Po odpakowaniu moim oczom ukazał się nośnik, którego odczytywana strona nie wyglądała zbyt zachęcająco. Nie, nie było żadnych rys, za to niewielkie "nacieki", które przy słabym oświetleniu mogą umknąć uwagi. No nic - stwierdziłem - nie takie płyty się przecież uruchamiało, a skoro ta jest nowa, to problemów nie powinno być żadnych.
I nie było, aż do jakiejś 1/3 postępu instalacji, kiedy to na ekran wystąpił znienawidzony błąd CRC. Żadna z kolejnych prób nie pozwoliła sfinalizować instalacji, w związku z czym jutro bądź pojutrze udam się do sklepu z reklamacją.
Ten incydent po raz kolejny budzi moje refleksje, co do tego jak traktuje się uczciwych graczy w naszym kraju. Bierzesz ciężko zarobione (obojętnie, czy przez siebie czy nie) pecunie chcąc dogodzić wydawcom i mieć spokojnie sumienie, a tu okazuje się, że nie możesz liczyć nawet na minimum szacunku, jakim jest w pełni sprawny towar. Gdzie oni do cholery te gry trzymają, zanim trafią na sklepowe półki?! Jak marnych nośników używają do tłoczenia?! Zrozumiałbym, gdyby takie przypadki zdarzały się raz na milion, ale to nie był już pierwszy raz.
Najgłupsze w tym wszystkim jest to, że mamy do czynienia z grą nową (w końcu XK niedawno odświeżono). Dla porównania dodam, iż 2 tygodnie temu wygrzebałem w Realu Złotą Edycję Serious Sama za 7.99zł. Co prawda spoczywała na dnie półki (którą swoją drogą projektował ktoś o wątpliwej wiedzy na temat jej przeznaczenia, bo do ekspozycji gier nadaje się jak blender do mycia uszu), znakomicie zamaskowana przed wzrokiem postronnych, ale nie kogoś, kto czyha na okazje. Powiedzmy sobie szczerze - musiała tam przeleżeć dobre kilka lat, jeśli nawet nie na półce, to w magazynie. A stan nośników? ZERO problemów.
Jakiś czas temu na wyprzedaży w Media Markt kupiłem premierowe wydanie Beowulfa, którą trapiła dokładnie ta sama przypadłość co Riddicka i nie pomogła nawet wymiana na inny egzemplarz.
Inne warte wspomnienia kuriozum (dla odmiany bardziej śmieszne, niźli tragiczne) wiąże się z zakupem Brothers in Arms: Road to Hill 30 z tzw. taniej serii. Tym razem nośnik działał bez zarzutu, tyle że zawierał... Earned in Blood. Oczywiście, zamieszczone w pudełku klucze do niego nijak pasowały. Pomogło napisanie do pomocy technicznej Cenegi - przysłano mi prawidłowy nośnik, ale żeby chociaż dodano marne "Przepraszamy za kłopoty" - nie, skąd, duma przecież na to nie pozwala. Oczami wyobraźni już widzę, z jak ciężkim bólem wiązało się wygrzebanie dobrej płyty i nadanie przesyłki...
A teraz z grubej rury: podejście do graczy reprezentowane przez właścicieli hipermarketów. W idiotyzmach przoduje Auchan, a przynajmniej jego częstochowska filia. Tutaj ma się nas, graczy, za kretynów z powodu absurdalnych zabezpieczeń.
Otóż premierowe egzemplarze gier, jakie widać na półkach, to jedynie puste pudełka - na każdym jest adnotacja, że nośnik można odebrać w kasie. Brzmi całkiem logicznie, ale wyobraźcie sobie teraz, że te puste pudełka powkładano do... kaset antykradzieżowych. Oczywiście, z pewnością amatorzy cudzej własności połaszczą się na pudełko za złotówkę...! W Auchan te boksy chociaż są oryginalne, ale np. w Empiku te z grami na konsolę Microsoftu mają bezczelnie skserowane okładki. Hmmm... To w końcu jak dawno zeszliśmy z drzewa...?
A teraz meritum: plastikowe tasiemki, którymi są obciągane pudełka z grami. W teorii ma to chronić przed rozpakowaniem w obrębie sklepu i kradzieży nośnika, a praktyce... niszczy całość. Pół biedy, jeśli takie egzemplarze są mocno przeceniane, bo jakby nie patrzeć, należy je traktować jako uszkodzone i przy takim stopniu wykrzywienia zachodzi realne przypuszczenie, że płyty będą sprawiać problemy podczas instalacji (o ile nawet nie popękały!). Niestety, Auchan sępi na każdą złotówkę, toteż nie ma mowy, by wlepić plakietkę "5zł" i rzucić do kosza. Nie - to jest nadal pełnowartościowy towar i należy żądać za niego pełną kwotę. Nawet, gdy z pudełka można jeść jak z talerza bez obaw, że coś się wyleje...
Zobaczcie zresztą sami:
Można niby psioczyć, że napotkane przeze mnie problemy dotyczyły tańszych serii (choć w kwestii tasiemek panuje swoisty egalitaryzm - wszyscy są równi, obciągnięci, zniszczeni...), ale nie zmieni to jednego - nikt Ci tego w sklepie za darmo nie da, a pieniądz, obojętnie w jakiej kwocie, zawsze pozostanie pieniądzem.
Wydawcy i producenci gier coraz częściej i głośniej narzekają na rynek gier używanych, który rzekomo odbiera im sporą część dochodów. Dlaczego o tym wspominam? Bo pewną część mojej kolekcji stanowią właśnie egzemplarze z drugiej ręki. Do tej pory tylko raz zdarzyło mi się, by nośnik był uszkodzony, lecz nie było problemów z reklamacją. A poza tym - zero kłopotów. Często nawet kupowałem gry, które gdyby zręcznie ponownie zafoliować, każdy by traktował jako świeżynki, bo nie miały nawet najmniejszego uszkodzenia. I powiadam Wam - to jest szacunek. Taki mogą mieć w stosunku do siebie tylko prawdziwi gracze.
- Czytaj dalej...
- 14 komentarzy
- 1218 wyświetleń