Skocz do zawartości

SerwusX

Akademia CD-Action [GAMMA]
  • Zawartość

    2154
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    24

Wszystko napisane przez SerwusX

  1. Zakrawa to trochę o paradoks, ale obecnie nie mam gdzie grać w gry mobilne. O ile mnie pamięć nie myli, to na studiach na nudniejszych wykładach grałem głównie w sudoku, quizwanie i sapera (i rozwiązywałem krzyżówki :P). Teraz poruszam się głównie samochodem, więc siłą rzeczy nie mogę grać na komórce, a w domu mam normalnego peceta, więc również nie ma to sensu. Poza tym jaka gra pójdzie na moim 5 letnim smartfonie ze średnie półki?
  2. Cuphead Statystyki z Gameplay Time Trackera: Czas gry: 21 dni. Osiągnięcia: Wszyscy bossowie oraz run'n'gun zrobione na przynajmniej -A. Liczba śmierci: 144. Wszystkie monety zdobyte. Wszystkie przedmioty wykupione. Poniżej zrzuty ekranu (spojlery dotyczą nazw bossów).
  3. Gothic II: Kroniki Myrtany - Archolos Data pierwszej sesji: 11.12.2021 r. Data ostatniej sesji: 20.03.2022 r. Czas gry: 100 dni. Czas spędzony w grze: 122 godziny (95h 11min na zapisie) Osiągnięcia: 36/40 (90%) Główna gildia: Araxos Brakujące osiągnięcia (uwaga: możliwe drobne spojlery): Ekwipunek i statystyki na koniec gry (bez spojlerów): Statystyki mogłem pociągnąć jeszcze dalej (gdybym wydał wszystkie punkty nauki, mógłbym nauczyć się od zera ostatniego kręgu albo dodać z 50 punktów siły, albo nauczyć się na mistrzowskiej walki kuszą. Ale stwierdziłem, że nie ma potrzeby. Tak samo mógłbym zjeść pozostałe jedzenie żeby dostać premię do statystyk. Praktycznie nie używałem grzybów, zwykłych jagód, a wszystkie goblińskie jagody przerobiłem na kluski i wykorzystywałem do leczenia, bo zręczność była mi absolutnie zbędna. Tak samo kusza była tylko dla ozdoby, realnie w walce użyłem jej może kilka razy, reszta to strzelanie fabularne. Nie wykupiłem wszystkich mikstur ze sklepów (tylko na siłę i obronę). Powyższy rezultat nie jest więc szczytem moich możliwości, a wynikiem swobodnego zwiedzania wyspy. Zrzuty ekranu w formie albumu z praktycznie całej gry (uwaga: ciężkie spojlery!).
  4. Panie i panowie, mam niewątpliwą przyjemność powitać państwa na trzeciej już edycji Wielkiej Gali! Zapytacie się pewnie co to za moda na robienie zeszłorocznych podsumowań w połowie lutego? Cóż, moja w tym wina. Choć postanowiłem sobie organizować wydarzenia z tej serii w terminie do końca stycznia, to jednak nie udało się. Powód jest prozaiczny, mianowicie wcześniej mi się nie chciało nie miałem weny. Mam nadzieję, że wszyscy artyście takiego formatu, jak ja, rozumieją. *Klepie się po brzuchu.* Jak widzicie, w tym roku gościmy w restauracji zaprzyjaźnionej (choć nieistniejącej już) sieci Fazbear Entertainment. Niestety, nie wiem jak nazywa się ta konkretna placówka, poza tym nikt tego nie wie, bo opinie na ten temat zmieniały się już kilka razy. Korzystając z uprzejmości strażnika nocnego, który aktualnie odgania się od nawiedzonych animatroników (więc nie miał jak nas powstrzymać przed wtargnięciem), pozwolę sobie zaprezentować zeszłoroczne podsumowanie: Ukończonych zostało 6 gier: o 2 mniej (25% mniej) względem roku 2020. Zasady znamy, ale mimo wszystko przypominam – gra mogła być rozpoczęta kiedykolwiek, wystarczy, że napisy końcowe ujrzałem w rozpatrywanym roku. We wszystkich grach spędziłem łącznie 43369,17 minut, co daje łącznie 722,82 godzin, 30,12 dni, średnio 1 godzinę 59 minut dziennie. Łączny spadek wyniósł 3 666,47 minut, czyli 61,11 godzin, średnio 10,05 minut dziennie. Łącznie 8% mniej. 1 gra miała premierę w 2021 roku, 1 gra mniej w porównaniu do identycznej statystyki z roku 2020. Spadek o 50%. Rzeczony tytuł to Examtaker. Prosimy naszego specjalnego gościa o przyniesienie koperty z rankingiem gier! *Na scenę wbiega Freddy Fazbear i zaczyna drzeć japę. Nie wiadomo skąd pojawia się kreskówkowy młot i wgniata go w posadzkę. Serwus ze szczątków wyciąga kopertę i odchrząkuje.* Taak, to chyba zakończy definitywnie możliwość pojawiania się kolejnych teorii. Albo może doda z trzy kolejne. Tak czy owak, oto jak prezentuje się ranking! Miejsce 3. Pillars of Eternity z dodatkami Już dawno żadna gra nie napsuła mi tyle krwi, co Pillars of Eternity. Przez kilka pierwszych godzin gry miałem poczucie brania udziału w dobrej sesji RPG. Było sporo interaktywnych wydarzeń, które wymagały testów jakiejś statystyki lub posiadania konkretnego przedmiotu. Dialogi, w których naprawdę mieliśmy uczucie obcowania z postaciami z krwi i kości. Ale im dalej w grę, tym było gorzej, jakby twórcom wystarczyło iskry bożej jedynie na sam początek. Zacząć trzeba od nierównego i dziwnie odwróconego poziomu trudności. Na początku miałem problem z pokonaniem większych grup Xauripów, albo pojedynczych trolli. Później, gdy magowie mieli więcej niż kilka zaklęć, wojownik stał się twardszy, a drużyna miała pełną liczebność, było w miarę w porządku, ale o tym zaraz. Za to na koniec prasowałem smoki, będące opcjonalnymi bossami, za pierwszym podejściem… Sama walka również była problemem. Potyczki z “płotkami” nie wymagała właściwie niczego, poleć atak albo rzuć jakieś odnawialne zaklęcie i tyle. W potyczkach z silniejszymi przeciwnikami korzystało się po prostu z prostego ustawienia w stylu “silni z przodu, miękcy z tyłu”. I problemem nie była trudność walk, tylko braki możliwości taktycznych. Na niskim poziomie jest za łatwo, na średnim (na którym ukończyłem grę) jest najpierw za trudno, a potem za łatwo, a na wysokim po prostu jest za trudno. I albo wygrywasz wszystkie walki bez zastanawiania się zbytnio nad nimi, albo męczysz się z jedną, a musisz ją wygrać, żeby przejść dalej. Mam mieszane uczucia w kwestii systemu ekwipunku. Z jednej strony twórcom udało się zrobić coś innego niż “siła dla wojownika, inteligencja dla maga”, bo każda postać mogła czerpać z każdej statystyki. Gorzej, że niejasne było jaka statystyka będzie opłacalna w danej sytuacji, więc ostatecznie skończyłem z wyposażeniem każdej postaci “na czuja”. I tylko w przypadku drużynowego obrońcy miałem wrażenie, że to naprawdę miało sens. Dodatkowo wymiana przedmiotów w trakcie gry było katorgą, bo gra wybierała tylko największy bonus dla danej cechy, ignorując te z reszty przedmiotów. Gdy chcieliśmy wymienić którejś postaci jakiś przedmiot na teoretycznie lepszy, najpierw trzeba było sprawdzić, czy jego statystyki czasem nie zniosą się jakimś innym. A porównywanie wymagało oczywiście żonglowania okienkami, a sam system ekwipunku tego nie ułatwiał, bo przedmioty były poukładane w maleńkich kratkach, których nie dało się sensownie posortować według np. konkretnej statystyki. Fabularnie było również nierówno. Świetny rozdział pierwszy, w porządku drugi i słaby trzeci, w którym to już w ogóle zabrakło twórcom weny, bo dostajemy lokację, w której wygodnie wrzucono całą resztę zawartości, która była niezbędna do domknięcia przygody. Przykładowo, w różnych miejscach wyznawano różnych bogów w różny sposób, za to w ostatniej lokacji wygodnie wrzucono świątynię ku czci wszystkich bogów w jedno miejsce, co by gracz nie musiał przypadkiem biegać. Epilog natomiast to już wolna wariacja na temat “chcemy być Planescapem, ale nie wiemy jak” i wybór, przed jakim przyszło nam stanąć, nie niósł kompletnie żadnego ładunku emocjonalnego. Tak samo motywacje głównego bohatera były co najmniej niejasne, ale w to już nie będę wnikał, bo wymagałoby to grubszych spoilerów. Ponarzekałem, za to naprawdę spory plus za krainę i jej historię, naprawdę sporo wysiłku włożono w jego przedstawienie, które okazało się nie tylko książkami z suchymi notatkami, ale także dialogami, wyglądem poszczególnych postaci oraz opisami przedmiotów, które również sporo wnosiły do klimatu i fabuły. Ocena 7-/10 Miejsce 2. (Ex aequo) Examtaker Darmowy dodatek do całkiem niespodziewanego hitu sprzed roku, opowiadającego o podboju piekła wypełnionego zmysłowymi demonicami w mundurkach (tym razem dla niepoznaki dodano jeszcze fartuchy) przez pewnego Chada, który stwierdził, bo tak. Identycznie jak w przypadku podstawki, grę ukończyć można w ciągu godzinki, nawet za jednym podejściem. I nie ma co się rozpisywać, bo jaki Helltaker jest, każdy widzi, a Examtaker jest taki, jak Helltaker, tylko nieco krótszy. Chociaż niektóre etapy różniły się nieco od tych standardowych, bo poza pomysłowością testowały pamięć nie tylko podczas statystycznych sekwencji, ale również podczas plansz z ograniczonym czasem na reakcję. Zabrakło mi tylko widowiskowej walki z widowiskowym bossem, jak w podstawce. Tutaj można znaleźć moją opinię o Helltakerze. Ocena 8/10 Miejsce 2. (Ex aequo) Dishonored z dodatkami fabularnymi Do Dishonored zabierałem się już od dłuższego czasu, w końcu udało się go ukończyć. Dobra gra, świetna fabuła, podobała mi się dowolność w przemieszczaniu się po lokacjach oraz wolność wyborów w rozwiązywaniu zadań. Tutaj też mały zgrzyt, bo gra pozwalała na przejście gry w pełni bez zabijania kogokolwiek i czasami pokojowe rozwiązanie pewnych fabularnych sytuacji spadało z nieba wręcz na siłę, byle tylko postać nie musiała pobrudzić sobie rączek. Zupełnie inaczej, niż w rzeczywistości! Co dodatkowo nieco psuło odbiór całości, to pewna powtarzalność. Choć lokacje zmieniały się często, to ciągle stawiamy czoła tym samym (żeby nie rzec: identycznym) przeciwnikom, na których działają te same metody, a gra odkrywa swoje sztuczki bardzo szybko i jedyną zmianą jest drzewko rozwoju postaci, które urozmaica, lecz również zbytnio ułatwia rozgrywkę. Niestety, odblokowanie punktów potrzebnych na zakup umiejętności wymaga poszukiwania znajdziek, ale chociaż jest ich mniej i są bardziej pomysłowo ukryte, niż w pewnych grach wiadomo jakich, tworzonych przez wiadomo kogo. Ocena 8/10 Miejsce 2. (Ex aequo) SOMA Kolejna gra studia Frictional Games, którą przeszedłem. W Amnezji zwiedzaliśmy XIX wieczne zamczysko w Brandenburgii w Prusach, w Penumbrze odwiedziliśmy placówkę na dalekiej Grenlandii, natomiast tym razem przenieśliśmy się na dno oceaniczne. Gra ma zresztą więcej wspólnego z pierwszą serią studia, ponieważ przemierzamy wysoce zindustrializowane lokacje, a nie zacofane lochy. Tak jak w Penumbrze towarzyszył nam przez część serii Clarence, częstując nas od czasu swoimi złowróżbnymi monologami, tak w Somie w niektórych fragmentach gry towarzyszyła nam pani doktor, z którą nasza postać naprawdę mogła odbyć rozmowę. Tak jest, tym razem słyszymy głos protagonisty nie tylko w czasie retrospekcji. Fabularnie zwiększyła się skala problemu, ale o tym już nie mogę napisać bez ujawniania szczegółów rozrywki, a to warto samemu odkryć. Powiedziałbym, że gra może z dwa razy przyprawiła o mocniejsze bicie serca, za to ciężko powiedzieć, żebym się porządnie przestraszył. Ale po przejściu innych gier studia uważam, że nie to jest rdzeniem gier Frictional Games, a ciężki klimat mierzenia się z czymś, czego nie rozumiemy oraz poczucie znajdowania w odosobnieniu gdzieś, gdzie diabeł mówi dobranoc. Tutaj zwiedzamy podwodną placówkę, a w pewnym momencie nawet będziemy mogli przejść się po samym dnie morskim coc muszę przyznać, było naprawdę widowiskowe. Ocena 8/10 Miejsce 1. (Ex aequo) Penumbra: Twilight of the Archaic Co tu dużo mówić. Twilight of the Archaic to druga i ostatnia część moda Necrologue, którego ukończyłem rok wcześniej. Zachował wszystkie zalety pierwszego rozdziału, czyli świetny klimat, który tylko potęgowało poczucie bezsilności oraz dobrą historię. Wady? Może to, że był o przeszło połowę krótszy. Czy to istotnie źle, trzeba ocenić już samemu. Moim zdaniem te kilka godzin zostało dobrze zagospodarowane (w przeciwieństwie do dodatku Requiem do oryginalnej Penumbry, który nie wiadomo po co powstał). Warto wspomnieć, że późniejsza gra studia Frictional Games, Amnesia, była niewiele dłuższa od tego moda. Tutaj można znaleźć moją opinię o Necrologue. Ocena 8+/10 Miejsce 1. (Ex aequo) Slay the Spire Jak karcianki to tylko dla pojedynczego gracza! Te dla wielu mają problemy ze swoją tożsamością, bo stoją w rozkroku pomiędzy monetyzacją a balansem. Do dzisiaj mam w pamięci partię ze znajomym w Hearthstone’a, w której po mojej karcie on wystawił kartę z ponad dwa razy lepszymi statystykami i jakimś dodatkowym efektem. A obie miały ten sam koszt... Slay the Spire nie ma tego problemu. Więcej nawet silnych kart w talii niekoniecznie ma pozytywny skutek i czasami po prostu opłacało się nie dobierać niczego. Część kart odblokowujemy wraz z kolejnymi próbami, ale karty te są przeważnie bardzo odmienne od tych podstawowych, za to niekoniecznie silniejsze. Tak, jak to powinno być, bo można przejść grę już za pierwszym podejściem. Dodatkowo podoba mi się fakt, że gra jest łatwa do ogarnięcia, ale trudna do zostania mistrzem. Samemu postanowiłem nie sprawdzać żadnych taktyk w Internecie i samemu odkryłem taką, która pozwoliła mi w końcu Powalić Iglicę. Ale wady również są. Jako, że talię tworzymy samemu w czasie rozgrywki dobierając karty po kolejnych potyczkach i w trakcie wydarzeń, może się okazać, że w pewnym momencie nie skompletujemy żadnego sensownego deku. To samo tyczy się artefaktów. Bierzemy co jest, możemy ewentualnie zignorować te, które nam wręcz przeszkadzają, a i to nie zawsze. O ile przejście gry jest dość proste, to dodatkowy akt jest bardzo trudny. Świadczy o tym fakt, że grę przeszedłem za jednym z trzech pierwszych podejść, nie wiedząc jeszcze za dużo o grze, natomiast pokonanie ostatniego aktu, po zdobyciu wszystkich odłamków i dobrym poznaniu mechaniki, zajęło mi jeszcze z 40 godzin prób. Ocena 8+/10 Jeszcze słów kilka... Ciekawa sprawa, bo wszystkie gry z rankingu zmieściły się na podium, można więc powiedzieć, że rywalizacja była wyrównana. Już miałem pisać, że w całym roku nie pojawił się żaden ciekawy tytuł, ale skłamałbym, bo była jedna gra, która okazała się istnym objawieniem. Niestety, ze względu na jej długość i czas wydania, opowiem o niej w następnej edycji. Ogólnie nic ciekawego się nie działo, więc powiem tylko, że udało przejechać ponad 1400 kilometrów na rowerze (ponad połowę więcej, niż rok wcześniej!). Aha! I chciałbym tylko powiedzieć, że nowy Krzyk był całkiem dobrym filmem, ale seans zepsuły mi jakieś półgłówki rozmawiające głośno w tylnych rzędach. Nowy Matrix był beznadziejnym filmem, seans zepsuł mi reżyser. Zakończenie Dziękuje wszystkim za tak liczne przybycie! *Z daleka dobiegają głucha odgłosy uderzeń i mechanicznie brzmiący wrzask.* Zalecam jednak czym prędzej udać się do wyjść, ponieważ wygląda na to, że strażnikowi skończyła się energia. Do następnego roku! *Serwus kłania się i ucieka przez zapadnię. Na salę wbiegają animatroniki i zaczynają wpychać gości w puste kostiumy na endoszkielety.*
  5. Logo Komeniusz, czy jakoś tak? Kojarzę, pamiętam lekcję z tego, za Chiny nie umiałem narysować jakiejś pięcioramiennej gwiazdy. A z matematyki byłem zawsze dobry, więc pewnie uznałem, że to po prostu nudne i po prostu wpisywałem losowo komendy, bo nie było za to oceny. Icy tower też był, ale on wymagał za dużo uwagi, więc lepsze były turówki, żeby nie podpaść.
  6. Podstawówka - pamiętam tylko Tibię. Gimnazjum - Pocket Tanks (demo), Deluxe Ski Jump (darmówka, ssałem w to jak nikt), Blobby Volleyball (musiałem sprawdzić nazwę), jakieś niedobitki grały w Tibię. Dużo grało się we flashówki na stronach typu netbus, o ile akurat chodziły na informatycznych rzęchach. O grach 3D działających na tamtych komputerach można było pomarzyć. ? W liceum pamiętam przyniosłem sobie z domu na penie Unreal Tornament i działał bardzo dobrze bezpośrednio przez USB. Ale to było w czerwcu chyba po drugiej klasie, akurat w liceum "coś" robiliśmy (a raczej coś trzeba było robić), typu animacje w Gimpie, Excel itd. Tylko w pierwszej klasie mieliśmy gościa, który pokazał nam C++.
  7. Slay the Spire Data pierwszej sesji: 7.11.2021 r. Data ostatniej sesji: 19.12.2021 r. Czas gry: 44 dni. Czas spędzony w grze: 47 godzin Osiągnięcia: 24/46 (52%) Technicznie rzecz biorąc, żeby przejść grę należy zaliczyć trzeci akt, więc grę przeszedłem łącznie kilka razy. Ale żeby powalić tytułową Iglicę należało dodatkowo zebrać trzy klucze i stoczyć dwie dodatkowe walki w akcie czwartym. Grę przeszedłem jako Szmaragd (ten zielony), złożonym pod trucizny (mój autorski "build", nie oglądałem żadnych filmików w tym celu, ha!). Garść zrzutów ekranu: Na koniec kolejny bonus: wideo z walki z końcowym bossem!
  8. Pillars of Eternity z dodatkami Data pierwszej sesji: 24.05.2020 r. (jeżeli liczyć właściwe podejście) Data ostatniej sesji: 13.12.2021 r. Czas gry: 568 dni. (1 rok, 5 miesięcy, 19 dni) Czas spędzony w grze: 115 godzin 54 minuty 8 sekund (a tak naprawdę to 155 godzin 6 minut, jeżeli liczyć pierwsze, porzucone podejście, liczące maksymalnie 10 godzin, reszta czasu to ekrany wczytywania -_-) Czas według wewnętrznego czasu gry: 8 miesięcy 13 dni 22 godziny Wszystkie smoki w grze zabite. Cała drużyna zdobyła maksymalny (16) poziom. Wszystkie misje w grze ukończone (pominąłem jedynie kilka nudnych zadań pobocznych z gajówki). Normalny poziom trudności. Osiągnięcia: 45/48 (73%) Osiągnięcia których nie zdobyto: Garść zrzutów ekranu. Niestety, tylko z końca gry, ponieważ większość została na starym komputerze, a chyba zalałaby mnie krew, jeżeli miałbym go jeszcze chociaż raz uruchomić. Tym razem praktycznie bez spojlerów.
  9. Dzięki. Ja w pewnym momencie zorientowałem się, że klucze z CDA mają datę ważności, więc wszystko aktywowałem na bieżąco. Subskrypcja monthly wygląda obecnie tak, że jak nie masz subskrypcji classic, to obecnie najzwyczajniej w świecie nie ma sobie co zawracać głowy. Ja mam classic i wygląda to tak, że za 12 dolarów (przeważnie ze zniżką do 8, nie wiem od czego to zależy) mam najwyższy pakiet, za który obecnie trzeba zapłacić znacznie więcej. Ale nie można dołączyć do classica, trzeba było mieć suba w momencie, gdy monthly zmieniało nazwą na choice, a następnie, jeżeli się nie brało na dany miesiąc, to trzeba było pauzować. Moim zdaniem najlepiej po prostu kupić jeden klucz na bazarku łowców, bo i tak od dłuższego czasu nie było nic ciekawego. Kiedyś to naprawdę było zacnie, za mniej niż połowę normalnej ceny można było wziąć całkiem świeże gry.
  10. Co do sytuacji z Diegiem. Ja bym zwlekał 1-2 dni z potwierdzeniem temu drugiemu gościowi, a Diegu (Diegowi?) wysłał wiadomość, że mam drugiego kupca, ale jako że on był pierwszy, to niech w ciągu 24 godzin potwierdzi, że jest jeszcze zainteresowany. Ja nie miałem aż tak dziwnych sytuacji. Jakieś 6 lat temu sprzedawałem grę MGS:V Phantom Pain, która była dodatkiem do karty graficznej (seria mnie nie interesuje). Z tego co pamiętam, to na allegro wrzuciłem ofertę za 129 PLN i dostałem 1-2 wiadomości, że oni to wzięliby za 100. Odpisałem, że jeżeli w ciągu kilku dni nikt nie kupi, to zmienię cenę aukcji. Poszło za pierwotną kwotę następnego dnia. Druga sytuacja, to sprzedawałem auto i celowo nie zaznaczyłem opcji negocjacji, ale dostałem chyba z 3 telefony z różnymi ofertami. Ogólnie byłem zaskoczony, że jest popyt na tego typu samochody, a wydaje mi się, że oferta nie była mega tania (ale bardzo rozsądna, bo w zestawie dawałem jeszcze dodatkowy komplet opon). Koniec końców, auto kupił sąsiad mieszkający kilkadziesiąt metrów ode mnie. Odnośnie gier. Rok temu robiłem remanent i okazało się, że mam masę niewykorzystanych kluczy z różnych bundli/Cdaction. Wtedy było tego 78, pewnie od tej pory przybyło, ale do tego nie liczyłem kluczy z Monthly (kupowałem dla jednej gry, reszty nawet nie wybierałem). Będzie pewnie tego grubo ponad 100. Nie licząc śmieci z Monthly, masa tych gier to prawdziwe perełki, ale już dość leciwe, więc warte pewnie po kilka złotych. I szczerze powiedziawszy, nie mogę się zabrać do wystawiania tego, bo najzwyczajniej w świecie szkoda mi na to czasu. Tylko spójrz na część tych gier:
  11. Pierwszego Risena warto jak najbardziej. Na początku miałem dysonans (taki Gothic bez Gothica), ale po kilku godzinach miałem już wrażenie, że jesteśmy w domu! Udało się też pożenić system walki z Gothica 1/2 i 3, bo z jednej strony klikaliśmy jak w trójce, ale animacje zmieniały się wraz z umiejętnościami i na koniec walka stawała się bardzo zręcznościowa, z markowaniem ciosów włącznie. Nie wiem jak wygląda sprawa magii, bo w wybranej przez mnie ścieżce praktycznie nie można było z niej korzystać. Chyba były zwoje, ale głowy nie dam - grałem w to prawie dekadę temu, przy okazji premiery dwójki. A i odnośnie dwójki. Umarłem w środku, gdy w pewnym momencie w grze pojawiły się minigierki. Od tego czasu już tej gry nie odpaliłem. Ogólnie Piranha obrała jakiś dziwny kierunek dalszych prac. Pamiętam, że żadna gra nie była tak ładna, jak Gothic 3 w 2006 roku (i tak źle zoptymalizowana), pomimo kontrowersji mam duży sentyment do tej gry. Risen to w sumie był Gothic 3, tylko dla odmiany dobry mechanicznie i w sumie to było najlepsza warsztatowo gra Piranhi. Ale to, co się działo potem... Risen 2, z jakimiś niewidzialnymi ścianami, minigierkami i bohaterem, który z "normalnego bezimiennego" nagle przeistoczył się w stereotypowego pirata. Risen 3, który przeszedł absolutnie beż żadnego echa (pierwsze wpisy o grze w prasie były o tym, że zaraz wychodzi). A potem Elex, w którym czas się zatrzymał jakąś dekadę temu, dziwna hybryda Sci-Fi i Fantasy. Mam wrażenie, że wielu fanom Gothica nie odpowiadał kierunek, w którym poszło studio i ostatnio okazuje się, że ich kolejna zapowiedziana gra to Elex 2... Czarno to widzę, ale chyba jakąś niszę znaleźli, skoro jeszcze istnieją.
  12. Dishonored + The Knife of Dunwall + The Brigmore Witches Data pierwszej sesji: 3.05.2021 r. (właściwie wcześniej, ale nie wiem jak sprawdzić kiedy, a i tak nie zrobił się zapis, więc praktycznie od początku). Data ostatniej sesji: 21.08.2021 r. (podstawka), 5.09.2021 r. (The Knife of Dunwall), 11.09.2021 r. (The Brigmore Witches) Czas gry: 131 dni. (4 miesiące i 8 dni) Czas spędzony w grze: 37 godzin (23 godziny podstawka, 6 godzin The Knife of Dunwall, 8 godzin The Brigmore Witches) Osiągnięcia: 39/90 [img]https://i.imgur.com/oC41gck.png[/img] Zdobyto wszystkie osiągnięcia za niezabijanie ludzi oraz niebycie wykrytym (poza podstawką, zauważył mnie ktoś z kilometra przez ścianę i nie chciało mi się powtarzać misji). Poziom trudności: podstawka normalny, dodatki "elita" (drugi najwyższy). Zawsze niski poziom chaosu. Zawsze dobre zakończenia. Postanowiłem dodatki z podstawką zawrzeć w jednym wpisie, ponieważ nie były samodzielne, ale za to fabularnie spójnie i przeszedłem je ciągiem po sobie. Pod koniec nie zbierałem już amuletów i run (poza dwoma ostatnimi misjami miałem zebrane wszystkie w całej grze), poza tym prawdopodobnie było to niemożliwe, jeżeli chciało się zdobyć osiągnięcia "bez wykrycia", ponieważ niektóre skryptowo przywoływały przeciwników. Szczerze powiedziawszy w pewnym momencie byłem już w pewnym stopniu zmęczony tą grą. Być może wynikało to z przyjętego przeze mnie stylu, polegającego na dążeniu do osiągnięć wyżej wspomnianych osiągnięć. A najskuteczniejszym sposobem było kolejne ogłuszanie wszystkich przeciwników i wynoszenie ich w miejsce, w którym nikt ich nie znajdzie, więc moja rozgrywka "nieco" się przeciągnęła . ? Dwójki w najbliższym czasie nie zamierzam dotykać, ale raczej tym razem już nie będę dążył do niebycia zauważonym, szkoda nerwów. Wypadek przy pracy. Lady Boyle uderzyła się w głowę podczas "załadunku", ale absztyfikantowi zdaje się to nie przeszkadzać. Reszta zrzutów ekranu dla chętnych poniżej, uwaga na spojlery. Część została na starym komputerze, ale coś mnie bierze na samą myśl, że miałbym go znowu uruchamiać, więc trzeba zadowolić się tym, co jest.
  13. SOMA Data pierwszej sesji: 6.08.2021 r. (właściwie wcześniej, ale nie wiem jak sprawdzić kiedy, a i tak nie zrobił się zapis, więc praktycznie od początku). Data ostatniej sesji: 13.08.2021 r. Czas gry: 7 dni. Czas spędzony w grze: 11.1h = 11h 6min (licząc pierwszą sesję bez zapisu), 10.6h = 10h 36min (licząc praktycznie) Liczba niefabularnych śmierci w grze: 0 Otrzymane obrażenia: kilka razy od upadku z wysokości, raz od jakiejś ryby głębinowej, prawdopodobnie Melanocetus johnsonii Osiągnięcia: 10/10 (wszystkie były fabularne, więc w sumie żadne to osiągnięcie) W końcu zabrałem się za kolejną, przedostatnią już grę studia Frictional Games, jaka mi została (ostatnia to najnowsza Amnesia: Rebirth). Muszę przyznać, że udał im się ten jednorazowy skok w bok z Sci-Fi. Zagrało praktycznie wszystko, fabuła, grafika, rozgrywka, klimat. Jedynie muzyka była elementem odrobinę słabszym od poprzednich produkcji, niestety nie zapamiętałem żadnego utworu z gry. I garść zrzutów ekranu (uwaga na ciężkie spojlery!):
  14. Examtaker (Helltaker DLC) Data pierwszej sesji: 9.07.2021 r. Data ostatniej sesji: 9.07.2021 r. Czas gry: 0 dni. Czas spędzony w grze: - = 1h 18min Hmm, to w sumie tyle. Niestety, ale nie mam żadnych zrzutów ekranu i innych materiałów, ponieważ grałem na innym komputerze i nie wiedziałem jaki jest skrót na zrobienie zrzutu na steamie, a nie chciało mi się sprawdzać z uwagi na późną godzinę. Trzeba zatem zadowolić się tym króciutkim wpisem.
  15. Penumbra: Twilight of the Archaic - = 4h 48min Data pierwszej sesji: Data ostatniej sesji: 24.04.2021 r. Czas gry: 41 dni. Czas spędzony w grze: 4,8h Kolejny wpis, kolejna Penumbra ukończona. Mod jest oczywiście produkcją stworzoną przez CounterCurrentGames, która ponownie jakością nie odbiega od oryginalnych części, więc nazywanie tych dzieła po prostu kolejnymi częściami Penumbry jest moim zdaniem jak najbardziej na miejscu! Teraz pozostaje czekać na premierę Prisoner of Fate. Tym razem będzie to modyfikacja do gry SOMA (czyli przejście na nową wersję silnika HPL, aczkolwiek warto pamiętać, że również i pierwsze mody nie korzystały z wersji silnika oryginalnej Penumbry, lecz Amnesii właśnie). Z tego co widziałem, to demo można już teraz uruchomić z poziomu zakładki Necrologue na steamie. Postanowiłem jednak w nie nie grać i poczekać na premierę pełnej wersji. Jeżeli zabraknie mi horrorów, to wciąż mam kilka produkcji w zapasie, jak choćby wspomniana SOMA, Amnesia Rebirth oraz chociażby Resident Evil 7: Biohazard.
  16. Tak właściwie, to mamy już 3 dekadę. ;)
  17. W pierwszej części było do wyboru być dupkiem albo ciepłą kluchą, a w drugiej dobrym albo złym gliną, tak jak mówisz. Problem w tym, że tylko te misje były naprawdę warte zachodu, a i nie wszystkie. Jakby scenariusz do nich dali napisać studentowi, który dla odmiany włożył w to trochę serca.
  18. Niezmiernie miło jest mi powitać Was w kolejne edycji Wielkiej Gali! Nie spodziewaliście się tego, prawda? Tym razem ponownie udało nam pobić się rekord liczby dni dni, które udało nam się przeżyć, chociaż z niejakim frasunkiem muszę dodać, że niestety nie wszystkim. Pokłosiem wydarzeń z zeszłego roku jest także sposób, w jaki spotykamy się tutaj, by uczcić moją, hm, chęć do życia? Wygraną z prokrastynacją? Nieistotne! W każdym razie, nie spodziewałem się, że już druga edycja Gali odbędzie się za zamkniętymi drzwiami. Na szczęście dzięki uprzejmości właściciela obiektu – a raczej jego chwili nie uwagi – udało uzyskać się nam dostęp, wraz z ekipą, do sali teatralnej. Oczywiście wszelkie środki ostrożności zostały zachowane! *Kilkadziesiąt metrów dalej, w górze sali kamerzysta ze smartfonem marki Good Orange w ręku podnosi wyciągnięty w górę kciuk.* Dzięki ogromnej przepustowości, na jaką pozwala port RS232 będący na wyposażeniu naszego obiektu, możemy być z Państwem na żywo! A zatem, już nie przedłużając, przejdźmy do statystyk. Tym razem mamy także porównanie z poprzednią edycją! Ukończonych zostało 8 gier: o 5 mniej (47% mniej) względem roku 2019. Zasady takie same, jak poprzednio, czyli gra mogła być rozpoczęta kiedykolwiek, wystarczy, że napisy końcowe ujrzałem w rozpatrywanym roku. We wszystkich grach spędziłem łącznie 47035,64 minut, co daje łącznie 783,93 godzin, czyli 32,66 dni, średnio 2 godziny 9 minut dziennie. Łączny wzrost wyniósł 10 509,69 minut, czyli 175,16 godzin, średnio 29 minut dziennie. Łącznie 29% więcej. 2 ukończone gry miały premierę w 2020 roku, względem 1 gry z 2020 roku, Przyrost wyniósł, niespodzianka, 1 grę, czyli całe 100%! Rzeczone tytuły to Ori and the Will of the Wisps oraz Helltaker. *Gdy głos przestaje nieść się po sali, Serwus wykonuje głęboki ukłon w stronę pustej widowni. Kamerzysta pewnie by zaklaskał, ale ma zajęte ręce obsługą sprzętu. Pokiwał tylko głową z uznaniem.* A teraz przejdźmy do najciekawszej części prezentacji, czyli recenzje i ranking wszystkich tytułów! Miejsce 8. Mass Effect 2 Zaczynasz grę przed lub tuż po wielkiej katastrofie. Zbierasz więc drużynę wiernych towarzyszy, po drodze wypełniając misję dla towarzyszy, by ostatecznie stawić czoło Wielkiemu Złu, na końcu podejmując Trudną Decyzję (bez większego znaczenia, bo w kolejnej części będzie to co najwyżej wspomniane). Czy wiesz już o jakiej grze Bioware'u mowa? No, ja też nie. Ale witamy na pokładzie kolejną, generyczną produkcję zasłużonego studia tworzącego kolejne scenariusze od tej samej sztampy! Zacznijmy od tego, co w grze nie zagrało. Zbieractwo AKA grind surowców, które w pewnym stopniu było konieczne, żeby uzyskać dobre zakończenie. Tym razem jednak w tym celu nie posługujemy się Mako, a kradniemy zasoby różnych planet wprost z mapy układów w Normandii. W jedynce sprint był tylko pozorny? Tym razem wyłączono go zupełnie poza mapą, byś mógł dłużej podziwiać płaskie lokacje! Do tego dochodzą nijakie misje poboczne. Dyżurny Murzyn (dosłownie i w przenośni) w postaci Jacoba. Shepard dalej jest sztuczny, a kolorowe dialogi podczas rozmów zawsze są właściwie. Wybory są tylko pozorne, jak miało to miejsce podczas jednej z misji towarzysza (ale nie będę mówił o kogo chodziło, kto grał, ten pewnie wie, a kto nie... To już pewnie się nie dowie). Na wszelki wypadek kilka razy wczytywałem grę i identyczny rezultat uzyskiwałem niezależnie od sposobu poprowadzenia rozmowy. Złe zakończenie wątku dało się uzyskać tylko, gdy wybrało się opcję, które ewidentnie do tego prowadziła. Przytoczę w tym miejscu przykład zupełnie innej gry, mianowicie Deus Ex: Bunt Ludzkości, gdzie dobre poprowadzenie dialogu z potencjalnym samobójcą było naprawdę sporym wyzwaniem... Za dużo się rozpisałem, a wymieniać dałoby się jeszcze sporo, zamiast tego dla odmiany powiem, co mi się podobało. Strzelanie było całkiem przyjemne, AI towarzyszy mniej bezużyteczne, niż w poprzedniej części. Korytarzowość paradoksalnie wyszła tej grze na dobre w porównaniu do znacznie bardziej pustych, półotwartych przestrzeni z pierwszej części. Misje towarzyszy, a przynajmniej większość z nich, były naprawdę niezłe. Cała reszta posiadała typowe wady i zalety praktycznie dowolnej innej gry wspomnianego studia, więc w tymi miejscu można zakończyć. Ocena uwzględnia skorzystanie z modów, bez tego plusa by nie było. Ocena 6+/10 Miejsce 7. Blair Witch Grę podsumować można krótko. Ładny las, pies psujący klimat zaszczucia, słaby horror i dziwne sposób przedstawienia wspomnień głównego bohatera. Jako horror gra sprawowała się mocno średnio, jako symulator chodzenia wcale nieźle. Pochwalić muszę przede wszystkim lokacje leśne, które choć w rzeczywistości nie były bardzo rozległe, to jednak bardzo umiejętnie zapętlone, przez co sprawiały wrażenie większych, niż w rzeczywistości. Ale nie mogę wybaczyć twórcom bezsensownych warunków koniecznych, do zdobycia dobrego zakończenia, nie wierzę, że komukolwiek udało się je osiągnąć bez dodatkowej wiedzy. Chyba, że przeoczyłem jakieś oczywiste wskazówki, ale nie jestem w tej opinii odosobniony. Ocena 6+/10 Miejsce 6. Assassin's Creed 2 Zacznę od największych wad tej gry. Jest brzydka. Nie mam pojęcia jak można było tak potencjalnie kolorowe miasto, jakim była chociażby Wenecja, pokazać w szaro-buro-leśnych barwach? Druga rzecz, to brak możliwości włączenia włoskiego dubbingu. Zamiast tego pozostał obrzydliwy angielski z włoskim akcentem (kto słyszał "it's-a me, Mario!", ten wie o co chodzi). No i pozostaje jeszcze obecność, w większości przypadków, beznadziejnych misji pobocznych, co jest chyba cechą wszystkich gier Ubisoftu. Na szczęście nieobowiązkowych i dało się je prawie zawsze zignorować. Niestety, utrudniało to trochę rozgrywkę, bo np. gdy nie odblokowywało się punktów widokowych, to minimapa stawała się praktycznie bezużyteczna. Ale warto było i olać, bo dzięki temu rozgrywka nabierała większego tempa i znacząco się skróciła, przez co nie zdążyła się znudzić. Pochwalić muszę też misje wspinaczkowe na czas, które co prawda były generalnie bez sensu, ale lepsze to niż płonące miecze i wierzchowce (nie wiem na pewno, widziałem tylko memy z późniejszych części). Tak czy owak, po wielu latach udało mi się w końcu przejść kolejnego asasyna! Niestety w tym tempie może mi zabraknąć średniej długości życia mieszkańca Europy Zachodniej, by ukończyć chociaż większe odsłony. Ocena 7/10 Miejsce 5. A Plague Tale: Innocence Jedna z dwóch gier, które ograłem na próbnej wersji Game Passa (drugą była Blair Witch). Przyznaję, że chciałem już od dawna zagrać w ten tytuł i czekałem głównie na jakąś promocję, a tu proszę. To, co mnie w tej grze zachwyciło, to bardzo ładnie odwzorowana południowa średniowieczna Francja. Dodatkowy plus za to, że była możliwość gry z francuskim dubbingiem z napisami (czego zabrakło w przypadku Assassin's Creed 2 dla włoskiego). Muszę również docenić pomysł i jego realizację, za to nieco zgromić obecność wytwórstwa przedmiotów. Rozumiem jednak, co przyświecało twórcom przy jego implementacji. Zapewne bez tego nie zostałoby zbyt wiele gry w grze. Na szczęście nie był zbyt inwazyjny i dało się spokojnie grać nie zwracając na to większej uwagi. A kojarzycie bezużytecznych towarzyszy w misjach eskortowych, którzy ginęli głupio albo gubili się po drodze? Tutaj prawie cała gra była w zasadzie jedną wielką misją eskortową. Na szczęście zrobiono to dobrze i za każdym razem porażka z powodowana śmiercią towarzysza wynikała z błędu gracza, a nie słabej inteligencji (towarzysza ;)). Wiele osób narzekało na zakończenie, ale przypominam, że to nie jest gra historyczna, a jedynie osadzona w historycznym miejscu i praktycznie od pierwszej sceny widać. że mamy do czynienia z czystą fantazją. A Game Passa raczej nie kupię już więcej. Miałem zbyt duże parcie na to, żeby przejść te dwa krótkie tytuły i zdążyłem na styk, ale normalnie nie narzuciłbym sobie takiego tempa. Ocena 8+/10 Miejsce 4. Alan Wake Okazuje się, że Alan Wake potrafił wywołać prawdziwie skrajne emocje u recenzentów. Że rozgrywka nijaka, akcja jakaś niespieszna i w ogóle jakoś mało bum-bumów. No jak tak na to spojrzeć i tego oczekiwać, to faktycznie, ale w takim przypadku odpowiadam: idźcie zagrać w inną grę chociażby tych samych twórców, czyli Maksa Bolonko. Ja twierdzę, że to jedna z tych gier, co do których trzeba zmienić podejście. Wikipedia opisuje grę jako "psychologicznym dreszczowcem akcji", co w tej właśnie kolejności uważam za wyjątkowo trafne podsumowanie tytułu. Klimat miasteczka Bright Falls to naprawdę coś, cały czas miałem poczucie bycia na obozie skautów w jakimś parku narodowym w Stanach Zjednoczonych. I to zarówno za dnia, jak i w nocy, kiedy gra nabierała zupełnie innego klimatu i tempa. I chociaż nie mieliśmy do czynienia z horrorem z krwi i kości, to niespodziewany atak opętanych potrafił sprawić, że podskoczyło się na krześle. Ale tylko trochę. Najbardziej zapadła mi w pamięć scena obrony sceny (sic!) przed falami wrogów, co uważam za absolutny majstersztyk. Do tego narracja niczym w książce Kinga (choć wielkim fanem nie jestem), po prostu coś pięknego! Ocena 8+/10 Miejsce 3. Helltaker Ta gra to krótki żart, więc i opis będzie równie krótki. Ubawiłem się po pachy, a jak gra miała mi się już znudzić, to dostałem wcale nieźle zaprojektowaną walkę z bossem i zabawny epilog. Ocena 9-/10 Miejsce 2. Penumbra Necrologue Dowód na to, że produkcje rosyjskie potrafią być siermiężne, ale jak coś im wyjdzie, to matko jedyna... Totalna, profesjonalna modyfikacja do Amnezji: Mrocznego Obłędu, która długością – więcej niż wszystkie Penumbry razem wzięte! – i jakością przebiła całą oryginalną serię. Pełne udźwiękowienie, praktycznie idealna zgodność z materiałem źródłowym oraz klimat sprawiają, że twór ten znajduje się w absolutnej czołówce ogranych przeze mnie modów. Wady? Kilka błędów technicznych, które można zbyć machnięciem ręki. Nie mogę nie docenić również trudu, jaki włożono w wykonanie gry, bo praktycznie odtworzono Penumbrę na nowszym silniku. W pełni zasłużone wysokie miejsce na liście. Ocena 9/10 Miejsce 1. Ori and the Will of the Wisps Pisząc o drugiej części przygód Ori (Oriego?), najłatwiej będzie chyba opisać różnice pomiędzy Will of the Wisps, a Blind Forest. Tym razem zmieniono sposób prowadzenia fabuły. Większość jej nie jest opowiedziana przez Narratora z Głębokim Głosem®, a poprzez rozmowy z postaciami niezależnymi, których jest w tej grze zatrzęsienie. Czy to dobrze, czy nie dobrze, ciężko stwierdzić. Jednak w porównaniu do poprzedniczki, gra straciła nieco na uroku i magiczności, a do pełni szczęścia (i maksymalnej oceny) zabrakło iskry bożej i tzw. efektu łał, który miało się za pierwszym razem. Poza tym sama rozgrywka uległa modyfikacji, bo poza odblokowywaniem kolejnych umiejętności postawiono na semi-erpegowy rozwój postaci, z drzewkiem umiejętności i umieszczaniem kamieni w slotach. Ponownie: czy to dobrze, czy źle, ciężko stwierdzić. Za to sama rozgrywka nic nie straciła ze swojej pierwotnej jakości. Muszę też napisać nieco o wadach, których nie było wiele. Tak jak w przypadku Blind Forest, tak i tutaj miałem wrażenie, że jest za łatwo. Dodatkowo nie do końca przemyślany został projekt poziomów. Kilka razy zdarzyła się sytuacja, że miałem wrażenie, że oto stoi przede mną trudne wyzwanie zręcznościowe. Tymczasem po prostu okazywało się, że nie mam koniecznej umiejętności, którą dostanę dopiero kawałem dalej. No i gra jakoś nie była równie wzruszająca, co poprzednia część. Ocena 9/10 Jeszcze słów kilka... Uff, szczęśliwie dotarliśmy do końca listy. Muszę napomknąć o rażącej dysproporcji między czasem spędzonym na gry, a liczbą ukończonych tytułów w porównaniu do poprzedniego roku. Wynika ona oczywiście z faktu istnienia League of Legends, które jest dla mnie tym, czym są seriale na Netliksie dla stereotypowej jesieniary. Odmóżdżające rozgrywka bywa często tym, czego szukam po pracy i niestety okazuje się, że często brakuje mi czasu na POWAŻNE gry. Poza tym wielu znajomych gra i ciężko przekonać więcej osób do innych produkcji. W tym na przykład mnie, bo kilka osób zaczęło grać w Valoranta, którego odpuściłem po raptem kilkunastu godzinach. Z innych sprawa poza tym: życie zawodowe kwitnie, bo mojej branży w ogóle nie dotknęła pandemia, a w moim konkretnym przypadku wręcz pomogła. W ciągu ostatniego roku byłem w biurze może z 5 razy, bo praktycznie całkowicie przerzuciłem się na pracę zdalną. Stąd też poniekąd wynika większa ilość czasu na inne rzeczy, w tym granie. Poza tym udało pobić się mój rekord aktywności fizycznej, łącznie przebyte ponad 1000 km, tako rzecze (a raczej rzekało) Endomondo. Zakończenie Dziękuję wam za to liczne oglądanie tegorocznego wydania gali! Widzę, że udało nam się dobić do dwucyfrowej liczby wyświetleń naszej transmisji, więc mogę już z całą pewnością ogłosić wielki sukces i ogłosić, że przyszłoroczna edycja również się odbędzie! O ile nas nie zamkną... *Zza zaryglowanych drzwi dobiegają głosy i szczekanie psów, przez zakurzone okna przebija się światło reflektorów. Kamerzysta niespokojnie spogląda przez ramię.* Ale teraz musimy już kończyć! Zatem do zobaczenia na kolejnej edycji Wielkiej Gali za rok! *Załoga szybko ewakuuje się poprzez zapadnię akurat w momencie, gdy rygiel w drzwiach poddaje się z trzaskiem.*
  19. Fun fact: ostatnią część Penumbry czyli (słabą) Requiem przeszedłem dokładnie, co do dnia, rok temu.
  20. Penumbra: Necrologue Data pierwszej sesji: miałem tutaj zagwozdkę, ponieważ Steam nie podaje takiej informacji, natomiast Gameplay Time Tracker grę wykrywał jako Amnesię: Mroczny Obłęd, do której Penumbra: Necrologue jest modem. Na szczęście twórcy pomyśleli o osobach takich jak ja i w folderze zapisami znajduje się taki oto plik: Czyli 24.10.2019. Data ostatniej sesji: 18.10.2020 r. Czas gry: 360 dni. Czas spędzony w grze: 10,9 h Znalezione artefakty: 7/10 Chylę czoła przed twórcami moda, który jakością nie odbiega od dwóch pierwszych części trylogii Penumbry. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że je przewyższa. W dodatku długość gry była mniej więcej taka, jak wspomnianych gier... łącznie. Na koniec tradycyjnie garść zrzutów ekranu dla spragnionych spojlerów.
  21. O ile dobrze pamiętam, możliwość rozwalenia skrzynki, której nie potrafiliśmy otworzyć, pojawiła się np. w Neverwinter Nights (2?). Niosło to ze sobą jednak ryzyko zniszczenia zawartości.
  22. Żadne to dla mnie zaskoczenie: ME i DE to to samo, tak samo, ale o czym innym.
  23. To ja takich szczegółów nie pamiętam, nawet nazwy niektórych miast zapomniałem z Gothica 3, mimo iż mapa wisi u mnie w ramce na ścianie. Niestety to rozwiązanie nie nadaje się do wszystkich gier, ale chociaż jedną rzecz zrobiono sensownie w serii Mass Effect: towarzysz teleportował się do ciebie, jak nie patrzyłeś.
  24. Ja w pewnym momencie wpisałem sobie cheata na udźwig (ale nie nieskończoność, tylko kilkaset) i tym samym miałem mniej zbugowaną wersję dodatkowego ekwipunku. O grach Bethesdy się nie wypowiadam, bo w żadnej z nich nawet nie próbowałem nikogo brać ze sobą. :V Przypominam sobie towarzyszy w serii Gothic, to kuriozum samo w sobie. W jedynce potrafili tylko chodzić w linii prostej, przez co przeprowadzenie np. Gorna przez cienką kładkę wymagało nadkładania drogi, żeby nadać mu właściwy kierunek. W dwójce było podobnie, jak w jedynce, ale nie przypominam sobie żadnej uciążliwej misji eskortowej, natomiast w trójce... Co prawda lepiej znajdowali ścieżki, ale jak już się zgubili! Przypominam sobie sytuację (nie wiem nawet, czy rzeczywiście miała miejsce), w której towarzysz zgubił mi się gdzie w Nordmarze (po prostu zaczął iść bokiem, aż zgubiłem go z oczu), by po kilku godzinach odnaleźć się w Varancie na drugim końcu świata i pięciu teleportacjach.
  25. Helltaker Data pierwszej sesji: 28.06.2020 r. Data ostatniej sesji: 29.06.2020 r. Czas gry: 2 dni. Czas spędzony w grze: 1,4 h. Osiągnięcia: 8/8 Opis krótki, jak sama gra. Nie ma nic do dodania, a przy samej grze dość skisnąłem. Z jednej strony szkoda, że była taka krótka, z drugiej dobrze, że nie była za długa, bo nie zdążyła się znudzić. Jak dla mnie tak powinny wyglądać gry na smartfony, a nie jakieś paywalle. :V
×
×
  • Utwórz nowe...