POLIPOLIK Napisano Wrzesień 1, 2010 Zgłoś Share Napisano Wrzesień 1, 2010 Skład:Tobias Sammet ? śpiew Jens Ludwig ? gitara Dirk Sauer ? gitara Tobias Exxel ? gitara basowa Felix Bohnke ? perkusjaEdguy to założony w 1992 roku niemiecki zespół grający - teoretycznie - power metal, a w praktyce dryfujący od hard rocka przez heavy metal nawet do pop-rocka (!), z inspiracjami ze strony Iron Maiden czy Helloween. Często przy Edguy możemy się natknąć na tag "happy metal", który odnosi się do ogólnej radości czerpanej ze słuchania dokonań zespołu, a także tworzenia muzyki przez chłopaków, ale przede wszystkim - do humoru wplatanego do utworów, okładek, luzu scenicznego i wesołego podejścia do świata. Oprócz tego cechami charakterystycznymi kapeli są na pewno: wokal pana Sammeta o szerokiej skali i często kastrackim brzmieniu, melodyjność utworów, które w sposób zatrważająco szybki ładują się człowiekowi do głowy, sporo epickich momentów i łatwość w odbiorze - co oczywiście nie jest równoznaczne z brakiem ambicji czy prostactwem. I radocha! Wspominałem o radosze? Ogólnie mówiąc, lekkie i przyjemne granie, od którego naprawdę ciężko się oderwać! Link do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
panoramiczny Napisano Wrzesień 2, 2010 Zgłoś Share Napisano Wrzesień 2, 2010 Zespół, który wrzucam do worka, który nazywa się "Lubię". Nie jestem ich zagorzałym fanem, ale gdy mam odpowiedni nastrój Edguy często gości u mnie w głośnikach. Jest to zdrowe podejście do muzyki, która ma przede wszystkim dawać radość. Mogę powiedzieć, że jest taki power metal bez tych wszystkich patetycznych zagrywek. Czerpią garściami z klasyków metalu, ale to nie wada. Inspirować trzeba mieć czym. Ogólnie polecam. A co sądzicie o solowym projekcie Tobiasa? Link do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
POLIPOLIK Napisano Wrzesień 12, 2010 Autor Zgłoś Share Napisano Wrzesień 12, 2010 Jakiś czas temu postanowiłem odkurzyć Tinnitus Sanctus, czyli najnowszy krążek, bo po premierze w 2008 roku mnie nie porwał, a jako że i recenzje zebrał średnie, poszedł w odstawkę. I co? No i, kurczę, nie mogę się oderwać od niektórych kawałków! Takie Ministry of Saints, Dragonfly i Speedhoven porywają melodyjnością i chwytliwymi refrenami, Thorn Without a Rose to kolejna udana ballada Tobiego i spółki, a i nie można przejść obojętnie obok fajnie rockowego Dead or Rock, ciekawego The Pride of Creation, tudzież śmiechowych Sex Fire Religion i Aren't You a Little Pervert Too?. Cała reszta również trzyma poziom. Panowie znowu nagrali kawałek fajnego materiału, może nie tak łatwo włażącemu do dyńki jak poprzednie, ale z wyjściem są już porównywalne kłopoty - i bardzo dobrze! Link do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...