Ty też terefere!
Bogactwo naszego ojczystego języka w zakresie przekleństw oraz rozmaitych bluzgów może zaskakiwać. Ale nie dane nam jest usłyszeć je w telewizji. Z jednej strony to bardzo dobrze, bo młodsi przedstawiciele narodu i tak wystarczająco dużo mają okazji, żeby nasłuchać się tego na ulicach, więc chociaż w domu ich oszczędźmy, ale z drugiej, na bukę, po 23 przed telewizorem siedzą już niemal wyłącznie dorośli, których psychika nie zostanie brutalnie zgwałcona, jak usłyszą, że "dobry" mówi "k****".
Skoro zatem skazani jesteśmy na czytającego wszystkie ścieżki dialogowe bezpłciowego lektora, niech przynajmniej tłumaczy on dokładnie. Pamiętam jakby to było wczoraj moment, gdy oglądałem na Polsacie "Speed". Keanu Reeves wypowiada tam kwestię brzmiącą mniej więcej tak: "this f***er is too early", co zostaje nam przeczytane jako... "skubaniec się pospieszył!". Śmiech na sali. Ja mam uwierzyć, że dorosły chłop po tym, jak dostaje dwie kulki w ramię mówi "a niech to dunder świśnie"? To dodatkowo przeszkadza w odbiorze filmu. Jak ja mam sie wczuć, skoro widzę policjanta tłukącego podejrzanego, i mówiącego "przyznaj sie łotrze, gdzie są zakładnicy, do diaska!". Normalny widz uśmiecha się po czymś takim z politowaniem, i cały nastrój filmu idzie się ganiać po zielonych pastwiskach.
A już wszelkie rekordy śmieszności biją sytuacje, gdy główny zły rozmawia (zazwyczaj przez krótkofalówkę) z głównym dobrym w momencie, gdy zły już chce się dogadać, bo wie, że przegrywa. Zapada cisza, i główny dobry cedzi z bezdenną pogardą "F*** you". Widz w krajach, gdzie mamy film z napisami w tym momencie wie, że to kulminacyjna chwia, że od tej pory dla czarnych charakterów będzie już wyłącznie tragicznie. Co widzi widz w Polsce? Pogawędkę, zapada cisza, i słyszy "spadaj". Mnie każdorazowo w takich sytuacjach dopada czkawka ze śmiechu. Jest to jeden z powodów dla jakich zrezygnowałem niemal całkowicie z oglądania telewizji gdy jestem w Polsce.
Jest to tylko jednak skutek. A warto popatrzeć na przyczyny - zasadniczo skupiłbym sie na dwóch. Po pierwsze filmy w Polsce są z lektorem. Obowiązkowo. Bo Polak to głupek i leń, i sam sobie nie przeczyta napisów. A przynajmniej za takiego mają nas ci, którzy są za ten stan rzeczy odpowiedzialni.
Miałem okazję oglądać telewizję w wielu krajach. I Polska jest jedynym, który nie oferuje nam możliwości usłyszenia oryginalnej ścieżki dialogowej.
Jestem teraz w Norwegii. Tu nie ma czegoś takiego, jak film po norwesku. WSZYSTKIE (no, poza naprawdę niszowymi produkcjami, ale takich się zazwyczaj nie puszcza w tv) filmy są po angielsku. Gdy powiedziałem swojemu wujkowi (jest Norwegiem), że w Polsce mamy filmy wyłącznie z lektorem nie mógł zrozumieć jak to możliwe. Tutaj jedyne rzeczy, które są czytane przez lektora to bajki dla małych dzieci. Niektóre. Bo większość i tak jest po angielsku. I dzięki temu, że dzieci od pierwszych lat są przyzwyczajane do obcego języka tu każdy mówi w co najmniej dwóch językach. Każdy. Nawet starsza babcia, która prawdopodobnie pamięta jeszcze drugą wojnę światową po angielsku mówi na takim poziomie, że bez problemu zdałaby maturę rozszerzoną z tego języka z wynikiem powyżej 80%. Nie ma tu czegoś takiego, jak problem, że nie możesz się z kimś dogadać. Zdarzało mi się zaczepiac przypadkowych ludzi na ulicy pytając na przykład o drogę, i nigdy nie natknąłem się na nikogo, kto nie umiałby mi odpowiedzieć płynną angielszczyzną. Kurczę, a miałem się powstrzymywać od durnych dygresji...
Drugim powodem jest przypuszczalnie źle pojmowana dbałość o moralność Polaków. Nic nie przeszkadza różnym telewizjom emitować coraz to głupszych programów, ale przecież nie przetłumaczą "f*** off" na "od******* się", bo co to by było! Przecież Rada Radiofonii i Telewizji natychmiast rzuciłaby się na nich z pazurami! Nie wiem, czy niektórzy dawno nie wychodzili na ulicę, gdzie można usłyszec takie wiązanki, że szewc by się zaczerwienił słysząc je, ale ewidentnie coś jest nie tak. Więc zamiast chronić mnie przed przekleństwami niech zajmą się zbieraniem znaczków, albo czymś podobnym. Będzie to znacznie bardziej pożyteczne.
Najgorsze jest to, że wielu osobom obecny stan rzeczy w ogóle nie przeszkadza. Gwałt popełniany na arcydziełach kinematografii nie razi. Po co ja mam słyszeć zachrypnięty głos Clinta Easwooda, skoro mogę zamiast niego otrzymać sporą dawkę beznamiętnego gadania w wykonaniu lektora, który jednym tonem czyta kwestie w komediach romantycznych, westernach i horrorach? Przynajmniej się męczyć nie musze, i czytać. Poza tym napisy małe, a oni gadają w jakimś dziwnym języku... Dobrze jest jak jest!
Smutne...
16 Comments
Recommended Comments