Skocz do zawartości

pankamilek

Forumowicze
  • Zawartość

    2411
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wpisy blogu napisane przez pankamilek

  1. pankamilek
    Wielu czytelnikom CD-Action zapewne ten tytuł jest znany. Po premierze gry Wiedźmin z pewnością mało jest osobników, którzy by nie słyszeli o białowłosym.
    Jednak ten wpis traktuję jako zachętę dla tych, którym nie dane było poznać tego charakternika.
    Ja osobiście zetknąłem się z prozą Andrzeja Sapkowskiego (twórcy Wiedźmina) dopiero po premierze gry.
    Zachwycił mnie świat w niej przedstawiony, a szczęśliwym trafem, gdy doszedłem do III Aktu, komputer odmówił posłuszeństwa i znalazł się w serwisie.
    Gdy wrócił, niestety cierpiał na amnezję, to jest wszystkie dane szlag trafił.
    Ja zaś bylem tego świadomy, więc przezornie zacząłem czytać, wedle kolejności, o przygodach Geralta z Rivii.
    Kolejność zaś, co niektórym często się myli, wygląda tak:
    Chronologicznie, chcąc zacząć czytać od samego początku, powinniście sięgnąć najpierw po zbiory opowiadań - krótkich, niezwiązanych zbytnio opisów różnych przygód, na które składają się dwa wydawnictwa:
    1. Ostatnie Życzenie
    2. Miecz Przeznaczenia
    Pierwsza książka opowiada między innymi o tym, jak główny bohater poznał miłość swojego życia - czarodziejkę Yennefer. Jest to postać bardzo ważna dla całego siedmioksięgu, odgrywa bardzo istotną rolę w fabule.
    Drugie zaś dzieło w swych opowiadaniach nawiązuje do Cirilli - trzeciej, po Geralcie i Yennefer kluczowej postaci.
    Owej Cirilli znacznie więcej miejsca poświęcił autor we właściwych częściach Sagi, czyli pięciotomowej, ciągłej opowieści o konkretnej (znakomitej) fabule.
    Do Sagi zaliczamy te publikacje:
    1. Krew Elfów
    2. Czas Pogardy
    3. Chrzest Ognia
    4. Wieża Jaskółki
    5. Pani Jeziora
    Ostatni tom, Pani Jeziora, definitywnie kończy historię, autor nie planuje dalszych części cyklu. Napisał jednak jeszcze jedno opowiadanie pt. ''Coś się kończy, coś się zaczyna'', które przedstawia alternatywne zakończenie opowieści, był to jednak prezent dla pewnej pary ślubnej i nie powinien być traktowany jako oryginalne zakończenie.
    Gra komputerowa Wiedźmin, którą stworzyło CD PROJEKT RED, studio założone przez rodzimego wydawcę - CD PROJEKT, nie próbowała nawet starać się odtworzyć znane fanom Sapkowskiego wydarzenia.
    Twórcy świadomi, że bardzo łatwo polec na tym froncie, zdecydowali się wykorzystać świat i postacie stworzone przez pisarza, zaś akcję umiejscowić 5 lat po wydarzeniach opisanych przez niego w ostatnim tomie Sagi.
    Jest to, moim zdaniem, świetne rozwiązanie, zwłaszcza, że RED-zi wyszli z tego obronną ręką.
    Zaserwowali fanom Wiedźmina tyle aluzji i odniesień do dzieł Sapkowskiego, że nawet najbardziej zajadli przeciwnicy tej produkcji życzliwiej spojrzeli na efekty ich pracy.
    Te zaś - co widać w recenzjach na całym świecie, okazały się znakomite. Godne owacji na stojąco. I nie chodzi tylko o udane przeniesienie świata, w którym przyszło żyć Białemu Wilkowi, ale o inne aspekty - cala otoczka RPG, grafika, kapitalna muzyka, wciągająca fabuła pełna moralnych wyborów, gdzie nic nie jest, jak w szachach - czarno białe.
    Niewątpliwie dzieło polskiego pisarza - Wiedźmin i jego świat, zasłużenie otrzymało przywilej sięgnięcia do głów i wyobraźni nie tylko naszych - Polaków, ale całego niemalże świata.
    Myślę, że gdyby bardzo umiejętnie wykorzystać rozgłos, który już udało się uzyskać, uniwersum Wiedźmina mogłoby być porównywane do Gwiezdnych Wojen, Władcy Pierścieni lub Chłopca, który przeżył.
