Skocz do zawartości

Knight Martius

Emerytowani Eksperci
  • Zawartość

    2680
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Knight Martius

  1. Akurat na historii Tamriel nie znam się kompletnie (grałem chwilę w Morrowinda, a potem się odbiłem; ogólnie nie lubię cRPG-ów), więc Ci w tym nie pomogę. Ze wstępem nie do końca mnie zrozumiałeś. Nie chodziło mi o pierwszy rozdział (wiadomo, że opowieść dopiero musi się rozkręcić), ale o wstęp do niego, który jest głównie ekspozycją dotyczącą świata przedstawionego. Dla osoby obeznanej ze światem TES - to fajnie. Ale np. dla mnie taki blok tekstu opornie się czyta, bo opisujesz w nim świat, w który nie miałem jeszcze okazji się zagłębić, a w związku z tym nie obchodzi mnie jeszcze tak jak powinien. Takie informacje powinno się dawkować po trochu, a już na pewno nie należy umieszczać ich na samym początku tekstu. Chodzi o to, że czytelnik, jeśli dobrze go poprowadzić, będzie w miarę rozwoju fabuły oswajał się z tym światem. Postaram się przeczytać to, co opublikowałeś do tej pory. Na razie ogarnąłem dopiero fragment rozdziału pierwszego i muszę powiedzieć, że masz całkiem dobry styl, jeśli chodzi o narrację.
  2. @Glovis - ważne, że jakoś się rozrasta. @crouschynca - będę bardzo zobowiązany.
  3. Chyba nie ma co dłużej zwlekać. Zgodnie z tym, co mieliście okazję czytać w poprzednim wpisie (albo i nie), pragnę zaprezentować Wam powieść z gatunku przygodowej fantasy, trzeci utwór wchodzący w skład ?Cyklu smoczego rycerza?: ?Zjednoczenie?. A przynajmniej prolog tegoż. Powiem tak za kulisami, że miałem duży problem z napisaniem tego. Całość musiałem przeprawiać chyba sześć albo siedem razy (gdzie ?przeprawiać? znaczy też ?napisać od nowa?), a i teraz nie mam pewności, czy tego tekstu nie będę musiał znowu jakkolwiek poprawiać. Liczę więc na Wasze komentarze. Standardowo też zapraszam do odwiedzenia bloga ?Eskapizm stosowany?, gdzie kolejne rozdziały mam zamiar zamieszczać najwcześniej w całej sieci, a także do polubienia fanpage?a tego bloga na FB (link w bloku w prawym górnym rogu). Następny rozdział ukaże się w okolicach świąt. Miłej lektury! * * * Zjednoczenie Na niebie zbierały się ciemne chmury. Tłum mieszczan oraz chłopów, uzbrojonych w widły, łuczywa i w co jeszcze nawinęło się pod rękę, zmierzał niestrudzenie przez las. Za nic mieli słońce, które powoli już uciekało za horyzont. ? Na pewno go tam widziałeś? ? zapytał jeden mieszczanin innego. ? Ani chybi! Idrinus, również trzymający pochodnię, dociekał, dokąd to wszystko zaprowadzi. Zaczęła padać mżawka; krople spływały po koronach drzew prosto na ludzi. Było jednak wiadomo, że taki deszcz ich nie powstrzyma. Śnieżynka zarżała nerwowo. ? Spokojnie, moja droga ? rzekł Idrinus, schyliwszy się. Chwycił zawieszony u szyi amulet, czując, jak drży. Rzeczywiście, zaświecił się, inna sprawa, iż nie po raz pierwszy. Miał kształt złotego koła, gdzie nałożone były na siebie dwa rubinowe krzyże: jeden z ramionami prostymi, drugi z ukośnymi. Idrinus wiedział. Cel znajdował się blisko. Tłum wychodził na szczere pole. Każdy po kolei widział, jak przed nim rozpościera się góra, sięgająca niemalże ku niebu. U jej stóp płynęła wartko rzeczka, a w oddali dało się słyszeć szum wodospadu. Wszyscy się zebrali, unosząc co chwila broń i wydając kakofonię dźwięków. ? To tutaj? ? ktoś zapytał. ? Ano! Sam żem widział, jak poczwara leciała mniej więcej stąd! ? Ale jak się tam dostaniemy? ? padła wątpliwość ze strony co najmniej kilku osób. Przynajmniej tyle Idrinus zdołał wydobyć z hałasu. ? Tam! Tam coś jest! Wszyscy jak na zawołanie odwrócili się w stronę źródła krzyku. Jak się okazało, co niektórzy obeszli częściowo górę i znaleźli niedaleko w skale wybrzuszenie, które dawało się naruszyć. Nigdzie indziej nie było widać wejścia. ? Trzeba będzie odsunąć to jakoś! ? zawołał jeden z tłumu. ? No to działamy! Na trzy! Kilka osób przyłożyło dłonie do wybrzuszenia, po czym próbowało je pchnąć, policzywszy do umówionej liczby. Uczynili to samo jeszcze kilka razy, nim głaz przetoczył się do środka. ? No! Idziemy! ? ktoś krzyknął. ? Czekajcie, waszmościowie! ? zawołał Idrinus, podjeżdżając do wejścia. Tłum wydawał pomruki, które dało się rozumieć jako: ?Na co??. Jeździec uniósł ręce, żeby uspokoić słuchaczy. ? Nie możemy być pewni, czy ów stwór ukrywa się wewnątrz tej majestatycznej góry. O ile waszmościowie wyrażą zgodę, z przyjemnością wejdę samotnie, by to sprawdzić. ? A kim ty jesteś, coby nam rozkazywać?! ? ryknął jeden z chłopów. ? Z drogi nam, jużci my tam wejdziemy! Ludzie krzyknęli z aprobatą. ? Zdaję sobie sprawę, iż kierują wami silne emocje ? przekonywał wciąż Idrinus. ? Lecz nadal nalegam, abyście pozwolili najpierw mnie udać się na poszukiwania. Jeśli znajdę poczwarę, solennie obiecuję, że wydam ją wam, a wy, waszmościowie, uczynicie z nią, co uznacie za stosowne. A jeżeli nie uda mi się wrócić, póki słońce nie znajdzie? wówczas możecie wejść, uznawszy mnie za zabitego. Jednak nie wcześniej. Zapadła cisza, sporadycznie przerywana pojedynczymi, nic nieznaczącymi głosami. Dopiero po chwili ktoś odezwał się głośniej: ? A pozwólmy mości rycerzowi najpierw to sprawdzić! A nuż bestii tam nie ma i tylko marnujemy czas? Ruszyło jak lawina ? kolejni wyrażali aprobatę dla pomysłu Idrinusa. Widać było jednak, że niektórzy przystali nań niechętnie. ? I co, będziemy tu sterczeć jak te kołki? ? ktoś nagle zawołał. ? No! Wchodzimy wszyscy, i mości rycerzowi nic do tego! Rycerz westchnął. ? Bestia to pewnie straszliwa. Gdy się z nią zetkniecie, wnet możecie zostać obarczeni klątwą. Słysząc to, chłopi jakby się cofnęli. Podobnie jak część mieszczan. ?Część? jednak nie znaczyła ?wszyscy?. ? A w cholerę z klątwą! ? krzyknął ktoś niższy, z rudą brodą zawiązaną w zabawnie wyglądające warkocze, jadący na karym kucu. Krasnolud. ? Idziemy! Nie będziemy czasu marnotrawić! Obok niego dosiadał gniadego wierzchowca inny krępy osobnik, z bujną blond czupryną, który milczał. Wielu ludzi głośno poparło sugestię tamtego. Zrezygnowany jeździec zszedł ze Śnieżynki. Klacz prychnęła, jakby nie podobała się jej ta koncepcja. ? W porządku, wszak powstrzymać was nie mogę! Lecz pozwólcie, iż udam się pierwszy! Rycerz wszedł do środka. Jak do tego doszło? Idrinus ? zakuty w pełną zbroję płytową ? stwierdziłby, że zupełnym przypadkiem. To zbieg okoliczności bowiem zadecydował o tym, iż rycerz napotkał tłum, który pragnął tylko śmierci bestii grasującej w okolicach. Również przez zbieg okoliczności dołączył doń, gdyż tak się złożyło, że zmierzał w tę samą stronę. Przy okazji więc pytał ludzi o potwora. ?Duży bydlak postury ludzkiej i o proweniencji smoczej? ? rzekł jeden z mieszczan. ?I zbroję nosił? ? dodał inny. Jeszcze chłopi mówili, iż poczwara ta swego czasu spaliła im ładną część zboża. Ogólnie mieszkańcy chcieli stworowi, co to ich nęka, odpłacić pięknym za nadobne. Ale dzięki temu przynajmniej Idrinus wiedział, że obrał właściwy kierunek. Usłyszawszy o tej bestii, podjął podróż z dalekich stron, byle tylko do niej dotrzeć. Najlepiej jako pierwszy. Tymczasem, trzymając zapaloną pochodnię, szedł po ciemnej i chłodnej jaskini. Słyszał za sobą okrzyki ludzi, którzy rozdzielali się, a następnie podążali różnymi jej korytarzami. Niektórzy, rzecz jasna, udali się za rycerzem. On zaś musiał na to przystać, czy mu się taki stan rzeczy podobał, czy nie. Amulet ponownie błysnął. Idrinus czuł się niepewny, ale teraz jakby mniej. Wiedział, że się nie zgubi. Jednak wśród ludzi od razu rozległy