Rammstein in Berlin Velodrom, 18.12.2009 - Sprawozdanie z koncertu, zdjęcia, filmy, część V.
Po ognistym występie doświadczyliśmy czegoś niezwykłego - nagle, dzięki prostej, gitarowej solówce, nastała wiosna w Paryżu, mimo że na dworze było 15 stopni mrozu, a znajdowaliśmy się w Berlinie. Jak to możliwe? Bardzo prosto - Frühling in Paris!
Można powiedzieć, że to była rozgrzewka. Tego, co miało stać się za chwilę, nikt się nie spodziewał. Charakterystyczne brzdąkanie gitary i odgłosy kapiącego płynu uświadomiły nam, że właśnie przyszedł czas, by nalać paliwa naszych baków. Przyszedł czas na Benzin!
Na scenie pojawił się staroświecki dystrybutor paliw. Lindemann, trzymając niewielkie źródło ognia, wziął do ręki wąż, który rozpylał benzynę na zasadzie spreju. Przybliżył jedno do drugiego, wycelował w Richarda Kruspe... i podpalił go.
Gitarzyście oczywiście nic się nie stało, ale efekt był piorunujący. Miotał się, wrzeszczał, zupełnie jakby jego życie było naprawdę zagrożone.
Kiedy paliwo się skończyło, przyszedł czas na piosenkę marszową. Lewa, prawa, lewa, prawa lewa! Links 2, 3, 4!
Christoph Schneider odmawiał rozpoczęcia gry, dopóki nie zaczęliśmy klaskać głośno jak diabli.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia.