Skocz do zawartości

Życie Sekretne

  • wpisy
    31
  • komentarzy
    173
  • wyświetleń
    30445

Nicnelvin 1 rozdział


Raikiri07

349 wyświetleń

Sharon prowadziła starą furgonetkę od trzech godzin, była bardziej zmęczona niż po codziennych koncertach. Misha leżała obok niej na przednim siedzeniu, zasnęła jakieś pół godziny temu. A jej głowa odbijała się od szyby, gdy tylko samochód wjechał w jakąś dziurę.

Matka zatrzymała się na starej stacji benzynowej, na oko bardzo nowoczesnej jak na tą okolicę. Dookoła widać było tylko lasy, pola, jakieś stare gospodarstwo kilometr od stacji benzynowej i co jakiś czas przejeżdżające samochody. Sharon otworzyła szybę i podpaliła fajkę znalezioną na podłodze furgonetki, która pewnie wypadła córce po zaśnięciu. Misha obudziła się gdy tylko poczuła zapach papierosa. Otworzyła oczy mrużąc je, gdyż jasne słońce była strasznie oślepiające. Przeciągnęła się jak kocur, jęcząc ze zmęczenia.

-Skąd masz fajkę?- zapytała Misha

-Znalazłam na podłodze furgonu, jak się czujesz?

-Obolała, nijak można się wyspać na przednim siedzeniu, chcesz coś ze sklepu?

-To ja powinnam się ciebie o to zapytać- stwierdziła Sharon

-A masz kasę?

-Nie, ostatniego wieczoru dałam połowę reszcie zespołu, a to co zostało wydałam na drinki i piwo.

-No widzisz, rozwożenie chińszczyzny po mieście daje większe zyski niż gra w jakimś zespole

-Nie mądruj się mała, ciężko pracuję aby nam się jakoś żyło

-Ta ja też, pracuje na te papierosy, którymi Cię ciągle częstuje

-Misha, może nie jestem idealną matką ale chyba nie powiesz, że jestem taka okropna.

-Kocham Cię mamo, chcesz coś?

-Idę z Tobą.

Obie wyszły z samochodu, Sharon podzieliła się połową fajki z Mishą. Gdy spaliła, udały się w kierunku stacji. Misha rozglądała się na prawo i lewo podziwiając widoki, czyli wyschniętą trawę dookoła i jakichś skrawek lasu kilka kilometrów z miejsca, w którym się znajdowały. Uwielbiam zapach świeżego powietrza, to nie to samo co spaliny i smród metalu w dużych miastach. Oddychała głęboko, chciała jak najwięcej nacieszyć się zapachem ziemi, wyschniętej trawy i stokrotek które bujnie rosły koło stacji. Aż chciało jej się skakać z radości, gdy słońce wyszło zza chmur i świeciło prosto na nie. A Misha wyciągnęła twarz ku niebu i rozkoszowała się ciepłem które dawało słońce. Wyciągnęła dwadzieścia dolarów ze spodni i dała je Sharon, mówiąc że chce kawę z cukrem i śmietanką oraz paczkę fajek. Obie weszły do sklepu, Sharon podeszła do kasjera i wzięła kilka rzeczy. Misha zaś, kręciła się po sklepie i gdy tylko kasjer się obrócił pakowała do kieszeni kurtki i spodni, batony, gumy i wszystko co tylko wpadało jej w ręce. Nieźle się obłowiłam, ten kasjer jest ślepy jak kret. Sharon zawołała Mishę

-Kochanie, Twoja kawa, nie dam rady wziąć wszystkiego w dwie ręce.

-Idę Sharon- zawołała Misha

Wściekła na matkę, że w najlepszym momencie oderwała ją od zwijania towaru z półek.

Podeszła do lady zabrała kawę i fajki, spojrzała wściekłym wzrokiem na Sharon odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem wyszła ze sklepu. Z diabelskim uśmieszkiem na ustach, usiadła na masce samochodu wypróżniając z kieszeni całą zawartość łupu na maskę. Sharon podeszła z grymasem na twarzy.

-Ty żmijo, to dlatego kazałaś mi kupować. A sama kradłaś, kogo ja wychowałam.

-Jeśli Ci się nie podoba to trudno, ja przynajmniej nie będę głodna.