    Z pewnością pewnym krokiem do tego będzie premiera gry Wiedźmin: Zabójcy Królów, która ma o wiele większy potencjał nie tylko do bycia świetną grą, ale również bestsellerem niż jej poprzedniczka.
    Na tym pięknym obrazku istnieje jednak rysa - film fabularny pt ''Wiedźmin''. Nawiasem mówiąc, wielu na podstawie tego wątpliwej jakości tworu wyrabiali sobie zdanie na temat książek pana Sapkowskiego, co niestety nie pomaga w pozytywnym odbiorze Geralta, gdyż był to po prostu słaby obraz.
    Gdyby powstał on na Zachodzie, mielibyśmy dzieło pokroju Władcy Pierścieni, a tak, mamy film fantasy, w którym na zabójcę potworów atakują plastikowe monstra....
    Nie uratowali przedsięwzięcia aktorzy, choć spisali się, wg mnie znakomicie. Zarówno Michał Żebrowski w roli wiedźmina, jak i Grażyna Wolszczak grająca Yennefer prezentowali świetny poziom, na którego tle poziom filmu pozostawiał wiele do życzenia.
    W wyniku prac nad filmem powstał również serial, który mimo tego, że był lepszej jakości niż obraz, sukcesu nie odniósł. A szkoda, bo naprawdę nie była to zła rzecz.
    Wydaje się, że to już wszystko?
    Otóż nie!
    Firma Samsung wprowadziła na rynek w 2007 roku (jeśli się pomyliłem, przepraszam) telefon z wilczą mordą, to jest swego rodzaju znakiem rozpoznawczym Wiedźmina.
    Powstała również gra na telefony komórkowe - Wiedźmin: Krwawy Szlak. I była naprawdę dobra.
    Jak widać - szturm Białowłosego na branżę można uznać za udany. Obecnie gwar o nim z lekka ucichł, ale mam nadzieję, że wraz z wydaniem drugiej części gry znowu wzniesie się ów gwar. Oby tylko sprawiał, że jak najwięcej osób, miast kupować koszulki, figurki i inne pierdoły, sięgnie po to - co najbardziej wartościowe.
    Po książkę.
  2. pankamilek
    Niżej podpisany jeszcze do niedawna szczycił się mianem singla. I to bynajmniej nie życiowego.
    Nie miał zwyczaju grywać w Sieci z innymi graczami. Zarówno sieciowe shootery, jak i kobyły pokroju Age of Conan omijał szeroko.
    Do czas jednak. Niedawno bowiem znane i poważane studio Valve udostępniło na swojej platformie (steam) darmową grę o tytule Alien Swarm.
    I zaczęły się kłopoty.....
    Czołowy producent sieciowych strzelanek* sprawił ogromną niespodziankę wypuszczając tą perełkę, w dodatku za darmo.
    Jak sam tytuł wskazuje, mamy do czynienia z obcymi. Kwestię fabuły pozwolę sobie oszczędzić, gdyż nie jest ona dziełem sztuki. Powiem więcej: wcale nie jest tu potrzebna.
    Zabawa jest tak wciągająca i przednia, że mało komu chce się wgłębiać w to, kim jest i co właściwie robi.
    Po zassaniu gry (około 2GB) postanowiłem potrenować samotnie, coby wstydu sobie nie narobić grając z innymi graczami
    Przywitało mnie przemyślane menu, w którym można wybrać jedną z czterech klas:
    Oficera (zapewnia drużynie rozmaite bonusy),
    Technika (odpowiedzialny jest za otwieranie drzwi i hackowanie terminali),
    Medyka (hmmm...zdaje się, że leczy, lecz pewności nie mam),
    Special weapons (typowy rębajło dzierżący miniguna).
    Każda z klas ma swoje sztandarowe pukawki, jednak są również wspólne dla wszystkich kompanów narzędzia zagłady, takie jak miotacz płomieni, shotgun, oraz kilka rodzajów przenośnych, automatycznych dział, które po ustawieniu ich w dogodnej pozycji same wykonają za nas robotę.
    Po wybraniu klasy i skompletowaniu ekwipunku (każdy posiada 3 sloty, w których może umieścić nie tylko spluwę, ale różnego rodzaju miny, granaty, pancerze oraz apteczkę) ruszyłem w bój.
    Oczywiście każdy rekrut ma ograniczony dostęp do wszystkich tych dobrodziejstw. Odblokowuje je, awansując na kolejne poziomy doświadczenia. Tych zaś jest niewiele, bo 27, jednak istnieje coś jeszcze, dla czego warto się trochę pomęczyć. Każdy kto osiągnął najwyższy poziom może zdecydować się na ''promocję'', to jest granie od nowa. Otrzymujemy za to order. Można wykonać taki zabieg trzy razy, potem zaś bić obcych dla achivmentów, których w grze jest 64 i są one bardzo zróżnicowane.
    Zabawa wygląda mniej więcej tak, że czteroosobowa druzyna stara się wykonać polecenia, które ma do zrealizowania idąc do swego celu, czyli miejsca, gdzie obcy wstępu nie mają.
    Zadania polegają głównie na niszczeniu gniazd obcych, zdetonowaniu jakiegoś obiektu, itd.
    Nie ma tu opcji deatchmatchu i podobnych. Jest tylko i wyłącznie kooperacja, polegająca na pokonywaniu kolejnych hord obcych, do ludzi nam strzelać nikt nie każe. Jednak strzelając do swych kompanów też ranimy, więc trzeba uważać zarówno na to, aby nikomu pod lufe nie wbiegać, jak i na to, by nie pomylić kumpla z którąś z wielu nadbiegających zewsząd kreatur.
    Co się zaś tyczy przeciwników - jest ich kilka rodzajów, z każdymi należy postępować inaczej, jednak jest jedna zasada, która ima się wszystkich niemiluchów: trzeba trzymać ich na dystans. Można co prawda używać rąk i nóg, aby się bronić, jest to jednak wskazane tylko wtedy, gdy kończy się amunicja i trzeba przeładować broń.
    Do grona wrogów zaliczamy pająkowate stworzenia (występujące tu na potęgę) atakujące zazwyczaj w grupie, plujące czymś ohydnym ośmiornice (tylko z ośmiornicami da się je porównać), ogromne pancerniaki, których uderzenie powoduje kilkumetrowy lot w tył i jeszcze dwa gatunki, o których pisać nie będę, by nie psuć rozrywki.
    Z pewnością wielu moze nie odpowiadać widok z góry, który oprócz tego, że tworzy świetny klimat, momentalnie nasuwa skojarzenia z takimi tytułami jak Alien Shooter czy Alien Breed. Skojarzenia poniekąd słuszne, jednak moim zdaniem opisywana gra ma nad nimi dużą przewagę.
    Między innymi za sprawą grafiki, która stoi na wysokim poziomie. Kolorystycznie przypomina mi trochę Bioshocka, co chyba samo w sobie jest pochwałą godną najlepszych gier.
    Cieszy również to, że pomimo urody, program nie potrzebuje monstrum z 4GB pamięci RAM, najnowszym, kilkurdzeniowym procesorem i grafiką kosztującą ogromne pieniądze.
    Na moim komputerze (Athlon X2 5200, 3 GB RAM-u i Radeon 5770) gra chulała aż miło, mimo wszystkich opcji ustawionych na full.
    Z dotychczasowego opisu może wynikać, że mamy do czynienia z perfekcyjną grą.
    Niestety, tak dobrze nie ma.
    Gra ma kilka wad, zaś najpoważniejszą jest fakt, że kampanię można ukończyć w niewiele ponad godzinę. To mało, nawet jak na darmową dystrybucję. To jednak może się zmienić, bowiem developerzy udostępnili zestaw narzędzi, co pozwala mieć dużą nadzieję na fanów oraz ich twórczość. Jeśli moje przypuszczenia okażą się prawdą, to długą żywotność gra ma zapewnioną.
    Dużo poważniejszy szkopuł tkwi w tym, że nie ma tu AI-Detectora, sprawiającego graczom Left for Dead tyle trudów (jest to moduł kierujący przeciwnikow tam, gdzie akurat gracz się znajduje i utrudniający przejście daną ścieżką), bowiem obcy, a konkretnie miejsca, z których wyłażą, są oskryptowane.
    Na dłuższą metę to jednak nie przeszkadza, zwłaszcza, że wrogów niekiedy wyskakuje tylu, że niewiadomo gdzie strzelać.
    Jeśli coś jeszcze podczas gry mnie irytowało, to dziwne rozwiązania dotyczące samej rozgrywki. Nie można dołączyć do kolegów, którzy już misję rozpoczęli, trzeba zaczekać aż zginie technik lub zadanie zostanie zakończone powodzeniem.
    Jeśli zaś zmarło ci się podczas gry, to...patrz wyżej. Również jesteś skazany na czekanie.
    Martwić mogą jeszcze błędy, którym rzadko bo rzadko, ale jednak zdarza się występować.
    Pojawiają się jednak coraz to nowsze aktualizacje, więc problem ten powinien z czasem definitywnie zniknąć.
    Ogólnie jednak, owe wady nie przysłaniają zaleti gra się fantastycznie.Nawet teraz, pisząc te słowa, zastanawiam się, czy nie zrobić sobie przerwy na krotką sesję...
    Gdyby trzeba było wysupłać z portfela stówę, być może nie byłaby to oferta aż tak atrakcyjna, lecz biorąc pod uwagę darmowość - mogę polecić tą grę każdemu.
    Mam nadzieję, że spotkamy się Sieci.
    *(dla tych, którzy urwali się z choinki lub są początkujacymi graczami - Valve to twórcy takich hitów, jak: Half-Life, Team Fortres czy Left for Dead)
  3. pankamilek
    Obraz ten, który został wyprodukowany w 2008 roku przez Gabriele Muccino, to dramat.
    Scenariusz nie jest może majstersztykiem, jednak historia w nim opowiedziana uderza w najczulsze struny (przynajmniej mojej) duszy.
    Opowiada ona bowiem o życiu Bena Thomasa (Will Smith) - człowieka, bogatego, spełnionego oraz czerpiącego z życia wszystko, co najlepsze. Jednak te chwile Ben dawno ma już za sobą. Zaś jego wspomnienia o przeszłości dręczą go niemożliwie.
    Jak myślicie, co czuje człowiek, który przyczynił się do śmierci paru osób w wyniku własnej głupoty?
    Sam nie chciałbym znać tego uczucia, lecz domyślam się tak jak Wy, że osobnik ten musi czuć się podle.
    Otóż Ben ma na rękach krew kilku ludzi. W tym własnej, ukochanej żony. Jadąc z nią samochodem i prowadząc, jednocześnie (jako człowiek biznesu) pisał sms-a. Niestety zagapił się, i gdy krzyk żony uświadomił go, że za moment zderzy się czołowo z innym pojazdem, próbował manewrować, jednak na tyle nieskutecznie, że oprócz jego auta jeszcze kilku innych wehikułów z trzaskiem wyrżnęło w zaroślach.
    W wyniku nielichego zamieszania, które spowodował na drodze, zginęło 9 osób (wybaczcie, jeśli się pomyliłem), w tym i jego żona.
    Od tamtej pory jeśli coś mu się śni - to tylko owa nieszczęsna szosa, na której wydarzyło się to wielkie nieszczęście.
    Chcąc zadośćuczynić zmarłym z jego winy ludziom i Bogu, pomaga chorym i cierpiącym na różne sposoby.
    W ten sposób spotyka Emily Posa, oczekującą na przeszczep serca, na który ma nikłe szanse.
    Więcej zdradzać nie będę, bo warto samemu przekonać się, jak przejmującą historię opowiada Siedem Dusz.
    tym, zaś, których nie przekonałem jeszcze do oglądnięcia, mówię: jest to mój ulubiony film. Z chęcią do niego wracam, za każdym razem wzruszając się tak samo. Wiem jednak, że z opisu wynika, że jest to kolejna, nudna, siląca się na wywołanie płaczu produkcja.
    Dlaczego więc zaskarbiła sobie moje uznanie?
    Ktoś powie: gwiazdorską obsadą. Nie będzie to jednak prawda, bo choć aktorzy odgrywający poszczególne postacie są bardzo zacni, to nie zwracam uwagi na znane twarze. Oczywiście główną gwiazdą w przypadku tego filmu dla większości będzie Will Smith, co zresztą należy mu się, gdyż fantastycznie wcielił się w człowieka, któremu niczego nie brakuje, lecz czuje w środku pustkę.
    Inni aktorzy prezentują równie wysoki poziom gry. W szczególności ujęli mnie Rosario Dawson oraz Woody Harrelson.
    Nadali swym i tak już barwnym postaciom szekspirowskiego wręcz rozmachu. Widz widzi i rozumie ich problemy, ich smutki oraz bóle. Naprawdę, ekipa aktorów popisała się i to bardzo.
