Nauka parkowania
Tak właśnie powinny nazywać się kursy prawa jazdy. Każdy kto ma je za sobą wie o czym mówię. Kto jeszcze nie zdawał, zapewne już wkrótce się o tym przekona. Bo na takim kursie nie nauczycie się prowadzić samochodu, co najwyżej będziecie umieli jeździć. Jaka to różnica zapytacie? Otóż na kursie większość czasu spędzacie snując się po mieście lub kołując po placu. Za miasto wyjeżdżacie kilka razy tylko po to aby poczuć tę zawrotną prędkość 90 km/h. I to wszystko. Wyprzedzanie? Nie ma mowy! Oswój się z prędkością, potem będzie mnóstwo okazji na wyprzedzanie. Tylko że to potem odsuwa się coraz dalej, aż w końcu przychodzi egzamin i wtedy nie ma na to czasu. W końcu i tak zdajesz jeżdżąc po mieście, więc co za różnica. A kiedy dostajesz już upragniony dokument, wsiadasz w samochód i ruszasz w drogę, nie umiejąc tak naprawdę nic. Większość z nowych kierowców nie wie, że przed rozpoczęciem wyprzedzania wypadałoby zredukować bieg. Że wyprzedzanie na 5 czy nawet 6 to nie najlepszy pomysł. Bo też skąd ma to wiedzieć jeśli nigdy tego nie robił. Są tacy, którzy nie mają pojęcia, że ich tylnionapędowa beemka zachowuje się w zakrętach niż przednionapędowa L. Nadsterowność? Coś tam czytałem. I potem dochodzi do wypadków; dwoje 21 latków zginęło, po czołówce z tirem w czasie wyprzedzania; 20 latek wypadł na zakręcie w drzewo, śmierć na miejscu, licznik zatrzymany na 165 km/h.
Sam mam prawko od pięciu lat, a mimo to, jeśli ktoś mnie pyta jakim jestem kierowcą, odpowiadam, że fatalnym. Cały czas się uczę, cały czas doskonalę żeby być lepszym. Tylko co z tego, jeśli któregoś dnia z zakrętu wyłoni się jakiś idiota wyprzedzający na trzeciego? Być może zdążę odbić do rowu...
Dlatego powiadam wam: uczcie się jeżdzić cały czas, sami, przez całe życie. Bo w zmianę zasad kursów parkowania jakoś niewierzę.
1 Comment
Recommended Comments