-No dobra, ten raz Ci wybaczę. Wezmę sobie batona

Obie powoli piły kawę rozkoszując się świecącym słońcem i lekkim zimnym wietrzykiem ze wschodu. Gdy Misha coś zauważyła, jakiś czarny może zielony punkcik poruszający się z zawrotną prędkością i czmychający do lasu. Misha rzuciła resztę kawy na parking i pobiegła w stronę lasu krzycząc do matki że chce jej się siku. Chciała jak najszybciej dobiec do tego lasu gdy zobaczyła zielony punkcik już bardziej przypominał jej skrzata, który ukrył się w krzakach myśląc że Misha go nie zauważy. Lecz ona miała znakomity wzrok, wszyscy jej tego zazdrościli. Nigdy nie wiedziała czemu widzi na tak duże odległości, nikt normalny nie dojrzał by nic a ona widziała i to całkiem wyraźnie. Nikt nigdy jej nie lubił gdy jeszcze chodziła do szkoły, zawsze naśmiewano się z niej i krzyczano za nią na korytarzach że jej ojcem jest Jessy, nieudolny ale bardzo przystojny azjatycki perkusista z zespołu ?Mint?.

Sama nie wiedziała co o tym myśleć, wyglądała jak on. Miała jasne blond włosy za łopatki, lekko skośne jasno niebieskie oczy tak jak Jessy. Niekiedy uważała, że rówieśnicy mogą mieć rację. Bo jej matka nijak ją przypominała, jedyne co odziedziczyła po matce to zgrabną figurę, i fakt że obie nie skończyły nawet gimnazjum. Misha biegnąc w stronę lasu zamyślona nie zauważyła dziury w ziemi, potknęła się i wylądowała na nadgarstkach. Szczęście że mam taki refleks, inaczej była bym nieźle poobijana. Podniosła wzrok w kierunku lasu i nikogo już tam nie było, patrzała przez dłuższą chwilę w każda stronę lecz nic nie zauważyła. Ale postanowiła spenetrować część lasu, w którym widziała ów skrzata. Pobiegła do krzaków, lecz nic tam nie było. Weszła głębiej w las aby zaanonsować mamie, która patrzała na nią jak na idiotkę, że nie zwariowała i naprawdę poszła się załatwić. Oparła się o drzewo, i zaczęła rozmyślać o Skipie i Spaiku. Gdy była mała i mieszkała u babci, co noc przychodziły do jej pokoju dwa skrzaty, i opowiadały różne fajne historie. O tym jak Nicnelvin, królowa mrocznego dworu, na swych codziennych ucztach dla przyjemności zabija wróżki, wyrywając im skrzydełka i dręcząc je. Biedactwa z wybrakowanymi skrzydełkami opadały spiralą na ziemię i męczyły się tak długo do póki ktoś ich nie zdeptał. To były straszne historie, choć zdarzały się śmieszne i wesołe. Ale te krwawe bardziej zapadły Mishy w pamięć. Z rozmyślań wyrwał ją jakichś dziwny szelest, który dobiegał ze strony krzaków, gdzie na początku widziała skrzata. Cicho podeszła do krzaków, i przyglądała się z każdej strony. Znów usłyszała ów szelest, Okrążyła krzaki lecz nic albo raczej nikogo nie znalazła. Ostatni raz dało się słyszeć dalekie łamanie gałęzi, ale Misha nie miała ochoty ganiać się po lesie z małym zwinnym skrzacikiem. Zresztą i tak zaraz musiała by wrócić do Sharon, pewnie już zaczyna się niepokoić o jej pęcherz. Bo ile można sikać, ale nie zwracając uwagi na to ile tu stoi. Zaczęła wciskać się w krzaki, były gęste na zewnątrz i puste w środku. Dlatego skrzacik zmieścił się tam bez trudu. Przeciskała się prze nie, a o kolce różanych krzewów podrapała sobie dłonie. Ale weszła do środka, lecz nie znalazła tam nic nadzwyczajnego. Trochę mchu, kilka szyszek, parę zwiędłych odpadłych na ziemię pąków róż. Już miała wychodzić, gdy coś zahaczyło jej wzrok. Jakichś metalowy przedmiot zawieszony na gałęzi krzewu. Podeszła, by bliżej przyjrzeć się znalezisku. Był to srebrny łańcuszek, z zawieszką w kształcie serca, w kolorze fioletowym. Podeszła bliżej i zdjęła naszyjnik z gałęzi. Cóż pewnie mój kolega za którym się uganiałam przypadkiem zostawił naszyjnik, Całkiem niezła robota. Naszyjnik z zawieszką w kształcie serca z ametystem w środku, ciekawe do czego służy. Bo na pewno nie robi jako świecidełko do ozdoby. Misha wzdrygnęła się słysząc krzyk podążającej jej śladami matki, schowała skarb do kieszeni kurtki i przedarła się przez gęste krzaki. Ledwo zdążyła się uwolnić z ciągnących jej kurtkę kolców, i zobaczyła idącą z wściekłością Sharon w jej stronę.

-Co Ty wyprawiasz? Musimy jechać do babci, powiedziałam że po południu będziemy na miejscu!- Krzyczała z daleka Sharon

-Idę, idę miałam problemy z paskiem

-Przecież Ty nie nosisz pasków! ? Mówiła z podniesionym głosem Sharon

-już noszę, ten z ćwiekami mi się spodobał. Zabrałam go Lloydowi

-Dobra a teraz bez marudzenia marsz do samochodu

Obie szły szybkim krokiem w stronę stacji benzynowej a Misha co jakichś czas odwracała się w stronę lasu, by sprawdzić czy nadal tam ktoś jest. Lecz nic nie zauważyła, była zmieszana całą tą sytuacją. Najbardziej bała się tego że Sharon znów połączy te wybryki z jej tak zwanymi ?wyimaginowanymi przyjaciółmi?, choć Misha wiedziała że oni istnieją naprawdę. Ale nigdy nie odważyła się kłócić o to z Sharon, uznała że wystarczy takich bajeczek jak na jedno życie, i tak w oczach matki była bardzo dziecinna. Doszły do samochodu sprzątnęły z maski łupy i rzuciły na tylne siedzenie, do starej skrzyni z płytami zabranymi z domu Lloyda. Obie otworzyły szyby gdyż w aucie było gorąco i zapaliły papierosy, nie odzywały się do siebie przez całą drogę. Po godzinie dziewiętnastej wjeżdżały do New Jersey, Sharon z ulgą zakomunikowała Mishy że za chwilę będą na miejscu.

-Misha za pięć minut będziemy u babci, ogarnij się. Bo moja mama będzie marudzić.

-Jestem ogarnięta, Sharon?

-Nie wyglądasz, chociaż rozczesz włosy, szczotka jest w tym zielonym worku za Twoim siedzeniem.

-Uhm ok.

Stały pięć minut na głównym skrzyżowaniu w New Jersey. Cholernie zmęczona i zirytowana Sharon trąbiła na każdego faceta, który wlókł się zamiast jechać. W końcu dojechały do domu babci. Sharon zaparkowała na podjeździe przed domem, i nacisnęła klakson by oznajmić mamie, że w końcu dotarły. Miały być dwie godziny temu, i gdyby nie korki na autostradzie dojechały by na czas. Babcia wyszła nam na powitanie, jakby nic się nie stało. Stęskniła się za nami, ale to tylko pozory. Pewnie zaraz zacznie krzyczeć na Sharon, że nie potrafi zamieszkać w jednym miejscu chociaż przez miesiąc. Ale chociaż początek wygląda miło. Wzięłyśmy swoje bagaże i wniosłyśmy je do domu. Byłam tak zmęczona, że od razu wzięłam swoje bagaże i wniosłam je do swojego starego pokoju. Rzuciła prawie wszystkie worki w kąt i wyciągnęła z jednego worka kołdrę i czarnego jaśka. Na stary materac położyła kołdrę i rzuciła się na nią. Zasnęła w momencie, nie słyszała nawet kłótni dochodzącej z kuchni.

Obudziła się następnego dnia o jedenastej, wyciągnęła z worków postrzępione dżinsy i starą czarną koszulkę w kratę po czym wciągnęła wszystko na siebie. I podeszła do starej toaletki do której musiała się teraz schylać ponieważ była już do niej za duża. Na szyję zawiesiła znaleziony naszyjnik z ametystową zawieszką w kształcie serca. Nawet nieźle komponuje się z pentagramem, z którym nigdy się nie rozstaję. Wciągnęła na siebie jeszcze kurtkę Lloyda, po czym wyszła z pokoju i zbiegła po schodach wprost do kuchni. Chwyciła jedną kanapkę ze stołu, upiła łyk herbaty. I wychodząc z domu krzyczała do Sharon siedzącej przed telewizorem, że idzie spotkać się z Ellen i nie wie o której dokładnie będzie w domu. Po czym wyszła, wciskając całą kanapkę od razu do buzi zamknęła drzwi i udała się w stronę przyczep na ulicy SilkToum, szło się raczej szybko chociaż padał deszcz. Misha wyciągnęła fajkę z kurtki Lloyda i zapaliła. Zaciągając się pokiwała Ryanowi, który właśnie przechodził przez ulicę wprost do pracy. A pracował na stacji benzynowej, przynajmniej tyle Misha się dowiedziała od Ellen z maili. Nawet mnie nie poznał, aż tak się zmieniłam. Nie zwróciła na to uwagi, bo na nią też nikt nigdy nie zwracał uwagi. Przeskoczyła przez krzaki i była już na polu z przyczepami, wyszukała starej i pożółkłej. Zapukała, po czym usłyszała głos Ellen

-Wejść!

-Witaj Ellen, co tam u ciebie słychać?

-O Misha, kiedy przyjechałaś? Nie dawałaś mi znaku życia od miesiąca.

-Wybacz Ell ale nie miałam jak Ci odpisać, cały czas miałam robotę a wieczorami chodziłam z mamą na koncerty

-Spoko, nie martw się idziemy do Silltash? Jest tam cała Ekipa

-Jasne, mam jakichś wybór?

Ze mną? Nigdy, albo idziesz albo możesz wracać do domu.

Tak to była cała Ellen, z nikim się nie liczyła i myślała tylko o sobie. Ale lubię ją, zresztą ona mnie też. A za kumplowałyśmy się tylko dlatego, że chodząc do jednej klasy nikt nas nie lubił. Nie miałyśmy wyjścia, a teraz nie wyobrażam sobie chodzić pod rękę z wypięknioną Larą, która poprawia sobie doklejane rzęsy co kilka minut. W końcu dotarły na miejsce, zadowolone ponieważ zaczęło gorzej padać. W barze Misha od razu poznała kluchę i Dicka, którzy siedzieli na samum końcu i palili fajkę. Chociaż nie poznała tej laski, która siedziała razem z nimi. Ale to pewnie była Amelia, Ell pisała mi o niej w mailach.

-Cześć, klucha, Dick, a Ty pewnie jesteś Amelia? ? Zapytała Misha

-tak, a Ty? ? Zapytała znudzona Amelia

-Jestem Misha

-A tak, pamiętam Cię, Ell nie morze przestać o Tobie mówić- powiedziała z irytacją Amelia

-to prawda? - spytała powstrzymując śmiech Micha

-Czasem o Tobie napomknę, ale czy to ważne? Znudzona Ellen przewróciła oczami

-Nie, chcesz piwo Misha? ? zapytał Dick

-Jasne weź mi coś- powiedziała Misha

Ellen zirytowana usiadła naprzeciwko Kluchy. Już przyjechała i kradnie mi chłopaka ? myślała zirytowana Ellen. Misha wyciągnęła papierosy z kurtki i poczęstowała wszystkich po kolei. Nie ma co się dziwić, wszyscy palą a z mojej paczki zniknęło pięć papierosów. Wyciągnęła piątego papierosa dla nieobecnego Dicka, który stał przy barze i wpatrywał się w Mishę z niedowierzaniem. Gdy wrócił postawił piwo przed Mishą, a w zamian otrzymał papierosa. Uśmiechnął się do Mishy i odpalił fajkę imponująca zapalniczką z czaszką. Nawet Misha zwróciła na nią uwagę. Siedzieli tak przy stole i wypytywali Mishę o to co robiła gdy nie było jej w New Jersey.

-No opowiadaj, tylko ze szczegółami ? Powiedział Klucha

- Jesteś jak zwykle, zbyt ciekawski. Nie działo się nic ciekawego, znalazłam sobie pracę i rozwoziłam chińszczyznę po całym mieście. Naprawdę nic ciekawego. Ale szczerze powiedziawszy zarabiałam więcej, niż Sharon na swoich występach. Co ją denerwowało, a czemu jestem w tutaj? Proste, po ostatnim koncercie Lloyd chłopak Sharon rzucił się na nią, ale ją uratowałam. To było proste, upity Lloyd nie miał siły trzymać porządnie noża. A potem Oris, mój kumpel perkusista zespołu mamy go unieruchomił a ktoś z klientów zadzwonił po policję. Potem zawinęli go na 24 godziny, a nas odwieźli do domu Lloyda. Spakowałyśmy się, a że Sharon nie znalazła żadnego innego lokum dzwoniąc po znajomych, musiałyśmy przyjechać tutaj. Co Sharon niezbyt się podobało. Nigdy nie potrafią się ze sobą dogadać. No to cała moja historia, tak się tu znalazłam.

-Miło że do nas wróciłaś, tęskniliśmy za Tobą ? z kwitował Dick

-Ludzie robi się późno, idziemy się powłóczyć po fabryce? ? Spytała Ellen

-Wy idźcie, ja jadę do domu. Juto rano muszę wstać do roboty ? powiedziała Amelia

-Ok, zwijamy się ludzie ? powiedział triumfalnym głosem Klucha

Wszyscy wstali i wyszli z baru. Amelia pożegnała się ze wszystkimi, po czym poszła do swojego wozu, i pojechała do domu. Jak dobrze, że przestało padać nie będziemy musieli iść w deszczu. Podeszli do samochodu i Dick zaprosił dziewczyny na tylne siedzenie.

-Od kiedy masz samochód? - Spytała Misha

-Od dawna, chyba nie myślałaś że taki kawał będziemy szli na pieszo?

-Tak właśnie myślałam?

Wsiedli do samochodu, ruszyli, po czym skręcili w lewo. W stronę starej fabryki, Dick zaparkował na sąsiednim parkingu. Misha wyszła z samochodu i przyglądała się starym ulicom, tęskniła za New Jersey w końcu tu się wychowała. Ale nie miała co liczyć na dłuższe zabawianie w rodzinnym mieście. Sharon już pewnie dzwoni po koleżankach, i szuka nowego lokum?

-Co tak myślisz? Idziesz czy nie? ? Zapytał znudzony Klucha

-Idę, zamyśliłam się?

-Rusz się bo zamkną nam fabrykę, My Darling ? Powiedział Klucha

- shut up asshole, fabryka stoi pusta od dziesięciu lat ? Odburknęła Misha

Szli w ciszy wprost do zbitego okna na parterze, pierwszy wszedł Dick, za nim wdrapał się Klucha. Potem Misha zwinnie przeszła przez resztki szkła, które zostały po rozbitym oknie. Na końcu Ellen niepewnie weszła zahaczając o resztki szkła i kalecząc się w nogę. Wszyscy znaleźli sobie jakichś kąt w starej fabryce i przycupnęli. Dick wyciągnął fajki i poczęstował dziewczyny, a Klucha usiadł obok nich na starym stołku i wyciągnął spod kurtki butelkę bimbru. Po czym wypił jedną czwartą butelki i soczyście beknął.

-Klucha, Ty świnio co tam pijesz? Zapytała Misha

-bimberek skarbie, chcesz spróbować?

-Jasne, podaj butelkę ? odpowiedziała Misha.

Spalili papierosy, wypili bimber. Po kilku rozmowach skończyły im się tematy, i zaczynało się robić nudno. Misha wstała odpaliła sobie fajkę, i poszła po schodach na górę. Na schodach było ciemno i strasznie. Ale Misha bardziej chciała czymś zabić nudę, niż trząść portkami i siedzieć z nimi nic nie mówiąc. Wspięła się na schody, na górze znalazła pokój ze starociami. Wśród nich był bardzo piękny drewniany koń, lecz nie nadawał się do użytku miał wyłamane wszystkie nogi. Misha usiadła na nim i puściła wodze fantazji, jak zawsze gdy nie miała co robić.

-Widziałem! Widziałem co zrobiłaś! ? Powiedział Dick

Wstrząśnięta i zbulwersowana Misha, czerwona ze wstydu na twarzy w ogóle się nie odezwała. Skąd on się tu wziął, nawet nie słyszałam że ktoś wchodzi po schodach. Jak mogłam cokolwiek zrobić, zawsze gdy siłą woli chciałam przewrócić kartkę, albo aby moneta spadła orłem do góry nigdy mi się nie udawało. Nawet gdy wołałam dziś rano Skipa i Spaika także się nie zjawili. To wszystko musiało być po prostu wytworem mojej wyobraźni.

Czerwony na twarzy Dick podszedł do Mishy. Cały się trząsł, wyciągnął rękę i dotknął krocza Mishy. Wzdrygnęła się i zlękła, ale zanim zrozumiała co się dzieje było za późno.

-Jak mogłeś?! Co ci w ogóle przyszło do głowy?! ? darła się Misha

W drzwiach nagle pojawili się Ellen i Klucha, Misha wybiegła z łzami w oczach. Ellen krzyczała za nią.

-Co się stało? Co on Ci zrobił?

-Jesteś z siebie zadowolony? ? Krzyknęła Ellen na Dicka

To wszystko co słyszała Misha, właśnie w tym momencie wyskakiwała przez okno nie patrząc na szkło, podarła sobie bluzkę,

Szła szybkim krokiem w deszczu, brudząc sobie buty błotem i grzęznąc w nim po kostki, cały czas płakała chociaż nie wiedziała dlaczego. Nikt nigdy jej tak nie dotykał, cały czas jeszcze paliły ją policzki. Gdy usłyszała jakichś dźwięk, zatrzymała się na chwilę. Potem pomyślała że to burza i szła dalej. Lecz znów usłyszała to samo, nie zatrzymała się. Przeszła kilka kroków dalej, lecz znów to usłyszała. Ale tym razem troszkę głośniej, a brzmiało to jak jakichś stłumiony jęk. Miarka się przebrała, muszę to sprawdzić. Ześliznęła się ze skarpy, chwilę pojechała na dupie ponieważ było zbyt ślisko i nie utrzymała równowagi. Ustała i zaczęła nasłuchiwać. Dźwięk, dobiegał znad rzeki. Zeszła z wału i znalazła się wśród bardzo wysokich drzew. Stąpała po kępach niskich paproci i przyczepiających się do ubrania kolczastych krzewów. Rozjaśnione błyskawicami niebo nadawało lasowi srebrzystobiałą poświatę. Z miejsca gdzie Misha naruszyła dywan liści, wydobywał się słodki zapach zgnilizny. Zagajnik, w którym się znalazła był pusty. Co ja wyprawiam? Dźwięk, który usłyszałam pewnie wydobywał się z domków po drugiej stronie niewielkiej rzeki. Nikt, prócz niej nie był by tak durny by przedzierać się przez mokry zagajnik o tej porze. Misha wróciła do drogi, starała się stąpać po ścieżce którą wydeptała by nie ugrzęznąć w błocie. Do rajstop przyczepiło jej się mnóstwo rzepów, schyliła się by je odczepić.

-Nie ruszaj się!

Podskoczyła na dźwięk tego głosu. Mówił osobliwym akcentem, lecz wyraźnie wypowiadał każde słowo. Zaledwie kilka kroków od niej kucał pod drzewem mężczyzna z wygiętym mieczem w lewej dłoni. Ostrze miecza lśniło w ciemnościach nocy niczym srebrne światło księżyca. Długie srebrzyste włosy przylepione do mokrej od deszczu szyi, okalały twarz o ostrych rysach. Po czarnej zbroi płynęły strużki deszczu i krwi. Lewą ręką trzymał gałąź wystającą z piersi. W tym miejscu zbroja miała krwisto czerwony kolor.

-To byłaś Ty mała? ? zapytał oddychając ciężko.

Misha nie miała najmniejszego pojęcia o co chodzi temu mężczyźnie, ale pokręciła głową. Wyglądał na niewiele starszego od niej, z pewnością nie był dość stary by mówić do niej ?mała?.

-Więc nie przyszłaś po to, by mnie dobić?

Znów pokręciła głową. Facet miał długie kończyny, z pewnością gdyby wstał był by o wiele wyższy od niej. Był wyższy niż większość ludzi, wyższy również niż którykolwiek ze znanych Mishy skrzatów. Mimo to dziewczyna wiedziała, że tym właśnie jest nieznajomy, nawet jeśli nie miała ku temu lepszych dowodów niż widok szpiczastych uszu wystających spod zlepionych mokrych włosów. Ponad to był tak piękny, że zaparło jej dech i nie była w stanie się odezwać.

Oblizał zakrwawione wargi

-Szkoda ? powiedział.

Zrobiła krok ku niemu, lecz ona natychmiast zwinął się w kucki. Szybki był jak na rannego. Włosy opadły mu na twarz, a czerwone jak rtęć oczy bacznie obserwowały Mishę.

-Jesteś skrzatem prawda? ? zapytała łagodnie, trzymając ręce tak by widział je dokładnie. Co w sumie wyglądało jakby się poddawała. Słyszała od Skipa opowieści o skrzacie szlachcie. Lecz nigdy nikogo z nich nie widziała. Może właśnie miała okazję.

Mężczyzna został nieporuszony, więc Misha zrobiła jeszcze jeden krok ku niemu, wyciągając doń rękę jakby chciała oswoić go jak dzikie i niebezpieczne zwierze.

-Chcę Ci pomóc.

Drżał z napięcia, cały czas patrzał na Mishę bacznie obserwując każdy jej ruch. A rękę zaciskał na mieczu tak mocno, że aż kłykcie my zbielały.

Nie miała odwagi zrobić kolejnego kroku.

-Wykrwawisz się na śmierć, mogę Ci pomóc?

On jednak trwał bez ruchu przez kolejne kilka minut, aż w końcu upadł jednym kolanem w błoto. Zgiął się, spazmatycznie zacisnął palce na zmokłych liściach i splunął krwią. Misha podeszła szybkim krokiem i przyklękła przy nim. Przypierając się drżącymi rękoma.

-Nie mogę sam wyciągnąć strzały ? rzekł cicho.

Oni chcą, bym stracił jeszcze trochę krwi nim stanę do walki na miecze?

-Kto tego chce?

Trudno jej było uwierzyć, że ktoś strzelał do tego faceta, używając gałęzi jako strzały. Ale najwyraźniej to sugerował ranny.

-Jeśli chcesz pomóc to wyciągnij strzałę. - Mężczyzna przymknął oczy i pokręcił głową. Jeśli nie, pchnij strzałę jak najgłębiej i miej nadzieję, że mnie zabije.

-Ale jeśli ją wyciągnę wykrwawisz się ? rzekła Misha.

Mężczyzna zaśmiał się gorzko.

-Niewątpliwe. I jedno i drugie

Na twarzy malowała mu się rozpacz, pewnie sądził że uczestniczę w jakimś spisku mającym pozbawić go życia.

-Nie dam rady.

-Jak Cię zwą?

-Jestem Misha ? z jej ust wyleciał obłoczek pary.

-Ja jestem Sirragory

-Spróbuję, ale nic nie obiecuję.

Misha pochyliła się nad Sirragorem, umieściła obie ręce na drzewcu i lekko pociągnęła w swoją stronę. Ujrzawszy grymas bólu na twarzy przestała ciągnąć. Sirragor spojrzał na nią z niedowierzaniem.

-No dobra, tym razem wyciągnę.

Zaparła się kolanami, i szybkim ruchem dłoni pociągnęła strzałę do siebie. Wyciągnąwszy, odrzuciła ją za bok.

-Dzielna dziewczynka ? powiedział, mokrymi palcami dotykając jej nogi

Misha trzęsła się, w ustach miała posmak krwi.

-Musimy zatamować krwotok, jak się zdejmuje zbroję?

W pierwszej chwili patrzał na nią z niedowierzaniem, potem jednak pochylił się do przodu stękając cicho.

-Pasy ? wykrztusił z wysiłkiem.

Misha usiadła za jego plecami, i macając rękoma szukała sprzączek. By zdjąć przedni pancerz, musiała odpiąć nie tylko umieszczone wokół ramion i po bokach pasy łączące go z tylnym ale także te, które łączyły go z naramiennikami i nagolennikami. W końcu dokonała tego co chciała. Naga pierś mężczyzny była zalana krwią.

Sirragory odrzucił głowę do tyły i zamknął oczy.

-Niech deszcze ją oczyści.

Misha zdjęła z siebie kurtkę Lloyda i powiesiła ją na gałąź, zdjęła również koszulę zostając na samym staniku, pocieszając się że podarta koszula i tak się już do niczego nie nadaje. Podarła ją na długie pasy i zaczęła owijać wokół piersi i przedramion rannego. Gdy poczuł dotyk, otworzył oczy, lekko je przymrużył a potem otworzył je jeszcze szerzej. Miały niesamowity kolor. Wyprostował się przerażony.

-Nawet nie słyszałem jak drzesz materiał.

-Staraj się nie zasypiać ? Policzki Mishy były bardzo rozpalone lecz deszcz przynosił jej ulgę. ? Masz dokąd pójść?

Pokręcił głową. Pogrzebał ręką w ściółce, wyciągnął liść i wytarł go o ranę. Liść lśnił teraz z jednej strony, na czerwono.

-Wrzuć ją do strumienia. Ja?tam jest Kelpie?Nie wiem, czy zdołam nad nim zapanować w taką pogodę. Może jestem zbyt słaby, ale można spróbować.

Misha sięgnęła po liść, wzięła go z ręki Sirragora nie mając pojęcia co ma z nim zrobić i co to takiego ten kelpie.

-Jestem Twoim dłużnikiem. Chciałbym wiedzieć jak mogę się odwdzięczyć

-Mam kilka pytań

-Odpowiem na trzy, tak wyczerpująco, jak potrafię

Skinęła głową, w gruncie rzeczy i tak nic od niego nie chciała.

-Kiedy będziesz wrzucała liść do strumyka powiedz ?Sirragon z Mrocznego Dworu prosi Cię o przysługę?

-Komu niby mam to powiedzieć? Spytała Misha

-Po prostu powiedz to na głos

Raz jeszcze skinęła głową po czym pobiegła ku wodzie. Lekko poślizgnęła się na śliskim błocie, ale szybko złapała przyczepność. Gdy znalazła się nad wodą przystanęła i rozejrzała się dookoła. Włożyła liść do wody i cicho powiedziała.

-?Sirragon z Mrocznego Dworu prosi Cię o przysługę?

Lecz nic się nie działo, myślała że powiedziała to zbyt Cicho, już chciała otwierać usta. Gdy nagle z czarnej wody wyłonił się koń. Znieruchomiała, nie miała odwagi nic powiedzieć. Zrobiła krok do tyłu usiłując coś powiedzieć, lecz słowa utkwiły jej w gardle.

W końcu musiała coś powiedzieć. Wykrztusiła z siebie ?tędy, on jest tam. Kelpie ruszył we wskazanym kierunku. Poszła za koniem, gdy była już w zagajniku widziała jak Sirragon z prowizorycznie przywiązanym przednim pancerzem wsiadał na konia. Gdy ją zauważył, uśmiechnął się.

-Na Twoim miejscu w przyszłości trzymałbym się z dala od naszej rasy. Jesteśmy kapryśnym ludem i niewiele sobie robimy ze śmiertelników.

-Czy coś się stało?

Uśmiechnął się szerzej. Oczy mu zabłysły, a znużenie jakby ustąpiło.

-Nie trwoń czasu na zbędne pytania.

Po tych słowach Sirragon ruszył, śmigając pomiędzy drzewami wdzięcznie i w zawrotnym tępię. Misha zmęczona, obróciła się na pięcie wzięła kurtkę z gałęzi i ubrała ją. Choć była zamoknięta, nie miała zbyt dużego wyboru. Z nogami grzęznącymi w błocie weszła na pagórek stanowiący granice trawnika babci. Prześliznęła się obok przepełnionego kosza na śmieci. Wślizgnęła się do domu, aby nikt nie zauważył jak wygląda. Od razu usłyszała jak Sharon kłóci się z mamą. Ustała w przejściu do kuchni i dużego pokoju, Sharon kątem oka ją zauważyła i gestem dłoni kazała zniknąć w pokoju. Gdyby babcia zobaczyła w jakim stanie wróciła do domu, dopiero wojnę by miały. Misha szybko biegła dając kroki co trzy schody, znalazłszy się w pokoju szybko zamknęła drzwi. Dysząc lekko zrzuciła zabłocone rzeczy, położyła się do łóżka, i zasnęła bardzo szybko.

Zauważyłam kilka błędów czytając ponownie ten wpis, wybaczcie mi. Jak je znajdę to poprawię. ;)

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...