    Jednak najmocniejszą stroną obrazu jest opowiadana przezeń opowieść. Zaiste, kiep tem, kogo w ogóle nie dotkną rozterki bohaterów.
    Podsumowując - film jest znakomitym dziełem i w moim zdaniem zasługuje na bardzo mocne 9/10.
    Gorąco zachęcam, aby go obejrzeć. Ręczę, że nie uznacie tych 118 minut, które trwa, za stracony czas.
  4. pankamilek
    Po pierwszej ''słusznej sprawie'', która pojawiła się na półkach sklepowych we wrześniu 2006 roku, z zaciekawieniem czekałem, co przygotują twórcy w kontynuacji. Jedynka zdobyła na tyle mojego uznania, by pozostać na twardzielu przez naprawdę długi czas. Jednak to, co ujrzałem, uruchamiając grę, szczerze mnie zaskoczyło.
    Miast południowoamerykańskiej wyspy San Esperito, światem gry jest (fikcyjna) wyspa Panau w poludniowo wschodniej Azji.
    Rico wyrusza tam, aby odnaleźć przyjaciela i obalić reżim na Panau.
    Fabula jest oczywiście naiwna jak mały bobas, i jest traktowana z przymrużeniem oka. Wielu może to nie odpowiadać, jednak mnie się to spodobało, gdyż Just Cause 2 to gra, która ma przede wszystkim zapewnić mnóstwo bezpardonowej rozwałki i beztroskiej zabawy. Dlatego wszelkie oczekiwania co do fabuły radzę porzucić, gdyż tworzy ona tylko pretekst dla kolejnych misji.
    A misji - jak i innych wyzwań, jest w grze sporo. pomimo, że głównych zadań, popychających fabułę do przodu
    jest mniej niż 10, to istnieje tu kilka systemów, o których godzi się napisać.
    Główne zdania zlecane są przez Agencję (pracodawcę Rico), i jak wspomniałem, jest ich mało.
    Ale na wyspie istnieją trzy organizacje, ktore walczą z tyranią dyktatury. I to właśnie od nich jest najwięcej zadań do wykonania. Dobrze wykonana robota, sprawia, że zwiększamy chaos na wyspie, ktory potrzebny jest, by wykurzyć prezydenta z fotela.
    Ponadto w ramach owego zwiększania chaosu jest tutaj dużo do rozwalnia - składy paliwa, wieże ciśnień, gazociągi, i wiele, wiele innych.
    Fajnym zajęciem jest również pozyskiwanie dla frakcji twierdz, chociaż na dłuższą mętę staje się to monotonne.
    Jest i atrakcja dla fanów platformówek - różne znajdźki w postaci pieniędzy, ulepszeń pancerza i pojazdów.
    Bardzo dużo jest też wyścigów, w których ja nie brałem udziału ze względu na spaprany model jazdy.
    Już od pierwszej misji spodobała mi się oprawa graficzna, która owszem, czasem razi małą ilością tekstur, ale o wiele częściej zapiera dech w piersiach. Tak jak w pierwszej części podziwianie krajobrazów jest bardzo przyjemne, ba, radość sprawia nawet samo przemieszczanie się po wyspie w celu rekreacyjnym tudzież turystycznym.
    Wehikułów, których bohater może dosiąść jest całkiem sporo, jednak dobre wrażenie psuje fatalny model jazdy. Za spapranie tego elementu Szwedom z Avalanche należy się solidny kop w rzyć..... Niektórymi pojazdami nie da się długo jechać nawet w linii prostej! W związku z tymi niedogodnościami o wiele częściej podróżowałem drogą powietrzną.
    Pojazdy i bronie można kupić u handlarza za pieniądze zdobywane w trakcie rozrywki. Większość na starcie jest zablokowana, jednak wraz z postępem gry odblokowujemy kolejne.
    Warto wspomnieć, że broni palnych i wybuchowych jest dużo, i korzystanie z nich sprawia radość, jednak....
    Skorpion (bo taki przydomek zyskuje Rico) ma jeszcze asa w rękawie (doceńcie porównanie) w postaci linki, czy tez haku, którym może nie dość, że przyczepiać się do pojazdów i nie tylko, to nawet smagać wrogów!
