Skup dziecięcych stóp
Kapitalizm i dziecko
36 użytkowników zagłosowało
-
1. Kogo winić?
-
Reklamodawców, złych kapitalistów4
-
Rodziców, zaniedbujących wychowanie4
-
Odpowiedź 1 i 2 po trochu23
-
Nikogo5
-
- Zaloguj się lub zarejestruj, aby zagłosować w ankiecie.
Dziś na kursie Singapur
Zamień się w czujności wzór!
Drwij ze śmierci, w ogień skacz
Gdy usłyszysz cichy płacz!
Albo ostry tasak kup
Załóż skup dziecięcych stóp
Od Kopciuszka bucik weź
I do piekła prosto nieś!
Widzisz mnie ostatni raz!
Zamień się w czujności wzór!
Drwij ze śmierci, w ogień skacz
Gdy usłyszysz cichy płacz!
Albo ostry tasak kup
Załóż skup dziecięcych stóp
Od Kopciuszka bucik weź
I do piekła prosto nieś!
Widzisz mnie ostatni raz!
Globalizmy, antyglobalizmy, demonstracje, defenestracje, G-8 i inne takie - dzisiejszy świat w sporej mierze kręci się wokół kapitalizmu, jego kontestacji, akceptacji czy też promocji. Dla jednych wielkie zło, a dla innych objawienie. A ja? Ja sobie radzę. Czasem bezwzględność mnie nieco przeraża, ale wiem, że można sobie swoje miejsce znaleźć bez zaprzedania się Mamonowi. Irytuje mnie zalepianie miast ohydnymi reklamami, ale do reklam samych w sobie wiele nie mam. Pogoń za kasą u innych może czasem mnie wkurza, ale przecież nikt nie zmusza mnie do zadawania się z takimi szczurami. Jest jednak jedna rzecz, która doprowadza mnie momentami bo białej gorączki - żerowanie na dzieciach.
Nie piszę tego tylko w kontekście tego, że sam niedługo będę musiał dbać o to, żeby mi dziecka nie zmanipulowali. Piszę po obserwacjach w marketach, po kupowaniu siostrzenicom żony gazetach z zabawkami i oglądaniu reklam w telewizji. Dzieci są dużo bardziej podatne na prezentowane im treści, a presja na posiadanie czegoś w dziecięcym środowisku jest dużo bardziej wyraźnie zaznaczana. W świecie dorosłych jest tak samo, ale w pracy raczej nikt będzie się z nikogo śmiał, że nie ma najnowszego modelu/koszulki/telefonu.
Dziś dolar jest monstrancją
Z obłudną elegancją -
Wyrok wydając au rebours
Ozdabiam szyję w gruby sznur
Odejdę gdy zapieje kur!
Każdy z nas zapewne nie raz był świadkiem różnorakich sklepowych scen z udziałem dzieci. Maluchy wrzeszczące w niebogłosy, że chcę to lub tamto, ciągnące rodziców i uprawiające widowiskowe fochy. Momentami ogarnia mnie współczucie, ale bardziej dla dziecka niż rodzica - w końcu za takie zachowanie odpowiada rodzic i serwowane przez niego wychowanie. Jak się czułość i czas zastępuje prezentami i zakupami, to trzeba winić siebie, a nie markety czy reklamy. Zabawki zaczynają się nudzić szybciej i szybciej, dziecko chce nowsze i lepsze, a gdy z dowolnej okazji dostaje ich tonę, to nie cieszy go żadna. O Pierwszej Komercji Świętej już pisałem, więc nie będę się powtarzał. Ale gdy dodać do tego urodziny, imieniny, Boże Narodzenie, Wielkanoc, Dzień Dziecka... Szał ciał.
Dorzucamy do wora reklamy, które już od małego przyciągają dziecięcą uwagę. Jak wszyscy wiemy reklamy mają zauważalnie większą głośność niż reszta programu telewizyjnego. Już samo to ma wpływ na młodsze dzieci - widzę to po swoim chrześniaku, który swego czasu zawsze błyskawicznie i nieomylnie reagował na włączenie się reklam w telewizji. A potem oczywiście nie chciał, żeby one sobie znikały. Zupełnie osobną kwestią jest treść reklam. Bardziej lub mniej wyraźnie odwołują się one do emocji, a także więzi rodzicielskich. Za przykład niech posłuży reklama cukierków Nimm 2.
Jeśli Twoje dziecko najbardziej na świecie kocha cukierki, a Ty najbardziej na świecie kochasz swoje dziecko, to kup mu Nimm 2.
Piękny przekaz prawda? To przecież zupełnie normalne, że dzieci bardziej od rodziców kochają cukierki. Takie to słodkie. Druga część jest mniej słodka, bo wyraźne sugeruje, że mama/tata niekupujący dziecku cukierków Nimm 2 nie kochają swoich dzieci. Takie przesłanie, mniej lub bardziej wyraźnie, zawarte jest w sporej części reklam o takim targecie. Kochający rodziców kupuje dziecku to, to, tamto i jeszcze coś innego. Nie kupuje? Wyrodna bestia! Owszem, mądry rodzic postara się wytłumaczyć dziecku lub po prostu zignoruje reklamę, ale z dzieckiem sprawa nie jest taka prosta. Nie od wszystkich wpływów możemy dziecko odizolować, nie wszystko da się wytłumaczyć.
Hej, ptaszku, mam wiadomość złą:
Twój dom się pali, a dzieci same są!
Hej, ptaszku, mam wiadomość złą:
Twój dom się pali, a dzieci same są!
Do worka dorzucić można jeszcze kwestię cen i bublowatości. Jestem w stanie przełknąć zawyżone (IMHO) ceny np. klocków LEGO czy też puzzli Ravensburger ze względu na jakość wykonania i pewną gwarancję dobrego wykonania. Ale wystarczy wejść do dowolnego kiosku/salonu medialnego i przejrzeć półkę z gazetkami powiązanymi z różnymi bajkami, Hannami Montanami i innymi Spidermenami. Cena przeważnie waha się w okolicach 8-10 złotych, za którą to cenę otrzymujemy ceniutką gazetkę o wątpliwych treściach z obowiązkowo dołączonym bublowatym gadżetem. Ostatnio kupiliśmy dziewczynkom na podróż gazetkę Totally Spies - Odlotowe Agentki (antyreklama FTW!) - po odfoliowaniu okazało się, że długopisy w obu egzemplarzach popękane, co jeszcze można zrzucić na karb transportu, ale na dodatek wkłady były za krótkie.
A może niepotrzebnie się wkurzam? Może to nic złego? Może tylko i wyłącznie rodzice sami sobie winni, że kupują? Sam nie wiem, ale trudno mi się pogodzić z tym, że tak po prostu jest i tyle. Może mądre wychowanie sprawi, że takie sprawy po okresie dzieciństwa nie będą miały wielkiego wpływu na dzieci.
A kto pociąga za TWOJE sznurki?
Wykałaczką złamaną trupy wygrzebuję
Pracę mam! Pracę mam!
Krwawy księżyc katastrofy siedmiu plag zwiastuje:
Jestem sam! Całkiem sam!
To już koniec!
Tak, to już koniec!
To już koniec!
9 komentarzy
Rekomendowane komentarze