Skocz do zawartości

Polecane posty

Fajnie! Opis walki, był dla mnie ciekawą sprawą, nigdy się z takim nie spotkałem :P. To opowiadanie, zaczyna mi się podobać coraz bardziej. Dialogi, są coraz lepsze, żarciki śmieszne, oposy ciekawe. Jest CORAZ lepiej. Ale, nawet ja znalazłem błąd! Raz, napisałeś prawie obok siebie "że". Ha! Normalnie jeden na 10! Nie, no żart :P. Błędów kontekstowych-brak, logicznych-brak, interpunkcyjnych- JEDEN!!ONENE11!! :P. Ocena: 8- na 10 (skala świat :P), "Oprawa" 8+. Jest coraz lepiej, jak dla mnie, mógłbyś to nawet wydać! :P. Pozdrawiam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję bardzo :) Żebyś się kiedyś nie zdziwił, jak w Empiku w Bestsellerach będzie "Blabla" Bylona" ;) Nie będę pisać, że żart, chociaż nim było to zdanie, bo kto wie, kto wie :D

Bardzo proszę Cię natomiast o znalezienie dania z dwoma że i interpunkcyjnym błędem :) Poprawić muszę.

Co do walki: wiedziałem, że nigdzie takiego nie widziałeś. Bo takiego nie ma. To jedyny, naprawdę. Bardzo długo go pisałem, ale jestem zadowolony.

A najbardziej jestem zadowolony z rzeczy wręcz śmiesznej - zaskoczyłem sam siebie xD Miało być inaczej, ale wywerna zadając ranę Meannorowi (pozdro Feanor :)) pokrzyżowała moje plany, i musiałem zmienić tekst. Seryjnie.

Jeszce raz proszę o podanie zdań z błędami.

Pozdrawiam :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Czuję, 'że' tego jest więcej. 'Że' absolutnie niechcący wplątałem się w niezbyt miłą rzecz." Może to nie jest nawet błąd, ale nie fajnie wygląda, moim zdaniem. (to na pewno nie jest błąd :P, ale i tak nie wygląda fajnie)

PS. Na następną część "PŻ", chyba trochę poczekacie. Teraz, muszę właściwie od początku świat wymyślić (tylko do 3 części miałem "rozpisane" w głowie wydarzenia). Ale, postaram się żeby była w przyszłym tygodniu. A potem z górki :D.

Edytowano przez gamemen97510
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

yyy. Jeśli to dobrze, to niechcący :D. Albo żarcik, jak wolisz :P. 30 strona! Mamy rocznice :D.

PS. Chcesz pogadać przez steam, priv? Łot ever? Pytam, bo mi się nudzi. Robimy offtop :P. Musimy przestać, więc między innymi dlatego taka propozycja...

Edytowano przez gamemen97510
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trzecia część w drodze - druga czeka na recenzję, oczywiście.

A recka twojego dzieła będzie, oczywiście - tym bardziej, że, jak widzę, dość przyzwoicie się rozrosło, choć oczywiście miłoby było w końcu oznać jakąś więcej niż dwulnijkową opinię na temat mojej pracy - tak tylko mówię ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hemm... hemm... hemm...

I oto jestem. Hemm...

Nie próżnowałem w tym czasie, o nie. Nie próżnowałem. Pisałem. I grałem w Mass Effect (1) :P Tym też sposobem mamy już wersję 0.55c. Ilość tekstu powiększyła się o połowę. No dobra, prawie. Jest walka. Na miecze. Nietypowa. Bardzo. Ciekawi mnie, co o niej będziecie sądzić. Ale to... później.

Obiecałem reckę, więc recka jest.

Zacznijmy od rzeczy oczywistych - tekst się zmienia, stopniowo na lepsze - zmiany w starych fragmentach są widoczne, zarysowuje się ładnie styl pisania, fabuła nabiera kształtu, podobnie jak charaktery postaci. Słowem jest lepiej niż za czasów mojej ostatniej recki, choć warstwa opisowa mogłaby być nieco bogatsza - ciut więcej szczegółowych opisów etc. Z drugiej strony - mam obsesję na punkcie detali, więc wiesz ;)

Literówki rozmaite wciąż cię nękają - kilka drobnych błędów tego pokroju (przecinki, złe odmiany, zjedzone drobne wyrazy) wyłapałem, ale prawdę mówiąc nie chciało mi się wymieniać dokładnie - wyłapiesz podczas czytania na głos - to pomaga ;)

Powiem tak - podobały mi się nowe dialogi - postacie nie stały jak kukły, co jest częstym błędem początkujących pisarzy - dialogi bez przypisów wyglądają sztywno - samo gadanie, bezruch. Tu na szczęście było inaczej.

Dalej - walka z wiwerną - przydałby się dokładniejszy opis - bo wyobrażeń odnośnie wiwerny mam kilka, a lubię wiedzieć dokładniej jak i co wygląda, ale to znowu mój odjazd. Do rzeczy - dynamizm - fajnie oddana szybkość i chaos panujący podczas walki. Jedyne, do czego się tu przyczepię to rozstrzelenie tekstu - wiem, że miało to ułatwić czytanie, ale robienie osobnego akapitu z każdego zdania jest po prostu technicznie niepoprawną, choć niezaprzeczalnie skuteczną metodą - choć sztucznie optycznie wydłużającą tekst.

Co do walki z nekromantą - nie była dla mnie do końca jasna z prostego powodu - zarzuciłeś czytelnika terminami z systemu magii, którego wcześniej nie wyjaśniłeś - takie rzeczy powinno się wyjaśniać przed walką lub w jej trakcie (choć ryzykujesz wtedy spadek dynamizmu) - inaczej czytelnik może nie zrozumieć, co się w ogóle dzieje.

Generalnie jednak - kiedy już zapoznawszy się z tym co było po pojedynku przeczytałem go ponownie - wyszedł całkiem zgrabnie. No i imię nekromanty - kozackie.

Jak już jesteśmy przy systemie magii i poziomach gestów - liczebniki zapisujemy słownie, chyba, że np. opisujesz tabliczkę, czy oznaczenie np. "Nad wejściem widniała tablica z napisem <TERMINAL 4>" ale "Nad wejściem widniała tablica sygnalizująca, że prowadziło ono na czwarty terminal". Rozumiesz chyba, o co mi chodzi.

Co to ja miałem... Ach tak - jeszcze kolega Krasnolud - fajna postać, ale pojawia się tylko w jednym akapicie - jeśli nie będzie miał znaczenia w dalszej fabule, będzie to duży błąd - wprowqadzanie w opowiadaniu tego typu postaci nie mających znaczenia dla fabuły strasznie rozmywa tekst - niepotrzebny wypełniacz.

Słowem - jest lepiej - zdecydowanie lepiej niż poprzednio - tak trzymać.

No i co z drugą częścią Oczyszczającego Światła? ;)

PS: gamemen97510@: Twoje teksty też zrecenzuję jeśli chcesz, bo widzę, że zaczynasz się rozpisywać, tylko chwilowo mój mały blok tekstu jest dla mnie większym priorytetem, jeśli wiesz, co mam na myśli ;)

Edytowano przez HidesHisFace
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O! Dziękuję. Prosiłbym o recenzję, jeśli można :D. Tylko, prosiłbym o zrecenzowanie, jak wrzucę poprawione wersje :wink: . Wtedy, będzie się je milej czytało :P. A teraz, idę odświeżać maila, czekając na odpowiedź od zarządu "Gamerar", czy zostałem przyjęty na redaktora :D. Pozdrawiam.

PS. Pytanie ciągle aktualne (na razie do Bylona, jak wrzucę wersję poprawioną, to też proszę o opinię HHF), myślę o wprowadzeniu, jakiegoś alternatywnego świata. Bohater dostał by jakąś "zabawkę" i mógłby się pomiędzy wymiarami przenosić. Co sądzisz/cie?

EDIT:

Do bylona. Nie zgadniesz, jak nazwę poprawioną wersję mojego opowiadania. Nazwę ją 0.50! Tak, skala zmian jest AŻ tak duża. Myślę, że będziesz pod wrażeniem :D.

Edytowano przez gamemen97510
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Są błędy? Na pewno. Nieścisłości? Pewnie tak... Mimo to liczę miłego czytania & proszę o szczere opinie :) Aha, musiałem podzielić na dwie części, bo forum nie chciało mi przepuścić aż tak długo posta. Tak więc z góry przepraszam za dubla jakby co ;)

Żołnierze apokalipsy

- Black, zgłoś się, odbiór.

Pozostająca w ciszy od bardzo długiego czasu krótkofalówka wreszcie ożyła. Strażnik, oparty o zaparkowanego SUVa, przeciągnął się powoli i leniwie sięgnął po radio.

- Tu Black, zgłaszam się. ? odparł znudzonym tonem. ? Gdzie do chuja pana jesteś Venom? Odbiór.

- W drodze? i wyluzuj się kurwa, odbiór ? usłyszał w odpowiedzi.

- Wyluzuj? ? zapytał drwiąco, lecz ciągle nie podnosząc głosu. ? To nie ty siedzisz na beczce prochu w podziemnym garażu, bez możliwości ucieczki, od jakiś dwóch godzin. Cholera, dziwię się jeszcze, że ochrona nie zorientowała się, że ktoś wyglądający jak jeden z nich nie patroluje terenu, odbiór.

- Nie zaprzątaj sobie tym głowy. Jeśli nadal nie wszczęli alarmu to niczego nie podejrzewają? - krótka przerwa. ? Dobra, nawet jeśli to wpierw przyjdzie inny strażnik, żeby wypytać cię o sytuację a wtedy wiesz co masz robić, nie? ? po dłuższej chwili gdy Black nie dał odpowiedzi dodał. ? To nie było pytanie retoryczne.

Szybko się zreflektował.

- Tak ? odparł leniwie przeciągając ?a? jak typowa nastolatka, która musi usłyszeć tyradę troskliwego ojczulka na temat brania drinków od nieznajomych i czy zdaje sobie sprawę z czyhających niebezpieczeństw. Zerknął na swojego Glocka 17 spoczywającego bezpiecznie w kaburze. ? Wiem doskonale co robić.

- To świetnie ? odparł w lepszym humorze Venom. ? Już za kilka minut przestaniesz się martwić, że jako jedyny w obecnej chwili narażasz swoje drogocenne życie?

- Pierdol się Venom ? wszedł mu w słowo Black nie podnosząc głosu ani o ton. ? Tylko ty z ekipy wiesz, że nie zostało mi za wiele czasu.

Na odpowiedź z drugiej strony musiał poczekać przez parę sekund.

- Hej, Venom? Jesteś tam jeszcze? ? spytał zdziwiony Black.

- Jestem, jestem? nie sraj się człowieku. ? odparł zmieszany.

- Co tak długo? Komunikowałeś się ze swoim sumieniem? ? zażartował.

- Ha, ha. Bardzo śmieszne? - wypalił sarkastycznie Venom, żeby chwilę potem się uspokoić. ? Możemy przejść do tematu?

- Jasna sprawa.

- Ile lekarze ci dają? ? nie mógł uwierzyć, że słyszy coś jakby troskę w głosie tego człowieka. A może to zakłócenia?

- Góra dwa tygodnie licząc od zeszłego piątku ? prychnął śmiechem.

- Jeszcze potrafisz żartować z takich rzeczy? ? usłyszał niedowierzający ton Venoma.

- A czemu nie? Śmiech to zdrowie jak mówi stare porzekadło, ha-ha-ha ? odparł parodiując śmiech Mandarka z prawie, że kultowej już kreskówki.

- Kurwa ? Venom nie wytrzymał. ? Czy moglibyśmy skończyć ten temat bez debilnych wstawek?

- Jak chcesz ? mruknął obojętnie Black i po chwili kontynuował. ? W teorii czternaście dni od dzisiaj, ale intuicja mi mówi, że przez tą akcję nie dożyję nawet do połowy tego czasu.

- Daj spokój? - Venom chciał coś powiedzieć, ale Black kontynuował.

- Niestety, nie wynaleźli lekarstwa na ołów tkwiący w twoim mózgu.

- I to nie rak? ? Venom zignorował kiepski żart drążąc dalej temat.

- Huh ? westchnął głęboko Black przeciągając się kolejny raz. ? Lekarze zrobili mi tyle prześwietleń i różnych badań, że równie dobrze mógłbym złapać nowotwór. Sami nie mają bladego pojęcia co to jest? Najpierw zakładali, że to rak. Potem, gdy chemia nie dała rezultatów? - mówiąc to przejechał ręką po łysinie - ? założyli, że to AIDS. Problem w tym, że nie jestem gejem, nie mam tatuaży a któreś tam z kolei badanie krwi potwierdziło, że i ta teza odpada. ? wziął głęboki wdech. ? Cokolwiek to jest, teraz siedzi wygodnie w wnętrznościach co sekundę niszcząc drobny skrawek mojego organizmu. Teraz nic nie czuję? cholera, jestem zdrów jak ryba, ale pod koniec ten nic nie znaczący wiaterek o nazwie ?choroba? przerodzi się w pierdolony huragan Katrina.

- Dlatego się zgłosiłeś?

- A ty zgłosiłeś się dla pieniędzy? ? odparł pytaniem.

- Nie. ? przyznał szczerze Venom.

- A więc masz swój powód? - odparł cicho Black zastanawiając się czy usłyszy odpowiedź.

Po drugiej stronie zapanowała cisza.

?Dobrze?, pomyślał, ?niektórych rzeczy lepiej nie wymawiać na głos?.

- Black, tu Sky. Szykuj się. Kolumna wjeżdża już do podziemnego parkingu, odbiór ? usłyszał nowy głos w krótkofalówce.

- Przyjąłem. Powiedz mi Sky? wszystko gra? Żadnych alarmów? ? zapytał się Black idąc żwawym krokiem w kierunku budki strażniczej znajdującej się przy wjeździe na piąty poziom.

- Oj ? usłyszał niewyraźne cmoknięcie. ? Jak strasznie mnie nie doceniasz? Myślisz, że co robię od ostatnich kilku godzin? To w czym jestem najlepszy. Non stop monitoruję częstotliwości ochrony budynku, policji i jeszcze innych służb ratowniczych. O, telefony ze trzech znanych postaci show biznesu też by się znalazły, ale to praca po godzinach? - roześmiał się Sky.

Black miał w zanadrzu dowcip ?Dlaczego tylko trzech??, ale darował sobie.

- Lepiej się skup. Za niedługo będziesz miał u siebie obraz prawdziwego pandemonium ? odparł niewzruszony Black doskonale zdając sobie sprawę, że to cisza przed burzą.

- Nie musisz mi tego mówić ? odparł parodiując ton rozdrażnionego nastolatka. ? Rób swoje, zaraz będą u ciebie. Sky wyłącza się, bez odbioru.

Black resztę drogi przebył z własnymi myślami.

- Wreszcie jest! ? wyrzucił jeden z dwóch strażników, plakietka mówiła iż nazywa się Mike, wychodząc naprzeciw Black?a ? Matt, gdzieś ty był? Zasnąłeś na kiblu?

- Weź mi nawet nie mów ? Black szczerze się zaśmiał. ? Wczoraj z kumplami nawpieprzaliśmy się tyle rozmaitego żarcia, że rozwolnienie złapałem. ? skłamał bez zająknięcia.

Mike ryknął ze śmiechu nie przeczuwając zbliżającej się śmierci.

- Wiem coś o tym? Pewnego razu kopnąłem się z Dominikiem, Jermainem i Susan do chińskiej restauracji na dolnym Manhattanie. Matko, złapałem takie zatrucie pokarmowe, że jak nie rzygałem to srałem aż mi dupa odpadnie ? mówił zanosząc się śmiechem.

- Nie podałeś ich do sądu? ? zapytał rozweselony Black.

- A gdzie tam? - machnął ręką Mike. ? Jak do tej pory prawnicy nie udowodnili, że McDonald robi ze swoich klientów tłuste świnie to co bym wskórał przeciw cholernym żółtkom?

- Ej, Mike! Czy ty mnie właśnie nie obraziłeś? ? zapytał sporych gabarytów drugi strażnik, który właśnie wychodził z budki.

- A jadasz w McDonaldzie, Salomon? ? spytał Mike ciągle w świetnym humorze.

- Nie, ale chyba nie muszę Ci wyjaśniać tak oczywistej rzeczy jak żarty nie przystające w pewnym towarzystwie? ? nie czekając na odpowiedź zwrócił się bezpośrednio do Black?a ? Słuchaj, zrobiłeś może przy okazji obchód? Niby to parking dla pracowników, ale nigdy nie wiadomo, który z nich pewnego radosnego dnia zakrzyknie Ci ?Allah Akbar!? do ucha.

- Ty i twoje paranoje? - westchnął Mike.

- Chrzań się Mike. ? odparł Salomon i na tym ich potyczka się skończyła.

- Idę zerknąć co tam kamery pokazują? - rzucił kierując się z powrotem do budki, która była pokojem wbudowanym w betonową ścianę z kuloodpornymi szybami.

- Zapomnij o nagich modelkach ? zaśmiał się Salomon.

- Tak, sprawdziłem kilka samochodów po drodze. Nic a nic ? skłamał kolejny raz Black.

- Naprawdę? ? strażnik podniósł pytająco brwi i Black zorientował się, że tym razem go ma. Każdy poziom garażu miał przynajmniej cztery kamery więc było niemożliwością pozostanie poza ich zasięgiem. ? Wiesz, widziałem cię jak wyłaziłeś z kibla, ale?

Przerwał mu gwałtowny pisk opon dochodzący z poziomu wyżej. Mike, który wychylił się z budki i Salomon obrócili głowy w kierunku wjazdu zapewne zastanawiając się co się dzieje. Odruchowo położyli ręce na kaburach.

- W samą porę ? mruknął Black wystarczająco głośno, aby strażnicy go usłyszeli.

- Co? ? Salomon obrócił się gwałtownie, pewnie przeczuwając jakąś cząstką umysłu nagłe zagrożenie, tylko po to aby ujrzeć lufę pistoletu przed twarzą. ? Cholera? - zdołał powiedzieć nim ktoś kogo uważał za kolegę pociągnął za spust przerabiając jego mózg na sieczkę.

Krew bryznęła obficie. Salomon z głuchym łomotem upadł na asfalt a echo rozniosło się po całym poziomie. Black błyskawicznie skierował lufę Glocka na Mike?a, który w takiej chwili dostał paraliżu. Miał sekundę, może dwie ? niewiele czasu, ale jednak ? aby skoczyć do środka budki, chwycić za leżący za ladą shotgun, odpowiedzieć ogniem a nawet włączyć alarm. Nie zrobił tego. Wpatrywał się tylko pustymi oczami na Ponurego Żniwiarza przed sobą.

- Błagam? - zaszlochał cicho nim pocisk przewiercił mu czoło sprowadzając wieczną ciemność. Osunął się powoli o ścianę budki w tym samym momencie gdy konwój pojazdów właśnie wjeżdżał na piąty poziom.

- Ostateczność nie przyjmuje błagań ? rzucił do trupa Black przyglądając się jeszcze na chwilę broni. ?Tłumik to wspaniała rzecz?, pomyślał, ?oszczędziła nam wielu problemów?.

- Kawaleria przybyła! ? rozpoznał głos Venoma dochodzący z pierwszego SUVa. ? Rób swoje.

Black tylko kiwnął głową, odczekał aż przejadą wszystkie pojazdy i jednym przyciskiem zablokował wjazd dwiema bramami zrobionymi z hartowanej stali. ?Będą potrzebowali tarana albo diamentowego ostrza, żeby się przebić?, pomyślał gdy zaciągał ciała strażników do budki. Równie dobrze mógł je zostawić, ale nie chciał dawać losowi chociaż jednej szansy na rzucenie kłody pod nogi. Będąc już w środku zgłosił się do centrali ochrony.

- Tu Matt z piątego. Jack, jesteś tam? ? zapytał zupełnie spokojnym tonem.

- Jestem, jestem. Czego cię niesie? ? odparł mu poirytowany głos.

- Zły humor?

- Szlag mnie trafia od tego gapienia się w setkę monitorów. Nie dość, że mam wadę wzroku to jeszcze migrena skoczyła na mnie jak cholerny tygrys?

- To szkoda. ? Black dodał zmienionym tonem. ? W ciele sajgon, ale spokój dla duszy.

- A, aha. ? odrzekł zupełnie inaczej Jack. ?Pamiętał o haśle? dobrze?. ? Przyjąłem. Jack wyłącza się.

- Miłego dnia. ? rzucił na odchodne Black kierując się teraz do reszty ekipy. Na razie swoje zadanie wykonał. ?Jednak brzmiało ono beznadziejne?, pomyślał jeszcze.

Czternaście SUVów różnej marki, choć przeważały Land Cruisery, ustawiono zaraz obok windy towarowej ? jednej z dwóch, które prowadziły do centrali ochrony na piątym piętrze. Black naliczył dwudziestu pięciu najemników, którzy właśnie wkładali stroje bardziej odpowiednie na akcję niż garnitur typowy dla tajniaka albo biznesmena.

- Witaj Black ? uścisnął rękę Venoma i skinął pozostałym. ? Doskonała robota.

- Nie chwal dnia przed zachodem słońca. Dopiero dostaliśmy się do garażu. Przed nami sporo pracy, nie uważasz? ? rzucił Black obojętnym tonem.

Venom, który był mężczyzną w sile wieku i emerytowanym komandosem z ostrymi rysami twarzy oraz sylwetką kulturysty zaśmiał się basowo.

- Stary, dobry Black? też nic się nie zmieniłeś od czasu służby w Afganistanie.

- Nie chciałbym was poganiać, ale akcja niedługo się zaczyna. Wypadało by zapoznać nas z planem ? rzucił jeden z najemników.

Black w ciszy udał się do jednego z SUVów, znalazł uniform odpowiedni dla swojej sylwetki i wsłuchiwał się w to co do powiedzenia ma ich dowódca jednocześnie przebierając się.

- Omawialiśmy to już wiele razy, ale kolejne przypomnienie nie zaszkodzi? - zaczął Venom. Mówił szybko, jasno i wyraźnie. W typowo oficerski sposób. ? Zaczynając od samego dołu, Inferno i Feniks zostajecie przy samochodach, kryjecie wejście na piąty poziom i szykujecie bombową niespodziankę na wszelki wypadek. Zapoznaliście się z planami, tak? ? spytał dla pewności.

- Tak jest. Wiemy gdzie są zbiorniki z gazem.

- Doskonale. ? odprawa była kontynuowana. ? Reszta z nas udaje się tą windą towarową z całym sprzętem do centrali ochrony na piątym piętrze. Nie bierzemy zakładników. Obowiązują tłumiki. Gdy sytuacja zostanie opanowana, Fox i Hound podpinają Sky?a do sieci. Całkowite przejęcie systemu ochrony będzie nam bardzo na rękę. W tym samym czasie reszta z nas bierze windy ekspresowe na 86 piętro gdzie mamy drugą centralę. Eliminujemy strażników, zakładamy centrum dowodzenia i robimy dalej swoje. Oczywiście, zakładając, że nic nie spieprzy się po drodze. Część z nas pójdzie na 80 piętro gdzie podobno serwery przetrzymują bardzo ciekawe informacje a druga na 106. Powiem wam czego szukamy gdy już dobijemy do tego punktu.

- Tak jest ? najemnicy odpowiedzi chórem.

- Jakieś pytania?

- Zawsze można je zadać w czasie pracy? - mruknął Black otwierając szerokie drzwi windy towarowej. ? Pakujcie torby panowie. ? rzucił obojętnie.

- Słyszeliście człowieka. ? odparł zadowolony Venom.

Dwudziestu sześciu najemników w pełnym rynsztunku bojowym i czarnych kombinezonach ? które miały nawet plakietki z ich ksywkami - stylizowanych na jednostki specjalne z kamizelkami kuloodpornymi, hełmami, goglami ochronnymi, uzbrojonych po zęby zabrało się do roboty. Opróżnienie bagażników z prawie sześćdziesięciu sporych rozmiarów toreb zajęło im niecałe dziesięć minut.

- Rany? jesteśmy uzbrojeni lepiej niż niejedna armia ? mruknął Fox.

- Przygotowujemy się na każdą ewentualność? - odparł obojętnie Black.

- W sumie? w końcu nikt nie próbował przejąć Freedom Tower. ? dodał Inferno.

- Ta, chociaż z tego co widzę szykujecie się, żeby wysadzić ją w powietrze? - rzucił sarkastycznie Astaroth.

- Jak mówiłem? zakładamy różne warianty ? wtrącił się Black. ? Poza tym nawet potężna eksplozja z wykorzystaniem zbiorników z gazem nie zniszczy fundamentów i nie sprawi, że wieża się zawali. Po 11 września, gdy WTC poszły w cholerę, architekci zapragnęli stworzyć twierdzę. Nawet powtórzony numer z samolotem by nie zadziałał. Zwyczajnie, kiedy zorientujemy się, że policja spróbuje zajść nas z dołu wywołamy potężny pożar. Fala uderzeniowa może zdmuchnie jeszcze coś w okolicy? - skończył obojętnie.

- Wieży nie da się przejąć. ? rzucił Venom. ? Przynajmniej nie w takiej sile jakiej jesteśmy. Wystarczy, że mając odpowiednie uzbrojenie przejmiemy centra ochrony i nic nas nie zaskoczy.

- I to ja kurwa rozumiem ? rzucił Kanibal, potężny murzyn, który zerknął do jednej z większych toreb. ? Haha, oczom nie wierzę? Najprawdziejszy minigun. Pierdolony Gatling. Venom, skąd ty wziąłeś takie zabawki? ? rzucił podekscytowany.

- Nasz pracodawca się tym zajął. ? odrzekł spokojnie Venom. ? Tak samo jak obmyślił cały plan, zwerbował was, zapłacił za wszystko i przekupił kogo trzeba.

- A? - z Kanibala jakby zeszło powietrze.

?Nic dziwnego?, pomyślał Black, ?prawie u wszystkich wzbudza pewien lęk? choć nie spotkali go osobiście jakaś część podświadomości zakodowała strach wobec tej persony. Z drugiej strony? nie wiedzą co tak naprawdę planuje?. Kątem oka zerknął na Venoma. ?Tylko my dwaj znamy całą prawdę i czekający los? dla całej ludzkości? chociaż nie sądzę, żeby on do końca wierzył w jego możliwości. Cóż, przekonamy się całkiem niedługo?.

- Czyli fakt, że dostaliśmy się tak łatwo tutaj jest również w jego zasłudze? ? kontynuował Iceberg.

- Również ? potwierdził Venom. ? Fałszywe identyfikatory, namieszanie w bazie danych i szczypta naszego uroku osobistego ? zaśmiał się.

- To po co Black musiał grzać ławę zanim przybyliśmy? ? spytał Spider.

- Bo strażnicy robią obchody? ? Grizzly puknął najemnika w czoło. ? Przecież to oczywiste.

- Przecież łącznie była ich trójka? - zaczął gdy Black wszedł mu w słowo.

- Owszem, była. Venom specjalnie wybrał piąty poziom, bo parkuje tutaj niewielu pracowników, zazwyczaj jak w wyższych poziomach nie ma miejsc a w soboty, jak dzisiaj, prawie nikt. Poza tym prowadzi tutaj tylko zjazd dla samochodów, który zablokowałem a przy okazji mamy zbiorniki gazu na bombową niespodziankę. Wystarczyło, że zgłosiłem się na obchód, zniknąłem na godzinę w łazience a potem zerknąłem na swojego SUVa czy wszystko gra. Nawet gdyby nabrali podejrzeń miałem swojego Glocka 17.

- Jak widzicie ? zaczął Venom. ? Wasz kolega ma łeb na karku a jeszcze teraz przyjacielu dostaniesz w łapy zabawkę dla prawdziwych mężczyzn. Trzymaj? - mówiąc to wyjął P90 z jednej z toreb i rzucił do Blacka. Ten przyjrzał się spluwie i powiedział.

- Śmiertelna na bliski dystans, najlepiej używać do 200m, 50-pociskowe magazynki, zabójcza szybkostrzelność. Strzelając z biodra możesz zrobić rzeźnię. Dobra broń do walki w budynkach? - powiedział spokojnie Black pobierając jeszcze kilka magazynków.

- Chyba pora zaczynać? - rzucił Venom. Złapał za krótkofalówkę. ? Sky, tu Venom, słyszysz mnie?

- Głośno i wyraźnie. Kontynuuj.

- Zaczynamy. Bez odbioru. ? rzucił jeszcze do grupy. ? Jedziemy panowie.

Wpakowali się do środka i kilka sekund później ruszyli na górę. W niezbyt porażającym tempie.

- To są chyba jakieś jaja? W takim tempie to my, kurwa, za rok dobijemy na piąte piętro. ? rzucił podirytowany Astaroth.

- Wyluzuj ? rzucił Spider. ? Mamy więcej czasu dla siebie.

- I właśnie to mnie irytuje? - reszta najemników wybuchnęła śmiechem. ? Nie żartuję.

- Ale my tak. ? rzekł rozluźniony Fox. ? Przed czym się tak spinasz, Astaroth?

- No właśnie? - dodało paru innych.

- Spinam się? Ja się kurwa spinam? ? zrobił kilka głębokich wdechów.

- Po prostu? powiedz co Ci leży na wątrobie. ? dodał spokojnie Black.

Astaroth posłał mu mordercze spojrzenie. Wreszcie zaczął mówić a z każdym słowem zdawało się, że spada napięcie jakie nagromadził w sobie.

- Chcesz? To już mówię? Już wam kurwa mówię. Idziemy na akcję, która zrobi z nas pieprzonych terrorystów i najbardziej poszukiwanych ludzi na Ziemi?

- A przynajmniej w Ameryce ? rzucił Venom wybuchając śmiechem.

- ?W dodatku, na dole, zostawiliśmy dwóch gości, którzy mogą nas upiec na rożnie.

- Jeśli jeden z nich jest daltonistą i pomyli kable to na pewno. ? uśmiechnął się Hound.

- Poza tym jak zamierzamy uciec? Po tym co odwalimy skurwiele nam nie odpuszczą. Zwalą na nas policję z całych Stanów, wojsko, marynarkę, komandosów. Rozerwą nas na kawałki. OK, przyznaję? mamy kupę sprzętu, ale nie możemy mierzyć się z armią. Nie mam kurwa pojęcia jak dałem namówić się na tą akcję. Może wy mi powiecie?

- To masz problem stary ? odparł Grizzly. ? Każdy z nas jest tutaj z własnej woli a o naszą motywację się nie martw. Skoro już tu jestem nie mam zamiaru narzekać więc weź się w garść i nie odpierdalaj maniany, bo żal dupę ściska.

- Zbytnio się przejmujesz Astaroth. ? odezwał się Venom. ? Nie działamy sami.

?Wreszcie zdecydowałeś się wyjąć asa z rękawa?, pomyślał Black.

Jego przyjaciel z wojska chwycił krótkofalówkę.

- Sky, tu Venom. Ustaw połączenie z innymi. ? nastawił maksymalną głośność aby każdy z najemników mógł usłyszeć przekaz co do cholernej sylaby.

- Ustanowione pięć minut temu. Połączenie bezpieczne. Nadawaj.

- Przyjąłem. Grupa Tango do reszty. Jesteśmy w Freedom Tower, odbiór. ? rzucił swoim najlepszym oficerskim tonem.

- Grupa Bravo, jesteśmy na pozycjach przy Bank of America Tower. Czekamy na sygnał, odbiór.

- Grupa Charlie zgłasza się. Zajęliśmy pozycje przy Zaporze Hoovera. Brak problemów jak na razie, odbiór.

- Grupa Szpada zgłasza się. Mamy drobne opóźnienie i zmianę planu, ale większość ludzi zajęła pozycję w okolicach Kongresu, Senatu i Białego Domu. Nie wzbudziliśmy żadnych podejrzeń. Czekamy na sygnał, odbiór.

Winda towarowa minęła parter kierując się na pierwsze piętro w ślimaczym tempie. Nie wybuchł żaden alarm, ale mimo to cisza była przerywana tylko oddechami najemników? i kolejnymi komunikatami.

- Oficer grupy Delta zgłasza się, odbiór.

- Czołem Spencer, ty stary buraku. Jak w Virginii? ? Venom przerzucił się na luźniejszy ton.

- Beznadzieja Venom. Chłodno i mokro. Już wolałbym być w Kalifornii? ale do rzeczy. U mnie wszystko gra. Delta 1 jest gotowa do dywersji w okolicy siedziby CIA. Delta 2, gotowi przy Centrum Badań NASA, Delta 3 może już teraz zrobić burdel w bazie sił powietrznych w Langley.

- Wszystko jak w zegarku Spencer. Wyśmienita robota. Bez odbioru.

- Grupa Echo. Mam ludzi rozstawionych na Grand Central Terminal, stacji Columbus Circle oraz Penn Station. Stąd widać nawet Freedom Tower. Szykuje się niezły chaos, odbiór.

- Grupa Gamma zgłasza się. Zbliżamy się do Krzemowej Doliny. Nastraszymy paru zadufanych w sobie, bogatych skurwieli, odbiór.

- Grupa Omega? - komunikat był przerywany zakłóceniami. ? Mamy na widoku Canberra Deep Space Communications Complex. Jeszcze zajmujemy pozycję, odbiór.

- Grupa November, jesteśmy na pozycjach w okolicy elektrowni atomowej Indian Point, odbiór.

- Grupa Foxtrot, siedziba NSA w Maryland w zasięgu wzroku. Zajmujemy pozycje. Czekamy na dalsze rozkazy, odbiór.

- SkyNet ? Black usłyszał znajomy głos. ? Rozwinęliśmy sieć, czekamy na przynętę, odbiór.

- Sky, daruj sobie ten żargon ? mruknął Venom.

- Przyjąłem szefie. Czekamy aż Omega wykona swoje zadanie. Na razie nic się nie dzieje, ale jak myślę co będzie za chwilę? przechodzą mnie dreszcze ekstazy, bez odbioru.

- Oto jest prawdziwy pasjonat swojej pracy ? powiedział spokojnie Black.

- Grupa Tango do wszystkich. Połączenie sprawdzone. Postępujcie zgodnie z planem. Powodzenia i udanych łowów, bez odbioru. ? wetknął krótkofalówkę za pas. ? Wszyscy mają komunikatory? ? mówiąc to wskazał na białą słuchawkę wetkniętą za ucho. ?Jak tajniacy?, pomyślał Black.

- Tak jest szefie ? odparła część najemników.

- Nie wierzę? - Astaroth prawie, że panikował. ? Nie wystarczy wam, że sami będziemy terrorystami, ale jeszcze staniemy się częścią największego ataku na Stany Zjednoczone od 11 września?

- Czemu by nie? ? rzucił zamyślony Fox. ? Czymś wpiszemy się w annały historii?

- I to jeszcze nie własnymi imionami? - dodał Hound sprawdzając kolejny raz karabin SCAR.

- Jezu? - Astaroth wyglądał jak ofiara ciężkiego szoku, która jedyne co potrafi to lamentować nad własnym losem. Nie zauważył jak Venom wyciąga USP z kabury, montuje tłumik i zrobiwszy dwa kroki celuje w jego głowę kiedy reszta zamarła w absolutnej ciszy. ? Wy nie chcecie wykonać jednego ataku tylko całą pierdoloną serię, która ma rzucić kraj na kolana. Jesteście szaleni? wam odjebało. Nie, zatrzymajcie tą windę. Nie przyłożę do tego ręki! ? kompletnie się załamał.

- Każdy z nas ma powód, dla którego tu jest. Może się nawet okazać, że dzielimy go wspólnie, ale najwidoczniej ty poszukiwałeś łatwego zarobku. Wybacz mi bracie małej wiary, ale muszę to zrobić ? rzekł ze stoickim spokojem Venom i nie czekając na odpowiedź wystrzelił.

Ciągnącą się przez parę chwil ciszę złamał Black.

- Mogłeś sobie darować religijną gadkę Venom. Dla mnie stworzenie zagrożenia dla operacji jest wystarczającym powodem do egzekucji polowej. ? rzekł zdawkowo.

- Możliwe ? odparł bez przekonania chowając USP do kabury. ? W tamtej chwili to wpadło mi do głowy i może nawet mam rację?

- Któż to wie? ? westchnął Black. ? Nieważne kim jest ten nasz pracodawca, ale musi być cholernie bogatym i charyzmatycznym skurwysynem skoro nakłonił do współpracy w takiej operacji prawie tysiąc osób?

- Tysiąc? ? powtórzył niedowierzająco Fox.

- Nie wydaje mi się, żeby na taką skalę zatrudnił mniejszą ilość ludzi. Siedziba CIA, NSA, Kongres, Biały Dom? rzeczywiście, gdy człowiek za dużo o tym myśli to ciarki przechodzą go po plecach, ale chyba nie zamierzacie wycofać się z takiego powodu, co? ? zwrócił się do wszystkich Black.

- Już za późno, żeby się wycofać. Siedzimy razem w tym gównie ? odparł głośno milczący do tej pory Liquid i wyciągnął butelkę Bolsa. ? Holenderska. Całkiem niezła. To co, po kielichu?

- Mamy z bazy ciągnąć? ? spytał niepocieszony Spider.

- Myślisz, że czemu mam taką ksywkę? Akurat w tej torbie przygotowałem cały zastaw? - odparł. ? Można szefie?

- Po jednym kielichu. Nie chcę, żeby ktoś z was spił się i przejechał kolegom seriami po plecach. ? odparł Venom po czym podstawił przed chwilą wyjęty kieliszek. ? Nalewaj.

- Szkoda, że takich oficerów nie miałem w armii? - rzekł melancholijnie Hawk.

- Nie byłeś w mojej jednostce? - odparł Venom ? Ale co się odwlecze to nie uciecze jak mawia stare przysłowie. ? odczekał aż Liquid naleje wszystkim po czym dodał. ? Za was kompanio braci.

- Za ciebie szefie ? odparli chórem najemnicy.

- Za koniec ? szepnął Black i strzelił kolejkę z innymi w towarzystwie martwego kolegi.

Zatrzymali się w połowie drogi między czwartym a piątym piętrem.

- Zamontować tłumiki, nałożyć gogle ochronne, kominiarki , założyć hełmy. Wchodzimy do akcji za trzydzieści sekund ? rzucił rozkazująco Venom.

?W jednej chwili wspólne picie, w drugiej mordowanie? ależ mamy huśtawki sytuacji?, pomyślał Black sumiennie wykonując polecenia. ?Ciekawe czy ci w centrali coś podejrzewają??

- Tango do Bravo, Tango do Bravo. Czerwony październik, powtarzam, czerwony październik. ? rzucił Venom do krótkofalówki a winda ruszyła dalej z każdą sekundą przybliżając najemników do celu.

- Jednak czekanie jest najgorsze? - mruknął Hound.

- Black, Fox, Eagle, Joker... ? wyliczył Venom. ? Wyskakujecie pierwsi i masakrujecie ogniem ciągłym każdego kto się wychyli. Będą zaraz po waszej prawej, jasne?

- Tak jest ? odparli wspólnie mocniej zaciskając uchwyty na trzymanych spluwach.

Adrenalina daje o sobie znać. Black czuje niesamowicie szybką pracę serca, nieprzyjemny uścisk w żołądku, ale ma też wrażenie jakby wyostrzyły mu się zmysły? Inni mają podobnie. Może nawet odczuwają lęk? Nie są te złe uczucia. Nawet zaprawieni w zabijaniu komandosi odczuwają strach, który potrafi też być siłą napędzającą ludzkie działania. Black lekko kuca. Tak na wszelki wypadek, żeby strażnicy nie mieli łatwego celu. Reszta podąża jego śladem.

- 5 sekund ? mówi Venom w tym samym czasie kiedy padają pierwsze strzały z Banku Ameryki.

?Tak mało czasu a każda chwila zdaje się trwać wieczność? Zdecydowanie za długo tego nie robiłem?, zdążył pomyśleć Black nim winda zatrzymała się a Venom z Kanibalem sprawnym ruchem otworzyli drzwi.

Nie namyślając się za wiele wyskoczył na zewnątrz w pozycji przykucniętej najbardziej na lewo aby zrobić miejsce dla pozostałej trójki, która wychodzi zaraz za nim błyskawicznie kierując lufy pistoletów maszynowych na prawo. Nim Black otwiera ogień rejestruje przynajmniej trzydziestu strażników ?rozrzuconych? na całym pomieszczeniu. Kilku z nich gra w karty przy stole, kolejni stoją przy otwartych windach ekspresowych z wyrazem zdziwienia na twarzy a reszta zerka na setki monitorów rozstawionych przy ścianie. Mija może chwila zanim orientują się w wtargnięciu nieproszonych gości, jednak z ciągle tkwiącymi pistoletami w kaburach nie mają najmniejszych szans. Black nawet nie przymierza. Naciska spust i nie puszcza go dopóki nie wywala całego magazynku z biodra co trwa góra sześć sekund. Fox, Eagle i Joker robią to samo sprowadzając pandemonium śmierci oraz zniszczenia na kompletnie zaskoczoną ochronę. Umarli z przerażeniem na twarzach jeszcze długo podrygując od kul po tym jak ostrzał posłał ich na łono Abrahama. Karty opadały powoli na podłogę a z rozbitych monitorów jeszcze sypały się iskry gdy do pomieszczenia ochrony weszła reszta ekipy.

- Sprawdzić ciała. ? zarządził Venom.

- Po co? Widać, że są martwi bardziej niż rock? - odparł Joker opierając broń o ramię.

- Dla samej pewności ? skontrował Black sprawdzając puls kolejnego, podziurawionego strażnika. ? U mnie nic ? dodał.

- U mnie też. Są bardziej martwi niż to potrzebne ? dodał Fox.

- Same trupy? - zaczął Joker.

- O, ja chyba mam jednego żywego? w każdym razie ledwo. ? rzucił Eagle kierując wzrok na Venoma. Ten skinął głową, wyciągnął USP i dobił umierającego. Jeszcze jeden cichy trzask iglicy zakończył kolejne istnienie?

- Pomieszczenie zabezpieczone ? zakomunikował Black.

- Przystępujemy do dalszej części planu ? rzucił Venom. ? Fox i Hound, wiecie co macie robić. Reszta z was, siódemkami do wind. Inferno, Feniks, jaka sytuacja u was?

- Na razie brak problemów. Jesteśmy prawie gotowi. Wypakowaliśmy i rozłożyliśmy większość ładunków, ale kable i detonatory nie są gotowe.

- Uwiniecie się w dziesięć minut?

- Bez żadnego problemu. Inferno, wyłączam się.

Po chwili trzy ekspresowe windy ruszyły na górę z każdą sekundą przybliżając nowe żniwo śmierci. W tym samym czasie pierwsze jednostki policji reagują na telefony 911?

- Tango do SkyNetu, Tango do SkyNetu ? Venom nadał na krótkofalówce. ? Sky, zgłoś się.

- Sky, zgłaszam się. Wchodzę do systemu? przejmuję? wyłączam kamery? OK, zrobione. Panuję nad wszystkimi zabezpieczeniami od parteru do czterdziestego piętra. Mogę już mieć obraz z prawie każdego miejsca w budynku. Na razie panuje spokój. Chyba rzeczywiście nikt się nie zorientował, że coś nie gra.

- Taki stan nie potrwa wiecznie. ? odparł Venom. ? Bądź w pogotowiu Sky.

- Żartujesz? Przecież właśnie po to mnie macie? zostaje na nasłuchu.

Minęli sześćdziesiąte piętro?

- Czy Sky czasem nie mówił, że przejmie system całego budynku? ? rzucił Iceberg sprawdzając broń.

- Mówił, mówił? - odparł Venom. ? Najwidoczniej jednak nie byli na tyle głupi, żeby stworzyć jedną sieć dla całego budynku. Podejrzewałem, że tak może się stać dlatego jest to też jeden z powodów, dla którego musimy załatwić skurwieli w drugiej centrali.

- Wiadomo szefie ? dodał Hawk.

Byli prawie u celu. Zostało tylko kilka pięter.

- Sky do Tango, szykujcie granaty błyskowe. Strażnicy coś podejrzewają? Pewnie zdziwili się, że kierują się do nich naraz trzy windy. Próbowali skontaktować się z centralą na dole, ale wiadomo z jakim skutkiem.

- Przyjąłem. Próbowali zaalarmować kogoś na zewnątrz?

- Nie mogą. ? odparł wesoły Sky. ? Może i nie kontroluję całego budynku, ale centrale mają bezpośrednie połączenie w sieci. Żaden sygnał alarmowy nie opuści 86 piętra.

- Powiedz jeszcze ilu ich jest.

- Góra pięćdziesięciu.

- Zrozumiałem ? rzekł do wszystkich. ? Uwaga, mogą się nas spodziewać. Naszykować granaty błyskowe. Tłumiki nadal obowiązują. Piętnaście sekund.

Black nie czuł już niczego poza ogarniającym go lodowatym spokojem i pewnością, że również z tego starcia wyjdą zwycięsko. Ding! W tym samym momencie windy dobiły na miejsce. Nim jeszcze drzwi rozwarły się do końca do pomieszczenia wpadło kilka granatów błyskowych. Dla większości ochroniarzy oślepiająca jasność była ostatnia przed wieczną ciemnością. Nawet spodziewający się kłopotów strażnicy nie mogli równać się z siłą ognia dzierżoną przez najemników Venoma. Zostali błyskawicznie zmasakrowani a krew udekorowała i to pomieszczenie? Jedyną różnicą było to, że przynajmniej dwóch z nich zdołało odpowiedzieć ogniem co skutecznie zawęziło czas na przygotowania do dalszej części operacji.

- Sky, tu Venom. Czy ktoś słyszał strzały?

- Ciężko powiedzieć? ludzie do dwóch pięter pod wami coś słyszeli? jestem pewien. Widziałem jak drgnęli gdy ochroniarze wypalili z swojej broni, ale może szczęśliwie dla nas to zignorują. Przynajmniej jeszcze na kilku minut.

- Spokojnie. Nie potrzebujemy kilku minut. Wystarczy pół.

- Przyjąłem. Monitoruję dalej sytuację.

- Fox, Hound, zwijajcie się do nas. Teren zabezpieczony.

- Fox, przyjąłem. Będziemy u was za chwilę.

- Inferno, tu Venom . Jak sytuacja wygląda u was?

- Skończyliśmy. Niespodzianka gotowa, bierzemy resztę ładunków i? - odchrząknął. - Pozwolenie na własną inicjatywę. ? Venom tylko odparł.

- Udzielone. Róbcie swoje i powodzenia. ? po chwili zwrócił się do zgromadzonych w centrali. ? Hawk, Eagle, Sharpshooter, bierzcie swój sprzęt i zapieprzajcie na dach.

- Oby mieli windę, bo na sto trzydzieste z buta nie mam zamiaru popierdalać? - rzucił Sharp zbierając torby.

- Na pewno mają ? pocieszył go Hawk nim wyszli z centrali.

- Sky, łącz mnie z nim ? mruknął zdawkowo Venom i pogłośnił krótkofalówkę na maksimum.

- Robi się? połączenie za trzy, dwie, jedna?

- Witaj Venom ? najemnicy usłyszeli zimny, ociekający mrokiem, wzbudzający lęk u każdego głos dochodzący z drugiej strony. ? Czy wszystko idzie zgodnie z planem?

- Naturalnie. Dlatego też dzwonię? Centrum ochrony przejęte. Czekam na informacje czego moi ludzie mają szukać na 80 i 106 piętrze ? odparł wyważonym tonem Venom.

- Ależ oczywiście? - rozmówca zaśmiał się niczym demon z najgłębszych otchłani piekielnych. ? Nie mogłem przecież zapoznać was ze wszystkim na początku, prawda? Piętro 80, zachodnie skrzydło, biuro numer 455. Twoi ludzie mają być gotowi do zgrania informacji, które zaczną napływać z serwerów CIA po tym jak SkyNet odpali globalny atak hakerski? w tym i na ich sieć.

- Zrozumiałem. Czy mają to być specyficzne informacje?

- Bynajmniej. Selekcję zostaw mi. Teraz piętro 106. Północne skrzydło, biuro 503, rozpoznacie je po tym, że będzie szczególnie chronione. Za dokładnie dwadzieścia minut twoi ludzie mają podpiąć znajdujący się tam komputer do sieci budynku opanowanej przy Sky?a.

- Przyjąłem. Będziemy gotowi. ? odparł z stoickim spokojem Venom.

- Za to ci płacę. ? mruknął pracodawca po czym rozłączył się.

- Niesamowite? - Grizzly przełamał ciszę. ? Skąd on to wszystko wie? Skąd może wiedzieć?

- A czy to ważne? ? odparł Black. ? Informacja jest pewna i lepiej zrobimy jak ją wykorzystamy.

- Black ma rację ? dodał Venom. ? Joker, Liquid, Grizzly, Kannibal i Spider idziecie z nim na dół. Fox i Hound wraz z Icebergiem, Dexterem oraz Spawnem zostają w centrali. Reszta idzie ze mną na górę. Są jakieś pytania?

- Za ile mamy ruszać? ? zapytał Black uzupełniając amunicję do P90.

- Zaczekaj? - chwycił krótkofalówkę. ? Sky, tu Venom. Co z grupą Omega?

- Moment? - w tle słychać było ekspresowe wstukiwanie klawiszy. ? Są już w ośrodku i za góra sześć minut wprowadzą SkyNet do sieci. Cztery minuty dalej odpalamy nasz atak.

- Czy spodziewają się jakiś kłopotów?

- Czemu by mieli? Dzięki naszej interwencji pracownicy stacji nie zdołali wysłać sygnału alarmowego do pobliskiej policji ani nawet wojska, ale ludzie z Omegi poszli po całości bez tłumików, w dodatku z całkiem pokaźnym użyciem ładunków wybuchowych więc spodziewam się, że za góra dwadzieścia minut będą mieli towarzystwo australijskiej policji.

- Banda kretynów ? Venom przeklął pod nosem. ? Powiedz mi lepiej co z Bravo.

- Z przyjemnością ? odparł wesoło Sky. ? Robią całkiem niezłą rzeźnię? zapewne gdybyście byli na zewnątrz huk wystrzałów doszedł by i waszych uszu, ale do rzeczy? Dwóch najemników zostało w holu na parterze i muszę powiedzieć, że radzą sobie całkiem nieźle. Mają po dwie sztuki ciężkich karabinów maszynowych, masę amunicji i w cholerę zabawy.

- Streszczaj się.

- Oczywiście? Reszta z nich przelała trochę biznesowej krwi, ale barykadując się na piętnastym piętrze odcięli drogę ucieczki dla reszty pracowników. Mają kilka setek zakładników do wymiany? i policja podejrzewa, że raczej będą żądać okupu. Płonne nadzieje. W każdym razie twoi kumple zwrócili uwagę całej nowojorskiej policji i kilku znanych mediów więc jeszcze będziecie mieć spokój.

- Nie obawiaj się. Nie na długo. Informuj nas na bieżąco. Venom wyłączam się.

Zapadła chwilowa cisza w trakcie, której najemnicy czynili ostatnie przygotowania do dalszej części ?przedstawienia?.

- A jeszcze nawet wszystkie grupy nie wykonały swoich celów? - zaczął Liquid.

- Ha ? roześmiał się Spider. ? Manhattan obudzi się jutro z ciężkim bólem głowy.

- Jak i cała Ameryka przyjacielu. Cała Ameryka. ? odparł Venom.

- Co mi kurwa po jednym kraju? ? mruknął niepocieszony Kanibal. ? Możemy rzucić świat na kolana.

- Nie zapędzaj się za bardzo, terminatorze ? wypalił sarkastycznie Black. ? Jak uda nam się wyjść z cało z tego burdelu to pomyślimy co robić dalej. Co nie, Venom?

- Nie znam szczegółów naszej ucieczki, ale nawet jakby plan nie wypalił to powiem wam w czym byłem równie zajebisty w wojsku? w improwizacji. ? zerknął na zegarek. ? Jeszcze trzy minuty.

- Zastanawia mnie jedno? - zaczął Joker. ? Co jest dywersją a co częścią planu?

- Sieć powiązań? semantycznych tuneli. ? odparł znudzonym tonem Venom. ? Dla mnie na pewno atak hakerski, który mają przeprowadzić już za raz jest odwróceniem uwagi. Z kolei, dla Delty, która weźmie się za CIA to my, tutaj w pieprzonym Nowym Jorku, jesteśmy dywersją. Szczerze mówiąc mało mnie to obchodzi? Wiedziałem tylko o istnieniu innych grup w czasie tej operacji i o ich celach, nic więcej. Po prostu nie zaprzątam sobie głowy niepotrzebnymi szczegółami.

- Wiadomo szefie ? ziewnął Black. ? Panowie, idziemy. Teraz na całość. Zdjąć tłumiki. Pora aby mieszkańcy Manhattanu przekonali się, że problemy czekają ich nie tylko w Banku Ameryki.

- Oorah! ? odkrzyknęli najemnicy ruszając za Blackiem.

- Inferno, tu Venom. Zgłoś się. ? rzucił Venom do komunikatora.

- Inferno zgłasza się? - w tle słychać dwie, może trzy serie z karabinów i krzyki ludzi.

- Wszystko gra? Słyszę, że nie próżnujecie?

- Tak jest szefie. Przebijamy sobie drogę do drugiej klatki schodowej na zachodnim skrzydle. Wschodnie schody na piątym piętrze są już zaminowane i dałem cynk Sky?owi, żeby dał znać kiedy policja spróbuje nimi wejść? Czekaj. ? słychać jakby ciszej. ? Feniks, na prawo. Uważaj!... Wow, ale skurwiela rozerwało. Dum-dum zamontowałeś? ? odpowiedzi Venom nie słyszy.

- Gdy zrobicie swoje spróbujcie przebić się do nas na górę.

- Inferno, zrozumiałem.

Reszta najemników jaka została w centrum szykowała punkt dowodzenia zanim będą musieli udać się na 106 piętro.

- Jak długo zamierzamy tutaj siedzieć? ? spytał Dexter.

- Ile będzie trzeba? - odparł spokojnie Venom lustrującej wzrokiem wyposażenie.

- Co, srasz w gacie, że nie damy rady się przebić? ? wypalił sarkastycznie Spawn.

- Nie o to mi kurwa chodzi. Mamy amunicję, żywność i inne duperele, ale wszystko się kończy. W regularnej walce ogniowej nie wytrzymalibyśmy nawet dwóch dni? - odparł Dexter.

- Nie zamierzam siedzieć tutaj siedzieć tak długo ? uspokoił go Venom. ? Sprawdźcie zegarki. Jest 10:15. Minęła dopiero godzina jak wcieliliśmy plan w życie. Zakładając, że wszystko pójdzie dobrze ewakuujemy się z budynku za góra sześć godzin.

- Można poznać jej metodę? ? spytał Hound.

- Ależ oczywiście? - odrzekł Venom ukazując zawartość jednej z toreb. ? Spadochrony dla każdego.

- Pomysł kurwa świetny ? rzucił Spawn. ? Ale czy czasem jebane psy nie będą miały snajperów?

- A dlaczego posłałem trójkę na dach? ? skontrował pytaniem Venom.

- Oby byli dobrzy, bo nie chcę mieć odstrzelonego tyłka ? dodał Dexter.

- Pora się zwijać ? powiedział Venom zerkając kolejny raz na zegarek. ? Wasza piątka zostaje w centrali i zabezpiecza perymetr. Nie dajcie się zaskoczyć. Reszta z nas idzie ze mną na sto szóste. Pora na konkretną zabawę. ? po chwili nadał w komunikatorze. ?Black, tu Venom. Zgłoś się.

- Czekajcie.

Black wstrzymał najemników gestem ręki, którzy zaraz ? jak rasowi wojskowi ? rozstawili się kryjąc każdy możliwy kierunek skąd mogło by przyjść zagrożenie. Obecnie znajdowali się na klatce schodowej 81 piętra i nie napotkali jeszcze żadnych spanikowanych cywili. ?Możliwe, że korzystają z wind? Dobrze, że Sky jeszcze ich nie zablokował?, pomyślał Black nim odpowiedział do nadajnika.

- Venom, tu Black. Zgłaszam się. O co chodzi?

- Zwyczajnie sprawdzam sytuację. Wasz status?

Black machnął ręką wskazując, że najemnicy mogą kontynuować. Schodząc na osiemdziesiąte odparł.

- Wszystko gra. O dziwo jeszcze nie mieliśmy kogo zastrzelić? Najwidoczniej panika nie wybuchła.

- Nie? ? spytał szczerze zdziwiony Venom. ? Chyba jednak przeceniłem fakt, że huk broni z piątego może dojść aż do was.

- Z piątego? ? teraz to Black nie wiedział o co chodzi.

- Inferno i Feniks robią zadymę na własny rachunek przy okazji minując przynajmniej dwie klatki schodowe na wyższe piętra.

- A, przyjąłem. W takim razie kontynuujemy.

- Zrozumiałem. Róbcie swoje, Venom wyłącza się.

- Rozstawcie się ? rozkazał Black gdy znaleźli się tuż przy wejściu do pomieszczeń biurowych na 80 piętrze.

Z planów, które przeglądał wynikało ? oprócz tego, że zbudowana w 2014 roku Freedom Tower była cudem architektury ? iż piętra biurowe nie mają stałego patentu rozkładu pomieszczeń. Różnią się też wielkością. Black nie uznał tego za specjalny kłopot. Średnio w jednym skrzydle ? a piętro, na którym się znajdowali posiadało dwa ? mieściło się czterdzieści pomieszczeń. Najwyżej stracą kilka minut.

Już miał otwierać gdy z drugiej strony doszły go głosy? zbliżały się.

- Spider, bliski kontakt, szykuj się ? szepnął Black.

- Dlatego uwielbiam shotguny ? cicho zachichotał Spider przymierzając Benellim M4 w drzwi.

- I nie masz pojęcia co się dzieje? ? najemnicy już słyszeli zbliżających się strażników.

- Żadnego. Nie odpowiada centrala za piątki ani kurwa z osiemdziesiątki szóstki i to mnie martwi najbardziej.

- Żartujesz? Pewnie jakiś debil wylał kawę na konsoletę i z tego wy?

Spider nie potrzebował sygnału. Z uśmiechem na ustach pociągnął za spust, zamortyzował odrzut i poprawił drugi raz wywalając sporę dziurę w drzwiach. Strażnicy nie zdołali nawet krzyknąć?

- Ale tandeta? - mruknął jeszcze nim odezwał się Black.

- Do środka! Raz, raz, raz! ? wydarł się wbiegając do środka po dogorywających ochroniarzach. ? Czysto! ? reszta poszła w jego ślady kryjąc perymetr.

Obecnie na wprost, wzdłuż okien, oraz na lewo ciągnęły się korytarze. Black nie namyślał się za wiele i nie tracił czasu na podziwianie wystroju. Miał zadanie do wykonania.

- Ja i Spider idziemy na wprost. Reszta z was na lewo. Szukać ?455?. ? rzucił szybko kierując lufę na pracownika, który zapewne usłyszawszy strzały postanowił sprawdzić co się dzieje. ?Ciekawość to pierwszy stopień do piekła? potem się spada?, pomyślał Black nim pociągnął serią po garniturze zabryzgując go krwią. Dały się słyszeć krzyki przerażenia z innych biur.

- Sprawdzać każde Black? ? spytał Liquid.

- Nie. Walcie do wszystkiego co pojawi się przed wami, ale nie traćcie czasu? Wiemy czego szukamy i na tym się skupmy. Do roboty. ? powiedział i najemnicy w lekko przykucniętych pozycjach ruszyli na poszukiwania.

W międzyczasie Venom ze swoją grupą jechali windami na sto szóste.

- Sky, tu Venom. Daj mi raport sytuacyjny.

- Jestem Venom. Grupa Charlie i Gamma weszły już do akcji. Nie napotkali znacznych problemów i prawdopodobnie za jakieś pół godziny tama pójdzie w cholerę. Gamma jeszcze na własną rękę spróbuje dorwać się do ?magazynów technologii? jakiegoś centrum badać NASA. U Omegi wszystko gra? czynimy ostatnie przygotowania do ataku. To będzie po prostu wspaniałe ? Sky nie mógł powstrzymać entuzjazmu bijącego z każdego słowa.

- Co z resztą?

- Jeszcze czeka na sygnał. Poza tym, niedługo będziecie mieli policję na karku? Wreszcie wiedzą co się tutaj święci? - po krótkiej przerwie. ? No proszę? dodali dwa do dwóch.

- Coś konkretnie przez to rozumiesz? ? spytał spokojnie Venom.

- Przekonaj się sam. Przełączam na częstotliwość radiową.

Sky umilkł. W jego miejsce pojawiła się cała nawałnica komunikatów radiowych co rusz zalewających eter. Z tony przerzucających się kodów Venom wyłapał jeden, który szczególnie go interesował.

- Centrala do wszystkich jednostek, centrala do wszystkich jednostek. Ogłaszamy poziom czwarty mobilizacji. Wszyscy funkcjonariusze mają natychmiast zgłosić się na służbę. To nie są ćwiczenia. W całym Nowym Jorku obowiązuje kod 10-71, powtarzam kod 10-71. Mamy prawdopodobnie uzbrojonych i wyjątkowo niebezpiecznych napastników w Freedom Tower. Jednostki SWAT zostały już powiadomione. Powtarzam, czwarty poziom mobilizacji?

- Zaczęli was brać na poważnie ? rzekł rozbawiony Sky.

- Nie mogą mieć jednak aż tak łatwo? - mruknął Venom chwytając krótkofalówkę. ? Grupa Echo, możecie zaczynać.

- Przyjąłem. Odpalamy ? usłyszał w odpowiedzi i chwilę potem dla pasażerów metra rozegrało się prawdziwe piekło.

W tym momencie w różnych miejscach na Grand Central, stacji Columbus Circle na 59 ulicy oraz Penn Station, które obsługuje 600 tysięcy pasażerów dziennie eksplodują ładunki wybuchowe, zapalające a nawet gazowe o różnej mocy siejąc zniszczenie na nic nie spodziewających się mieszkańców Manhattanu. Dalej żniwo śmierci kontynuuje panika oraz ?grupy szturmowe? Echo, które schowane w pomieszczeniach konserwacyjnych ruszają do akcji wzmacniając efekt chaosu. Jednostki NYPD prawie natychmiast reagują na atak, ale słaba broń osobista a nawet shotguny nie mogą równać się z ciężkimi karabinami maszynowymi i kamizelkami kuloodpornymi.

Kilka minut później informacja dociera do Białego Domu?

- Panie prezydencie. Doszło do poważnego incydentu ? o sytuacji powiadomił go szef Departamentu Stanu. ? Grupy uzbrojonych napastników? w tej chwili nie mamy pewności czy są to terroryści? dokonały ataków na budynek Banku Ameryki oraz Freedom Tower. Przed chwilą dostałem też krótki raport o eksplozjach z kilku stacji metra na Manhatannie. Nie wiemy jeszcze czy to dzieło tej samej grupy. ? mimo powagi całej sytuacji zachowywał spokój w głosie.

- Daruj mi. Nawet dziecko zauważy zależności. Czy zostały już podjęte odpowiednie środki? ? prezydent nie okazał emocji w głosie trzymając nerwy na wodzy.

- Tak. Nowojorska policja ogłosiła stan najwyższej mobilizacji i zagrożenia na cały stan. Zmobilizowałem również pobliski garnizon Gwardii Narodowej.

W tym samym czasie Venom odpalał kolejne fajerwerki?

- Grupa Delta, November i Foxtrot? Ruszajcie do ataku.

- Przyjęliśmy, atakujemy.

- Charlie, wysadzajcie zaporę.

- Robi się. ? nim komunikat się kończy słychać w tle basowe dudnienie.

Do Gabinetu Owalnego wpada zdyszany szef Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

- Rozmawiałem właśnie z szefem CIA. Ktoś atakuje ich siedzibę w Langley jak i tamtejsze centrum badań NASA i bazę sił powietrznych. Atakuje? nie mogłem w to uwierzyć? - zrobił chwilę przerwy aby złapać oddech. Już miał mówić gdy zadzwonił telefon. ? Tak, przy telefonie? CO?! Boże? - zwrócił się do prezydenta. ? Wysadzili Zaporę Hoovera. ? odparł głosem nie głośniejszym niż szept.

- Panowie? - prezydent powstał. ? Nasz kraj ponownie znalazł się w obliczu niespotykanego ataku nienawiści na naszych obywateli. Naszym obowiązkiem?

- Szpada?

-? jest zrobić wszystko co w naszej mocy aby powstrzymać tych degeneratów oraz przywrócić ład i porządek nim żniwo śmierci osiągnie przerażające wyniki.

-? ruszajcie do akcji.

- Z dzisiejszą chwilą ogłaszam najwyższy stopień zagrożenia terrorystycznego oraz podwyższoną gotowość wszystkich sił zbrojnych na terenie Stanów Zjednoczonych Ameryki i baz zamorskich wliczając w to wojska strategiczne. Macie wykorzystać maksymalnie cały arsenał waszych instytucji aby powstrzymać tych szaleńców. Czy to jest jasne?

Szef DBW już miał odpowiadać gdy nagle zauważył za oknem jakieś zamieszanie? Nie miał pewności co to jest, ale gdy usłyszał pierwsze wystrzały nie wacha się ani chwili.

- Padnij! ? wydziera się na cały głos łapiąc prezydenta i upadając wraz z nim na podłogę. Chwile potem do środka wpadają pierwsze kule tłukąc wazony, dziurawiąc portrety i ciężko raniąc szefa Departamentu Stanu, który nie zdołał w porę się uchylić.

Ostrzał Białego Domu trwał krótko, ale prezydent przeczuwał, że to nie koniec? Na zewnątrz odgłosy kanonady dopiero się rozgrzewają zwiastując bardzo ciężki dzień dla mieszkańców stolicy.

Został tylko wielki finał?

Grupa Venoma dobiła na 106 piętro. Naprzeciw nich stała przerażona grupa pracowników biurowych, która czekała na windę, żeby czym prędzej ewakuować się z budynku. Widząc jednak uzbrojonych po zęby najemników zaczęli uciekać w drugą stronę.

- A gdzie wam tak prędko?! ? rzucił Hive puszczając kilka serii z M16.

- Gińcie skurwysyny! ? usłyszeli krzyki ochroniarzy, którzy właśnie zajmowali pozycję na ich plecach.

- Rozproszyć się ? rozkazał Venom sam chowając się za rogiem i chwilę potem odpowiadając ogniem.

- Żryjcie to! ? dodał Carnage wstrzeliwując w ich zgrupowanie granatnik z M203, który każdemu zdołał oderwać jakąś część ciała.

- Wszyscy zdjęci? ? Venom wolał się upewnić.

- Jeszcze jak! ? odparł Carnage przeładowując spluwę.

- Idziemy dalej? Szukajcie tego pomieszczenia. ? posuwali się powoli wzdłuż identycznie wyglądających korytarzy od czasu do czasu pozbawiając życia biedaków, którzy mieli niefart pojawić się przed ich celownikami i zabryzgując krwią wypolerowane podłogi oraz lśniące ściany. Venom rozglądał się po numerach. ? 499, 500? jesteśmy już blisko.

W tym miejscu korytarz skręcał na prawo. Już mieli się wychylać gdy jakaś cząstka intuicji kazała się cofnąć. W samą porę. Z naprzeciwległego końca zabarykadowało się czterech ochroniarzy, którzy już sądząc, że mają najemników na widelcu otworzyli ogień wcześnie zdradzając swoje pozycje. Mogli mieć szansę, bo w przeciwieństwie do innych ochrona pokoju 503 miała pozwolenie na używanie pistoletów oraz karabinów maszynowych. Nie kontynuowali ognia licząc, że w końcu Venom lub któryś z jego ludzi będzie musiał się wychylić. Jedyna droga do celu prowadziła przez nich.

- Hive, rób swoje. ? mruknął Venom rzucając na róg granat dymny. Odruchowo strażnicy otworzyli ogień sądząc, że najemnicy pod osłoną dymu spróbują przebić się do kolejnego pomieszczenia. Waląc po całej szerokości korytarza nie mieli jak zagrozić snajperowi.

- Chodźcie do papy, dziwki ? rzucił podekscytowany Hive montując celownik ACOG z termowizją i powoli wychylając się za róg aby dorwać cel. ? Mam cię. ? pociągnął za spust i z satysfakcją ujrzał w podczerwieni jak chmurka krwi pojawia się wokół głowy jednego strażnika a chwilę potem drugiego. ? Reszta próbuje się zwijać! ? zakomunikował dowódcy.

- Carnage, wal ? rozkazał Venom.

- Z przyjemnością szefie! ? odparł wyskakując na korytarz i przymierzywszy tylko przez krótką chwilę odpalił kolejny pocisk z M203. Trafił idealnie w cel roznosząc w drzazgi barykadę, tłukąc kilka szyb i ostatecznie eliminując zagrożenie. ? Czysto!

- Dalej. Nie tracimy czujności panowie. ? cała grupa ostrożnie wyszła zza rogu i kontynuowała prostą drogę do biura. W międzyczasie wywołał innych. ? Eagle, tu Venom. Zgłoś się.

- Eagle zgłaszam się. Co się dzieje szefie?

- U nas nic. Jesteśmy już prawie u celu. Zaobserwowaliście coś ciekawego?

- Nie za bardzo. Poza słupami dymu jako unoszą się zapewne z tych trzech stacji metra oraz odgłosami kanonad ledwo dochodzących do naszych uszu nic ciekawego.

- Policja nie rozstawiła snajperów? ? zdziwił się Venom.

- Jeszcze nie? Czekaj chwilę? - słychać jakby ciszej w tle ? Co tam pieprzysz Sharp? Tak? No dobra? Jestem już. Właśnie zauważyli kilku rozkładających się na dachach. Pozwolenie na otwarcie ognia?

- Masz ochotę? ? zaśmiał się Venom w tej samej chwili masywnym buciorem wyważając drzwi do biura 503.

- Jeszcze jak? nie bawiłem się w taki pojedynek od czasu inwazji na Irak w 2003 roku.

- Nie wyszedłeś czasem z wprawy?

- Tego się nie zapomina ? odparł podekscytowany Eagle. ? Zabieram się do roboty.

- Zrozumiałem. ? po chwili dodał. ? Black, zgłoś się.

- Jestem. Mamy pomieszczenie. Podpinamy Sky?a? i jest gotowe. Heh, rzeczywiście są tutaj jakieś dane z CIA. Daj mi chwilę. Połączę się z nim.

- Przyjąłem. Róbcie swoje. Panowie, perymetr obronny na zewnątrz pomieszczenia ? rozkazał szykując się na wielki finał.

- Sky, tu Black. Masz może chwilkę? ? wywołał hakera na krótkofalówce w zamyśleniu wpatrując się w migające na ekranie komputera dokumenty.

- Jestem. Streszczaj się człowieku. Kwestia sekund zanim odpalimy.

- Miał rację ? powiedział Black lekko nieobecnym tonem. ? Wlatuje tutaj wszystko z CIA.

- Tak ? cicho potwierdził Sky. ? Nie wiem i nie chcę wiedzieć skąd wiedział, ale za danie mi szansy przeprowadzenia tej akcji jestem gotów wycałować mu stopy.

- Rany ? zachichotał Black. ? Ty naprawdę kochasz swoją robotę.

- I to jeszcze jak! Grande finale, odpalamy! ? nadał Sky i wcisnął ?Enter? po kilkudziesięciu minutach pracy tak intensywnej jakiej nie zaznał od początków kariery cybernetycznego włamywacza.

Dotychczas hakerzy wspólnymi siłami potrafili odpalić skoordynowany atak na sieć danego kraju używając do tego tak prozaicznej rzeczy jak siatka ?komputerów zombie?, ale na dzisiejsze przedsięwzięcie Sky i jego kilkusetosobowa ekipa najlepszych w swoim Internetowym fachu musiała zdobyć coś potężniejszego. Dzięki pracodawcy i jego logistycznym przygotowaniom, które obejmowały również zatrudnienie bezpośredniej siły szturmowej mogli posiąść coś co od zawsze było w sferze mokrych snów cyber-świrów ? superkomputer. Ten w ośrodku badań przestrzeni kosmicznej NASA w Canberze nadawał się idealnie. W dodatku masywne satelity znacząco usprawniły samo przesyłanie danych i w przeciągu niecałego kwadransa kilkoma stuknięciami ludzie z SkyNetu mogli położyć dowolny kawałek sieci na globie. W dobie Internetu oznaczało to praktycznie wszystko?

- Na co panowie się decydujemy? ? rzucił zadowolony Sky do mikrofonu. Wygodnie rozparty na sofie czuł się jak pan świata.

- Tyle możliwości a tak mało czasu? - usłyszał w odpowiedzi od Wizarda. ? Zróbmy wyprzedaż.

- Ale taką światową? - dorzucił Voodoo takim tonem jakby miał zaraz posikać się ze szczęścia. ? Zróbmy to! Biorę na siebie Azję!

- Europa ? mruknął zachęcony Wizard puszczając palce w ruch na klawiaturze.

- Zostaje Ameryka? - skończył Sky i wraz z podległymi mu ludźmi rozpoczął bombardowanie za pomocą setek tysięcy zainfekowanych komputerów na całym globie. Chwilę potem obserwował na ekranie monitora jak stacje kontroli ruchu przejmowane są jedna po drugiej, żeby na koniec jednym kliknięciem rozpocząć ?wyprzedaż po pożarze?. ? Nigdzie nie musicie się zatrzymywać! Zielone dla wszystkich! ? zaśmiał się. Najlepsze dopiero go czekało?

Na efekty nie trzeba było długo czekać.

- Wow! Eagle do Blacka, żałuj, że tego nie widzisz! W jednej chwili miasto jakby ryknęło zgrzytem skręcanej stali i hukiem zderzanych samochodów. SkyNet zaczął robić swoje?

- Najwidoczniej. Szczerze nie spodziewałem się, że spróbują odpalić ?wyprzedaż po pożarze?, ale dla nich chyba nie ma rzeczy niemożliwych.

- Tak czy inaczej? chłopie? cudo. Po prostu czyste pandemonium. Nawet stąd widać jakie karambole się porobiły. ? po chwili dodał z mniejszym entuzjazmem. ? Choć jakby się zastanowić to i my będziemy mieli problem z ucieczką samochodami? chyba, że szef wymyślił coś innego.

- Nie martw się ? uspokoił go Black. ? Ma jeszcze kilka asów w rękawie.

- W to nie wątpię? Rany, pieprzone mendy nie będą miały czasu, żeby się nami zajmować. Piękna sprawa. Cóż, wracam do odstrzeliwania nieproszonych psów.

Tymczasem zarówno grupa Blacka jak i Venoma ustawiła pozycje obronne przy biurach czekając aż ?pracodawca? postanowi ich zluzować. Sądząc po ilości pobieranych danych nie podejrzewali, że nastąpi to szybko i mieli rację. Black jeszcze przez chwilę wpatrywał się w monitor a następnie wyszedł na korytarz i wygodnie usadził się na podłodze opierając plecami o ścianę. Położył broń obok siebie, pogrzebał w kieszeniach spodni i po chwili wyciągnął paczkę Cameli.

- Palicie? ? zagadał do reszty.

- Z chęcią ? odezwał się Spider.

- Pewnie, że tak ? dorzucił Kanibal.

- Jeden nie zaszkodzi ? mruknął Joker.

- Ja jednak wolałbym się napić? - rzucił od niechcenia Grizzly. - A poza tym tytoń szkodzi zdrowiu?

- Oj, nie pierdol? - odparł Kanibal. ? Co nie zmienia faktu, że równie chętnie strzeliłbym sobie kielona.

- Wziąłeś ze sobą zastaw? ? spytał Black zaciągając się dymem.

- Sorry panowie? Zastawa została w centrum ochrony, ale butelkę przy sobie trzymam. ? mówiąc to rozpiął kamizelkę i z wewnętrznej kieszeni wyjął ?połóweczkę?.

- Po kolejce? - rzucił Black. ? Za to, że wspólnie dotrwaliśmy.

- Hooah ? zgodzili się wspólnie

- Ahh? Pora by się dowiedzieć co tam słychać u innych ? rzucił Black i chwycił za krótkofalówkę. ? Black do Sky?a. Masz dla mnie chwilkę cyber-świrze? Odbiór?

- Teraz czuję się tak jakbym miał cały czas świata? - odparł Sky intensywnie stukając na klawiaturze. ? Mów co ci dolega przyjacielu, a ja może przepiszę ci lekarstwo z magazynów FEMA.

- Ładna robota z załatwieniem komunikacji miejskiej. Dodać do tego nasze ataki na stacje metra to Manhattan czeka najgorszy paraliż komunikacyjny od? właściwie od jego powstania.

- Dziękuję. Dobry artysta zawsze ceni sobie uznanie.

- Planujesz jeszcze coś ciekawego?

- Żebyś wiedział? światowy krach na giełdzie plus przejęcie najważniejszych sieci administracyjnych i wojskowych.

- Chcesz położyć NORAD na kolana? ? Black ziewnął udając znudzonego. ? Sądziłem, że stać cię na więcej?

- NORAD? Tylko ich? Niech nie sądzą, że są tacy specjalni ? Sky prychnął pogardliwie. ? Nie chcę. Ja zwyczajnie mogę. To jest piękne.

- Wiesz? tylko nie chciałbym aby rosyjskie głowice nuklearne skończyły zabawę za szybko. W końcu równie dobrze ktoś od ciebie mógłby szepnąć naszym przyjaciołom zza Alaski, że USA dadzą się przyłapać z opuszczonymi spodniami a wtedy wiesz co się stanie? Nawet przy tych traktatach rozbrojeniowych mają w swoich magazynach jeszcze z dwa tysiące gotowych głowic do użytku. Tak szybkiego końca chyba nasz pracodawca by sobie nie życzył.

- Masz mnie za idiotę czy co? ? Sky wyraźnie się zirytował. ? Kto mówił, że padnie tylko amerykański system?

- Fakt. Zapomniałem, że masz tam ze sobą całkiem pokaźną ekipę.

- Może nie konkretnie u mnie, ale z tym drugim masz rację. Teraz pozwolisz? muszę skończyć jedną robotę. Będę dostępny za góra pięć minut. Wyłączam się.

- Ten Sky ma całkiem sporo na głowie? w przeciwieństwie do nas. ? rzucił zgryźliwie Joker.

- Nie martw się. Swoją partię jeszcze dostaniesz i to w takiej dawce, że będziesz miał dość do końca życia ? skontrował Black próbując teraz wywołać zapomnianą dwójkę podpalaczy. ? Inferno, Feniks, jesteście tam?

- Czego cię niesie Black? ? spytał zmęczonym głosem Feniks.

- Sprawdzam was? dawno nie dawaliście znaku życia. Jest już? - zerknął na zegarek. ? Prawie 12:00 a ciągle nie widziałem was w okolicy. Potrzebujecie pomocy może?

- Jeszcze czego? Zabarykadowaliśmy się na czterdziestym piętrze, przy windach na północnym skrzydle. Musieliśmy przebijać się przez ewakuowanych pracowników i ochronę, ale nadal mamy niezły zapas amunicji. Problem jest tego typu, że piętro wyżej nie załapie detonator. Zastanawiamy się teraz, korzystając z chwili spokoju, z Inferno co począć z tym fantem.

- Skoro nie macie problemów to radziłbym wam tam zaczekać. Im więcej glin znajdzie się w strefie rażenia tym lepiej. Zresztą wpadłem na coś innego i zastanawia mnie czy ma szansę wypalić? Choć dla Sky?a nic nie jest niemożliwe. Powiedz mi, sporo trzeba wpuścić gazu, żeby zająć ogniem całe piętro tak aby ugotować co nie co? Jak sądzisz piromanie?

- Sądzę, że jesteś świrem? ale jest to do zrobienia. Jak Sky będzie miał chwilę to połącz mnie z nim. Coś czuję, że mendy niedługo postanowią wejść do akcji.

- Nie chrzań smutów. Z naszymi ludźmi w centrali nie masz szansy być zaskoczonym. Chyba, że zalazłeś jednemu z nich za skórę to wtedy nie odpowiadam za twój los ? zaśmiał się Black.

- Słyszałem to ? wtrącił się Fox.

- E? Podsłuchujesz nas? ? zdziwił się Black.

- Daruj sobie. Musiałem się odezwać, bo ciągle zajmowałeś pasmo. Inferno, za trzydzieści sekund dwie drużyny SWAT znajdą się na klatce schodowej piątego piętra. Idą z zachodniego skrzydła.

- A wschodnie?

- Czekaj? - kilka sekund przerwy. ? Też? trzy drużyny.

- Przyjąłem. Dzięki za cynk. Feniks, odliczaj. Na razie poradzimy sobie bez Sky?a. Szykujcie się na drobne wstrząsy.

- Phi. I tak to będzie nic w porównaniu z niespodzianką? - prychnął Black.

- Co racja to racja szefie ? dodał Grizzly. ? Jak wypierdoli to ziemia się zatrzęsie.

- To co? Za ?wypierdolenie?? ? spytał Liquid zachęcająco machając niedokończoną ?połówką?.

- A dawaj? - mruknął Black.

Wypili w oczekiwaniu na eksplozje?

Drużyny SWAT od czasu powstania w 1968 roku w Los Angeles służyły do rozwiązywania ekstremalnie niebezpiecznych sytuacji i przeprowadzania błyskawicznych, skoordynowanych akcji przy minimalnym rozlewie krwi i stratach materialnych. Niestety dla nich ani zdarzenie z Charlesem Witmanem ani strzelanina z SLA ani setki podobnych wydarzeń w następnych latach nie mogły przygotować ich na spotkanie z uzbrojonymi po zęby, zimnokrwistymi, zaprawionymi w boju najemnikami. Nikt nie podejrzewał jeszcze, że mogli przejąć cały system monitoringu oraz posiadać materiały wybuchowe? Policjanci srogo zapłacili za ten brak ostrożności.

- 10 David, tu oddział pierwszy. Wraz z drugim kierujemy się na piąte piętro. Na razie brak kontaktu z podejrzanymi.

- Zrozumiałem. Zachowajcie czujność. Z opisu świadków wynika, że są to raczej grupy najemników posiadające broń maszynową. Nic więcej na tą chwilę nie wiemy, ale możliwe, że szykują zasadzkę.

- Jedynka, zrozumiałem.

- Tu trójka. Czekamy na czwartym piętrze aż jedynka zabezpieczy centrum ochrony.

- 10 David, przyjąłem. Uwaga, nadal nie możemy uzyskać obrazu z kamer monitoringu więc spodziewajcie się wszystkiego.

- Przyjąłem. Jedynka wchodzi do akcji. ? oficer zostawił radio na nadawaniu i wydał rozkaz reszcie. ? Element A kryje schody na górę, B wbija do centrum z granatami błyskowymi. Drugi oddział, idziecie dalej na górę. Oczy dookoła głowy.

Mijały kolejne nerwowe sekundy gdy zbliżali się do drzwi prowadzących do centrum ochrony. Żadnych oznak obecności podejrzanych chociaż wiedzą, że ci grasują gdzieś na górze. Mimo że ostatnio panowała względna cisza co jakiś czas padała seria z karabinu maszynowego. Musieli jednak dla pewności sprawdzać piętro po piętrze aby nie dać się zaskoczyć i wziąć w podwójny ogień. Wreszcie dobili nadal nie zauważając sprytnie rozstawionych ładunków, ale? Intuicja dowodzącego nagle zaczęła szaleć przysyłając sygnał alarmowy a ten nerwowo rozejrzał się po ścianach, schodach i zauważył. Już wtedy było za późno.

- Uwaga! ? zdołał krzyknąć, ale huk eksplozji spokojnie go zagłuszył? jak i dalsze jęki konających. Nie mieli żadnych szans. Siła ładunków rozerwała większość na strzępy a resztę dokończyły naruszone schody, które spadając na dół zmiażdżyły każdego kto miał nieszczęście znaleźć się na ich drodze. Gruzowisko uformowało się na wysokości drugiego piętra skutecznie odcinając to drogę dla kolejnych oddziałów policji.

W całym budynku dało się wyczuć lekkie drżenie nie mówiąc już roznoszącym się echo łoskotu jakie wywołało całe zamieszanie.

- 10 David do jedynki! Jedynka, zgłoś się!... Co to do ciężkiej cholery było?

- Tu trójka. Wydaje mi się, że ładunki wybuchowe. Możliwe, że zaminowali również te schody. Mamy sprawdzać? ? w głosie funkcjonariusza pobrzmiewała niepewność.

- Odmawiam, odmawiam! Trójka, wycofajcie się wraz z innymi na parter. Obmyślimy nowy plan. Czy zrozumieliście, odbiór?

- Tak jest. Wycofujemy się, będziemy u? - komunikat nagle się urwał i w tym samym momencie dało się słyszeć kolejną eksplozję. SWATowcy w wschodnim skrzydle mieli jednak więcej szczęścia niż koledzy unikając w większości rozerwania albo przygniecenia przez spadające schody. ? Tu czwórka? - funkcjonariusz kasłał od dymu. ? Żyjemy. Cała wschodnia klatka schodowa poszła w cholerę.

- Przyjąłem. Jakie straty?

- Chyba cała trójka. Wychodzili pierwsi i gdy poszły ładunki nie zdołali się wycofać? Mamy kilku rannych, ale dobijemy do was.

- 10 David przyjąłem. Powiadomimy medyków. ? po chwili nadali na otwartym kanale. ? 10 David do wszystkich. Mamy możliwe zagrożenie bombowe w Freedom Tower, powtarzam, zagrożenie bombowe w Freedom Tower. Utrzymać pozycję w holu i czekać na dalsze rozkazy. ? ?Ale burdel?, pomyślał oficer prowadzący nie wiedząc jeszcze, że najgorsze dopiero go czeka.

Najemnicy na 80 piętrze poczuli lekkie drżenie?

- I tak kończy się zadzieranie z nami? - zaśmiał się Joker.

- Myślicie, że sobie odpuszczą? ? dodał Grizzly.

- Zapomnij. ? odparł Black. ? Mają jeszcze możliwość zaatakowania z dachu i transport za pomocą wind, w tym tych z parkingu podziemnego. Jednakże? - uśmiechnął się złowieszczo. ? Nikt nie powiedział, że będą to metody całkowicie bezpieczne.

- Parking rozumiem, ale chyba kurwa nie mówisz, że mamy wyrzutnie przeciwlotnicze? ? rzucił Kanibal.

- A kto powiedział, że ich potrzebujemy? Jedna albo dwie by się znalazły jednak Gatling zrobi swoje. ? mruknął Black widząc banan występujący na twarz potężnego murzyna.

- Jeśli tak to dawać ich? Skurwiele poznają potęgę mojego cudeńka.

- Nic na siłę. Najpierw proponuję dobrze się czegoś chwycić. Znając metody policji to gdy dowiedzą się iż korzystamy z ładunków będą chcieli sprawdzić kluczowe elementy? w tym i zbiorniki z gazem. Nadal jestem pewny, że budynek się nie zawali, ale przygotujcie się, bo efekt będzie powalający.

- Aż ciarki przechodzą? - dorzucił Joker.

- Black do Venoma. Co tam u was? ? nadał na radiu.

- Wszystko w porządku. Nadal się nie odezwał. Trzymamy pozycję. ? odparł spokojnie Venom.

- Tak jest? Daję cynk, że może za kilka chwil odpalimy naszą niespodziankę. Ładunki Inferno zrobiły niezły burdel z oddziałami SWAT na piątym piętrze i pewnie teraz gliny sprawdzą czy nie zostawiliśmy tego więcej na dole. Warto nie zawieść ich oczekiwań.

- Naturalnie ? Venom wybuchnął śmiechem. ? Decyzję zostawiam tobie.

- Zrozumiałem. Wyłączam się. ? Black zastanowił się jeszcze przez chwilę i nadał do krótkofalówki. ? Sky, jesteś już?

- Ależ ty niecierpliwy? - odparł po dłuższej chwili. ? Właśnie położyliśmy większość światowych rynków na kolana.

- Nowy kryzys gospodarczy wam się marzy?

- Skąd? Może ciężko w to uwierzyć, ale też mam oszczędności w banku? Zwyczajnie na kilku minut nastraszyłem bogate szychy, że to kwestia sekund jak mogą stracić miliardowy majątek zdobywany przez lata. Rynki jednak tą stratę odczują boleśnie.

- Nie wątpię ? mruknął Black. ? Kiedy ostatnia faza twojej wyprzedaży?

- Niedługo. Próbuję to zgrać z zamieszaniem jakie powoduje Szpada w Waszyngtonie i chyba jeszcze nie złapałem dogodnego momentu.

- Możesz coś ciekawego o nich powiedzieć? Jak sobie radzą? ? powiedział obojętnie Black.

- Cóż? po tym jak przez chwilę ostrzelali Biały Dom wdali się w kilkuminutową strzelaninę z agentami Secret Service i bodajże FBI gdzie stracili jednego człowieka, ale odpłacili im z nawiązką. Takiego burdelu stolica jeszcze nie miała. ? po chwili kontynuował. ? Na piechotę, ostrzeliwując wszystko co się rusza, dotarli do Metro Center na 13 ulicy siejąc dalej panikę, śmierć i zniszczenie. Z opisu wieje nudą, ale gdybyś ujrzał ile ciał zostawili po drodze zmieniłbyś zdanie.

- Do rzeczy? co jest z nimi teraz? ? pogonił go Black.

- Usadowili się wygodnie na dolnej platformie i czekają aż gliny spróbują wejść do akcji. Prawie całe metro już zostało ewakuowane? przynajmniej ta żywa część? i zabezpieczają perymetr. Zresztą i w Waszyngtonie mają problem z gigantycznymi korkami ? zaśmiał się Sky wspominając swoje dzieło. ? Co chcesz jeszcze wiedzieć?

- Jak już zaczęliśmy temat o naszych kolegach to zdaj mi pełny raport. ? zaproponował Black.

- Zaczynając od Bravo to stracili tych ludzi w holu, ale za to wywołali pożar ładunkami zapalającymi i teraz ogień powoli pnie się w górę. Właściwie ostatnim tchnieniem odstawili ten numer a reszta nie przestaje ostrzeliwać służb na dole, żeby czasem strażakom nie przyszło na myśl gasić pożaru. Mówiąc ogólnie albo gotowi są na samobójstwo albo mają asa w rękawie.

- Ile jeszcze mają czasu?

- Sądząc po tempie rozprzestrzeniania się ognia, ugotują się o jakieś 18:30. Martwi cię to?

- Bynajmniej. Każdy wiedział na co się pisze. Kontynuuj.

- Dobra? teraz Charlie. Czekaj chwilę? Mam ich. Wykonali co do nich należy i teraz kierują się do punktu ewakuacji na Zachodnim Wybrzeżu. Rozdzielili się i czwórka z nich wpadła w łapska glin. Znaczy to tyle, że dali się przyszpilić i zabić w strzelaninie. Oczywiście, zabrali paru skurwieli ze sobą. Pozostali zgubili pościg, tyle mi powiedzieli. Aha, jeśli cię to interesuje to fala powodziowa z tamy dojdzie do Bullhead City za kilka chwil. Mieszkańcy dopiero zaczęli się ewakuować? No dobra, przechodzimy do Delty. ? sekunda przerwy. ? Dywersja w CIA udana całkowicie. Tajniacy mocno oberwali sami nie robiąc naszym żadnej krzywdy. Niesamowite? jedna z najpotężniejszych agencji wywiadowczych na świecie a nie wzięli pod uwagę faktu, że ktoś ich zaatakuje. Ochrona była śmiesznie słabo wyposażona jak na taką placówkę wiesz?

- Teraz już tak ? westchnął Black. ? Dla nas nie istnieje pojęcie ?niemożliwe?.

- W każdym razie wycofali się i całkiem niedawno dotarli do Delty 2 kosząc gliniarzy od tyłu. Przebili się do budynku i wzmocnili barykadę w sumie ściągając tylko uwagę lokalnej policji? oraz zwiększając żniwo śmierci. Chociaż kto wie jakie dane chowają czeluści komputerów NASA. Słówko o Delcie 3? lekko przecenili swoje siły. Jednak najemnicy to nie regularna armia. Trochę postrzelali, postraszyli wojskowych, z wyrzutni rozpieprzyli jednego BlackHawka, ale gdy zmobilizowano całą bazę spierdolili. Teraz chowają się gdzieś po lasach zastanawiając się pewnie jak dotrzeć do punktu ewakuacji. Pomogłem im jak mogłem, ale już mają plecy? Nie byli zbyt przejęci faktem, że prawdopodobnie nie dadzą rady kończąc siedem stóp pod ziemią. Naprawdę macie coś z fanatyków?

- Daruj sobie.

- Jak chcesz? Podobnie z grupą Echo i November. Jak wy są w ?potrzasku?, zabarykadowani i ostrzeliwujący się z policją. Choć właściwie poprawka? Mendy próbowały powstrzymać ich na samym początku, ale teraz tylko rozstawili perymetr i czekają na rozwój sytuacji. Nadal wierzą, że ktoś z was spróbuje negocjować albo coś. Ciągle się jednak zastanawiam czy ludzie z November mają zamiar wysadzić elektrownię czy to kolejna zmyłka.

- Sam ich o to nie zapytasz?

- Wiesz? miałem inne rzeczy do roboty ? odparł urażonym tonem.

- I jeszcze pewnie masz? - westchnął Black. ? Zapytam się na własną rękę. Mów dalej.

- U Omegi wszystko gra. Wszyscy pozostali przy życiu pracownicy stacji spieprzyli albo zostali ewakuowani a australijska policja od długiego czasu grzeje ławę w okolicy rozstawiając perymetr, który przy okazji, najemnicy mogli by spokojnie złamać. Jedyna baza wojskowa USA, Pine Gap, to tylko stacja namierzania satelit czy coś w tym rodzaju i nie mają ludzi aby spróbować ich wykurzyć z ośrodka. Australijskie Siły Obronne dopiero się mobilizują. Zajmie im to wystarczająco długo czasu, żebyśmy przeprowadzili plan do końca. Zresztą? nie wiem czy wiesz, ale przejęliśmy też systemu pozostałych dwóch stacji i zastanawiając się właściwie sam nie wiem czemu jeszcze z tego nie skorzystaliśmy.

- Widzisz? W rozmowie ze mną wpadają ci same genialne pomysły ? zażartował Black wypalając kolejnego papierosa.

- Fox do Blacka, zgłoś się ? usłyszał przez komunikator.

- Rób swoje Sky. Wzywają mnie gdzie indziej. Wyłączam się. ? po chwili odpowiedział. ? Tu Black, jestem. Co się dzieje Fox?

- Gliny zaraz odkryją co dla nich zostawiliśmy? - Black odruchowo zerknął na zegarek. Ledwo 13:00. ? Coś podejrzewają w związku z zablokowanym wjazdem, ale pewności nie mają. Proponuję odpalać teraz. Co ty na to?

- Teraz albo nigdy ? Black nie wahał się ani chwili. ? Dam znać Inferno. Przygotujcie się. Będzie nieźle trzęsło. ? nim wywołał piromanów zwrócił się do podkomendnych. ? Znajdźcie wygodne miejsce panowie. Szykują się turbulencje.

- Hoooah! ? Kanibal nie mógł ukryć podniecenia.

- Black do wszystkich? szykujcie się. Odpalamy niespodziankę. Feniks, Inferno, słyszycie mnie? Jesteście gotowi na pokaz sztucznych ogni?

- Urodziłem się gotowy. ? odparł Inferno. ? Dwa razy nie musisz mi powtarzać. Będzie wybuch!

Black spokojnie zatkał uszu dłońmi wiedząc, że nie na wiele się to zda i odczekiwał ułamków sekund nim budowla zatrzęsła się w posadach.

Gdy Inferno aktywował detonator policjanci w podziemnym garażu usłyszeli serię pojedynczych piknięć. Przeczuwając najgorszy scenariusz rzucili się do ucieczki, ale ostatnim widokiem jaki zapamiętali była wszechogarniająca jasność. Ci stojący najbliżej nawet się nie zorientowali obracając się w proch. Wszechogarniający, rozrywający huk eksplozji zatrząsł wieżą w posadach i kompletnie zdewastował cztery ostatnie poziomy podziemnego parkingu. Jęzory ognia błyskawicznie dotarły wyżej i dalej ciągnąc ku górze, do powietrza? pochłaniając zaparkowane samochody i policjantów, którzy nie zdołali w porę uciec. Pożar wreszcie dobiwszy się do tlenu buchnął niesamowitą kulą ognia u wylotu z garażu tworząc falę uderzeniową, która wyrzuciła w powietrze nawet pojazdy stojące najbliżej. W promieniu kilkudziesięciu metrów od wieży pękły wszystkie okna. Całe zajście rozegrało się na przestrzeni sekund i dołożyło kolejną cegiełkę do terroru Manhattanu. Żywioł nie zadowolił się dotychczasowymi zdobyczami szybko przebijając się do głównego holu i dalej ku górze kończąc dopiero na piątym piętrze. Widoki jakie towarzyszyły temu zajściu były nie do opisania? Najprawdziwsza symfonia destrukcji. Najemnicy nie pomylili się. Budynek trzymał się mocno. Fundamenty nie zostały naruszone. Jednocześnie ogień odciął całkowicie policji naziemną drogę do wieży i Black podejrzewał czego mogą spróbować, ale i na tą ewentualność byli przygotowani.

- Wszystko gra? ? spytał się reszty, która dochodziła do siebie po nawałnicy dźwięków.

- Przeżyję ? odparł Grizzly.

- Lepiej się spytaj co z Inferno i Feniksem ? dodał Joker otrzepując się z drobnych kawałków szkła.

- Słuszna uwaga ? powiedział Black i spróbował wywołać piromanów. ? Inferno, Feniks, słyszycie mnie? Żyjecie?

- Ledwo? ale dzwoni mi w uszach ? odpowiedział po dłuższej chwili Feniks. ? Inferno też żyje? ale daliśmy czadu panowie. Niesamowite. Długo nas będą po tym pamiętać.

- Żebyś wiedział ? uśmiechnął się Black. ? Panowie, dupy w troki i na górę. Możecie się jeszcze przydać.

- Zrozumiałem. Odezwiemy się już na miejscu, wyłączam się.

- Black, tu Venom. Sprawdzam czy u was wszystko gra.

- Zgłaszam się. Tak, jesteśmy cali? nawet nie ogłuszeni i nadal siedzimy na 80 piętrze.

- Przyjąłem. Zaraz spróbuję skontaktować się z naszym pracodawcą na temat dalszej części operacji. Na razie wynudźcie się jeszcze trochę? przy okazji zgarnijcie Feniksa i Inferno. Niech udadzą się do naszego centrum dowodzenia.

- Zrozumiałem. ? wyłączył krótkofalówkę i zwrócił się do reszty. ? Zgłodnieliście?

- Mnie tam w gardle zaschło? - powiedział Joker, ale szybko zerknął na Liquida. ? Ale daruję sobie wódkę?

- Nie ma problemu. Miałem tylko jedną buteleczkę ? odparł.

- Wiecie co? Nie wygląda na to, żebyśmy mieli mieć towarzystwo w najbliższym czasie więc przeszukajcie biura. Może mają własne lodówki. Uwaga, żebyście się nie potknęli o ciała i wylądowali na szkle. Ja jeszcze sobie posiedzę? - powiedział Black.

- Sky do Blacka? - krótkofalówka znowu ożyła.

- Nie dadzą mi odpocząć? - mruknął podirytowany i odparł. ? O co chodzi cyber-świrze?

- Chcę z tobą mówić. ? powiedział tajemniczo Sky.

- Kto?

- Nie udawaj, że nie wiesz o kogo mi chodzi. Połączenie ustanowione? - nim Black zdołał odpowiedzieć po drugiej stronie usłyszał dobrze znany głos.

- Witaj Black. Dzwonię pogratulować wam pięknego dzieła zniszczenia w Freedom Tower. Oglądałem CNN i taka niespodzianka na żywo bardzo uradowała moje serce. ? ?Zaraz, to ty tego nie zaplanowałeś??, pomyślał Black nadal słuchając ? Przy okazji nie musicie martwić się o policję. Dół wieży płonie jak bożonarodzeniowa choinka. Piękny widok? - Black wyczuł nutę zadowolenia w jego głosie. ? Nie wiem czy był to pomysł Venoma czy twój, ale mam dla ciebie specjalne zadanie. Czy zachowasz jego treść dla siebie czy podzielisz się z innymi zależy od ciebie, ale pamiętaj, że to bezpośrednia dyrektywa ode mnie. Czy to jasne?

- Oczywiście. Zamieniam się w słuch ? Blackowi nawet przez myśl nie przeszło sprzeciwiać się temu ?człowiekowi?.

Tymczasem Sky wprowadzał ostatnie linijki kodu zgodnie z zaleceniami ?pracodawcy? jakie otrzymał kilka minut temu. Właściwie było to tylko dokończenie planu ?wyprzedaży? z tym, że w oryginale nie planowali wprowadzić totalnego chaosu komunikacyjnego i zostawić takiej wiadomości. Sky nie miał pojęcia po co mu to, tak jak i cała afera z tymi atakami, ale szczerze nie chciał wiedzieć? Ważne, że za wykonaną robotę dostanie masę szmalu a za nią mógłby nawet oślepnąć od siedzenia przy monitorze.

- Tutaj Sky. Jestem gotowy. Jak u was?

- Wizard, jestem. Niech gra muzyka i gaz do dechy dziecino!

- Mogą sobie mieć największy atak terrorystyczny na USA, ale my będziemy najbardziej zajebistymi hakerami. Już mnie świerzbią palce. Można zaczynać.

- Jazda panowie ? zakomunikował Sky puszczając cybernetyczny taniec w ruch.

Z wyrazem błogości na twarzy obserwował jak każdy skrawek sieci odchodzący z satelit w Canberze przenosi zainfekowane informacje i w jednej chwili symuluje tysiące ataków na różne punkty w Internecie. Sky wziął na cele tylko grube ryby. Może dla Voodoo zhakowanie Facebooka albo Twittera będzie wyczynem, ale prawdziwe wyzwanie leży w systemach wojskowych, satelitach orbitalnych oraz sieciach komunikacyjnych. W przeciągu dwóch minut na świecie zneutralizowane są najważniejsze zabezpieczenia wszelkich instytucji publicznych, w tym banków, a chwilę potem seria awarii dotyka największych dostawców internetowych. Strony padają jedna za drugą i bardzo szybko internauci zdają sobie sprawę, że takich ?zniszczeń? może dokonać tylko haker. Albo ich grupa. Gdy większość cywilnej, cybernetycznej infrastruktury leży w ?gruzach? Sky momentalnie przerzuca się na linie telefoniczne i w przeciągu kilku chwil zapycha łącza na kontynencie amerykańskim oraz europejskim nie mówiąc już o Azji. NSA, zajęta odpieraniem uzbrojonych najemników z grupy Foxtrot, nie ma nawet czasu na zorganizowanie obrony desperacko próbując utrzymać systemy kluczowe dla bezpieczeństwa narodowego, ale satelity przejmowane jedna za drugą stają się dodatkowym orężem dla SkyNetu. Padają strony rządowe, linie alarmowe i komunikacja wojskowa? Chwilę potem kilkoma stuknięciami wyłącza z rozgrywki największe lotniska w Europie i Ameryce Północnej co znacząco przyczynia się do rodzącego się chaosu. Pozostali dobijają resztki. Nutą kończącą, ku przerażeniu wojskowych, ostatecznie dezaktywuje systemy NORAD i kilka chwil potem ? aby nie prowokować sąsiadów zza Pacyfiku do wykorzystania sytuacji ?odpowiedniki sieci strategicznej w Rosji, Chinach i Korei Północnej. Na wszelki wypadek powala na kolana cybernetyczne struktury wojskowe w pozostałych krajach posiadających broń masowego rażenia.

?Ku ostrożności? aby nikogo nie świerzbiły palce?, pomyślał Sky z dumą obserwując swoje dzieło.

- Dlatego kocham komputery ? wydyszał masując palce. Nigdy do tej pory tak ostro nie pracował?

- Jeszcze mi to mówisz? ? odezwał się Voodoo. ? Zostawiłem nasz plakat na najbardziej popularnych portalach społecznościowych oraz informacyjnych. ?Nadchodzi Czas Anarchii?. Dobre hasło. Ty je wymyśliłeś Sky?

- Nie do końca? - westchnął. ? Klient mi je podesłał. Chciał pocztówkę, która będzie można obejrzeć wszędzie.

- To jesteśmy już wolni? ? zagadał Wizard.

- Wy pewnie tak. Ja jeszcze mam kilka rzeczy do zrobienia? - ?Pilnować pleców bandzie uzbrojonych terrorystów oraz załatwić magazyny rosyjskiej broni atomowej na amen?, dodał w myślach.

- Obserwowałem twoje poczynania ? niespodziewanie w głośnikach odezwał się pracodawca. ? Black otrzymał rozkazy. Chcę abyś punktualnie o 22:00 zainicjował wysadzenie czterech magazynów broni atomowej na Syberii, tak jak ustaliliśmy. Czy to jest jasne?

- Tak ? zająknął się Sky. ? Oczywiście? Da się zrobić nawet teraz.

- Nie ma takiej potrzeby. Pamiętaj, 22:00. Black również da ci znać kiedy będzie gotowy. ? po chwili rzekł. ? Zapomniałbym dodać. Wzorowa robota panie Sky, naprawdę wzorowa. Wyczekuję przyszłej okazji do współpracy.

- Jeśli będzie pan płacił jak za dzisiejszy numer to nie ma problemu.

- Naturalnie ? odparł i wyłączył się. ?Cholera, sprawia, że prawie sram ze strachu?, pomyślał Sky. Jednakże w innej części świata pewien człowiek ma o wiele więcej powodów do lęku?

? mimo to zachowuje żelazny spokój. Przywódca kraju musi świecić przykładem dla reszty obywateli. Nie mógł jednak oszukać faktu, że z godziny na godzinę coraz bardziej brakowało mu sił i nachodziła go ochota posłania wszystkiego w cholerę. Najpierw atak na Bank Ameryki, potem informacja o terrorystach, którzy zinfiltrowali Freedom Tower i przejęli kontrolę nad cennymi danymi wywiadu. Teraz wiedział, że był to tylko przedsmak, wierzchołek góry lodowej, który odkrywał z kolejnymi informacjami napływającymi do Białego Domu. Dywersja na Zaporze Hoovera, zajęcie Indian Point, atak na siedzibę CIA, bazę sił powietrznych, Krzemową Dolinę a nawet jego siedzibę, która jednocześnie mogła stać się grobem. Na koniec zorganizowana nawałnica hakerów posyła światową sieć w diabły sprawiając, że nie może połączyć się z sojusznikami w Europie, wyjaśnić sprawę Rosjanom? Cholera, nie wie nawet czy właśnie teraz Kreml nie odpala pocisków balistycznych na Waszyngton. Co prawda prezydent nie podejrzewał, że mają jaja na taki wyczyn, ale natrafiła im się niebywała okazja. Kto by nie skorzystał? Siedział teraz sam na sam z ponurymi myślami w duszy słysząc krzyki mordowanych przez tych szaleńców aż ktoś odważy się wejść do gabinetu i przekazać następną ?wspaniałą nowinę?. Dopóki wszystko nie siadło wystarczyło CNN. Miał okazję na żywo obejrzeć pokaz destrukcyjnej mocy terrorystów i zgrzytał zębami z bezsilności gdy wsłuchiwał się w dramatyczny reportaż bogaty w sceny ciężko rannych albo nawet konających ofiar.

- Panie prezydencie ? do Gabinetu Owalnego wkroczył szef Departamentu Obrony. ? Przywróciliśmy połączenia z prawie wszystkimi instytucjami. Mam na linii szefa NSA.

- Połącz mnie. ? poprosił prezydent podnosząc słuchawkę. ? Czekam na raport.

- Przy pomocy wojska udało nam się odeprzeć atakujących. Szacujemy właśnie straty materialne. Mamy minimum czterdziestu zabitych, w większości ochronę, oraz nieokreśloną liczbę rannych. Z pomocą służb porządkujemy sytuację i od dziesięciu minut cały personel pracuje nad zneutralizowaniem wirusa hakerów, który zaatakował globalną sieć.

- Czy wiecie jakie spowodowali straty? ? spytał prezydent pocierając czoło.

- Ogromne szczerze mówiąc. Zdołali położyć światową sieć telekomunikacyjną, administracyjną i wojskową. Próbowaliśmy opanować sytuację kiedy nastąpiła niespodziewana awaria systemów kontroli ruchu zakładając najgorszy scenariusz, że spróbują wykonać ?wyprzedaż po pożarze?, ale ich grupa musiała być o wiele liczniejsza oraz lepiej zorganizowana i wyposażona niż nam się wydawało. Nie ma wątpliwości, że stanowili uzupełnienie dla grup atakujących bezpośrednie cele w Stanach. Na razie skupiamy cały wysiłek na ponownym uruchomieniu systemów NORAD i komunikacji wojskowej. Bez tego jesteśmy ślepi.

- Popieram. Co wiadomo o naszych wojskach strategicznych? Czy hakerzy w międzyczasie nie zdołali odpalić rakiety z głowicą jądrową?

- Jeśli mam być szczery to mieli taką możliwość, ale z raportów, które do nas dochodzą wynika, że takie zdarzenie nie miało miejsca. Ani w Stanach ani w żadnym innym kraju posiadającym broń masowego rażenia. Choć to tylko teoria wydaje nam się, że hakerzy doskonale zdawali sobie sprawę, że wobec słabości jednej ze stron druga spróbuje wykorzystać sytuację więc dołożyli każdemu po równo. Z strzępek informacji od wywiadu wynika, że zarówno my jak i Rosja, Chiny a nawet Wielka Brytania i Francja obecnie nie mają kontroli nad swoim arsenałem nuklearnym.

- Czyli jesteśmy zdani na łaskę jakiejś bandy gówniarzy siedzącymi za ekranami monitorów? - prezydent ledwo zachowywał spokój.

- Nie. Najprawdopodobniej gdyby arsenał atomowy byłby ich celem to w tej chwili CNN mogło by zbierać materiał na reportaż o ataku atomowym na miasta Zachodniego bądź Wschodniego Wybrzeża.

- Dobrze? - prezydent wziął głęboki oddech. ? Kiedy uda nam się odzyskać kontrolę?

- Proszę zaczekać? - po drugiej stronie zapadła chwilowa cisza. ? Za osiem godzin w najlepszym wypadku.

- A Rosjanie? ? prezydent nie zauważył, że jego głos przeszedł prawie w szept.

- Jeśli hakerzy użyli tego samego kodowania to nie wcześniej od nas. ? szef NSA wziął głęboki wdech. ? Na razie jest to tylko teoria, ale sądzę, że specjalnie użyli najbardziej skomplikowanego szyfrowania abyśmy nie mogli nic zrobić z arsenałem jądrowym.

- Ale dlaczego? Gdyby sami zamierzali go wykorzystać rakiety już byłyby w powietrzu?

- Ma pan rację, panie prezydencie. Dlatego też na razie przedstawiłem ten pogląd jako niepopartą dowodami teorię. Będę informował na bieżąco. Panie prezydencie, czy pragnie pan wiedzieć coś jeszcze?

- Tak ? westchnął po dłuższej chwili. ? Kiedy ustanowicie połączenie z stolicami innych państw? Czuję, że czeka mnie wiele trudnych rozmów.

- To kwestia sekund ? odparł szef NSA w duchu myśląc: ?W takiej chwili współczuję piastowanego urzędu? zresztą, kurwa, sam nie mam lepiej? i na tym rozmowa się skończyła.

Słońce powoli chyliło się ku zachodowi obdarzając obecne wydarzenia w głęboki, pomarańczowy kolor.

Nad Wschodnim Wybrzeżem Stanów Zjednoczonych ludzie powoli otrząsali się z szoku po pierwszych atakach. Ekipy CNN i innych prowadziły stały przekaz z Białego Domu, Freedom Tower oraz innych przekonując, że służby mają sytuację całkowicie pod kontrolą. Wedle ich słów, opanowanie sytuacji było kwestią najbliższych godzin. Zmobilizowane oddziały SWAT i Gwardii Narodowej weszły do akcji eliminując między innymi grupę Szpady, która odeszła w iście bohaterskim stylu zabierając niezłą ilość funkcjonariuszy ze sobą. Pożar w Bank of America trawił właśnie ostatnie piętra gdy ludzie z Bravo postanowili zakończyć żywot w oślepiającej kuli światła, która do reszty rozniosła dach a terroryści w Freedom Tower spokojnie czekają na rozwój wydarzeń.

- Czyli wygląda na to, że będziesz się musiał niedługo zwijać Black ? powiedział Sky. ? Prawie wszystkie grupy w waszym rejonie działania są już wyeliminowane a w każdym razie nie mają szans, żeby bardziej cię wspomóc. Jak w ogóle planujesz wydostać się z Manhattanu?

- Nie wiem ? najemnik westchnął głęboko przechadzając się w tą i z powrotem. ? Podejrzewam, że nasz wspólny przyjaciel coś wymyśli.

- Nie byłbym przekonany, ale jak chcesz? - odparł Sky.

- Tak będzie? Gdybyśmy mieli sami przebijać się z Freedom Tower to inne grupy nie padły by tak szybko a zamieszanie jakie stworzyliście w sieci utrzymało się dłużej. ? rzucił pewnie Black.

- Ej, może byś mnie docenił? ? mruknął zirytowany haker. ? Żadna armia na świecie nie ma jeszcze kontroli nad swoim arsenałem broni masowego rażenia. Myślisz, że gdybym skupił się na czymś innym to osiągnąłbym podobny wynik?

- Szczerze to tak. W końcu nie na co dzień mieliście superkomputer i potężnego satelitę do swojej dyspozycji, żeby pogrążyć całą sieć w chaosie. Może takie dostaliście instrukcje? sam nie wiem.

- Nie mylisz się ? w radiu odezwał się zimny głos nie należący do nikogo innego jak pracodawcy. ? Zalecałbym zaprzestanie tej dyskusji. Black, mam instrukcje.

- Zamieniam się w słuch ? odparł najemnik czując w duszy, że powinien kierować się na górę. Ruszył klatką schodową zostawiając resztę swojej grupy pod opieką Venoma. Ci jeszcze chwilę pokręcili się po okolicy, uzupełnieni o Inferno i Feniksa, po czym również ruszyli ku centrum ochrony gdzie mieli czekać na nowe rozkazy.

- W jednej z toreb, oprócz spadochronów, Venom zostawił ciekawe urządzenie. Identyczne jakiego użył Batman w ?Mroczny Rycerzu? z tajnego programu CIA w szczytowych latach zimnej wojny. Nad Freedom Tower, dokładnie o 20:00, przeleci C-130, który przetransportuje cię nad cel w środkowych Stanach. Dalej będziesz wiedział co robić, czyż nie?

- Oczywiście? Mam tylko jedno pytanie? jeśli można ? odparł z lekką niepewnością Black.

- Ależ naturalnie. ? pracodawca wydawał się rozbawiony.

- Do tej godziny? - zerknął na zegarek. Widniała 19:00. ? Prawie na pewno wojskowi przywrócą systemu NORAD i inne. Nie ma szans, żeby C-130 przemknął niezauważony.

- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. ? odparł pracodawca tonem, który jednoznacznie wskazywał niezadowolenie w związku z tym pytaniem. ? Mam pewną polisę ubezpieczeniową.

- Rozumiem? - rzekł Black przyspieszając tempa co przy całym ekwipunku było nie lada wyczynem. Minął właśnie 95 piętro. ? Nadal jednak nie wyobrażam sobie jak przejdę przez ochronę kompleksu.

- Za bardzo się martwisz ? mruknął pracodawca. ? Został to w mojej gestii.

Black nie odpowiedział i pół godziny potem dobił na dach w towarzystwie tylko własnych myśli. Myśli, które go opuściły sprawiając, że wpatrywał się w świat tępymi, pustymi oczami, które dla innych zdawały się mówić wiele, ale dla niego samego? znaczyły tylko tyle, że stał się pustą marionetką. Kto wie czy i reszta nie ma podobnych odczuć, ale nie miał czasu, żeby się zapytać. Nawet nie przyszło mu to do głowy. Po części czuł się jak w koszmarze, z którego nie można się wybudzić? Nie wzbraniał się przed zabijaniem cywili. W dotychczasowym życiu miał zbyt wiele razy okazję do przelania ludzkiej krwi. Wiedział też, jako jeden z niewielu, prawdziwy cel pracodawcy i zgodził mu się pomóc, jednak? Czuł się jakby na jego głowę nałożony cienki, mroczny kaftan bezpieczeństwa, który miał przeprowadzić go wprost do celu. Miał władzę nad swoimi poczynaniami, ale to poczucie wolnej woli, dane od samego Stwórcy, gdzieś uleciało. Black nie potrafił powiedzieć dlaczego.

- Black, tu Venom. To chyba ostatni raz kiedy się słyszymy przyjacielu? - zaczął. ? Szczerze, nie wiem co ci powiedzieć dlatego poprzestanę na tym? obyś zaznał większego szczęścia po drugiej stronie.

- Ty również przyjacielu? - odparł Black cicho. ? Ty również?

Na horyzoncie od wschodniej strony szybko zbliżał się jakiś samolot. ?19:55? w samą porę?.

- Żegnajcie panowie. Taksówka przybyła. To była jedna szalona jazda. ? rzucił na otwartym kanale i rozwinął hak czekając na drobne szarpnięcie nim uniósł się wysoko w powietrze a Freedom Tower malała w oczach z każdą sekundą.

Tymczasem nieznany samolot nad przestrzenią powietrzną Nowego Jorku nie umknął ludziom w centrali NORAD, którzy od półgodziny sprawowali ponownie pełną władzę nad systemem.

- Uwaga, mamy niezidentyfikowany samolot nad Nowym Jorkiem. Kierunek zachodni, klasa prawdopodobnie C-130. Zalecenia?

- Wyślijcie szwadron F-16, żeby ich przechwycić?

- E-e-e ? nagle wszystkie ekrany zgasły a z głośników dobiegł ich mrożący krew w żyłach głos. ? Na waszym miejscu nie próbował bym czegoś tak głupiego. Jeśli jakikolwiek samolot spróbuje zbliżyć się do C-130 na odległość strzału albo ten zostanie zaatakowany z Ziemi aktywuję impuls EMP, który zniszczy elektryczność w całych Stanach Zjednoczonych.

- Chyba żartujesz? - odparł po dłuższej chwili milczenia najwyższy stopniem generał.

- Bynajmniej ? rozmówca zaśmiał się. ? Chyba, że chcecie przekonać się jak to jest nie mogąc się obronić przed arsenałem nuklearnym Rosji bądź Chin. Nie omieszkam im w takiej sytuacji wspomnieć o waszej chwilowej niedyspozycji. Na pewno się ucieszą.

- Czego w takim razie żądasz? ? generał syknął przez zaciśnięte zęby.

- Spokojnego przelotu do Zachodniego Wybrzeża i dalej. Nic więcej. Żeby jednak dla pewności nie korciło was do pościgu to? - chichot zakończył wiadomość.

- Generale? straciliśmy wszystkie radary monitorujące przestrzeń bezpośrednio nad USA. ? dosyć szybko zdali sobie sprawę, że tajemniczy szaleniec ma ich w garści.

Tymczasem o 21:35, gdy w większości miast Wschodniego Wybrzeża panowała cisza przerywana tylko reportażami CNN, nad kompleksem w środkowych Stanach pojawił się C-130. Żołnierze pilnujący magazynów nie mogli wcześniej wykryć maszyny ani zostać o niej zaalarmowani. Dopiero gdy wartownicy zobaczyli ogromny kształt pikujący prosto na betonowe drzwi zdali sobie sprawę z powagi sytuacji łagodnie mówiąc. Nim ktokolwiek zdołał krzyknąć, wojskowy transportowiec Herkules z pełną prędkością wbił się w ogromne, masywne drzwi do kompleksu rozrywając je na strzępy. Ci na zewnątrz, którzy przeżyli ujrzeli tylko gigantyczną kulę ognia i o mało nie ogłuchli od przerażającego huku. Nie zdali sobie jednak sprawy z tego, że w momencie katastrofy C-130 uwolnił jeszcze jeden ładunek? chmura bezwonnego, śmiercionośnego gazu bojowego owionęła cały magazyn i wdarła się do środka w przeciągu kilku minut uśmiercając całą załogę.

Black, który wyskoczył kilkaset metrów przed celem, obserwował całe zajście przez lornetkę. Sprawdził czy niczego nie zgubił, broń i resztę oporządzenia po czym ruszył sprintem do wejścia. Może i nie natknął się na nikogo żywego jednak miał w pamięci obecność pobliskiego garnizonu wojskowego, który miał reagować zawsze na podobne ataki. Owszem, alarm wybuchł kilka minut przed 22:00, ale wtedy było za późno.

Black spiesząc się ile sił w nogach, przemierzając puste, pełne trupów pomieszczenia dopadł do windy i zjechał na najniższe piętro. Tutaj wśród dziesiątek podłużnych oraz diabelnie ciężkich, metalowych skrzyń położył torbę z ładunkami wybuchowymi wiedząc, że wystarczy tutaj iskra aby cały zakład wraz z przylegającym terenem w promieniu dwustu kilometrów zamienił się w popiół.

Lekko zmęczony usiadł na jednej z nich, zrzucił całe oporządzenie i zapalił ostatniego papierosa z paczki. Zastanawiał się co dalej, ale w głębi serca był ze sobą szczery? Tutaj, w magazynie broni nuklearnej, połączonym tunelami z trzema innymi na terenie dwóch stanów, przyjdzie zakończył mu żywot. ?Nie myliłem się mówiąc Venomowi, że dożyję końca tej akcji?? pomyślał zaciągając się głęboko i wodząc oczami po panującej ciemności wewnątrz kompleksu.

- A więc tutaj trzymają cały pozostały zapas broni nuklearnej? - mruknął sam do siebie.

- Dokładnie ? czego jak czego, ale Black odpowiedzi się nie spodziewał. I to głosu, który tak doskonale znał, i który wzbudzał niesamowity lęk wśród innych. ? Witaj Black. Dotarłeś do końca. ? głos pracodawcy zmienił się? brzmiał teraz przyjaźniej, bardziej ludzko.

- Co ty tu robisz? Jak się dostałeś? ? spytał Black głosem nie cichszym niż szept.

- Naprawdę nie masz pojęcia? ? sylwetka oderwała się od mroku i usiadła zaraz obok niego. Black nie poczuł aury ciemności? nie miał ochoty krzyczeć ani uciekać. Czuł jakby ulgę i wizję zbliżającego się odpoczynku. ? Może lepiej spożytkujesz swoje jedno pytanie? ? zaśmiał się. ? W końcu nie jestem złotą rybką?

- Kim jesteś? ? spytał po głębokim namyśle Black.

- Matthew Grishaw? przynajmniej kiedyś tak się nazywałem. W świecie, którego nie ma. Już nie. Jestem Astralem. Bytem podróżującym między światami. Tutaj przybyłem nieść ludziom zagładę.

- Ale po co??

- Pamiętaj, jedno pytanie. Zresztą i tak byś nie zrozumiał. Bez urazy.

Black nie był pewny, ale wiedział? Gdzieś głęboko w jego głowie puzzle zaczęły układać się w całość i po dłuższej chwili, kiedy zapalnik ruszył w krótką podróż do zera na zegarku, odpowiedział.

- Zostaliśmy twoimi żołnierzami apokalipsy.

- Tak ? przytaknął cicho Matt.

- Co mnie czeka po drugiej stronie? Piekło? Zbawienie?

- Tego nie wiem nawet ja, ale może dostaniesz drugą szansę? - odparł pocieszająco Matt.

- Drugą szansę? ? odparł niedowierzająco Black.

- W końcu mi pomogłeś. Dobra robota. ? powiedział nim sylwetka rozpadła się na tysiące ciemnych liści.

Na zapalniku za widniało zero.

Black ujrzał swoje życie? życie, którego zawsze pragnął, ale nigdy nie miał. Przyszła żona, która zginęła gdy chodzili razem do colleage?u? ich nienarodzone dzieci? spokojne, miłe, ustatkowane życie, brak śmierci? brak krwi? brak zabijania. Ujrzał prawdziwe szczęście, którego pożądał. ?Może dostanę drugą szansę?? pomyślał nim pomieszczenie pochłonęło białe, oślepiające, bezgłośne światło.

Black umarł z radością w sercu. Wreszcie skończyła się jego męka.

Wybiła 22:00. Dla mieszkańców tego świata koszmar dopiero się zaczął?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Black Shadow - bardzo przyjemnie mi się czytało Twoje opowiadanie :) Przede wszystkim jest świetny klimat - czytając to, łatwo "wczuwałem się" w bohaterów. Dosyć ciekawa wizja globalnego ataku, ale nieco naciągana ;) Oprócz tego nie za bardzo było czuć upływ czasu, jakbyśmy przeskakiwali w czasie. Może daj kilka akapitów? Poza tym jest tam parę błędów, literówek, czasem brakuje przecinka, ale to drobnostki. Naprawdę dobrze Ci to wyszło. Czekamy na drugą część? :)

PS. Recenzja Mass Effecta 2 ponownie przełożona, bo teraz skręciłem sobie rękę. :( Uzbrojcie się w cierpliwość! :P

Edytowano przez porschak240
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I o to jestem! :P To pierwsze priorytety:

@Porschak - Zdrowiej szybko! :)

@Hides - Dzięki przede wszystkim. Ale: nie myśl, że ja jestem aż taki początkujący :P Nie, u mnie postacie nie będą podczas rozmów słupami soli. Tak, Bartion Mex jeszcze się pojawi, i już się pojawił - kiedyś. Nie po to takie fajne imię wymyślałem, żeby się zmarnowało ;)

Szczegóły? Ja KOCHAM szczegóły. Tylko nie takie. Inne. Jak pada deszcz, to pada deszcz. Jak został zraniony, to został, i nie będę obskakiwać tego na sposoby wychodzące poza system (swoją drogą, to właśnie to całkowicie skomplikowało mi plany - miało być inaczej, ale Meannor dostał, i do karczmy musieli pojechać. Jeszcze bardziej swoją drogą - Bylon mógłby go spokojnie uleczyć, ale nie chciał. Powody? Powody zostają w jego, i mojej, głowie :P). Ale OK, może poprawię. Dopiszę, znaczy się ;)

Nekromanta? Hmmm... więc, tak: obiecałem sobie, że nie zrozumiesz :) Że będzie tak, jak to było kilka postów wcześniej ("będzie dialog, z którego prawie nic nie zrozumiecie" - coś takiego mniej-więcej). Dialogu nie było niezrozumiałego, więc walkę zrobiłem :P No i sam się przyznałeś, że musiałeś dwa razy przeczytać ;) Czy poprawię? Nie mam zielonego pojęcia. A jak już przy niej jesteśmy...

...to mi o liczebnikach nawet nie próbuj mówić ;) Wiem to w 13788378525978%. Natomiast poziomy magii, to specyficzna sprawa - w pewien sposób są to nazwy własne (w pewien sposób, nie całkiem!). Je po prostu muszę pisać liczbami rzymskimi, i to błąśd nie jest, bo styl jak i system mnie do tego zobowiązują. Jak zresztą widzisz, całą resztę piszę "pierwsza" "druga", itd.

No i teraz rzecz najsmutniejsza :( Nie łapiecie się w moim stylu :( O co mi chodzi? O "Entery". To nie jest sztuczne przedłużanie tekstu. To jest właśnie styl. Oddanie swoistego transu podczas walki. Ehhhh... nie będę pisać o tym. Nie zrozumiecie i tak (przynajmniej do końca).

