Skocz do zawartości

Mama

  • wpisy
    30
  • komentarzy
    45
  • wyświetleń
    6408

Doskonały czy autentyczny?


LukasAlexander

887 wyświetleń

     Od jakiegoś czasu, w moje ręce trafia bardzo dużo beletrystyki pod postacią literatury pięknej i fantastyki. Raz mieszam Tołstoja ze Szmidtem a kiedy indziej Hugo z Wegnerem. Taka roszada sprawia, że nie jestem znużony motywami które sobie naprzemiennie serwuję. Lew i Wiktor podają na kartach swych powieści doznania wznioślejsze, bardziej wyszukane i skłaniające niejednokrotnie do refleksji. Moi rodacy zaś, jak na fantastów przystało, dostarczają rozrywki i pozwalają oderwać się, chociaż na moment, od "magii" dnia codziennego.

Wielu osobom zapewne, wyda się bezzasadne porównywanie klasyków i popkulturowej papki dla nastolatków. Jak najbardziej się z nimi zgadzam. Niemnie jednak, chciałbym wyłuszczyć w ramach tego wpisu coś, co mnie niezmiennie irytuje od niemal samego początku mojej przygody ze słowem pisanym.

     Rosyjska epopeja narodowa i perypetie galernika niejednokrotnie urzekły mnie swym autentyzmem. Brak tu miejsca na czary, brawurę która zawsze kończy się szczęśliwie (tak Pietia, na ciebie patrzę) i co najważniejsze, nie znajdziemy w dziełach omawianych klasyków nieskazitelnych postaci. Nie ma ludzi idealnych, a literaccy wirtuozi XIX-wieku z każdą przeczytaną stroną mnie w tym przekonaniu utwierdzają. Hugo i Tołstoj nie starają się na siłę wybielić żadnego ze swych tworów- każdemu przypisują zarówno cechy pozytywne jak i negatywne. Książę Andrzej jest jednocześnie patriotą i zapatrzonym w siebie bucem. Mikołaj Rostow to narwany próżniak a Księżna Maria jest w niemal równych proporcjach dobra i brzydka. Kozeta, wrodzoną niewinność przystraja dumą i chęcią emocjonalnej dominacji nad potencjalnymi adoratorami. Jan Valjean, nawet po wewnętrznej przemianie, stara się samolubnie zawłaszczyć uczucia "córki". Fantyna w przeciągu kilku lat upada na samo dno- z niewinnej dziewczyny zmienia się w plugawą prostytutkę.

I teraz nasi rodzimi fantaści: Szmidt i Wegner. Nie będę przytaczał imion poszczególnych bohaterów- wszyscy są tacy sami. Zaradni, inteligentni, odważni. W beznadziejnej sytuacji udaje im się znaleźć rozwiązanie które nie dość, że ratuje im skórę, to w dodatku stawia adwersarzy w niekorzystnym położeniu. "Musimy ich zostawić! Nic nie można zrobić!". Ile ja razy to słyszałem? Tyle samo, co znamienne dla literatury rozrywkowej "Nie mogę tego zrobić! Muszę im pomóc!". No i tak. Święcki albo inny Górski Strażnik w dosłownie, ostatniej chwili dokonuje heroicznego czynu.

Jestem w trakcie "konsumpcji" drugiego tomu "Opowieści z Meekhańskiego Pogranicza". Wykreowany świat jest jak najbardziej na plus- momentami da się wyczuć nawet Sapkowskiego. Co z tego, skoro przez 600 stron czytam o najlepszych wojownikach, najwierniejszych przyjaciołach albo najlepiej wyszkolonych pułkach. Czy tylko mnie drażni ta nieskazitelność? Wszyscy są nieziemsko odważni, nadludzko sprawni i wychodzą z każdej opresji z ledwie kilkoma sińcami. Cały pułk doborowej, koczowniczej kawalerii nie może dorwać bandy oberwańców uciekających od kilku godzin bez żadnej przerwy. Dlaczego? Bo każdy członek drużyny głównej bohaterki ma "najlepszego konia jakiego można znaleźć na stepach". Są oni dodatkowo najlepszymi jeźdźcami i wiedzą, że jeśli nie dadzą rady to kompanów czeka marny los.

Główna bohaterka odwiedza "przyszywaną" rodzinę podczas postoju w mieście. Pięćdziesięcioletnia macocha urodziła dziesięcioro dzieci i pół dnia przebywa w kuchni. Jest piękną kobietą z figurą nastolatki. Podaje na obiad zupę serową najlepszą w mieście- gdyby zatrudniła się w gospodzie, opowieści o jej kulinarnych zdolnościach obiegłyby z pewnością całe cesarstwo. Jej potomstwo na swój sposób jest wybija się z otoczenia. Ta jest ładna i zaradna, tamten przystojny i dobrze strzela z łuku a jeszcze inny wykuwa najlepsze miecze w całej okolicy.

     Można powiedzieć: Nie podoba ci się- nie czytaj. Myślę, że wtedy jednak coś by mnie ominęło. "Pola dawno zapomnianych bitew" i "Opowieści z Meekhańskiego Pogranicza" to kawał dobrej, rodzimej fantastyki. Momentami naiwnej i naciąganej, ale mimo to przyjemnej. Oba cykle cierpią na przypadłość, która dręczy niemal cały segment przemysłu rozrywkowego. Jestem w stanie ową skazę zaakceptować kiedy dzieło dobrze rokuje od samego początku, lub jeśli autor potrafi odpowiednio szybko wprowadzić fabułę na właściwe tory.

1 komentarz


Rekomendowane komentarze

Mary Sue fantastyki. Nie lubię takiej, chociaż cały czas się na nią nabieram. Każdy nosi w sobie małego chłopca, który chce przeżywać niesamowite przygody w gronie najlepszych przyjaciół i otoczeniu najlepszych obiektów. Rozwój bohatera, determinacja i poczucie sprawiedliwości (za dążenia jest nagroda). Czysta i niemożliwa fantazja. Dlatego takie twory nas kupują.

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...