglony. Porzuciłem więc ten pomysł i w ok. 8 godzinie gry ruszyłem na grind, aby trochę podpakować postać.




    Grind ów zajął mi kolejne 2 godziny, po których nieco pewniej wlazłem na niższy poziom mostu i pomalutku przebiłem się przez wrogów go pilnujących. Stąd już tylko rzut beretem do nowej lokacji - Undead Parish. Radość moja nie miała końca, w końcu 27 poziom to nie w kij dmuchał, teraz dopiero się zacznie!
    No, zaczęłoby się, gdyby nie trujące szczury. Trucizna, którą są łaskawe obdarzać chętnych ma paskudną tendencję do zżerania paska życia, więc w sumie można się po zaaplikowaniu jej rzucić swoją postać z mostu i zacząć od nowa (czyli od ogniska niżej, skąd przebijanie się przez wrogów, potem znowu szczury, itd...).




    Kiedy w końcu szczury były tylko smutnym wspomnieniem dawnej chwały stanąłem twarzą w twarz z kilkoma zombiakami, które nie stanowiły problemu dla mojej dwudziestosiedmiopoziomowej postaci. Padły jak muchy. No, poza tym z włócznią, który prawie mnie zabił, ale poza tym nie miałem problemów.
    Gorzej nieco, że za nimi stał wielki, opancerzony dzik. Który kłąpnął paszczą dwa razy.
    Znowu jestem pod mostem, zaczynam więc iść po dra...


    .....::::....

    I tu chwila oddechu pozwoliła uformować się w mojej głowie pewnej myśli (fajerwerki z tej okazji były nader skromne, a to dziwne). Owa myśl brzmiała: "co ja właściwie robię?"
    I po kolejnej chwili doszedłem do wniosku, że nie mam pojęcia. Spędziłem nad tą grą 10 godzin i nadal nie wiem, co robię. Nadal potrzebuję poradnika, nadal pójście w którąkolwiek stronę kończy się śmiercią i koniecznością powtarzania sekwencji w kółko. Nadal zamiast przyjemności z gry bardziej odczuwam stres i ewentualnie trochę ulgi, gdy uda się przejść parę centymetrów dalej. Gdzie radość? Gdzie satysfakcja?
    Gdzie historia? To kolejna rzecz, którą trzeba Dark Souls wyrywać z gardła - fabuła. Nie załapiesz subtelnych mrugnięć okiem? Nie przeczytasz o jej głębi w wikipedii? Sorry brachu, nie połapiesz się. Będziesz skazany na towarzystwo zombie w ruinie zamku i napotykanie raz po raz bredzących od rzeczy npców. Nie podoba ci się ta wizja? O fe, jesteś nieczułym na piękno i subtelność klocem.
    W tym czasie zdążyłem pograć też około 2 godzin w The Darkness II. I wiecie co? Dużo bardziej na mnie podziałała ta prosta gangstersko-horrorzasta opowieść o gościu z magicznymi mackami na ramionach niż nudne postępowanie krok za krokiem ociężałym zombie z wielką (acz imponującą!) kataną u boku. Może jestem dziwny.
    A może po prostu nie uważam, że gry powinny być torturą. Powinny być wyzwaniem, a jakże. Ale niech za tym wyzwaniem idzie coś więcej, niż tylko wyuczenie się na pamięć odstępów między naciśnięciami guzika. Bo od tego to ja mam Super Meat Boya i Electronic Super Joy. I one nie udają, że oferują cokolwiek innego (do stu beczek zepsutych śledzi - w ESJ WALCZYSZ Z PAPIEŻEM PO DRUGIM LEVELU).




    Żeby nie być jednak gołosłownym - w tytule napisałem, że nie żałuję tych 10 godzin przeznaczonych na Dark Souls. I to prawda:
    - Mogłem obcować z wytworem ogromnej wyobraźni grafików i projektantów poziomów. Im należą się ukłony do samej ziemi - tak pięknych lokacji, jak w DS nie widziałem od dawna, o ile w ogóle.
    - Mogłem przekonać się na własnej skórze, że nawet jak milion i jedna osoba mówi "WOW", to mogę tego "WOW" tam nie widzieć i nadal nie uważać się za wariata.
    - Dowiedziałem się o sobie czegoś jeszcze - nie jestem masochistą, jak twórca tej gry.
    Dlatego nie będę kończył tego tekstu hasłem: "słaba gra", albo "gra jest do bani". Bo pewnie dla wielu nie jest. Ale dla mnie to absolutna strata czasu i dalszych potyczek z nią nie przewiduję.



    Idę grać w coś innego.
  4. Quetz
    Chwilę ostatecznego triumfu nad
    levelem z
    najfajniejszej gry świata postanowiłem uwiecznić i podzielić się z Wami:



    Youtube Video -> Oryginalne wideo
    Ta gra jest wspaniała. Koniec, kropka.
    PS Jakość nagrania kiepska, ale nie mam wprawy we wrzucaniu filmów na YT... No i to logo - wiem, wiem. Niemniej dzięki dla Rankina za polecenie programu, jest świetny!
  5. Quetz
    Sam & Max, Wallace & Gromit, Jurassic Park, Tales of Monkey Island, Hector, The Wolf Among Us ? to tylko niektóre tytuły dotknięte plagą ostatnich czasów ? epizodyzacją.






