Rammstein in Berlin Velodrom, 18.12.2009 - Sprawozdanie z koncertu, zdjęcia, filmy, część I.
18 grudzień w Berlinie, stolicy Niemiec, był dniem wyjątkowo mroźnym i wietrznym. Moja skromna osoba, dotarłszy tam około godziny 14:00 dzięki usługom pewnego biura podróży, miała pewien cel w odwiedzeniu teog miasta. Cel był wielki, szary i okrągły. Znajdował się w dzielnicy Prenzlauer Berg. Po krótkim pożegnaniu kierowcy, każdy z pasażerów udał się w swoją stronę. Ja poszedłem na róg pierwszej lepszej ulicy, by ustalić swoją pozycję na mapie. Gdy już to uczyniłem, postanowiłem zacząć maszerować w kierunku Velodromu. Jak się oczywiście okazało, pobłądziłem, idąc w zupełnie inną stronę. Kiedy tylko postałem dłuższą chwilę, kontemplując okolicę, podszedł do mnie Niemiec, i zapytał Brauchen sie vielleicht Hilfe? Z uwagi na nieśmiałość i zwykłą niechęć do rozmowy, odpowiedziałem przecząco. I tak kilka razy, dopóki nie zgubiłem się na poważnie (a przynajmniej tak mi się wydawało). Koniec końców, musiałem zapytać o drogę. Velodrom znajduje się niedaleko Landsberger Alee, w którą przechodziła Mollstrasse. Jednak za nic nie mogłem tej ulicy odnaleźć. Zapytana Niemka powoli wyjaśniła mi, że Landsberger Alee jest... tu, gdzie teraz stoję. Obejrzałem się i zobaczyłem drogowskaz - faktycznie. Zrobiło mi się głupio, ale zapytałem jeszcze, w którą stronę do Velodromu. Pokazała mi, po czym podziękowałem i oddaliłem się. Po jakichś 40 minutach zobaczyłem po drugiej stronie ulicy dziwną, masywną konstrukcję złożoną ze... schodów. To ma być Velodrom? Nie no, bez jaj... Gdy już znalazłem się niedaleko niej, wspiąłem się po oblodzonych stopniach. Moim ukazała się szara budowla... tyle, że w kształcie sześcianu. Nieco dalej widoczne było białe wejście do niej, z napisem "Schwimmhalle". Nie, to nie to... W oddali majaczyła inna budowla, tym razem w kształcie okręgu... Serce zabiło mi szybciej i niemal biegnąc, udałem się w tamtą stronę. Moje przypuszczenia okazały się słuszne - dotarłem do Velodromu.
Jako że było jeszcze wcześnie (około 16:00), a do otwarcia pozostało 2,5 godziny, postanowiłem udać się do pobliskiego Netto, coś przegryźć i się ogrzać. Szczęśliwie w budynku marketu była również kawiarenka z kącikiem do czytania.
***
Kiedy minęła godzina 18:15, postanowiłem podnieść zadek i udać się do wejścia. To, co zobaczyłem, nieco mnie przeraziło - ludzie. Więcej ludzi. Kolejka. GIGANTYCZNA KOLEJKA. 12 000 fanów Rammsteina stłoczonych w ciasnym korytarzyku...
Stanąłem w kolejce o 18:20, do środka wszedłem około 19:10. Na wejściu każdy został przeszukany. Kwestię bezpieczeństwa potraktowano bardzo poważnie - zostałem zmuszony do pozbycia się z pozoru niegroźnych przedmiotów - w połowie pustej butelki z wodą smakową i dezodorantu.
Już na wstępie, po sprawdzeniu biletu czytnikiem laserowym (!), dostałem dwie ładne ulotki promujące sklep ze stuffem Rammsteina. Przeszedłem się po stoiskach i popatrzyłem na chore ceny towarów (40 euro za pierścionek? LOL!) i plakaty za 20 euro. A były całkiem małe. W wielu zakątkach ulokowała się firma cateringowa, oferująca jedzenie i piwo. Co ciekawe, złocisty trunek był podawany w specjalnych, pamiątkowych kubkach. Gdy zapytałem sprzedawcę, czy można prosić sam kubek, bez piwa, zaprzeczył. Kurde, co za dyskryminacja niepijących!
Po oddaniu kurtki do szatni (płatne 1 euro), zszedłem schodami w dół, a potem wszedłem do góry, i mym oczom ukazał się sufit Velodromu:
Po wejściu przed scenę, postanowiłem zrobić zdjęcie tym głupcom, którzy szarpnęli się na miejsca siedzące (a siedzieli bardzo daleko od sceny!):
***
Po około 30 minutach, występ zaczął zespół supportowy - Combichrist. Nie wiedziałem, czego się spodziewać - w skład wchodził wokalista, klawiszowiec i dwóch perkusistów. Wrażenia? Jak najbardziej pozytywne. Rytmy electro-metalowe pieściły nie tylko moje uszy. Widać było, że widownia jest zachwycona.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia.