Żyjemy w świecie składającym się z coraz bardziej złożonych, ale dających wytłumaczyć się logicznie zasad, oraz doświadczalnych faktów - historycznych, biologicznych i innych. Po dniu zawsze następuje noc, po zimie wiosna, dzieci nie przynosi bocian, silnik bez paliwa nie odpali, Wielki Mur Chiński sam się nie zbudował, pieniądzę biorą się z pracy ( chociaż dziś, to już nie zawsze ). Możnaby rzecz - całkowite zwycięstwo rozumu i logiki, nauki. Dostępnych dla każdego, za darmo. Zasad, z którymi - czy nam się to podoba, czy nie - należy pogodzić się i nauczyć z nimi żyć. Nie bez powodu poziom wykształcenia i odkrycia technologiczne dziwnym trafem zbiegają się z poprawą poziomu życia, majętności. Tak już na świecie jest. Jest jednak pewna rzecz, która nieustannie trwa przy człowieku, wbrew i pomimo tej logiki, tej nauki. Wiara i religia. Zawsze zawiłe, zawsze tylko interpretowane, często sprzeczne, o różnych odcieniach. A jednak jest to wciąż pożądany towar, światli obywatele Imperium Rzymskiego u schyłku jego istnienia zmieniali wiarę jak rękawiczki, a jedynym kryterium była cena, możliwość uzyskania rozwodu ( od brzydkiej, starej żony ) oraz zbawienia ( wymagania i forma życia pozogrobowego zawsze grały dużą rolę ). Z drugiej strony, po przeciwnej stronie świata - w Indiach - nazbyt rozbudowany rytualizm braminów zniechęcał co bardziej wrażliwe jednostki i dał szansę na rozgłos np. Buddzie, a w Europie gigantyczny sukces odniosły chrześcijaństwo, judaizm i później islam, które wymagały faktycznego zaangażowania zarówno umysłowego, jak i materialnego. Nielogiczne, prawda ? Wygodne i łatwe religie zostały zmienione, lub pogłębione, przez nowe ruchy, stawiające dla wiernych naprawdę duże schody. Wiara i szerej religia są uparte.Nie poddają się prostym prawidłom, nie podlegają demokratycznemu głosowaniu czy totalitarnej dyktaturze. Nie można ich zdobyć czy usunąć pieniędzmi, milicyjną pałką. Od zawsze są przedmiotem sporów, kłótni - kłóci się na ten temat każdy z każdym, wierzący z niewierzącymi, wierzący między sobą ( tego samego i innych wyznań ) i niewierzący między sobą. A jednak, liczba wierzących dalej znakomicie przytłacza liczbę ateistów ( chociaż z jakością ,, wiary " już od samego początku jest pewnie krucho, najlepszym przykładem - wczesni Apostołowie ). Nie rozumiemy, dlaczego np. nie jeść mięsą w określone dni, skoro ono dalej jest na półkach w sklepie, a nawet jak zjemy, to przecież nie walnie w nas piorun z jasnego nieba, nie rozboli nas brzuch. Mimo wielkich wysiłków, nie udało nam się jednoznacznie stwierdzić, czy Bóg istnieje, czy nie, a jeśli tak - to jaki ? Religii na świecie było i jest wiele, dowodów za i przeciw każdej z nich pewnie jeszcze więcej, co naturalną koleją rzeczy musi rodzić wątpliwości. Jak to w końcu jest - jest, czy Go/Jej/Ich nie ma ? Czy nie zostaje nam nic innego, niż liczyć na ... szczęśliwy traf ? ( najlepiej tę wątpliwość oddaje chyba ,, zakład " Blaise Pascala, w którym każdy z nas musi po prostu rzucić monetą ). Możliwe. Możliwe, że tak właśnie będzie , że dopiero po drugiej stronie przekonamy się, jak jest ( obyśmy dobrze trafili ! ). Istnieją jednak pewne iskierki nadziei/zagrożenia dla naszych matematycznych umysłów. Rzeczy, które wydarzyły się - i zostały naukowo przebadane. Dające się wytłumaczyć w nasz, ludzki sposób. Do jednego z takich zdarzeń doszło w VIII wieku, w Lanciano we Włoszech. Hostia stała się kawałkiem ciała, a wino - krwią. Jak na ironię, w rękach niewierzącego kapłana. Zostały przechowane do naszych czasów i przebadane. Wyniki ? Krew to krew człowieka o grupie AB ( praktycznie niespotykana wśród Włochów i powszechna u Palestyńczyków ) zaś fragment ciała to mięsień sercowy z lewej komory serca. Co więcej, grupa krwi jest taka sama jak na słynnym Całunie Turyńskim. Może przypadek, może mistyfikacja. Albo pomocna dłoń.