Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Qbuś

Lód, Jacek Dukaj

Polecane posty

74630614.jpg

Lód

Jacek Dukaj

Rok wydania:
2007
Gatunek:
Fantastyka historycznie-monumentalna


No i mam dylemat. Wojciech Orliński napisał w GW, że to najlepsza powieść Dukaja. W zasadzie mogę się zgodzić. Dzieje Benedykta Gierosławskiego to powieść wielka, monumentalna wręcz. I chyba w tym problem. Jest tak dobrze, że momentami aż za dobrze. Mnogość rozważań historiozoficznych, filozoficzny, prawdologicznych, fałszologicznych, lodowych i innych po prostu poraża umysł. Jedyne wady książki, które przychodzą mi do głowy, wynikają właśnie z przesytu. Momentami wydawało mi się, że tak naprawdę porzebowałbym roku na porządne przeczytanie tej książki. Z jednej strony może to być plusem, bo świadczy o bogactwie treści. Trzeba jednak pamiętać, że w książce - paradoksalnie - akcja jest dość dynamiczna i elementów powieści sensacyjnej tu nie brakuje. Mamy więc pędzącą akcję pełną wielkich dylematów. Przyznać jednak trzeba, że z osobna obie te cechy radzą sobie świetnie. Rozważania o historii, prawdzie i fałszu, religii, braku religii, Polsce i braku Polski, czegu tu nie ma? I to podane w sposób, który nie odrzuca. Pewną trudność mogą sprawiać niektórym rusycyzmy, ale w sumie tylko dokładają do chłodnego klimatu Syberii. Do tego dorzućmy Kotarbińskiego, Piłsudskiego, Teslę i Rasputina, a wychodzi mieszanka istnie wybuchowa. Ideja ideję pogania, a w środku my. Sensacyjnym aspektom powieści też nie można nic zarzucić - zwłaszcza początkowa części transsyberyjsko-pociągowej, która mogłaby sama w sobie być niezłym kryminałem. Wychodzą niemal same plusy, ale mnie jednak do końca nie przekonały. Sam nie wiem dlaczego. Wiem, że jest to Dzieło przez duże 'D', ale mnie chyba nieco przerosło.

Nie zmienia to jednak faktu, że warto poświęcić nawet sporą ilość czasu na zmierzenie się z dziełem Dukaja. Nie jest ono tak hermeneutyczne jak to czasem dukajowe książki bywają. Na pewno zaś po książkę powinni sięgnać wszyscy miłośnicy historycznych rozważań.

Więc jak - 1918 był tylko wpadką historii czy nie? :sweat:
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Więc jak - 1918 był tylko wpadką historii czy nie? :sweat:

Zaiste, piękny temat do rozważań :thumbsup:.

Książkę przeczytałem prawie rok temu. Byłem zachwycony bogactwem treści, znaczeń, aluzji które Jacek Dukaj zawiera w swoim dziele. Podobał mi się klimat, mróz, który wyzierał spomiędzy stron, tak odczuwalny, że patrzałem za okno by spojrzeć czy dalej jest lipiec. Podobał mi się styl, rusycyzmy są tam jak najbardziej na miejscu, świetnie komponują się z klimatem książki. Faktycznie, treści starczyłoby na dwie, trzy mniejsze powieści. W Lodzie wychodzi mistrzostwo Dukaja który tworzy plastyczny i konsekwentny świat i nie gubi się w tym.

Teraz po roku postanowiłem przeczytać Lód raz jeszcze. Uważniej niż za pierwszym razem, może bardziej wnikliwie.

Na razie tylko krótki opis moich wrażeń. Cieszę się, że ktoś rzucił tak ciekawy temat do rozważań. Wracam do pracy, a do wątku wrócę wkrótce!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podobał mi się styl, rusycyzmy są tam jak najbardziej na miejscu, świetnie komponują się z klimatem książki.

A i owszem. Rusycyzmy są bardzo na miejscu, zresztą wszystko jest. Chodziło mi bardziej o to, że mogą sprawiać nieco problemów osobom, które nie miały styczności z tym językiem. Ale pasują bardzo dobrze. Zresztą całość atmosfery jest bardzo zręcznie budowana - każdy szczegół to mała cegiełka. Trzeba podziwiać Dukaja za ilość pracy, którą musiał włożyć w przygotowanie 'zaplecza' do tej książki. Zwłaszcza ciekawy jest motyw Polaków, którzy mieli ogromny wpływ na odkrywanie Syberii oraz budowanie jej przemysłu. Jakoś na lekcjach historii nikt o tym nie wspomina - widocznie Polak na Syberii ma się kojarzyć jednoznacznie, a w czarno-białej wizji historii Rosja ma być dla nas czarna...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Żałuję,że nie znam aż tak dobrze historii, wtedy mogłabym wyłapać dużo więcej....

Ale książka i tak mi się podobała. Owszem, przytłacza swoim ogromem, epickością,szczegółami...Człowiek odzwyczaił się od takich wielkich powieści.

Niesamowite jest to,że autor nie prowadzi czytelnika za rączkę, nie pokazuje mu od razu całego świata, nie tłumaczy zależności działających w nim. Czytelnik jest w tym świecie obcy, nie rozumie,czym są lute, nie rozumie niczego. Jest traktowany jak mieszkaniec tego miejsca....Tylko,że nim nie jest. Strzępki informacji dostaje zupełnie naturalnie, w zwyczajnych rozmowach.

Sama historia też jest interesująca, ale według mnie równie ważny jest pomysł na świat (ćmatło, ćmiecz, lód..Prawda...) i filozoficzność tej książki.

Fabuła już zaczyna mi mocno wietrzeć z głowy (toż to rok minął),ale wciąż pamiętam doskonale wszechobecne zimno w tej książce, moje wyobrażenie temat olbrzymich lutych górujących nad miastem, świetliste cienie rzucane przez ćwieczki.

I jeden cytat.

"Nie zna się zasad gry, a jednak się gra."

Muszę przeczytać tą książkę raz jeszcze, nienawidzę zapominać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fabuła już zaczyna mi mocno wietrzeć z głowy (toż to rok minął),ale wciąż pamiętam doskonale wszechobecne zimno w tej książce, moje wyobrażenie temat olbrzymich lutych górujących nad miastem, świetliste cienie rzucane przez ćwieczki.

No to ze mnie odmieniec - ja nie czułem chłodu. Czułem za to Wstyd... Tak, tak... Oto i kolejny element książki, który akurat do mnie przemówił aż za bardzo. Nigdy o tym nie myślałem w ten sposób, ale wiele przemyśleń benedyktowych na temat wstydu bardzo mocno i do mnie przymarza.

"Nie zna się zasad gry, a jednak się gra."

No to riposta z mej strony: Myśl: ?Ja jestem? ? nie oznacza, że istnieje ktoś, kto myśli, że jest; oznacza jedynie, że pomyślana została myśl o istnieniu.(...) Jakim zmysłem miałoby się odbierać istnienie owego rzekomego ?ja?? Nie ma takiego zmysłu.

Muszę przeczytać tą książkę raz jeszcze, nienawidzę zapominać.

To jest i moja bolączka, ale czytając wiele nic się za to nie poradzi. Głód czytania sprawia, że czyta się dużo i siłą rzeczy nie da się spamiętać. Pozostają więc wyrywki, sceny i odczucia, które w pamięci pozostaną na czas długi. Można na to spojrzeć jednak i nieco bardziej optymistycznie - ponowne czytanie nabiera w tym przypadku dodatkowego sensu. Nie tylko odkrywamy nowe, ale i wracamy w pięknie pamiętane strony.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to ze mnie odmieniec - ja nie czułem chłodu. Czułem za to Wstyd... Tak, tak... Oto i kolejny element książki, który akurat do mnie przemówił aż za bardzo. Nigdy o tym nie myślałem w ten sposób, ale wiele przemyśleń benedyktowych na temat wstydu bardzo mocno i do mnie przymarza.

