Skocz do zawartości
  • wpisy
    75
  • komentarzy
    8
  • wyświetleń
    18286

...


Nicek

178 wyświetleń

Powrót?. Gdzieś nad Polską. 4 sierpnia 1944.

Co by nie mówić, Anglicy spisali się na medal. Dostarczyli nam wystarczającą ilość maszyn, aby cała brygada mogła przedostać się do okupowanej Polski. Co prawda zostaliśmy podzieleni na 2 zrzuty, jednak do 6 sierpnia cała SBS powinna znaleźć się w stolicy.

Wszyscy byli z jednej strony przerażeni, a z drugiej czuli radość z powodu powrotu do ojczyzny.

Bliźniaki cały czas gadali o tym, co zrobią jak tylko dostaną przepustkę. Dawid zastanawiał się, czy jego dziewczyna żyje. Adolf Tymowski nic nie mówił. Od chwili startu zmawiał różaniec.

Ja z początku starałem się zasnąć, jednak dość brutalnie przekonałem się, że w sen w C-47 jest niemożliwy.

Naprawdę nie wiem, jakim cudem udało nam się dostać do Polski bez żadnych strat.

Na pewno dużą rolę odegrała tu pora, w której lecieliśmy. Noc.

Gdzieś tak kolo 3:30 jeden z pilotów wszedł do naszego przedziału i zakomunikował:

-Jesteśmy nad Polską! Jesteśmy nad Polską!

-To ja już mogę skakać.-odparł Marcin Belerakowicz.

-To skacz. Myślę, że powinieneś się przedrzeć do Warszawy w kilka godzin.-odpowiedział jego bliźniak.

-Ta. Tylko nie zapomnij kupić fajek.-dodałem.

Marcin wstał i przypiął swoją uprząż do rurki i ruszył w kierunku drzwi.

-Nie wygłupiaj się! Siadaj na tyłku, głupku!-warknął Adolf, któremu żart się wyraźnie nie spodobał.

Kilkadziesiąt minut później siedziałem sobie z zamkniętymi oczami. Wyobrażałem sobie, że jestem już w Warszawie. Zastanawiało mnie to, czy rozpoznam którąś z moich sióstr. Ostatni raz je widziałem 5 lat temu.

Gdy tak dumałem, przyszedł do mnie jeden z szeregowców z II drużyny.

-Panie plutonowy. Jest problem.

-E?okay, ale czemu przychodzisz z tym do mnie?

-Bo tu chodzi o pana porucznika.

-A konkretniej?

-Jest jakby?nieobecny.

Zaciekawiony ruszyłem w kierunku mojego brata. Ten siedział najbliżej drzwi. Faktycznie. Szeregowy miał rację. Był nieobecny.

Gapił się w podłogę, nie dając oznak życia.

-Tadek!-krzyknąłem.

Brat się nie ruszył.

-Poruczniku!

Ciągle nic.

-Chyba jest w szoku.-stwierdził szeregowiec.

-No popatrz. Dzięki za informację.

Zacząłem trząść brata, jednak ten nadal zachowywał się jak kłoda. Absolutnie zero kontaktu. Wtedy przyszedł mi do głowy pomysł:

-Daj manierkę!

Żołnierz posłusznie dał mi pojemnik z wodą.

Odkręciłem ją i chlusnąłem w twarz Tadka prawie całą zawartość.

Podziałało.

-Co jest?! Co się stało?!

-Nic. Byłeś chwilowo niedysponowany.-odparłem.

-Ja? Przecież cały czas czuwam. Żarty sobie stroisz?

Ja i szeregowiec wymieniliśmy się spojrzeniami.

Wtedy zapaliło się czerwone światełko.

-Wstawać!-krzyknąłem.

-Ty się chyba zapominasz, plutonowy!

-E?faktycznie, wybacz, Tadziu. Zawsze chciałem to powiedzieć.

-Wracaj na miejsce!

Wstawać!

27 osób wstało.

-Przypiąć się!

Wszyscy przypięliśmy swoje spadochrony do rurki.

-Sprawdzić ekwipunek i spadochrony!

Stałem między Marcinem a Dawidem.

Ja sprawdziłem spadochron Marcina. Tak jak uczyli na szkoleniu. Najważniejsze były paski na ramionach. Pociągnąłem za nie kilka razy. Nadal się trzymały. To samo musiał zrobić Dawid z moim spadochronem, bo poczułem w okolicy barku mocny ból.

-Potwierdzić gotowość!

Wszyscy zaczęliśmy zgłaszać gotowość. Ja miałem swój szczęśliwy 18 numer.

Wtedy odezwała się artyleria.

Z początku pociski przelatywały obok nas, jednak parę sekund później trafiony został silnik.

-O cholera. Spadamy!-jęknął dowódca III drużyny.

-Nieprawda.- szybko odparł Tadeusz.

-Wyjrzałem przez okno. Pozostałe samoloty również obrywały, jednak nasz na razie był w najgorszym stanie.

Po chwili odłamek szkła trafił chłopaka, który stał tuż obok Tadeusza.

-Cholera! Jędrzej dostał!

Ktoś schylił się nad nim po czym zakomunikował:

-Żyje! Jeszcze żyje.

-Odczep go. Niech leci do Rosjan!-rozkazał Tadeusz.

Ranny został odczepiony od rurki i posadzony na ławce.

Tadek odwrócił się do kabiny pilotów i krzyknął:

-Mamy rannego, dolecicie z nim do Rosjan?

Jeden z pilotów się wychylił i krzyknął:

-Jasne. Macie to jak w banku.

-Byle tylko wyskoczyć, byle tylko wyskoczyć. Powtarzałem cały czas w głowie.

Po chwili zobaczyłem, jak po lewej stronie spada jeden z Douglasów.

Kilku chłopaków z niego wyskoczyła. Reszta nie.

-Skaczmy do cholery!-krzyknąłem.

-Czekamy na zielone światło! Odpowiedział Tadeusz.

-Na co?! Człowieku zaraz nic z nas nie zostanie.

-Zamknij się i wykonuj polecenia!-odparł dowódca.

Zamknąłem oczy. Zacząłem się modlić, by to wszystko się skończyło. Pomogło- Ostrzał zrobił się słabszy.

-Zielone światło!

-Jazda!-wykrzyknął Tadziu, rzucając się w ciemną otchłań.

Moja kolej nastąpiła po około 20 sekundach. Stanąłem w drzwiach. Oparłem się o zewnętrzną część kadłuba i rzuciłem się w dół.

Prawie od razu poczułem jak spadochron hamuje mój lot. Byłem w powietrzu. Można powiedzieć, że bezpieczny. A pode mną była walcząca Warszawa.

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...