się pomruki. Trochę czasu minęło, a przedmiot u szyi rycerza zaświecił bardziej. Idrinusa coraz silniej uderzał zapach siarki. W końcu, po nieznośnie długim chodzie, dotarł do legowiska. Nikogo w nim nie było. Amulet nagle przestał błyszczeć. Duża, urządzona na planie koła jaskinia zdawała się zamieszkała. Na ziemi znajdował się szeroki, oszlifowany na wierzchu kamień, zwierzęce kości oraz chrust. Przy ścianie zatknięte były łuczywa, obecnie niezapalone. Idrinus rozejrzał się jeszcze raz, mrugnął intensywnie. Może oczy go myliły? Ale nie, tu naprawdę nikogo nie było. ?Nic nie rozumiem? ? pomyślał rycerz. ?Dlaczego amulet mnie tutaj przyprowadził? To niemożliwe, jakżeby mógł się pomylić??. Pozostali wtargnęli do środka, mijając Idrinusa. Rozglądali się po legowisku, kopali stosy, lustrowali ściany. Jakby nie chcieli uwierzyć, że przybyli tutaj na próżno. Rycerz zauważył też krasnoludów, których widział przed wejściem do wnętrza góry. Odnosił wrażenie, iż co jakiś czas na niego spoglądali. Gdy znów obrzucił siedlisko wzrokiem, dostrzegł coś wygrawerowanego na ścianie. Podszedł bliżej, mijając dwóch zszokowanych chłopów. Wyobrażone tam było gadzie oko przedzielone od góry mieczem. Z niedowierzania nie mógł oderwać wzroku. W tym momencie amulet zaświecił ponownie. Ten symbol. ?To byłoby zbyt proste?? ? pomyślał Idrinus z goryczą. ? I co? Coś ciekawego? ? rzekł krasnolud z rudą brodą, podchodząc do rycerza. Ten nie odpowiedział. Krępy osobnik przyjrzał się rysunkowi. Poczuł obrzydzenie, po jego minie dało się rozpoznać pogardę. ? A co to za g***o? ? Krasnolud splunął na gadzie oko. Idrinus aż zesztywniał, szybko się jednak opanował. I tak nikt by tego nie zauważył. ? Horin, kultury trochę ? skarcił drugi krępy osobnik pobratymca. ? Potwór potworem, ale? ? Właśnie, potwór potworem. Więc nie wiem, co cię to obchodzi. ? Trzeba szukać dalej! ? rzekł wreszcie jeden z ludzi. W tym czasie do legowiska przybywali kolejni. ? Waszmościowie! ? zawołał Idrinus. Jaskinia zadudniła od jego donośnego głosu. ? Sądzę, że skoro stwora nie ma tutaj, znaczy to, iż przebywa on gdzie indziej! Rozległy się gniewne okrzyki i jęki zawodu. ? No to gdzie on jest?! ? zapytał ktoś. ? Tego nie wiem. Muszę udać się w dalszą podróż i to odkryć. ? Pójdziemy z mości rycerzem! Wielu odezwało się, aprobując pomysł. ? Nie zgadzam się ? odparł Idrinus. ? Macie własne problemy. Rodziny, ziemię, pracę. Pragnę wyruszyć samotnie. A teraz chciałbym, byście mnie przepuścili, waszmościowie. Rycerz przeszedł przez zbierający się tłum, nie czekając na reakcję. Ludzie zresztą rozstąpili się instynktownie, czując choć część respektu wobec członka wyższej warstwy społecznej. Czym prędzej skierował się w stronę wyjścia. Idrinus pozbył się tłumu, a przynajmniej taką żywił nadzieję. Cieszył się, że mimo wszystko wyszło tak, jak sobie zaplanował. Wiedział, że musi działać szybko, lecz pocieszał się myślą, iż nic już nie mogło stanąć na drodze temu, by wypełnił misję. ? Niech go licho porwie. Mogliśmy go zatrzymać ? stwierdził Horin, kiedy już obaj z Gunnarem jechali na kucach. ? I co by ci to dało? Rycerz chce upolować bestię, normalna historia. ? A mnie się to wcale a wcale nie podoba. Koniecznie chciał wejść sam, jeszcze coś mu się świeciło na szyi? ? Tak, też to zauważyłem ­? odparł Gunnar. ? Znaczy? Sam nie wiem, co o tym myśleć. ? A o czym niby chciałbyś myśleć, co? Pośledzić go trzeba, dopaść nawet. Może coś wie. ? Nawet jeśli, i tak zrobiliśmy, co mieliśmy. Ale w sumie, bracie? coś w tym jest. Pojedziemy traktem i jak los da, to wypatrzymy, dokąd jedzie. Tylko dużo czasu nad tym nie spędzimy, bo trzeba wracać. Horin namyślał się chwilę, aż odpowiedział: ? Psiakrew? No nic. Może faktycznie przy okazji powiemy, komu trzeba.
  4. Jeśli piszesz o tym konkursie, to tak, mamy na myśli ten sam. W ogóle pamiętam, że miałem poprosić Cię o przesłanie dalszego ciągu Twojej powieści, ale w zasadzie i tak miałem za mało czasu, żeby to czytać. :C
  5. Chciałbym bez złośliwości zadać takie pytanie: czy piszesz ten fanfic z myślą o fanach serii TES, czy o czytelnikach ogólnie? Po lekturze wstępu bowiem mam wrażenie, że wiedza o historii Tamriel by się przydała. Inna sprawa, że (na razie?) i tak więcej niż wstępu nie przetrawiłem, bo jest po prostu nieprzyjazny dla czytelnika. Wprawdzie bowiem opisujesz bieżące wydarzenia, ale wykorzystujesz do tego suchą ekspozycję, a nie przedstawiasz je od razu z perspektywy jakiejś postaci. A szczegóły, dlaczego do tych wydarzeń doszło, warto rozłożyć po tekście (bo szczerze mówiąc, nie obchodzą mnie one w sytuacji, gdy nie wiem nawet, czego dokładnie historia ma dotyczyć*). *Mogłem nie napisać tego jasno, więc w razie wątpliwości nie wahaj się ich wyrazić.
  6. Czyli tylko zmiana hobby, a nie brak czasu? Przede wszystkim pytanie brzmi, czy jeszcze w ogóle chce Ci się zabierać za pisanie.
  7. Przybyłem, zobaczyłem i? za głowę się złapałem. Półtora roku. Półtora roku! Wyobrażacie to sobie? ?Bo ja tak. Ale w sumie nieładnie zacząłem, zwłaszcza że nie wiem, kto jeszcze mnie pamięta. A więc ? dzień dobry ponownie. Odkąd ostatnim razem opublikowałem cokolwiek ze swojej twórczości, minęło niespełna półtora roku. Główną przyczynę tego stanowił fakt, że pracowałem nad powieścią, której nie chciałem na razie pokazywać (o niej za chwilę), a poza nią nie napisałem absolutnie nic. Choć pomysły i przebłyski chęci jak najbardziej się pojawiały. Co do samej powieści? To nie żart, faktycznie nad takową pracowałem. I nadal pracuję. Pierwotnie chciałem opublikować ją w sieci, z zastrzeżeniem, że nie zacznę tego robić, dopóki jej nie skończę, tak żeby zadbać o regularność zamieszczania kolejnych rozdziałów. Podejście, by zostawić ją na dysku twardym, opłaciło się ? pół roku temu natknąłem się na informację, że organizowany jest konkurs na powieść fantastyczną. Postanowiłem więc pisać i cyzelować swoje dzieło z myślą o nim. Jak zapewne nietrudno się domyślić, nic nie wyszło ani z jednego, ani z drugiego planu. Już nie chcę wnikać w szczegóły. Powiem tylko, że to z kolei oznacza, iż mogę zacząć ją pokazywać dosłownie na dniach. W punktach macie informacje na jej temat. 1) Powieść będzie nosiła tytuł (roboczy?) ?Zjednoczenie? i jest to trzeci utwór z cyklu smoczego rycerza, w skład którego wchodzą też ?Smoczy rycerz? i ?Przyjaciel?. Wprawdzie staram się pisać ją tak, żeby nowi czytelnicy nie poczuli się zagubieni, ale znajomość wspomnianych utworów na pewno będzie pomocna (przy czym ?Smoczego rycerza? czytacie na własną odpowiedzialność ). 2) Czytelnikom z lepszą pamięcią na pewno zapali się teraz lampka: ?Trzeci utwór z cyklu? A co z innymi??. Ano to, że ?Bez wyjścia? dostanie zmienione zakończenie, z którego Kalderan zostanie usunięty (o ile kiedyś za redakcję tej mikropowieści wreszcie się wezmę xD). ?Dzicz? natomiast w ogóle wykreśliłem z kanonu. 3) Głównym bohaterem ?Zjednoczenia? będzie standardowo Kalderan, ale istotną rolę odegra w nim jeszcze jeden smokowiec. Czytelnicy pamiętający ?Dzicz? go skojarzą. Ogólnie zresztą zamierzam wprowadzić do fabuły więcej liczących się postaci niż zazwyczaj i postarać się, by każda z nich miała jakąś osobowość. 