Jump to content
  • entries
    55
  • comments
    318
  • views
    79,020

Małe inwestowanie


Marcin Przybyłek

377 views

Dzieci to nasza przyszłość. One za kilkanaście / kilkadziesiąt lat wypłacą nam emerytury i zbudują jakąś (którąś?) Rzeczpospolitą, być może bardziej buddyjską / żółtą, islamską / brązową, niż dzisiaj. Rasa biała liczy wszak 800 milionów obywatelek i obywateli, a samych Chińczyków oficjalnie jest miliard trzysta milionów, a nieoficjalnie podobno z miliard sześćset. Hindusów jest miliard. Wymrzemy jako rasa, a jako kultura zmieszamy się z islamem i buddyzmem, być może nawet shintoizmem. Ale nie o tym chciałem pisać.

Dzieci są ważne. Dlatego dbanie o nie zaczyna się już od momentu poczęcia: wielkie dysputy się toczą o ich jestestwo: jedni chronią zygoty, inni mają je gdzieś, twierdząc, nie bez racji, że zygota ma szansę być człowiekiem, ale nim jeszcze nie jest, podobnie jak plemnik ma potencjał bycia połową człowieka, ale najczęściej nim się nie staje - tak de facto tragicznie często, że przy każdym ejakulacie wszyscy powinniśmy płakać łzami rzewnymi, nawet wtedy, gdy coitus kończy się zapłodnieniem, bo 100 milionów innych plemników nie dostąpiło szczęścia stania się ludźmi. Łkać powinniśmy ponadto przy każdej ciąży, bowiem 1 na 8 zajść to ciąże bliźniacze, ale tylko 1 na 10 taką pozostaje, z czego wynika, że w trakcie osiemdziesięciu statystycznych ciąż umiera 9-cioro dzieci ? potencjalnych bliźniaków. I jaką masz pewność ? matko z brzuszkiem ? że nie jesteś jedną z wybranek? Tak siadłszy płacz. Stan nauki pozwoli lada moment wyhodować naszego klona ? brata bliźniaka bądź siostrę bliźniaczkę - nawet z komórki naskórka, więc każde mycie zdzierające z nas miliardy komórek powinno być takoż opłakiwane, plucia winno się zabronić pod karą chłosty, ronienia łez także, a defekacja oraz mikcja (oddawanie moczu) powinny być włączone w obiegi zamknięte, czyli powinniśmy konsumować to, co wydalamy. O strzyżeniu, obcinaniu paznokci nawet nie wspomnę. Każda nasza komórka to potencjalne życie! Chrońmy nienarodzone dzieci: nasze bliźniaki i bliźniaczki! Żyjemy w hańbie i tyle. Ale o tym też nie chciałem pisać.

Dziecko się rodzi i zaczynamy o nie dbać pełną parą. Kupujemy drogie wózki, otulamy różową pupkę najlepszymi pieluszkami, nabywamy miękuchne wdzianka, smarujemy skórę najdroższymi kremikami, karmimy superzdrowymi mleczkami, papkami, przetartymi owockami, niesolonymi zupkami. Każdy z tych produktów ma certyfikaty, jest zatwierdzony przez instytuty higieny absolutnej i centra umęczonej matki Polki. I tak muskamy, chuchamy, miziamy i głaszczemy, aż? dziecko skończy mniej więcej 3 rok życia.

Bo wtedy, w sumie nie wiadomo dlaczego, okres ochronny się kończy. Nie ma już stosownych zupek, nie ma mleczek itd. Trzeba zacząć kupować produkty w sklepach. A tam co? Trucizna na truciźnie i trucizną pogania. E takie, E owakie, barwniki, glutaminiany, kwaski i inne cuda. Ale to jeszcze nic, damy radę, w końcu my to jemy i jakoś żyjemy, co prawda ilość zachorowań na raka w stosunku do czasów PRL?owskich wzrosła o czynnik przerażający, ale od czegoś trzeba umrzeć, prawda?

Latorośl, gdy zaczyna chodzić do przedszkola, powolutku, pomalutku przekształca się? w konsumenta. Już się nadaje do tej roli: odróżnia kolory, wie, co to ?słodkie?, zaczyna mieć ?własne zdanie?. Na razie ma tylko jedną, niewielką i niewinną buźkę, ale dzięki działaniu sprytnych marketingowców za kilka lat przekształci się w potężną konsumującą multigębną maszynę. Och, to nic strasznego, nie bójmy się, stanie się po prostu podobne do nas. Kto pierwszy wyciąga kostropate paluchy po nasze dzieci? Widzę dwie machiny, chociaż może moja percepcja zawodzi i jest ich więcej. Jeśli tak jest, podpowiedzcie. Opowiem tylko o jednej z nich, bo druga wzbudziłaby zbyt wielkie kontrowersje.

Instytucjami dbającymi o swoich przyszłych klientów są z całą pewnością producenci słodyczy. Moja córeczka nie miała pojęcia, czym są cukierki, ciastka, herbatniki, delicje, batoniki i inne paskudztwa, dopóki nie poszła do przedszkola. Tam wpychano w nią codziennie na deser coś z sacharozą i szybciutko się nauczyła, jakie to ?dobre?. Gdy zaczęliśmy z nią chodzić do sklepów i supermarketów, nie miała szans nie zetknąć się ze słodyczami, bo przecież spryciarze sklepowi wiedzą jak i gdzie ułożyć ?dziecięcy? towar, by progenitura go dostrzegła. Dlatego właśnie słodycze są przy kasach, ułożone nisko, tak, żeby dzieciaczki miały czas i możliwość bliskiego przyjrzenia się smakołykom. Rodzic podczas płacenia jest skupiony na czynnościach finansowych, stąd ?zanudzanie? dziecka: "mamo, kup mi gumę!", trwa naprawdę krótko. Czym jest ?zanudzanie?? To termin psychologiczny w służbie marketingu: czynność wykonywana przez dziecko - proszenie o zabawkę / ciacho / dowolny towar. Spece od tematu badają, jak często musi zajść ?zanudzanie? by rodzic został złamany. Bo o to chodzi.

Po wyjściu z przedszkola dziecię jest osobą, która bardzo często myśli o słodkościach. Trzeba pamiętać, że progenitura per se jest głupia i bezkrytyczna, więc bez odpowiedniego trymowania zaakceptuje wszystko, zwłaszcza, że takie smaczne. Zmierzam do tego, że w odpowiedniej sytuacji, w konfrontacji z tacą, na której są cukierki, dziecko zwyczajnie jest bezradne. Berbeć trafia do szkoły i co tam spotyka? Wielkiego przybysza z kosmosu, który za naprawdę niewielkie pieniądze oferuje krótką podróż na planetę Cukrowy Haj: AUTOMAT Z BATONAMI I SŁODKIMI NAPOJAMI. No rzesz jasna, przejasna cholera! Co, przepraszam, taka piekielna machina, robi w szkole??? Jaka jest jej edukacyjna wartość? Może uczy zachowań obywatelskich czy innych cnót? Ależ? uczy! KONSUMPCJI! To jest dopiero wielki, cierpliwy, niezawodny, stalowy NAUCZYCIEL, który nigdy się nie męczy, nigdy nie krzyknie, czeka dzień i noc, nic nie mówi, nawet się nie uśmiechnie, a i tak wie, że wcześniej czy później WYCHOWA przyszłych konsumentów. Jakie, pytam, ma dziecko szanse w zetknięciu z takim potworem? Żadnych. Małe pieniądze zawsze się znajdą ? z kieszonkowego, od koleżanki, od kolegi, a za szklaną taflą kolorowe opakowanka kuszą, oj kuszą. Na nic wychowanie rodziców, na nic napominania i ostrzeżenia, dzieci po prostu nie mają jeszcze dojrzałego aparatu samokontroli, są bezkrytyczne wobec siebie, pokusa jest za silna, za barwna, zbyt magnetyczna. I co robią dzieci nasze kochane? Konsumują! Brawo! Świetnie! Właściciel machiny z pewnością się cieszy, niech mu baton w gardle stanie. Dziewczynki i chłopcy idą do szkoły z myślą, co też ciekawego kupią sobie w czarnej skrzyni, kanapki robione przez troskliwe mamy są nie jedzone, zaś słodycze ? i owszem. Jak dzieci dorosną, nie będą sobie wyobrażały dnia bez słodyczy. Interes będzie się kręcił. No jak, nomen omen, słodko. A my możemy tylko kląć i nawet kopnąć grata nie wypada, bo ?zakłócimy porządek publiczny?. Ja mam propozycję dla właścicieli takich machin. Niech sobie je postawią w domach, a ich bliźniaczki w domach wszystkich znajomych i całej rodziny. I niech od razu zwiększą ubezpieczenie zdrowotne. W końcu firmy ubezpieczeniowe też muszą zarobić. A i enzozy także.

I interes będzie się kręcił.

12 Comments


Recommended Comments

I tak i nie :). W sposób naturalny nie zagnieżdża się większość zygot. I w sposób naturalny na sto zagnieżdżonych przypada 10 bliźniaków - nie zagnieżdżonych. Natura sama usuwa wiele komórek z podwójnym garniturem chromosomów, potencjalnych ludzi.

