Skazany na życie.
Pamiętam czyjąś skargę na mój blog, że za dużo piszę o śmierci. Stwierdziłem, że pora na odrobinę optymizmu! Porozmawiajmy o tym, jak cudowne może być życie i dlaczego należy je chronić. Do punktu, w którym całe to rozumowanie przestaje mieć jakikolwiek sens. Tak. Piję do was, Obrońcy Życia (i nigdy nie ukrywałem, że nie darzę was zbytnią sympatią). Niestety, jestem abstynentem, więc będę posiłkował się uczciwą Coca-Colą, a nie tą oszukaną. Tak. Da się rozpoznać złą Coca-Colę; smakuje obrzydliwie.
Życie też może smakować obrzydliwie. Jak ta oszukana Coca-Cola. Prawdę mówiąc czasem mam wrażenie, że trafiłem szóstkę w totka. Nie zrozumicie mnie źle - życie potrafi być do kitu. Jednak porównując moje problemy z problemami innych ludzi żyje mi się całkiem nieźle. Co z tego, że mam masę problemów zdrowotnych? Co z tego, że jedyną osobą, która w pełni jest w stanie mnie zrozumieć - i tutaj nie przesadzam - jest ten facet w lustrze? Ja potrafię z tym żyć. (Pytanie brzmi, czy wy potraficie?) W końcu mogłem skończyć TAK.
Kolejne życie zostało uratowane. Cudownie. To życie ma co prawda parę defektów (ciekawe, że papierowym wydaniu są, a w newsie ich nie ma): sparaliżowane kończyny i gorset podtrzymujący kręgosłup. Do tego "cierpi na epilepsję i szereg innych schorzeń". Do tego jest upośledzony umysłowo. Może to nawet dobrze? Nie będzie w końcu zdawał sobie sprawy ze swojego prawdziwego stanu. Mawiają, że ignorancja jest błogosławieństwem. Nie mogę się z tym nie zgodzić. Poza tym, kogo to obchodzi? Życie to życie. Nawet takie. Mam nadzieję, że nigdy nie zostanę sparaliżowany. Ze śmiercią można sobie poradzić, w końcu każdego to kiedyś czeka. Jak jednak poradzić sobie z życiem? Szpital teoretycznie zrobił rzecz dobrą, uratował życie dziecka. Ja tak nie uważam, ale pewnie dlatego, że jestem skrzywionym zwolennikiem cywilizacji śmierci i mogę widzieć odbieranie życia jako znak łaski. Może należałoby spytać chłopca, ale jego zdania raczej już nie usłyszymy. Przynajmniej w ludzkim języku.
Prawdę mówiąc zastanawiam się ile jest tu egoizmu, w tym wychwalaniu uratowanych żyć? W końcu niektóre wiary zmuszają, w celu zachowania czystości własnej nieśmiertelnej duszy, walkę o życia innych. Problem brzmi; kiedy walka o życie drugiego człowieka staje się walką o własną duszę? W którym momencie zaczyna się ignorować drugą osobę, pozostaje głuchym na jej słowa do tego stopnia, że jedyną istotną rzeczą jest ratowanie życia, bo to zawsze życie? I kto tu kogo ratuje?
Tego człowieka, przed nim samym?
Czy siebie?
Nie kupujcie oszukanej Coca-Coli.
6 komentarzy
Rekomendowane komentarze