W tej książce jest masa filozofii. W końcu temu właśnie sprzyjają tak długie jazdy pociągiem i natura Benedykta.

To przy Wstydzie było to bardzo plastyczne porównanie do haków łączących się z hakami wbitymi w ciała innych?

No to riposta z mej strony: Myśl: ?Ja jestem? ? nie oznacza, że istnieje ktoś, kto myśli, że jest; oznacza jedynie, że pomyślana została myśl o istnieniu.(...) Jakim zmysłem miałoby się odbierać istnienie owego rzekomego ?ja?? Nie ma takiego zmysłu.

I przez to mamy to całe "się...."

Pięknie...Nie tylko świat może nie istnieć, ale i ja mogę nie istnieć....

Poza tym jeszcze kwestia prawdy i jej zamarzania...Chyba najczęściej wspominana w tym dziele...

To jest i moja bolączka, ale czytając wiele nic się za to nie poradzi. Głód czytania sprawia, że czyta się dużo i siłą rzeczy nie da się spamiętać. Pozostają więc wyrywki, sceny i odczucia, które w pamięci pozostaną na czas długi. Można na to spojrzeć jednak i nieco bardziej optymistycznie - ponowne czytanie nabiera w tym przypadku dodatkowego sensu. Nie tylko odkrywamy nowe, ale i wracamy w pięknie pamiętane strony.

Niestety,z czytanie jest jak narkotyk. Jak masz 'towar' to nie możesz się oderwać.

Na szczęście wyrobiłam sobie nawyk czytania po raz drugi, gdy zapominam fabułę. Przez to mój księgozbiór jeszcze mi się nie znudził.

...Ale z 'Lodem' to byłby problem.To jest....duże. Zaleta i wada jednocześnie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Całkowicie się zgodzę, ze jest to książka monumentalna, w połowie zostałem wręcz porażony jej ogromem nie w sensie dosłownym, a "intelektualnym", ilość zawartych tu wszelkich przemyśleń, rozważań na tematy wszelakie godna jest jakiegoś ogromnego traktatu filozoficznego. Paradoksalnie jednak świetnie się to czyta, przebija się przez ponad tysięczną księgę stosunkowo szybko, będąc pod wrażeniem nie tylko wszelkich dygresji, ale i wartkości akcji, która trzyma w napięciu do samego prawie końca. Dziwie się, że książka odbiła się w sumie tak małym echem w światku literackim (nie tylko fantastycznym), gdyż ośmielam się stwierdzić się, że jest to arcydzieło. Arcydzieło jak dla mnie nawet tej miary co "Ulisses". Ogrom pracy, którą Dukaj włożył w "Lód" prawdziwie poraża. Zresztą porównanie do sztandarowego dzieła Joyce'a jest uzasadnione dodatkowo choćby poprzez nowatorskość narracji, co zresztą jest specjalnością Dukaja. Również czytałem powieść dosyć dawno (kiedy wychodziła), jednakże pozostało wrażenie obcowania z czymś genialnym.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To przy Wstydzie było to bardzo plastyczne porównanie do haków łączących się z hakami wbitymi w ciała innych?

Tak.

Pięknie...Nie tylko świat może nie istnieć, ale i ja mogę nie istnieć....

And do you? Exist, that is. Przepraszam, ale riposta przyszła mi na myśl po angielsku, tak więc zostawiłem.

Poza tym jeszcze kwestia prawdy i jej zamarzania...Chyba najczęściej wspominana w tym dziele...

Tylko, że to akurat jest już bezpośrednio związane z fabułą książki i nie można tego rozpatrywać w oderwaniu od Lodu. Można za to zastanawiać się nad samą prawdą i nad tym, czy porządek = prawda.

Ale z 'Lodem' to byłby problem.

