Recenzja RiME
Dość często słyszałem o klasykach na PS2 takich jak: Shadow of the Colossus czy Ico. Opinie były różne, lecz w każdej z nich podkreślana była wyjątkowość tych produkcji. W końcu nadarzyła się okazja do zagrania w tytuł nawiązujący do wyżej wymienionych gier.
Jakby tu zacząć? Może jak zawsze od początku! RiME zostało wydane przez Grey Box, za co im serdecznie dziękuję. Początkowa gra ta miała być ekskluziwem na PS4. Sony na szczęście się rozmyśliło i zmieniono wydawcę, dzięki czemu mogłem zagrać na PC. Jest to moje drugie podejście do gry i powiem, że zrobiło na mnie..., ale o tym później.
Fabuła gry jest dość oszczędna i do tego wydzielana dość skąpo, co traktuję na plus, bo pozwalało to interpretować czy też domyślać się o co w niej chodzi. Na początku dowiadujemy się, że kierujemy chłopcem na oko 10-letnim. No, i że jest rozbitkiem, bo cała historia rozpoczyna się na plaży, gdzie zostaje on wyrzucony przez morze. Teraz wypada nakreślić jaki cel będzie nam przyświecać. No właśnie... żaden.
Idziemy przed siebie, gdzie nas nogi poniosą. Brzmi to trochę jak żart, lecz tak jest. Generalnie gra jest o stracie, pogodzeniu się z losem i akceptacji bądź nie, tego co życie ze sobą niesie. Uprzedzam jedynie, że jest to dramat, który może wycisnąć łzy, choć mniej wrażliwi mogą machnąć na to ręką. Wszystko zależy od tego czy wczujecie się w grę.
Po pełną recenzje zapraszam na mojego bloga:
www.adziszagramw.blogspot.com/2018/01/recenzja-rime.html
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia.