Stillborn, nie rozumiem tego oburzenia. To znaczy rozumiem je w sensie ogólnym, ale zupełnie nie w tym przypadku. Zwłaszcza, że zadałam autorowi dokładnie to samo pytanie, które padło u niego w komentarzach na drugim blogu. Przypominam, że fragment mojego komentarza wygląda następująco: Więc o co wam tak naprawdę chodzi? Zaczynam mieć wrażenie, że bardziej chcecie się podlizać autorowi niż rzeczywiście coś jest nie tak z moim komentarzem. Nikt nie zwrócił uwagi na fakt, że interesuje mnie tylko jedno zagadnienie spośród wielu poruszonych w tym wpisie. Nie odniosłam się nawet do całości, a jedynie do małego kawałka! Może za ostro wyraziłam się na temat cenzury, ale chodziło mi o to, że nie zgadzam się z tą ogólnie pojętą i tu przepraszam za nieporozumienie. Nie wiem komu bardziej brakuje umiejętności czytania ze zrozumieniem i czemu moje komentarze są tak strasznie nieodpowiednie, że powinnam ich w ogóle nie pisać. Być może gdyby cały tekst mnie zainteresował, sięgnęłabym po więcej. Być może wtedy link nie wydałby mi się jedynie sposobem na nabicie oglądalności. Być może do podjęcia polemiki z jednym zdaniem nie trzeba przeczytać całej książki. Być może mogliśmy mieć tu ciekawą konwersację o możliwościach i ograniczeniach słowa pisanego. Być może każdy sposób jest dobry, żeby zaistnieć i się nie znudzić.