4) W ogóle czytelnicy pamiętający ?Dzicz? kilkakrotnie doznają uczucia deja vu. Skoro jednak i tak ta mikropowieść przestaje istnieć w kanonie, nie czuję się winny. 5) Jeśli idzie o gatunek, będzie to standardowo klasyczna, przygodowa fantasy. Przepraszać za to też nie będę. 6) Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, od czerwca/lipca przyszłego roku będziecie mogli tytułować mnie per ?panie magistrze?. W związku z tym, a także w związku z innymi moimi obowiązkami, nie mogę obiecać regularności w zamieszczaniu kolejnych rozdziałów. 7) I chyba najważniejsze: ?Zjednoczenie? zamierzam publikować w różnych miejscach, ale priorytet ma dla mnie blog zewnętrzny o nazwie Eskapizm stosowany (link macie też w bloku w prawym górnym rogu). Uspokajam, że nie zamierzam umieszczać tutaj zajawek z linkiem do tego bloga. Ponieważ jednak zależy mi, by go wypromować, obwieszczam, że kolejne rozdziały będą się pojawiały z kilkudniowym opóźnieniem względem ?Eskapizmu stosowanego?. Jeśli więc chcecie czytać powieść na bieżąco, zapraszam tam. Innych planów publikacyjnych nie ustalam ? zamieszczanie tej powieści chwilowo w zupełności mi wystarczy. A zatem, standardem ? miłej lektury i nie zapomnijcie zostawić po sobie komentarza.
  8. Zacznę bezczelnie, bo od "autoreklamy": jeśli nadal chcesz poczytać zmienione kawałki "Przyjaciela" z mojej twórczości, to polecam Ci to zrobić w najbliższym czasie. Nadal nie widzę powodu, dla którego nie mogłoby się tu pojawić krótsze i tak samo obrazowe "...wznowił ogień do tych virinerów...". Tak też raczej wiadomo, że chodzi o owo ostrzeliwanie. IMO to bez różnicy, ale tak jak pisałem - to odczucie subiektywne. Pewnie, ale trzeba wiedzieć, w jakiej sytuacji można jej użyć (podobnie jest z powtórzeniami). Mnie natomiast fraza "milczał, nie udzielając odpowiedzi" wygląda na typowy przykład waty słownej. Przepraszam, z jakiegoś powodu założyłem, że stało ich tam tylko dwóch (stąd zresztą pomyliłem Matsona z McReadym). Nie doczytałem albo zapomniałem o tym, kiedy pisałem tamten komentarz. Chodzi o to, że zaimek "swój" jest tutaj zbędny, bo i bez tego wiadomo, że chodzi o pysk Zhacka. Zasadniczo obecność zaimków osobowych tam, gdzie nie są potrzebne (nie mówiąc już o ich nadmiarze), jest uznawana za błąd stylistyczny, w związku z czym im ich mniej, tym lepiej. Za to "jego" po namyśle faktycznie można zostawić.
  9. Pisząc o "Hellsingu", miałeś na myśli klasycznego czy Ultimate? Bo wiem, że między jednym a drugim są różnice w animacji i zgodności z mangą.
  10. Dunno, jedna z moich ulubionych postaci miała nieco na sumieniu właśnie w kontekście gwałtu, a mimo to autorowi udało się ją tak przedstawić, że nawet po tej "wstrząsającej" wieści nie czułem do niej pogardy. Myślę jednak, że przedstawiłeś ciekawy problem (choć z drugiej strony sam czytałem takiej literatury za mało ). Co do problemu poruszonego przez Ciebie na blogu zewnętrznym, że miałbyś kłopot z opisywaniem takich scen m.in. przez zaimki osobowe, to uważam, że nie masz racji. Jest sporo sytuacji, w których nadużywania tychże zaimków można spokojnie uniknąć (widziałem nawet, że ktoś Ci to tak skomentował, i ja się z tym zgadzam).
  11. W odniesieniu do powyższej dyskusji nie wiem, czy szukanie za wszelką cenę (wyolbrzymiam?) podobieństw do czegoś, co zostało wymyślone już przy innej okazji, jest dobrą praktyką. Tak naprawdę wiele pomysłów bierze się skądś, w mniejszym lub większym stopniu. W ogóle to myśl, że jeszcze nie skomentowałem tego rozdziału, nie daje mi spać po nocach (figura retoryczna ). Naprawiam ten błąd. Na początku pragnę nadmienić, że pamiętam, iż wolałeś, abyśmy krytykowali raczej warstwę merytoryczną Twojej twórczości niż stylistyczną, ale bardziej bym chciał pomówić właśnie o tej drugiej. Są bowiem pewne sprawy, które z lekka mnie drażnią, a niektóre dotyczą, nazwijmy to, swobodnego traktowania zasady/porady pisarskiej: "Nie opisuj w dwóch słowach czegoś, co możesz wyrazić jednym". Szczególnie gdy mamy scenę akcji. W związku z powyższym... "Pomimo ran" jest zbędne, bo skoro Jean wystrzelił w potwora, oczywiste jest, dlaczego ten wyje. Powtórzenie. Czy mogliby strzelać z broni, których by nie mieli/posiadali? Masło maślane. Myślę, że "go" bez żadnej szkody można usunąć. Im mniej zaimków osobowych, tym lepiej. Powtórzenie. Mam wrażenie, że "bydlaki" brzmiałoby tu lepiej. Odczucie subiektywne. Może jeszcze dokładnie określisz ten czas? Jeśli koniecznie chcesz to zostawić, sugeruję wyrzucić "nieco". Kolejna tautologia. IMO "najbardziej opanowany" miałoby sens, gdyby było jakieś większe zbiorowisko i rzeczywiście Matson wtedy wyglądałby na najspokojniejszego. Napisałbym "jak najbardziej opanowanym głosem", tak żeby było wiadomo, że mówił to tak spokojnie, jak to tylko było możliwe w tej sytuacji. Czy mógł zbliżyć cudzy pysk? No i ja jeszcze usunąłbym "jego". W zasadzie to nie wszystko, ale też nie zależy mi, żeby punktować każdy błąd (?), który zauważę. Mimo to rozdział czytało mi się bardzo dobrze. Przede wszystkim rzeczywiście czuć, że relacje między postaciami są żywe. Plus - o ile wcześniej zdarzało mi się zwracać Ci uwagę na dialogi w Twojej twórczości, o tyle teraz naprawdę mi się podobały. To ja już pójdę spać. Zzzz...
  12. Widzę, że popełniłem błąd, że przez jakiś czas tu nie zaglądałem... Ogólnie Kefka, punktując poruszenie wątku niechęci rasowej (który w Twojej twórczości widzieliśmy wcześniej - chyba - już trzy razy), moim zdaniem zbliżył się do powodu, dla którego postacie w Twoich utworach są przeważnie płaskie. Przede wszystkim odnoszę wrażenie, że dla danych grup rasowych/etnicznych/społecznych etc. często stosujesz ten sam schemat zachowania, jakbyś sam postrzegał swoje postacie przez pryzmat stereotypu. Nie mówię tu tylko o wspomnianej już niechęci rasowej, ale też o konkretnych cechach charakteru, np. tej, że "wszystkie jaszczurzyce są złośliwe niezależnie od sytuacji". Podobna myśl pojawiła się u Sawickiego, kiedy rozmawiał z Sareną. O ile samo to jest całkiem naturalne (bo wszyscy postrzegamy inne grupy społeczne przez stereotypy, czy tego chcemy, czy nie), o tyle opisywanie postaci wyłącznie przez te cechy lub przyjęte w danej społeczności konwencje wcale nie sprawia, że będą się (postacie) wyróżniały w oczach czytelnika. Rzecz jasna, pisząc militarną SF, możesz stwierdzić, że Twoja twórczość może bronić się czym innym, a wtedy takie skupianie się na bohaterach nie musi być wymogiem. Swoją drogą, jeśli decydujesz się na pisanie dłuższych ekspozycji, myślę, że warto, abyś szczególnie wtedy starał się indywidualizować wypowiedź bohatera. W tym fragmencie "Odkrycia" opowieść Sareny czytało się gładko, albowiem w klarowny sposób zostało wyłożone, co działo się z Sorevianami i jak zaczęła się cała ta heca z "opętanymi". Tylko że mam wrażenie, że gdyby opowiedział to dowolny inny jaszczur, nie poczułbym różnicy. Proponowałbym zastanowić się nad środkami językowymi, żeby oddać nacechowanie emocjonalne bohaterki, jej spojrzenie na świat... cokolwiek, co świadczyłoby o tym, że tak, właśnie ona o tym opowiada i jej wypowiedzi nie da się pomylić z żadną inną postacią. Jestem pewien, że coś takiego czytałoby się jeszcze lepiej. BTW, najnowszy rozdział "Wilczego stada" wydrukowałem, czytam, wypowiem się w wolnej chwili. Zamieść. To. Opowiadanie. Na. Ich. Forum. Literackim. Kurczę. Pieczone.
  13. W Heroes IV mieliśmy sześć miast, w których rekrutowaliśmy akurat po osiem typów jednostek, a z nich rzeczywiście mogliśmy wykorzystywać jedynie pięć (wyjątek stanowił rezerwat, gdzie można było zakupić po prostu wszystkie jednostki Natury). Być może jednak czepiam się szczegółów. Bo dla mnie Heroes IV i V, tak mocno krytykowane przez fanów, też ogólnie świetne były.
  14. Disciples II to gra świetna klimatem, ale jeśli chodzi o grywalność, to IMO jest już gorzej. Przede wszystkim oferuje ona stosunkowo mało możliwości, np. przy dobieraniu sobie drużyny (np. chciałbym mieć w głównej ekipie dwóch wojowników, którzy po wylewelowaniu do maksimum różniliby się między sobą. Nie da się, bo mechanika każe wybierać tylko jedną ścieżkę rozwoju w danym scenariuszu). Na dodatek gra w dalszych scenariuszach kampanii wymusza na graczu stosowanie tylko jednej strategii, tj. toczenie niemal wszystkich walk tylko główną ekipą, ponieważ wrogie oddziały są tak mocne, że sklepać je może tylko główny dowódca (no i wiadomo, doświadczenie trzeba zdobyć). Poboczne drużyny służą wtedy tylko do tego, żeby wykańczać słabsze oddziały wroga, a i tu czasem trzeba posunąć się do zaklęć, żeby wyjść z tego bez strat. Plus gospodarka jest jak dla mnie niezbalansowana - przez pewien czas złota nie starcza prawie na nic, bo trzeba rozbudowywać stolicę, a przydałoby się je wykorzystać też do czego innego (choćby zakupów w sklepach. Dlatego wynajmowałem złodzieja i kradłem z nich wszystko, wspomagając się metodą "save & load"). A w późniejszej fazie gry okazywało się, że mam tego złota tyle, iż naprawdę musiałem solidnie się zastanawiać, na co mógłbym je wydać. Z drugiej strony ta akurat wada trochę zanika na wyższych poziomach trudności. To wszystko sprawia, że nigdy nie przeszedłem w Disciples II wszystkich kampanii. Gra mi się nudziła po prostu. Ale dla kontrastu powtórzę, że klimat ta gra ma fenomenalny. Wygląd jednostek też bardzo mi się podobał. Wystarczy spojrzeć na mój awatar. Poza tym z polskim dubbingiem jest taka ciekawostka, że w podstawce pod wszystkie postacie podkładały głos dwie osoby na krzyż (!!!). To jednak żadna ujma, ponieważ wyszło im to znakomicie. Dopiero w Buncie elfów była większa obsada, gdzie też nikt nie zawalił sprawy.
  15. Pamiętam (tylko nie potrafię sobie przypomnieć, czy już o tym pisałem), że swego czasu oceniłaś nisko jeden odcinek "Mistrzów horroru", który mnie z kolei bardzo się podobał. Bodajże drugi odcinek pierwszego sezonu. Ale wiadomo, co kto lubi. Żeby nie było, że piszesz to dla nikogo - ja subskrybuję Twój blog zewnętrzny, tak więc czytam u Ciebie... może nie wszystko, ale na pewno na bieżąco.
  16. Czytając to opowiadanie, odniosłem wrażenie, że widzę w nim pewne elementy, o których pisałeś u siebie na blogu, przynajmniej jeśli chodzi o tworzenie szwarccharaktera czy "niezobowiązujące" rozmowy. To nie jest żadna ujma, ponieważ widać, że miałeś pomysł na opowieść i ewidentnie wiedziałeś, jak go rozwinąć. Dzięki temu fabułę śledziłem z pewną dozą zainteresowania. Przyczepiłbym się jedynie do tego, że historia prowadzi raczej donikąd; aż krzyczy, żeby jakoś spróbować ją rozwinąć. Dla kontrastu całość pod względem warsztatowym jest taka sobie. W komentarzu do pierwszej części pisałem, że drugi akapit powinien być pierwszym. Okazuje się jednak, ze takie opisy jak na samym początku rozrzucasz po całym opowiadaniu. I powiem tak: pomijając to, że za opisami nie przepadam, są one całkiem nieźle zrobione, ale... po co? Takie ich upiększanie nic nie wnosi do tekstu, za to potrafi uśpić (serio, w pewnym momencie - w ostatnim rozdziale bodajże - zdarzyło mi się ziewnąć). Nie wiem nawet, czy w takiej formie pasują do przyjętych realiów. Można, a IMO nawet trzeba zrobić je oszczędniej, tak żeby wspierały historię, a nie próbowały ją przyćmić. Z dialogami jest już lepiej, choć tu jak dla mnie są one nierówne. Naturalne jest, że postacie będą przeważnie posługiwały się raczej językiem potocznym, i niejako tak jest. W pewnym momencie pojawia się postać, która chwali się większym zasobem słownictwa, i to jeszcze mnie nie alarmowało. Ale kiedy Kaj i Mihael w wieku nastoletnim też rozmawiali ze sobą takim "literackim" językiem, to nie czułem, żeby to był celowy zabieg, tylko raczej błąd warsztatowy (żebyśmy dobrze się zrozumieli - czułem tutaj sztuczność). Jeszcze tytuł "Złota Godzina" wydaje mi się nie pasować do treści opowiadania. Znaczy fakt, w pewnym momencie pojawiło się odniesienie do niego, ale było ono tak niezwiązane z fabułą, że musiałbym sprawdzić, co to było, aby mieć pewność. Ale czy żałuję czasu spędzonego nad opowiadaniem? Ogólnie - nie. Fabuła i postacie nadal uważam za ciekawie obmyślone. No, może z postaciami jest trochę gorzej, ale zdaję sobie sprawę, jak trudno przedstawić je psychologicznie w tak krótkiej formie, a tu po prostu jest dobrze. Gdybyś pisał coś jeszcze, czytałbym.
  17. Czyżbyś sugerował, że przez tę przerwę w komentowaniu tekstów wypadłem z formy? Goddammit. Nie wiem, jak mogłem o tym zapomnieć. Hm, pamiętam, że coś takiego pisałeś. Czyli - wytoczyłeś ciężką artylerię.
  18. No i ja właśnie myślałem, że w tym rozdziale zostanie przypomniany ten właściwy cel, ale może jednak trochę się niecierpliwię. Niemniej jednak fakt, wyjaśnia się tu rzecz, co do której rzeczywiście miałem wątpliwości. Do opisu pasuje mi tylko odnowiona wersja "Przyjaciela". Nawet jeśli nie całość, to przynajmniej ekspozycje dotyczące tamtejszego uniwersum i ew. eskapada do kryjówki bandytów.
  19. Drugą część "Odkrycia" już ogarnąłem, a jakże. I... jest OK. Po prostu. Zastanawiam się tylko, czy wyjaśnienie obecności "nieumarłych" poprzez wątek nadprzyrodzony pasuje jeszcze do tego uniwersum, które jak na SF stara się być w miarę realistyczne. Z drugiej strony podczas czytania mi to nie przeszkadzało, a wiadomo - jeśli coś zgrzyta dopiero później, to przeważnie się nie liczy. Ze spraw technicznych tylko kilka kwestii dialogowych zawiało mi sztucznością.
  20. W końcu mam trochę czasu na skrobnięcie komentarza, czy raczej wymówkę, żeby niektóre obowiązki odłożyć na później. Przeczytałem rozdział "Wilczego stada" jako pierwszy, tylko, szczerze mówiąc, nie wiem, co o nim napisać. Trochę liczyłem na to, że wyjaśnią się niektóre szczegóły na temat planu "Wilków" (pozapominało się tego i owego ). Ogólnie po prostu czekam na ciąg dalszy, szczególnie że odnoszę wrażenie, iż historia jakoś wkrótce dobiegnie końca. Z rzeczy czysto językowych pamiętam, że jeden błąd zwrócił moją uwagę, tylko nie potrafię sobie przypomnieć, gdzie on był. Wiem jedynie, że w jakiejś kwestii mówionej.
  21. Cóż, wtedy, gdy o tej rezygnacji pisałem (czyli na początku marca), po prostu doszedłem do dość brutalnego wniosku, że czytanie dzieł zawodowych pisarzy, które przeszły przez profesjonalną redakcję, da mi więcej niż zapoznawanie się z twórczością amatorską. Teraz natomiast studiuję zaocznie, pracuję, próbuję dopiąć kilka spraw, a wkrótce muszę zacząć pracę magisterską, więc na drodze stoi mi zwyczajnie brak czasu. Nawet pisanie prozy idzie mi koszmarnie wolno, ale to akurat też dlatego, że chociażby do aktualnie tworzonej przeze mnie powieści straciłem serce i poważnie rozważam, czy po prostu nie zamieścić jej w sieci. Niemniej jednak do czytania twórczości amatorskiej planuję powoli wrócić, bo w sumie i w tym segmencie da się znaleźć naprawdę przyzwoite utwory. Poza tym, tak po prawdzie, brakuje mi komentowania takich tekstów.
  22. Dzień dobry wieczór! A chociaż ten egzamin to zdałeś? ;] Ostatnio mam bardzo mało czasu dla siebie, ale ten tekst, jak i najnowszy rozdział "Wilczego stada" postaram się przeczytać w najbliższych dniach.
  23. Interesująco się zaczyna. Będę czytał dalej. W zasadzie jedyna moja istotna uwaga jest taka, że IMO powinieneś tekst rozpocząć od akapitu drugiego, bo opis, który zapodałeś w pierwszym, raczej średnio zachęca do lektury.
×
×
  • Utwórz nowe...