    Główny oskarżony

    Wydawanie tytułów w całości stało się najwyraźniej zbyt uciążliwe i kosztowne, więc zalewani jesteśmy pojedynczymi epizodami, małymi fragmentami całej produkcji, które mają nam zapewnić nieco rozrywki i jednocześnie skończyć się akurat w momencie, który wymusi na nas zakup kolejnego odcinka, ?bo przecież muszę zobaczyć co było dalej?.





    Czy rozwinie rękawy i wsadzi koszulę w spodnie? Dowiedz się już w następnym odcinku!

    Do samej strategii, wykorzystywanej przecież z powodzeniem od lat w telewizji, nie mam nic ? jednym z jej plusów jest choćby możliwość wypróbowania produkcji w małym wycinku i na podstawie tej oceny kupno bądź nie dalszych. Przyznacie, że czegoś takie...
    <DEMO>
    <Płatne DEMO>
    <DEMO Płatne>
    ... ok, zapomnijmy o tym argumencie.
    Ogólnie rzecz biorąc metoda jak metoda ? skoro działa, to pewnie nie jest najgorsza. Jedna rzecz mnie mimo to niezwykle intryguje ? o ile do tej pory w tej formie dostawaliśmy głównie gry przygodowe, tak ostatnio na Steam pojawił się arabski knot, podróba Uncharted - ?Unearthed: Trail of Ibn Battuta? i on również jest w kawałkach!
    Moje pytanie brzmi ? co jeszcze można w ten sposób przedstawić zgłodniałej publiczności? Popuśćmy wodze fantazji:
    1. Turówki - armia gotowa? Ekonomia silna? Pora atakować wraże siły? No to KLIK na ?End Turn? i... Zapraszamy za miesiąc/dwa/trzy do drugiego epizodu, w którym wprowadzamy tę funkcję.
    2. Sportówki ? najnowsza FIFA, w pierwszym epizodzie możemy rozegrać aż jedną połowę meczu! Jak się on skończy? Dowiedz się już za miesiąc! Zakup DLC gwarantuje rozegranie pierwszej połowy, a nie - jak w standardzie - losowej.





    Okiwasz go już w następnym epizodzie!

    3. Wyścigi ? Ostatnia prosta! McLaren i Ferrari jadą łeb w łeb, 200... 250... 300 na godzinę! Ostatnie sekundy... zapraszamy później.
    4. Bijatyki ? ok, Killer Instinct na Xboxa One.






    Idź stąd i nie psuj mi błyskotliwej argumentacji...

    5. Skradanki ? w pierwszym epizodzie będziesz mógł poskradać się trzy razy na poziom. W epizodzie numer dwa dodamy możliwość chowania się za przeszkodami i ciche ataki. A także panterkę zamiast różowych stringów.
    I tak dalej, i tym podobne. Och, nowe czasy, nowe wyzwania.
    Branża fascynująca jak zwykle.
  6. Quetz
    Kopiowanie czasami uważa się za najwyższą formę uznania. Dość pokrętna to logika, skutkująca całą masą pułapek ustawionych rzędem na nieostrożnie stąpających adeptów sztuki tworzenia gier. Czasami skutki pożyczania są opłakane (vide niesławne Limbo), czasami jednak przynoszą coś dobrego i świeżego.
    Tak jak w przypadku Warlocka.

    No dobra, z tą świeżością trochę przesadzam, ale nie uprzedzajmy faktów...
    Pamiętacie jeszcze Majesty? Tę niezwykle zabawną (głównie przez cudownego narratora) strategię z historią sięgającą (sniff, sniff) zeszłego tysiąclecia darzę od dawna sporą sympatią i tylko czekałem, aż będę mógł wrócić do Ardanii w nieco mniej RTSowym wydaniu. Okazja się nadarzyła i oto ujrzałem przed sobą...

    No kurczę, Civilization V ujrzałem.
    Jeno z magią i potworami.
    Pomysł moim zdaniem nieco szalony i balansujący na granicy sądowego samobójstwa, bo obie gry są pod względem mechaniki i wyglądu niemal identyczne.
    Ustalony kąt kamery? - obecny;
    Heksy jak w Semper Fi? - obecne;
    Tury? - yeap;
    Rozwój przez wybór technologii/magii/budowy na początku tury? - still there;
    Jedna jednostka na jeden heks? - właśnie tak;
    Rozbudowa i zakładanie nowych miast? - a jakże!

    Podziwiam twórców Warlocka za odwagę, chyba że wiedzieli, że Sidowi zwisa i nie będzie ich ścigał po sądach.

    Dobra, a teraz pytanie najważniejsze: czy to wszystko ma ręce i nogi? Okazuje się, że jak najbardziej. Nie pograłem za długo, ale wydaje się, że początkowe olanie tutoriala ("przecież umiem grać w Civ!") mogło nie być najlepszym wyjściem - na horyzoncie czekają na mnie potężni magowie, których sposób działania trzeba będzie chyba lepiej poznać przed przypuszczeniem ataku, a sama gra zdaje się być nieco mocniej nastawiona na konfrontację niż dająca wielką swobodę Cywilizacja 5. No i te inne wymiary, z których wyłażą potwory...
    Ogólnie rzecz biorąc mimo tłumionego z początku chichotu nad brakiem inwencji i stąpaniem po cienkim lodzie twórców Warlocka mam wrażenie, że mam przed sobą produkt co najmniej bardzo ciekawy i wystarczająco inny od oczywistej inspiracji, że zapewni dużo rozrywki, kiedy będę miał na niego czas.
    Do czego i Was zachęcam.

  7. Quetz
    Padłem ofiarą.
    Nie tak po prostu. Nie szedłem ulicą i nie zaatakował mnie bandyta z iPhonem krzyczący: "dawaj kasę, bo dostaniesz iPhone'a", nie wpadłem pod trolejbus (w Poznaniu), nie usiadłem na jeżu. Nie, padłem ofiarą najgorszej przypadłości ludzkiej, jaka trapi ją od czasów niepamiętnych.
    Uporu.
    Hannibal mi świadkiem ("co, moje słonie nie przelezą przez góry?") nigdy nie byłem specjalnie cierpliwym i odpornym graczem. Gra albo przypadała mi do gustu i razem świętowaliśmy znajomość do późnych godzin nocnych, unikając zgrzytów i nieporozumień, albo żegnaliśmy się bez żalu. Były takie, które z początku odrzucały, ale po jakimś czasie i krótkim wprowadzeniu przez znajomego zamieniały się w romans na wiele lat (cześć Anno*!). Ogólnie rzecz biorąc uważam się za gracza bezstresowego, chwilami wręcz każuala.
    Dlaczego więc, do jasnej ciasnej, tak chętnie wracam do BIT.TRIP RUNNERA, najgorszej mendy jaką wydały trzewia niezależnego groróbstwa?
    Nie mam pojęcia.



    Tak rzadki widok...

    Może to oprawa graficzna przypominająca trip szalonego kórlika, może jakieś walnięte poczucie niesprawiedliwości dziejowej, której odwrócenie zgodnie z odwieczną polską tradycją trzeba sobie wywalczyć, może jakiś głęboko ukryty perfekcjonizm, który - o dziwo - nie uaktywnia się tak silnie w innych dziedzinach życia.
    Faktem pozostaje, że coś każe mi włączać tę parszywą torturę raz po raz i próbować przejść kolejny level, maksymalizując skupienie i wciskanie guziczków na czas. I za każdym razem, gdy uda się przeskoczyć nową przeszkodę (i rzecz jasna rozbić zęby o kolejną, znienacka i zbyt szybko pojawiającą się przed twarzą) czuję mieszaninę satysfakcji i zupełnej bezradności.
    No koktajl że hej.
    Niemniej sam fakt, że coś jest w stanie połechtać moją ambicję na tyle mocno, że mimo kolejnych porażek wciąż do tego wracam jest warte odnotowania. Najwyraźniej BIT.TRIP RUNNER to zwyczajnie dobra gra.
    O matko, dwójka w przecenie na Stimie.
    I nie, nie zagram w Dark Souls.
    *mianownik liczby pojedynczej
  8. Quetz
    Ano ukrywa swoje inspiracje:
    Dzielny TB je odkrył, a ja dorwałem się do zeznań powódki:








    Łofkors zapraszam też po więcej tutaj: gamingblots.blogspot.com

  9. Quetz
    Już jest coraz bliżej!

    Tak! Shadow Warrior powraca! I jeśli wierzyć słowom
    , będzie się w niej działo - zobaczymy w praniu, ale zapowiada się wyśmienity mózgotrzep od twórców Hard Reset.
    I tradycyjnie zapraszam na: gamingblots.blogspot.com
  10. Quetz
    Czy naprawdę trzeba było marnować tyle papieru?
    Jako osoba otwarta na nowe doświadczenia poszedłem za radą CDA i zainstalowałem sobie nowe World of Warplanes. Z radością rzuciłem się do lektury poradnika dołączonego do czasopisma, licząc na tricki, dobre rady doświadczonych pilotów, sposoby na dłuższe pozostanie w bitwie, etc.
    Khem...
    Pozwoliłem sobie streścić tę część Tipsomaniaka w sposób oszczędny, a zarazem nie tracący niczego z jego zawartości merytorycznej:

    Wysokich lotów!
  11. Quetz
    Czytam ja sobie Escapista, aż tu nagle wyskakuje mi Nagłówek Dnia:
    Lionhead Dev: Half of Developers Will Be Women in 10 Years
    Nie mogłem się oprzeć:
    Wrzucam oryginalną wersję z Blotsów, myślę że nie potrzeba tłumaczeń .
    I niezmiennie zapraszam na gamingblots.blogspot.com - nowe, wciąż nowe przybywa!
×
×
  • Utwórz nowe...