    Wspomnę też słówko o wymaganiach sprzętowych. Mianowicie na moim komputerze
    (Athlon x2 5200, Radeon 5770, 3 GB RAM i Windows 7) gra chulała na najwyższych detalach, co patrząc na grafikę oznacza, że optymalizacja daje radę.
    Niektórzy twierdzą, że Just Cause to tania podróbka GTA, jednak pozwolę sobie nie zgodzić się z tym. Pomimo sandboksowej mechaniki, seria ma swój niepowtarzalny, sielankowy klimat, który nie każdemu się podoba. Jednak jeśli już przypadnie Ci do gustu, to wciągnie niczym wąż morski.
    Podsumowawszy - Just Cause 2 to bardzo dobra gra akcji, ze wspaniałym, barwnym światem, dużą ilością akcji i masą roboty do wykonania.
    Mimo tego, że może się dłużyć, to dawkowana w rozsądnych ilościach zapewni dużo frajdy.
    OCENA: 8/10
    PLUSY: świat, cała otoczka, grafika, swoboda, optymalizacja
    MINUSY: model jazdy, potrafi się znudzić
  5. pankamilek
    Hanna Ożogowska - TAJEMNICA ZIELONEJ PIECZĘCI
    Nie wiem jak Wy, drodzy czytelnicy, ale ja uwielbiam książki, które przedstawiają przygody bohatera, który w maleńkim choćby stopniu przypomina mi siebie samego.
    Po prostu wczuwam się wtedy w akcję i chłonę książkę niczym gąbka wodę.
    Jeśli ktoś tak jak ja, w szkole jest średniakiem, pewnie ze współczuciem pokiwa głową już po pierwszej przeczytanej stronie.
    Książka przedstawia perypetie trzech szkolnych przyjaciół - Stefana, Wiktora oraz Bartka.
    Wydarzenia dzieją się kilkanaście lat po II wojnie światowej, przez co język, którym posługują się bohaterowie ździebko różni się od dzisiejszego. Niektórym może to przeszkadzać, jednak ja uwielbiam takie archaizmy.
    Wielu osobom tytuł ten przywodzi na myśl ''Sposób na Alcybiadesa'', jednak zaręczam - mimo akcji osadzonej głównie w szkole i bohaterów, którzy orłami w nauce nie są, to książki różnią się sporo.
    Dlaczego?
    Między innymi dlatego, że wpleciono tu trochę kryminału!
    Stefan wpada na ślad pewnej szajki młodocianych bandytów. Jednak miast na łeb, na szyję biec na posterunek milicji, wpada na bardzo ambitny pomysł, mianowicie - chce zdemaskować gang sam, bez żadnej pomocy.
    jakby tego było mało, w szkole, do której uczęszczają koledzy, rada rodziców kupiła rower (w tamtych czasach raz, że byl drogi, dwa, że trudno dostępny, więc każdy małolat o nim marzył) dla najlepszego ucznia.
    Każdy ma na ową nagrodę chrapkę, ale, jak się okazuje - każdy ma również piętę.
    Znaczy: piętę achillesową. I tak Stefan nie znosi ortografii, Wiktor matematyki, a Bartek geografii.
    Więcej szczegółów, choć mam na to wielką ochotę, nie zdradzę, bo to już zepsułoby przyjemność czytania.
    Książka absolutnie się nie dłuży - mi osobiście przeczytanie jej zajęło dwa dni z przerwami.
    Z pewnością brakuje mi kunsztu, który potrafi zachęcić do kupna/przeczytania tej lektury, jednak bardzo gorąco namawiam wszystkich, aby samemu odkryć Tajemnicę Zielonej Pieczęci.
    Nie pożałujecie.
  6. pankamilek
    W drugim odcinku opiszę książkę, z którą wiąże masę wspomnień, a która spodoba się z pewnościa ''zdolnym, ale leniwym'' uczniom. Jest to książka stara, acz świetnie oddająca szkolne klimaty. W dodatku to jedno z niewielu polskich czytadeł, które spodoba się zarówno starszym absolwentom szkół, jak i smarkom (bez obrazy) jeszcze naukę przyswajającym.
    Jeśli seria ''Coś do poduszki'' podoba się Wam, raczcie napisać o tym w komentarzach. Miło jest mieć świadomość, że nie jest się jedynym własnym czytelnikiem.
    Pozdrawiam
  7. pankamilek
    Nie wiem czy wiecie, ale wg gazetki z Biedronki, dzisiaj w sieci owych sklepów znajdą się zeszyty z facjatą Wiedźmina na okładce!
    Jako wielki fan Białego Wilka wlaśnie się po kilkanaście takich zeszytów wybieram
    Dzisiaj wieczorem, jeśli ktoś jest zainteresowany moimi wypocinami, pewnie pojawi się porządny wpis.
    Pozdrawiam!
  8. pankamilek
    Seria wpisów coś do poduszki ma za zadanie w krótki, acz treściwy sposób opowiedzieć o czytadłach, które niżej podpisany raczył był przyswoić i które utkwiły mu w pamięci jako kawał porządnej literatury.
    Stephen King - SKLEPIK Z MARZENIAMI
    To moje drugie zetknięcie ze znanym pisarzem.
    Muszę przyznać, że pan King potrafi trafić do czytelnika prostymi, niewyszukanymi słowy oraz świetną narracją.
    Chociaż dzieło jest bardzo grube, to nie dłuży się, bo wiele można znaleźć w nim akcentów z codziennych trudności.
    Mamy tu wiele, naprawdę wiele wątków, które łączą się z głównym, każda postać zaś myśli i odczuwa inaczej, jednak nikt nie potrafi się oprzeć pokusie. Tytulowy sklep, prowadzony przez jakże miłego przybysza, ma w ofercie naprawdę pokaźny zestaw przedmiotów, za które mieszkańcy miasteczka daliby się posiekać*.
    Leland Gaund, właściciel sklepu posiadający niebywałą siłę perswazji wywiera na swych klientów presję, która każe nieszczęśnikom robić rzeczy, których bliźniemu nie wolno czynić.
    Książka świetnie pokazuje psychikę ludzi, niestety, z tej ciemnej strony.
    Polecam każdemu, bo choć nie zmusza do żadnych głębszych refleksji, to po prostu miło się czyta, a jeśli komputer się zepsuje, a w telewizji jak zwykle nic ciekawego do obejrzenia nie ma, to dzieło S. Kinga z miejsca staje się smakowitym deserem, ktorego nie zjeść byłoby grzechem.
    * kto czytał, dostrzeże aluzję
  9. pankamilek
    Ten wpis powstaje pod wpływem impulsu.
    Otóż dziwi mnie, że ogromna większość populacji wykazuje całkowity brak osobowości lub wlasnego zdania.
    Fakt ten boli tym bardziej u moich rówieśników, (II klasa liceum) wszak jesteśmy przyszłością narodu....
    Ciemno widzę tą przyszłość, oj ciężko.
    Zaskakujące jest to, że nawet w szkole widzę pewne nieprawidłowości.
    Otóż moi koledzy i koleżanki, którzy uczą się lepiej ode mnie (moja średnia oscyluje w granicach 4,0) wykazują często tak szeroką ignorancję, że po raz kolejny zastanawiam się dlaczego ktoś, kto mimo świetnych ocen wie o wiele mniej ode mnie, w czerwcu z dumą odbiera z rąk dyrektora świadectwo z czerwonym paskiem lub otrzymuje stypendium, gdy ja wysłuchuję narzekań moich rodziców jakim to strasznym leniem i nieukiem jestem....
    Boli mnie to i dziwi, w końcu po co istnieje system oceniania, skoro oceny nie odzwierciedlają rzeczywistej wiedzy i umiejętności?
    Trochę się rozpisałem, ale wracając do problemów z osobowością - toż wiele osób z mojego szkolnego otoczenia zwanych prymusami po prostu ślęczy przy książkach i wkuwa to, co nauczyciel poleci. A to, że takie osoby mają światopogląd podobny do tego, jaki ma...bo ja wiem, mucha? Nikogo nie interesuje.
    Podczas gdy najlepsi uczniowie w klasie przeganiali się w snuciu coraz to śmieszniejszych teorii spiskowych dotyczących katastrofy smoleńskiej, opierając się na przeczytanych w Necie przepowiedniach, gusłach i innych pierdołach, ja z wyrazem politowania na twarzy dziwiłem się, że takie mądre osoby (przynajmniej w ich mniemaniu) mowią o ''Ruskach, co to zestrzelili samolot'' nie wiedząc nawet, że są to wymysły głów próżniaczych niewarte funta kłaków.
    Obserwujecie w swoim otoczeniu podobne zjawiska?
    A teraz idę spać.
×
×
  • Utwórz nowe...