Nie aż taki znowu wielki ten problem, ilościowo przynajmniej. Wyobraź sobie przypominanie 8 tomów Malazańskiej Księgi Poległych przed wyjściem dziewiątego. Każdy ma około 1000 stron w oryginale...

Dziwie się, że książka odbiła się w sumie tak małym echem w światku literackim (nie tylko fantastycznym), gdyż ośmielam się stwierdzić się, że jest to arcydzieło.

Nie odbiła? Nominacja do Nike, czyli najważniejszej nagrody literackiej. Nagroda Fundacji im. Kościelskich, która nazywana jest polskim Noblem dla pisarzy przed czterdziestką. Odwiedź Dukajowe stronice i zobacz, że o Lodzie dyskutuje się sporo w światku literackim.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Już gdzieś kiedyś o "Lodzie" pisałem, ale napiszę jeszcze raz. Najlepsza książka jaką kiedykolwiek czytałem! I co z tego, że czyta się ciężko, długo i mozolnie? Tym większa jest satysfakcja z przerzucenia każdej kolejnej kartki. Czasem nie rozumiałem nawet całych rozdziałów, co nie przeszkadzało mi w rozpływaniu się nad tym wielkim tomiszczem. Dziwna to książka, co nie przeszkadza jej w byciu genialną, a Benek Gierosławski prędko nie spadnie z mojego osobistego piedestału, na który wskoczył przy okazji bycia najlepiej zarysowanym książkowym bohaterem, z jakim się spotkałem.

Co do samego autora, to na mnie osobiście największe wrażenie podczas czytania robi zakres wiedzy Dukaja dotyczącej geografii, fizyki czy historii. Ten facet musiał mieć niezwykle nudne dzieciństwo, zdobywając tę wiedzę, a ja czułem się momentami jak malutkie dziecko zgubione w środku bezkresnego morza informacji. Ten ogrom autentycznie przytłacza i powala i na początku ciężko jest to wszystko ogarnąć. Jednak później, jak uda się wniknąć w przenikniony zimnem klimat, czytanie jest już samą przyjemnością. Dla ambitnych fanów literatury pozycja obowiązkowa!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Może nie powinienem tu jeszcze pisać, bo jestem dopiero na 93 stronie Lodu, ale jak z siebie tego nie wyrzucę to nie pożyję długo... :) Ta książka jest po prostu genialna! Jak już wspomniał PRIVAT J. Dukaj zadziwia mnie swoją ogromną wiedzą. Niektóre akapity czytam po trzy, cztery razy żeby je zrozumieć, a i to nie zawsze się w pełni udaje. Na szczęście uczę się francuskiego i słownik mam zwykle pod ręką, a i po niemiecku się u mnie w domu uczą. Z dialogami zatem nie mam specjalnie problemów. :) Podzielam zdanie PRIVATA - to najlepsza książka z jaką miałem styczność!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ten facet musiał mieć niezwykle nudne dzieciństwo, zdobywając tę wiedzę, a ja czułem się momentami jak malutkie dziecko zgubione w środku bezkresnego morza informacji.

Huh? Co to ma do dzieciństwa? Jeśli zajrzysz na koniec książki, to znajdziesz informacje o źródłach, z których czerpał Dukaj w trakcie pisania książki. Pewnie część wiedzy miał już w głowie, ale od tego są książki historyczne, żeby z nich korzystać w trakcie pisania. Zresztą praca 'u źródeł' jest jednym z elementów pracy pisarza - wypada wiedzieć, o czym się pisze. Niezależnie od tego, czy to fizyka, praca policji czy też rozkład ulic Londynu.

Na szczęście uczę się francuskiego i słownik mam zwykle pod ręką, a i po niemiecku się u mnie w domu uczą. Z dialogami zatem nie mam specjalnie problemów. :)

A co z rosyjskim? Mnie momentami z rytmu wybijały właśnie rusycyzmy. Niby język zbliżony do naszego, ale jednak momentami z kontekstu ciężko było wywnioskować znaczenie danego słowa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A co z rosyjskim? Mnie momentami z rytmu wybijały właśnie rusycyzmy. Niby język zbliżony do naszego, ale jednak momentami z kontekstu ciężko było wywnioskować znaczenie danego słowa.

No tak, zapomniałem Rzeczywiście one sprawiają momentami problemy, ale nie jest najgorzej... Jest to kolejny powód by mówić o genialności tej książki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mówicie że dobre? Ok, zapiszę w notesiku by kupić i przeczytać. Ktoś mądry napisał w "Przekroju" że Dukaj to dobry kandydat na wypełnienie luki w polskiej literaturze która powstała po śmierci Lema. Muszę to zweryfikować.

I jak tam idzie weryfikacja? A tak przy okazji tego stwierdzenia - czy się zgadzacie? Czy rzeczywiście jest ktoś, kto może wypełnić tę lukę? Czy jest to w ogóle możliwe?

Ja ze stwierdzeniem powyższym zgadzam się tylko częściowo - twórczość Dukaja może wypełnić lukę po części twórczości Lema - tej bardzo mocno intelektualnej, nieco mniej nastawionej na rozrywkę. Do pełnego zastąpięnia tej luki trzeba było połączyć Dukaja z Przybyłkiem lub coś w ten deseń :happy:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja się nie zgadzam, że Dukaj może wypełnić jakąkolwiek lukę. Ja dawałem książce ("Lód") niejedną szansę, doczytywałem do około 500 strony i.. rezygnowałem. Nie mogłem znieść tego bełkotu, specyficznego języka jakim jest to napisane. Dla jednych jest to olbrzymia zaleta, dla innych (mnie) ogromna wada. W tych dniach kiedy czytałem Lód nie potrafiłem nic napisać!;) ciągle się myliłem;) Mimo interesującej fabuły odbiłem się od tej książki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Khubas

Książka jest... wielka. Zarówno dosłownie, jak i w przenośni. Mocno specyficzny klimat nie do każdego trafia - za pierwszym razem odpadłem już na początku, za to za drugim książka mnie wręcz pochłonęła. Na uwagę zasługuje rewelacyjny motyw podróży koleją transsyberyjską. Powolne, leniwe tempo, pozornie nudny rozdział, ale jednak bardzo klimatyczny.

Jedna z lepszych książek jakie czytałem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z początku przestraszyłem się objętością tej powieści ( ponad 1000 stron! ) ale później poszło już z górki, moim zdaniem kultowa książka. Już niedługo zabieram się za następne powieści pana Dukaja :laugh:

I tu moje pytanie, jaką książkę Dukaja możecie polecić (niechcę się na nim zawieść :sweat:) ?

MSaint>>>temat z pytaniami i odpowiedziami o polecane książki znajduje się TUTAJ.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak pisałem w temacie ogólnym o twórczości Dukaja - przebijanie się przez "Lód" było dla mnie trudnym zajęciem. Może miał na to też wpływ braku czasu - bo w międzyczasie przytrafiła się również sesja egzaminacyjna, ale na pewno nie był to główny czynnik. Książkę czytało mi się trudno, ze względu na dużą ilość zdań po rosyjsku i w innych językach, poza tym czytelnik jest, mówiąc brutalnie, atakowany ogromną liczbą opisów (oczywiście wynika to z przyjętej przez autora kreacji), a fragmentów mnie fascynujących nie było aż tyle, ile się spodziewałem (opowieści o badaniach nad lutymi, badania

Tesli

, ostatnie sto stron książki, które zresztą uważam za genialne). Sam sens wszystkich działań głównego bohatera wyjaśnia się gdzieś około dziewięćsetnej strony. Niemniej uważam, że warto przeczytać - choćby po to, żeby się tym chwalić :) Bo nie wszyscy, którym dawałem tę książkę do czytania, przez nią przebrnęli.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czytałem. Czytałem. Czytałem. I czytałem. Ale w końcu nie przeczytałem...

