Skocz do zawartości

Re.Mo.Nt [alexiej's BLOG]

  • wpisy
    46
  • komentarzy
    311
  • wyświetleń
    15194

Mały Mistrz.


alexiej

245 wyświetleń

- Tym samochodem jeździ diabeł! - słychać było z tłumu ludzi skupionych wokół małego czerwonego samochodu z numerem 12. Deszcz powoli ustępował, ale Zielone Piekło jakim zwany jest do dziś tor Nürburgring nadal było pochmurne - Grand Prix Niemiec padło łupem kogoś kto nie miał prawa wygrać. Kogoś kto był z góry skazany na klęskę w konfrontacji z potęgą wyścigową III Rzeszy. Padło ono łupem Tazio Nuvolariego - małego Włocha o wielkiej sile.

Tazio_Nuvolari.jpg

(Nuvolari z jak zwykle zawadiackim uśmiechem)

Tazio Nuvolari w roku 1935 był już starzejącym się kierowcą wyścigowym, uważanym za lwa, który powoli traci ostre zęby. W starciu z takimi kierowcami jak Rudi Caracciola, Manfred von Brauchitsch, czy talentem może nawet większym niż sam Schumacher - Bernd'em Rosemeyerem był skazany jedynie na asystowanie w pokazie siły sportu państwa Nazistowskiego jakim był wyścig na Nürburgringu. Startując w swojej już 4-letniej Alfie Romeo Tipo B nie miał istotnie prawa wygrać z Mercedesami i Autounionami wspieranymi przez Partię Nazistowską.

Start do wyścigu przebiegł dość nieszczęśliwie, bo już na samym jego początku doszło do tragedii w której zginął mechanik, próbujący odpalić maszynę zgaszoną przez jednego z kierowców. Na pierwszych okrążeniach walka o zwycięstwo toczyła się między pilotami bolidów Niemieckich. Raz prowadziły Mercedesy a raz Autouniony. Tak czy tak wygrywała myśl Nazistowska. Z wyścigu powoli odpadały kolejne auta i tylko jeden samochód starał się dotrzymać kroku Srebrnym Potworom, była to malutka Alfa z numerem 12. Lecz wnet zaczęło się dziać coś niepojętego. Alfa zaczęła stopniowo doganiać Mercedesy, a te pomimo ogromnej mocy umykały jej coraz wolniej.

R_ARP3_opposition_240.jpg

(Srebrne Mercedesy przed lożą honorową)

Mówi się, iż raz na pokolenie dochodzi do sytuacji w której sportowiec wznosi się na poziom nierzeczywisty. Wielki Ayrton Senna mówił o tym wymiarze, jak o miejscu w którym nie działają żadne siły, gdzie samochód sunie tam gdzie chce kierowca a strach znika. Wszystko dzieje się jakby we śnie, w zwolnionym tempie. Człowiek dokonuje cudów z niewyobrażalną lekkością. W ten właśnie stan wszedł Tazio. Na dziewiątym okrążeniu ustanowił po raz pierwszy w historii toru rekord okrążenia na poziomie poniżej 11 minut. Jechał na krawędzi. Wprowadzał swoją maszynę na każdym z 174 zakrętów toru w poślizg. W tamtych latach co prawda każdy tak pokonywał zakręty, ale nikt w taki sposób jak Mały Włoch. Zachowywał się jak szalony uderzając w bok samochodu pięściami, jakby go ponaglając do jeszcze większego wysiłku. Gdy z głośników padła informacja, iż Nuvolari wyprzedził Caracciolę tłum zamilkł. Gdy samochody zjechały do pit-stopu wszystko jednak poszło po myśli miejscowej publiczności - Mercedesy zostały obsłużone z mistrzowską precyzją. Pecha miał Włoch - jego maszyna do wlewania paliwa się zepsuła i musiał benzynę wlewać z kanistrów. Stracił cały czas jaki zapewnił sobie tą szaloną jazdą. Tłum znowu zaczął się cieszyć.

R_ARP3_openbonnet_240.jpg

(Alfa Romeo Tipo B)

Gdy wszystkie oczy zwróciły się na nowego prowadzącego, von Brauchitscha, Nuvolari powoli z wielką odwagą ponownie zmniejszał straty. Na przedostatnim okrążeniu różnica między dwoma zawodnikami wynosiła tylko 30 sekund. Gdy obaj zniknęli w leśnym piekle tłum i wysocy dygnitarze III Rzeszy z niecierpliwością wypatrywali zwycięskiego Mercedesa. Zgromadzonej publiczności każda minuta zdawała się godziną, gdy nagle z mgły na torze wynurzyła się szybko mknąca sylwetka samochodu. Ale nie była srebrna. Mały czerwony bolid z małym człowieczkiem podrygującym w kokpicie minął linię mety.

R_ARP3_nuvolari1935_240.jpg

(Nuvolari na mecie)

Komentatorzy opowiadali potem, że wśród wielu tysięcznej widowni nastała cisza tak przejmująca, że słychać było nawet owady. Pycha Niemieckich organizatorów była tak wielka, że nawet nie przygotowali Włoskiego hymnu. Wiadome było przecież, że niezależnie kto wygra "Deutschland uber Alles" wystarczy. Pomógł im zwycięski Włoch, bo zawsze woził ze sobą starą zniszczoną płytę z hymnem. Tak na wszelki wypadek.

Ten wyścig przeszedł do historii sportu motorowego, jako zwycięstwo niemożliwego. Nikt ze zgromadzonych na torze ludzi nie wyobrażał sobie, że podstarzały Tazio zwycięży z przeważającymi technologicznie Niemcami. Nikt z wyjątkiem jego szefa. Ten uważał go za najlepszego kierowcę w historii i chyba się nie mylił. Nazywał się Enzo Ferrari.

****Od autora****

Czemu taki dziwny wpis? Może dlatego, że każdy z nas ma coś z takiego Mistrza. Każdy z nas jako ludzi myślących potrafi się dostosować i walczyć do końca pomimo przegranej pozycji. Potrafimy się mobilizować na najtrudniejsze chwile własnego życia i dokonać czynu niemożliwego. Ludzie ciężko chorzy szczególnie powinni wiedzieć o czym piszę. Oni walczą przez całe swoje życie z chorobami jakie ich trapią i nierzadko wychodzą z takich sytuacji obronną ręką. Czasem niestety umierają, ale nigdy się nie poddają. Tak i Ty drogi czytelniku gdy następnym razem pomyślisz, że nie zdołasz czegoś zrobić, pomyśl że innym się udało i pociesz się, że i Tobie się uda. Uda jak i Małemu Włochowi się udało.

2 komentarze


Rekomendowane komentarze

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...