Ale - podsumowując - DZIĘKI ZA RECKĘ! :) OŚ? Dzisiaj jeszcze przeczytam.

@Gamemen - nie, nie warto wprowadzać alternatywnego świata. Mixami fantasy/s-f można masakrycznie zniszczyć fajny świat. Niestety znam książki, które to właśnie zrobiły (przez co ich do końca nie przeczytałem :( za duża męka).

0.50? Fajnie! Liczę na ogrom poprawek. Tylko jedna do Ciebie prośba: mam wrażenie, że za dużo ode mnie "czerpiesz". Najfajniejsze w "Prozie" jest to, że każdy ma własny styl, inny świat, inne... oznaczenia :P Tak,l także o oznaczenia chodzi - byłem (chyba) jedną z pierwszych osób, która "v." wprowadziła. I to nie chodzi nawet o te same numerki, tylko o strach, żebyś nie stracił Swojego świata, no i stylu (jakieś propozycje synonimów?). Wzorowanie się na innych w pewnej mierze (tak sądzę) jest korzystne, ale później... no później, to już nie jest do końca Twój świat. I tego, proszę Cię, się strzeż, bo masz pomysł,i ciekawe universum...

@Black Shadow - przeczytałem kilka pierwszych zdań. Bardzo chętnie przeczytałbym i kilkaset kolejnych. Ale jakże to tak?! Moderator nie cenzuruje przekleństw? No niestety. Trafiłeś na gościa, który pierwsze poprosi Cię o *** gwiazdeczki, a później to przeczyta. A jakbym miał oceniać te kilka pierwszych zdań, to byłoby... super! No to czekam na zagwiazdkowaną wersję...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Black Shadow - bardzo przyjemnie mi się czytało Twoje opowiadanie :) Przede wszystkim jest świetny klimat - czytając to, łatwo "wczuwałem się" w bohaterów.
Dziękuję :happy: Inny to fakt, że raczej nie byli przesadnie skomplikowani a wewnętrzne przemyślenia ograniczyłem do minimum... później prawie z tego rezygnując.

Dosyć ciekawa wizja globalnego ataku, ale nieco naciągana ;) Oprócz tego nie za bardzo było czuć upływ czasu, jakbyśmy przeskakiwali w czasie. Może daj kilka akapitów?
Owszem, jest naciągana ^^ Już samo przygotowanie logistyczne tak wielkiej operacji zakrawa na żart, ale skoro ujawniłem wam pracodawcę jako istotę nie z tego świata to mogłem zaszaleć... Inny to fakt, że pewnie nie doceniłem ochrony takich budynków jak Kongres bądź Biały Dom albo Zapory Hoovera, ale już śmiem podejrzewać, że wspomniane stacje metra nie miałyby takiej siły aby przeciwstawić się uzbrojonym najemnikom ;D Natomiast zakładam, że kompletnie po bandzie pojechałem jeśli chodzi o stację NASA w Canberrze i tym superkomputerem oraz całą akcją hakerów. Trudno. Na tym się nie znam więc opisałem akcję w prostych słowach ;] Co do tego przeskakiwania czasu... w kilku miejscach mówię o mijanych minutach albo gdy postać zerka na zegarek, ale rozumiem, że mogło nie być to bardzo widoczne. Jak znajdę kiedyś wolną chwilę to załatwię te akapity dodatkowe.

Czekamy na drugą część? :)
Jest na to szansa, ale po skończeniu tego czuję lekkie zmęczenie & brak weny twórczej. Na pewno, muszę przyznać, została pewna furtka fabularna, bo - jak pamiętacie - Sky miał też o tej godzinie wysadzić rosyjskie magazyny broni nuklearnej. Poza tym, najbardziej oberwała Ameryka. Zostały jeszcze inne kontynenty :=) Czas anarchii jeszcze nadejdzie. Nie wiem tylko czy znajdę czas/chęci aby opisać to do końca ;=)

No to czekam na zagwiazdkowaną wersję...
To poczekasz dobrych kilka tygodni o ile w ogóle zechcę przerabiać opowiadania na wersję ocenzurowaną ^^ No offence. Zwyczajnie zastosowałem się do prośby HHF gdy po recce pierwszego opowiadanka, które naprawdę było krótkie, zasugerował aby nie stosować cenzury. Poza tym bluzgi nie są dla samego bycia, ale to chyba normalne, że banda najemników lubi sobie rzucić mięsem na lewo i prawo? ;P Przynajmniej dla mnie jest.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli to mięcho, to kurczak, to wchodzę ;D Dla mnie też, ale może to być mięcho ze skazą, to jest śniegiem *** ^^ W końcu to najemnicy, to co ich obchodzi, jakim mięchem rzucą ;)

Dobra, przeżyję, ale pod warunkiem,. że zafundujesz mi operację oczu ;)

Na serio - w takim razie przeczytam. Ale kiedy indziej. Teraz obiecane czytanko broszurki (:P :P :P) HidesHisFace'a.

Dawno wszystkich nie pozdrawiałem ;) Pozdrawiam wszystkich :)

Edytowano przez Bylon
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam :)

Jakiś czas temu naszło mnie, by spróbować swoich sił na literackim poletku.

Miałem zamiar napisać krótkei opowiadanie, nasiąkniete historią, ale mające raczej charakter przygodowy.

Wyszło inaczej niż zamierzałem. Ogólnie mam do tego mieszane uczucia, ale znajomi powiadają, że to całkiem miłe, zgrabne opowiadanko. Niestety, wydaję się, że to tylko pocieszanie. I dlatego zwracam się z gorącą prośbą o przeczytanie i ocenę tego opowiadania. Jestem otwarty na wszelką krytykę.

Ciemna ulica w podłej, łódzkiej dzielnicy. Troje cieni posuwa się w stronę nędznej kawiarni. Wydaje się, że jest ona opuszczona, jednak przebywają w niej podejrzani dla zwykłych ludzi mężczyźni. Bar od kilku lat jest miejscem spotykania się osób buntujących się przeciwko ustrojowi. Działa tu duża liczba band sabotażowych. Zwykli robotnicy mogą też tu zajrzeć, porozmawiać z osobami, które pocieszą braci w tych ciężkich dla Polski czasach. Warunek wejścia jest jeden ? musisz nienawidzić ?czerwonej zarazy?. Tak się tutaj określa komunizm.

Trójka ludzi zbliża się do lokalu. Czują się pewnie, byli tu stałymi gośćmi. Jeden z nich pociągnął za klamkę i wszedł do budynku. Za nim weszli jego towarzysze. Ukazał się im swojski widok, do którego byli przyzwyczajeni. Na brudnych stołach grupka wąsatych pracowników sąsiedniej fabryki grała w karty. Za ladą obsługiwał gości barczysty właściciel knajpy. Na oddalonym stoliku siedziała młoda para. Zajadle dyskutowała o przyszłości narodu polskiego. O tym co czeka ich w tym mieście, czym jeszcze zaskoczy system dowodzony przez wodza zza Bugu. Co jeszcze wymyśli armia marionetek nazywających siebie rządem niepodległej Polski.

Tymczasem grupa przyjaciół, którzy niedawno weszli do lokum zajęła miejsce przy ścianie. Jeden z nich wyciągnął gazetę i zaczął czytać. Reszta sączyła podłe piwo, podane przez uroczą kelnerkę. Nie obyło się bez wymownych uśmiechów i wzroku podążającego za oddalającym się wizerunkiem kobiety. Cisza przedłużała się. Słychać było jedynie donośne śmiechy lekko podpitych robotników. Jednak te niezręczne milczenie zostało przerwane.

- Słuchajcie! Przecież spotkaliśmy się tutaj, by omówić dalsze akcje! Chyba, że rozmyśliliście się, co? ? powiedział wysoki mężczyzna w jasnej koszuli.

- Antek, posłuchaj mnie uważnie. Przyszliśmy tu, bo chcemy przede wszystkim odpocząć po podróży. Zapomniałeś, że tydzień temu siedziałeś jeszcze w celi? Byliśmy tam we trzech, bo ty nas wpakowałeś w to bagno! Zawsze musimy cierpieć przez twoją niecierpliwość. W takich sytuacjach trzeba spokoju i opanowania, więc pozwól, że to ja będę decydował o naszych planach. ? odpowiedział postawny, elegancko ubrany kawaler.

- I może jeszcze powiesz, że to ja kazałem wam iść za mną? Mogliście pójść swoją drogą, ja swoją. Nie byłoby wtedy tej kłótni. Ja mam określony cel w życiu i nie spocznę, póki nie wykonam go. A tym zamiarem jest wykorzenienie z naszego narodu komunistycznych zapędów. I nie wiem jak ty, ale ja przyjechałem do Łodzi, by uwolnić moich rodaków z ponownej niewoli. ? rzekł Antek.

- Trzymaliśmy się razem, bo znamy się od dzieciństwa. Dobrze ci radzę ? sam nie zburzysz murów systemu. I nie buntuj ludzi, bo mogą obrócić się przeciwko tobie i nam. Wiesz, że ściany mają uszy, a chętnych na pieniądze od władzy nie brakuje?

- Pozwólcie, że wtrącę się do waszej rozmowy ? powiedział mężczyzna odsunąwszy gazetę ? Antek, Piotr ma rację. W pojedynkę nic nie zdziałasz. Nawet w trójkę nic nie zdziałamy. Polacy to zatwardziały naród, choć powstawać potrafi, to ciężko mu się zjednoczyć. Tylko wojna może znów połączyć nas, ale nie chcemy trzeciego kataklizmu. Jesteś najmłodszy z nas wszystkich, więc posłuchaj naszych wskazówek. Tyś młody, szalony, naiwny. Głowy szkoda na bicie muru.

- Marcin, ale ja nie potrafię siedzieć cicho, gdy te czerwone psy chcą zniewolić moją Ojczyznę! Przecież niedawno odzyskała niepodległość, 20 lat temu zakończyło się upokarzanie Polski na arenie światowej! Nie pamiętacie jak niemieckie świnie chciały nas zarżnąć? A Rosjanie im w tym pomagali, więc nie wierzę w to, że teraz chcą nam pomagać. Jednak czuję, że Polacy to zrozumieją i powstaną jak dawniej! Przeciwko ucisku i cenzurze! ? mówiąc te słowa, Antoni powstał z krzesła i obrócił się w stronę zdumionej gawiedzi ? Rodacy! Posłuchajcie mnie! Kto z was ma dosyć sytuacji w Polsce?!

Liczył on na zgodną odpowiedź tłumu. Jednak przeliczył się z losem. Zaskoczony tłum zgromadzony w kawiarni odpowiedział niechęcią i pomrukiem niezadowolenia. Choć bywalcy tego lokalu zgodni byli w przekonaniu, że komunizm to zło i trzeba go tępić. Jednak w głębi serca byli obojętni na to, który wysłannik Stalina objął władzę w państwie. W głowie im było tylko to, żeby żona i dzieci nie chodziły z pustymi brzuchami. Niestety, często nie udawało się zarobić tyle, by mieć co jeść i wyglądać przyzwoicie. Większość pracowników łódzkich fabryk pracowała w wielu miejscach jednocześnie. Sytuacja była ciężka, więc priorytetem ludzi było przetrwanie następnego dnia i spokój rodzinny. Wiadomo, że pójście na barykady lub wszczęcie strajku, zakłóci upragniony odpoczynek od szarej, bezbarwnej, brutalnej rzeczywistości.

Trójka przyjaciół powoli zmierzała ku wyjściu z knajpy. Piotr podszedł do kelnerki i z uśmiechem wręczył jej szczodry napiwek. Dziewczyna odwzajemniła ten gest zadziornym puszczeniem oka. Pozostali towarzysze czekali na niego przy drzwiach. Z wyraźną niecierpliwością. Od dawna mężczyzna ten lubił towarzystwo kobiet i przy każdej nadarzającej się okazji próbował poderwać jakąś kobietę. A one ulegały jego urokowi i sposobowi bycia. Zawsze był ubrany w elegancki płaszcz lub gustowną koszulę. Do tego nakładał wyprasowane spodnie i wyczyszczone buty. Był całkowitym przeciwieństwem sowich kompanów. Marcin wyglądał najgorzej z nich wszystkich. Jego odzież przypominała sito z licznymi otworami. Buty zostały pospiesznie kupione na łódzkim bazarze, na którym można znaleźć towary używane, podniszczone. Jednak wyszedł dopiero z więzienia, co tłumaczy jego ubiór. Piotr miał szczęście, bo jego rodzina mieszka w tym mieście, więc bez trudu zdobył porządne odzienie. Inna sprawa, że jego ojciec ma godziwą pracę i bez trudu opłaca mieszkanie i utrzymuje dom. Jego matka pracuje jako nauczycielka w jednej ze szkół. Antoni, najmłodszy z grupy wyglądał adekwatnie do swego wieku. Przeważnie ubierał się w przewiewne koszule i luźne spodnie. Pochodził on z Radomia. Jego familia prowadziła spokojne życie. Nie byli bogaci, ani też biedni. Dewiza nieżyjącego już ojca to: ?Największym bogactwem jest miłość?. Zgodnie z tym mottem byli oni najzamożniejszą rodziną w całym mieście. Każdy członek rodziny skoczyłby w ogień za drugim. W tych trudnych chwilach trzymali się razem, paląc wszystkie smutki w żarze domowego ogniska. Tato Antka umarł gdy jego syn miał 3 lata. Nie doczekał zobaczyć wspaniałego, szczerego ducha buntu. On sam prowadził działania partyzanckie podczas drugiej wojny światowej. Można rzec, że chłopak odziedziczył niechęć do najeźdźców.

Piotr, Marcin i Antoni wyszli już z kawiarni. Ich wizyta przeciągnęła się, bo nastał już późny wieczór. Mieli znaleźć jakiś przytułek dla podróżnych, bo nikomu nie uśmiechała się noc na dworcu. Żwawym krokiem podążyli w stronę hotelu. Piotr miał trochę pieniędzy, więc mieli za co zapłacić. Inną sprawą jest to czy ktoś wpuści ludzi o wyglądzie bezdomnych. A o tym, że wyszli z więzienia lepiej nie przyznawać. Nie można być pewnym, jak ktoś taką informację zinterpretuje. W obecnej sytuacji w Polsce, ciężko przejrzeć zamiary nieznajomych. Po długiej i męczącej podróży z więzienia, marzeniem było rozprostować nogi i położyć się spać. W końcu znaleźli wyczekiwany hotel. Był stary i dość podupadły, lecz nikt nie narzekał. Pierwszy do środka wszedł Marcin. Żwawo przekroczył próg u ukazało mu się całkiem przyzwoite i przytulne wnętrze. Podszedł do lady i zadzwonił mosiądzowym dzwoneczkiem. Po kilku minutach, gdy już zamierzali wyjść, z zadymionego pokoju wyszedł mężczyzna. Był on średniego wzrostu. Miał nieogoloną twarz i trochę zapuszczone włosy. Widać, że na wyglądzie mu nie zależy. Jego buzię zdobiły ładne, drogie okulary. Dodawały one powagi. W mijanej popielniczce zgasił papierosa.

- Słucham Pana. W czym mogę służyć? ? zapytał z szerokim, choć wymuszonym uśmiechem.

- Szukamy noclegu na najbliższe cztery, pięć dni. Jeśli to możliwe to prosimy pokój dla trzech osób. ? odpowiedział mężczyzna.

- Z tym ostatnim nie będzie problemu, ale z terminem noclegu mogą być drobne problemy. ? rzekł.

- Można wiedzieć dlaczego? ? powiedział ostrym tonem Marcin.

- Proszę się nie denerwować. Wiem co teraz Pan czuje, ale nic nie mogę z tym zrobić. ? odpowiedział spokojnie staruszek.

- To może raczy nas Pan poinformować o powodzie? ? wtrącił oschle Piotr.

- Nie wiem czy mogę, bo nie ja jestem właścicielem tego budynku. Ale już powiem, tylko niechaj to zostanie tajemnicą, bo nie chce stracić posady. Nawet teraz ledwie wiąże koniec z końcem. U mnie się nie przelewa, co dopiero będzie jak mnie zwolnią?! Posiadacz tego hotelu wyjechał nie wiadomo gdzie i zostawił ten przybytek na pastwę losu. A chętnych na niego nie brakuje. ? powiedział ze smutkiem w głosie.

- Ale ja dalej nie rozumiem ? przyłączył się do rozmowy Antek ? Dlaczego nie możemy wziąć noclegu na pięć dni? ? zapytał z znużeniem.

- Daj mi skończyć młodzieńcze. Niektórzy miejscowi bogacze chcą przerobić tą ruderę na stertę gruzu. A na niej postawią pomnik. ? odpowiedział mężczyzna.

- Robi się ciekawie. A wiadomo co to za monument? ? zapytał Marcin.

- Tego nie wie nikt. Rzecz jasna, oprócz samych zainteresowanych. No i jeszcze rząd i administracja orientują się w tej sprawie. ? rzekł.

- W porządku, dziękujemy za informacje. Poszukamy noclegu gdzie indziej. Do widzenia! ? powiedział z rezygnacją Piotr.

- Ależ Panowie! Zaczekajcie! Możecie się tu zatrzymać, ale tylko na cztery dni. Jak termin minie, załatwię wam miejsce do spania u mojego przyjaciela. Chłop jest uczciwy i miły. Ciężko teraz o takiego. A jego mieszkanie jest niedaleko. Więc umowa stoi? ? zapytał starzec.

- W sumie nie mamy nic do stracenia. Dobra, zatrzymamy się tutaj. Ile płacimy? ? odpowiedział Marcin.

- Za trzy osoby zapłacicie sześć tysięcy złotych. ? rzekł.

- Trochę drogo, ale cóż. Proszę tu są pieniądze. Gdzie nasz pokój? ? powiedział Piotr.

- Po schodach i potem w lewo. Numer cztery jest wasz. Tu są klucze. ? odpowiedział mężczyzna zabierając pokaźny kapitał.

Trzech kompanów poszło we wskazanym kierunku. Każdy targał za sobą lichy tobołek. Wzięli co należy, bez zbędnych udogodnień. Mieli zacząć nowe życie, bez szalonych pomysłów i heroicznych wyczynów. Nie chcieli pójść kolejny raz do więzienia. Jeden pobyt w piekle starczy. Na całe życie. Spokojnego życia nie dało się wmówić Antoniemu. Był on z natury przebojowy i nie bał się głośno wygłaszać swoich idei. Próba wcielenia jednej z nich zakończyła się tragicznie. Chłopak podczas nauki w liceum podbudzał do buntu uczniów. Sprzeciwili się nauce historii. Nauczyciele wykładali zmienione losy Polski. Wszystkie tragedie wyrządzone przez Rosjan, zwalali na Prusaków i Niemców. Oczywiście ci, którzy orientują się w prawdziwych dziejach państwa opamiętali się i próbowali przeciwstawić się kłamstwu na uczelniach. Jednym z takich ludzi był Antek. Jego dziadek, z wykształcenia historyk, opowiadał różne opowieści o słynnych Polakach i ich zasługach dla kraju, czasem dla świata. Gdy usłyszał na jednym z wykładów o powstaniu styczniowych, wzburzył się niemiłosiernie. Wybuchnął wściekłością na dźwięk słów, mówiących o akcie insurekcji jako ?bezmyślne, bandyckie zachowanie wymierzone przeciwko niewinnemu carze Rosji?. W tydzień po tym wydarzeniu, młody Antoni przeciągnął na swoją stronę kilkunastu studentów, by wyszło z nim na ulicę. Rzecz jasna, zrobił to w tajemnicy prze rodziną. Ojciec, choć miał podobne poglądy co syn, nie zezwalał mu na strajk. Mówił, że to niebezpieczne. Martwił się, choć w głębi serca czuł nieopisaną dumę, że udało mu się wychować syna na honorowego obywatela, dla którego bezcenną wartością jest Ojczyzna. Rankiem w sierpniowy czwartek, w Radomiu odbył się pierwszy strajk młodzieży szkolnej. Na wiecu było o wiele więcej zgromadzonych, niż przewidywano. Wśród setki uczniów znalazł się Marcin. Piotr też był. Godzinny marsz charakteryzował się równością protestujących. Nie było lidera, wszyscy sprzeciwili się wspólnej, niewygodnej sprawie. Na myśl o tym wydarzeniu, Antoni dostaje niekontrolowanych dreszczy. Nigdy jeszcze nie widział tak solidarnych, młodych ludzi. Ten fakt ekscytował chłopaka, dla którego takie widoki powinny być chlebem powszednim. Niestety cała manifestacja została przepędzona przez oddziały milicji. Używali pałek, tarczy, często gołych pięści. Wszystkie te narzędzia wymierzone przeciwko bezbronnym studentom. Oni walczyli przy pomocy słów, tamci przy akompaniamencie dźwięku stali. Krzyki bitych i kopanych zagrzewały do energiczniejszego rozprawiania z buntownikami. Ten akt przemocy wobec przyjaciół, pozostał na długo w pamięci Antoniego. Zaprzysiągł zemstę komunistom. Lecz ona będzie wyglądał inaczej, niż zrobili to milicjanci. Polegać będzie na wytykaniu błędów władzy. O tym co robią źle, będzie mówić do megafonu, na skrzyżowaniu ulicy Mickiewicza z Paderewskiego. Przed nim legiony nieprzyjaciół, ubranych w czarne i granatowe uniformy. Za nim setki, tysiące druhów. To jest wymarzona scena dla Antka. Jego prawdziwe, jedyne marzenie, głęboko zakorzenione w jego duszy. Ta cała historia sprawia, że przybycie do Łodzi nie oznacza spokojnego życia. Wbrew obietnicy danej przyjacielem, nie podda się w dążeniu do realizacji swoich zamierzeń. On nie potrafi tak istnieć. Nie może siedzieć bezczynnie, gdy tysiące Polaków jest nękanych przez ustrój polityczny i aparaty bezpieczeństwa.

Gdy przekręcili klucz w zamku, ujrzeli ładny, zadbany pokoik. Ściany były pomalowane na relaksujący, zielony kolor. Okna były zasłonięte, więc początkowo było ciemno. Jednak po odsłonięciu zasłony, ukazał się szary, nie wyróżniający się niczym szczególnym widok. Apartament był dość duży, więc nie było problemów z miejscem do spania. Przy oknie stały trzy łóżka. Wyglądały na solidne. Zostały specjalnie postarzane, by dodać uroku meblom. Obok posłania stała ogromna szafa. Służyła ona do przechowywania ubrań, choć zmieści się coś większego. Blisko drzwi ustawione zostało biurko z lampką. Mężczyźni nie przypatrywali się temu widokowi długo. Od razu poszli rozprostować nogi na wygodnych łóżkach. Tylko Marcin nie dostosował się do kolegów. Usiadł na krześle i ze śmiertelną powagą wyciągnął z plecaka skórzany zeszyt. Jak się okazało był to pamiętnik. Założony został w dzieciństwie, w wieku dziesięciu lub jedenastu lat. Z roku na rok treść zmieniała się. Na początku zapisywał tam swoje małe sukcesy, takie jak dobra ocena w szkole, czy pochwała rodzica lub nauczyciela. Czasem notował swoje przeżycia z bójki szkolnej. W późniejszym okresie życia, chłopak pisał o pierwszych sympatiach. Z reguły Marcin nie był człowiekiem kochliwym. Jego najpoważniejszym uczuciem była miłość, którą darzył niejaką Anię. Było to, gdy miał szesnaście lat. Związek przetrwał całe półtora roku. Cały ten okres, mężczyzna zapamiętał jako szalone, romantyczne samobójstwo. Tak określał zakochanie w dziewczynie z wyższych sfer. Jego rodzice, tak samo jak Ani, nie wiedzieli o tym. To wydarzenie potwierdza, jak wielkim uczuciem darzyli się wzajemnie. Czar tego wspaniałego snu prysł, gdy ojciec dziewczyny zarządził przeprowadzkę do Warszawy. Fakt opuszczenia miasta nie podobał się jego córce, ale był personą stanowczą, nie lubił sprzeciwu. Gdy usłyszał wiadomość o tym, że ukochana zmienia miejsce zamieszkania, był zszokowany. Nie wiedział co powiedzieć, lecz zachował się rycersko. Podziękował za spędzone wspólne chwile. Za wszystkie miłe wspomnienia. Wiedział, że groźbami nic nie wskóra. Ania również była smutna z tego powodu, bo straciła jedynego prawdziwego przyjaciela, połówkę swojego serca. Nie była pewna, czy znajdzie drugiego takiego jak on. Marcin myślał tak samo. Obiecał, że nigdy już się nie zakocha. Poniekąd, ta przysięga nie jest zerwana do dziś. Choć na pozór wygląda na żywego, uśmiechniętego kawalera, to gdzieś głęboko w swoim duchowym ciele, był nieszczęśliwie zakochany. W uroczej, miłej, dziewczynie z blond warkoczem?

Gdy mężczyzna zasiadł przy biurku, zaczął pisać o tym co się działo z nim i jego kompanią, w czasie gdy wyszedł z więzienia, aż do chwili obecnej. Napisał o ciekawej rozmowie w kawiarni i niespodziewanego przemówienia Antka. Skreślił parę słów o hotelu i o jego najbliższych losach. Zamykając pamiętnik, uśmiechnął się do siebie i spojrzał na wiszący na ścianie zegarek. Jego czarna wskazówka wskazywała godzinę 22. Zerknął na śpiących towarzyszy i wyciągnął z torby malutkie zawiniątko. Były to tanie papierosy. Nie lubił palić przy innych, bo często musiał kogoś częstować. A to nie uśmiechało się Marcinowi. Z skrętem w ustach czuł się niezwykle pewnie i bezpiecznie. Mężczyzna podszedł do okna i uchylił je. Wychylił się i patrzył na zatopioną w głębokim śnie Łódź. Ruch na ulicach zupełnie ustał. Gdzieniegdzie chowają się po kątach bezdomni. Po pustych chodnikach przemknie bezpański pies. Ten widok pochłaniał chłopaka. Wprowadzał w trans, rozluźniał. Pocieszał strapioną duszę. Przeżyła ona wiele, w ostatnich latach. Nieszczęśliwa miłość, pobyt w więzieniu, zapomnienie wyglądu domu rodzinnego. Szare, pogrążone w mroku budynki fabryczne, były jak kojący balsam na troski serca. Panorama odrapanych, odpychających ścian celi, wydrapała szpecącą szramę w umyśle. Ten widok został przeklęty. Nie chciał ponownie ujrzeć tych potwornych krat, tych szyderczych uśmieszków strażników. Aby tego uniknąć, starał się ostudzać gorące zamiary Antoniego. Nie chciał go zniechęcać, bo prezentuje te same poglądy co on. Umówił się z najmłodszym z towarzystwa chłopakiem, że nie wyjdzie już na ulicę strajkować. Jak dojdzie do manifestu, to będzie jedynie pomagać im duchowo lub materialnie. Wiedział, że to też jest ryzykowne, ale nie chciał zostać uznanym za zdrajcę w oczach przyjaciela, dzieci, żony. Również martwił się, że przyszłe pokolenia mogą ochrzcić go mianem sprzedawczyka.

Nie wiadomo kiedy, Marcin wypalił już trzy skręty. Gasił na parapecie czwartego, gdy zorientował się, że jest już północ. Właśnie usłyszał donośne bicie dzwonów. Gdzieś w pobliżu musiał być kościół. Zamknął szczelnie okno i schował do plecaka papierosy. Rozebrał się i umył się w łazience. Swoje ubranie włożył do szafy i cicho ją domknął. Usiadł na łóżku i po raz kolejny pomyślał o Ani, rodzicach. Po minucie wstał i przyklęknął przy drzwiach. Choć nie było tam krzyża, zaczął się modlić. Zawsze przy wejściu do pokoju, powinien być wizerunek Jezusa lub Maryi. Tak nauczyła go matka. Uczynił znak krzyża i rozpoczął pacierz.

- Panie Boże, Ty który jesteś wszędzie i w każdym stworzeniu. ? wypowiedział cicho, wręcz nieśmiało początek modlitwy. ? Racz wysłuchać słów prostego grzesznika. Władco Niebios, miej w swojej miłosiernej opiece, moich kochanych rodziców. Wiem, że dawno ich nie widziałem i nie dawałem znaku życia, ale pozwól Boże im wiedzieć, że nie przestałem ich szanować i kochać. Maryjo! Kochałaś swojego Syna nieprzemierzonymi zapasami miłości. Wiedz, że Ja również kochałem. Dobrze wiesz, że nie było to przelotne, szczeniackie uczucie. Daj mi szansę ujrzeć jeszcze raz moją Anusię! Choćby i na łożu śmierci, ale wiedz, że ja nigdy nie zapomnę! I będę czekać. Jezu, proszę o Twoją łaskę w dalszym moim nędznym życiu. Święta Trójco! Zastępy Świętych! Miejcie mój ukochany naród w opiece, by nie stracił szans odbudowy po wojnach. Niech zrobi to sam, w sposób solidarny, zgodny z Twoim, Chryste nauczaniem. Miejcie również i Mnie, waszego wiernego sługę, w trosce. Bym nie poddał się i ujrzał swoje, upragnione szczęście! Tak mi dopomóż Bóg! Amen.

Tymi słowami zakończył swoją osobistą, intymną rozmowę z Bogiem. Pozostawał jeszcze w szoku. Rzadko otwierał się przed Osobą, której nie widział. Jednak dziś miał taką potrzebę i Bóg go wysłuchał. Marcin zacisnął wargi, by powstrzymać napływające łzy. Jednak nie zdołał ich zatrzymać. W dzieciństwie pewnie by się wstydził z tego, ale dzisiaj, w takim momencie jest z siebie dumny, bo każdy ma chwile słabości. Chłopak wstał z kolan, nie przejmował się bólem w nogach. Z poczuciem tęsknoty za Anią i Rodzicami, patrzył się w sufit. W ten sposób zasnął. Ile czasu poświęcił na bezowocne spoglądanie w górę, tego nie wie nikt.

Nastał ranek. Promyki słońca rozbudziły trójkę przyjaciół. Pierwszy wstał Piotr, który popędził do łazienki. Miał zamiar porządnie się umyć, by zmazać piętno pobytu za kratkami. W trakcie jego pobytu, z legowiska zerwał się Antek, który bezpardonowym kopniakiem wytrącił ze snu Marcina.

- Co jest? ? zapytał półprzytomnie obudzony mężczyzna.

- Czas już wstać! Zobacz za okno.

- Nie chce mi się ruszać. Powiedz mi, co tam ciekawego jest. ? rzekł chłopak.

- Budowlańcy się zbierają obok naszego hotelu. Chyba wiesz co nas czeka?

- Nie rozumiem. Wiesz dobrze, że rano nie potrafię logicznie myśleć. Robotnicy pod domem? Próbujesz powiedzieć, że co? Nie masz chyba na myśli tego, że? - powiedział zaspanym głosem.

- Dobrze myślisz. Niestety. Przybyli tu po to, aby zbudować ten cholerny pomnik! Ciekawe po co on komuś. ? odpowiedział.

- Mówisz poważnie? Hotelarz mówił o czterech dniach. A tu jedna nocka dopiero przespana. Musimy coś tym zrobić, przecież zapłaciliśmy za cztery dni. Niech nam odda te pieniądze! Złodziej jeden! Zaraz do niego pójdę, tylko narzucę jakieś ubranie na siebie. ? rzekł zirytowany Marcin.

W tej chwili z łazienki wyszedł Piotr. Przepasany ręcznikiem począł ubierać się w swoje wykwintne koszule. Nawet w stroju codziennym nie zapominał o byciu eleganckim. Woń jego perfum roznosiła w całej izbie. Antkowi wydawało się, że nawet mężczyzna w portierni czuje ten zapach. Jego obojętność dziwiła i denerwowała, ale taki był jego charakter. A ta rzecz wolno i rzadko przechodzi metamorfozę. Gdy wszyscy byli już gotowi, Antoni wyciągnął z lodówki jedzenie. Nie były to frykasy, tylko zwykły podróżniczy prowiant. Następnie wyciągnął chleb z torby. Czerstwy, ale nikt nie narzekał. Marcin swoim podręcznym scyzorykiem otworzył puszkę konserwy. Wszyscy zaczęli smarować kromki pieczywa. Panowała przy tym cisza. Z tej prostej czynności, trójka towarzyszy uczyniła rytualna scenę. Wiedzieli oni, że to ostatnia chwila, by zakosztować nagiej, nieubranej w żadne dźwięki sielanki. Po tym, gdy zobaczyli koczujących pod ścianami budynku robotników, nie chciało im się już żyć. Był to zwiastun nadchodzącej, długotrwałej tułaczki. Nawet obiecana przez staruszka pomoc, nie spełniała marzeń o spokoju. Mimo to, postanowili pójść do mężczyzny, po adres jego przyjaciela. I po zwrot pieniędzy. Ciekawiło ich to, kim okaże się darczyńca dachu nad głową. Antoni chciał, by był to człowiek ? buntownik. Nie lubiący obecnego ustroju, u którego priorytetem jest walka o poprawę życia. Interesowała go również zagadka monumentu. Miał nadzieję, że będzie to wizerunek naszego polskiego bohatera narodowego. Takim jest Piłsudski, Mickiewicz, Mieszko. Najbliżej mu było do wieszcza romantyzmu. Tak jak on, młody chłopak zagrzewał do buntu przeciwko uciskowi. Tylko czasy się zmieniły. 200 lat temu Polacy czuli, że Ojczyzna została utracona, przyznawali się do tego, że chcą walczyć o niepodległość. W obecnej chwili takiego zrywu nie ma. Niektórzy wspominają o tym, że Polska jest trzymana na wodzy przez Związek Radziecki. Nie podoba im się to, lecz boją się głośno mówić o prawdzie. Naród zastraszany jest wieloma sposobami. Od milicji zacząwszy, na cenzurze skończywszy.

Dla Piotra nie miało większego znaczenia u kogo będzie mieszkać, jednak właściciel musi spełniać kilka warunków. Po pierwsze uczciwość. Co raz trudniej o tą cechę u ludzi. Drugą sprawą jest szacunek. Mężczyzna lubił mieć poważanie wśród innych, więc wymagał tego po przyjacielu hotelarza. Marcinowi było obojętnie kim okaże się tajemniczy znajomy. Wymagał tylko spokoju, by myśli trochę odpoczęły od bezlitosnych zamieci losu. Dusza również pragnęła bezpiecznej przystani, w której może zakotwiczyć na długi okres czasu.

Po zjedzeniu posiłku, przyszedł czas, by porozmawiać o obiecanym noclegu. Umówili się, że nie ma sensu schodzić we trójkę. Do dyskusji wyznaczony został Piotr i Marcin. Antoni miał zostać w pokoju i obserwować krzątających się pracowników budowy. Wydawać się mogło, że to zadanie jest nudne i niewymagające skupienia. Dla najmłodszego z przyjaciół było to niezwykle ciekawe i pasjonujące zajęcie. Tak się działo, ponieważ był zainteresowany sprawą pomnika. To, kto zostanie uwieczniony na monumencie nie dawało mu spokoju. Jego ciekawość prowadziła nierzadko do śmiesznych sytuacji. W młodości wiele miał przygód związanych z nadmierną fascynacją jakimś tematem.

Dwoje mężczyzn przymknęło drzwi od swojego mieszkania. W żwawym tempie zbiegło ze schodów. Ta przebieżka nie sprawiła większych problemów, bo izdebka znajdowała się na pierwszym piętrze. Po minucie ujrzeli przed sobą recepcję. Nie posiadała ona dużych rozmiarów. Była raczej kameralna, dobrze odzwierciedlała klasę hotelu. Jednak mimo braku dobrego zdania o schronisku wśród prostych ludzi w Łodzi, trójce przyjaciół żyło się tutaj przyjemnie. Nie mieli najmniejszej ochoty opuszczać budynku. Niestety, koleje losu potoczyły się inaczej niż zamierzali. Piotr przystanął przy krawędzi biurka. Malutki dzwoneczek czekał. Marcin, który doskoczył do kolegi, nie omieszkał go użyć. Na dźwięk metalicznego odgłosu, hotelarz zerwał się. Słychać było jego pospieszne kroki w zamkniętych drzwiach. Po kilku chwilach ukazał się poczciwy staruszek w zabawnych, filuternych okularach. Poprawił wygnieciony pulower i przekrzywione binokle. Zobaczywszy dwóch znajomych mężczyzn, wyciągnął swoją dłoń na powitanie. Po zakończonym rytuale powitania, postanowił zacząć gawędkę. Domyślał się, że nie będzie to przyjemna wymiana zdań.

- Miło was znów widzieć! ? rozpoczął rozmowę dziarskim pozdrowieniem. ? W czym mogę służyć?

- Ty mały, stary gnoju! ? Marcin zirytował się jego beztroskim tonem. ? Dobrze wiesz, że przybywamy tu w pewnej sprawie! Nie będę przedłużać, więc przejdę do sedna problemu. Po pierwsze, żądamy zwrotu pieniędzy! Pięć tysięcy piechotą nie chodzi! Po drugie, obiecałeś adres swojego koleżki. I jak? Zrobisz, co do ciebie należy, czy chcesz pogadać inaczej?

- I jeszcze jedno! ? wtrącił się Piotr. ? Tylko bez przekrętów z tym przyjacielem, bo wiedz, że nie zawahamy się skorzystać z usług milicji. ? rzekł.

- Panowie! Bez nerwów! Myślicie, że na starość nie mam nic do roboty, tylko kręcić jakieś oszustwa? Mi też nie na rękę, zostać wylanym na zbity pysk. Co ja żonie powiem? Ukrywałem tą wiadomość, bo nie chciałem martwić jej. Chora jest, niedługo skona. Dwójka dzieciaków zostanie osieroconych. Ja stracę pracę, będę utrzymywać rodzinę z zasiłku i z łaski krewnych. Ludzie! Życie mi się wali! A niedawno byłem poważany wśród znajomych. A teraz co? Zostało mi siedzieć w tych czterech ścianach, w tym cholernym hotelu. ? zakończył bliski płaczu.

- Głupio się czuję. Zwalił mnie pan z nóg. A myślałem, że to ja mam ciężko. ? powiedział po minucie ciszy, zmieszany Piotr.

- W porządku. Wiem, że ja zachowałbym się na waszym miejscu tak samo. Młodzi jeszcze jesteście. Naprawdę, warto zatrzymać się na chwilę. Pomyśleć o sile rażenia swoich słów. One też bolą. Jak pięści. Nie chciałem nikogo wprowadzać w błąd. Jestem uczciwym obywatelem. W tych czasach trudno o takiego. Ze swojej postawy nie jestem dumny. Wiecie dlaczego? Być jedynym przyzwoitym wśród określającego się tym mianem społeczeństwa, to nie powód do radości. Raczej do wstydu. Za innych. Ja spełniam obowiązki Człowieka, a nie osoby. A to różnica. I to wielka. Człowiekiem jest się w środku, osobą na zewnątrz. Sztuka myślenia zanika u młodych. Teraz im co innego w głowie. Zliczyć nie można, ile wyrostków chowa się z wódą po kątach. Ilu przesypia nocki na ławce w parku, nie kontrolując siebie. No wy dajecie inny przykład. Na szczęście są jeszcze wyjątki od tej chorej sytuacji. Gdyby zamiast was ujrzałbym dwójkę zapitych młodzieniaszków, dawno wyrzuciłbym ich za drzwi. Obecne pokolenie mówi, że chce zmieniać Polskę, ale w ten sposób jej nie uzdrowią. Przyszłość Ojczyzny spoczywa na ich barkach, wątłych co prawda, ale zawsze mogą udźwignąć ciężar obowiązków. Polska inteligencja robi co może, aby pięknym słowem wyprzeć socjalistów za Bug. Tam ich miejsce. Poeci i pisarze mają to do siebie, że w ich ustach wyraz ?precz?, brzmi jak piękne zaproszenie do powrotu na łono matki ? Rosji. Muszę się przyznać, że sam działam w takim stowarzyszeniu. Mimo zaawansowanego wieku staram się wspierać buntujący się naród. Życzę wam tego, lecz wiem, że już teraz macie już plany na przyszłość. Chłopie, uśmiechnij się! Zapomniałem już o tych słowach, co powiedziałeś. Nie wiem dlaczego, ale lubię was i tego trzeciego. Coś czuję, że jeszcze spotkamy się. Choć nie w pełnym składzie. ? zakończył swoje przemówienie.

Długa tyrada mężczyzny zbiła z tropu dwójkę przyjaciół. Uzbrojeni byli w ostre, zadziorne argumenty. Jednak hotelarz rozbroił ich. Nie przemocą. Swoim zaskakującym opanowaniem. Iście nieludzkim. Marcin poczuł jakieś nieopisany spokój bijący z dziadka. Wydawało mu się, że czas zatrzymał się, w oczekiwaniu na dalsze słowa. Jakże piękne one były! Niezwykle kusiły i pociągały. Emanowały mądrością. Piotr wiele czytał, jednak przekonania żadnego filozofa nie trafiły tak bezpośrednio w jego serce, jak przemówienie hotelarza. Zobaczył w jego oczach pasję. Zląkł się, bo przypomniał sobie historię człowieka opętanego przez siły nieczyste. Na szczęście nic nie wstąpiło w staruszka. Jedynie mogła to być jakaś zagubiona muza, może sama Ojczyzna wybrała wiekowe usta, na wygłoszenie wołania o pomoc?

Milczenie narastało, bo nikt nie był w stanie wypowiedzieć się. Po kilku, kilkunastu minutach zakończyło się, bo ciszę przerwał Marcin, który był bliski płaczu.

- Panie, nie wiem czy mogę wypowiedzieć się w tym czasie, więc proszę o przebaczenie. ? mówiąc te słowa, kawaler wyglądał jak małe, pięcioletnie dziecko, proszące o słodycze.

- Bez przesady! Nie jestem jakimś Bogiem, by zwracać się do mnie w taki sposób. Wiem, rozgadałem się, ale to dzięki wam mogłem wypowiedzieć głośno swoje myśli. Dziękuję za to. ? odpowiedział mężczyzna, który wyglądał zwyczajnie. W niczym nie przypominał człowieka, który mówiąc, łamał bariery w sercu niejednego słuchającego.

- Słowa Pana sprawiły, że jestem w szoku. Kompletnie nie wiem jak się zachować. Pańskie słowa trafiły w sedno. ? rzekł Marcin, poprawiając ton na mniej doniosły.

- Jeśli już ochłonęliśmy, to może pogadamy o tym po co tu przyszliśmy. ? Piotr bestialsko przerwał uroczystą atmosferę w zwykłej, zakurzonej recepcji. Biurko powróciło do swojej pierwotnej postaci, a przecież było polerowanym pulpitem mówcy.

- Chodzi o adres mieszkania mojego znajomego?

- Tak. Dokładnie o to. No i jeszcze o pieniądze.

- Proszę. W tym worku są i banknoty i miejsce zamieszkania mojego przyjaciela.

Wypowiadając te słowa, staruszek miał smutny wyraz twarzy. Rzadko zdarzało się, że ktoś nazwał go oszustem i sugerował nie dotrzymywanie obietnic. A to przed chwilą zrobił Piotr. Marcin zauważył te zafrasowane oblicze hotelarza i szybko zareagował. Zimnym spojrzeniem zganił przyjaciela. On zrozumiał to i przeprosił mężczyznę.

- Przepraszam za kłopoty, ale wie Pan jak to jest na świecie. Jest mi głupio z powodu moich bezpodstawnych błędnych oskarżeń. ? odpowiedział.

- W porządku. Nie gniewam się. Jak będziecie u mojego kolegi, to podajcie moje imię i nazwisko. Powiedźcie, ze to ja was przysłałem.

- A można wiedzieć, jak się Pan nazywa? ? uprzejmie rzekł Marcin.

- To jeszcze się nie znamy? Mam na imię Stanisław Zajączkowski.

W tym momencie wyciągnął rękę na symboliczny gest przywitania. Dwaj przyjaciele odwzajemnili to.

- Ja jestem Marcin, a to Piotr. Ten, który został na górze to Antoni. Miło było ciebie poznać. My już będziemy uciekać. Musimy spakować nasze torby. Jeszcze raz dziękuję za wszystko. Za pomoc.

- Mi również jest niezwykle przyjemnie zawrzeć znajomość. Do zobaczenia. W niedalekiej przyszłości. Może jeszcze się spotkamy. Do zobaczenia!

Stanisław jeszcze długo patrzył na oddalające się kontury ludzi. W tej chwili zamknął się pewien rozdział w życiu trójki kompanów. Otworzyły się nowe wrota. Prowadziły one na ścieżki nieznanego etapu. Powitały wędrowców uśmiechem. Szczerym? A może szyderczym? Nikt nie znał przyszłości, która czeka. Chcieli jak najszybciej opuścić hotel. Pragnęli zaznać nowych doświadczeń. Sądzili, że lepszych niż dotychczasowe. Znużyła ich wieczna tułaczka z miejsca na miejsce. Marzyli o domu, w którym mogli spokojnie odpocząć i zamknąć się na otaczająca rzeczywistość. Jednak nie mieli pewności w tym zagadnieniu.

Schody na pierwsze piętro nie przypominały zwykłych betonowych bloków. Wydawało się, że prowadziły one do Raju. Do upragnionego przytułku, gdzie mogliby spędzić resztę życia. A może nie była to wcale droga do nieba? Możliwe, że na krańcu wędrówki nie ujrzą aniołów aureoli świętych, tylko rozgrzane do czerwoności lica potępionych. Prawdopodobnie życie zrobi nie jedną niespodziankę. Jakby obecnych zakrętów i rozjazdów mieli mało.

Na dźwięk przekręcanego klucza w zamku, Antek zerwał się. Miał dosyć siedzenia w ciasnym pomieszczeniu i bezsensownego patrzenia w sufit lub w ściany. Widok robotników dawno go znużył. Czuł się jak malutkie dziecko, które zostało ukarane przez rodziców. Porównanie jest bliskie prawdy. Los zamknął go w zimnych murach hotelu. Tylko nie chłopak nie mógł przypomnieć sobie, co przewinił.

Ujrzawszy dwójkę przyjaciół, na jego twarzy pojawił się uśmiech. Martwił się, że rozmowa nie pójdzie po ich myśli i hotelarz nie da im wymarzonego adresu. Nie czekając na pozwolenie zapytał się o wyniki konwersacji.

- No nareszcie! Już zaczynałem się zastanawiać, co was zatrzymało. Chyba hotelarz nie sprawiał problemów? ? zapytał się.

- Skądże. To poczciwy i równy gość. Bez zbędnych problemów dał nam adres i pieniądze.

Piotr, który właśnie przekroczył próg apartamentu, usiadł na łóżku. Nie wiadomo kiedy, w jego dłoni pojawiła się bułka. To zachowanie przyciągnęło spojrzenia rozmawiających kolegów. Wtedy szybko wsadził kanapkę do buzi i położył się. Po niecałej minucie usłyszeli donośny odgłos w okolicach przełyku. Potem obrócił się na bok i zasnął. Nie wiadomo czym był tak zmęczony. Być może pogawędka z Stanisławem zmęczyła go.

- Jeśli wszystko załatwione, to najwyższy czas porzucić te ściany i przenieść się. Co się tak patrzysz? Źle mówię? ? powiedział podirytowany Antek.

- Nie, nie. Zamyśliłem się trochę. Coś mi się przywidziało? A raczej ktoś? Boże! Co się ze mną dzieje?! Masz rację musimy opuścić ten cholerny dom!

Głos mężczyzny był daleki, nieobecny. A przecież tu stał. Było to dziwne i zarazem przerażające.

- Marcin! Wszystko w porządku? Cały jesteś blady! Może jesteś chory? Twoje oczy są jakby szkliste? Czy ty płaczesz? ? zapytał zmartwiony Antoś.

Rzeczywiście płakał. Jego serce łkało cichutko, a źrenice odbijały łzy. Dusza stwarzała wizje, by móc spotkać się z swoją drugą połową, która uciekła w młodości. Jakże on teraz pragnął ujrzeć ponownie swoją utraconą wielką, jedyną miłość. Choć na chwilę. Marzył, by spojrzeć jej głęboko w oczy i wyszeptać: ?Kocham Cię?. Chciał dzielić się z nią swoimi radościami, smutkiem, szczęściem. Wierzył, że Ania dalej go pamięta. Miał nadzieję, że wszystkie przeszkody życiowe, nie zerwały grubej nici więzi. Ucieszył się gdy przywidziała mu się ukochana. Liczył, że jest to prawdziwa postać. Niestety rzeczywistość jest brutalna i rzadko daje szansę na bycie spełnionym. We własnym świecie, który zakorzenił się w świadomości, żyje razem ze swoją miłą. Mieszka w małej, drewnianej chatce. Wokół domu układały się malowniczo wzniesienia. Pulsowały w rytm bicia serca dwojga zakochanych. Chciał trwać w tym miejscu, lecz obowiązki nie pozwalały. Anuś głaszcząc kota na kolanach, machała na pożegnanie swojemu wielbicielowi. Wraz z otwarciem oczu, obraz stawał się niewyraźny, rozmyty.

- No coś ty! Zastanawiałem się nad pewną kwestią. Chodzi o mieszkanie. Mam trochę wątpliwości. Czy na pewno słusznie postępujemy? ? odpowiedział.

Skłamał, bo rozmyślał nad innym problemem. O historii miłości nie chciał nikomu mówić. Bał się, że czar pryśnie. Jednak o nowym miejscu zamieszkania też myślał. Obawiał się, że dach domu nie wytrzyma nawałnicy problemów, deszczu smutków, gradu wyzwisk, rzucanych przez wrogów. Być może mgła nienawiści owinie ciepło bijące z domowego ogniska. Teraz nie dopuszczał do siebie, że tak może być. Chciał ślepo wierzyć w uczciwość wszystkich ludzi. Zaufał Stanisławowi. Miał nadzieję, że słusznie.

- Masz wątpliwości? Pakujmy walizki i wynośmy się. Trzeba obudzić Piotrka. Też wybrał porę do leniuchowania. ? rzekł pełny werwy Antoni.

Wrzucanie ubrań i innych rzeczy nie sprawiało najmniejszego problemu. Najmłodszy z towarzyszy skończył to zajęcie najszybciej. Miał mało odzieży, bo nie był strojnisiem. Do bocznej kieszeni torby włożył portfel z oszczędnościami i różaniec. Marcin spakował wszystko bez zbędnej dbałości o późniejszy wygląd przedmiotów. Upewnił się czy ma solidnie ukryte papierosy i pamiętnik. Piotr, który został niedawno obudzony ze snu, miał wyraźne kłopoty. Starannie składał koszule i inne ubrania, by nie pogniotły się. Chwilę potem wszedł do toalety, by zabrać parę perfum. Takie zachowanie denerwowało pozostałych, bo zależało im na czasie. Chcieli jeszcze przed wieczorem być już na ulicy Niemcewicza, bo tam zameldowany jest znajomy Stanisława. Zegar wskazywał godzinę szesnastą, więc mieli zapas czasu.

- Możesz się trochę pospieszyć? My jesteśmy już gotowi. Czekamy na ciebie. ? powiedział Antoni, zmęczony ciągłym wyczekiwaniem.

- Przecież kilka minut nas nie zbawi! Muszę znaleźć jeszcze dwie rzeczy. A wasze dopominanie przedłuży tez proceder. ? rzekł zdenerwowany Piotr.

- Chyba już spakowałeś wszystkie koszule. Czego ci jeszcze brakuje?

- Nie chodzi o ubranie. Mój ulubiony zegarek. Gdzieś i się zapodział! Nie wyjdę, póki nie odszukam go.

Okazało się, że zguba spoczywała bezpiecznie w kieszeni płaszcza. Gdy upewnili się, że nic nie zostawili, po raz ostatni przekroczyli próg mieszkania. Dźwigając ciężkie torby i plecaki, zeszli na dół. W recepcji panował orzeźwiający chłód. Drzwi były otwarte. Z dala dochodziły barwne rozmowy pracujących robotników. Hotelarz, który stał we framudze drzwi, obrócił się.

- Widzę, że wszyscy w komplecie. Jest mi przykro, że sprawy przybrały taki obrót, ale nie miałem na to wpływu. Szczęścia życzę w życiu! ? powiedział ze smutkiem Stanisław.

Marcin podał klucze i podziękował za dobre słowo. Następnie cała gromada skierowała się ku wyjściu. Łódź powitała wędrowców gwarem ulicznym i pędzącymi samochodami. Za takim widokiem tęsknili. Mieli już dosyć statyczności. Pragnęli dynamiki.

Aby dotrzeć na ulicę Niemcewicza, musieli pokonać liczne zakręty i ruchliwe skrzyżowania. Omijali przechodniów. Drogi nie ułatwiał niesiony ciężar. W końcu, po dwóch godzinach wędrówki, ujrzeli wyczekiwany napis z informacją, że w tym miejscu zaczyna się ulica Niemcewicza. Teraz wystarczyło odszukać numeru domu. Znajomy staruszka mieszka pod dziewiątką. Po kilkunastu minutach odnaleźli wymarzony budynek. Teraz wystarczyło wejść i przywitać się, lecz to nie takie proste. W trzech głowach walczyły dwie myśli. Jedna to wahanie o przyszłość. Druga ? przeczucie, że gorzej już być nie może.

Weszli. Otworzyli duże drewniane drzwi. Przywitał ich okropny zapach z klatki schodowej. W prawie każdym bloku było tak samo. Przekroczyli próg i zaczęli wchodzić w górę po schodach. Fatalne wykonanie nie ułatwiało wspinaczki. Gdy ujrzeli właściwe drzwi, odetchnęli z ulgą, widząc pokonane stopnie.

Postanowili zapukać. Popis odwagi dał Marcin, który energicznie zastukał w drewnianą furtkę. W absolutnej ciszy i zadumie czekali na odzew z drugiej strony. Po paru chwilach ktoś poruszył się za drzwiami.

Chwilę potem otworzyły się i ukazała się postać mężczyzny. Był on wysoki, chudy, ubrany w rozciągnięty sweter. W ręku trzymał książkę ? ?Zbrodnia i Kara?. Zaskoczył go widok trzech w sile wieku ludzi. Przestraszył się, bo wypadła mu pozycja. Szybko podniósł ją Antek i podał właścicielowi.

- Dziękuję. ? powiedział drżącym głosem.

Najprawdopodobniej myślał, że nasi bohaterowie to tajny oddział milicji lub jakiś inny aparat bezpieki.

- Dzień Dobry. ? panoszącą się ciszę, przerwał głos Marcina.

- Witam. W czym mogę pomóc?

- To długa historia. Czy wejdziemy do środka? ? zapytał grzecznie. Nie mógł wytrzymać odoru wódki wymieszanej z czymś innym, równie śmierdzącym.

- Dobrze. Zapraszam do środka.

Gdy wszyscy już weszli, mężczyzna zamknął szczelnie drzwi. Nie chciał doznać kolejnej niespodzianki. Jedna mu starczy.

Mieszkanie było dość duże. Nie było problemów z pomieszczeniem się. Cała czwórka usiadła na eleganckich, skórzanych fotelach. Przyjaciel hotelarza poczęstował gości drogim cygarem. Był to towar luksusowy i mało kto mógł zakosztować kubańskiego cudeńka. Jegomość odłożył książkę na szklany stół i zaczął rozmowę. Chciał rozwiać wszystkie tajemnice.

- W takim razie, po co nachodzicie moją skromną osobę w słoneczny dzień? ? zaczął.

- Przybywamy z malutką prośbą. ? odpowiedział prędko Piotr.

- Zamieniam się w słuch.

- Chodzi o to, że mamy wspólnego znajomego. Stanisław Zajączkowski. Mówi to coś panu?

- To mój najlepszy przyjaciel. Znamy się od dawna. Od piaskownicy. To on was tutaj przysłał? ? zapytał.

- W pewnym sensie tak. Jak zapewne Pan wie, pracuje on w hotelu. Tak się złożyło, że mają zamiar go zburzyć i postawić na jego miejsce jakiś cholerny pomnik. ? kontynuował najstarszy z trójki.

- Tak, wiem o tym. To straszna tragedia. Nie wiem co teraz zrobi ze sobą. Bez pracy ciężko dziś przetrwać. Oczywiście może liczyć na moją pomoc finansową. Przeczuwam, że nie o to chodzi, czyż nie?

- Tak. Chodzi o coś zupełnie innego, a mianowicie nie mamy gdzie mieszkać. I dlatego przyszliśmy tutaj. ? odpowiedział Marcin, pozwalając, by Piotr mógł dokończyć cygaro.

- Nie rozumiem. Czemu zwracacie się z tym do mnie? Chcecie zamieszkać tutaj? ? zapytał zdziwiony staruszek.

- Stanisław chce cię poprosić, abyś udzielił nam dachu nad głową na jakiś czas.

- Na jak długo?

- Jakiś miesiąc.

- W sumie mogę się zgodzić. Czuję taką wewnętrzną pustkę, odkąd straciłem zonę. ? powiedział.

- Naprawdę, jest nam przykro z tego powodu. Jeśli to nie tajemnica, to jak umarła? Naturalnie, czy wypadek? ? zapytał Antoni.

- Wypadek. W sumie nie wiem jak to nazwać. Wypadek jest przypadkowy. Morderstwo jest umyślne. ? rzekł smutny mężczyzna.

- Została zamordowana? Jestem zszokowany. Pan mówi o tym tak lekko? Ja bym pomścił ją, chodziłbym po sądach!

- Pogodziłem się z tym. Czas leczy rany. Zemsta nic mi nie da, co sam wpakuję się za kratki.

- Nie wiadomo. Zawsze można spróbować. Daje to wyraz jak wielkie uczucie to było.

- Będziesz kochać zza krat? ? zapytał staruszek.

- A czemu nie? ? odpowiedział Antek.

- Sądzisz, że kwiat miłości nie uschnie w zimnych murach więzienia?

- Raczej nie.

- Kochałeś kiedyś?

- Nie.

- Nie znasz życia. W innym wypadku, byś wiedział do czego człowiek jest zdolny.

Szczerość jaka emanowała z właściciela mieszkania była zadziwiająca. Mimo tego, że zgromadzeni nie znali się, to rozmawiali o sprawach intymnych jakby byli przyjaciółmi. Miał on coś w sobie, że każdy chciał mu powierzyć swoje tajemnice i problemy. Marcin chciał temu zaradzić.

- Mądre słowa. Wypadałoby poznać się. Jestem Marcin, a to Antoni. Młody jest jeszcze, więc niektórych rzeczy nie pojmie. To Piotr. ? przedstawił towarzyszy.

- Moje uszanowanie. Nazywam się Ryszard Fornalski. Ta rozmowa utwierdziła mnie w przekonaniu, że przyjmę was pod mój dach. Będzie ciekawie. Konfrontacja kilku odmiennych charakterów. To musi zakończyć się burzą. Myśli. ? rzekł mężczyzna.

- W takim razie gdzie nasza sypialnia? Chciałbym rozpakować swoje torby i przebrać się, bo nie wypada gawędzić z tak znakomitym człowiekiem, w brudnej, spoconej koszuli. ? powiedział Piotr, wypalając resztki cygara.

- Niech wasz pokój będzie pokój na prawo. Łazienka jest trochę dalej. A kuchnia obok tego pokoju.

- Dziękujemy serdecznie za gościnność. Oczywiście będziemy płacić za czynsz.

- Nie trzeba. Będę wdzięczny, jeśli wolne chwile będziemy spędzać na dyskusjach. Na różne tematy. W końcu mam do kogo gębę otworzyć! ? powiedział uradowany Ryszard.

Wystrój domu robił wrażenie. Na ścianach umieszczone zostały poroże jelenia. Przy wejściu do pokoju położona była gustowna wycieraczka. Sama sypialnia była sporych rozmiarów. Tylko łóżko było jedno. Wszyscy zaczęli rozpakowywać pakunki. Marcin rzucił na łóżko plecak. I pospiesznie przebrał się w coś innego. Marcin zajął łazienkę, myjąc się z brudu. Szybko mijały godziny. Staruszek przygotował smaczną kolację, po której wszyscy położyli się spać. Zmęczenie ogarnęło całe ciało.

Jednak istniała jedna rzecz, która nie była znużona podróżą. Dusza miała czas na odrobinę wytchnienia. W końcu nieustający sztorm na morzu życia ustał. Przejaśniało się. Na niebie widać było dwa gołębie ? zwiastuny pokoju, szczęścia. Na jak długo wyśmienita pogoda utrzyma się? Czy to chwilowa radość? Czy wieczna idylla?

Przed zaśnięciem, Antkowi przypomniała się pewna rzecz z przeszłości. Uśmiechnął się na wspomnienie o balu. Został on wydany z okazji rozpoczęcia manifestu studentów. Miało to na celu zwiększenie poczucia własnej wartości wśród protestujących. Przyniosło to oczekiwany skutek, bo rankiem wyszła na ulicę ponad setka pełnych zapału młodych ludzi. Podczas zabawy zapoznał się z pewną dziewczyną. Zapomniał imienia, ponieważ nie w głowie mu były zaloty. Pochłonął go jeden cel ? sprzeciw komunistycznej władzy. Powrócił do tego zdarzenia, gdy Ryszard zadał pytanie o miłość. Czy był kiedykolwiek zakochany? Trudne pytanie. Jeszcze trudniejsza odpowiedź. Nie znał definicji tego pojęcia. Tego można nauczyć się z czasem.

Sen trojga przyjaciół przebiegał bez zakłóceń. Każdemu śniło się swoje marzenie. Piotr wysnuł pragnienie o spokoju i odpoczynku od wiecznych trosk. Antoni fantazjował o wolnej Polsce, która będzie się liczyć na arenie międzynarodowej. Nie będzie pomiatana przez kraje ościenne. Marcin mógł myśleć tylko o jednej osobie. Morfeusz wspierał go i cicho ukołysał go do snu.

Zamiast piania koguta, gwar uliczny obudził towarzyszy. Pierwszy wstał Antek, który wykorzystując sytuację, że najstarszy z kompanów śpi, poszedł do łazienki. W kuchni jadł śniadanie Ryszard.

- Dzień Dobry! ? uprzejmie przywitał swojego lokatora.

- Witaj. ? odpowiedział zaspanym głosem.

- Jak zakończysz poranną toaletę, przyjdź tu. Mam ci coś do powiedzenia. Powinno cię zaciekawić.

- W porządku.

Chłopak był niezwykle zainteresowany, tym co chcę zdradzić mu właściciel. Po głowie krzątały się niespokojne myśli, które nie dawały spokoju. Szorując zęby nie skupiał się na tej czynności. Umysłem był w kuchni. Razem ze staruszkiem. Po pięciu minutach otworzył drzwi i skierował swoje stopy w kierunku jadalni. Zgodnie z zapowiedzią, Ryszard cierpliwie czekał.

- Słucham. Czymś miał pan się ze mną podzielić. Jakąś informacją. ? rzekł podekscytowany Antoni.

- Nie zapomniałem o tym. Wiesz o tym, że Stanisław jest działaczem w tajnej organizacji, zrzeszającej przeciwników socjalizmu w Polce?

- Tak. Marcin coś wspominał o tym. Wspiera poetów, tak?

- Nie tylko. Wiem, że sprawa pomniku cię interesowała. Mam wiadomość dotyczącą tego problemu.

- Jaką? Jestem niezmiernie ciekawy, kto został uwieczniony na monumencie. ? rzekł.

- Pewnie myślałeś, że Mickiewicz, Chopin lub Kościuszko? Tak samo sądziły setki innych mieszkańców Łodzi. Władza zadecydowała co innego.

- A mianowicie?

- Stalin.

- Nie rozumiem.

- Stalin. Jego oblicze będziemy podziwiać zamiast hotelu.

- Jeśli to prawda, nie możemy czekać! Trzeba coś z tym zrobić. Nie zamierzam siedzieć z założonymi rękoma, gdy takie rzeczy dzieją się parę przecznic stąd!

Antoni był naprawdę zszokowany. Nie spodziewał się, że w Polsce będą stawiać pomniki obcym dyktatorom. W jego umyśle powstał kocioł z parującymi myślami. Emocje były tak silne, że pragnęły wyjść z ciała mężczyzny i same rozprawić się z komunistami.

- I właśnie mam pewien plan. Chcę ciebie zaangażować w to. Oczywiście za twoją zgodą. Miałbym miejsce dla jednego z twoich przyjaciół. Wchodzisz w to?

- Rzecz jasna! A co miałbym konkretnie robić?

- Mamy zamiar strajkować. Wszcząć bunt przeciwko władzy. Ja, Stanisław i Ty bylibyśmy organizatorami manifestu. Angażowalibyśmy ludzi i produkowalibyśmy ulotki i transparenty.

- W porządku. We mnie aż się gotuję, by zrobić podobne przedsięwzięcie. Miarka się przebrała! Z tym przesadzili! ? powiedział Antek.

- Wiedziałem, że mogę tobie zaufać. Pozostała do omówienia rola jednego z twoich kompanów.

- Porozmawiam z nimi. Co mieliby robić?

- Potrzebujemy człowieka, na którym można polegać. Jego zadanie będzie następujące. Krótkie czasopismo, które napiszemy, trzeba rozdać po obywatelom. Nie będzie tego robić sam. Wyznaczyliśmy jeszcze jedną osobę do tego.

- Rozumiem. Jak się obudzą, zachęcę ich do udziału. ? powiedział pełen zapału.

- Dziękuję. Niech żyje Polska!

- Wolna i niepodległa!

Gdy po skończonej rozmowie udał się do pokoju, ujrzał ubranych już przyjaciół. Nie pozostawało nic innego, by zapytać ich o kwestię uczestnictwa w strajku. Był pewien, że jeden z nich się zgodzi. Tylko kto?

- Gdzie byłeś? ? zagadnął Piotr.

- Byłem w łazience i uciąłem interesującą pogawędkę z właścicielem.

- O czym tak dyskutowaliście? ? wtrącił się Marcin, który ścielił łóżko.

- O losach hotelu i o pomniku.

- I co? Wiadomo coś konkretniejszego? Kogo uwiecznią?

- Mam złą wiadomość, która mnie wstrząsnęła. Postawią monument na cześć wodza.

- Kościuszki? ? zgadywał najstarszy z kompanów.

- Nie. Stalina.

- O cholera! Mówisz poważnie? ? na dźwięk nazwiska dyktatora zza Bugu, Marcin rzucił koc, z którym mocował się od dwóch minut.

- Jak najbardziej. Niestety, to prawda. Trzeba coś zaradzić.

- Co proponujesz? ? zapytał Piotr.

- Mamy plan. Ja, Stanisław i Ryszard. Organizujemy manifest.

- To coś poważnego. Bierzesz w tym udział?

- Oczywiście! Nie będę patrzył jak robotnicza krew tryska spod taśm produkcyjnych!

- Wiesz, że możesz trafić znów za kratki?

- Rozważałem to. I powziąłem decyzję.

- Jaką?

- Moje życie jest jak piasek a pustyni. Pustynia to naród, moje istnienie to jednostka. Ona może zrobić dużo.

- A jak jednostka zakończy żywot?

- Jest jeszcze kilkaset tysięcy innych.

Ta krótka wymiana zdań utwierdziła Marcina w przekonaniu, że Antoni nie zmieni przekonań. Będzie wiecznym buntownikiem w imię dobra ogółu. W duchu był z niego dumny, że nie zdradził ideałów. Niektórym to się nie udaje. Mężczyzna postanowił wspierać go, bo uważał, że w grupie mogą coś zdziałać. W Polsce dzieje się coraz gorzej. Ktoś musi temu zaradzić. I te osoby znalazły się. W jednym mieście.

- Masz rację. Dobrze robisz, biorąc udział w manifeście. Traktuję ciebie jak brata, więc martwię się o ciebie. Zrozum moje wątpliwości. ? powiedział po minucie ciszy.

To zdanie głęboko wzruszyło Antoniego. Nie miał rodzeństwa. Obcy człowiek zastąpił mu rodzinę. To było piękne i szczere. Podszedł do przyjaciela i rzucił się na niego, w geście miłości. Poklepali się po plecach i wyrwali się z uścisku. Na tą scenę patrzył również Piotr, który poczuł zazdrość. Nie darzył wielką sympatią Antka, bo widział w nim tylko buntownika, który nie ma wyższych wartości w życiu. Bardzo się mylił! Chłopak dorósł do roli, jaką wypełni w historii państwa. Najstarszy z towarzyszy usiadł na łóżku i zaczął gorączkowo myśleć, co zrobić, by pokrzyżować plany strajkujących. Wpadł na pewien okrutny pomysł. Omamiły go pieniądze i inne korzyści, wynikające z tego planu. Z drugiej strony byłoby to podłe. Resztki człowieczeństwa ostały się w kawalerze. Po chwili poniosły klęskę. Starcie z żądzą pomnażania majątku i wiecznego spokoju, było zbyt trudne. Piotr wstał i wyszedł z domu, nie mówiąc ani słowa. Wiedział gdzie pójść.

Wykorzystując moment nieobecności kolegi, Antoni zaproponował Marcinowi pośredni udział w przedsięwzięciu. Po chwili namysłu zgodził się. Poszli do Ryszarda omówić szczegóły. Atmosfera narastała. Cała trójka przyszłych manifestujących wyczekiwała na godzinę dwudziestą. Wtedy rozpoczynała się arcyważna misja Marcina. Niedawno Stanisław przyniósł karton ulotek, zachęcających do udziału w jutrzejszym strajku. Czasopism było dużo, więc liczył na pomoc drugiego doręczyciela. W tym całym zamieszaniu prawie zapomniał o tęsknocie do Ani. Był przejęty organizacją. Uśmiechnął się, gdy pomyślał o ukochanej. Obraz dziewczyny zachęcał do walki przeciwko komunistom. Czuł, że byłaby z niego dumna. Zrozumiałaby jego poświęcenie dla ojczyzny.

Nikt nie przejmował się zachowaniem i nieobecnością Piotra. Poszedł on do rodziców, a wcześniej do innego miejsca. Skutki jego wędrówki okażą się brzemienne w skutki.

Nastała wyczekiwana pora. Zegar wskazał równo godzinę dwudziestą. Marcin narzucił skórzany płaszcz i wziął torbę pełną propagandowych haseł. Wyszedł z mieszkania. Szybko pokonał schody. Nie zwracał uwagi na wszechobecny smród. Wyskoczył z bloku, potrącając jednego z przechodniów. Chciał jak najszybciej rozdać ulotki, by móc cieszyć się swoim wkładem w manifest. Chodzenie po mieście nie sprawiało problemu. Dostał mapkę z zaznaczonymi punktami, w które musi dostarczyć czasopisma. Jego nogi posłusznie prowadziły do celu. Gdy minął ulicę Kochanowskiego ujrzał pochyloną postać. Zbierała rozrzucone papierzyska. Była to młoda kobieta, ubrana w zwiewną sukienkę i jasnozieloną koszulkę. Był wieczór. Trochę mroźno, więc zdziwił się tak lekkim odzieniem dziewczyny. Miała piękne, długie włosy. Zupełnie jak Ania. Mężczyzna westchnął i podbiegł pomóc. Kończąc zbieranie dokumentów, usłyszał ciche łkanie. Mimowolnie przytulił ją i podał torbę z ogłoszeniami.

- Już dobrze? Proszę się uspokoić. Niech pani powie, co się stało. Czy ktoś panią skrzywdził? ? zapytał Marcin, jednocześnie gładząc jej głowę.

Stali tak parę minut. W uścisku. Dziewczyna pozwalała, by ktoś ją obejmował. Nie wyrywała się. W końcu podniosła głowę i popatrzyła na chłopaka.

W tym momencie jakaś nieopisana siła chwyciła go za gardło. Łzy napłynęły do oczu. Nie walczył z nimi. Nie miał siły. Zabrało je jedno spojrzenie, na które czekał tyle lat! Przed nim stała jego ukochana! Najmilsza sercu. Rozłąka została przerwana w sposób nieoczekiwany, niespodziewany. Płakał ze szczęścia. Płakali oboje. Anusia nie zapomniała o nim. Czekała na niego. Dzień i noc. Miłość była tak wielka, ze wytrzymała próby losu. Nie dała się złamać. Przetrwała wszystko. Trwali w tej świadomości kilka minut. Nie przejmowali się wzrokiem gapiów. Liczyły się tylko dwie osoby. Dla nich świat się zatrzymał.

Usiedli na ławeczce. Złapali się za ręce. Tak samo robili w młodości, gdy ich uczucie zakwitało. Teraz jest tak silne, że żadna siła go nie przełamie. Chcieli powiedzieć sobie wszystko. Co robili, gdzie byli. Tylko on i ona. I serce bijące w rytm oddechów zakochanych. Nikt więcej. Marcin wziął chusteczkę i delikatnie otarł twarz z łez. Wtedy ujrzał tą samą wesołą buzię, z której nie znikał promienny uśmiech. Patrzyli sobie w oczy. Marcin wyszeptał to, na co czekał przez tyle lat.

- Kocham Cię?

- Kocham Cię? - odpowiedziała tym samym.

Potem pocałowali się. Czekali na to, by ich usta znów mogły się złączyć. Muśnięcie pięknych, malinowych ust, trwało w nieskończoność. Było to jak podróż w nieznaną krainę, w której mogliby zamieszkać do końca swoich dni.

Wstali i zapominając o sowich obowiązkach, poszli w kierunku domu. Nie rozmawiali. Szli w milczeniu. Nie chcieli zakłócać romantycznej ciszy, dyktowanej przez niespokojne oddechy, przyspieszone bicie serc.

Marcin zdjął płaszcz i otulił ukochaną. Nie martwił się siebie. Ważne, że Ania była bezpieczna.

Zaraz potem zaczął padać deszcz. Nie przejmowali się tym. Wędrowali w znanym kierunku. Wydawało się, że ich stopy nie dotykają ziemi, by nie zabrudzić białej, niewinnej miłości.

Marcin objął Anię i zatańczył pięknego walca na pustym chodniku, w świetle latarni. Akompaniamentem były krople deszczu, uderzające w krawężnik.

Trwali w niezwyklej chwili. Chcieli zostać w tym świecie na zawsze.

Potem mężczyzna wziął ukochaną na ręce i poniósł do domu, by zacząć nowe życie. W zgodzie z naturą, ojczyzną, miłością.

Przysięgli, że nigdy nie opuszczą siebie. Byli szczęśliwi. Pierwszy raz w życiu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Drogi Bylonie. JA NIE CZERPAŁEM OD CIEBIE ŻADNEJ INSPIRACJI! No co ty. Mam własny świat, własnych bohaterów itd. Od ciebie, nic nie zapożyczyłem, nic nie spisałem itp, itd :P. Skąd stwierdzenie więc, że z ciebie "zżynam"? Że co, że alternatywny świat? Sam na to wpadłem :P!

PS. Nawet nie wiem co to jest, to "v" :D.

PS2. Chyba popadasz w paranoje xD! A "REDAKTOR" na Gamerar wygląda super :P. Pzdr.

EDIT!!!!!:

http://www.gamerar.pl/gra,Alien-Swarm,1094,recenzja.html W tym linku znajdziecie moją recenzję gry Alien Swarm. Proszę o komentarze. Najlepiej od razu na Gamerar.

Edytowano przez gamemen97510
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale tu dużo literek. Dobrze dla mnie, łatwiej mi będzie się ośmielić, by dopisać kilka własnych. Ale niewiele, bo zasadnicza część tego, czym chciałem się z Wami podzielić jest tutaj:

http://themimizu.wordpress.com/2010/08/09/...os-opowiadanie/

To opowiadanie napisane przeze mnie kilka lat temu. Po jego ponownym przeczytaniu zacząłem żałować, że tak leniwie "promowałem" je po napisaniu. BARDZO zależy mi na Waszych szczerych komentarzach. Ważą się losy moich kolejnych literackich kroków. :)

Aha, z góry uprzedzam - nie nastawiajcie się na typową historyjkę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zachowam się dość brzydko. Nie skomentuję ani pierwszego, ani drugiego, ani nawet trzeciego opowiadania. (Czy też rozdziałów). Nie mam dużo czasu (teraz), nie mam też ochoty.

Gamemenie - czytanie ze zrozumieniem. Więcej mi się pisać nie chce (dziwne...), w każdym razie bardzo źle zrozumiałeś to, co napisałem. O żadne ściąganie Cię nie posądzam.

Porschaku - chyba Cię wyprzedzę. Recka ME MOŻE będzie wcześniej, niż Twoja :) Mam nadzieję, że się zawiodę ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Gość
Odpowiedz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...