Zabierałem się za "Lód" kilkakrotnie, co zresztą widać, gdy prześledzi się ten temat. :)

Wzbudzał we mnie mieszane uczucia. Niestety przeważało znużenie...

Już sam wygląd książki imponuje. 1056 (bodajże) stron to w końcu nie w kij pierdział, a jeśli przerobić to na klasyczne czcionki, to wyszłoby pewnie i z 2500. Ale czy ilość przeradza się na jakość? Były momenty, które mnie szokowały, ale też takie, które rozczarowały. Wciągały bez reszty i nudziły. Zachwycały i irytowały. Momentami miałem wrażenie, że Dukaj po prostu szpanuje wiedzą i umiejętnością pisania zakręconych, niemożliwie rozbudowanych zdań. Wszelakie opisy były strasznie rozwleczone i zwyczajnie nudziły. Innym razem Dukaj bawi się mną i robił ze mnie idiotę, muszącego czytać cztery razy jeden akapit, by go zrozumieć. A najbardziej irytujące było to, że bywały momenty wciągające i przykuwające do lektury.

Dajmy na to - morderca w pociągu, którym okazał się "francuski dziennikarz". Całe jego poszukiwania i zakończenie wątku. Swoją drogą - mojego ulubionego.

Gdyby nie one, już dawno zarzuciłbym tą książkę i dopisał do czarnej listy. Dukaj stworzył ciekawą, zakręconą fabułę, pełną ukrytych intryg, ale schrzanioną przez miliony nudnych zdań, nic nie wnoszących w akcję, a tylko ją spowalniających.

Co dalej? Zatrważająca ilość dziwnych frakcji, "frakcyjek", "podfrakcji" i "podfrakcji podfrakcji", ugrupowań - większych i mniejszych, sekt i wszelkiego rodzaju spędów ludzkich, którzy byli na tyle kreatywni, że wymyślili sobie supermegozakręconą nazwę, w których im więcej "ę", "ą" i innych "umlautów" tym lepiej, i w których nie połapałem się do teraz. Specjalnie pofatygowałem się znaleźć jeden z bodaj dwóch fragmentów (przynajmniej do momentu, do którego ja doszedłem), gdzie część (podkreślę - c z ę ś ć) jest wymieniona:

"(...) Ci i owi wymarli, ale też uciekali kolejni sektanci, i tak wymieniali, pokoleniami, herezjami - znajdziecie tam i nieśmierteników, i dobrolubowców, ewangelistów, żydowstwujuszczich, chłystów i skopców, szałoputów, kapitonowców, wazdychańców, skrytników, pierfiłowców, niemoliaków, nowych strigolników, fiedosiejewców, melchidezeków i babuszkinowców, pastuchowców i liubuszkinów, akulinoszców i stiepanowców, wędrownych biegunów jawnych i skrytych i skrytopodwójnych, małakanów, duchaborców, sztundystów, i tołstojowców pewno też, wioski i gminy, obszcziny całe sekciarzy innowierców, poza mapami i rejestrami cesarskiemi, poza prawem i czasem, odcięte od świata, nie znajdziecie. (...)"

Wszystko fajnie i cacy. Dukaj "naświetla" sytuację. Ale... po co to? To nie wnosi nic w akcję, a tylko irytuje, że nic nie wiesz o żadnej z tych ugrupowań. Zapamiętać to tego za cholerę nie idzie. To jeden z tych spowalniających i :przymulających" akcję momentów, których pełno w "Lodzie", i które psuły mi lekturę.

Dobra cały czas marudzę, ale plusy też są.

Bohaterowie. Każdy jest inny. Każdy ma swój charakter i każdy patrzy s w o i m i oczami na świat. Naprawdę, ten aspekt podobał mi się bardzo, a nawet bardziej niż bardzo. Poza tym - język. Może i nie podoba mi się CO pisze Dukaj, ale podoba mi się JAK to robi. Na wzmiankę zasługuje też "bogatość" książki w języki obce. Jest angielski, niemiecki, francuski i rosyjski, no i polski oczywiści.

Co dalej... Ogólny zamysł i założenia fabuły. Świetne, ale słabo zrealizowane. Gdyby streścić "Lód" do, powiedzmy, 500 stron to raz - przeczytałbym tą książkę :), a dwa - akcja byłaby szybsza, dynamiczniejsza i pozbawiona spowalniających przerywników.

Przeczytałem 454 strony - czyli jakąś połowę. Dalej nie dam rady. Wolę sięgnąć po coś krótszego, może mniej dojrzałego i bardziej banalnego, ale przynajmniej czytać z przyjemnością, a nie katować się kolejnymi zakręconymi zdaniami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@UP ciekawostką jest, że Lód miał być taką właśnie 200stronnicową książką, ale podczas pisania "sama z siebie" rozrosła się do 1000. I bardzo dobrze, bo choć rzeczywiście po pewnym czasie nie ma się siły "brnąć" dalej z czytaniem, to doświadcza się przynajmniej świata przebogatego i wiarygodnego, wraz z szalenie ciekawymi koncepcjami i ideami ^^ no i zawsze można zrobić sobie od lektury przerwę, by wrócić do niej z zapasem nowej energii :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Książkę przeczytałem ponad rok temu. Teraz czytam drugi raz i nadal nie mogę wyjść z podziwu, jak można napisać coś tak niesamowitego. Najbardziej podoba mi się bogactwo języka zawarte w powieści oraz ta szczegółowość i dosadność opisów, przez co często różne sytuacje opisane są tak, że mimo iż poruszają poważne kwestie, to wywołują uśmiech na mojej twarzy (ten z rodzaju: "To jest genialne!").

Dla wielu osób "Lód" może być powieścią zbyt trudną i z tego względu nieciekawą, ale jeżeli ktoś lubi "smakować" każde zdanie, akapit, stronę, to polecam! Zdecydowanie najlepsza powieść jaką w życiu czytałem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Właśnie czytam Lód. Przygniótł mnie na całe wakacyjne miesiące - do zanotowania - nigdy więcej nie czytać latem tak złożonych i olbrzymich rzeczy - zawsze zjawią się jakieś tygodniowe pauzy wymuszone wyjazdami i innymi rzeczami, hamujące i zaburzające ciągłość odbioru.

No ale - mimo wszystko jestem już bliski końca. Więc przede wszystkim powalający monumentalizm wszystkie te wątki... i nie tylko wątki, ale całe płaszczyzny - polityczna, religijna, społeczna, ekonomiczna, filozoficzna... w końcu gdzieś tam między nimi przetacza się fabuła, postaci dziesiątkami zyskują sympatię, albo niechęć a Lute jak się nad nimi przetaczały tak się przetaczają. Cudowny nastrój, cudowny klimat, jestem książką w drobny mak rozwalony. Do tego cały ten język, połamana składnia, archaizmy i neologizmy... Dawno nie czytałem czegoś tak oryginalnie i pięknie napisanego - samo czytanie, pomijając już treść sprawia przyjemność.

na dniach Lód doczytam więc jeszcze się zjawię i wrażenia dopiszę ;)

Jeśli chodzi o minusy, to przedewszystkim ten filozoficzny "onanizm" - zabawy autora z ideami i rozważania czysto teoretyczne... z jednej strony będące wielkim plusem, z drugiej mogą nieco zniechęcać. Poza tym niejednokrotnie narracja staje w miejscu na kilkudziesięciostronicowej opowieści z życia któregoś z bohaterów - tzn w ten sposób żmudnie i powoli buduje się nastrój całości, wszystko toczy się do przodu, najdrobniejsze szczeguły ze sobą niosąc...

w sumie minusy, które opisałem okazały się być plusami... więc w sumie można uznać je za nieważne ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...