Link to comment
I tak i nie :). W sposób naturalny nie zagnieżdża się większość zygot. I w sposób naturalny na sto zagnieżdżonych przypada 10 bliźniaków - nie zagnieżdżonych. Natura sama usuwa wiele komórek z podwójnym garniturem chromosomów, potencjalnych ludzi.

Nie znaczy to, że mamy prawo robić to samo co Matka Natura. Nikt z nas nie jest Bogiem (jakkolwiek wielu się za równych mu uważa), przykro mi :)

Link to comment

Co robić czy nie robić, to już zupełnie inna kwestia i ja jej nie poruszam. Piszę tylko, jak pewne rzeczy się widzi. Całe moje pisanie to ukazywanie różnych rzeczy z nietypowego punktu widzenia.

Ten akapit jest rzeczywiście ostry. Sęk w tym, że żyjemy w organicznej zupie, tylko tego nie widzimy. Życie jest o wiele bardziej powszechne niż się uważa, a spędzanie płodów dokonywane przez naturalne mechanizmy bije na głowę ludzkie aborcje. Nie piszę, czy to dobrze czy źle i co robić, a czego nie. Piszę o widzeniu, nic więcej :).

Piszę też, i to jest ważniejsze, że mimo tak wielkich batalii ideologicznych o to, by jednak żyły te nasze dzieciaczki, pakujemy w nie całkowicie niezdrowe, całkowicie szkodliwe żarcie. Najpierw niech się rodzą, a potem... niech sobie radzą w toksycznym świecie.

Link to comment

a czy tylko żarcie, ja 40 lat temu chodziłem w zaspach przy temperaturze 20 minus po lasach i byłem zdrowy, nad morzem w Dziwnowie latem, biegaliśmy w kąpielówkach w deszczu,w ulewach i byliśmy zdrowi a teraz, moje jest to zdanie, rodzice trzymają dzieci jak jajka w inkubatorze, ubieraj się bo zachorujesz, czy one nie są przegrzane, gdzie jest błąd nie wiem jak to nazwać, żywienia opiekowania się i trzymania dzieci jak czekoladki w bombonierce, i to toksyczne bombonierki.........................hej :wacko:

Marcin czy ty jesteś zdegustowany prywatnie do dzieci, czy to refleksja społeczno-ogólna?

Link to comment

Ja w liceum nie wyobrażałem sobie dnia bez batona. W ostatniej klasie przeszedłem na dietę, ale codziennie rano brałem od mamy te 1,50zł. Po powrocie ze szkoły wrzucałem do słoika. Sporo się uzbierało, sporo. Chociaż jakby się nie przyjrzeć, to oszczędzamy na konsumpcji po to, żeby konsumować. /(>A<)\

Link to comment

myślę że od nowa musimy zdefiniować słowo dzieci w stosunku do nowej rzeczywistości hej......... :cool: (ale dlaczego tracimy w OBECNYCH CZASACH serce do dzieci po pewnym wieku gdy osiągną samodzielność przechodzimy do porządku dziennego jak do każdej innej istoty żyjącej, kiedyś tego nie było) gdzie są więzi?............ :dry:

Link to comment

Krzychu, sam nim kiedyś byłeś. To jest po prostu okres, który trzeba przejść. Ja mam w szkole dwa automaty z napojami. I większa większość szkoły codziennie kupuje w nim coś, o ile nie kilka na dzień. Ja od 2,5 lat uczęszczania do tej szkoły kupiłem łącznie tylko jeden napój. Wystarczy obejrzeć skład, by się zniechęcić do picia tego.

A interes się kręci i to niesamowity.

Link to comment

Jakaś kategoria zjawisk występujących w życiu powinna być utrzymywana jako 'naturalna', a inne już nie? Aruve, Tressela, dlaczego nie wcinamy na surowo tego, co pod rękę przypełznie, albo nie umieramy od zacięcia się przy goleniu? Oba przykłady jak najbardziej 'naturalnego' biegu wydarzeń.

'Junk food' nikt nikomu nie wmusza na siłę. Nie wystarczy pokazać dziecku przykładów 20-latków wożonych w wózkach inwalidzkich z powodu otyłości? Niektóre z nich wyglądają na tyle drastycznie, że mogą powodować koszmary nocne. 10-latek powinien już jak najbardziej zdawać sobie sprawę, że niewłaściwa dieta to obciążenie dla stanu zdrowia. Dziecko w młodszym wieku nie powinno jeszcze dysponować własnymi funduszami (kieszonkowe, etc.).

Link to comment
Guest
Add a comment...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...